Nemezis 1
Dodane przez Aquarius dnia Sierpnia 30 2014 09:15:58


Szedł powoli, ciekawie rozglądając się w koło. Był po raz pierwszy w stolicy i wszystko wydawało mu się takie interesujące, mimo iż jego rodzinne miasto wyglądało prawie tak samo. Było tylko mniejsze i spokojniejsze. Nawet oba słońca, zwane Gemini, świeciły tak samo: Unos jasno i ciepło za dnia, Duos w nocy, wprawdzie też ciepło, lecz ciemno. Specjalnie przyjechał godzinę wcześniej, by móc spokojnie obejrzeć miasto zanim dotrze do szkoły. Wprawdzie z opowiadań Kure wiedział, że uczniowie mogą wychodzić na miasto po zajęciach, ale nauki jest sporo i nie zawsze jest na to czas. Chciał więc napatrzeć się na to wszystko zawczasu. Kure… jego najlepszy i właściwie jedyny przyjaciel. Był o rok starszy i w zeszłym roku też tu przybył, by zostać Mieczem. W rodzinie Santo głównie trafiały się Tarcze, chociaż zdarzali się też Medycy, jednak bardzo rzadko, dlatego też Santo był przekonany, że, gdy nadejdzie jego pora, zostanie Tarczą i razem z Kure będą stanowić najlepszy na świecie duet wojowników. Bardzo tego pragnął, być już na zawsze z Kure. Jego nadzieje potwierdził tekst, któremu został poddany. Był kolejnym w rodzinie, który posiadał predyspozycje do zostania Tarczą. Test ten był przeprowadzany na każdym dziecku, które ukończyło szkołę elementarną. Jeśli go przeszło, dostawało oficjalne zaproszenie do szkoły „Pięć gwiazd”, jeśli nie, szło do zwykłej szkoły, kształcącej zwykłych obywateli.
„Pięć Gwiazd” to była elitarna szkoła, do której mogli się dostać tylko wybrani, posiadający określone predyspozycje. Kształciły się tam trzy rodzaje uczniów: Tarcze, Miecze i Medycy.
Medycy, jak nazwa wskazuje, szkoleni byli by leczyć. Dzielili się na medyków pierwszego i drugiego stopnia. Chociaż nazwa ta sama, to jednak obie grupy kształcone były zupełnie inaczej. Medycy pierwszego stopnia przyswajali wiedzę potrzebną do leczenia Tarcz i Mieczy, ci drugiego stopnia osiedlali się w miastach dbając o zdrowie zwykłych obywateli. Ponieważ Tarcze i Miecze były szkolone do obrony zwykłych obywateli i walki z czającymi się w koło zagrożeniami, więc też i medycy pierwszego stopnia musieli przechodzić odpowiednie szkolenie, poznawać odpowiednie zaklęcia i preparaty, które przyspieszały regenerację ciał i umysłów wojowników. Zwykli obywatele nie potrzebowali tego, więc medycy drugiego stopnia przyswajali standardowe informacje medyczne.
Miecz – wojownik walczący bronią sieczną lub obuchową, dobieraną zwykle według upodobania wojownika. Bierze on na siebie główne uderzenia wroga. Natomiast Tarcza wzmacnia każde uderzenia Miecza odpowiednimi zaklęciami, leczy go w czasie walki i nakłada zaklęcia ochronne, dzięki czemu Miecz może skupić się działaniach ofensywnych.
Kiedy Kure i Santo byli mali, często bawili się w Tarczę i Miecz, walcząc z wyimaginowanym przeciwnikiem i marząc, że kiedyś staną się nimi naprawdę. I oto w końcu ich marzenie miało się spełnić. Okazało się iż obaj posiadają predyspozycje by stać się uczniami szkoły „Pięć Gwiazd” i to w dodatku by szkolić się w tej funkcji, którą wymarzyli sobie w dzieciństwie. Obaj byli wniebowzięci. Ponieważ Kure był starszy o rok, więc poszedł do szkoły wcześniej. Ale Santo to nie przeszkadzało, bo wiedział, że prędzej czy później znowu się spotkają.
Kiedy już Santo dostał oficjalne zaproszenie do szkoły, wysłał list do Kure, by ten czekał na niego na stacji. Niestety, gdy wysiadł z pociągu, jego przyjaciela nie było. Zaniepokoiło go to, bonie dostał od niego żadnej wiadomości, że nie będzie mógł się pojawić. Niestety nie miał jak się z nim skontaktować, więc jedynym co mógł zrobić było pójście do szkoły samemu i odszukanie przyjaciela. Wziął więc walizkę i ruszył przed siebie Na szczęście pięć wież szkoły, od których wzięła się jej nazwa, górowały nad wszystkimi budowlami w mieście, więc nawet nie znając metropolii nie miał problemów ze znalezieniem drogi. Na szczęście jego walizka miała kółka, więc idąc mógł skupić się na oglądaniu widoków.
Ponieważ miał jeszcze sporo czasu, postanowił posiedzieć chwilę nad płynącą przez całe miasto rzeką. Nawet z daleka była piękna, a słońce odbijało się w jej czystych wodach puszczając zajączki na przechodniów. Mocując się z oporną walizką, zszedł po nasypie. Niestety rzeka płynęła dobre kilkanaście metrów poniżej poziomu ulic, a najbliższe schody, którymi można było do niej zejść, znajdowały się zbyt daleko i Santo zwyczajnie nie chciało się do nich iść. Może gdyby nie miał walizki… Zresztą zbyt mu się spieszyło, by zanurzyć stopy w wodzie. Powoli stawiając stopy i pilnując by walizka nie przeważyła, zszedł po porośniętym trawą nasypie. Na szczęście od nasypu do brzegu rzeki był jeszcze spory kawałek porośniętego trawą terenu, więc nie bał się, że przez przypadek wpadnie wciągnięty przez ciężką walizkę. Rozejrzał się wkoło czy przypadkiem nie znajdzie się ktoś, kto nawrzeszczy na niego, że robi coś zabronionego. Jednak nikt taki się nie pojawił, ponadto, w oddali, na drugim brzegu rzeki zobaczył jakąś parę z dzieckiem i psem. Uspokojony odetchnął z ulgą. Zostawił walizkę, ściągnął buty i usiadł na brzegu zanurzając nogi w wodzie. Była przyjemnie chłodna. Siedział machając nogami niczym małe dziecko, gdy nagle zobaczył jakiś kształt na środku rzeki, zbliżający się powoli do niego. Kiedy kształt był już wystarczająco blisko, z przerażeniem stwierdził, że to człowiek, leżący twarzą do dołu i nie ruszający się. Santo nie zastanawiając się, skoczył do wody i doholował topielca do brzegu. Z trudem wyciągnął do na twardy grunt. Nie miał czasu na przyglądanie się topielcowi, zdążył jedynie zobaczyć, że to dość młody chłopak, może nawet w jego wieku. Przypominając sobie co ich uczyli o udzielaniu pomocy, pochylił się nad chłopakiem i stykając swoje usta z jego, zaczął reanimację. Po paru minutach, kiedy ręce zaczęly już omdlewać, topielec nagle ocknął się i zanim Santo zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, szarpnął się i przewróciwszy go na plecy usiadł na nim, zaciskając ręce na szyi.
- Puść mnie… - wycharczał przerażony.
- Kim jesteś? – warknął chłopak.
- Wyciągnąłem cię z wody. Uratowałem ci życie. – Santo coraz trudniej było oddychać. I kiedy już myślał, że zaraz straci życie, uścisk zelżał, a chłopak zszedł z niego.
- Nikt cię o to nie prosił – warknął niezbyt przyjemnie chłopak.
- Gdybym cię nie wyciągnął, utonął byś – powiedział Santo, kiedy już mógł normalnie mówić. – Mógłbyś chociaż podziękować.
- Niedoczekanie twoje. A jeśli komukolwiek o tym piśniesz, już jesteś martwy – odparł wciąż mało uprzejmie chłopak i odszedł.
- Niewychowany cham! – zdążył jeszcze za nim krzyknąć Santo, zanim tamten całkiem zniknął mu z pola widzenia. Dopiero wtedy spojrzał na swoje kompletnie mokre ubranie. Skrzywił się. Podszedł do walizki i wyciągnął suche. Z bijącym sercem, bojąc się, że ktoś go przyłapie na golasa, szybko się przebrał. Schowawszy mokre ubranie do foliowej torebki znalezionej w walizce, złapał ją i szybko wdrapał się na nasyp. Rozejrzał się w koło, ale mijający go ludzie zupełnie nie zwracali na niego uwagi. Odetchnął z ulga i szybko ruszył w stronę szkoły. W końcu dotarł na miejsce. Aż otworzył usta, gdy zobaczył ogromne, zdobione fantazyjnymi rytami wrota. Zastukał kołatką. Po krótkiej chwili wrota skrzypnęły i uchyliły się ukazując groźną twarz odźwiernego. Popatrzył on znacząco na intruza. Santo nerwowo przełknął ślinę i wystękał:
- Mam… być uczniem tej szkoły.
- List akredytacyjny.
- Słucham? – zdumiał się młodzieniec, na co mężczyzna westchnął ciężko.
- Zaproszenie. Wyraźnie w nim pisało, ze masz je pokazać po przybyciu.
- Aaaa, racja. – Sięgnął do walizki i z bocznej kieszeni wyciągnął nieco sfatygowany od wielokrotnego czytana list. Mężczyzna zerknął na papier, potem w swoje notatki i chwile potem otwierał szerzej drzwi, dając tym znać młodzieńcowi, by wszedł dalej.
- Najpierw zgłoś się do intendenta, w budynku A – mruknął odźwierny, kiedy młodzieniec już przekroczył bramę.
- A gdzie jest ten budynek A?
Odźwierny machnął ręką gdzieś za siebie i zaszył się w stróżówce. Sanato westchnął i ruszył dalej. Kiedy w końcu wyszedł z cienia rzucanego przez gruby na kilkadziesiąt metrów mur, aż przystanął z wrażenia. Znajdował się na ogromnym, wyłożonym kostką terenie. Jednak tym, co najbardziej rzucało się w oczy, były wysokie wieże, stojące w równym oddaleniu od siebie, na planie pięciokąta. Były one połączone ze sobą trzema piętrami szerokich korytarz z balustradami. Jedynie jeden bok owego „pięciokąta” nie zawierał korytarzy, otwierając w ten sposób wejście na ogromny wewnętrzny dziedziniec, na którym obecnie stał Santo z rozdziawioną buzią. Zarówno po dziedzińcu, jak i po korytarzach kręciło się mnóstwo ludzi, młodych i starych, jednak nikt z nich nie zwracał uwagi na Santo. Kiedy chłopak w końcu ocknął się, złapał przechodzącego w pobliżu ucznia i spytał go o budynek budynek. Zapytany bez słowa wskazał pierwszą z wież ichłopak pośpiesznie ruszył w jej kierunku. Jednak nie dotarł tam. Nagle został potrącony przez jakiegoś chłopaka. Odruchowo przeprosił i chciał iść dalej, lecz został szarpnięty za ramię, że o mało nie upadł. Odwrócił się i zobaczył wyższego od siebie, dobrze zbudowanego blondyna, który uśmiechał się wyjątkowo podejrzanie. Noszony przez niego uniform świadczył, że jest uczniem szkoły, a niewielka przypinka na kołnierzu mówiła, że jest on Tarczą.
- Świeżak? – zainteresował się blondyn. Santo pokiwał twierdząco głową.- Całkiem ładniutki jesteś – wymruczał blondyn przejeżdżając kciukiem po brodzie Santo, na co ten odruchowo się cofnąl. – Która klasa? Tarcza, miecz czy medyk? A może jesteś na tyle głupi, że nie wiesz? - zakpił.
Zwykle podczas testów określających czy dziecko nadaje się do szkoły „pięć gwiazd” określano też ich przyszłą funkcję, jednak zdarzały się przypadki, gdy standardowe testy nie wystarczały, informując jedynie o specjalnych predyspozycjach. Wtedy, po przybyciu do szkoły kandydat zostawał poddawany dodatkowym, bardziej szczegółowym testom. Niestety takie osoby zwykle okazywały się słabsze i przeważnie kończyły w grupie medycznej, chociaż zdarzały się przypadki, gdy dodatkowe teksty wskazywały na Tarczę bądź Miecz. Jednak wtedy taki uczeń wolniej się uczył i musiał poświęcać więcej czasu na szkolne obowiązki. Nie oznaczało to jednak iż uczeń był on w jakiś sposób dyskryminowany. Historia pokazywała iż nawet ktoś taki może zajść wysoko. Hersus Kosmas, jeden z założycieli szkoły był taką właśnie Tarczą. Jego upór i determinacja sprawiły, ze stał się jednym z najlepszych wojowników, po chwalebnej śmierci na polu walki uwiecznionym w Sali Zasłużonych, mieszczącą się w miejskim ratuszu.
Santo popatrzył głupkowato na blondyna, jakby zastanawiał się co tamten powiedział. Nie doczekawszy się odpowiedzi blondyn westchnął i wyrwał z ręki Santo list i zaczął go czytać.
- Santo Uruste, lat osiemnaście, Tarcza. - Zamruczał wyraźnie zadowolony. - - Super, akurat straciłem swoją Tarczę. Postaram się żebyś był mój, a kiedy już to się stanie, wtedy zabawimy się na całego – wymruczał do ucha Santo, po czym polizał go.
- Nigdy! – wykrzyknął chłopak odskakując możliwie jak najdalej, przy okazji odbierając list. – Poza tym słyszałem, że Tarcze są przydzielane do Mieczy losowo.
Blondy roześmiał się rozbawiony.
- Jestes tu nowy, więc nie wiesz kim ja jestem i co mogę. I jeśli ci mówię, że będziesz moją Tarczą, to nią będziesz, zapamiętaj to sobie. I zapamiętaj moje nazwisko, bo po Ceremonii Przydzielenia będzie jedynym, które będziesz wymawiał, na jawie i we śnie. Jestem Zardis Hurak.
- Nigdy! – wykrzyknął jeszcze raz Santo, złapał walizkę i pobiegł w stronę budynku A, ścigany śmiechem blondyna.
Wpadł do budynku. Odetchnął dopiero wtedy, gdy zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie. Niestety musiał je szybko otworzyć, bo ktoś chciał wejść do środka. W pierwszej chwili przestraszył się, że to ten blondyn przyszedł tu za nim, lecz okazało się, że to jakiś nieznany mu mężczyzna. Odetchnął parę razy by się uspokoić i ruszył powoli przed siebie, szukając pokoju intendenta. Na szczęście znalazł go dość szybko. Prowadziły do niego pierwsze drzwi jakie napotkał, niedaleko drzwi wejściowych, na których wisiała tabliczka z napisem „Saster Nagimi – Intendent” . Zastukał, a gdy usłyszał „Proszę” wszedł do środka. Przy biurku stojącym po prawej stronie od wejścia siedział czarnowłosy mężczyzna i uśmiechał się życzliwie.
- Dzień dobry.
– Witaj, chłopcze, czyżbyś miał być naszym uczniem?
Santo bez słowa podał mężczyźnie list.
- Och, kolejna Tarcza.
- To źle? - spytał niepewnie Santo.
- Ależ skąd, to bardzo dobrze – odparł intendent z uśmiechem. – Widzisz, chłopcze, Tarcze są bardziej narażone na śmierć podczas walki, z racji tego, że stosują jedynie taktyki defensywne, jednocześnie musząc dzielić uwagę na zaklęcia leczące Miecz. Przez to mamy drobny deficyt jeśli chodzi o Tarcze i nie możemy pozwalać na walkę tylu Mieczom ilu byśmy chcieli. Dlatego też cieszy nas każdy kolejny uczeń, który ma zostać Tarczą.
Santo poczuł nagle dziwny niepokój, a przed jego oczami stanęła twarz blondyna. Intendent mówił dalej:
- Przed Ceremonią Przydzielenia zostaniesz zakwaterowany na ogólnej sali, potem zostaniesz przeniesiony do kwatery, którą będziesz dzielił razem ze swoim przyszłym partnerem. Masz może jakieś pytania?
- Mój kolega uczy się tu jako Tarcza. Umówiliśmy się, że po mnie wyjdzie, ale nie przyszedł i nie wiem dlaczego. Jak mógłbym się z nim skontaktować?
- A jak on się nazywa?
- Kuro Musu.
Intendent zajrzał do swoich dokumentów.
- Och, jest. Zajmuje pokój 318.
- Będę mógł go teraz odwiedzić?
- Chwilowo niestety nie. Został wczoraj wysłany na misję wraz ze swoim partnerem. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, wrócą za dwa dni.
- Och, więc on ma już Tarczę? – spytał ze smutkiem.
- Inaczej nie został by wysłany do walki.
- A czy Miecz może zmienić swoją Tarczę?
- Tylko w przypadku śmierci Tarczy.
- Rozumiem. – Smutek ogarnął Santo. Ich wspólne marzenie miało się nigdy nie spełnić.
- Coś jeszcze chciał byś wiedzieć? – Młodzieniec pokiwał przecząco głową. – Gdybyś jednak zmienił zdanie, możesz przyjść do mnie w każdej chwili, ewentualnie spytać któregoś z wykładowców. A teraz chodźmy, pokażę ci twoje łóżko na dzisiejszą noc.
Przeszli przez jedne z pary znajdujących się w pomieszczeniu drzwi. Szli przez chwilę korytarzem, aż weszli na ogromną salę z kilkunastoma rzędami piętrowych łóżek.
- Wybierz sobie któreś z nich – Intendent wskazał ręką.
- Proszę pana… - do intendenta podszedł jakiś chłopiec z pytaniem, więc Santo, widząc jak jego przewodnik stara się wyczerpująco odpowiedzieć na pytanie, podszedł do pierwszego z brzegu, jak sądził, wolnego łóżka i położył na nim swoją walizkę, potem usiadł obok. Nagle z górnego łóżka wychylił się w jego stronę jakiś młody, strasznie rudy i niemiłosiernie piegowaty chłopak i wesoło zawołał:
- O, nowy! – Poczym zeskoczył i wyciągnął w stronę Santo rękę. – Jestem Lancet, mam być Mieczem – dodał z dumą.
- Santo – odwzajemnił uścisk. – Tarcza.
- Też dobre – stwierdził Lancet siadając na łóżku Santo, po drugiej stronie walizki. – Już nie mogę się doczekać kogo mi przydzielą. A ty? Może spikną nas razem, jak myślisz? – Rudzielcowi buzia się nie zamykała. – Fajnie by było jak byśmy byli w parze, nie? Jesteś głodny? Chodź, pokażę ci stołówkę. Mają tu super żarcie.
Santo poczekał aż Lancet zaczerpnie tchu i powiedział:
- Sorki, ale nie jestem głodny. Wolałbym raczej odwiedzić przyjaciela. Uczy się tutaj od zeszłego roku.
- A, to w porządku. Jak zgłodniejesz, to daj znać. Jestem tu już od wczoraj i zdążyłem sobie wszystko dokładnie obejrzeć. A jeśli chodzi o kwatery uczniów, to musisz przejść przez tamte drzwi. – Machnął ręką.
- Które? – Zainteresował się.
Rudzielec wstał z łóżka, a Santo podążył za nim. Dopiero wtedy na drugim końcu sali zobaczył dwoje drzwi.
- Te po prawej to łazienka i toalety. Jak przejdziesz przez te po lewej, będziesz miał dostęp do reszty szkoły. No wiesz, sale lekcyjne, treningowe, biblioteka, stołówka….
Lancet pewnie jeszcze długo by wyliczał, gdyby Santo ni mruknął „dzięki” i ruszył w stronę drzwi. Kiedy przez nie przeszedł zobaczył wyjście na dziedziniec i schody prowadzące w górę. Nie miął ochoty wychodzić na dziedziniec, więc ruszył schodami. Na pierwszym piętrze skręcił w zewnętrzny korytarz, jeden z tych, które widział z dziedzińca. Dopiero teraz zobaczył, że w ścianie, odległej od barierki o dobre kilkadziesiąt metrów znajdują się, na całej jej długości różne drzwi. Niestety ich oznaczenia nic mu nie mówiły, a wolał nie zaspokajać ciekawości zaglądając do środka. Nie był pewny czy nie naraziłby się tym na czyjś gniew, a nie chciał podpaść żadnemu z nauczycieli już na samym początku. Postanowił więc pooglądać sobie ludzi kręcących się po dziedzińcu. Wprawdzie nie było to zbyt pasjonujące zajęcie, ale lepsze niż wysłuchiwanie ciągłego trajkotania tego rudzielca. Liczył, ze jak trochę tu poczeka, to rudzielec znajdzie sobie coś, albo kogoś, innego do roboty. Stanął przy barierce i obserwował, jednak cały czas bał się, że ktoś zwróci mu uwagę, mimo iż doskonale wiedział, ze nie robi nic złego.
Po jakimś czasie stwierdził, że dość już ma oglądania ludzi i wrócił na salę na której miał spędzić najbliższa noc. Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył walizkę leżącą tak jak ją zostawił. Przez moment bał się, że może ktoś mu ją ukradnie. Jeszcze bardziej się ucieszył, gdy okazało się że jego „sąsiada” z góry nie ma. Nie chcąc zapeszyć, nie rozglądał się w jego poszukiwaniu. Wziął przybory toaletowe i szlafrok i poszedł do łazienki. Kiedy tam wszedł zobaczył, że jest ona podzielona na część damską i męską.
- No tak, przecież dziewczyny też tu się uczą – mruknął przypomniawszy sobie, że widział płeć przeciwną zarówno na dziedzińcu, jak i w sali z łóżkami. – W toalecie pewnie jest tak samo.
Okazało się, że prysznice są każdy w oddzielnej kabinie zamykanej na zasuwkę. Trochę mu ulżyło. Bał się, że jak będzie się mył, ktoś przez przypadek wejdzie mu pod prysznic, a to by było nieco kłopotliwe. Umył się bez pośpiechu, chciał z siebie zmyć cały ten kurz podróżny i zmęczenie, które powoli zaczęło się wkradać w ciało. Poza tym do końca dnia nie zamierzał już nic robić, no może z wyjątkiem zjedzenia jakiejś kolacji, więc nie musiał się nigdzie spieszyć. Kiedy wychodził z łazienki, czuł się trochę niepewnie w szlafroku, jednak przestał się przejmować, kiedy zobaczył kręcące się po sali osoby w piżamach. Wrócił do swojego łóżka i wyciągnął z walizki książkę, którą zaczął czytać podczas podróży i jedzenie, które matka przygotowała mu na drogę, a którego było tyle, że nie zdążył go w całości zjeść. Otworzył pojemniczki. Bał się, że przez cały dzień w cieple i bez dostępu powietrza jedzenie mogło się zepsuć, jednak okazało się iż wszystko jest wciąż jadalne, chociaż troszkę przywiędnięte. Zjadł i wziął się za czytanie książki. Nie wiedzieć kiedy usnął. Obudził go harmider i płynący niewiadomo skąd głos.
- Wszyscy kandydaci proszeni są o przygotowanie się do ceremonii przyjęcia, które odbędą się za półtorej godziny.
- Cześć! – Santo aż przeraził się, gdy nagle ktoś mu wrzasnął koło ucha, a w polu widzenia pojawiła się ruda czupryna jego nowego… kolegi? – Jak się spało? Bo ja nie mogłem zmrużyć oka, taki jestem podniecony. Chodź, musimy szybko się umyć, bo jak wszyscy się rzucą, to wieki się nie dopchamy, a w tym czasie zjedzą nam całe śniadanie.
Perspektywa utraty śniadania podziałała na Santo jak zimny prysznic. Złapał przybory toaletowe, których na szczęście nie schował do leżącej po łóżkiem walizki, tylko do niewielkiej szafki stojącej przy łóżku, na której stała nocna lampka i pobiegł pędem w stronę łazienki. Widocznie nie on jedyny myślał o pośpiechu, bo w łazience już kłębił się tłum czekających. Oczywiście nie obywało się bez kłótni i przepychanek, ale wszystkie one kończyły się, gdy co rusz któryś z uczniów dopadał umywalki lub kabiny prysznicowej. Czekając na swoją kolej, Santo miał okazję do obserwowania i zastanawiania się. I z tego wszystkiego wyszło mu, że najszybciej będzie, jeśli umyje żeby pod prysznicem, bo najpierw czekać na zwolnienie umywalki, a potem prysznica, to by trwało stanowczo za długo. Dlatego też nie protestował, gdy tuż przed nim przepchnął się jakiś blondyn i dopadł umywalki, która właśnie się zwolniła. W końcu udało mu się wejść pod prysznic. Umył się bez pośpiechu, a potem, również bez pośpiechu, poszedł na śniadanie. Stołówka była ogromna i chociaż czekający na śniadanie musieli ustawić się w kolejce, to jednak wydawanie posiłków szło sprawnie i bez żadnych kłótni czy przepychanek.
Kiedy wrócił na salę, ten sam gło, co wczesniej, powtarzał w kółko:
- Tarcze i Miecze proszę udać się do sali numer jeden, medycy do sali numer dwa. Tarcze i Miecze…
Schował przybory toaletowe i przebrał się. Przy drzwiach prowadzących na dziedziniec zobaczył wysokiego czarnowłosego mężczyznę. Podszedł do niego z zamiarem zapytania, gdzie jest sala numer jeden, lecz mężczyzna uprzedził go.
- Która sala?
- Jeden.
- Schodami w dół.
- Dziękuję – uśmiechnął się i przeszedł przez drzwi. Dopiero teraz zauważył, że schody ciagną się też w dół, chociaż mógłby przysiąc, że wczoraj prowadziły tylko w górę. Ale nie zawracał sobie dłużej tym głowy, zbyt był podniecony tym, co go czekało. Szedł więc wraz z innymi, schodząc schodami dwa poziomy w dół. W końcu weszli do ogromnej sali. nie było na niej żadnych mebli, tylko mnóstwo krzeseł stojących na środku, jak i za barierkami biegnącymi wzdłuż trzech ścian. Miejsca za barierkami były już zajęte przez chłopaków id dziewczyny noszących szkolny uniform. Pod czwartą ze ścian stał stół, przy którym siedział jakiś mężczyzna i uważnie obserwował przychodzących. Były tam jeszcze miejsca dla dwóch innych osób, a na jednym z końców stołu stało dziwne urządzenie z mnóstwem rurek i dwoma otworami. Między stołem a krzesłami znajdował się niewielki postument z namalowanym na nim okręgiem. Santo siadł na pierwszym lepszym krześle i ciekawie rozglądał się w koło, głównie patrząc na siedzących za barierką uczniów. Nagle wśród nich zobaczył tego blondyna, który go wczoraj zaczepił. Siedział nonszalancko i uśmiechał się jakoś tak złowrogo, że Santo aż przeszły ciarki po plecach. Skulił się, aby tylko tamten go nie zobaczył.
W końcu wszyscy kandydaci na uczniów weszli na salę. Po chwili oczekiwania otworzyły się drugie drzwi i przeszło przez nich dwóch siwowłosych mężczyzn. Wszystkie rozmowy ucichły, a oczy wszystkich zebranych skupiły się na wchodzących. Jeden z nich zaczął mówić, a głos jego rozbrzmiewał głośno i wyraźnie, wzmacniany w nieznany sposób.
- Jestem Jarso Nervu, jeden z pięciu członków rady. Zebraliśmy się tutaj, by dokonać przydziału nowoprzybyłych Tarcz i Mieczy. Przydział odbywa się na zasadzie porównywania różnych czynników charakteryzujących Tarczę z tymi charakteryzującymi Miecz. Nie będę teraz tłumaczył na jakiej zasadzie są one określanie, bo byście usnęli z nudów – po sali przebiegł szmer rozbawienia. – Jeśli jednak ktoś z was bardzo chce się tego dowiedzieć, to w szkolnej bibliotece znajdzie książki, które dokładnie to wyjaśnią. Ceremonia będzie wyglądać następująco: wyczytana osoba stanie w okręgu na tym postumencie. Przez chwilę będą sprawdzane parametry tej osoby. Potem zostanie podane nazwisko osoby, która będzie partnerem. Na koniec oboje podejdą do tego urządzenia stojącego na stole i wsadzą rękę w otwory. Nastąpi lekkie ukłucie i wymiana DNA, która zwiąże obie osoby w parę Tarcza-Miecz. Od tej pory oboje będą razem ćwiczyć i walczyć aż do śmierci któregoś z członków zespołu. W trakcie przydzielania najpierw brani są pod uwagę obecni uczniowie szkoły, a dopiero potem nowoprzybyli. Jeśli więc zostanie wywołana osoba mająca być Tarczą, to jej parametry najpierw są porównywane z parametrami Mieczy, którzy nie mają Tarcz, a dopiero potem, kiedy nie zostanie znaleziony odpowiedni partner, z parametrami kandydatów na Miecze. Czy wszyscy wszystko zrozumieli? – Po sali przeszedł szmer zrozumienia. – W takim razie zaczynajmy.
Przewodniczący usiadł za stołem i wtedy ten metaliczny bezosobowy głos, który ich rano budził zaczął wyczytywać nazwiska. Santo z zaciekawieniem obserwował jak to się odbywa. Mimo zapewnień przewodniczącego bał się nieco, było to bowiem coś nowego dla niego. Pierwszy wyczytany chłopak wszedł na podest. W tym momencie okrąg zabłysnął jasnym światłem które wystrzeliło w górę promieniami, zamykając miedzy sobą kandydata na ucznia. Chwilę to trwało aż w końcu promienie zniknęły a metaliczny głos odezwał się:
- Sansu Kerge.
W tym momencie spoza barierki wyszedł blondwłosy, wysoki chłopak i podszedł do podestu. Razem ze stojącym na nim chłopakiem podeszli do urządzenia stojącego na stole i włożyli do niego ręce. Santo niestety nie widział co się dzieje, lecz po chwili metaliczny głos powiedział:
- Połączenie zakończone.
Jeden z milczących dotąd mężczyzn coś powiedział do nowego ucznia, dał mu jakąś kartkę, na co ten pokiwał twierdząco głową i wyszedł z sali wraz ze swoim nowym partnerem. Na podest weszła kolejna osoba, potem kolejna i kolejna, aż w końcu przyszła kolej Santo. Stanął w okręgu. Kiedy promienie wystrzeliły w górę, zaciekawiony próbował ich dotknąć, ale szybko cofnął rękę, czując kopnięcie jakby dotknął czegoś pod napięciem. W końcu promienie zgasły i usłyszał nazwisko swojego przyszłego partnera:
- Zardis Hurak.
Nazwisko nic Santo nie mówiło, więc nie przejął się zbytnio, dopiero gdy zobaczył kto idzie w jego kierunku, przeraził się. to był ten blondyn, który go napastował!
- Proszę pana – zwrócił się do jednego z siesądzych przy stole – czy można zmienić przydział?
- Bardzo mi przykro chłopcze, ale nie można – odparł zapytany. – Uczniowie są łączeni w pary na podstawie wspólnego dopasowania różnych cech, tak żeby maksymalnie wykorzystać waszą wzajemną kompatybilność. To jest dość istotne w czasie walki, gdy musicie się zgrać, by atak czy obrona odniosły lepszy efekt.
Santo popatrzył przerażony na blondyna. Tymczasem ten podszedł do niego i powiedział, uśmiechając się paskudnie:
- Mówiłem, że będziesz mój.