Mój chłopak Śmierć 13
Dodane przez Aquarius dnia Wrze¶nia 20 2014 18:43:01


Przez kilka dni, po tym, jak Konstanty o maÅ‚o nie umarÅ‚, Bazyli panikowaÅ‚ za każdym razem, gdy jego ukochany tylko pociÄ…gnÄ…Å‚ nosem albo kichnÄ…Å‚, otwieraÅ‚ okna, tylko gdy Kostek byÅ‚ w pracy, a gdy gdzieÅ› wychodzili, opatulaÅ‚ go, żeby tylko znowu nie zÅ‚apaÅ‚ przeziÄ™bienia. PosunÄ…Å‚ siÄ™ nawet do tego, że poprosiÅ‚ AnitÄ™, by mu kupiÅ‚a jakiÅ› szalik, czapkÄ™ i rÄ™kawiczki, które ukochany bÄ™dzie mógÅ‚ nosić w pracy. Wtedy po raz pierwszy Kostek wÅ›ciekÅ‚ siÄ™ na Bazylego. WygarnÄ…Å‚ mu co myÅ›li o jego paranoi. PoskutkowaÅ‚o to tym, że Bazyli przez kilka dni siÄ™ zupeÅ‚nie do niego nie odzywaÅ‚ i przeniósÅ‚ siÄ™ na kanapÄ™. Ciężka atmosfera panujaca w domu denerwowaÅ‚a Azmetha i Daniela. Demon próbowaÅ‚ ich jakoÅ› pogodzić stosujÄ…c wybiegi podpatrzone na filmach, a to zapraszaÅ‚ każdego z nich na wspólnÄ… kolacjÄ™, na której siÄ™ nie pojawiaÅ‚, za to przez przypadek obu zapraszaÅ‚ w tej samej porze, a to kupowaÅ‚ czekoladki o dawaÅ‚ każdemu z nich podpisujÄ…c imieniem drugiego… Niestety żadne z jego zabiegów nie przynosiÅ‚y skutków, wrÄ™cz sprawiÅ‚y, że zarówno Bazyli, jak i Kostek wkurzyli siÄ™ na niego i przestali siÄ™ do niego odzywać. PowstaÅ‚a sytuacja zdenerwowaÅ‚a Daniela do tego stopnia, że któregoÅ› dnia wziÄ…Å‚ w pracy wolne i postanowiÅ‚ zakoÅ„czyć to raz na zawsze. PosadziÅ‚ wszystkich trzech na kanapie. Na poczÄ…tku zarówno Bazyli, jak i Kostek próbowali protestować, że nie zamierzajÄ… siedzieć obok siebie, lecz byÅ‚y anioÅ‚ wrzasnÄ…Å‚ na nich groźnie i obaj momentalnie umilkli. Na szczęście Azmeth siedziaÅ‚ spokojnie, patrzÄ…c zaÅ‚zawionymi oczami na wÅ›ciekle na siebie Å‚ypiÄ…cych kochanków.
- Mam już dość tych cyrków, które odstawiacie – warknÄ…Å‚ Daniel. – Myslicie, że to takie przyjemne wracać do domu, w którym powietrze jest tak gÄ™ste od waszych fochów, ze aż można je kroić nożem?! HarujÄ™ jak wół przez caÅ‚y dzieÅ„ na budowie i chyba mam prawo wrócić do domu i odpocząć w miÅ‚ej atmosferze, nie uważacie? – popatrzyÅ‚ groźnie na każdego po kolei. W jego wzroku byÅ‚o coÅ› takiego, że wszyscy bez wyjÄ…tku nerwowo przeÅ‚knÄ™li Å›linÄ™ i pokiwali twierdzÄ…co gÅ‚owami. – WiÄ™c zaraz mi siÄ™ tu pogodzić!
- Nie ma mowy – mruknÄ…Å‚ Bazyli krzyżujÄ…c rÄ™ce na piersiach. – Niech ten gbur najpierw mnie przeprosi.
- Przeprosić? Niby za co? Za twojÄ… paranojÄ™? – odparÅ‚ wzburzony Kostek. – Pracować przez ciebie nie mogÄ™ normalnie, nawet wyjść na miasto nie mogÄ™, nie robiÄ… z siebie poÅ›miewiska.
- A wiÄ™c moja troska o twoje zdrowie jest dla ciebie tylko poÅ›miewiskiem? – zbulwersowany Bazyli poderwaÅ‚ siÄ™ z kanapy jednak szybko zostaÅ‚ z powrotem usadzony przez Daniela.
- Cicho! Obaj! – wrzasnÄ…Å‚ byÅ‚y anioÅ‚. – Kostek – zwróciÅ‚ siÄ™ do Åšmierci – Dlaczego nie pozwolisz mu martwić siÄ™ o ciebie?
- No właśnie, dlaczego? Odezwał się Bazyli, lecz szybko umilkł zgromiony groźnym wzrokiem Daniela.
- Więc? - Były anioł popatrzył wyczekująco na Śmierć.
- Bo on przesadza. Rozumiem, ze się o mnie martwi i to jest miłe, pod warunkiem, że nie przesadza. Zachowuje się irracjonalnie. Przecież to była zwykłą gorączka bagienna, na dodatek miesiąc temu!
- Bazyli – Daniel odwróciÅ‚ siÄ™ do wspomnianego. – Możesz przestać przesadzać z tÄ… troskÄ… o Kostka?
- Kiedy to jest silniejsze ode mnie. Nie chcę, żeby umarł, za bardzo go kocham.
- Ale nie rozumiesz, że w ten sposób ograniczasz go?
- WiÄ™c co mam robić? – w oczach Bazylego pojawiÅ‚y siÄ™ Å‚zy.
- Odpuść trochę. Kostek jest dorosłym facetem i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, ze musi dbać o siebie. To prawda, że ta gorączka bagienna zaskoczyła go, ale teraz jest już na nią uodporniony, więc nic mu już się nie stanie.
- Ale może zÅ‚apać jakaÅ› innÄ… Å›miertelnÄ… chorobÄ™ – zaprotestowaÅ‚ niepewnie Bazyli. – I co wtedy? Znowu bÄ™dziemy musieli kombinować jak sprowadzić lekarza? NastÄ™pnym razem może nie pójść tak Å‚atwo, Anita mówiÅ‚a, że jak tam byliÅ›my, wysÅ‚ano za nami Szperaczy, a to podobno nic dobrego.
- Masz racjÄ™, nic dobrego – odezwaÅ‚ siÄ™ milczÄ…cy dotÄ…d Azmeth.
- To prawda, że Kostek może znowu zÅ‚apać jakaÅ› niebezpiecznÄ… chorobÄ™ – powiedziaÅ‚ Daniel. – Ryzyko istnieje zawsze. Jednakże tym razem masz już kontakt do Anity i jeÅ›li zajdzie taka potrzeba, zadzwonisz od niej, a ona szybko sprowadzi lekarza. Lekarze w zaÅ›wiatach sa naprawdÄ™ dobrzy, to mumie, które przez tysiÄ…clecia doskonaliÅ‚y swoje medyczne umiejÄ™tnoÅ›ci, wiÄ™c jeÅ›li Kostek znowu coÅ› zÅ‚apie, na pewno sobie z tym poradzÄ…. Nie ma wiÄ™c sensu żebyÅ› tak przesadzaÅ‚. Rozumiesz? – Bazyli pokiwaÅ‚ twierdzÄ…co gÅ‚owÄ…. – Czy to ma oznaczać, ze przestaniesz tak przesadzać?
- SpróbujÄ™ – odparÅ‚ chÅ‚opak. Daniel odwróciÅ‚ siÄ™ do Åšmierci.
- Kostek, a ty będziesz bardziej wyrozumiały dla niego, kiedy będzie za bardzo troskliwy?
- Pod warunkiem, że nie bÄ™dzie znowu przesadzaÅ‚ – burknÄ…Å‚ zapytany. Daniel znaczÄ…co spojrzaÅ‚ na Bazylego.
- SpróbujÄ™ – burknÄ…Å‚ tamten. – Ale to nie tak Å‚atwo…
- Ani mi siÄ™ waż – warknÄ…Å‚ byÅ‚y anioÅ‚ celujÄ…c w niego palcem.
- No dobra – odparÅ‚.
- No i klawo – Daniel uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™. – A teraz obaj przeprosić siÄ™ i pocaÅ‚ować. No już! – krzyknÄ…Å‚ widzÄ…c, że ani Bazyli ani Kostek nie majÄ… zamiaru siÄ™ ruszyć. Na ten okrzyk obaj szybko wstali z kanapy, objÄ™li siÄ™, wymamrotali przeprosiny i zÅ‚Ä…czyli usta w pocaÅ‚unku.
- A ty – Daniel w koÅ„cu zwróciÅ‚ siÄ™ do swojego kochanka – masz nigdy wiÄ™cej nie wtrÄ…cać siÄ™ w cudze problemy, bo tylko pogarszasz sprawÄ™. Kapujesz?
Azmeth potulnie pokiwał twierdząco głową.
- Czyli wszystko sobie wyjaÅ›niliÅ›my. Może jednak lepiej idźcie do swojej sypialni, co? – powiedziaÅ‚, widzÄ…c, że czuÅ‚oÅ›ci współlokatorów zmierzajÄ… coraz szybciej w jednym kierunku.
Kostek bez słowa wziął Bazylego na ręce i zaniósł do sypialni.
- A my? – zapytaÅ‚ niepewnie Azmeth, kiedy już zamknęły siÄ™ za nimi drzwi.
- A my idziemy siÄ™ wykÄ…pać – mruknÄ…Å‚ Daniel i ruszyÅ‚ w stronÄ™ Å‚azienki, a Azmethowi aż oczy siÄ™ zaÅ›wieciÅ‚y. UwielbiaÅ‚ kochać siÄ™ z Danielem pod prysznicem.
Po kąpieli Daniel i Azmeth przenieśli się do sypialni, gdzie kontynuowali miłosne igraszki, a Bazyli i Kostek jeszcze długo nie wychodzili ze swojej, jakby chcieli nadrobić te wszystkie dni, kiedy się do siebie nie zbliżali. Na szczęście udało im się w końcu pogodzić i miła atmosfera znowu wróciła do ich czterech ścian. Jednak szybko została zepsuta przez pewne wydarzenie, które sporo namieszało w życiu Bazylego.
Kilka dni potem, kiedy całe zajście było już tylko przeszłością, Daniel, Azmeth i Bazyli siedzieli z popcornem przed telewizorem, a Konstanty pracował. Akcja w filmie właśnie się rozwijała i nabierała tempa, gdy odezwał się dzwonek do drzwi. Solidarnie go zignorowali, lecz ten, który go uruchomił, nie odpuszczał wciąż dzwonił i dzwonił, aż w końcu Daniel się zdenerwował. Zastopował odtwarzacz i wstał.
- Co za idiota? – warczaÅ‚ idÄ…c w stronÄ™ drzwi. – Czego?! – warknÄ…Å‚ otwierajÄ…c je z rozmachem, wyraźnie zirytowany. Na progu staÅ‚ wysoki i chudy brunet w okularach, ubrany w garnitur. – Czego? – warknÄ…Å‚ ponownie Daniel chcÄ…c jak najszybciej wrócić do przerwanego filmu.
Intruz skrzywil się i zmierzył Daniela wzrokiem, zanim w końcu się odezwał. Jego głos był chłodny, wręcz lodowaty.
- Szukam Bazylego.
- A ktoÅ› ty? – Danielowi wybitnie nie podobaÅ‚ siÄ™ ton rozmówcy, ani jego mina mówiÄ…ca, że wolaÅ‚by w tym momencie być w zupeÅ‚nie innym miejscu.
- Jego brat.
- Taaa, a ja jestem baletnica – warknÄ…Å‚ Daniel i trzasnÄ…Å‚ drzwiami.
- Kto to byÅ‚? – zainteresowaÅ‚ siÄ™ Bazyli.
- JakiÅ› dupek, który twierdziÅ‚, że jest twoim bratem – odparÅ‚ byÅ‚y anioÅ‚ uruchamiajÄ…c film.
- A jak wyglÄ…daÅ‚? – Niepokój w gÅ‚osie chÅ‚opaka sprawiÅ‚, że Daniel znowu zastopowaÅ‚ film.
- Bazyli, wszystko w porzÄ…dku? – zaniepokoiÅ‚ siÄ™ Azmeth widzÄ…c wyraźnie pobladÅ‚Ä… twarz chÅ‚opaka.
- Jak on wyglÄ…daÅ‚? – powtórzyÅ‚ pytanie Bazyli. Daniel opisaÅ‚ intruza.
- Bazyli, co siÄ™ dzieje? – tym razem zaniepokoiÅ‚ siÄ™ Daniel widzÄ…c jak Bazyli wstaje i zaczyna nerwowo chodzić po pokoju.
- To faktycznie jest mój brat – odparÅ‚ cicho chÅ‚opak po chwili milczenia.
- A niech mnie… - mruknÄ…Å‚ Azmeth.
- Czego on chce?
- Nie mam pojęcia. Dawno temu, kiedy rodzice się mnie wyrzekli, on stanął po ich stronie. Tak po prawdzie, to on najwięcej pluł na mnie jadem. Nie mam pojęcia dlaczego teraz się pojawił ani jak mnie znalazł.
- Może zrozumiaÅ‚, że jest w bÅ‚Ä™dzie? – powiedziaÅ‚ cicho Azmeth.
- Wątpię, on nigdy nie zmienia zdania. Poza tym tak bardzo nienawidzi homoseksualistów, ze najchętniej by ich wszystkich powystrzelał.
- Może wiÄ™c siÄ™ go spytamy czego chce? – powiedziaÅ‚ Azmeth i ruszyÅ‚ w stronÄ™ drzwi.
- Nie! – krzyknÄ…Å‚ rozpaczliwie Bazyli i chwyciÅ‚ demona za rÄ™kÄ™. – Nie rób tego!
- Ale… - Azmeth próbowaÅ‚ oponować, ale Daniel stanÄ…Å‚ mu na drodze, uniemożliwiajÄ…c dojÅ›cie do drzwi.
- Jeśli Bazyli nie chce, to go do tego nie zmuszaj. Wiesz przecież jak bardzo go skrzywdzili.
- wiem – odparÅ‚ cicho Azmeth – ale uważam, że powinien siÄ™ pogodzić z rodzinÄ…, przecież nie ma nikogo innego…
- I może kiedyś to zrobi, ale my nie powinniśmy się do tego wtrącać. Poza tym ma Kostka, ciebie i mnie. Więc się nie wtrącaj, bo inaczej przez rok zero seksu.
- Ty żartujesz, prawda? – zapytaÅ‚ niepewnie Azmeth.
- A wyglądam jakbym żartował? Masz się nie wtrącać.
- No dobra – mruknÄ…Å‚ Azmeth, po czym odwróciÅ‚ siÄ™ do Bazylego. – Poradzisz sobie z tym?
- Tak. DziÄ™ki za troskÄ™. Wybaczcie, ale odeszÅ‚a mnie ochota na film – wybÄ…kaÅ‚ i przeszedÅ‚ do sypialni.
- Mnie też jakoÅ› już siÄ™ nie chce oglÄ…dać – mruknÄ…Å‚ Azmeth. – Chyba pójdÄ™ sobie zrobić herbaty, Chcesz też?
Daniel bez słowa poszedł za kochankiem do kuchni.
Kiedy Kostek w końcu wrócił z pracy zdziwiła go dziwna cisza panująca w mieszkaniu.
- ChÅ‚opaki, jesteÅ›cie? – krzyknÄ…Å‚ chowajÄ…c w szafie swój sÅ‚użbowy strój. – A coÅ› ty taki ponury? – zainteresowaÅ‚ siÄ™ widzÄ…c wychodzÄ…cego z sypialni Azmetha. – CoÅ› siÄ™ staÅ‚o? Chyba dla odmiany nie pokłóciÅ‚eÅ› siÄ™ ty z Danielem.
Azmeth przecząco pokręcił głową.
- To Bazyli.
- Co z nim? – zaniepokoiÅ‚ siÄ™. – CoÅ› mu siÄ™ staÅ‚o? Mów szybko! – zÅ‚apaÅ‚ rozmówcÄ™ za koszulÄ™ na piersiach i potrzÄ…snÄ…Å‚ nim.
- Nic mu nie jest, ale… dzisiaj pojawiÅ‚ siÄ™ tu jego brat.
- Że co?!
- To co mówię.
- Nie mów, że Bazyli z nim rozmawiaÅ‚. – Kostek zdenerwowaÅ‚ siÄ™ tak bardzo, ze zupeÅ‚nie nie zdajÄ…c sobie z tego sprawy znowu zacisnÄ…Å‚ rÄ™ce na koszuli Azmetha.
- Nie, Daniel nie wpuścił go. Ale to i tak wystarczyło żeby Bazyli się zdenerwował. Poszedł do sypialni i do tamtej pory stamtąd nie wyszedł, nawet obiadu jeść nie chciał.
Azmeth jeszcze coś mówił, ale Konstanty już go nie słuchał. Wpadł zaniepokojony do sypialni, gdzie Bazyli leżał zwinięty w kłębek przy zaciągniętych zasłonach.
- Kochanie, wszystko w porzÄ…dku? – zapytaÅ‚ cicho klÄ™kajÄ…c przed łóżkiem. Mimo panujÄ…cego w pokoju półmroku wyraźnie widziaÅ‚ opuchniÄ™te od pÅ‚aczu oczy ukochanego. – Azmeth mi powiedziaÅ‚, że pojawiÅ‚ siÄ™ tu twój brat.
- No i po co? – zapytaÅ‚ cicho Bazyli otwierajÄ…c oczy. – Tyle czasu zajęło mi pogodzenie siÄ™ z tym, ze mnie odrzucili, że zmieszali z bÅ‚otem, a teraz on siÄ™ pojawia i rozdrapuje rany.
- Nie mam pojęcia, ale nie pozwolę mu cię skrzywdzić. Tym razem nie jesteś sam, masz mnie, a jeśli trzeba, Daniel spierze go. Wiesz o tym, że on i Azmeth też cię kochają i nie pozwolą cię skrzywdzić.
Bazyli uśmiechnął się niepewnie.
- Przytulisz mnie?
- OczywiÅ›cie, kochanie – odparÅ‚ Kostek i najpierw przykryÅ‚ Bazylego kocem, a potem sam siÄ™ pod niego wsunÄ…Å‚ i objÄ…Å‚ ukochanego. Bazyli bez sÅ‚owa wtuliÅ‚ siÄ™ w niego. PiÄ™c minut później Kostek usÅ‚yszaÅ‚ jak pÅ‚acze. Niestety nie potrafiÅ‚ znaleźć słów, które by ukoiÅ‚y ból ukochanego, wiÄ™c jedynie gÅ‚askaÅ‚ go po gÅ‚owie i nuciÅ‚ koÅ‚ysankÄ™. Nie minęła dÅ‚uga chwila, gdy zmÄ™czony pÅ‚aczem Bazyli usnÄ…Å‚. Kostek wiedziaÅ‚, ze ukochany bÄ™dzie spaÅ‚ aż do rana, jednak mimo to nie wypuszczaÅ‚ go z objęć. WierzyÅ‚, że w ten sposób, nawet przez sen bÄ™dzie on czuÅ‚, że jest z nim i bÄ™dzie go wspieraÅ‚.
Kiedy nadszedł ranek Bazyli był już spokojny, lecz nie wyglądał zbyt dobrze.
- LeżaÅ‚eÅ› to caÅ‚Ä… noc? – zapytaÅ‚ widzÄ…c Kostka tuż po obudzeniu.
- Leżałem.
- DziÄ™kujÄ™ – Bazyli uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ niepewnie i pocaÅ‚owaÅ‚ ukochanego w policzek.
- Co powiesz na małą kąpiel?
- Nie mam zbytnio ochoty. Najchętniej bym się stąd nie ruszał.
- Ale musisz. Chociażby po to żeby coś zjeść.
- Nie jestem głodny.
- Jak nie będziesz jadł, opadniesz z sił i schudniesz za bardzo. A wiesz, ze nie lubię uprawiać seksu z kościotrupem.
Bazyli roześmiał się bezwiednie.
- No dobrze, ale pójdziesz ze mną?
- Już myÅ›laÅ‚em, że o to nie poprosisz – mruknÄ…Å‚ Kostek, po czym pocaÅ‚owaÅ‚ Bazylego w usta. ChÅ‚opak odwzajemniÅ‚ pieszczotÄ™.
Poszli pod prysznic. Na początku Kostek jedynie pomagał Bazylemu umyć się, namydlając jego ciało, lecz bardzo szybko pożądanie wzięło górę i chwilę potem namiętnie się całowali. Jednak nie skończyło się tylko na pocałunkach. Kostek był tak delikatny i czuły, że Bazyli zupełnie zapomniał o tym, co go zdołował, zatracając się w seksie. Po kąpieli przeszli do kuchni, gdzie Kostek zrobił im obu śniadanie. I chociaż Bazyli wciąż się nie uśmiechał, to jednak widać było, że kąpiel i czuły seks pomogły mu odżyć.
- Wszystko w porzÄ…dku? – zapytaÅ‚ Daniel, który wÅ‚aÅ›nie wszedÅ‚ do kuchni.
- MógÅ‚byÅ› zaÅ‚ożyć chociaż gacie na dupÄ™ – mruknÄ…Å‚ Kostek widzÄ…c, że byÅ‚y anioÅ‚ jest kompletnie nagi.
- CoÅ› siÄ™ nagle taki cnotliwy zrobiÅ‚, co? – mruknÄ…Å‚ Daniel podchodzÄ…c do Bazylego. PoÅ‚ożyÅ‚ mu rÄ™kÄ™ na ramieniu i powtórzyÅ‚ pytanie.
- DziÄ™ki, już lepiej – odparÅ‚ chÅ‚opak i uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ niepewnie.
- Jakby co, to pamiÄ™taj, że możesz na mnie liczyć – mruknÄ…l Daniel i uderzyÅ‚ rÄ™kÄ… Å›ciÅ›niÄ™tÄ… w pięść w drugÄ… rÄ™kÄ™. Wszyscy w kuchni zrozumieli ten gest.
W tym momencie zadzwonił telefon domy. Bazyli aż podskoczył przerażony. Daniel poszedł odebrać.
- Bazyli, do ciebie – powiedziaÅ‚ po chwili.
- Nie chcÄ™ z nim rozmawiać – odparÅ‚ nerwowo zaciskajÄ…c rÄ™ce na trzymanej szklance z sokiem.
- Ale to nie ten dupek. JakiÅ› adwokat z Australi.
- Co? – Bazyli popatrzyÅ‚ zdumiony na Daniela.
- No, jakiś James Kowalski. Mówi łamaną polszczyzną, że jest adwokatem z Australi i szuka właśnie ciebie.
Bazyli bez słowa podszedł do telefonu.
- SÅ‚ucham? Tak, jestem Bazyli Nawerski. Å»e co?! To takie nieprawdopodobne… Ależ oczywiÅ›cie, kiedy tylko pan chce. Może lepiej u mnie. Ok., może być jutro o szesnastej. ProszÄ™ zanotować adres – podaÅ‚ adres, po czym pożegnaÅ‚ siÄ™ i odÅ‚ożyÅ‚ sÅ‚uchawkÄ™.
- I co on chciaÅ‚? – zainteresowaÅ‚ siÄ™ Ksotek. – To faktycznie jakiÅ› adwokat?
- Tak mówi. Podobno wujek z Australi, którego wieki nie widziałem zostawił mi spory majątek, jakieś dziesięć milionów dolarów.