Jeden krok do miłości 9
Dodane przez Aquarius dnia Pa¼dziernika 18 2014 15:52:02


Rozdział 9



– Å»e co? – Cody zrobiÅ‚ wielkie oczy na to nieoczekiwane wyznanie. James byÅ‚ pijany czy jak? – SÅ‚uchaj, jak przyszedÅ‚eÅ› znów pierdolić od rzeczy, obrażać mnie, to lepiej spadaj stÄ…d czym prÄ™dzej, bo nie jestem gotów na wysÅ‚uchiwanie sÅ‚odkich słówek, po których idÄ… te gorzkie! – krzyczaÅ‚ Cody. – Zabieraj siÄ™ stÄ…d!
Nie wiedział, co ma mu odpowiedzieć, jak zareagować. Przemógł się, by tu przyjechać i zawzięcie szukał mieszkania Adisona, a teraz wysłuchiwał go krzyczącego na niego i przyznawał mu rację. Mógł zrobić w takiej sytuacji tylko jedno. Zanim Cody roztrzaskał mu nos drzwiami, złapał mężczyznę za ramiona, przyciągnął do siebie i wpił mu się w usta niczym pijawka. Popchnął go lekko do tyłu, przez co mógł wejść do mieszkania i zatrzasnąć stopą drewnianą deskę. Objął go mocno, wymuszając na Cody'm drapieżny pocałunek i nie pozwalając mu się wywinąć.
Gdy poczuł jego usta na swoich, te ramiona wokół niego, miał ochotę rozerwać tego faceta na strzępy, udusić go, pobić, ale z każdą chwilą zaczynał szybko poddawać się temu buszującemu mu w ustach językowi. Ależ był głupi. Naiwny, głupi i zakochany. Uniósł ręce w górę i wsunął je we włosy Jamesa, mrucząc mu do ust. To było takie przyjemne, takie dobre... Nie, to było złe. Nie ulegnie mu, aby potem zostać zmieszanym z błotem. Koniec poddającego się i miękkiego Cody'ego Adisona. Złapał go za te czarne kudełki i odciągnął te cudowne, ssące narządy od jego warg.
– Podobno dotykanie mnie sprawia, że chce ci siÄ™ rzygać! – wycedziÅ‚ przez zaciÅ›niÄ™te zÄ™by. – Jak masz zamiar to robić, to wypierdalaj. – OdepchnÄ…Å‚ go od siebie i poprawiÅ‚ szlafrok, który niebezpiecznie zsuwaÅ‚ siÄ™ z ramion.
James oblizał ze smakiem usta. Cody miał prawo się wściekać.
– Cody, posÅ‚uchaj mnie.
– SÅ‚ucham! – ZaÅ‚ożyÅ‚ rÄ™ce na piersi. Ten bezczelny typek byÅ‚ tak bardzo w tej chwili wkurzajÄ…cy, że miaÅ‚ ochotÄ™ walnąć go w te bielutkie zÄ™by, aż rÄ™ce go swÄ™dziaÅ‚y.
James, będąc w domu, wiele sobie przemyślał. W sumie ten, na całe szczęście, niedoszły wypadek pozwolił mu zrozumieć, że życie jest kruche i w każdej chwili może zniknąć jak pęknięta bańka mydlana.
– Cody, dla ciebie to jest proste. Å»yjesz z tym od lat, ja od kilku dni. – Gdy mijaÅ‚ Adisona, ten zÅ‚apaÅ‚ go za ramiÄ™ i odwróciÅ‚ w swojÄ… stronÄ™.
– Mówisz tak, jakby to byÅ‚a choroba, wirus, który zasiaÅ‚ siÄ™ w tobie i nie zamierza wyjść!
– Tak siÄ™ czuÅ‚em. – WyrwaÅ‚ mu siÄ™ i wszedÅ‚ gÅ‚Ä™biej do pokoju. PrzesunÄ…Å‚ wzrokiem po nieurzÄ…dzonym wnÄ™trzu. – Jakby zagnieździÅ‚o siÄ™ we mnie coÅ›, czego nie chcÄ™. Ale wracajÄ…c do tego, co mówiÅ‚em, to przeklinam siebie, że taki jestem. – PodszedÅ‚ do okna i wyjrzaÅ‚ przez nie. Widok go rozczarowaÅ‚. Tylko same bloki wokół. PrzeniósÅ‚ wzrok na coÅ› lepszego, a tym obiektem byÅ‚ stojÄ…cy nieopodal mężczyzna. – PowiedziaÅ‚em dzisiaj... – Nie lubiÅ‚ siÄ™ uzewnÄ™trzniać, zawsze wszystko chowaÅ‚ dla siebie. Poza tym takie zwierzanie siÄ™ uznawaÅ‚ za maÅ‚o mÄ™skie. – PowiedziaÅ‚em coÅ›, czego nie powinienem byÅ‚ mówić. – Cody odwróciÅ‚ gÅ‚owÄ™ w bok i patrzyÅ‚ na jakiÅ› punkt na kanapie. Nadal staÅ‚ z zaÅ‚ożonymi na piersi rÄ™koma. – Å»aÅ‚ujÄ™ tych słów. Nie sÄ… prawdÄ…. Jest wprost przeciwnie i to mnie przeraża, nawet nie wiesz, jak bardzo. – PrzyglÄ…daÅ‚ siÄ™ jego wÅ‚osom. Zawsze uważaÅ‚, że mężczyźni z dÅ‚ugimi wÅ‚osami sÄ… nieciekawi, czÄ™sto mieli je naprawdÄ™ brzydkie, ale te wyglÄ…daÅ‚y na takie miÄ™kkie i geste. ZapragnÄ…Å‚ ich dotknąć, powÄ…chać.
Cody na milczenie ze strony Harnera, zdecydował się na niego spojrzeć i to, co ujrzał sprawiło, że w ustach poczuł suchość i zapragnął, by język mężczyzny nawilżył tę pustynię. Otrząsnął się z tego, ale nie jego penis. Ta część jego ciała postanowiła myśleć w tych właśnie kategoriach i nie przyjmowała sprzeciwów.
– MogÄ™ powiedzieć, że te kiepskie przeprosiny zostaÅ‚y przyjÄ™te, ale nadal nie rozumiem, co tu robisz, James? – syknÄ…Å‚.
– Jak wróciÅ‚em do domu, nie potrafiÅ‚em znaleźć sobie miejsca. CoÅ› rozrywa mnie od Å›rodka i muszÄ™ dopuÅ›cić do gÅ‚osu pewne sprawy, bo oszalejÄ™. Jeszcze dzisiaj... – urwaÅ‚. Cody nie musi wiedzieć, że prawie siÄ™ zabiÅ‚. – CoÅ› daÅ‚o mi do myÅ›lenia i doszedÅ‚em do wniosku, że życie jest za krótkie, aby uciekać przed samym sobÄ…, a raczej prawdÄ… o sobie. Wystarczy piÄ™tnaÅ›cie lat tej ucieczki.
– I do jakiego wniosku doszedÅ‚eÅ›? – Cody usiadÅ‚ na sofie, zarzucajÄ…c ramiÄ™ na oparcie.
James długo milczał, od czasu do czasu przecierając dłońmi twarz lub przeczesując włosy palcami. Wyglądał tak, jakby jeszcze walczył z samym sobą. W końcu popatrzył poważnie na drugiego mężczyznę.
– NaprawdÄ™ nie potrafiÄ™ o tobie zapomnieć. CaÅ‚y czas stoisz mi przed oczami, taki Å‚adny, pachnÄ…cy, taki pociÄ…gajÄ…cy. I nie mogÄ™ przejść obok tego obojÄ™tnie. – UsiadÅ‚ blisko niego, poÅ‚ożyÅ‚ mu rÄ™kÄ™ na kolanie. – Uwierz, że w domu dziÅ› przeszedÅ‚em piekÅ‚o i doszedÅ‚em do jednego wniosku, że ty i ja...
– Nie bÄ™dÄ™ twoim eksperymentem! Zapomnij! – OdsunÄ…Å‚ kolano, chociaż ta dÅ‚oÅ„ byÅ‚a tak ciepÅ‚a, a jemu już zdążyÅ‚o zrobić siÄ™ zimno. – Mam dość bycia obiektem doÅ›wiadczalnym lub kimÅ›, kto ma wzbudzić w innym zazdrość!
– Nie o to mi chodzi. Zaczynam rozumieć, jaki jestem oraz to, że chciaÅ‚bym być z tobÄ… bliżej.
– W jaki sposób? Seks? Nie licz na to. Jak bliżej, James? Przedstawisz mnie jako swego faceta innym? A może bÄ™dÄ™ twojÄ… maÅ‚Ä… tajemnicÄ…? Tego chcesz? – PochyliÅ‚ siÄ™ w jego stronÄ™. – Jeżeli tak, to znajdź sobie innego frajera, bo jak chodzi ci tylko o pieprzenie siÄ™ z mężczyznÄ…, to jest ich caÅ‚a masa. Dlaczego ja? Bo wiesz o mnie i masz do mnie dostÄ™p? – To bolaÅ‚o, bo ta wiedza, nad którÄ… wczeÅ›niej siÄ™ nie zastanawiaÅ‚, nagle wydaÅ‚a mu siÄ™ najważniejsza. Co, jeÅ›li facet nie może o nim zapomnieć tylko z tego powodu? Przecież siÄ™ nie zakochaÅ‚, tak jak on.
Cody w tej chwili był zdecydowanie za blisko. Musiał się postarać, żeby patrzeć mu w oczy, a nie na przykład na usta lub nagą pierś, którą odsłoniły poły szlafroka.
– Nie. WÅ‚aÅ›nie o to chodzi. Nie, źle to powiedziaÅ‚em. Chodzi o to, że to ty jesteÅ› w mojej gÅ‚owie i nie wiem, czemu. Nie ma to nic wspólnego z naszym pocaÅ‚unkiem czy z tym, że jesteÅ› dostÄ™pny. JakimÅ› dziwnym trafem wiem, kto jest gejem, a kto nie w caÅ‚ym budynku, w jakim jest agencja. WidzÄ™, jak na mnie patrzy chÅ‚opak od ksero czy czego tam. MógÅ‚bym go mieć, ale nie chcÄ™, bo... – zaciÄ…Å‚ siÄ™ – chcÄ™ ciebie, Cody. Nie wiem, co bÄ™dzie jutro, ale na teraz pragnÄ™ ciÄ™ caÅ‚ować, dotykać... – PrzysunÄ…Å‚ siÄ™ tak blisko, że stykali siÄ™ swoimi ciaÅ‚ami i bez problemu, chociaż z obawÄ…, dotknÄ…Å‚ jego wÅ‚osów. PrzesunÄ…Å‚ dÅ‚ugie pasmo pomiÄ™dzy palcami i, pochylajÄ…c siÄ™ bardziej, wtuliÅ‚ w nie nos. WciÄ…gnÄ…Å‚ powietrze. PachniaÅ‚y lawendÄ….
– Czemu mnie wÄ…chasz? – zapytaÅ‚ Adison, chociaż sam nie potrafiÅ‚ powstrzymać siÄ™ od wciÄ…gniÄ™cia zapachu cedru, jakim pachniaÅ‚ mężczyzna.
– Podobno zapach dziaÅ‚a na zmysÅ‚y – wyszeptaÅ‚ James, trÄ…cajÄ…c nosem jego ucho, a po chwili szyjÄ™.
– Też tak sÅ‚yszaÅ‚em. – MiaÅ‚ pozwolić sobie na zapomnienie? OdchyliÅ‚ gÅ‚owÄ™ na tyle, by pozwolić mężczyźnie na muskanie nosem skóry szyi. – James, masz jeszcze szansÄ™, żeby stÄ…d wyjść. Jak tego nie zrobisz, uznam, że chcesz być ze mnÄ… i nie wyjdziesz stÄ…d do rana. BÄ™dÄ™ siÄ™ chciaÅ‚ z tobÄ… kochać. SÅ‚yszysz, co mówiÄ™?
– SÅ‚yszÄ™. – UjÄ…Å‚ jego twarz w obie dÅ‚onie i pogÅ‚adziÅ‚ policzki kciukami. – Ty też masz teraz szansÄ™ siÄ™ wycofać, gdy powiem, że chcÄ™ spróbować, ale na razie wolaÅ‚bym, aby to pozostaÅ‚o tajemnicÄ…. – Tak, zÅ‚amaÅ‚ siÄ™ caÅ‚kowicie, ale nie jeżeli chodzi o to. Nie byÅ‚ gotów tak od razu, kategorycznie, zmieniać swego życia. I tak strasznie baÅ‚ siÄ™ tego, co czuje, nawet w tej chwili. Gdyby nie silne pragnienie pocaÅ‚owania tego mężczyzny, dotykania go, pieszczenia, to by zwyczajnie zwiaÅ‚, gdzie pieprz roÅ›nie. Co prawda, nie miaÅ‚ o tym wszystkim żadnego pojÄ™cia, ale chyba pod tymi wzglÄ™dami nie różniÅ‚o siÄ™ to niczym od tego, jak sprawia siÄ™ przyjemność kobiecie, pomijajÄ…c anatomiczne szczegóły. OdgarnÄ…Å‚ mu wÅ‚osy i pocaÅ‚owaÅ‚ go w szyjÄ™, po czym chwyciÅ‚ skórÄ™ pomiÄ™dzy przednie zÄ™by.
Na co miał się godzić? Na bycie sekretem? W sumie czy byłoby w tym coś złego? Miałby Jamesa całego z pominięciem jego serca, ale to Adisona nie odstraszyło. Jęknął, gdy poczuł na swojej skórze lekkie szczypanie zębami.
– Jestem gÅ‚upi, że siÄ™ na to zgadzam – szepnÄ…Å‚ Cody. ChciaÅ‚ wiele, ale wiedziaÅ‚, że wszystkiego nie dostanie, wiÄ™c na ten czas zadowoli siÄ™ tym, co ma. Poza tym jego podniecenie rosÅ‚o, gdy James wyczyniaÅ‚ jakieÅ› cuda jÄ™zykiem na jego szyi lub jÄ… kÄ…saÅ‚.
Ucałował ostatni na tę chwilę kawałek skóry i pocałunkami zaczął wytyczać drogę do jego ust, a gdy już ich sięgnął, nie potrafił się oprzeć tym rozchylonym zapraszająco wargom. Porwał w swoje objęcia Cody'ego, prawie naciągając go na siebie, torując sobie drogę do środka. Zaczynał rozumieć, że pocałunki tego mężczyzny robią się uzależniające.
Wspiął się na niego, siadając okrakiem na kolanach Jamesa i nie odrywając ust od siebie, a tym samym nie przerywając tańca ich splatających się i liżących się języków. Z przyjemnością zaczął niszczyć mu tą idealnie poukładaną fryzurę, a biodra docisnął do jego, poruszając nimi zapamiętale.
Wyczuł, że Cody nie jest już taki miękki, a przez to jego penis zaczął jeszcze żywiej reagować. Do głowy wpadł mu obraz, jak dotykał go tam i sam to otrzymywał. Rozplątał pasek od tego przeklętego szlafroka i wsunął pod niego ręce wprost na plecy. Dotyk skóry posłał sygnały z komórki do komórki, informując każdą o przyjemności, jaka zaczęła się od palców i potoczyła dalej. Przesunął ręce w górę pleców, a później zgiął palce i sunął nimi w dół, drapiąc skórę mężczyzny, co wywołało drżenie Cody'ego.
Uwielbiał drapanie, a linia kręgosłupa była u niego szczególnie wrażliwa. Oderwał się od jego ust, by przylgnąć do tego dotyku jak spragniona głaskania kotka. Jego ręce podążyły do guzików koszuli i zaczęły z niecierpliwością rozpinać każdy z nich. Najchętniej to by je pourywał, szarpiąc materiał. Ukończył swoją pracę i zsunął koszulę z ramion mężczyzny, kiedy ten się lekko odchylił od oparcia kanapy. James przycisnął go mocno do siebie, gdy i on był już nagi powyżej pasa. Ich skóry dotknęły się, co doprowadziło ich do głośnego westchnienia.
– Cody. – Czucie na swym torsie pÅ‚askiej, ewidentnie należącej do mężczyzny piersi sprawiÅ‚o, że pchnÄ…Å‚ biodrami w górÄ™. – Nie wiem, co robić – przyznaÅ‚ siÄ™.
– Robisz dokÅ‚adnie to, co trzeba. ResztÄ™ ci pokażę. – PocaÅ‚owaÅ‚ go gwaÅ‚townie, gryzÄ…c i ssÄ…c na przemian jego wargi. Nie zależaÅ‚o mu nigdy na seksie na tyle, żeby to byÅ‚o najważniejsze, ale teraz poczÄ…Å‚ pragnąć tego mężczyzny caÅ‚ym sobÄ…. ZaczÄ…Å‚ ocierać siÄ™ zmysÅ‚owo o to ciaÅ‚o pod sobÄ…. – Zobaczysz, jak to przyjemnie być z mężczyznÄ… – szeptaÅ‚ zmysÅ‚owo Cody, przesuwajÄ…c usta do ucha Jamesa. – Jaki to cudowny widok widzieć go z rozÅ‚ożonymi nogami, czekajÄ…cego tylko, aż w niego wejdziesz. A gdy to zrobisz, otoczy ciÄ™ aksamitna ciasnota, aż bÄ™dziesz miaÅ‚ ochotÄ™ równoczeÅ›nie dojść i poruszać siÄ™ przez wieczność. – KusiÅ‚ i podniecaÅ‚ tym mężczyznÄ™. – ChcÄ™ kochać siÄ™ z tobÄ…, James i pieprzÄ™ to, co bÄ™dzie jutro. – ChwyciÅ‚ jednÄ… z jego rÄ…k, jaka masowaÅ‚a mu uda i poÅ‚ożyÅ‚ sobie na poÅ›ladku. – Nie myÅ›l, tylko dotykaj mnie, jak chcesz i gdzie chcesz.
Słuchał tego i twardniał z każdym słowem, a wyobraźnia podsuwała mu różne obrazy. Wiedział, jak kochają się geje, jak i wielu innych heteroseksualnych ludzi, ale sam nigdy tego nie robił. Zacisnął palce na okrągłym, jędrnym pośladku, po chwili decydując się włożyć ręce pod cienki materiał spodni. Pomasował pośladki, a jego oddech przyspieszył. Nie miał wątpliwości, że go chce.
– Chodźmy do sypialni, tam mam wszystko, co potrzebne – powiedziaÅ‚ Cody po paru chwilach ocierania siÄ™ i caÅ‚owania. ZsunÄ…Å‚ siÄ™ z kolan mężczyzny, od razu pozbywajÄ…c spodni, tylko mu przeszkadzaÅ‚y. Poza tym wiedziaÅ‚, że wyglÄ…da dobrze i miaÅ‚ zamiar mu siÄ™ pokazać.
James patrzył jak zahipnotyzowany na stojącego członka, a po chwili, gdy Cody się odwrócił, by zapewne przejść do sypialni, ujrzał idealne pośladki. Żadna z jego kobiet takich nie miała.
– BÄ™dziesz tam siedziaÅ‚ i czekaÅ‚, aż sam siÄ™ sobÄ… zajmÄ™, czy idziesz ze mnÄ…? – Cody zatrzymaÅ‚ siÄ™ i obejrzaÅ‚ przez ramiÄ™ na mężczyznÄ™, który w koÅ„cu wstaÅ‚. SkierowaÅ‚ wzrok na jego krocze i ujrzaÅ‚ pokaźne wybrzuszenie.
– PatrzÄ™ na ciebie. – DotarÅ‚ do niego i przycisnÄ…Å‚ siÄ™ do jego pleców. ObsypaÅ‚ pocaÅ‚unkami kark Cody'ego i ramiona. PrzejechaÅ‚ paznokciami po jego bokach. MiaÅ‚ gdzieÅ›, że to wszystko dzieje siÄ™ tak szybko. KierowaÅ‚ siÄ™ pragnieniem i to mu na teraz wystarczyÅ‚o.
– Sypialnia. – Nie miaÅ‚ zamiaru dać siÄ™ wziąć na Å›rodku pokoju. Z niedoÅ›wiadczonym kochankiem wolaÅ‚ uważać.
– Mhm. – Z trudem go wypuÅ›ciÅ‚ i podążyÅ‚ za nim. Nie interesowaÅ‚o go, jak urzÄ…dzony jest pokój, miaÅ‚ przed sobÄ… o wiele bardziej interesujÄ…cy widok.
Cody wszedł na łóżko i uklęknął na skraju, po czym złapał Jamesa za pasek spodni i przyciągnął zdecydowanie do siebie. Rozpiął sprzączkę, aby zaraz wysunąć pas ze szlufek, a potem dobrać się do zapinki i zamka.
James patrzył na to, co robi mężczyzna i nie umiał go sobie wyobrazić inaczej niż w taki sposób. Klęczący przed nim i rozbierający go. Poczuł chłód na swoim ciele, kiedy spodnie wraz z bielizną opuściły swoje miejsce i zsunęły się w dół. Pocałunki i lizanie na jego brzuchu pozostawiały parzące miejsca, a krew zamieniały w lawę. Odnosił wrażenie, że zrobił się jeszcze twardszy, a do tej pory żaden dotyk, poza pocieraniem się ich bioder na kanapie, nie pojawił się na jego penisie.
Całował go po napiętym brzuchu z ekscytacją. James nie był zbytnio owłosiony, dlatego gdy zjechał ustami na jego podbrzusze, dopiero natrafił na szorstkie owłosienie łonowe i wtulił w nie nos.
– Cody. – ZaczÄ…Å‚ bawić siÄ™ jego wÅ‚osami, nie nakierowujÄ…c mężczyzny w żadem sposób. Nie chciaÅ‚ go do niczego zmuszać, gdyż sam nie byÅ‚ gotów, żeby coÅ› takiego zrobić. Lecz gdy poczuÅ‚ gorÄ…cy jÄ™zyk na wrażliwej i spragnionej pieszczot główce, nie potrafiÅ‚ powstrzymać siÄ™ przed krzykiem i odrzuceniem gÅ‚owy na kark.
Już on mu pokaże, że usta mężczyzny na członku są o wiele lepszą sprawą niż te kobiece. A musiał sam przed sobą się pochwalić, że umiał pieścić oralnie penisy. Zaczął od polizania samego czubeczka, tam, gdzie jest dziurka i wbił w nią język, drażniąc stymulująco. Spodobała mu się reakcja Jamesa, więc tylko śmielej zaczął sobie poczynać. Wylizywał każdą kropelkę wypływającą z dziurki na czubku, jaka miała na celu nawilżyć główkę i sprawić, by dotyk był o wiele bardziej rozkoszny. Delektował się smakiem i zapachem mężczyzny, sam pragnąc coraz bardziej mieć ten członek w sobie i czuć, jak się w nim porusza, doprowadzając go do pasji, jęków i sprawiając, że ich ciała pokryłby pot. Otworzył wargi i wsunął sobie pierwszy centymetr członka do ust, zaciskając je i trąc nimi o delikatną skórę, pracując przy tym intensywnie językiem.
Tego oczekiwał. Na to czekał od pierwszej chwili, gdy te usta znalazły się tak blisko jego członka. Chciał więcej. Pragnął ocierać się o jego podniebienie, zagłębić w gardle i dojść. Aż zadygotał od tych myśli. Spojrzał w dół i ujrzał tak podniecający widok, że omal nie wystrzelił wprost w te seksownie zaciśnięte na nim wargi. Teraz już nie umiał oderwać od niego oczu. Zebrał mu jeszcze z czoła włosy i przytrzymał, aby nie leciały na twarz ruszającemu głową mężczyzny.
– Popatrz na mnie, Cody.
Cody spełnił jego życzenie na ile mógł, by nie przerwać oralnych pieszczot. Penis w jego ustach był niczym skała i drgał przy każdym ruchu języka, który dzielnie pracował wraz z ustami. Wsunął go sobie aż do gardła na kilka sekund, ponownie wywołując krzyk mężczyzny i w końcu wypuścił z głośnym plaśnięciem. Cały członek lśnił od śliny i soków, jakimi obdarowywał go James. Cody oblizał się jeszcze i ponownie zatopił swoje oczy w piwnych.
James nie wytrzymał, pozbył się butów i reszty ubrania, aby zaraz zacząć całować te nabrzmiałe usta, które robiły mu tak dobrze. Tak strasznie był rozpalony, że sam w to nie wierzył. Odeszły wszystkie wątpliwości i teraz był facetem, który pragnął drugiego faceta z siłą godną huraganu. Popchnął Adisona na łóżko, aby sam się wspiąć na mężczyznę i położyć na nim, nie przerywając całowania.
Cody bardzo dobrze czuł, jak rozpalił tego mężczyznę. Żar gorącego ciała, jakie na sobie poczuł, jasno na to wskazywał. Westchnął, czując ciężar na sobie. Kochał to. Kochał mieć na sobie i w sobie mężczyznę. Czuł, jak jedna ręka Jamesa, podczas, gdy drugą się podpiera, aby go za bardzo nie przygniatać, głaska jego biodro, przechodzi na udo i chwyta je w stalowym uścisku. Cody lubił mocny dotyk, więc tylko się temu poddał. Jego penis ocierał się o brzuch mężczyzny, a członek Jamesa wsunął się tak, że podrażniał miejsce za jądrami i czasami przesuwał się wzdłuż rowka.
– James, chcÄ™ ciebie. – ZacisnÄ…Å‚ dÅ‚onie na ramionach Harnera.
– Powiedz mi, co mam robić? – ObcaÅ‚owywaÅ‚ mu szyjÄ™ i obojczyk. ZabraÅ‚ rÄ™kÄ™ z biodra i kciukiem potarÅ‚ jeden z sutków Adisona.
– Wszystko ci pokażę. W szufladzie od twojej strony jest żel i prezerwatywa.
James z ociąganiem uniósł się z niego. Takie ocieranie się było fascynujące, zwłaszcza, że czuł członek Cody'ego blisko. Cody skorzystał z okazji i wstał, by od razu dobrać się do jego szyi. Nie dane mu jednak było zabawić się nią dłużej, naznaczyć, że James jest jego, bo zaraz leżał rozciągnięty na łóżku z rękoma nad głową. O tak, tego chciał. Dominującego faceta, w którym się zatraci. James, jak na takiego pewnego siebie typka, w tych swoich ruchach był raczej nieśmiały, ale zapewne z czasem to się zmieni.
– Weź na palce trochÄ™ żelu i wsuÅ„ jeden do mego odbytu. Ale powoli, dawno nie miaÅ‚em kochanka. Lecz wpierw mnie pocaÅ‚uj.
James spełnił ostatnią prośbę z wielkim zaangażowaniem, pochłaniając jego wargi, bezczeszcząc je swoim językiem, zębami i ustami. Miał wrażenie, że w pokoju panował tak wielki upał, że jego ciało spłonie. Myśl, że zaraz znajdzie się w ciasnym tunelu, o dziwo seks analny go nie brzydził, jeszcze bardziej go nakręcała. Przerwał pocałunek i wypuścił ręce kochanka. Nalał sobie żelu nawilżającego o zapachu brzoskwiniowym na palce. Roztarł go po nich.
Cody, widząc to, złapał się pod kolanami i tym samym otworzył na widok oczu partnera. Nie było tak, że się nie wstydził, ale pragnienie ukazania Jamesowi wszystkiego zwyciężyło.
James wstrzymał oddech, kiedy zobaczył, jaki widok się przed nim rozpościera. Przełknął ślinę, która zaczęła się produkować w ogromnych ilościach. Klęcząc na piętach, czystą ręką dotknął leżącego na brzuchu Cody'ego penisa. Chwycił go w dłoń i postawił do góry, nie potrafił oderwać oczu od widoku. Podniecało go to coraz bardziej, a w głowie, sercu, ciele zaczęły krążyć dodatkowe pragnienia. Oblizał się, pochylił do jego członka. Polizał go od nasady do czubka.
Cody nie spodziewał się tego. Przyjął do wiadomości, że nie dostanie tam nawet jednego dotyku języka, ust, a teraz ciepłe wargi smakowały go powoli. Otworzył oczy, które nawet nie wiedział, kiedy zacisnął. Oczy Jamesa wpatrywały się w niego i biło z nich nie tylko pragnienie, ale i zdecydowanie. Poczuł, jak nawilżony palec kochanka odnajduje odbyt, a po chwili masuje wejście. Usta cały czas pieściły lekko penisa, oczy patrzyły na niego, a wtedy palec wsunął się do środka i Cody jęknął. Niewiele brakowało, aby doszedł.
To nie było złe, smakowanie członka innego mężczyzny. Nie, to był penis Cody'ego, a to było ważne. Nie zdecydował się pochłonąć go do ust, ale wsunął sobie główkę i pocierał językiem o jej spód. Pieścił palcem wnętrze kochanka, czując, jak ścianki odbytu rozluźniają się.
– WsuÅ„ drugi. WysuÅ„ pierwszy, dołóż do niego drugi i oba... O tak. – Cody wygiÄ…Å‚ siÄ™ w Å‚uk. – Zegnij je, rozszerz, pieprz mnie nimi. ChcÄ™ być gotowy na ciebie, James.
I pieścił go, długo, całując po udach i pachwinie. Trzeci palec wsunął się bez problemu, a Cody sam starał się na nie nabijać, będąc coraz bardziej bliski szaleństwa z rozkoszy. James pomasował swego penisa, który dumnie stał i czekał na zapoznanie się z tym miejscem, w którym teraz były palce.
– James. – Cody puÅ›ciÅ‚ swoje nogi. – Wejdź we mnie. Po prostu wejdź. Nie dam rady dÅ‚użej czekać.
Widok, jaki przedstawiał podniecony Cody, kodował się w głowie Jamesa. Pragnął go takiego zapamiętać. Wysunął palce i otworzył opakowanie kondoma. Wtedy usłyszał głos Cody'ego, który usiadł przed nim.
– Daj, naÅ‚ożę ci. Połóż siÄ™ na plecach.
James uniósł brwi, ale nie oponował. Oddał mu prezerwatywę i ułożył tak, jak Adison kazał. Cody uklęknął nad nim okrakiem i naciągnął gumę na członka. Obficie nawilżył prezerwatywę i ustawił się biodrami nad penisem mężczyzny. Sam był rozluźniony, gotowy, chętny i do tego mokry w środku od żelu. Trzymając trzon kochanka, opuścił się wolno, biorąc go w siebie i zatrzymał dopiero wtedy, kiedy cały twardy penis był w nim. Oparł dłonie na klatce piersiowej Jamesa, wpatrując mu się uważnie w oczy.
– CzujÄ™ ciÄ™ w sobie, James – sapnÄ…Å‚ i zaraz uniósÅ‚ siÄ™, a potem opuÅ›ciÅ‚.
James złapał go za biodra, wręcz odlatując z rozkoszy. Cody był tam strasznie ciasny i pochłonął go w siebie całego. Patrzył na niego głodnym wzrokiem, pomagając mu się poruszać na nim. Cody sapał, jęczał, kręcąc biodrami kółka i pieprząc się na nim coraz szybciej. James, zginąwszy nogi w kolanach, ruszał biodrami, podrzucając tym samym mężczyznę na sobie na tyle, by się także samemu w niego wbijać.
Cody wygiął się do tyłu, kładąc ręce na jego udach, nie przestając dostarczać im obu niezwykłych wrażeń. Z trudem łapał powietrze, a jego długie włosy opadały mu na mokre plecy. Zdaniem Jamesa wyglądał nieziemsko, był naprawdę ładny. Po kilku minutach Harner górną połowę ciała kochanka przyciągnął do siebie tak, że Cody leżał klatką piersiową na jego. Ich usta się spotkały w żarłocznym, pełnym uniesienia i pasji pocałunku. Języki nawzajem smakowały wnętrza i siebie, jakby były wygłodniałe i spragnione zmysłowego tańca oraz wzbierającej coraz bardziej ostatecznej kumulacji.
James pragnął dać kochankowi jeszcze więcej, a zarazem samemu dążyć do orgazmu, który wzbierał się w nim od dłuższego czasu. Przekręcił ich powoli tak, że teraz to Cody leżał na plecach, zaciskając nogi wokół jego bioder, a on, mając ręce ułożone po bokach jego głowy, wchodził w niego głęboko, idealnie trafiając w prostatę mężczyzny, o czym kochanek go zapewniał swoimi krzykami, drżeniem nóg i wzrokiem.
Kochali się przyciśnięci do siebie, obdarowując się pocałunkami i zachowując tak, jakby tylko oni na tym świecie istnieli i ich dążące do spełnienia ciała. Nie było wokół nich nic, nawet tego pokoju, łóżka. Były tylko oczy kochanka głęboko wpatrujące się w te drugie, biodra uderzające o biodra, ręce błądzące po plecach Jamesa, pięty wbijające się w pośladki Harnera i penis Cody'ego ściśnięty pomiędzy ich brzuchami.
Cody jęknął, będąc już wyczerpanym, gdy pierwszy strumień spermy utorował sobie drogę na zewnątrz, ciągnąc za sobą następne i tym samym doprowadzając mężczyznę do silnego, wstrząsającego orgazmu.
James czuł, jak ich brzuchy pokrywa gorąca i lepka substancja, a jego członek jest ściskany mocno przez mięśnie i chociaż uwielbiał trwać na skraju orgazmu, to teraz nie potrafił tego zrobić. Widok, jaki przedstawiał Cody i odczucia pociągnęły go na krawędź przepaści i skoczył ku spełnieniu, wtulając twarz w szyję Adisona. Jego biodra robiły ostre pchnięcia, a ciało drżało w konwulsjach, dopóki fala przyjemności nie dobiegła końca, wysysając z niego wszystkie siły.
Cody tulił mężczyznę do siebie i pozwalał mu na ostatnie już pchnięcia, zanim James całkiem nie znieruchomiał w jego ramionach. Nawet będąc w poorgazmowym błogostanie, Cody martwił się o to, co będzie dalej. Harner wyjdzie? Zostawi go w pustym łóżku i zmierzwionej pościeli noszącej ich ślady? Nieświadomie zacisnął ręce wokół szyi Jamesa zbyt mocno.
– Cody, dusisz mnie.
– Przepraszam. – PuÅ›ciÅ‚ go, a wtedy kochanek uniósÅ‚ siÄ™ na Å‚okciach.
– Nie patrz na mnie tak, jakbym miaÅ‚ teraz ci przyÅ‚ożyć. – James pocaÅ‚owaÅ‚ go delikatnie.
– Nie patrzÄ™.
– Patrzysz, Cody. – UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ James. – To byÅ‚o nieziemskie.
– Zostaniesz na noc? – ZaryzykowaÅ‚ pytanie.
– Pod warunkiem, że dostanÄ™ rano Å›niadanie do łóżka. – ZaÅ›miaÅ‚ siÄ™.
– To ty masz mi przynieść Å›niadanie. – W Cody'ego wdarÅ‚a siÄ™ ulga. Jest szansa na coÅ› wiÄ™cej?
– Razem zjemy w łóżku. – WysunÄ…Å‚ siÄ™ z niego, podtrzymujÄ…c koniec prezerwatywy i zdjÄ…Å‚ jÄ…. UniósÅ‚ siÄ™ i zawiÄ…zaÅ‚ koniec, aby zaraz zawinąć jÄ… w podanÄ… przez Cody'ego chusteczkÄ™.
Obaj wytarli się ze spermy Adisona nawilżającymi chusteczkami, które przyniosły pytanie Jamesa:
– Jak czÄ™sto siÄ™ masturbujesz?
Cody popatrzył głęboko zawstydzony na kładącego się obok kochanka.
– Czemu pytasz?
– Masz tu tyle pod rÄ™kÄ… potrzebnych rzeczy.
– Rzadko. Seks nie jest dla mnie najważniejszy, ale mam potrzeby...
– Nie tÅ‚umacz siÄ™, gwiazdeczko. – UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ James, obejmujÄ…c mężczyznÄ™ w pasie i przyciÄ…gajÄ…c go do siebie. PocaÅ‚owaÅ‚ go w skroÅ„. Nie wiedziaÅ‚, skÄ…d wzięły siÄ™ w nim te czuÅ‚oÅ›ci. – Nie mam ochoty siÄ™ z łóżka ruszać.
– Nie zadzwonisz do domu, że nie wracasz?
– Już im powiedziaÅ‚em, że jak mnie nie bÄ™dzie, to majÄ… nie czekać. Jest Chloe, to dadzÄ… sobie radÄ™.
– PlanowaÅ‚eÅ› to? – Cody zmarszczyÅ‚ brwi.
– To, co siÄ™ wydarzyÅ‚o nie, ale rozmowÄ™ i wspólnÄ… popijawÄ™ tak.
– PopijawÄ™?
– W aucie mam coÅ› mocniejszego, ale wolaÅ‚em nie brać, abyÅ› nie rozwaliÅ‚ butelki na mojej gÅ‚owie.
– ZasÅ‚użyÅ‚eÅ› na to, ale zdecydowanie wolÄ™ takie zakoÅ„czenie wieczoru – szepnÄ…Å‚ Cody, kÅ‚adÄ…c siÄ™ tyÅ‚em do Jamesa.
– Ja też. – CmoknÄ…Å‚ go w ucho i przykryÅ‚ ich obu. ObjÄ…Å‚ go w pasie, przytulajÄ…c siÄ™ do jego pleców. – Dobranoc.
– Dobranoc.
Obaj jutro pomyślą o tym, co się stało i czy to ma szansę na to, aby było z tego coś więcej.