Jeden krok do miłości 10
Dodane przez Aquarius dnia Pa¼dziernika 25 2014 11:50:15


Powieki uniosły się w górę, odsłaniając piwne oczy, które rozejrzały się powoli po suficie, a po chwili przeniosły się na ściany i śpiącego obok mężczyznę. Wtedy do Jamesa dotarło, gdzie był, u kogo i co wczoraj zrobił. Kochał się z mężczyzną i było wspaniale. Przełknął ślinę, zdjęty gdzieś w środku strachem, gdy zadał sobie pytanie o to, co dalej. Przekręcił się na bok i podparł głowę na łokciu. Cody spał w najlepsze na plecach z jedną nogą przełożoną na kołdrę. Jamesa od razu nawiedziły myśli, że wczoraj całował i dotykał to udo. Poczuł drgnięcie w kroczu, ale zignorował to. Nadal przyglądał się Cody'emu i wyciągnął w jego stronę dłoń. Pogłaskał palcem policzek kochanka. Kochanka? Byli kochankami? Jakoś ta myśl nie wydała mu się zła, wprost przeciwnie, serce zaczęło mu szybciej bić z podekscytowania.
Widział, że Cody się budzi, coś mruczy, przeciąga się, zginając odkrytą nogę w kolanie, lecz kołdra skutecznie zasłaniała jego krocze.
– DzieÅ„ dobry – przywitaÅ‚ siÄ™ James, gdy Cody spojrzaÅ‚ na niego.
– Hej. – BaÅ‚ siÄ™ obudzić i stwierdzić, że to, co siÄ™ wczoraj staÅ‚o, to tylko sen lub mężczyzna wyszedÅ‚ w Å›rodku nocy. Na szczęście poranek okazaÅ‚ siÄ™ inny od jego wyobrażeÅ„. – Która godzina?
– Nie wiem.
– Mój telefon ma ustawiony alarm na siódmÄ…, wiÄ™c jak jeszcze nie dzwoniÅ‚, to jest... – Nie dokoÅ„czyÅ‚, bo wÅ‚aÅ›nie telefon zaczÄ…Å‚ wygrywać ostrÄ…, rockowÄ… melodiÄ™. – No, jest siódma. CzujÄ™ siÄ™ niezrÄ™cznie. – IgnorowaÅ‚ alarm, zaraz przestanie dzwonić.
– Dlaczego?
Cody schował nogę pod okrycie i poprawił się w łóżku.
– Nie wiem. Nie wiem, co dalej.
– Też zadajÄ™ sobie to pytanie, Cody. To, co wczoraj zaszÅ‚o, staÅ‚o siÄ™ tak szybko, że nawet sam siebie zaskoczyÅ‚em.
– Wierz mi, że ja siebie też. Najpierw mówiÄ™, że seks nie wchodzi w grÄ™, a potem co robiÄ™? Wiesz, co sobie uÅ›wiadomiÅ‚em?
– Hm?
– To byÅ‚ twój pierwszy raz.
– Ej, z facetem, Cody, z facetem.
– Przecież o tym mówiÄ™. – ChciaÅ‚by wiedzieć, na czym stoi, ale wolaÅ‚ siÄ™ o to nie pytać, bo jeszcze mógÅ‚by tÄ™ maÅ‚Ä… nić, jaka ich powiÄ…zaÅ‚a, zerwać. ZdawaÅ‚ sobie sprawÄ™, że nie byli razem, ale kim teraz dla siebie byli? Relacje szef-pracownik już siÄ™ zatarÅ‚y, przynajmniej na pÅ‚aszczyźnie prywatnej.
– OdnoszÄ™ wrażenie, że za dużo myÅ›lisz – stwierdziÅ‚ Harner i przysunÄ…Å‚ siÄ™ do mężczyzny. PocaÅ‚owaÅ‚ go w szyjÄ™ i przytknÄ…Å‚ usta do jego ucha. – Co z tym Å›niadaniem do łóżka?
– Nie może poczekać? Tu, gdzie wczeÅ›niej miaÅ‚eÅ› usta, byÅ‚o dość fajnie. – WskazaÅ‚ miejsce na szyi.
James uśmiechnął się i powrócił we wskazanym kierunku. Przygryzł skórę zębami i polizał.
– Mmmnn, to mi siÄ™ podoba – zamruczaÅ‚ Cody. Zawsze byÅ‚ pieszczochem.
– A mnie siÄ™ podoba, jak mruczysz. – SpojrzaÅ‚ mu w oczy. Cody objÄ…Å‚ jego szyjÄ™ ramionami.
– James, co teraz? I nie mów mi, proszÄ™, że faceci siÄ™ o takie rzeczy nie pytajÄ…, gówno mnie to obchodzi. Ja to ja i nie jestem bez serca.
– Nie wiem, co dalej. – UÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ na plecach, ale przyciÄ…gnÄ…Å‚ do siebie Adisona. – Nie jestem gotowy, aby pokazać innym... Wiesz, tamten pocaÅ‚unek to byÅ‚o co innego. ZakÅ‚ad i tak dalej, ale to...
– Wiem, że nie jesteÅ›my razem, ale powiedziaÅ‚em, że nie bÄ™dÄ™ czyjÄ…Å› tajemnicÄ…. Nawet twojÄ…. – UcaÅ‚owaÅ‚ go w sutek.
– Cody, ja ledwie mogÄ™ przeżyć to, że jestem biseksualny. ZÅ‚amaÅ‚em siÄ™ wczoraj, ale nadal jeszcze walczy ze mnÄ… moja druga część. Nie z tobÄ…, bo z tobÄ… czujÄ™ siÄ™ naprawdÄ™ dobrze, jakbym nareszcie byÅ‚ sobÄ….
– Nigdy nie interesowaÅ‚o ciÄ™, to co inni mówiÄ… – stwierdziÅ‚ Adison.
– Nadal tak jest, ale zrozum mnie...
– James, ja rozumiem. Tylko jest mi trudno z paru powodów, o których nie jestem gotów mówić. – Cody poÅ‚ożyÅ‚ brodÄ™ na jego piersi i popatrzyÅ‚ na mężczyznÄ™ poważnie. – Nie powinniÅ›my o czymÅ› takim mówić, nawet nie jesteÅ›my parÄ…, ale wiedz, że to, co siÄ™ wczoraj staÅ‚o, miaÅ‚o dla mnie wielkie znaczenie.
– Dla mnie też, to nie byÅ‚o coÅ› pustego. – PogÅ‚askaÅ‚ go po wÅ‚osach. – Cody, przez piÄ™tnaÅ›cie lat nie miaÅ‚em pojÄ™cia, kim naprawdÄ™ jestem. I to ty uÅ›wiadomiÅ‚eÅ› mi prawdÄ™.
– Obwiniasz mnie za to – powiedziaÅ‚ smutno i poÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ na plecach.
– Dlatego ciÄ™ przepraszam. – ZawisÅ‚ nad nim, opierajÄ…c siÄ™ na dÅ‚oniach po bokach jego gÅ‚owy. – Za wszystkie moje sÅ‚owa, bo bardziej to one byÅ‚y skierowane do mnie. Wczoraj byÅ‚ taki moment, że uÅ›wiadomiÅ‚em sobie, iż nie wolno tracić czasu. StraciÅ‚em go już dużo. I nie wiem, co siÄ™ dzieje, ale to wÅ‚aÅ›nie ciebie nie potrafiÄ™ wyrzucić z pamiÄ™ci. Podejrzewam, że mógÅ‚bym spróbować być z tobÄ…. Nie proÅ› mnie o otwarty zwiÄ…zek, zanim sam sobie wszystkiego nie poukÅ‚adam.
– A jak poukÅ‚adasz i mnie odtrÄ…cisz?
– CoÅ› mi siÄ™ wydaje, że nie zrobiÄ™ tego. – PochyliÅ‚ siÄ™, zginajÄ…c rÄ™ce w Å‚okciach i pocaÅ‚owaÅ‚. Kit z nieÅ›wieżym oddechem.
– Trzymam za sÅ‚owo, inaczej ciÄ™ wykastrujÄ™ – zażartowaÅ‚ Adison po rozÅ‚Ä…czeniu ich ust.
– Å»aÅ‚owaÅ‚byÅ› tego.
– Pewnie, wczoraj zrobiÅ‚eÅ› mi nim dobrze. – OplótÅ‚ go rÄ™koma i przyciÄ…gnÄ…Å‚ do siebie tak, że James poÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ na nim. – MiaÅ‚bym jeszcze raz i jeszcze raz na to ochotÄ™, ale naprawdÄ™ musimy coÅ› zjeść i pójść do pracy.
– Najpierw muszÄ™ jechać do domu siÄ™ przebrać.
– Prysznic weź u mnie, a ja w tym czasie przygotujÄ™ coÅ› do żarcia. Moja mama doskonale gotuje i mam w zamrażarce pysznoÅ›ci. WrzucÄ™ na patelniÄ™ i gotowe.
– DoskonaÅ‚y pomysÅ‚. – PocaÅ‚owaÅ‚ go jeszcze raz i wstaÅ‚. WiedziaÅ‚, że Cody obserwuje jego nagie ciaÅ‚o. PozbieraÅ‚ swoje ubrania. – To gdzie ta Å‚azienka?
– Na prawo od sypialni. Nie zgubisz siÄ™, Å›limak ma wiÄ™ksze lokum. RÄ™cznik weź z półki nad lustrem – poinformowaÅ‚ go. Sam jeszcze przeciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ ostatni raz tego ranka. ByÅ‚ dobrej myÅ›li. Jeżeli James nie zwiaÅ‚ z krzykiem, to bÄ™dzie dobrze.

***


W pracy Cody pojawił się tuż przed Jamesem i już siedział przy swoim biurku, trzymając kubek herbaty i grzejąc sobie o niego dłonie. W momencie, gdy James wszedł do ich pokoju, kierując swe nogi do gabinetu, Cody widział tylko jego.
No, spójrz na mnie, baranie, prosił w myślach Adison, czując się jak odurzony miłością nastolatek. Odetchnął, kiedy James go posłuchał. To była tylko chwilka, ale bardzo cenna dla chłopaka. Kiedy Harner zniknął mu z oczu, Cody z radością powrócił do pracy. Miał ukończyć wczoraj zaczęty rysunek i właściwie mógł rozpocząć weekend. Zaczął nawet podgwizdywać sobie pod nosem.
– Królewna ma tak zmienne nastroje, że siÄ™ bojÄ™ pytać, co siÄ™ zmieniÅ‚o od wczoraj. – Uwadze Agnes nie uszedÅ‚ radosny humor kuzyna. – Czyżby moja terapia tak na ciebie podziaÅ‚aÅ‚a?
– Twoja terapia by tylko wpÄ™dziÅ‚a czÅ‚owieka w depresjÄ™. Å»artujÄ™. ZnalazÅ‚em innego lekarza. – OparÅ‚ Å‚okcie na blacie biurka i podparÅ‚ brodÄ™ dÅ‚oÅ„mi. – Nie mogÄ™ ci powiedzieć, kim on jest, ale mam pewne nadzieje co do niego.
– O czym plotkujecie? – Claudia nie omieszkaÅ‚a siÄ™ przyÅ‚Ä…czyć.
– O lekarzach – odpowiedziaÅ‚ Cody.
– Imbecyle i tyle. ByÅ‚am wczoraj u okulisty i powiedziaÅ‚, że...
– Panie Adison. – GÅ‚os Jamesa przedarÅ‚ siÄ™ przez opowieść Claudii.
– SÅ‚ucham?
– ProszÄ™ do mnie, Cody. – Harner zostawiÅ‚ drzwi otwarte.
Agnes, widząc błysk w oczach kuzyna, tylko zmarszczyła brwi, odprowadzając go wzrokiem.
Cody zamknął za sobą drzwi, od razu podążając w stronę kochanka. Stanął przed nim, nie wykonując żadnego ruchu, wszystko pozostawiając w rękach Jamesa ze względu na to, że mężczyzna może nie chcieć mieć w biurze zażyłych stosunków.
James przysiadł na biurku i sam nie wiedział, po co go tu zawołał. To był jakiś wewnętrzny przymus, by Cody był blisko. Gdy tylko wyszedł od niego i wrócił do pustego już domu, poczuł się samotny i spragniony bycia przy tym mężczyźnie, dotykania go. Bał się tego, bo nie był pewny, czy czasem nie można się uzależnić od kontaktów homoseksualnych. Przecież było mu nadzwyczajnie przyjemnie, a Cody wyglądał zachwycająco, kiedy był pod nim. O czym on myśli? Od rana o tym samym.
– ChciaÅ‚eÅ› mnie widzieć? – zapytaÅ‚ Cody.
– Możesz mi wyjaÅ›nić, dlaczego czujÄ™ siÄ™ opÄ™tany myÅ›lami, że miaÅ‚bym ochotÄ™ wziąć ciÄ™ tutaj, nawet pod ryzykiem, że ktoÅ› nas nakryje?
– Czujesz siÄ™, jakbyÅ› byÅ‚ na gÅ‚odzie? – ZagryzÅ‚ wargÄ™ i zbliżyÅ‚ siÄ™ do niego.
– DokÅ‚adnie.
– A jak siÄ™ czuÅ‚eÅ›, kochajÄ…c siÄ™ pierwszy raz z dziewczynÄ…?
– Nie pamiÄ™tam, chyba chciaÅ‚em to powtarzać dzieÅ„ i noc.
– WiÄ™c to jest takie samo. – PoÅ‚ożyÅ‚ mu rÄ™ce na biodrach i cmoknÄ…Å‚ w usta, mimo wszystko obawiajÄ…c siÄ™, że zostanie odepchniÄ™ty. Nie chciaÅ‚ siÄ™ bać, ale prawdÄ… byÅ‚o, że siÄ™ baÅ‚. – Wiesz, pierwsze doÅ›wiadczenie, które siÄ™ podobaÅ‚o, ciÄ…gnie do drugiego, zanim siÄ™ wszystko nie unormuje. – ZÅ‚apaÅ‚ go za krawat i przyciÄ…gnÄ…Å‚ do siebie. Biodra siÄ™ dotknęły, aż mężczyzn przeszedÅ‚ prÄ…d. – A, żeby wszystko wróciÅ‚o do normy, to trzeba wiele razy powtarzać to i owo.
– Cody. – RÄ™ce same oplotÅ‚y Adisona w pasie.
– LubiÄ™, jak wypowiadasz moje imiÄ™. Nawet, kiedy chcesz zaprzeczyć.
James pochylił się do ust mężczyzny i złapał zębami dolną wargę, pociągnął ją i gdy miał zabrać się za rozpalający pocałunek, zadzwonił telefon. Natychmiast odsunął się od jego ust, nadal zostawiając jedną rękę oplecioną wokół pasa mężczyzny i sięgnął za siebie, odbierając służbową komórkę.
– James Harner. … Tak, czekaÅ‚em na ten telefon. … – Cody caÅ‚y czas na niego patrzyÅ‚. – Rozumiem. Do widzenia. – RozÅ‚Ä…czyÅ‚ siÄ™.
– Nie mamy Beauty Cosmetics? – zapytaÅ‚ Adison.
– To oni, ale zarzÄ…d nie podjÄ…Å‚ jeszcze decyzji. ZrobiÄ… to w poniedziaÅ‚ek, muszÄ… być pewni, na co wydadzÄ… pieniÄ…dze.
– Nie dziwiÄ™ im siÄ™. WracajÄ…c do nas, to wezwaÅ‚eÅ› mnie, żeby zapytać o tamto? – ZrobiÅ‚ nieokreÅ›lony ruch rÄ™kÄ… w powietrzu.
– Nie. Po prostu chciaÅ‚em ciÄ™ pocaÅ‚ować. Ale, że w gÅ‚owie mam burzÄ™, to nie omieszkam jeszcze zadać w przyszÅ‚oÅ›ci stosu pytaÅ„.
– Mam nadziejÄ™, James, że zaakceptujesz siebie do koÅ„ca. – PoprawiÅ‚ mu krawat, który przekrzywiÅ‚. James na to siÄ™ nie odezwaÅ‚, ale Cody postanowiÅ‚ zignorować milczenie mężczyzny. Nie chciaÅ‚ dopuÅ›cić do siebie, że James wolaÅ‚by być hetero, ale jego pragnienia wygrywajÄ… z nim. Nie wiedziaÅ‚, co bÄ™dzie, jeÅ›li James wybierze kobietÄ™ zamiast niego, lecz tym także postanowiÅ‚ siÄ™ nie przejmować. BÄ™dzie braÅ‚ to, co mu dajÄ…, majÄ…c nadziejÄ™, że jutro kochanek także od niego nie ucieknie.
Jeszcze rano nie miał tylu wątpliwości, teraz już też nie, ale kiedy nie widział Cody'ego, te tworzyły się niczym tornado. Chciałby być hetero, ale nie jest, to wiedział. Wiedział też, że coś się z nim dzieje i nie potrafił oderwać oczu od stojącego tak blisko niego chłopaka. Wiedział, że nie powinien odrzucać prawdziwego siebie, ale nie wiedział jednego - co przyniesie przyszłość? Z mężczyzną nie zapewni rodziny rodzeństwu.
– Wpadniesz dziÅ› do mnie? – UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ szczerze Cody.
I jak James miał nie ulec temu uśmiechowi? Tego też nie rozumiał. Co się z nim działo? Kilka dni temu chciał rozszarpać tego faceta za to, że go pocałował, a teraz zrobiłby tak, jakby odmówił pocałunku. Cóż, będzie, co będzie, a teraz jest teraz, więc po co się zamartwiać na przyszłość? Te oczy Cody'ego widzi wciąż w wyobraźni, snach, może to coś znaczy. Tak szybko to się dzieje, że go to przeraża, a jednocześnie fascynuje. Życie jest takie krótkie, to może jak los daje, trzeba brać?
– Nie mogÄ™, chyba że późno, chcÄ™ pobyć w domu z rodzeÅ„stwem. Ostatnio byÅ‚em jak zombie. A może ty wpadniesz do nas jutro? Sarah ciÄ…gle o ciebie pyta.
– A chciaÅ‚byÅ›? Nie odpowiadaj, jak nie jesteÅ› pewny...
– Jestem dorosÅ‚ym facetem, powinienem wiedzieć, czego chcÄ™, wiÄ™c chcÄ™, żebyÅ› jutro przyszedÅ‚ do nas i pobyÅ‚ z nami.
Żołądek Cody'ego wywinął kilka koziołków, serce odtańczyło kankana, a ciało ogarnął ogień na myśl, że cały dzień będzie u boku Jamesa. Dobrze, razem z jego rodzeństwem i będzie musiał udawać kolegę, ale to nie ma znaczenia. Ważne, że będą razem.
– PrzyjdÄ™. A teraz lepiej wrócÄ™ do pracy, bo szef mnie jeszcze pogoni – powiedziaÅ‚ Cody.
– Czekaj, nie dostaÅ‚em tego, po co ciÄ™ zawoÅ‚aÅ‚em. – James zÅ‚apaÅ‚ kochanka za gÅ‚owÄ™, przytrzymujÄ…c jÄ… i zÅ‚ożyÅ‚ na ustach szybki pocaÅ‚unek. Dopiero wtedy go puÅ›ciÅ‚. – Teraz możesz iść.
Cody uśmiechnął się głupio i zaczął cofać w stronę drzwi. Gdy do nich dotarł, wziął głęboki, uspokajający oddech i dopiero wtedy wyszedł, jak zwykły pracownik, który omawiał projekt, a nie właśnie całował się z szefem.
– O, Cody, chodź do nas – zawoÅ‚aÅ‚a Diana.
– No, co tam? – ZignorowaÅ‚ pytajÄ…cy wzrok kuzynki.
– Po pracy idziemy do pubu na piwo i nie wywiniesz siÄ™ tym razem – odpowiedziaÅ‚ Peter.
– Nie mam planów na wieczór. – W przeciwieÅ„stwie do jutra, ale tÄ™ myÅ›l zachowaÅ‚ dla siebie.

***


W pubie panował tłok, hałas i wszystko to, czego zazwyczaj Cody unikał jak ognia, jednak dzisiaj chętnie się wybrał na drinka. Z drugiej strony, nie mógł wiecznie uciekać przed spotkaniem po pracy. Tym razem nie zamierza zrobić z siebie głupka i tańczyć na stole, a wtedy to był zakład. Ale jak postanowił, z zakładami definitywny koniec.
Rozsiadł się na wygodnej kanapie przy kilkuosobowym stoliku, a obok niego miejsce zajęła Diana, której buzia od rana się nie zamykała. Peter wraz z Agnes poszli po piwa i przekąski, natomiast Claudia flirtowała z nowo poznanym mężczyzną. W ostatniej chwili dołączyła do nich nieśmiała i milcząca Lilly. Cody nie raz zastanawiał się, dlaczego dziewczyna, właściwie kobieta, która była starsza od niego o rok, nadal nie potrafiła się z nimi odnaleźć. Lilly usiadła po jego drugiej stronie, nerwowo odgarniając swoje kręcone włosy z czoła.
– Nie zastanawiacie siÄ™, gdzie podziewa siÄ™ Madson? – zapytaÅ‚a Diana, która przerwaÅ‚a swÄ… wypowiedź na temat swojego męża, który nie rozumiaÅ‚ jej pasji tworzenia. – Od wtorku siÄ™ nie pokazaÅ‚, a miaÅ‚ jeszcze do przyszÅ‚ego tygodnia pracować jako nasza urocza sprzÄ…taczka.
– Tak przeuroczo wyglÄ…daÅ‚a jego wykrzywiona w zÅ‚oÅ›ci twarz – dodaÅ‚ Cody i uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ radoÅ›nie na widok zbliżajÄ…cego siÄ™ piwa.
– O czym plotkujecie? – zapytaÅ‚ Peter. DziÅ› nie spieszyÅ‚ siÄ™ do domu. Å»ona wyjechaÅ‚a z dziećmi do matki i miaÅ‚ luz.
– O naszej uroczej sprzÄ…taczce. – Cody odebraÅ‚ swój kufel.
– Nie pojawia siÄ™ w pracy od wczoraj. – Diana od razu porwaÅ‚a garść orzeszków. KochaÅ‚a chrupać wszystkie rodzaje, jakie wpadÅ‚y jej w rÄ™kÄ™.
– Ma urlop do przyszÅ‚ego tygodnia – odpowiedziaÅ‚ Peter, siadajÄ…c na siedzisku.
– Nic nie wspominaÅ‚. – Agnes także umoÅ›ciÅ‚a siÄ™ wygodnie ze szklankÄ… soku, później miaÅ‚a wszystkich odwieźć. Wciąż nie dawaÅ‚o jej spokoju zachowanie kuzyna. Wczoraj wpadaÅ‚ w depresjÄ™, a dziÅ› miaÅ‚ stan euforyczny. Co wiÄ™cej, poÅ‚Ä…czony z rumieÅ„cami, gdy wyszedÅ‚ z gabinetu Harnera. Możliwe, że on i szef krÄ™cÄ… ze sobÄ…? Koniecznie musiaÅ‚a go zmusić do rozmowy. WesoÅ‚y Cody nie zwierzaÅ‚ siÄ™ tak Å‚atwo.
– MiaÅ‚ wyjechać czy coÅ›.
– Peter, a skÄ…d o tym wiesz? – spytaÅ‚a Claudia, która raczyÅ‚a zostawić potencjalnego kochanka.
– JesteÅ› za bardzo wÅ›cibska. Sam podpisywaÅ‚em zgodÄ™ na urlop, Harnera nie byÅ‚o, nie?
– Aaaa, racja. Dobra, chÅ‚opaki i dziewczyny, to za co pijemy? – Claudia podniosÅ‚a szklankÄ™ z bursztynowym napojem i masÄ… bÄ…belków.
– Za nie mówienie o pracy? – zaproponowaÅ‚ Cody.
– Zgoda, omówimy twoje życie seksualne, Cody, a raczej tego, którego nie masz – powiedziaÅ‚a Diana. – Masz na oku jakiegoÅ› faceta?
– Pierwsza byÅ› wiedziaÅ‚a – odparÅ‚. MiaÅ‚ nie tylko na oku, ale i w sercu. To drugie nie byÅ‚o rozsÄ…dne, ale czy w uczuciach rozsÄ…dek siÄ™ liczy? GÅ‚os w mózgu podpowiadaÅ‚ mu, że angażowanie siÄ™ w coÅ› niepewnego może go później boleć, ale ignorowaÅ‚ go. LiczyÅ‚ na to, że da sobie radÄ™, a i James w peÅ‚ni siebie zaakceptuje.
– Trzymam za sÅ‚owo, kumplu. – WÅ›ród myÅ›li przebiÅ‚ siÄ™ gÅ‚os Diany. NaprawdÄ™ tworzyli zgranÄ… grupÄ™. Może byli tylko kumplami z pracy, nie przyjaciółmi, ale to wÅ‚aÅ›nie im siÄ™ zawsze dobrze współpracowaÅ‚o, a spotkania na gruncie prywatnym także wypadaÅ‚y wyÅ›mienicie.

***


Ledwie wszedł do domu, a już usłyszał dolatującą z piętra muzykę. James nie słyszał własnych myśli, a co dopiero biegnącej ku niemu Sarah. Ukucnął przed nią i przytulił.
– Czy twój brat ogÅ‚uchÅ‚? – zapytaÅ‚.
– Nie wiem. – WzruszyÅ‚a ramionami.
– Mam dla ciebie niespodziankÄ™.
– JakÄ…? – RozpromieniÅ‚a siÄ™.
– Cody jutro przyjdzie.
– Aaaaa. Powiem Chloe. – Dziewczynka zapiszczaÅ‚a i objęła go, caÅ‚ujÄ…c przy okazji w policzek. Potem pobiegÅ‚a na tyÅ‚y domu, zapewne do Chloe. MusiaÅ‚ dać podwyżkÄ™ tej kobiecie.
Wstał, rozwiązał krawat i wspiął się po schodach na górę. Czuł się taki lekki jak nigdy. Pozbył się dręczącego go napięcia i głupich myśli. I jakoś dziwne był podniesiony na duchu, wiedząc, że chociaż Sarah lubi Adisona.
Na piętrze huk rocka był jeszcze głośniejszy, więc rzucił trzymaną w ręku marynarkę na szafkę i zapukał do pokoju brata. Odczekał chwilę, drapiąc się po głowie i nacisnął klamkę. Ledwie otworzył drzwi, a jego oczom ukazał się jednoznaczny widok. Alex siedział na łóżku, a jego usta były pożerane przez wargi Stevena w... musiał przyznać, w dość gorącym pocałunku. Wiedział, że powinien wyjść i zostawić chłopaków samych, ale do licha, jego brat miał dopiero szesnaście lat! A ten pocałunek nie wyglądał na całkiem niewinną rzecz. On tak całował Cody'ego wczoraj i... no, wcześniej, no. W trakcie też.
Wkroczył do pokoju, od razu kierując się do wieży i nacisnął przycisk Power. Wszędzie wokół nastała cisza. Spojrzał na chłopców z uniesionymi brwiami. Ci odskoczyli od siebie na dwa krańce łóżka i obaj patrzyli na niego, będąc zarówno w szoku, jak i przerażeniu. Ale Alex pierwszy doszedł do siebie, a jego policzki pokrywała czerwień. Stanął naprzeciw brata i zaatakował go słowami:
– Jak Å›miesz wchodzić bez pukania?!
– PukaÅ‚em, ale książę nie sÅ‚yszaÅ‚, bÄ™dÄ…c zajÄ™ty poÅ‚ykaniem jÄ™zyka tego tutaj pana. – WycelowaÅ‚ palec w Stevena, który wbrew jego nadziejom nie uciekÅ‚, ale podszedÅ‚, jak mniemaÅ‚ James, do swego chÅ‚opaka.
– A gówno ciÄ™ to obchodzi, co robiÄ™ ze swoim chÅ‚opakiem! Tak, to mój chÅ‚opak, brachol!
– Trudno tego nie zauważyć. – James przeniósÅ‚ spojrzenie prosto na chÅ‚opaka o rudych wÅ‚osach. – Jak skrzywdzisz mojego brata, to obdzieranie żywcem ze skóry bÄ™dzie najlepszym, co ciÄ™ spotka, gdy wpadniesz w moje rÄ™ce – syknÄ…Å‚ wprost w twarz Stevena.
Alex nie wierzył w to, co słyszy. Jego brat grozi jego chłopakowi, ale nie wyzywa żadnego z nich? Nie tego się spodziewał. Zawsze uważał go za pieprzonego homofoba. Zamrugał szybko powiekami z niedowierzania.
– WpadÅ‚o ci coÅ› do oka? – zapytaÅ‚ brata James i wyszedÅ‚ z pokoju.
– Hej, a dokÄ…d to?! – krzyknÄ…Å‚ Alex. – Steven, czekaj tu i siÄ™ nie ruszaj. James! – WybiegÅ‚ za bratem. ZÅ‚apaÅ‚ go za rÄ™kÄ™ i zaciÄ…gnÄ…Å‚ do pierwszego z brzegu pokoju. – Teraz pogadamy poważnie.
– Dlaczego mi nie powiedziaÅ‚eÅ›, że jesteÅ› gejem? Bo jesteÅ›, tak? Czy może to tylko maÅ‚a przygoda? – pytaÅ‚ James, opadajÄ…c na fotel. Akurat byli w jego sypialni. RozpiÄ…Å‚ mankiety rÄ™kawów przy koszuli. LiczyÅ‚, że spÄ™dzi spokojny wieczór z dzieciakami, a tu czekaÅ‚a go rozmowa na tematy, których tak bardzo unikaÅ‚. Nie tylko tematu homoseksualizmu.
– Przygoda? Chyba kpisz! A w ogóle to nie bÄ™dziesz mi prawiÅ‚ morałów, jak to pedalstwo jest zÅ‚e?
James wstrzymał się z podwijaniem rękawów koszuli do łokcia i popatrzył na brata z zaskoczeniem. Miał go za homofoba? Przecież nigdy nie dał mu powodu do takiego myślenia.
– Dlaczego tak sÄ…dzisz?
– Dlaczego? – Alex usiadÅ‚ na stoliku, jaki staÅ‚ w pobliżu fotela. – WystarczyÅ‚o, że pamiÄ™tam przeszÅ‚ość. Mam już swoje lata, nie tak jak dziewczynki. PamiÄ™tam, jak nie raz zdarzaÅ‚o ci siÄ™ mówić wyzwiska. Wtedy nie wiedziaÅ‚em, o co chodzi, ale teraz już wiem. I możesz mnie sobie tak nazywać, jestem kim jestem i dobrze mi z tym. Kocham Stevena, a on mnie i wiedz, że nigdy nie zwiążę siÄ™ z dziewczynÄ…! – WykrzywiÅ‚ twarz w zÅ‚oÅ›ci.
Pewnie jeszcze tydzień wcześniej, nawet mniej, próbowałby wmówić bratu to, co wmawiano jemu. Krzyczałby na niego, ale teraz sam był blisko z mężczyzną i pomimo że nie wiedział, jak daleko ich to zaprowadzi, jakoś nie potrafił oderwać od niego myśli. Skoro Alex mówi, że kocha tego chłopaka, to nie miał prawa tego zmieniać. Nurtowało go jedno:
– Uprawiasz seks?
– Nie, ale to nie twoja sprawa. – WstaÅ‚ z zamiarem opuszczenia pokoju. – Obaj ze Stevenem uznaliÅ›my, że jestem na to za mÅ‚ody i poczekamy, ale to nie znaczy, że żyjÄ™ jak mnich.
– Nie zÅ‚ość siÄ™, chciaÅ‚em tylko przypomnieć o zabezpieczeniu, to naprawdÄ™ ważne.
– Wiem. – Nagle coÅ› do niego dotarÅ‚o. – Czekaj no. – PodszedÅ‚ do brata i obwÄ…chaÅ‚ go.
– Co ty robisz? – James skrzywiÅ‚ siÄ™ z niesmakiem. Brat ma jakiÅ› fetysz czy co?
– WÄ…cham, czy czasem nie piÅ‚eÅ›. NaprawdÄ™ spodziewaÅ‚em siÄ™ awantury, a ty...
– Nie jestem taki, za jakiego mnie miaÅ‚eÅ›. Wracaj do... chÅ‚opaka.
Alex najpierw zmarszczył brwi, a po chwili wzruszył ramionami i opuścił pokój.
Dobrze, James nie do końca porozmawiał z nim na tematy intymne, ale przypomniał o zabezpieczeniach. A teraz nie potrafił ukryć radości, że brat jednak nie spieszy się z pełnym stosunkiem. Może dobrze, że tak się skończyła ta rozmowa, bo co miał mu jeszcze przekazać? James nie zamierzał mówić bratu o tym, co się z nim teraz dzieje, jakie obudziły się w nim pragnienia. Tym bardziej nie był gotów mówić, że Cody stawał się kimś więcej. Przed samym sobą nie potrafił tego przyznać.
Oparł głowę na oparciu fotela i przymknął oczy. Od razu w wyobraźni zobaczył Cody'ego. I bardzo mu się ten widok podobał.