Jak cię nienawidzić, skoro...
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 29 2011 17:35:44
"Bój się pięknej miłości!
Bywa ona ulotna,
a kiedy już zniknie...
wszystko będzie pustką..."



Biegł szybko wąskimi uliczkami wiecznego miasta, co rusz popychając przechodniów, lecz nie oglądając za siebie. Pierwszy września miał być jego pierwszym dniem w nowej pracy a zapowiadało się na spóźnienie. W dotarciu do znajdującego się u wylotu uliczki budynku przeszkadzał mu tłum ludzi, którzy, jak na złość, kierowali się w przeciwnym kierunku niż podróżował.
W końcu, gdy w oddali zabrzmiał już pierwszy dzwonek oznajmiający początek roku szkolnego, on przyspieszył, wpadł zdyszany na teren szkoły i pospiesznie wszedł przez szklane drzwi do starego kremowego budynku.
Po przekroczeniu progu znalazł się w sporych rozmiarów szkolnym holu, po którym chodziła cała masa młodzieży. Większość z nich kierowała się w stronę sali gimnastycznej, lecz jego niespodziewane i głośne wejście zwróciło na niego uwagę większości z nich. Chłopcy patrzyli na niego zdziwieni, jakby chcieli dowiedzieć się, kim jest. Dziewczęta za to, patrzyły na niego jakby był jakimś greckim bóstwem. On nie zważał jednak na to, ponieważ zauważył pewną, mieszaną grupę uczniów, która z zaciekawieniem się czemuś przyglądała. Znajdowali się oni w pobliżu przeciwległej ściany pomieszczenia, nawet pokrzykując coś, co dla mężczyzny było niewyraźne. Ruszył w tamtym kierunku odprowadzany maślanym wzrokiem dziewcząt.
Znał doskonale powód takiego zachowania, od zawsze był bardzo popularny, a mimo iż skończył studia nadal wyglądał bardzo młodo. Poza tym był wysokim brunetem o czekoladowych oczach i opalonym ciele. Tego dnia założył też tylko koszulkę, a włosy natarł żelem. Wszystko dawało efekt pociągającego macho, co zawsze podobało się kobietom w jego otoczeniu, ale nie tylko kobietom. Nawet mężczyźni czasami się za nim odwracali, aby przyjrzeć się jeszcze raz. Łechtało to jego męskie ego i zawsze wywoływało jeszcze większy uśmiech na jego przystojnej twarzy.
Młodzież, do której podszedł, tworzyła dość spore koło, w środku którego biło się dwóch chłopców. Pomimo, iż jako nauczyciel powinien powstrzymać uczniów przystanął i przyglądał się walczącym. Jeden z chłopców wyglądał na silnego. Blondyn o szarych oczach, właśnie rzucił w ścianę szatynem. Podniósł się on jednak i mimo że wyglądał na delikatnego przewrócił szatyna i zaczął go kopać. Drobna budowa chłopca nie przeszkadzała mu w zadawaniu dość mocnych ciosów.
Kiedy z nosa blondyna zaczęła płynąć krew mężczyzna postanowił zareagować i przerwać bójkę. Przedostał się przez tłum otaczający walczących chłopców i złapał szatyna za ramiona odciągając od poszkodowanego. Szatyn odwrócił się jednak z zamiarem uderzenia przeszkadzającej mu osoby. Mężczyzna uchylił się jednak od ciosu, lecz nic poza tym nie zrobił. Patrzył tylko jak zaczarowany na słodkiego, lecz złośliwego chłopca o niesamowicie zielonych oczach. Chłopiec był miernej budowy. Wzrostem sięgał mu do linii szczęki, lecz jego ogólny wygląd i prezencja przedstawiały go, jako małego rozpieszczonego dzieciaka.
"Hej Ty!" Spytał chłopiec "Jak się nazywasz?" Mężczyzna jednak burknął tylko: "Marko" i dalej patrzył na szatyna jak na niesamowite dzieło sztuki. Gdyby nie sytuacja, w jakiej go spotkał, nigdy nie posądziłby go o znęcanie nad innymi. Będąc do tej pory już z kilkoma partnerami nie spotkał jeszcze tak niewinnie wyglądającej istoty. Nie widział tak pięknych szmaragdowych oczu.
Szatyn zauważając, że to koniec odpowiedzi i nie usłyszy z ust mężczyzny nic więcej, rzucił tylko "Ja jestem Deryl." I odwróciwszy się zaczął rozganiać zgromadzoną wokół nich młodzież. Myślał jednak, co dziewczyny widzą w tym tajemniczym facecie. "Kim on jest, że one tak go pożerają wzrokiem" pomyślał, "chociaż przystojny to on jest..." nagle, orientując się, o czym myśli, zaczerwienił się i pochylił głowę by przydługa grzywka zasłoniła jego czerwoną twarz "no, ale przecież nie jestem dziewczyną... co mnie to obchodzi."
Nagle odwrócił się do Marko i rzucił jeszcze "Zapamiętaj sobie! Ja rządzę tą szkołą." Mężczyzna spojrzał tylko na niego nieprzytomnie i uśmiechnął się. Dziewczęta pisnęły głośno, a Deryl zaczerwienił się i pochylił głowę. Wiedział, że ten niesamowity ciepły uśmiech skierowany był właśnie do niego. Po chwili jednak odwrócił się i szybkim krokiem skierował do szkolnej auli. W drodze do głównego pomieszczenia myślał o mężczyźnie, który zakłócił szkolny porządek nie zauważając nawet, że zaczął podziwiać niesamowity kolor jego oczu. Zaskoczony i zły na samego siebie postanowił zaszkodzić nauczycielowi.
Zdecydował, że zacznie od poznania stylu życia i miejsca zamieszkania. Poznania osób, z którymi się spotyka, a potem wykorzystania tych informacji w swoim planie.
Marko zaraz po szatynie opuścił miejsce niedawnej bójki, kierując się w stronę pokoju nauczycielskiego, gdzie miały mu zostać przydzielone klasy.



Po wszystkich uprzejmościach i wizycie w auli, gdzie odbyła się oficjalna prezentacja nauczycieli Marko mógł iść w końcu do domu, choć był zmęczony uśmiechał się i cieszył, że znów zobaczy swoje słońce. Miał nawet szczerą nadzieję, że spotka je w drodze do ich mieszkania.
Jego codziennym i prywatnym słoneczkiem był Bartłomiej Podolski - młody polak, który jeszcze niedawno uczył się na rzymskiej uczelni. Na tej też uczelni poznał starszego od niego Marko. Zaczęli się spotykać i pomagać sobie, lecz niedługo później okazało się, że ich przyjaźń przerodziła się w miłość. Marko zerwał z aktualnym partnerem i związał się z Bartkiem. Chłopak był średniego wzrostu szatynem o szaro-stalowych oczach, które, nawet jak się na siebie gniewali, patrzyły w jego kierunku z ogromną miłością. Jasna, lekko opalona skóra podkreślała kolor jego oczu. Długie włosy zwykle związane były w kucyk, ale rozpuszczone dodawały mu słodkiej drapieżności. Z tego też powodu Marko uwielbiał ściągać czarną gumkę z włosów swojego partnera i kochanka. Uwielbiał jak młodszy o rok szatyn denerwuje się, gdy ciemne włosy wpadają mu w oczy i wchodzą do ust.
Musieli jednak odejść od wiary, gdyż rodzina Bartka uznała ich związek za grzeszny. Chłopak jednak zawsze, gdy mijali kościół, wykonywał znak krzyża. Czasami Marko widział go też jak modlił się do Boga rano lub przed snem. Żarliwa wiara kochanka nie ustawała nawet wbrew przykazaniom kościoła.
Marko nie wiedział jednak, że jego śladem podąża Deryl, który bardzo się starał, aby nie zgubić mężczyzny, którego śledzi. Chłopak chciał się dowiedzieć jak najwięcej
o życiu ich nowego belfra. Miały mu one posłużyć do zniszczenia życia nowego nauczyciela ich liceum. Chłopak widział, że mężczyzna idzie ulicą kompletnie zamyślony. Nie zauważył nawet, że z przeciwnego kierunku biegnie młodo wyglądający długowłosy szatyn. Po chwili wpadł on na bruneta i od razu przytulił. Ten obudzony ze swoistego letargu oddał uścisk na środku ruchliwej uliczki. Według chłopaka wyglądali jak bracia lub najlepsi przyjaciele, lecz te rozmyślania zostały przerwane, gdyż mężczyźni zaczęli się oddalać. Szli obok siebie, równym krokiem trzymając ukradkowo za ręce i uśmiechając się. Zdziwiło to Deryla, ale podążał on za nimi aż do wejścia jednej z kamienic. Przez chwilę wahał się czy wejść do środka, lecz jego ciekawość zdecydowała w jego imieniu. Otworzył on, więc drewniane wrota kamienicy i wszedł na zimny, ciemny korytarz. Tam czekała go kolejna niespodzianka. Usłyszał on dziwne dźwięki dochodzące z następnego piętra i zaciekawiony ich źródłem podążył w górę schodów. Słyszał odgłosy szarpaniny i uderzenie o drewniane drzwi, a gdy jego wzrok omiótł piętro kamieniczki zobaczył sytuację, której wcześniej nie miał okazji oglądać. Nowy nauczyciel w jego liceum przyciskał swoim ciałem drobnego szatyna do drzwi jakiegoś mieszkania. Jego duże opalone dłonie wkradały się pod koszulę obezwładnionego szatyna, który z zawziętą miną próbował się uwolnić i trafić kluczem do zamka.
"Zabierz te łapy i puść, choć na chwilę!" Krzyczał zdenerwowany szatyn. "Wejdźmy chociaż do środka!"
"A jak nie." Powiedział cicho mężczyzna, ale na korytarzu jego słowa powtórzyło echo. "Co niby by się stało?"
"Ktoś może nas zobaczyć!" Krzyknął po raz kolejny długowłosy. "Przecież nie tylko my tu mieszkamy!"
"No i co." Powiedział mężczyzna dziwnym dla Deryla tonem. "Czy coś by się stało?"
"Tak!" Krzyknął młodszy po raz ostatni, ponieważ trafił kluczem do zamka i otworzył drzwi. Mężczyźni wpadli do pomieszczenia, a noga nauczyciela zamknęła drzwi. Chłopiec usłyszał jeszcze jęki i krzyki młodszego, ale przerażony zauważoną sytuacją zbiegł szybko po schodach i wybiegł w tłum na uliczkę. Gdy po chwilowym biegu lekko ochłonął z zadowoleniem zauważył, że zaistniała sytuacja otwiera przed nim całą masę możliwości i była dla niego jakby prezentem od Najwyższego. Zaśmiał się jednak na tę myśl, był przecież ateistą. Mógł teraz zaszkodzić mężczyźnie na wiele różnych sposobów, ale postanowił, że pomyśli o tym dopiero u siebie. Po drodze, cały czas rozmyślał nad jakimś planie, ale pomysły te nawet przerażały jego. Zdecydował się jednak, że nie zrezygnuje i doprowadzi swą sprawę do końca.
Gdy dotarł do swojej "klitki", jak nazywał swoje mieszkanko, wszedł do środka i szykując się do snu zaczął planować intrygę. Mimo iż zazwyczaj był oziębły dla ludzi, teraz plan, jaki miał zrealizować wywoływał na jego twarzy wypieki.
Pod wieczór, siedząc na kanapie miał już plan zaplanowaną całą akcję. Nie miał jednak pojęcia, że przed nim pojawi się kolejny problem w drodze do osiągnięcia zamierzonego celu.
Kiedy następnego dnia przyszedł do szkoły dowiedział się, że nowy nauczyciel zapisał mu rankiem szlaban. Chłopiec zdenerwowany brał udział w lekcjach patrząc w okno, jednak, gdy nadeszła pora odpracowania kary niekontrolowanie zadrżał. Wytrzymał jednak całą godzinę siedząc w ciszy pod czujnym okiem młodego nauczyciela. To nie był jednak koniec jego męczarni, ale postanowił, że wykorzysta ten kolejny dar losu. Na każdej kolejnej godzinie szlabanu posyłał swojemu nauczycielowi coraz to odważniejsze uśmiechy, a po tygodniu, nastała chwila by rozkochać go w sobie zupełnie. Tą właśnie miłością Deryl chciał zniszczyć profesorowi życie. Na wspomnienie tego przechodziły go jednak zimne dreszcze, a gdy stanął przed drzwiami tej samej, zwykłej, szkolnej sali musiał się bardzo starać by dłoń, którą miał zamiar otworzyć drzwi, nie drżała tak bardzo. Ujrzawszy jednak nauczyciela jego pomysł uleciał z jego umysłu, a zastąpiła go totalna pustka. Uśmiechnął się jednak, tak jak robił to zawsze, a w umyśle postanowił, że wszystko, co w ciągu tej godziny się zdarzy będzie jego całkowitą improwizacją. Nie mógł jednak przypuszczać, że jego zamyślenie spowoduje szeroki uśmiech na ustach Marko.
Chłopiec jednak próbując zachować zimną krew zaczął kierować się w stronę niczego nie świadomego mężczyzny. Kiedy zauważył jednak jego szeroki uśmiech, i to, że sięga on również jego ciemnoczekoladowych oczu na jego twarz wstąpił czerwony rumieniec. W tej samej chwili pochylił głowę w celu ukrycia go przed ciekawskim wzrokiem mężczyzny. Ciekawski wzrok nauczyciela mierzył go jednak od stóp do głów wyrażając szczere zdumienie. Nawet sam chłopiec nie mógł się nadziwić swoim reakcjom, więc stanął, sparaliżowany strachem w połowie drogi do biurka nauczycielskiej katedry.
Kiedy mężczyzna zauważył czerwony rumieniec na twarzy swego ucznia, uśmiechnął się jeszcze szerzej i wstał ze swojego miejsca. Cisza, która panowała w pomieszczeniu jeszcze tylko zagęszczała napiętą atmosferę. Jednak Marko był już świadomy swoich uczuć. Wiedział, że do tego młodego chłopaka czuje coś więcej niż przywiązanie czy przyjaźń. Czuł do niego prawdziwą, czystą miłość, jaką dane mu było poznać dopiero teraz. Przez tego chłopca zaniedbywał swojego kochanka poświęcając każdą wolną myśl jego osobie. Na ten dzień postanowił, więc sobie, że powie o wszystkim Derylowi, że wyzna mu swą miłość. Po powrocie do domu miał zamiar zerwać z Bartkiem i zacząć nowe, szczęśliwe życie u boku chłopca. Zbliżył się jeszcze bardziej i chwytając delikatnie podbródek podniósł głowę chłopca i spojrzał w jego przerażone oczy. Wyrażały one wewnętrzną walkę oraz pewne niezdecydowanie. Mężczyzna postanowił jednak, że nie może już dłużej czekać z wyznaniem swoich uczuć. Nachylił się nad chłopcem, który zamknął swoje piękne oczy.
"Podobasz mi się." Szepnął do ucha szatyna.
Deryl zaskoczony słowami nauczyciela nie wiedział, co powiedzieć. Jego oczy rozszerzyły się, a serce zaczęło szybko bić. Wystraszył się nawet, że usłyszy to mężczyzna stojący parę kroków od niego. Jego ciało i umysł wypełniała radość, ale nie miał pojęcia, czym jest to, co czuje.
"Masz piękne oczy..." Usłyszał jeszcze. "Wyglądają jak dwa drogocenne szmaragdy."
Wyciągnął swoje drżące ręce oplatając nimi kark mężczyzny i przytulając się do jego torsu. Kiedy mężczyzna oddał uścisk zaczęło mu być bardzo przyjemnie. Nie zwrócił nawet zbytniej uwagi na wypowiedziane przed chwilą zdanie, po którym mężczyzna zaczął całować go po szyi. Odchylił tylko głowę dając Marko do zrozumienia, że chce kontynuowania pieszczoty. Sprawiała mu ona ogromną przyjemność, a przez prowokujące zachowanie zachęcał mężczyznę by nadal zajmował się daną czynnością. Usta bruneta obcałowały szyję, po czym zajęły się karkiem chłopca. Mężczyzna przejechał następnie językiem po linii szczęki i przygryzł ucho. Deryl jęknął przeciągle zasłaniając usta dłonią, aby następne wstydliwe dźwięki się z nich nie wydobywały. Mężczyzna jednak nie zwrócił na to większej uwagi i kontynuował pieszczotę.
Po chwili Marko wsunął dłonie pod koszulkę swego ucznia, a nie widząc sprzeciwu z jego strony zsunął ją z niego. Przeniósł wtedy swoje rozgrzane wargi na sterczące, sutki chłopca. Początkowo zajął się jednym z nich i pozwolił, aby jedna z rąk zajęła się drugim. Wolną na razie od pieszczot rękę wsunął na pośladek zielonookiego i delikatnie zacisnął. Wywołało to kolejny stłumiony dłonią jęk, ale uśmiechnął się tylko nie przerywając pieszczoty. Znudziła mu się jednak ona po chwili i przeniósł pieszczoty na kolejny, wyższy poziom. Miała się właśnie spełnić jego najgorsza perwersja. Los pozwolił mu w końcu kochać się na szkolnym biurku, w dodatku jego własnym. Poprowadził, więc nieświadomego i podnieconego chłopca w kierunku mebla. Kiedy się zatrzymali Marko rozpiął delikatnie guzik i pasek u spodni szatyna, po czym uklęknął przed zdziwionym Derylem. Chwycił suwak jego spodni w usta i patrząc w zielone oczy rozpiął mu spodnie. Następnie jego opalone dłonie zsunęły je z ciała właściciela, aby nie przeszkadzały w dalszych pieszczotach. Zażenowany sytuacją chłopiec próbował odepchnąć od siebie nauczyciela obcałowującego jego skórę nad linią bokserek. Nie mógł sobie jednak poradzić z siłą bruneta, który chwycił zębami za gumkę bielizny i zsunął ją z podnieconego ciała Deryla. Gdy tylko uporał się z przeszkadzającym mu materiałem dotknął dłonią członka chłopca, by po chwili zacisnąć ją na nim. Jej ruch sprawiał chłopcu wiele przyjemności, ale gdy zacisnęły się na nim gorące usta mężczyzny nie mógł powstrzymać się od głośnego jej wyrażenia. Marko od razu zaczął poruszać szybko ustami czując tylko delikatne dłonie chłopca zaciskające się mocno na jego głowie. Pieścił językiem i ssał na przemian jego prącie ciągle patrząc w zaszłe mgłą szmaragdowe oczy. Sam widok i dawanie pieszczoty sprawiało, że mężczyzna poczuł ucisk we własnych spodniach. Powstrzymał się jednak jeszcze, ale czując, że chłopiec już dłużej nie wytrzyma przyspieszył ruchy swojej głowy. Nagle poczuł, że dłonie znajdujące się na jego głowie zaciskają się boleśnie, a jego usta wypełniają się słodko-słonawym nektarem kochanka. Deryl patrzył jak nauczyciel z pełnym skupieniem połyka jego soki, a po chwili podnosi się i pochyla nad jego uchem.
"Jesteś strasznie słodki, wiesz?" Szepnął mu mrukliwie do ucha. "Czy pozwolisz mi się kochać?" Po tym wyznaniu twarz szatyna jeszcze bardziej się zaczerwieniła, a oczy się powiększyły, lecz nie do końca dotarł do niego sens tych słów. Skinął jednak głową przełykając ślinę i licząc, że to, co chce z nim zrobić nauczyciel będzie równie przyjemne jak to, co dotąd przeżył.
Mężczyzna zbliżył się więc jeszcze bardziej i chwytając ucznia za pośladki posadził go na blacie biurka. Deryl chwycił tylko za dolny brzeg koszulki mężczyzny i zdjął ją z niego drżącymi rękoma. Zdradziło to jego niepewność i przerażenie, jednak zostały one schwycone przez dłonie bruneta, który obcałował mu dokładnie każdy ich opuszek. Ciągle szeptał, że go kocha, że go nie skrzywdzi. Prosił, aby przestał się bać i zaczął okazywać mu swoje uczucia.
Deryl miał jednak dylemat. Bał się, że zostanie jedynie wykorzystany, a mężczyzna wróci do swojego kochanka. Chciał jednak tego, co miało się za chwilę stać, pomimo że było to irracjonalne.
Spoglądając na mężczyznę zauważył, że uśmiecha się on do niego czule. Postarał się więc, aby ciało tak nie drżało i zarzucając ręce na szyję mężczyzny w pił się w jego usta. Od razu pocałunek stał się bardzo namiętny, pomimo iż chłopiec nie był w tym zbyt wprawny starał się z całych sił by sprawić Marko przyjemność.
Nie zauważyli nawet, kiedy podczas pocałunku położyli się na blacie, a nogi Deryla oplotły bruneta w pasie. Teraz każdy ruch pobudzał dwa rozgrzane i przytulone ciała. Naślinione palce mężczyzny znajdowały się w okolicy jego wejścia, aby po chwili jeden z nich zagłębił się w podnieconym ciele. Mięśnie zacisnęły się na nim od razu, lecz po ciepłych słowach Marko do chłopca rozluźniły się i pozwoliły na delikatne ruchy w jego wnętrzu. W niedługim czasie dołączyły kolejno drugi i trzeci palec rozciągając ciałko szatyna. W chwili, gdy usłyszał dość częste pojękiwania chłopca wyciągnął je z niego.
Chłopiec popatrzył na niego ze złością i wyrzutem, nim jednak zdążył wyrazić swoje niezadowolenie poczuł, jak do jego wnętrza wsuwa się coś o wiele większego, cieplejszego, jednak równie nawilżonego, co palce mężczyzny.
"Boli ch***ra jasna! Co ty robisz!?" Krzyknął. "Chcesz mnie rozerwać!?"
Jakby na potwierdzenie tych słów z jego zielonych oczu popłynął potok łez. Były one jednak scałowywane przez bruneta. Prosił on Deryla, by się rozluźnił, a gdy w końcu to nastąpiło zaczął się w nim delikatnie poruszać. Bardzo kontrolował swoje ruchy nie chcąc skrzywdzić chłopca, jednak z każdą chwilą przybierały one na sile. Przyjemna ciasnota dziewiczego ciała sprawiała mu nieograniczoną przyjemność. Jednak po krótkiej chwili dane mu było usłyszeć głośny jęk, a później krzyk: "Mocniej! Jeszcze raz k**wa! Ahhgn...!"
Wiedział już więc, że znalazł szukany przez niego punkt i zaczął machinalnie powtarzać ten ruch. Od tej chwili słyszał już tylko jęki chłopca i swoje sapnięcia. Stracił nawet kontrolę nad prędkością, z jaką się kochali. Teraz liczyła się tylko przyjemność Na ustach każdego z nich, przez uśmiech i wieczorne światło słońca, które wpadało teraz do sali przez okno, pojawiło się jedno słowo - imię kochanka, które odbijało się echem w Sali tworząc nieznaną pieśń o zakazanej miłości.
Po szczycie przyjemności, jaki razem osiągnęli, Deryl opadł na biurko, a Marko starając się jeszcze jakoś utrzymać oparł dłonie po obu stronach głowy zmęczonego i szybko oddychającego chłopca. Pocałował go szybko delikatnie z niego wychodząc i usiadł na krześle za biurkiem by także trochę odpocząć.
Nie mięli jednak pojęcia, że na korytarzu pod drzwiami klasy stał zszokowany Bartek. Przyszedł on do szkoły po swojego partnera, ponieważ już od dawna ze sobą nie rozmawiali i nie spędzali czasu. Dowiedział się jednak, iż Marko zdradzał go, i to z nieletnim, uczniem jego szkoły. Nie mając innego pomysłu z przerażeniem i łzami w oczach uciekł do dotychczas ich wspólnego mieszkania. Zaczął się tam szybko pakować, po czym zadzwonił po taksówkę. Chcąc rzucić coś jeszcze na odchodnym napisał do byłego list, który zostawił na poduszce ich łóżka.
Ostatni raz otarł łzę i zostawiając klucz pod wycieraczką wyszedł na uliczkę wprost do czekającej już taksówki. Z stamtąd pojechał prosto na lotnisko, gdzie udało mu się złapać ostatni samolot do Polski.
Marko po powrocie do mieszkania zastał je puste i oczyszczone z rzeczy kochanka. W pokoju znalazł jednak list pozostawiony na poduszce. Usiadł więc i zaczął czytać.


Drogi Marko,
Kochałem Cię, a ty o tym wiesz, potraktowałeś mnie jednak jak zwyczajną dziwkę. Wybacz mi to, że uciekłem, ale nie miałem innego wyboru. Nie widziałem innego wyjścia niż ucieczkę.
Kiedy czytasz ten list najprawdopodobniej jestem już w samolocie. Przepraszam po raz kolejny, wracam do rodziny i mam nadzieję, że w przyszłości będę szczęśliwszy.
Pamiętaj jednak, że nigdy cię nie zapomnę. Bądź szczęśliwy.
Kochający Bartek.



Kończąc czytać poczuł, że po jego policzkach płyną łzy. Nie chciał go przecież krzywdzić. Zrozumiał także jak wielki błąd popełnił. Mógł z nim zerwać wcześniej chcąc wyznać uczucie kolejnej osobie. Nie zrobił jednak tego, dlatego też wszyscy cierpieli.
Wieczorem chcąc połączyć się z rodziną Bartka nie mógł nawiązać, jakiegokolwiek kontaktu. Pomimo iż dzwonił codziennie przez następny tydzień nikt nie odbierał po drugiej stronie. Z tego też powodu chodził zły na siebie i zaniedbał nawet uczucie do Deryla. Kiedy jednak po upływie tego czasu siedział w domu zadzwonił telefon.
"Słucham?" Warknął do słuchawki, lecz odpowiedział mu jedynie szloch po drugiej stronie.
"Bartek nie żyje." Szepnął płaczliwy kobiecy głos "popełnił samobójstwo."
"A...A...ale jak to?" Spytał przerażony.
"Ne zostawił nam żadnego listu, ale nie obwiniaj się o to..." Powiedziała kobieta. "Mam jednak nadzieję, że przyjedziesz na pogrzeb."
"Kiedy?" Spytał.
"Odbędzie się po jutrze." Szepnęła kobieta i rozłączyła się.


Od następnego ranka spędzał dzień w swoim mieszkaniu, ponieważ nie chciał się z nikim widzieć. Kiedy w jego umyśle pojawiało się wspomnienie Bartka, listu, czy niedawnego telefonu z jego ciemnych oczu płynęły łzy.
Po południu do drzwi ktoś zadzwonił. Podszedł do nich od niechcenia, ale niespodziewanie okazało się, że do Deryl. Na początku był on zły na mężczyznę, ale kiedy zauważył, że brunet płakał zaczął wypytywać go o powód. Kiedy Marko wyjaśnił mu, co się stało chłopiec jedynie przytulił się do niego szepcąc do ucha uspakajające słowa.
"Pojadę z tobą." Powiedział w końcu. "Pozwól mi."
Mężczyzna ciesząc się, że nie został całkowicie sam tylko przytaknął. Ucieszony chłopiec przytulił się do niego, lecz po chwili powiedział jeszcze "To ja pójdę się spakować. Czekaj na mnie jutro rano." Znów odpowiedziało mu nieme przytaknięcie, ale dla niego było to wystarczające.
Następnego ranka, spakowani i w miarę wyspani po napiętej nocy, spotkali się przed samochodem Marko. Wpakowali do niego dwie torby podróżne i wsiedli ruszając w drogę na lotnisko.
Podczas ich podróży zdarzyło się jednak coś niespodziewanego. Samochód jadący z naprzeciwka niespodziewanie wjechał przed ich samochód i doprowadził do czołowego zderzenia. Otworzyły się poduszki powietrzne i Deryl stracił przytomność.

Kiedy się obudził, zauważył, że nie jest ani w swoim mieszkaniu, ani w samochodzie Marko. Przebywał w białej, wyglądającej na sterylną sali. Był sam, a na łóżku obok nie dostrzegł nikogo. Niedane mu jednak było długo się nad tym zastanawiać, gdyż drzwi do pomieszczenia otworzyły się. Wszedł przez nie mężczyzna w białym kitlu.
"Witam. Jestem doktor Nicolas Drast." Przedstawił się. "Jak się pan czuje?"
"Dobrze." Odpowiedział mu szczerze szatyn. "Czy ja jestem w szpitalu?"
"Tak panie Matozzi ."Powiedział lekaż patrząc w jego kartę. "Muszę jednak przekazać panu złą wiadomość."
"Słucham." Powiedział hardo chłopiec.
Mężczyzna popatrzył tylko na niego, jakby się upewniając, że na pewno chce wszystko wiedzieć, po czym powiedział.
"Mężczyzna, który był razem z tobą w samochodzie nie żyje."
W tej chwili po policzku chłopca popłynęła samotna łza. Wiadomość o śmierci ciemnowłosego zadała nieznany mu dotąd ból. Został jeszcze tylko poinformowany, że czekają go jeszcze badania kontrolne i zostanie zwolniony do domu. Lekarz opuścił pomieszczenie zostawiając go samego z ponurymi myślami.
Kiedy lekarze i pielęgniarki wypuściły go wreszcie z budynku udał się prosto do swojej kwatery. Przekraczając jej próg płakał już otwarcie, ale wiedział, że będzie musiał zapomnieć o otrzymanej odrobinie szczęścia i żyć dalej. W głębi serca czół, że mężczyzna przez ten krótki okres stał się dla niego bardzo ważny.
Następnego ranka, kiedy pakował się do szkoły wyglądał koszmarnie. Rozczochrane włosy, pomięte ubranie i czerwone, podkrążone oczy zdradzały, że ostatnia noc była dla niego naprawdę ciężka. W szkole tym bardziej nie zazna spokoju. Złośliwi szturchali go na korytarzu, a przyjaciele i nauczyciele pytali, co chwilę, co się stało. On jednak, jakby nie zauważając tej dziwnej troski, odruchowo wykonywał wszystkie czynności.
W pewnym momencie przez głośniki szkolnego radiowęzła zabrzmiał głos dyrektora. Na auli miał odbyć się apel, lecz nikt nie wiedział, z jakiej miał być okazji.
Na środek sali, w której zebrali się wszyscy uczniowie i nauczyciele, wyszedł dyrektor. Trzymał w ręku mikrofon, a na przykrytej czarnym materiałem ławce za nim ustawiono zdjęcie Marko ozdobione czarną wstążką. Serce szatyna zabiło szybciej, gdy ujrzał uśmiechniętą i opaloną twarz profesora. Zrozumiał jednak, że to apel pożegnalny, związany z jego śmiercią i natychmiast posmutniał.
"Drodzy uczniowie i szanowni nauczyciele" zaczął smutnym głosem "zebraliśmy się tu by symbolicznie pożegnać tragicznie zmarłego profesora Santi."
Po auli poniósł się odgłos płaczu. Większość osób w tym również i nauczycieli zaczęła ronić łzy. Deryl nie mogąc już tego znieść wybiegł z pomieszczenia nie zwracając uwagi na nikogo. Nie pojawił się także w szkole przez następne dni, nie odpowiadał na telefony, a także nie pojawił się na pogrzebie. Zmartwiło to jego przyjaciół, którzy postanowili odwiedzić go w mieszkaniu.
Kiedy nikt nie odpowiadał na ich krzyki i dobijanie się do drzwi przestraszyli się i zadzwonili na policję. Usiedli niemo pod drzwiami i czekali na przybycie funkcjonariuszy. Kiedy się pojawili, pytali młodzież o miejsce pobytu ich przyjaciela. Jedyna w ich czteroosobowej grupie dziewczyna wstała i wskazała niemo na drzwi. Mężczyźni kazali im tylko zasłonić dłońmi uszy, po czym przestrzelili zamki wchodząc do mieszkania. Za nimi weszła tylko dziewczyna, lecz gdy pozostali usłyszeli jej krzyk wbiegli do środka zatrzymując się jednak zaraz za progiem. Naprzeciw nich rozciągał się dramatyczny obraz. Na prowizorycznej pętli zrobionej z paska od spodni i zaczepionego o hak w suficie wisiały zwłoki ich drogiego przyjaciela. Pomimo przerażenia zauważyli, że uśmiechał się w chwili śmierci, jakby prowadziła ona do oswobodzenia z cierpień. Niedane im było jednak dłużej się nad tym zastanawiać, gdyż podszedł do nich policjant każąc zaopiekować się dziewczyną. Drugi z funkcjonariuszy wręczył im list, który znalazł ponoć na pobliskim stoliku. Chłopcy dziękując za wszystko wyprowadzili dziewczynę z mieszkania i chcąc poznać treść pożegnania pozostawioną przez Deryla skierowali się do pobliskiej kawiarni. Kiedy otworzyli białą kopertę zaadresowaną właśnie do nich. Zobaczyli, że wewnątrz jest wiele kartek zapisanych równym pismem szatyna.
Okazało się, że cała treść jego listu opisywała dokładnie cały okres, odkąd w ich szkole pojawił się nowy nauczyciel. Pisał o chwilach radości, gdy poznał mężczyznę, który dał mu namiastkę prawdziwej miłości. Zawarł w swych przemyśleniach śmierć pierwszego kochanka Marko. Ujął żal mężczyzny i chwile, w której sam zaoferował się z nim pojechać. Opisał także momenty przerażenia, smutku i rozpaczy. Napisał przyjaciołom o wypadku, w którym zginął profesor oraz o chwili odkrycia prawdziwej miłości. Żal i tęsknota za ukochanym człowiekiem pojawiała się w całej treści listu. Deryl przeprosił na koniec swoich przyjaciół, za to, iż ich opuścił. Wyjaśnił jednak, ze w śmierci widział jedyna drogę do wyzwolenia z bólu i ponownego spotkania ukochanego mężczyzny.