To ja, elf 6
Dodane przez Aquarius dnia Wrze秐ia 20 2014 16:12:56


Mija艂y kolejne dni. Marek uwa偶nie obserwowa艂 wszystkich w ko艂o oczekuj膮c jakiego艣 ataku z ich strony. Obserwuj膮c Malniha zd膮偶y艂 zauwa偶y膰, 偶e cieszy si臋 on sporym szacunkiem wszystkich mieszka艅c贸w wioski, wi臋c zrozumia艂e by by艂o gdyby kto艣 pr贸bowa艂 „stan膮膰 w obronie” 艂ucznika. Bior膮c to pod uwag臋, ca艂y czas by艂 czujny i gotowy odeprze膰 atak nie tylko s艂owny, ale te偶 i cielesny, chocia偶 z tym drugim, to by by艂o sporo problemu. Marek nie potrafi艂 walczy膰, a te szcz膮tkowe umiej臋tno艣ci kung-fu raczej do niczego by mu si臋 nie przyda艂y. Chodzi艂 wi臋c przez ca艂y czas czujny, jednak atak nie nast臋powa艂. Spotyka艂 si臋 jedynie z ch艂odn膮 uprzejmo艣ci膮. M臋czy艂o go to, je艣li wi臋c nie musia艂, nie wychodzi艂 z chaty. Na pocz膮tku pr贸bowa艂 jeszcze zagadywa膰 Tahnira, jednak ten coraz cz臋艣ciej wymawia艂 si臋 prac膮 i chocia偶 Marek proponowa艂 pomoc przy zbieraniu zi贸艂, medyk nie korzysta艂 z pomocy twierdz膮c za ka偶dym razem, 偶e w艂a艣nie by艂 w lesie i nazbiera艂 ile trzeba. W pary takich pr贸bach Marek zrozumia艂, 偶e nawet Tahnir jest przeciwko niemu i zrezygnowa艂, jeszcze bardziej zaszywaj膮c si臋 w swojej chacie. Skorzysta艂 na tym jego ogr贸dek, kt贸remu po艣wi臋ca艂 teraz ca艂膮 swoj膮 uwag臋. I tak przecie偶 nie mia艂 nic innego do roboty.
Niestety zacz膮艂 mu ci膮偶y膰 brak os贸b, z kt贸rymi m贸g艂by swobodnie porozmawia膰, a kiedy s艂ysza艂 wszystkie odg艂osy do niego dolatuj膮ce, widzia艂 elfy weso艂o mi臋dzy sob膮 rozmawiaj膮ce, 偶al 艣ciska艂 serce. Jednak wci膮偶 uparcie odmawia艂 zaakceptowania tego, w co go, jak uwa偶a艂, wpl膮tali nie zapytawszy go nawet o zdanie. Tak mu to wszystko zacz臋艂o ci膮偶y膰, 偶e po raz pierwszy na powa偶nie pomy艣la艂 o powrocie do swojego starego 偶ycia. Na pocz膮tku, kiedy tu si臋 znalaz艂, my艣la艂 o tym bezustannie, lecz ciekawo艣膰 i ch臋膰 poznania rasy elf贸w sprawia艂a, 偶e za ka偶dym razem, gdy w g艂owie pojawia艂a si臋 my艣l, ze czas wraca膰 do domu, szybko by艂a ona gaszona stwierdzeniem, 偶e jeszcze zd膮偶y, 偶e pomy艣li o tym jutro. Przychodzi艂o jutro i sytuacja si臋 powtarza艂a. A偶 ta uparta my艣l, stawa艂 si臋 coraz mniej natr臋tna i w pewnym momencie przesta艂 si臋 w og贸le pojawia膰, Marek zaakceptowa艂 now膮 sytuacj臋 i postanowi艂 zosta膰. Teraz jednak my艣l o powrocie do domu wr贸ci艂a i to ze zdwojon膮 si艂膮. I tym razem nie zosta艂a zgaszona.
Wiedziony my艣l膮 o powrocie do domu zacz膮艂 wypuszcza膰 si臋 do lasu w celu odnalezienia tego miejsca od kt贸rego to wszystko si臋 zacz臋艂o. Niestety nie wiedzia艂 w kt贸rym kierunku musi i艣膰, wi臋c kr臋ci艂 si臋 to tu, to tam, bez 偶adnego planu. Par臋 razy nawet uda艂o mu si臋 zab艂膮dzi膰, lecz za ka偶dym razem dziwnym trafem odnajdywa艂 drog臋, kt贸ra zawsze prowadzi艂a do Jeziora Marze艅. Zdarza艂y si臋 te偶 dni, kiedy by艂 tak zm臋czony, ze po prostu k艂ad艂 si臋 na ziemi i zasypia艂, a rano, wypocz臋ty wystarczaj膮co kontynuowa艂 poszukiwania. Niestety ca艂y czas chodzi艂 po lesie bez celu, a偶 w ko艅cu zrozumia艂, 偶e nie wr贸ci do domu. Poza tym by艂 g艂odny i po艂amany od spania na ziemi. Zat臋skni艂 za 艂贸偶kiem w swojej chacie. Wr贸ci艂 wi臋c do wioski. Oczywi艣cie dosta艂 od innych elf贸w co艣 do jedzenia, ale opr贸cz tego pocz臋stowali go te偶 oboj臋tno艣ci膮 i milczeniem. Mia艂 tego do艣膰. Tego dnia, gdy zrozumia艂, 偶e jest uwi臋ziony nie tylko w tym 艣wiecie, ale tez i wiosce, d艂ugo w nocy rozmy艣la艂 nad ca艂膮 t膮 sytuacj膮. Pr贸bowa艂 znale藕膰 jakie艣 rozwi膮zanie. Niestety, jedyne my艣li, jakie chcia艂y mu przyj艣膰 do g艂owy, by艂y sprzeczne ze sob膮 i niczego nie rozwi膮zywa艂y. W jednej chwili got贸w by艂 si臋 podporz膮dkowa膰 i rozwa偶a艂 nawet r贸偶ne warianty 偶ycia z Malnihem, w drugiej, zaprzecza艂 temu gwa艂townie, denerwuj膮c si臋, 偶e nikt, tym bardziej jakie艣 elfy, kt贸re przecie偶 nie istniej膮 w realnym 艣wiecie, nie b臋dzie mu m贸wi艂 jak ma 偶y膰. I tak w k贸艂ko: tak, nie, tak, nie, a偶 w ko艅cu by艂 tak tym wszystkim zm臋czony, 偶e zasn膮艂. Sen mia艂 ci臋偶ki i niespokojny, a jak si臋 ju偶 obudzi艂, nie pami臋ta艂 z niego nic. Za to by艂 oci臋偶a艂y i jedyne co tolerowa艂 jego organizm, to by艂 dalszy sen. Na pocz膮tku pr贸bowa艂 nad nim zapanowa膰, lecz kiedy usn膮艂 z kanapk膮 w ustach, skapitulowa艂 i po艂o偶y艂 si臋 spa膰. Wsta艂 gdy s艂o艅ce by艂o ju偶 wysoko na niebie. Tym razem by艂 bardziej wyspany. Poprzedniego dnia, zanim zasn膮艂 postanowi艂 porozmawia膰 z Tahnirem jeszcze raz. Poszed艂 do niego z bij膮cym z niepokoju sercem. Okaza艂o si臋, 偶e medyk jest w chacie.
Kiedy wszed艂 do 艣rodka, pierwszym, co zobaczy艂, by艂 Tahnir siedz膮cy przy stole i jaki艣 elf le偶膮cy w jego 艂贸偶ku. W pierwszej chwili zabola艂o go gdzie艣 w piersi na my艣l, 偶e obiekt jego westchnie艅 w ko艅cu znalaz艂 sobie kochanka, jednak szybko do serca wkroczy艂a nadzieja, 偶e mo偶e to tylko kto艣 chory. Przecie偶 on, kiedy tu trafi艂 tez sp臋dzi艂 kilka dni w tahnirowym 艂贸偶ku zanim m贸g艂 wsta膰.
- Kto to? – zapyta艂 sil膮c si臋 na oboj臋tno艣膰.
- Malnih – odpar艂 Tahnir nie przestaj膮c rozdrabnia膰 zi贸艂.
- Malnih? – zdumia艂 si臋. – A co mu jest?
- Umiera.
- Jak to?
- Pami臋tasz, jak m贸wi艂em ci, 偶e elfy kochaj膮 raz na ca艂e 偶ycie? Je艣li ich mi艂o艣膰 nie zostanie odwzajemniona, umieraj膮. Odrzuci艂e艣 Malniha i on teraz umiera.
- Ale przecie偶… - Marek nie m贸g艂 uwierzy膰 w to, co us艂ysza艂. S膮dzi艂, 偶e to jaki艣 podst臋p ze strony elf贸w, by go nak艂oni膰 do zmiany decyzji. – Przecie偶 niedawno go widzia艂em i czu艂 si臋 doskonale.
- Nie by艂o ci臋 kilka dni, Marek, wi臋c nie widzia艂e艣 jak 艣mier膰 powoli zabiera艂a Malniha. Najpierw coraz cz臋艣ciej nie trafia艂 do celu, potem mia艂 problemy z wys艂awianiem si臋, potem nie m贸g艂 nic je艣膰 ani pi膰, wszystko zwraca艂, a na koniec jego cia艂o odm贸wi艂o pos艂usze艅stwa. To tylko kwestia czasu, kiedy odejdzie na zawsze. Objawy s膮 zawsze takie same, tylko czas ich trwania mo偶e by膰 r贸偶ny u r贸偶nych elf贸w. Osobi艣cie nie mia艂em okazji obserwowa膰 偶adnego takiego przypadku, ale stare ksi臋gi opisuj膮 ich pe艂no. Podobno, im mocniej kocha elf, tym szybciej to wszystko si臋 pojawia i tym szybciej przychodzi 艣mier膰. Niestety, kr贸tko b臋d臋 mia艂 okazj臋 go obserwowa膰, ale mo偶e uda mi si臋 zaobserwowa膰 cos nowego, czego nie opisuj膮 stare ksi臋gi.
- A wi臋c dla ciebie on jest tylko obiektem do艣wiadczalnym?! – zapyta艂 Marek z wyra藕nym gniewem. I chocia偶 nie lubi艂 Malniha, to jednak w tym momencie poczu艂 do niego wsp贸艂czucie.
Tahnir przerwa艂 zaj臋cie i popatrzy艂 smutno na rozm贸wc臋.
- A twoim zdaniem co mam robi膰? 艢mier膰 to nie jest choroba, nie ma na ni膮 leku. Jedyne co mog臋, to obserwowa膰 i stara膰 si臋 wyci膮gn膮膰 jak najwi臋cej obserwacji, by w przysz艂o艣ci pom贸c innym chocia偶 za艂agodzi膰 moment odej艣cia. Niestety, kto艣 musi si臋 po艣wi臋ci膰.
- Jeste艣 kompletnie bez serca! – wykrzykn膮艂 coraz bardziej zbulwersowany Marek.
- I kto to m贸wi? – Medyk wr贸ci艂 do krojenia zi贸艂. – Gdyby艣 ty okaza艂 serce i przyj膮艂 go, sie by艂oby ca艂ej tej sytuacji.
Marek sapn膮艂 gniewnie. Usilnie stara艂 si臋 wymy艣li膰 jaka艣 ci臋ta ripost臋, lecz mia艂 w g艂owie kompletn膮 pustk臋. Zirytowany wyszed艂 z chaty trzaskaj膮c g艂o艣no drzwiami. Poszed艂 nad jezioro. Potrzebowa艂 si臋 uspokoi膰. Usiad艂 na brzegu i zapatrzy艂 si臋 w spokojn膮 tafl臋. Przez jego g艂ow臋 zacz臋艂o przelatywa膰 tysi膮ce my艣li i obraz贸w, jednak nie przynosi艂y one nic nowego, wi臋c szybko wyrzuci艂 je z g艂owy, staraj膮c si臋 kompletnie nie my艣le膰. Siedzia艂 tak nie wiadomo jak d艂ugo, gdy nagle us艂ysza艂 jakie艣 przybli偶aj膮ce si臋 do niego g艂osy. Podni贸s艂 si臋 powoli chc膮c odej艣膰. Nie mia艂 ochoty wpada膰 na nikogo. Odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 przeciwn膮, do tej, z kt贸rej dolatywa艂y g艂osy i a偶 odskoczy艂 przera偶ony. Przed nim sta艂 m艂ody elf. Chocia偶 nie pami臋ta艂 jego imienia, to jednak rozpoznawa艂 go: to by艂 jeden z tych, kt贸rych ostatnio szkoli艂 Malnih.
- Przepraszam, nie s艂ysza艂em jak nadchodzisz. Ale spoko, ju偶 sobie id臋 – mrukn膮艂 Marek i chc膮c go omin膮膰 przesun膮艂 si臋 w prawo. Jednak elf te偶 si臋 przesun膮艂, znowu tarasuj膮c mu drog臋, wiec Marek bez s艂owa skierowa艂 si臋 w lewo. Jednak, gdy m艂odzieniec znowu mu przeszkodzi艂, zirytowa艂 si臋.
- Przepraszam, chcia艂 bym przej艣膰 – powiedzia艂 w miar臋 spokojnie.
- Nigdzie nie p贸jdziesz – odpar艂 m艂ody elf i pchn膮艂 go w pier艣 tak mocno, 偶e a偶 Marek polecia艂 do ty艂u i upad艂 na ziemi臋. Ju偶 chcia艂 powiedzie膰, co o tym my艣li, gdy g艂osy, kt贸re wcze艣niej s艂ysza艂, przybli偶y艂y si臋 i za plecami ujrza艂 kolejnych pi臋ciu m艂odych elf贸w. Otoczyli go. Ich miny nie wr贸偶y艂y nic dobrego. Nerwowo prze艂kn膮艂 艣lin臋. Ba艂 si臋 jak cholera, jednak nie chcia艂 tego po sobie pokaza膰. Powoli podni贸s艂 si臋 i otrzepa艂 z ziemi.
- Czego chcecie?
- Ju偶 ty wiesz, czego chcemy – odpar艂 jeden z napastnik贸w.
- Nie wiem.
W tym momencie podszed艂 do niego ch艂opak o imieniu Kasamir, syn Smerthy. Jego mina nie wr贸偶y艂a nic dobrego.
- Przez ciebie nasz mistrz umiera – wysycza艂.
- Nikogo nie zabi艂em – odpar艂 odruchowo. – Nikomu nie zrobi艂em krzywdy.
- Zrobi艂e艣 – odpar艂 inny wyst臋puj膮c z kr臋gu. – Przez ciebie nasz mistrz Malnih le偶y bez 偶ycia. Tahnir m贸wi艂, 偶e nie do偶yje do jutrzejszego ranka. A wszystko to przez to, 偶e nie chcesz go zaakceptowa膰, zgodnie z naszym zwyczajem – warkn膮艂 ch艂opak i d藕gn膮艂 go mocno w pier艣. – Najwspanialszy 艂ucznik i elf umiera przez ciebie.
Kolejne pchniecie w pier艣, tym razem na tyle mocne, 偶e Marek a偶 cofn膮艂 si臋 kilka krok贸w wpadaj膮c na kogo艣. Zanim z艂apa艂 r贸wnowag臋, zosta艂 pchni臋ty w plecy i polecia艂 do przodu. Odruchowo wyci膮gn膮艂 r臋ce przed siebie, by ochroni膰 si臋 przed ewentualnym upadkiem i trafi艂 w pier艣 stoj膮cego przed nim ch艂opaka. Tamten zaskoczony polecia艂 do ty艂u i upad艂 na ziemi臋. Jego koledzy rzucili si臋 na Marka wykrzykuj膮c w jego stron臋 epitety.
- Zostawcie go w spokoju! – dolecia艂o nagle gdzie艣 z boku.
Wszyscy zamarli i odwr贸cili si臋 w stron臋 z kt贸rej dochodzi艂 g艂os.
- Mistrzu… - wyst臋ka艂 zdumiony jeden z ch艂opak贸w. Na brzegu lasu sta艂 Malnih z napi臋tym 艂ukiem, gotowy do wypuszczenia strza艂y.
- Powiedzia艂em by艣cie go zostawili w spokoju – wydysza艂 z trudem elf.
Marek wyra藕nie widzia艂 jego blad膮 twarz, podkr膮偶one oczy, zapadni臋te policzki i pot sp艂ywaj膮cy po skroniach. Pier艣 艂ucznika unosi艂a si臋 gwa艂townie, jakby z trudem oddycha艂, walcz膮c o ka偶dy 艂yk powietrza.
- Ale mistrzu – jeden z m艂odzie艅c贸w wyst膮pi艂 kilka krok贸w do przodu. – przez niego ty umierasz.
- To nie wasza sprawa – wydysza艂 Malnih. – Odejd藕cie. Ale ju偶!
- Jak ka偶esz, mistrzu – odpowiedzieli wszyscy pos艂usznie, sk艂onili g艂owy i odeszli. Mlanih jeszcze przez chwil臋 trzyma艂 napi臋ty 艂uk uwa偶nie 艣ledz膮c odchodz膮cych, a gdy znikn臋li ze horyzontem, zwolni艂 ci臋ciw臋 i wbi艂 艂uk w ziemi臋, po czym opar艂 si臋 na nim ca艂ym cia艂em, pr贸buj膮c zachowa膰 r贸wnowag臋. Jednak cia艂 nie chcia艂o go s艂ucha膰, osun膮艂 si臋 na ziemi臋, wci膮偶 trzymaj膮c w d艂oniach 艂uk.
- Malnih! - wykrzykn膮艂 Marek i podbieg艂 do elfa. Le偶a艂 skulony, z zamkni臋tymi oczami, ci臋偶ko oddychaj膮c. Przewr贸ci艂 go na plecy i odgarn膮艂 w艂osy z bladej twarzy. – Malnih… - W jego g艂osie s艂ycha膰 by艂o niepok贸j.
Elf z trudem otworzy艂 oczy. Widz膮c pochylaj膮cego si臋 nad nim Marka, wyszepta艂 z trudem: - Jeste艣 bezpieczny, to dobrze.
- Co ty tu robisz? Tahnir m贸wi艂, 偶e ledwo 偶yjesz. Jakim cudem si臋 tu znalaz艂e艣?
- Czu艂em, ze grozi ci niebezpiecze艅stwo, wi臋c zebra艂em wszystkie si艂y i przyszed艂em tutaj. Nie mog艂em pozwoli膰 by co艣 ci si臋 sta艂o.
- Ale dlaczego? – zdumia艂 si臋. – Przeze mnie tracisz 偶ycie, a mimo to chcesz mi pomaga膰? Dlaczego?
- A ty by艣 nie pom贸g艂 osobie, kt贸r膮 kochasz?
- Dlaczego m贸wisz, 偶e mnie kochasz? Przecie偶 przez ca艂y czas na mnie warcza艂e艣. Ten wasz g艂upi rytua艂 namiesza艂 ci w g艂owie. Gdyby nie on, dalej by艣 by艂 dla mnie niemi艂y.
- Nie m贸w tak. Rytua艂 nie jest g艂upi. Pozwala nam elfom 艂膮czy膰 si臋 w szcz臋艣liwe pary na ca艂e 偶ycie. – Zamilk艂 pr贸buj膮c raz i drugi obliza膰 spierzchni臋te usta.
- Chcesz si臋 napi膰 wody?
- Chc臋.
Marek podszed艂 do jeziora i nabra艂 wody w z艂膮czone r臋ce. Wr贸ci艂 do Malniha. Niestety elf by艂 zbyt s艂aby by podnie艣膰 g艂ow臋, a Marek nie chcia艂 Mo wlewa膰 wody do ust w pozycji le偶膮cej. Ba艂 si臋, 偶e w ten spos贸b elf m贸g艂by si臋 zakrztusi膰. Przez chwil臋 sta艂 zastanawiaj膮c si臋 jak napoi膰 umieraj膮cego. W ko艅cu doszed艂 do wniosku, 偶e mo偶liwe jest tylko jedno rozwi膮zanie. Podszed艂 do jeziora i nabra艂 w usta tyle wody ile tylko zdo艂a艂. Nast臋pnie podpar艂 Malniha, pomagaj膮c mu podnie艣膰 si臋 do pozycji p贸艂siedz膮cej i z艂膮czywszy swoje usta z jego, napoi艂 go.
- Dzi臋kuj臋 – wyszepta艂 Malnih kiedy ju偶 po wszystkim le偶a艂 na ziemi. Marek pod wp艂ywem niezrozumia艂ego impulsu usiad艂 podk艂adaj膮c w艂asne kolana pod g艂ow臋 elfa.
- Przepraszam – wyszepta艂 zduszonym g艂osem.
- Nie przepraszaj – odpar艂 elf. – To nie twoja wina.
- Moja. Gdybym zaakceptowa艂 to wszystko…
- Ale nie zaakceptowa艂e艣. Mia艂e艣 prawo. Nie jeste艣 jednym z nas, nie musisz przestrzega膰 naszych zasad.
- Ale jestem zmuszony 偶y膰 mi臋dzy wami. Nie mog臋 wr贸ci膰 do mojego 艣wiata, wi臋c musz臋 偶y膰 tutaj. Sam nie prze偶yj臋, jestem zdany na wasz膮 艂ask臋, a w膮tpi臋 偶eby ktokolwiek jeszcze by艂 mi przychylny po tym jak przeze mnie umrze najlepszy 艂ucznik w艣r贸d elf贸w. Ciebie darz膮 ogromnym szacunkiem wszyscy, a ja? Ja jestem tylko intruzem.
- Zawsze mo偶esz si臋 uda膰 do miasta ludzi i tam 偶y膰.
- Nie wiem czy chc臋. Przyzwyczai艂em si臋 ju偶 do 偶ycia w艣r贸d was, do tego, ze nigdzie nie musze si臋 spieszy膰… Zupe艂nie inaczej ni偶 w moim 艣wiecie, tam ka偶dy gdzie艣 si臋 spieszy, za czym艣 goni.
- Opowiedz mi o swoim 艣wiecie.
- Czemu o to pytasz? – zdumia艂 si臋.
- Chcia艂bym ci臋 lepiej pozna膰.
- M贸j 艣wiat jest zupe艂nie inny, nie ma tak czystego powietrza, jak u was, nie ma tego spokoju, ludzie my艣l膮 tylko o sobie i swoich potrzebach. W moim 艣wiecie rz膮dzi pieni膮dz. Jak nie mas pieni臋dzy, to nie masz nic. Za wszystko trzeba p艂aci膰 pieni臋dzmi. Ludzie nie okazuj膮 sobie uczu膰 tak jak elfy. Wyrz膮dzaj膮 sobie nawzajem mn贸stwo z艂a.
- Smutny ten tw贸j 艣wiat.
- Ano smutny. Ten jest o wiele przyjemniejszy. Chcia艂bym tu jednak zosta膰, ale nie mog臋.
- Mo偶esz. Wystarczy, 偶e zaakceptujesz moje uczucie.
Marek westchn膮艂 ci臋偶ko. Jeszcze niedawno wkurzy艂by si臋 na takie gadanie, teraz tylko zrobi艂o mu si臋 smutno.
- To nie takie proste, Malnih. Nie mo偶na kogo艣 zmusi膰 do kochania. Poza tym nie mog臋 ci臋 zaakceptowa膰 je艣li moje serce nale偶y do kogo艣 innego.
- A tamta osoba odwzajemnia twoje uczucie?
- On nawet o tym nie wie.
- Wi臋c dlaczego mu nie powiesz? Powiedz, inaczej sko艅czysz tak jak ja.
Marek cicho prychn膮艂 rozbawiony.
- Wiesz, my ludzie nie podchodzimy do tych spraw tak jak elfy. My mo偶emy kocha膰 kilka razy, a je艣li kto艣 odrzuci nasze uczucie, szukamy innego, a偶 w ko艅cu zostanie odwzajemnione.
- Wi臋c tym bardziej powiniene艣 mu powiedzie膰, 偶eby wiedzie膰 czy masz szans臋 czy musisz szuka膰 dalej.
- To wiem ju偶 od dawna. Nie ma mo偶liwo艣ci, by odwzajemni艂 moje uczucie.
- Wi臋c mo偶esz zaakceptowa膰 mnie. Wiesz, 偶e ja…
- To nie takie proste, Malnih. Nie mo偶na zmusi膰 serca by przesta艂o kocha膰. Chyba dawno nie my艂e艣 w艂os贸w – postanowi艂 zmieni膰 temat, kt贸ry jego zdaniem, wkracza艂 na niebezpieczne tory. – Co powiesz na k膮piel w jeziorze?
- Wiesz, 偶e nie mam si艂y.
- Ja ci pomog臋.
- Wi臋c ch臋tnie.
Marek wsta艂 i wzi膮艂 Malniha na r臋ce. Obawia艂 si臋, 偶e b臋dzie mia艂 problemy z doniesieniem elfa do wody, ale okaza艂o si臋, 偶e jest on tak lekki, 偶e nawet nie zasapa艂 si臋 id膮c do wody. Zdziwi艂 si臋 tym, pami臋taj膮c, 偶e przecie偶 Malnih by艂 dobrze zbudowanym elfem. Na brzegu jeziora rozebra艂 najpierw siebie, do bielizny, a potem Malniha, pozostawiaj膮c mu jedynie przepask臋 zas艂aniaj膮c膮 genitalia. Dopiero po rozebraniu elfa zrozumia艂 dlaczego jest on tak lekki. Po jego mi臋艣niach nie by艂o 艣ladu, zapadni臋ta klatka piersiowa pozwala艂a policzy膰 wszystkie 偶ebra. Dziwna gula 艣cisn臋艂a Markowi gard艂o. Wzi膮艂 elfa na r臋ce i wszed艂 do wody. Kiedy ju偶 byli ca艂kiem zanurzeni, z艂apa艂 go pod ramiona i pop艂yn膮艂 w stron臋 drugiego ko艅ca jeziora, gdzie pod ska艂膮, w niewielkiej odleg艂o艣ci od wodospadu, le偶a艂y ogromne g艂azy, na kt贸rych mo偶na by艂o usi膮艣膰. By艂y one r贸偶nej wielko艣ci, niekt贸re zanurzone ca艂kowicie, niekt贸re tylko cz臋艣ciowo. Marek wybra艂 taki g艂az, 偶e gdy na nim usiad艂, woda si臋ga艂a mu do piersi. Na szcz臋艣cie by艂 on wystarczaj膮co du偶y, by zmie艣ci艂y si臋 na nim dwie osoby. Rozszerzy艂 nogi i usadzi艂 mi臋dzy nimi Malniha, opieraj膮c go o w艂asn膮 pier艣.
Siedzieli w milczeniu. Marek nabiera w d艂onie wod臋 i polewa艂 ni膮 elfa.
- Dasz rad臋 usiedzie膰 sam? – zapyta艂 w pewnej chwili. Malnih tylko potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. Marek ostro偶nie usadzi艂 go opieraj膮c o ska艂a, a sam zanurkowa艂. Dzi臋ki Tahnirowi pozna艂 du偶o zi贸艂. Wprawdzie nie by艂 w stanie zapami臋ta膰 ich wszystkich, jednak jakie艣 informacje zosta艂y mu w g艂owie. Dzi臋ki temu by艂 w stanie rozpozna膰 ro艣liny rosn膮ce na dnie jeziora i wiedzia艂, 偶e sok wydzielany przez mi臋siste liscie jednej z nich, 艣wietnie nadaje si臋 do mycia cia艂a i pozostawia g艂adk膮 sk贸r臋 i i mi艂y zapach. Narwa kilka 艂odyg tej ro艣liny i wr贸ci艂 do Malniha. Elf siedzia艂 na szcz臋艣cie tak jak go zostawi艂.
- Ju偶 jestem. Tahnir m贸wi艂, 偶e te ro艣liny 艣wietnie nadaj膮 si臋 do mycia – pokaza艂 elfowi ro艣lin臋. Ten otworzy艂 oczy i u艣miechn膮艂 si臋 lekko.
- Widz臋, 偶e powoli si臋 aklimatyzujesz.
- Tak my艣lisz? – zapyta艂 Marek siadaj膮c tak, by m贸c Malnihowi umy膰 g艂ow臋.
- Oczywi艣cie. Pami臋tam jak si臋 u nas pojawi艂e艣. Nic wtedy kompletnie nie umia艂e艣, a teraz pomagasz wszystkim, znasz zio艂a. Powoli tajesz si臋 jednym z nas.
- Wiesz, 偶e nigdy nie b臋d臋 jednym z was. Zawsze b臋d臋 si臋 wyr贸偶nia艂.
- Wygl膮d jest nie wa偶ny, nie przeszkadza nam, 偶e jeste艣 cz艂owiekiem. Chodzi o to, jak si臋 zachowujesz i co robisz. A ty nie zachowujesz si臋 jak cz艂owiek, tylko jak elf.
- Czy偶by艣 w艂a艣nie powiedzia艂 mi komplement? – zdumia艂 si臋 Marek przerywaj膮c na chwil臋 mycie w艂os贸w elfa. Ten tylko za艣mia艂 si臋 w odpowiedzi.
Po sko艅czonej toalecie Marek znowu usiad艂 opieraj膮c Malniha o w艂asna pier艣.
- Teraz jest o wiele lepiej – powiedzia艂 dotykaj膮c nosem mokrych w艂os贸w elfa. – Ta ro艣lina ma faktycznie bardzo mi艂y zapach. A偶 dziwne, 偶e wcze艣niej jej nie u偶ywa艂em.
- No widzisz, kolejna korzy艣膰 z zadawania si臋 ze mn膮 – powiedzia艂 Malnih ze 艣miechem, chocia偶 wyj膮tkowo cicho.
- Masz racj臋 – odpar艂 Marek. By艂 zdziwiony, 偶e kolejna aluzja elfa na temat ich zwi膮zku nie wywo艂a艂a w nim takiego gniewu jak wcze艣niej. – Tutaj jest tak pi臋knie.
- Cicho i spokojnie – doda艂 Malnih.
- Gdybym m贸g艂, to bym nigdy nie wychodzi艂 z wody.
- I by艣 si臋 zamieni艂 w ryb臋 – stwierdzi艂 rozbawiony Malnih.
- Oj, lepiej nie, bo jeszcze by艣 mnie przez przypadek zjad艂. – Markowi udzieli艂 si臋 dobry humor elfa.
Roze艣mieli si臋 obaj. Marek bezwiednie zanurzy艂 twarz we wci膮偶 mokrych w艂osach elfa i wci膮gn膮艂 powietrze pe艂n膮 piersi膮. Zamkn膮艂 oczy i przez chwil臋 delektowa艂 si臋 przyjemnym zapachem.
- 艁adnie pachniesz – wyszepta艂 z twarz膮 przez ca艂y czas zanurzon膮 we w艂osach, przy okazji, zupe艂nie bezwiednie, obejmuj膮c elfa bardziej… czule. Malnih drgn膮艂 zaskoczony, a jego serce zacz臋艂o bi膰 szybciej. W g艂osie Marka us艂ysza艂 dziwn膮 nut臋, chocia偶 gdyby go kto艣 potem spyta艂 o to, powtarza艂by, 偶e to czu艂o艣膰. Tymczasem Marek zachowywa艂 si臋, jakby zapach „szamponu” znarkotyzowa艂 go; nie przestawa艂 w膮cha膰 w艂os贸w, a jego d艂onie delikatnie b艂膮dzi艂y po ciele Malniha. W pewnym momencie elf powoli przekr臋ci艂 g艂ow臋, tak, 偶e jego usta znalaz艂y si臋 blisko ust Marka. Zatrzyma艂 si臋 i czeka艂. Chocia偶 tak bardzo chcia艂 poca艂owa膰 marka, jednak nie chcia艂 psu膰 tej atmosfery, wi臋c po prostu czeka艂, licz膮c na to, 偶e Marek tym razem go nie odrzuci. Jego cierpliwo艣膰 zosta艂a nagrodzona do艣膰 szybko. Poczu艂 jak usta Marka stykaj膮 si臋 z jego najpierw delikatnie i niepewnie, jakby bada艂y grunt, potem bardziej stanowczo.
Marek w pewnym momencie zupe艂nie wy艂膮czy艂 my艣lenie i podda艂 si臋 nastrojowi i gdy poczu艂 oddech elfa na swoich ustach, kompletnie si臋 nie zastanawia艂 i go poca艂owa艂. Usta elfa by艂y ciep艂e, nami臋tne i wyg艂odnia艂e. Nie min臋艂o wiele czasu, gdy przyjemno艣膰 jak膮 Marek czerpa艂 z poca艂unku, ogarn臋艂a ca艂e jego cia艂o. Oderwa艂 si臋 na chwil臋 od kochanka i zmieni艂 pozycj臋, by mie膰 do niego lepszy dost臋p. Ca艂owa艂 Malniha, a jego r臋ce b艂膮dzi艂y po ciele elfa. W tym momencie przypomnia艂a mu si臋 tamta noc, gdy kochali si臋 pod wodospadem i zapragn膮艂 tego samego. Niestety z ci臋偶kim sercem musia艂 si臋 powstrzyma膰 i poprzesta膰 na poca艂unkach. Elf by艂 zbyt os艂abiony i Marek ba艂 si臋, 偶e m贸g艂by mu zrobi膰 krzywd臋.
- Kocham ci臋 – wyszepta艂 Malnih mi臋dzy jednym a drugim poca艂unkiem. To wyznanie sprawi艂o, 偶e Marek poczu艂 dziwne ciep艂o rozlewaj膮ce si臋 najpierw po ca艂ym ciele, a potem sp艂ywaj膮ce powoli w jedno miejsce. Zarzuci艂 nogi Malniha na swoje biodra, tak, 偶e ich cz艂onki zetkn臋艂y si臋. Jedn膮 r臋k膮 wci膮偶 obejmowa艂 kochanka, palce drugiej spl贸t艂 z palcami elfa i tak po艂膮czonymi d艂o艅mi obj膮艂 ich cz艂onki i zacz膮艂 je pie艣ci膰, najpierw powoli, potem, wraz z narastaj膮cym po偶膮daniem, coraz szybciej i szybciej. Ich oddechy przyspiesza艂y, przeplataj膮c si臋 ze sob膮 i z po偶膮daniem, kt贸re wr臋cz parowa艂o z nich. A偶 w ko艅cu osi膮gn臋艂o ono szczyt i obaj jednocze艣nie szczytowali, z艂膮czeni ustami, obejmuj膮c si臋 艂apczywie.
Kiedy ju偶 ich oddechy si臋 uspokoi艂y, co trwa艂o dobr膮 chwil臋, ze wzgl臋du na kondycj臋 Malniha, Marek popatrzy艂 z niepokojem na kochanka i powiedzia艂:
- Przepraszam, zupe艂nie zapomnia艂em o twoim zdrowiu i si臋 zupe艂nie zapomnia艂em. To chyba to miejsce tak na mnie dzia艂a.
- Czy to oznacza, 偶e mnie zaakceptowa艂e艣? – zapyta艂 elf z nadziej膮 w glosie.
Marek westchn膮艂 ci臋偶ko.
- Nie wiem. Jestem sko艂owany. Wydawa艂o mi si臋, 偶e kocham tamtego, ale z tob膮… Wtedy w nocy by艂o naprawd臋 cudownie, teraz te偶, chocia偶 nie poszli艣my na ca艂ego. Musia艂bym to wszystko przemy艣le膰, uporz膮dkowa膰 swoje my艣li i uczucia.
- Wi臋c nie odrzucasz mnie ca艂kowicie? – zapyta艂 z nadziej膮 w g艂osie.
- Na to wychodzi – odpar艂 Marek. - Chyba powinni艣my ju偶 wyj艣膰 z wody, wiecz贸r nadchodzi, trzeba by pomy艣le膰 o jakim艣 艂贸偶ku. Troch臋 zajmie zanim zanios臋 ci臋 do wioski.
- Nie! – wykrzykn膮艂 Malnih na tyle impulsywnie, ze a偶 Marek popatrzy艂 na niego zdziwiony. – Nie chc臋 jeszcze wraca膰. Mo偶emy przespa膰 si臋 tutaj? Jest ciep艂o, a mech jest wystarczaj膮co g臋sty, da nam mi臋kkie pos艂anie. Chcia艂bym poby膰 jeszcze z tob膮, wykorzysta膰 te chwile, kt贸re mi jeszcze zosta艂y, zanim…
Nie sko艅czy艂 zdania, jednak Marek dobrze wiedzia艂 o co mu chodzi. 呕al 艣cisn膮艂 mu serce i prawie wycisn膮艂 艂zy z oczu. Szybko przetar艂 oczy grzbietem d艂oni.
- Dobrze – odpar艂 napi臋tym g艂osem i wzi膮wszy Malniha na r臋ce wyni贸s艂 go z jeziora. Kiedy ju偶 obaj byli ubrani, przeni贸s艂 elfa w miejsce, kt贸re jego zdaniem najlepiej nadawa艂o si臋 na nocleg. Po艂o偶y艂 go delikatnie, a potem sam u艂o偶y艂 si臋 obok niego, obejmuj膮c go. Nie min臋艂a chwila jak us艂ysza艂 miarowy oddech elfa, zm臋czonego po ca艂ym dniu obfituj膮cym w emocje.
Marek jeszcze d艂ugo nie m贸g艂 zasn膮膰. Le偶a艂 przez ca艂y czas obejmuj膮c kochanka, a przez jego g艂ow臋 galopowa艂 tabun r贸偶norodnych my艣li. W pewnym momencie zm臋czony zasn膮艂.
Kiedy si臋 obudzi艂, z przera偶eniem stwierdzi艂, 偶e le偶y sam. Malniha nie by艂o nigdzie w zasi臋gu jego wzroku.