Jedna łza 8
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 05 2014 14:03:46


Rozdział 8 - "Dlaczego nie masujesz?"


***

- Tylko delikatnie, Alain. O tak. Możesz jeszcze delikatniej? Wiesz to cholernie boli.
- Mogę. I nie wiedziałem, że jesteś, aż tak wrażliwy.
- Jestem. O, dobrze – zamruczał Fabrice.
Alain zaśmiał się pod nosem smarując mu plecy balsamem o zapachu mango. Przyjemnie było dotykać inne ciało. Nawet jeżeli nie chodziło o nic intymnego.
- Nieźle cię spiekło. Wiedziałem, że chodzenie bez koszulki to zły pomysł.
Fabrice uśmiechnął się się pod nosem. Specjalnie nic nie założył, żeby chłopaka mógł kusić. Nie planował spalenia skóry słońcem, ale na dobre wyszło. W domu nie było nikogo kto mógłby mu nawilżyć skórę, także poprosił o to jedyną obecną osobę. Nadal śmiać mu się chciało na wspomnienie tego momentu.

Po tym, jak Alain wykosił swoją część podwórka, wziął od niego kosiarkę i dokończył jeszcze ścinać trawę za garażem. Wtedy nie czuł, że skóra pleców jest już czerwona. Dopiero gdy wszystko poskładał, poszedł wziąć prysznic, ponieważ był cały spocony. Ciepła woda dotknęła zbyt opalonej skóry syknął z bólu. Wiedział, że ulgę przyniesie mu balsam, który stosowała jego mama w takich sytuacjach. Po wytarciu się i ubraniu w bermudy, wziął potrzebny specyfik i sam wtarł go w ramiona, ale z plecami miał kłopot. Nagle w głowie zaświeciło mu się światełko, a myśli krzyczały: „Eureka”.
Zszedł na dół, gdzie w pokoju dziennym, Alain oczywiście czytał książkę. Już on mu w tym przeszkodzi.
- Posmarujesz mnie? - zapytał.
Lavelle uniósł głowę znad tekstu i popatrzył na niego nierozumiejącym wzrokiem.
- O czym ty mówisz?
Fabrice odwrócił się pokazując mu plecy.
- Słońce chciało mnie upiec. Posmarujesz mnie balsamem? Sam sobie nie poradzę – usiadł przy nim na kanapie i wsunął mu do ręki butelkę. Alain nadal gapił się na niego cały spięty. Poruszał bezgłośnie ustami. - Nie jesteś rybą. Możesz mówić.
- Mam ciebie...
- Tak. No, co? Tylko ty mi teraz możesz pomóc – położył się na brzuchu na kanapie, nogi przekładając za chłopaka, tym samym Alain siedział już z samego kraja mebla.
- Mam ciebie dotknąć?
- Wiesz, jeszcze dwa, a może trzy dni temu bym na to nie pozwolił.
- Byś nawet ze mną nie gadał, nie kosił trawy i w ogóle by cię tu nie było – wyliczał Alain.
- No i bym się nie spalił. A teraz, skoro, potrafimy rozmawiać ze sobą i się nawet całowaliśmy, możesz mi pomóc – odwrócił głowę do niego. - Boisz się mnie dotknąć?
- Nie, nie boję – otworzył butelkę i wylał mu chłodny krem na skórę.
- Zimne – krzyknął. - Mogłeś rozsmarować go wpierw w dłoniach.
- Mogłem, ale po co?
- Żeby nie był zimny?
- Ale chyba o to chodzi.
- W sumie to nawet fajne – Fabrice położył głowę na zgiętych ramionach. Dobrze mu było. - Tylko nie drap – stęknął, kiedy Alain usiadł mu na udach okrakiem. Spodobało mu się to, ale zaraz przestał o tym myśleć i syknął, kiedy chłopak nacisnął bardziej na jego czerwoną skórę.


Tak, warto było pocierpieć dla tej chwili. Gdyby go tak plecy nie bolały, to odwróciłby się przodem. O widzieć go w tej pozycji... Ale lepiej o tym nie myśleć, bo coś poniżej pasa zaczyna za bardzo tym się interesować.
- Nawet nie jesteś ciężki – ponownie się obejrzał.
- Słucham?
- No ciężki – poruszył nogami.
Alain spojrzał w dół i zarumienił się. Siedział na jego udach pochylając się nad nim i z boku mogłoby to wyglądać jak masaż, albo i coś więcej.
- Tak wygodniej... no i...
- Mnie też wygodnie. Smaruj.
- Ale już chyba wystarczy – patrzył na jego błyszczące od kremu plecy. - Teraz to się wchłonie.
- To jeszcze możesz bardziej wmasować. Dostaniesz za to buziaka – wyszczerzył się sam do siebie. Bardzo podobał mu się dotyk chłopaka. Nie zdradzał tego nikomu, ale był pieszczochem. Uwielbiał dotyk na plecach.
Alain przesunął ręce wzdłuż kręgosłupa chłopaka w górę i w dół. Dla niego była to trochę krepująca sytuacja, ale już nie tak bardzo, jak wtedy, kiedy Fabrice poprosił go o tą przysługę. I dzięki temu zaczęli ze sobą normalnie rozmawiać. Jakby znali się od zawsze. Do tego zaczął się przy nim czuć jakoś tak inaczej niż przy innych. Pewnie dlatego, że zbliżyła ich ta wycieczka, noc w samochodzie, ta ostatnia też, do tego poranek i pocałunek. Fabrice był osobą która go pierwsza pocałowała i to przy nim serce mu łomocze w piersi. Nikt nigdy nie dał mu tego co ten chłopak w ciągu ostatnich dwóch dni i nocy. Nikt nigdy nie wzbudził w nim tego co ten chłopak. Najpierw go nie chciał w tym domu, nie odzywał się, obrażał, a teraz znaleźli się w takiej sytuacji. Już samo to oznacza, że ich relacje są całkiem inne od tych, jakie łączyły jego i ludzi z liceum, którzy się na niego wypięli. Tylko nie wiedział, jakie są intencje Fabiego względem niego. Czy on sam chciałby czegoś więcej? Na pewno chciałby być jeszcze przez niego pocałowany.
- Dlaczego nie masujesz? – Fabi obejrzał się na niego unosząc na łokciach.
- Em... zamyśliłem się.
- Mogę wiedzieć o czym?
- Nie.
- Aha. Wiesz, do tej pory sądziłem, że jesteś małomówny.
- Zależy przy kim. Poza tym osądzałeś mnie tak jak inni.
- W sumie tak.
- Jestem trochę nieśmiały i za spokojny, ale... nie jestem ciapą – dodał ciszej, a jego dłonie zatrzymały się w połowie pleców.
Fabrice poczuł ukłucie na dnie serca słysząc ostanie słowo. Pamiętał, jak go tak nazwał. I tak bardzo źle się w tej chwili z tego powodu poczuł.
- Posłuchaj ja...
- Chłopcy jak miło was widzieć w dobrych stosunkach – głos dolatujący od drzwi mógł należeć tylko do Sabrine. Natychmiast odwrócili w tamtą stronę głowy. Stała uśmiechnięta, z podniesionymi brwiami, a obok niej trochę zdezorientowany mąż.
- Mamo, tato. Co tak wcześnie?
- Przecież mówiłam ci, że zamykamy wcześnie. Wieczorem robimy grilla. Mam nadzieję, że zaprosiłeś przyjaciół. I ty Alainie tego swego przyjaciela – świetnie się bawiła widząc całe policzki czerwone u Lavella. A jej syn nie wyglądał na zakłopotanego.
- Ja nie wiedziałem i... - zaczął Alain.
- Nie powiedziałeś mu? A zrobiłeś chociaż zakupy? - skarciła syna.
- Zakupy tak, ale o reszcie zapomniałem – jakoś wypadło mu z głowy gdy zobaczył, jak ten Cedric trzyma rękę na kolanie Alaina.
- To zajmij się tą resztą i miło was widzieć z bliższych relacjach. Przyjdźcie do kuchni, jak skończycie i nam pomóżcie.
- Wie pani, Fabrice kosił trawę i słońce... i ja... - dukał Alain nadal siedząc na Fabim.
- Daj spokój już jej nie ma. Taty też. Wstań, muszę podzwonić – podniósł się gdy jego nogi zostały uwolnione. Usiadł i prawie roześmiał się widząc, jak zawstydzony jest chłopak.
- Ale ty się słodko rumienisz – wyrwało się Chartierowi.
- No bo...
- Daj spokój. Ich to nie razi, nawet jakby nas zastali w intymnej sytuacji. Nie patrz tak. Moi rodzice są specyficzni i za to ich kocham. Moją orientację traktują normalnie i każdego chłopaka, który by był ze mną, też. Gorzej jakby go nie lubili, ale nie było ich tak wielu, żeby kogoś nie akceptowali. Poza tym mogłeś ze mnie zejść.
- Myślałem, że zaraz spłonę ze wstydu – odetchnął Alain.
- Szkoda, że ze wstydu, a nie z czego innego – podniósł się z kanapy.
- Z czego?
- Domyśl się chłopcze – puścił mu oczko i wyszedł wiedząc, że zostawia go w stanie osłupienia i jeszcze większych rumieńców. - Gdzie ja dałem telefon?

***

Przetarł twarz dłońmi próbując jakoś odsapnąć i pozbyć się tych piekielnie czerwonych policzków. Zrozumiał co miał na myśli. I czy facetom wszystko musi kojarzyć się z seksem?
- Alain pomożesz mi? - zawołała go z kuchni pani Sabrine.
- Tak już idę, tylko umyję ręce – odpowiedział głośno, aby było słychać.
- Umyj w zlewie i pomożesz doprawić żeberka.
Zanim wszedł do kuchni przejrzał się jeszcze w lustrze na przedpokoju. Na szczęście już ochłonął. Jakoś musi przestać się rumienić. Od pierwszego pocałunku ciągle to mu się zdarza. Widoczne podświadomość ma wobec niego niecne plany. Podświadomość lub jego ciało.
W kuchni umył dłonie i nie spoglądając w oczy kobiecie zabrał się za przyprawianie mięsa. Uwielbiał grillowane przysmaki. Niezależnie czy były to kiełbaski, czy też takie kawałki żeberek jak te.
- Twoja mama mówiła mi, że zawsze ty pilnujesz, żeby było wszystko przyprawione.
- Tak, ona w tym względzie jest beztalenciem. Jest może papryka?
- W tej wąskiej szafce, w rogu – sama przecinała skórkę w kiełbaskach. - Alain wybacz, że wprawiliśmy cię z mężem w takie zażenowanie.
- To nic takiego – przełknął ślinę i powrócił do mięs. - Fabrica spaliło słońce i powiedział, że balsam jest na to dobry, więc go posmarowałem.
- Nie musisz mi się tłumaczyć. Nie wstydź się. Wiesz, nie miałabym nic przeciw gdyby coś was połączyło.
- Ale jak to, ja... - popatrzył na nią wystraszonym, jak u kociaka którego goni pies, wzrokiem.
- Domyśliłam się, że jesteś gejem i nie mam nic przeciw – miała ochotę się roześmiać widząc jego twarz. Ten chłopak był idealny dla jej syna - Nie wiem co wydarzyło się na tej przymusowej wyprawie, ale Fabi już nie traktuje cię wrogo. Bycie z tobą go uspokaja. Odkąd jesteś spędza więcej czasu w domu. Chciałabym dla swego syna takiego chłopaka jak ty.
- Skąd pani wie, że ja jestem taki jak Fabi? - nadal się nie ruszał próbując zebrać szczękę z podłogi. To, aż tak było widać?
- Widziałam, jak na niego patrzysz. Wybacz, ale facet hetero nie patrzy na drugiego tak... - zaczęła szukać w pamięci dobrego słowa – O, mam jakby był nim oczarowany. Mój syn ci się podoba?
- Podoba – przyznał i powrócił do przypraw. Po co ukrywać coś o czym ona już wiedziała. Ale to, że nie ma nic przeciw jakoś go podniosło na duchu.
- Cieszę się – była zadowolona z odpowiedzi. Mówiła prawdę, takiego chłopaka chce dla swego jedynego syna, potwierdziła swe wcześniejsze myśli.
Nie wiedział co miał o tym myśleć. Ulżyło mu jednak, kiedy to wszystko od niej usłyszał. I naprawdę byłby dobrym chłopakiem dla jej syna? Ta myśl wydała mu się szczególnie interesująca, nawet słodka. Mieć chłopaka i to takiego, jak Fabrice, zapewne było marzeniem wielu gejów i dziewczyn. No, ale nie łudził się za bardzo. Fabrice nie wygląda na takiego co by miał poprosić go o chodzenie i to po dniu, czy dwóch ich lepszych relacji. Takie rzeczy trwają czasami długie tygodnie. Ludzie zaczynają się sobie podobać, poznają się, zaczynają czuć jakąś więź, a nie z dnia na dzień wiążą się ze sobą. On nie ma szans. Będzie tu tylko do połowy września, więc nie ma mowy by mógł stać się chłopakiem Fabiego. Chociaż to byłoby pewnie wspaniałe. Nie, na nic nie liczy. I czemu w ogóle o tym myśli?
Skończył przyprawiać żeberka i jeszcze szaszłyki, które pani Sabrine kupiła gotowe, i dopiero wtedy w kuchni pojawił się Fabrice i jego tata.
- Gril jest gotowy. Węgiel mamy. Wyjąłem dodatkowe krzesła – poinformował pan Antoine.
- A ja mu pomagałem, żebyś nie mówiła, jaki ze mnie nierób.
- Fabi, czy ja kiedyś tak mówiłam? - puściła synowi oczko.
- Mówiłaś. Zadzwoniłem też do Oliviera, Lotty i Pascala, obiecali, że będą około dziewiętnastej – nie był zaskoczony, że rodzice zapraszają sławetną trójkę. Już dawno wszyscy stali się dla siebie rodziną. I miał wrażenie, że ten grill jest organizowany tylko po to, żeby do tej rodziny przyjąć Alaina i wszystkich jego bliskich. Miał wspaniałych rodziców. Potrafili być przyjaciółmi, kiedy trzeba, ale też i typowymi zrzędliwymi i zabraniającymi wszystkiego, tak zwanymi starymi. - To co mam robić?
- Dołącz do Alaina i pokrójcie warzywa na surówkę. Aaa, Fabi kupiłeś ketchup?
- Tak, mamo – wziął pierwszy lepszy nóż z szuflady i usiadł obok Alaina. - To co jest do krojenia? – jeszcze czuł jego dotyk na plecach.
- Ogórki, pomidory, wszystko co tu leży – pokazał ręką Lavelle.
Fabrice wziął długiego ogórka i zaczął go kroić na plasterki. Naprawdę lubił takie kameralne spotkania, a dziś miał jakiś wyjątkowy radosny nastrój.
- Wiecie chłopcy, ładnie razem wyglądacie – wypalił Antoine. Wprawiając tym żonę w zadowolenie. Wiedział o czym od jakiegoś czasu Sabrine marzyła.
Nic nie odpowiedzieli tylko popatrzyli na siebie. Rzeczywiście razem mogli wyglądać dość... dobrze. Pewnie w innym życiu, czasie, byliby razem, ale teraz nie są i nie zapowiada się na to. Powrócili do swej pracy, żeby w skupieniu, nie myśląc o szybko bijących sercach, oddać się krojeniu ogórków.

***

Grill został rozpalony, a na ruszcie piekły się kiełbaski. Miały zaspokoić pierwszy głód współbiesiadników. Pieczenie mięsa zając miało dłuższy czas. Pieczę nad nim sprawował Antoine. Surówki też były gotowe i ustawione na stole wraz z jednorazowymi talerzykami, Fabrice uparł się na takie, i ceramicznymi kubkami. Znajdowało się też tam piwo, soki i woda, którą najchętniej raczyła się Charlotte. Cały czas plotkowała z Sabrine, jakby to była jej koleżanka, a nie mama przyjaciela. Olivier otwierał właśnie piwo, na co Pascal się skrzywił i powiedział, że on dziś pije tylko soczek, nie zaprawiony czymś mocniejszym. Fabrice roześmiał się słysząc to i zaraz powędrował oczami do obserwujących ich Alaina.
- A ty na co reflektujesz? Piwo, woda, sok? - zapytał.
- Piwo, poproszę.
- Już się robi – Oli otworzył butelkę i podał Lavellowi. - Dobrze widzieć was w lepszych relacjach. Co się zmieniło?
- Zwyczajnie pogadaliśmy ze sobą – odpowiedział mu Fabi.
- Kochani, zaraz będzie uczta – przez ich rozmowę przebił się głos pana Chariera. Wydawało się, że on z nich wszystkich jest najbardziej głodny, bo pożerał wzrokiem przygotowane potrawy.
- Tata, zamiast mówić, to dawaj nam już to żarełko – Fabi usiadł przy stole z nadzieją, że Alain znajdzie się przy nim. Co też się stało.
Charlotte zaproponowała pomoc przy rozdawaniu kiełbasek. Co zaraz uczyniła i w krótkim czasie mogli zabrać się za jedzenie. Zapach tylko wzmagał ich apetyt. Alain i Fabrice w jednym czasie sięgnęli po kromkę chleba i dłoń młodszego została schwytana przez starszego chłopaka. Alain ponownie poczuł ten prąd. Tylko tym razem przebiegał on wzdłuż kręgosłupa od góry do dołu, poruszając każdy napotkany nerw. Spojrzał na ich dłonie i niezauważalnie zadrżał. Co się z nim u licha działo? Nie, wiedział co, ale wcześniej nie odczuwał tego tak bardzo, jak teraz. Ze zgrozą popatrzył na piwo, ale przecież nic jeszcze nie wypił, więc to nie wina alkoholu. To po prostu bliskość tego chłopaka tak na niego działa, jego zapach, ciepło i ten dotyk. Tak samo poczuł się chwilę przed wyjściem do ogrodu.

- Kochani ja to wyniosę, a wy zajmijcie się resztą – powiedziała pani Sabrine i już jej nie było.
Alain wziął talerz z szaszłykami i już miał wyjść, kiedy Fabrice zastawił mu drogę.
- Co robisz?
- Jestem ci coś winien – odebrał mu talerz i odstawił na blat szafki.
- Co takiego? - zastanawiał się czy to będzie coś strasznego i ma uciekać.
- Obiecałem dać ci buziaka pamiętasz? - chłopak nic nie odpowiedział, nie mógł, bo Fabrice przyciągnął go za koszulkę do siebie i wpił mu się w usta namiętnie. Trwało to krócej niż mrugnięcie oka, ale było tak intensywne, że wywołało palpitację serca u Alaina, gorąco na całym ciele i coś jeszcze. Pragnienie, za tym, żeby Fabrice był kimś więcej. - To teraz już nie mam długu – powiedział Fabi, odsuwając się od Lavella.
- Myślałem, że buziaka daje się w policzek – ledwie mógł coś mówić i utrzymać się na miękkich nogach.
- Moje są takie i nie daję ich każdemu – uśmiechnął się, zabrał przygotowany talerz i wyszedł z kuchni.


Długo wtedy stał, próbując opanować to wszystko co czuł i teraz. A teraz nawet to nie był całus. Wydawało mu się, że to wszystko trwa wiecznie i każdy zauważył jego podenerwowanie, podniecenie i dotyk, ale nikt tego nie widział. Każdy zajęty był rozmową lub pochłanianiem posiłku. Nawet Fabrice, jakby tego nie zauważył, rozłączył ich palce, aby sięgnąć po upragniony chleb. Potrząsnął głową. Dobra, chciał być przez niego całowany, podniecił się w nocy i w czasie pierwszego pocałunku. Serce mu chciało wyskoczyć z piersi, kiedy Chartier był obok i słyszał jego głos. I nawet mignęło mu, że fajnie, by było, jakby byli razem. Ale to przecież nic nie znaczy. Zupełnie nic. To po prostu pierwsze doświadczenia i dlatego, tak reaguje. Ludzie się tak szybko w nikim nie zadurzają, a tym bardziej zakochują. Zwłaszcza, jeżeli nie dawno ta druga osoba traktowała cię jak niepotrzebną rzecz.
- My możemy to nazwać miłością od pierwszego wejrzenia – głos Lotty dotarł do niego i zaczął się uważniej przysłuchiwać o czym ona mówi. - Oliviera spotkałam przypadkiem na imprezie u kuzynki i z miejsca coś się we mnie zmieniło. Uwierzycie, że w ciągu paru minut się zakochałam? Wiedziałam już wtedy, że chcę go na męża i ojca swoich dzieci.
- A ty co czułeś? - zapytał Fabrice mimo że znał tę historię, ale jego mama uwielbiała ich słuchać.
- Ja – Olivier nalał sobie jeszcze ketchupu na talerz – chyba poczułem to samo. Wierzcie, że kiedy ją zobaczyłem w mojej głowie odezwała się melodia, taka jaką się słyszy w romansach, nie żebym oglądał, i jakiś głos mówił, że to ona jest tą jedyną. No, dobra ubarwiam trochę, ale spodobała mi się. Tej jej rude włosy i duże oczy. Była moim ideałem – popatrzył na swą dziewczynę ciepło.
- Potem umówiliśmy się do kina, nawet nie pamiętam co wtedy grali, a tydzień później byliśmy parą – wyciągnęła rękę przez stół, a Olivier ją chwycił.
- Romantycznie. Ja starałam się o serce męża z rok, zanim dotarło do niego, że ta mała dziewczynka z warkoczykami nie chce zrobić mu krzywdy.
- Ile miała pani wtedy lat? - zapytała Lotta.
- Chyba sześć. Ale tak naprawdę zeszliśmy się w liceum. Także czasami trzeba lat na odkrycie uczucia, a czasami wystarczy chwila i – pstryknęła palcami. - Alain czemu nie jesz?
- Słuchałem – zaczerwienił się. Co na nieszczęście zostało zauważone, bo mimo później pory dzień jeszcze nie poszedł spać. Wokół panował mrok, ale światła pochodni, jakie umocował Olivier, były już dobrze widoczne.
- Powiedz, czy już ktoś skradł ci serce? - zapytał ciekawa Charlotte.
Alain bez swojej woli spojrzał na Fabrica zajętego rozmową z Pascalem, ale zaraz się opamiętał i odwrócił wzrok ku dziewczynie.
- Nie – mimo tego policzki pokryły się mocniejszą czerwienią, za co zaczął siebie przeklinać. Lotte tylko uśmiechnęła się znacząco i on wiedział, że ona wie coś, czego jeszcze sam nie pojął lub bronił się przed zrozumieniem tego. Napił się piwa i zajął jedzeniem wyrzucając wszystkie myśli z głowy.
- Antoine może byś tak zajął się żeberkami. Pewnie niedługo się dopieką.
- Tak kochanie – mężczyzna wstał i podszedł do grilla. - Na te szaszłyki czy co tam macie muszę wcześniej dosypać węgla, bo tu już się wypala.
- Jak coś to pomogę – zaproponował Pascal. Miał dobry humor.
- Dziękuję skorzystam.

Gdy wszyscy już byli najedzeni do syta, a zegar wskazywał dwudziestą trzecią, państwo Chartier udali się na spoczynek, a ich młodsi znajomi posiedzieli jeszcze z godzinkę, po czym Charlotte odwiozła chłopaków do domu. Alainowi chciało się już spać i było mu zimno. Żałował, że Cerdric nie mógł przyjść. Było miło. Nie odzywał się za dużo, ale zajął się obserwacją i stwierdził, że znajomi Fabiego są fajni. Wrzucił jednorazowe talerze do kosza na śmieci, podczas gdy Fabrice zaniósł resztki do kuchni. Jutro mieli gotowy obiad, tylko odgrzać trzeba będzie. Spojrzał w niebo i nie spodobało mu się ono. Mimo ciemności mógł wyraźnie zobaczyć potężne, burzowe chmury. Wzdrygnął się. Nienawidził burz. Mało powiedziane, on się ich bał. W dzieciństwie, gdy przebywał u dziadka na wakacjach, piorun uderzył w drzewo obok pokoju jaki zajmował. Drzewo zapaliło się. Istniało zagrożenie, że ogień przeniesie się na dom. Na szczęście szybko go ugaszono, ale strach pozostał. W mieszkaniu tak się nie bał, a tutaj wszystko powróciło. W oddali odezwał się grzmot, a błyskawica przecięła pionowo niebo. Czym prędzej wszedł do domu i zamknął drzwi tarasowe na klucz. Zasunął również zasłony. Nie może okazać strachu przed Fabricem. Jeszcze się będzie z niego śmiał. Nic się nie stanie. Burza przyjdzie, pójdzie. Poszedł do kuchni, gdzie Fabi układał wszystko na półce w lodówce.
- Jak to wszystko to pójdę się wykąpać i spać – rzekł Alain.
- Wszystko. Zapowiada się na niezłe szaleństwo na dworze. W porę skończyliśmy tego grilla – zamknął drzwi chłodni. - Szkoda tylko, że nie pobiegaliśmy.
- Innym razem.
Fabrice zmarszczył czoło. Coś mu się nie podobało w chłopaku.
- Czemu jesteś taki spięty?
- Nie spięty, tylko zmęczony. To idę na górę.
- Też zaraz pójdę – wyjrzał przez okno. Uwielbiał tą grę błyskawic na niebie. Mógłby na nie patrzeć bez końca.
Dał pół godziny czasu Alainowi na kąpiel, a potem sam poszedł na górę, po drodze gasząc światła. W pokoju wziął tylko spodnie od piżamy, nie zwracając uwagi na łóżko współlokatora, poszedł do łazienki. Odkręcił wodę, rozebrał się i wszedł pod prysznic. Uch, tego potrzebował. Co z tego, że kąpał się już któryś raz tego dnia? Było gorąco i się pocił. Zabiegi Alaina pomogły jego wysuszonej skórze i już tak nie cierpiała pod strumieniami ciepłej wody. Obmył dokładnie całe ciało, szczególną uwagę poświęcając genitaliom. Wcześniej nie omieszkałby zaspokoić siebie, ale dzisiaj jakoś nie miał na to ochoty. Czym prędzej wyszedł z kabiny, wytarł się i założył spodnie. Umył zęby i opuścił łazienkę.
Burza już była nad nimi, wokół błyskało i grzmiało równocześnie, co było widoczne w pokoju dzięki dużemu oknu, teraz zasłoniętemu szczelnie, ale to i tak nie chroniło przed światłem piorunów. Już miał się kłaść, gdy jedna z błyskawic na dłużej oświetliła pomieszczenie. Zaciekawił się zwiniętym w kłębek i przykrytym razem z głową Alainem. Wtedy zrozumiał to dziwne napięcie, a nawet strach w oczach chłopaka. Ochota na roześmianie się naszła natychmiast. Usiadł na łóżku i nie omieszkał powiedzieć:
- Taki duży chłopak, a boi się burzy.
Alain słysząc jego głos uniósł kołdrę i na ślepo chwycił Fabiego za ramiona przyciągając do siebie, i przytulając się. Tak strasznie się bał. Tak bardzo potrzebował bliskości drugiej osoby. Nie jego wina, że tak panikował. Każdy ma swoje fobie, strachy.
- Nie odchodź – szepnął w jego szyję. - Zostań.
Zaskoczony Fabrice nagle przestał się śmiać. Siedział teraz w dziwnej pozycji z uwieszonym na nim Alainem, trzęsącym się jak osika. Chłopak naprawdę się bał. Przeszedł go dreszcz, kiedy gorący oddech owiał jego nagą skórę. Musiał się przyznać przed sobą, że reagował prawidłowo mając przy sobie tak ślicznego i pociągającego chłopaka. Teraz jednak starał się o tym nie myśleć.
- Zostanę, przesuń się trochę – po chwili mógł już położyć się obok i objąć Lavella. Leżeli na boku wtuleni w siebie kilka minut. Bez ruchu, dopóki Alain nie uniósł głowy i nie spojrzał na niego, co w ciemności było trochę trudne. Za każdym razem wzdrygał się, na wszelkie oznaki szaleństwa, jakie panowało na dworze. - Zaraz wszystko minie – Fabrice poczuł, że musi go uspokoić. Wsunął mu dłoń pod koszulkę i pogłaskał po plecach, co było błędem, bo czucie delikatnej skóry pod placami zaczęło przywodzić mu na myśl nieprzyzwoite myśli.
Alain westchnął na ten gest. Dopiero teraz zorientował się, że Fabrice jest bez koszulki. Leżał tak blisko niego z ramieniem pod jego głową. Tak blisko jego ust, że czuł miętowy oddech na swoich. Ponownie serce przyśpieszyło swój bieg, a gorąco uderzyło z wielką siłą. Do tego to drapanie na linii kręgosłupa, było takie przyjemne. Nie powstrzymał westchnięcia.
Naprawdę próbował się powstrzymać przed tym co chciał zrobić. Tylko to było tak cholernie trudne. Najchętniej rozebrałby go do naga i wziął. Wiedział, jednak, że Alain jest prawiczkiem, marzy pewnie o wyjątkowym pierwszym razie, i mimo tego, jakim egoistą był Fabrice w łóżku nie myślał o sobie. Ale gdy Alain westchnął, nie mógł nie zrobić chociaż tego. Sięgnął do jego ust i musnął najpierw dolną, a później górną wargę. Nie zaznając sprzeciwu, ponowił próbę. I jakież było jego zaskoczenie, gdy to Alain pierwszy mocniej naparł na jego usta. Tak jakby tego od dawna chciał, potrzebował, oczekiwał. Wciągnął powietrze nosem gwałtownie pogłębiając pocałunek, młodszy chłopak nie opierał się. Sam wyszedł mu naprzeciw obejmując w pasie. Fabi zaczął delikatnie ssać język Alaina wsuwając mu udo między nogi. Przejechał dłonią po jego boku, przez biodro, zatrzymując się na udzie. Jak tak dalej pójdzie, to nie powstrzyma się przed niczym. Alain był podatny na jego zabiegi. Miękł w jego ramionach. Wyraźnie zapomniał o burzy i rozświetlających pokój błyskawicach. Nie przerywając namiętnego pocałunku nacisnął na niego i chłopak wylądował na plecach, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Ułożył się na nim z nogą przy jego kroczu, stwierdzając, że wszystko to wyraźnie działa na Alaina. Sam otarł się o niego, był już nieźle pobudzony. Oderwał się od jego ust i przeniósł pocałunki na szyję, przez co Lavell zadrżał i odsunął głowę. Jego ręce zaczęły badać plecy Fabiego, a biodra skorzystały z nacisku i poruszyły się.
Wirowało mu w głowie od tych wszystkich doznań. Chciał tak dużo, tak wiele w tej chwili, że przestraszył się tych pragnień. Było mu tak dobrze. I jeszcze pocałunki na szyi jakimi obdarzał go ten chłopak sprawiały, że miał ochotę wić się pod nim. Czuł, że Fabi jest twardy i zarumienił się. Przestawał myśleć i poddawał się zabiegom Chartiera, marząc o spełnieniu, kiedy miał między nogami udo chłopaka. Chciał, by przestał robić to co robił, tak ocierać się i stymulować go, a z drugiej strony pragnąc by to trwało i nigdy się nie skończyło. Miał tylko wątpliwości, ale wszystkie one uciekały ustępując miejsca przyjemności. Dla niego to wszystko było takie nowe, nieznane i działało szczególnie potężnie.
Pragnął go, jak nigdy nikogo, ale rozsądek podpowiadał mu konsekwencje jakie mogą z tego być, jeżeli doprowadzi do pełnego stosunku. Teraz Alain był rozgrzany, działał, oddawał się, ale po wszystkim będzie zły na niego. Nie, nie wolno mu się posunąć dalej, a tak bardzo chciał go. Tylko teraz już przekroczyli pewną granicę, a danie kroku do tyłu było niemożliwe, wręcz bolesne. Tak jak teraz było przyjemnie, coraz przyjemniej. Położył się całym ciałem na nim rozsuwając mu nogi. Biodra uderzyły o biodra, a twarde członki spotkały się oddzielone od siebie tylko cienkim materiałem spodni. Zahaczył kciukiem o gumkę, żeby je zdjąć, ale Alain go potrzymał łapiąc za rękę.
- Fabi, nie – mimo tych słów Alain wyrzucił biodra ku górze. Ten znany prąd przebiegał przez całe ciało i kumulował coraz silniejsze napięcie w lędźwiach.
- Nic więcej nie zrobię, poza tym co jest teraz, tylko bez ubrań – szepnął mu do ucha i chwycił delikatny płatek w zęby. Ocierając się o niego coraz mocniej. Wywołując cichutkie pojękiwania z ust Alaina.
- Nie, tak jest dobrze – bez udziału woli biodra drgały przez przerwy, szukały odpowiedniego kąta, żeby jak najciaśniej przylec do tych drugich. Samoistnie rozsuwał uda bardziej, a nogę zarzucił na udo Fabrica.
- W porządku – odsunął rękę i wczepił ją we włosy chłopaka. Tak też było dobrze. Sam drgał na całym ciele. Wgniótł go bardziej w pościel przyspieszając ruchy. Pocałował go mocno, chaotycznie, ale i wprawnie. Zaczął marzyć, że kiedyś będzie go miał w pełni. Takiego chętnego, rozłożonego, krzyczącego i błagającego.
Rozkosz z każdą chwilą się potęgowała. Było nieziemsko. Do tego ten cudowny ciężar na nim wspomagał ekstazę. Nie potrafił zapanować nad sobą. Zrozumiał, że więcej nie zniesie, nie da rady powstrzymać się przed tym do czego obaj dążyli w tym niezwyczajnym zbliżeniu. Kiedy Fabi go pocałował, to już było za dużo dla niego. Napiął wszystkie mięśnie, zaciskając ręce na plecach chłopaka, wygiął się do niego i doszedł wijąc się, drżąc i krzycząc w jego usta. Poczuł ciepło, które rozlewało się na jego brzuchu i nie przestał poruszać biodrami. Orgazm trwał długo, a doznanie było tak silne, że wbił paznokcie w skórę Fabiego.
Zniósł wbite paznokcie w plecy, bo przyjemność, jaka nawiedziła jego skutecznie tamten ból zagłuszyła. Szczytował zaraz po chłopaku, chowając twarz w jego szyi i poruszając się na nim ostro dopóki wszystko się nie uspokoiło, a całe pożądanie nie zostało uwolnione. Oddychał ciężko tak samo jak Alain i miał ochotę się roześmiać. Doszedł we własne spodnie, jakby znów był nastolatkiem i miał mokre sny. Ale nie był nastolatkiem i nie był sam, oraz to na pewno nie był sen. Pod im leżał teraz nieruchomo śliczny chłopak. Uniósł głowę i pocałował go najpierw w policzek, a potem musnął wargi.
Co miał teraz zrobić, powiedzieć? Po raz pierwszy był w takiej sytuacji. I tak bardzo podobało mu się, jak Fabrice dochodził na nim. Tak szybko zaczął się poruszać i docisnął się mocniej. Pocałunki, jakimi go obdarzył były takie słodkie i rozluźniły go.
- Moje plecy – usłyszał.
- Co?
- Wbijasz mi paznokcie w moje plecy, a jeszcze bolą – szeptał do ucha.
- Przepraszam.
- Widzisz jest sposób na to, żeby przetrwać burzę – Fabi zsunął się z niego. Wilgoć w spodniach cały czas przypominała mu co się wydarzyło. - Już minęła.
- Fabi, ja...
- Szzzz. Chodź tutaj – przyciągnął go do siebie. - Teraz śpimy, a rano się umyjemy – pocałował wilgotne włosy. Wiedział, że Alain się wstydzi. Sam miał przeciecz za sobą swoje pierwsze doświadczenia,wiedział jak to jest, a był bardziej otwarty niż chłopak leżący teraz przy nim i spokojnie oddychający. Zasnął. Czasami za dnia, jeszcze chwilkami, wkurzał się, że ten jest taki spokojny, cichy, ale teraz wzbierały w nim jakieś ciepłe uczucia i podobało mu się, że chłopak jest inny od tych, których znał. Ułożył się wygodniej i zanim zasnął przez myśl mu przemknęło, że już trzecią noc śpią razem, obok siebie. Ta myśl ukołysała go do snu.