Jedna łza 7
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 28 2014 09:43:46


Rozdział 7 - "Nie będziesz ze mną spał"

***

Wziął od przyjaciela puszkę z piwem i usiadł na ławce w ogrodzie. Popatrzył na stojącego obok Pascala. Młody mężczyzna był zamyślony. Nieczęsto można było spotkać na jego twarzy smutek, a teraz ten na niej gościł.
- Co jest? - otworzył puszkę. Będzie później musiał wziąć taksówkę, nie jeździł autobusami. - Wiesz, milczenie jest złotem, ale chciałeś pogadać – spuścił wzrok na piwo, a po chwili uniósł na chłopaka, który przestąpił z nogi na nogę.
- Wczoraj wróciłem wcześniej z pracy i... Sądziłem, że moi rodzice się kochają i są sobie wierni, a tu... - usiadł na ławce z ciężkim westchnieniem.
Fabrice podgiął lewą nogę pod siebie, siadając przodem do chłopaka. Nic nie mówił, wiedział, że po takim wstępie Pascal będzie kontynuował. Nie pomylił się.
- Wszedłem do domu, a tam moim oczom ukazała się scena jak z filmu erotycznego, tylko, że główną rolę grała moja mama i na pewno nie mój tata – jego głos był przesiąknięty goryczą. - Całował ją jakiś facet, niewiele starszy ode mnie. Rozumiesz? - popatrzył na niego. - Gdybym nie wszedł, to pewnie pieprzyłaby się z tym skurwysynem na kanapie w salonie! - wykrzyczał ostatnie zdanie. - I ona uczy mnie moralności! A w czasie, kiedy ojciec wyjeżdża, zdradza go! - rzucił zamkniętą puszką, która wylądowała obok klombu z kwiatami. - A udaje przykładną żonę i matkę.
- Co zrobiłeś, jak ich zastałeś na gorącym uczynku? - bawił się puszką, by po chwili wypić kilka łyków bursztynowego napoju.
- Miałem ochotę ich rozszarpać – podniósł się w ławki i nerwowym krokiem poszedł po leżące na trawie, nagrzewające się w słońcu piwo. - Kazałem mu wypierdalać i wyszedłem. Miałem ochotę zadzwonić do taty i mu wszystko powiedzieć.
- Ale nie zrobiłeś tego?
- Nie – otworzył puszkę z głośnym psyknięciem, a z niej wyleciało trochę napoju. Nie przejmując się plamami na czarnej koszulce, usiadł na swoim miejscu. - Ale wróciłem do domu i kazałem jej wyznać mu prawdę. I wiesz, co mi ta żmija powiedziała?! - wlał do swego gardła, na szczęście jeszcze zimne, piwo. - Ojciec o wszystkim wie. I on też ma na swoim koncie kilka kobiet. A są razem ze względu na mnie i moje rodzeństwo! Cały czas nas oszukiwali. Udawali szczęśliwych. Tymczasem... - przerwał.
- Przykro mi – nie wiedział, co ma więcej dodać. Pascal zawsze miał idealną rodzinę. Piękne święta, ciepły dom. Ale teraz widział, że to wszystko było tylko na pokaz. Musiał to być silny cios dla niego. Położył mu rękę na ramieniu. Wiedział, że przyjaciel zrozumie ten gest lepiej niż tysiąc słów.
- Zawsze chciałem założyć taką rodzinę. Mieć dobrą, kochającą żonę, z którą związek oparłbym na prawdzie, zaufaniu. Mieć grzeczne, bystre dzieci. Teraz okazuje się, że wszystko to mogłoby być iluzją, bo ona by mnie zdradzała, ja ją. To po cholerę z kimkolwiek się wiązać, jeżeli idzie się do łóżka z innymi?! - wypił resztę piwa. Miał ochotę na więcej.
- Przecież, to, że twoi rodzice tak postępują nie znaczy, że ty będziesz robił tak samo i tym bardziej twoja przyszła żona.
- Mój pogląd na idealną rodzinę się zawalił – zgniótł puszkę w rękach i zaśmiał się, ale w tym śmiechu nie było radości.
- Pascal, nie ma idealnych rodzin, ludzi. Zawsze o tym zapominasz. To, co piękne na zewnątrz, pokazane ludziom, w rzeczywistości może okazać się czymś zupełnie innym. A twoi rodzice żyją, jak żyją. Kochają was. Pamiętaj o tym.
- A sami puszczają się na prawo i lewo. Udają, jacy to są wspaniali i pouczają nas! Mam ochotę się upić. Wyskoczymy gdzieś?
- Gdzie? Twój ukochany Souterrain otwierają po dwudziestej pierwszej.
- To klub, do którego nie chodzę – cisnął w niego gromami w oczu. - Miejsce dla homo zostaw sobie. Idziemy do pierwszego otwartego pubu – wstał i rzucił puszką w kąt ogrodu. - Ja im, kurwa, pokażę, co potrafi ich robiony w bambuko synek! Będą mnie uczyć moralnego zachowania?! Sami robiąc... Pierdolę moralne zachowanie!
Fabrice westchnął i wyjął komórkę. Coś czuł, że dziś do domu nie wróci. A jak wróci, to nie sam. Nie zostawi przyjaciela w takim stanie.

***
Alain po wyprowadzeniu Nelly puścił ją wolno, skrobiąc jeszcze po uchu. Miło spędził czas na spacerze z psem. Obeszli wokół całe osiedle jednorodzinnych domków. Popodglądali sąsiadów, jak pracują w ogrodach przy podlewaniu trawy lub pieleniu chwastów w grządkach z kwiatami. Pobawili się razem piłką i wymęczeni wrócili do domu. Po raz pierwszy od zamieszkania w tym domu czuł się naprawdę szczęśliwy. Do tego wspominał pocałunki Fabrica. Bardzo chciał, żeby chłopak wrócił dziś do domu. Może znów by mógł poczuć te wargi na swoich? Kiedy wrócili, obaj wzięli prysznic, oczywiście osobno, i od tamtej pory nie mogli już zamienić ze sobą słowa na osobności. Liczył, że Fabrice nie będzie już taki zimny, jak wcześniej. Łapał się na tym, że bezustannie o nim myśli. I wszystko przez ten pierwszy incydent w lesie.
- Majątek za twoje myśli.
Podskoczył na głos kobiety. Pani Sabrine stała przy wejściu do przedpokoju i uśmiechała się do niego. Dopiero wtedy zorientował się, że odleciał. Nadal trzymał w ręku smycz, którą się bawił, a na stopach miał tenisówki. Odchrząknął i zarumienił się.
- Ja... tylko tak... rozmyślałem – zawiesił smycz na przeznaczonym dla niej miejscu i zdjął buty. Schował je do swojej części szafki.
- Nie trudno nie zauważyć tak rozmarzonego chłopaka – przeszła do kuchni. - Zjesz coś?
- Nie, dziękuję – wsunął na nogi japonki. - Pójdę na górę – nie czekając na jej odpowiedź, pokonał szybko stopnie i odetchnął na piętrze. Niemożliwe, że tak się zamyślił i nie słyszał pani Chartier, kiedy wróciła z ogrodu. Po wyjściu Fabrica spędził tam mnóstwo czasu, czytając i słuchając mp3. W łazience umył ręce i spojrzał w lustro. Chłopak w nim miał niesamowicie błyszczące oczy. I takie roześmiane. Jeszcze wczoraj widział w oczach tej postaci smutek, a nawet złość.
- Pocałował cię – oblizał usta. - Pocałował. Tylko czy zrobi to jeszcze raz? - postać z lustra poruszała ustami w sposób, w jaki on wypowiadał słowa. - A jak to był tylko jego kaprys? Narobisz sobie nadziei, że znów zakosztujesz jego warg. Przecież nawet nie umiesz dobrze całować, żeby znów zechciał to powtórzyć. Ale przecież zawsze jest taka możliwość. Zawsze możesz sam wyjść z inicjatywą... Nie, musisz poczekać cierpliwie. Zobaczysz, co się będzie działo. Poza tym, do tej pory naucz się opanowania, bo to wstyd być podnieconym po jednym przelizaniu się. I mówisz do odbicia w lustrze. Lecz się, Alain – wytarł dłonie w wiszący obok umywalki ręcznik i poszedł do pokoju.
Włączył laptopa i usiadł na łóżku. Uruchomił gadu-gadu. Dawno już nie był na komunikatorze. Nie miał z kim rozmawiać. Ale teraz widział, że Cedric był dostępny. Napisał do niego.
Ja - Siemka. Co u ciebie?
Cedric - O, hej. Po staremu. A jak sytuacja z tym białogłowym typkiem?
Ja - W porządku. Może powoli się dogadamy – na razie nie zamierzał mu nic więcej mówić.
Cedric - To fajnie. Mógłbym jutro wpaść do ciebie?
Ja – Pewnie. Kiedy tylko zechcesz.
Cedric – To tak koło drugiej pasowałoby ci?
Ja – Tak.
Cedric – Fajnie. Mama woła na kolację, muszę mykać, bo mi wszystko zeżrą.
Ja – Pędź, ty głodomorze – odpisał i widząc, że przyjaciel zniknął, sam też wyłączył program. Cieszył się, że jutro się zobaczą. Nie widzieli się tydzień czasu. Chciał podtrzymać kontakt z nim. Niestety, coraz bardziej obawiał się, że ich drogi się rozchodzą. Ludzie dorastają, idą własnymi ścieżkami i musiał się z tym pogodzić. Przecież Cedric się ożeni, będzie miał dzieci, a on będzie mu tylko przeszkadzał.
Przesunął wzrokiem po pokoju i napotkał przewieszoną przez oparcie krzesła koszulkę. Uśmiechnął się. Fabrice miał ją na sobie w czasie podróży. Znów powrócił myślami do tego chłopaka, wypychając te o przyjacielu. Oparł się wygodniej o ścianę za sobą, a kąciki ust podsunęły się w górę. Już wcześniej widział, że chłopak jest przystojny, tylko jego charakter przysłaniał dokładniejszą ocenę współlokatora. Teraz widzał, że Fabrice potrafi być... miły? Nie był pewny, czy to dobre słowo, ale nie potrafił tego inaczej określić. Zranił go, nawet w tym barze, ale potem przeprosił i tak ślicznie się uśmiechnął. Poza tym, przytulił go, gdy Alain płakał w samochodzie. Mógł go wyśmiać, ale nie zrobił tego. Ma też ładne ciało i te oczy są takie przenikliwe, chłodne, ale potrafią tak wspaniale błyszczeć. Westchnął. Mógłby tak o nim myśleć cały czas. Nie był to dobry objaw.

***

Odsunął od siebie kolejnego drinka, jakiego postawił mu Pascal. W przeciwieństwie do chłopaka on, poza jednym piwem w poprzednim pubie, nie pił nic. Teraz zaliczyli już kolejne miejsce, które tętniło życiem, i miał już dość. Lubił wypady na miasto, do klubów, ale po tej głupiej i niepotrzebnej wycieczce był na tyle zmęczony, że najchętniej położyłby się spać. Przyjaciel żalił się na swoich popieprzonych, jak ich określał, rodziców i on niewiele z tego rozumiał. Nigdy nie lubił słuchać pijackiego bełkotu. Nie był ekspertem od rozszyfrowywania takiej mowy, a zwłaszcza tej, jaką operował Pascal.
- Pascal, idziemy do domu – musiał go stąd zabrać, zanim uśnie z głową na barze. Zapłacił barmanowi za wypity alkohol.
- Ne ide – machnął ręką, jakby odganiał natrętną muchę.
- Idziesz, już późno. Od wielu godzin włóczymy się po spelunach. Czas do domu.
- Ne wósze taaam.
- Wrócisz jutro, jak będziesz w lepszym stanie. Teraz zabieram cię do siebie – złapał go pod ramię i podciągnął w górę. - Idziemy – warknął stanowczo.
- Jeestesz upier... upier... up...
- Upierdliwy, wiem – przerzucił sobie jego lewe ramię przez szyję i objął w pasie. Pascal oparł się na nim całym ciężarem ciała. – Chłopie, nie udawaj, że nie masz nóg. Ciężki jesteś, chuderlaku - pociągnął go w stronę wyjścia, a w międzyczasie próbował wezwać taksówkę.
- Alee ne beże s tobo sppal – wymamrotał Pascal, gdy byli już na zewnątrz.
Fabrice zmarszczył brwi, starając się zrozumieć, co mówił chłopak. Po dokładnym przeliterowaniu słówek, roześmiał się.
- Nie będziesz ze mną spał – przechodząca obok para popatrzyła na nich dziwnie.
- Ne jaśem kejem.
- Nie, nie jesteś gejem – przytaknął po powtórzeniu wcześniejszej czynności dotyczącej rozumienia słów. - I nic już nie mów. Taksówka przyjechała - otworzył drzwi. - Dobry wieczór – przywitał się z kierowcą i wcisnął przyjaciela na siedzenie. Sam usiadł obok, zatrzaskując drzwi. Podał kierowcy adres, pod który miał ich dostarczyć. Zapłaci majątek za ten kurs.
- Gże jeżemy?
- Do mnie.
- Szupef – czknął pijacko i nagle objął Fabiego za szyję. - Lubie cze.
- Tak, tak – próbował wyplątać się z tych ramion. Pascal po alkoholu robił się bardzo przylepny. A zważywszy na to, jak kierowca zerkał w tylne lusterko wolał, żeby nie wyrzucił ich zaraz z auta, nazywając pedałami.
- Dobfy z czebie pszypszaciel.
- Z ciebie też dobry przyjaciel – to akurat zrozumiał. Pascal często to powtarzał. - I nie chuchaj na mnie – skrzywił się, czując odór alkoholu. Głowa chłopaka opadła na jego ramię, spoczywając tam na kilka długich minut. Coś czuł, że jeszcze trochę i Pascal zaśnie. Na szczęście już byli przed domem. - Nie śpij – potrząsnął nim. - Wysiadamy.
Ta czynność zajęła im trochę więcej czasu, ale gdy obaj byli na zewnątrz, mógł zapłacić, pozostawiając kierowcy suty napiwek.
- Zaraz będziesz w łóżku – już nie raz zdarzyło mu się gościć go w swoim domu na noc. Zawsze wtedy, kiedy Pascal miał jakieś kłopoty lub zerwał ze swoją dziewczyną. Tylko wtedy kładł go w swoim łóżku, a sam zasypiał na większej kanapie. Teraz dotarło do niego, że dzielił pokój z pewnym seksownym osobnikiem, a do dyspozycji zostanie mu dwuosobowa, nierozkładana kanapa. Cóż, jakoś sobie poradzi.
- Któa gożina?
- Gożina dwudziesta druga trzydzieści.
Pokonanie schodów zajęło im chwilę. Starał się być cicho, żeby nie zbudzić rodziców. Zawsze chodzili wcześnie spać, nie wnikał, czy spali czy nie. Pascal zaczął przelewać mu się w ramionach, więc wziął go na ręce i zaniósł do pokoju.
Alain, siedząc przed komputerem w łóżku, podniósł głowę, a po chwili także brwi. Zamrugał szybko. Nie wierzył w to, co widzi. Fabrice wniósł właśnie jakiegoś chłopaka i rzucił go na swoje łóżko.
- Nie patrz tak – Chartier zerknął w jego stronę. - To mój przyjaciel, Pascal. Spił się i zasnął po drodze. Cholera, chudy, jak patyk, a waży tonę – usiadł zmęczony przy nogach Pascala.
- Naprawdę zasnął?
- Tak – zdjął mu buty i okrył kołdrą.
- Nie rozbierzesz go?
- Żeby rano mnie zabił i oskarżył, że się do niego dobierałem? O nie. Będzie spał do rana. Idę pod prysznic. Padam na twarz.
Alain odprowadził go wzrokiem, zastanawiając się, gdzie chłopak zamierza spać. Wzruszył ramionami. Podłoga nie jest zła. Wyłączył laptopa i położył go na stoliku. Sam zajął swoje łóżko. Światło zgasi Fabrice. Popatrzył jeszcze w stronę śpiącego chłopaka. Jego długie włosy zwisały z łóżka. Twarz miał szczupłą, prawie dziecinną. „Ciekawe, czy ten długowłosy na pewno jest hetero?” - przemknęło mu przez myśl. I nie, nie był zazdrosny.
Po kilku minutach do sypialni wrócił Fabrice w piżamie. Miał jeszcze mokre włosy, które próbował wysuszyć ręcznikiem, który zaraz rzucił na krzesło, jakie zajmowała koszulka. Wyjął z szafy koc, zgasił światło i podszedł do kanapy. Położył się na niej i podgiął nogi. Może jakoś zaśnie.
Alain obserwował go chwilę, na ile pozwoliła ciemność. Miał ochotę się śmiać, widząc, jak chłopak próbuje ułożyć się na krótkim meblu. Zamknął oczy, a na ustach nadal miał uśmiech.
- Suń się – usłyszał po chwili. Podniósł powieki.
- Co?
- Zmieścimy się obaj. Przesuń się – rzekł Fabrice.
- Zwariowałeś?
- No, co? Spaliśmy razem w samochodzie. Nie zgwałciłem cię, więc teraz też twoja cnota jest bezpieczna.
- Ale...
- Ta kanapa jest mała. Jutro będzie mnie wszystko bolało.
- Idź do niego – coś go ukłuło w piersi na myśl, że miałby zobaczyć go śpiącego z innym chłopakiem.
- Obudzi się i będzie po mnie. Zlituj się nad potrzebującym.
Wiedział, że będzie tego żałował. Przysunął się do ściany, robiąc mu miejsce.
- Wiedziałem, że ulitujesz się nade mną – Fabrice ochoczo uniósł kołdrę i położył się obok, twarzą do Alaina. Jednoosobowe łóżko sprawiło, że obaj leżeli bardzo blisko siebie.
Alain wstrzymał oddech. Od Fabiego biło ciepło, a w nozdrza wpadł jego zapach. Zapach mydła i skóry. Taki czysty, nie zmącony perfumami. Przełknął ślinę.
- I drugą noc pod rząd śpimy razem. Dlaczego jesteś taki sztywny?
- Co? Nie jestem sztywny – Alain chciał się odsunąć, ale napotkał przeszkodę w postaci ściany. Jeszcze nie był, ale tego chłopak nie musiał wiedzieć.
- Ja nie mówiłem o tym, o czym ty pomyślałeś – szepnął mu do ucha, owiewając je gorącym oddechem.
- Móg... mógłbyś już spać?
- Mógłbym, ale nie mogę zasnąć bez „dobranoc”.
- To dobranoc.
Fabrice westchnął i musiał sam sobie wziąć to, czego chciał.
- Jesteś mało domyślny – położył mu rękę z tyłu głowy i pocałował. Szybko, krótko, ale tak, że im obu krew zaczęła szybciej krążyć.
Pocałował go. Marzył o tym od wielu godzin. O tych miękkich ustach. Tylko, że teraz niezbyt odpowiednio to na niego działało w połączeniu z zapachem. To nie był dobry czas na to. Nie byli sami. Nie był go pewien. Może to tylko zabawa. Odsunął biodra, które znalazły się zbyt blisko strategicznych miejsc Chartiera i przerwał pocałunek.
- To ci wystarczy. Podobno byłeś śpiący.
- Masz rację – gdyby nie był zmęczony, a obok nie spał Pascal, mógłby się nie powstrzymać przed uwiedzeniem Alaina. Niestety, senność wygrała z pożądaniem. Odwrócił się do niego plecami i prawie natychmiast zasnął. On tak, ale Alain czuł, że to będzie dla niego ciężka noc. Jego ciało reagowało na tą bliskość. Poprzedniej nocy tak nie było, ale dzisiaj, kiedy sam z siebie, z naturalnej potrzeby miał ochotę na coś więcej, uspokojenie ciała było trudne. Tak, miał takie chęci często. Dawno już się nie zaspokajał, a ten zapach... Westchnął ciężko i wpatrzył się w zarys sylwetki Fabiego. Tak, to będzie bardzo długa i bezsenna noc.

***

Obudził się pierwszy. W pokoju już było widno, więc słońce musiało wstać kilka godzin temu. Przeciągnął się i trafił ręką na osobę obok. Zaintrygowany popatrzył na bok i przypomniał sobie, komu wszedł do łóżka. Położył się na prawym boku i podparł głowę na dłoni. Alain spokojnie spał, nie wiedząc, że jest obserwowany. Mógł mu się uważnie przyjrzeć. Z bliska widział dwudniowy zarost chłopaka, aż go ciarki przeszły na myśl o tym, jak drapałby go nim przy całowaniu. Pogłaskał go po nim kostkami palców i przygryzł wargę. Dzielenie pokoju z tym chłopakiem nie będzie takie złe. Alain był śliczny i seksowny. Musi go tylko jakoś rozruszać. Chciałby go zobaczyć w towarzystwie innych ludzi. Nagle w głowie zaświtał mu plan. Pod koniec tygodnia były urodziny Oliviera, szykowała się wielka balanga. Przyjaciel wynajął klub na ten wieczór. Cóż, pieniędzy mu nie brakowało. Zabierze tam Alaina. Wiedział, że chłopak będzie się opierał, ale i tak postawi na swoim.
- Pójdziesz ze mną, prawda? - odsunął mu kosmyk włosów. Obrysował palcem szczękę, usta, które zaczęły go kusić. – Zobaczymy, na co cię stać. Będziesz potrafił się zmienić?
- Jak będziesz chciał się posunąć dalej, to mów, wyjdę – dobiegł go głos z drugiego łóżka.
Fabrice obejrzał się. Pascal siedział na pościeli i patrzył na niego.
- Wyglądasz strasznie.
- Dzięki za komplement. A ty nie dobieraj się do niego w mojej obecności. Łeb mnie boli. Masz jakieś prochy? - podrapał się po rozwichrzonej fryzurze. - Zdycham.
- Zaraz ci przyniosę – z żalem pożegnał łóżko Alaina i wstał. - Czemu zamykasz oczy? - popatrzył na przyjaciela.
- Na wszelki wypadek, gdyby ci stał. Nie chcę tego widzieć.
Fabrice podszedł do niego i walnął go w głowę.
- Au.
- Głupi jesteś. Na dodatek śmierdzisz. W ogóle cały ten pokój śmierdzi przetrawionym alkoholem – otworzył okno, wpuszczając do środka świeże powietrze. Kątem oka zobaczył, że Alain się budzi. I uroczo przeciąga. Czy on znów pomyślał o nim, że chłopak coś robi „uroczo”? Ich oczy skrzyżowały się ze sobą. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.
Jeden nie znał myśli drugiego i Alain był za to wdzięczny losowi, że ludzie nie mogą czytać w umysłach innych. Teraz miał w głowie tylko jedną myśl: „spał ze mną, był tak blisko, myślałem, że zwariuję. Pół nocy byłem taki twardy”. Usnął chyba koło trzeciej rano. I nie to, że tylko podniecenie nie pozwalało mu spać. Po prostu cieszył się, że Fabi jest tak blisko i już nie chce go wyrzucić z pokoju.
- Mogę wziąć prysznic? - ciszę przerwał Pascal.
- Możesz. Poznajcie się. Ten na kacu to Pascal, a ten, co się wyleguje, Alain – przedstawił ich sobie. - Przygotuję ci jakieś ubranie. I dam ręcznik. Mama chyba je trzyma na korytarzu w szafie – wymruczał do siebie Chartier i wyszedł, zamykając drzwi z trzaskiem.
- Kurwa, ciszej – Pascal się skrzywił. - Na co dzień jestem w lepszym stanie – puścił oczko Alainowi.
- Domyślam się – usiadł po turecku i uśmiechnął się. Miał nadzieję, że chłopak nie widział, jak spał z Fabricem. Ta, nadzieja matką głupich. Pomiędzy chłopakami nastała niezręczna cisza.
Do pokoju wrócił Fabi z kąpielowym ręcznikiem i kupką ubrań. Za nim wpadła uradowana Nelly i od razu wskoczyła na łóżko Lavella, usiłując go pocałować. Chłopak się roześmiał.
- Nelly, zostaw.
Fabrice zagapił się niego. Złapał się na tym, że jest o suczkę zazdrosny. To on powinien teraz być dotykany przez niego i być powodem wywołania tego dźwięcznego śmiechu.
- To dla mnie? - Pascal stanął przed nim i wyciągnął rękę po rzeczy.
- Masz, a jak skończysz, to zejdź na dół. Nelly, zachowuj się – powiedział do psa i sam zajął się szukaniem ubrań na dzisiejszy dzień.
- Nasze wieczorne bieganie nadal aktualne? - zapytał Alain.
- Tak – trzymając T-shirt w dłoni, zdjął bluzkę od piżamy. Z nagim torsem przeszedł się po pokoju. - Dlaczego pytasz?
Alain widział jego ciało. Było jasne i takie gładkie. Lubił chłopaków bez włosów na piersi. Wiedział, że Fabrice o coś go zapytał, ale nie miał zielonego pojęcia, o co chodziło. Klatka piersiowa, niczym magnes, przyciągała jego wzrok.
Fabrice widział to. Chłopak patrzył na niego i to tak, jak patrzy ktoś wygłodniały na ciastko z bitą śmietaną. Prawdopodobnie on wyglądał podobnie, co rano, przez ostatni okres obserwując, jak się Lavelle ubierał. Zawsze wtedy udawał, że śpi, a chłopak nie raz przebierał się w pokoju. Szkoda tylko, że bielizny w nim nie zmieniał. Uśmiechnął się pod nosem i założył koszulkę, zasłaniając tors.
- Pytałem o coś.
- O co? - Alain zawiedziony zakończeniem striptizu przesunął wzrok na twarz chłopaka i poczerwieniał. Cholera, on widział, jak na niego patrzy.
- Już nic – sięgnął za gumkę od spodni. Trochę żałował, że wczoraj po kąpieli ubrał się w nową bieliznę. Ciekawiła go reakcja współlokatora, gdyby był teraz bez niej. Chociaż teraz i tak nie patrzył na niego, tylko na psa. Wzruszył ramionami i po ubraniu się wyszedł z pokoju.
Alain został sam, nie licząc Nelly, i dopiero wtedy wstał. Nadal czuł pieczenie policzków, ale, na całe szczęście, mniejsze niż wcześniej. I bardziej zawstydziło go nie ciało Fabrice, ale to, że widział, jak go obserwuje.
- Nelly, twój pan przyłapał mnie na gorącym uczynku. Nie chciałem, żeby wiedział, jak na niego reaguję. Wiesz, – przysiadł przy niej – on mi się naprawdę zaczął podobać. Kiedy nie krzyczy, że mnie tu nie chce lub nie obraża w żaden sposób, wydaje się taki normalny. Tylko ja na takiej normalności się przejechałem. Muszę uważać. Tylko to trudne, kiedy mnie całuje – zamyślił się, a suczka trąciła go nosem w rękę. – Tak, masz rację, pora się ubrać i coś zjeść. Pewnie państwo Chartier cię wyprowadzili na spacer, zanim pojechali do pracy, ale po śniadaniu pójdziemy razem – pies zamachał ogonem z radości.

***

- Chciałbym wiedzieć jedno w związku z tobą i twoim współlokatorem – zaczął Pascal, będąc już w kuchni wraz z Fabricem. Wyglądał i pachniał zdecydowanie lepiej. – Czy to, co zobaczyłem rano coś znaczy?
- To zależy, o czym mówisz – wrzucił tosty do opiekacza.
- Sytuacja w łóżku. Gładziłeś go po twarzy i coś mówiłeś. Wyglądało, jakbyście byli kochankami.
- Nie jesteśmy, jeżeli jesteś tego ciekaw. Co pijesz?
- Kawę. Czarną, jak smoła.
Fabrice sięgnął do szafki z kubkami. Mama zawsze zaparzała kawę w filiżankach, lecz on wolał kubki.
- Czy on jest gejem? I co się stało, że tak nagle z dnia na dzień zmieniłeś do niego nastawienie? Jakiś czas temu warczałeś, że jesteś zmuszony dzielić z nim pokój – włączył czajnik elektryczny, do którego wcześniej nalał wody. Czuł się w tym domu, jak u siebie.
- Nie jestem upoważniony mówić o jego preferencjach, ale tak, dużo się zmieniło. Powiedzmy, że w jakiś sposób się dogadaliśmy – Fabi nasypał po łyżeczce kawy do każdego z naczyń. Nie lubił ekspresów.
- Widać dużo, gdyż robisz i jemu kawę. I dosyp i drugą łyżeczkę, nie piję lury.
Dopiero wtedy Fabrice spostrzegł, że przygotowywał trzy kawy, a nie dwie. Przez te kilka dni zdążył zauważyć, że Alain lubił rano kawę i zawsze dolewał do niej śmietanki. A to z kolei upewniło go, że bardzo uważnie musiał chłopaka obserwować.
- Jak robię nam, to i jemu też. Zaraz zejdzie. A ty jak się czujesz? – woda się zagotowała, więc wziął czajnik i powoli zalewał zmielone ziarna czarnego napoju.
- Nijak. Po prostu muszę pogodzić się z myślą, że moi rodzice zdradzają się wzajemnie – usiadł przy stole. - Ale i tak z nimi pogadam. Dzięki – powiedział, kiedy pojawił się przed nim zbawienny napój.
W tym czasie w kuchni pojawił się Alain, a przy nim plątała się Nelly. Chłopak zauważywszy, że i dla niego jest gotowe śniadanie, uśmiechnął się na ten drobny gest. Potraktował to, jako miły akcent rozpoczętego dnia.
- Zjem i spadam. Robię dziś na drugą zmianę – powiedział Pascal. - Na szczęście na imprezę urodzinową Oliviera dali mi wolne. Takiej okazji nie przegapię – ugryzł tosta.
- Oli nigdy by ci nie wybaczył, gdyby cię nie było – rzekł Fabrice. Wciąż zastanawiał się, jak zaciągnąć tam Alaina. Przecież nie powie, że to randka. Nie są razem. Zmieniło się jego nastawienie do chłopaka, ale nie zamierza prosić go o chodzenie. Zwyczajnie chce go trochę wprowadzić w świat. Przecież nie można życia spędzić w książkach. Pokaże mu, co traci.
- Nie odzywałby się do mnie przez kilka tygodni. Czasami zachowuje się, jak baba. Uciekam. Dzięki za śniadanie i za dotrzymanie towarzystwa wczoraj oraz przenocowanie – wstał, dopijając kawę i jedząc w międzyczasie.
- Ale zjedz, jak człowiek – Fabrice popatrzył na niego karcącym wzrokiem.
- Nie mam czasu. I nie zachowuj się jak... matka – odstawił kubek do zlewu.
- Mam u ciebie samochód. Wezwę taksówkę i pojedziemy razem.
- Piłeś wczoraj, nie powinieneś jechać – wyszedł na przedpokój.
- Pascal, ja wczoraj wypiłem dwa piwa, to ty postanowiłeś wypić cały zapas alkoholu w tym mieście.
- I będziesz mi to wypominał wiecznie – Pascal ubrał buty. - I po co taksówka? Pojedziemy autobusem.
- Nie jeżdżę autobusami. Wiesz o tym. Ten tłok, pot – wyjął telefon. – Alain, wrócę z powrotem za godzinkę – zajrzał go kuchni.
- W porządku. Ja wyjdę z Nelly na spacer – słuchając ich miał wrażenie, że ci dwaj są jak stare małżeństwo. Czy tak się zachowują dobrzy przyjaciele? Nie wiedział. A może Fabrice coś czuł do tego Pascala? Jak miał się o tym dowiedzieć? Zapytać wprost?
- Wychodzimy i biorę swoje klucze. Zamknij dom, jak będziesz wychodził – Fabrice wpadł jeszcze do kuchni i porwał swojego niedojedzonego tosta. Jak on nienawidził jeść w biegu.
- Zamknę – musiał sam posprzątać po niedokończonym śniadaniu.

***

- I powiedziała mi, że jestem idiotą – gestykulował Cedric.
- Czyli z twojego romansu nici? - zapytał Alain. Obaj siedzieli przy okrągłym stoliku w ogrodzie. Słońce przypiekało, więc rozłożyli ogrodowy parasol, który trochę się przekrzywiał.
- Jakie nici? Jeszcze się do mnie przekona. Jak byliśmy nad jeziorem, nie narzekała na moje towarzystwo – puścił mu oczko.
- Czyli to tak daleko zaszło? – jakoś niezręcznie się czuł, słysząc, że jego przyjaciel uprawia seks.
- Daleko. A ty?
- Co ja?
- Wiesz, o co mi chodzi – Cedric podniósł lewą brew.
- Nie mów, że interesuje cię życie seksualne geja.
- Nie geja, tylko twoje. Nadal sam?
- Mówisz tak, jakbym codziennie poznawał nowych facetów – bawił się swoją mp3.
- To dlatego, że zaszyłeś się w swojej skorupie. I siedzisz ciągle w domu.
- Cedric, nie praw mi morałów. Jak ci to przeszkadza, że tak siedzimy, to nie zmuszam cię do tego – zdenerwował się.
- Ej, spokojnie – wyciągnął się i poklepał go po kolanie. - Po prostu chcę, byś też miał kogoś. A siedzieć z tobą mogę nawet w piwnicy.
- Czemu akurat w piwnicy?
- Tak mi się powiedziało – Cedric wzruszył ramionami. - Ale dobra, zmieńmy temat. Dostałem odpowiedź z tego uniwersytetu, co ci mówiłem.
- I?
- Przyjęli mnie. Także za kilka tygodni wynoszę się z domu do akademika. Ach, już czuję te wspaniałe chwile wolności.
- Zamierzasz się tam uczyć czy bawić?
- Jedno nie wyklucza drugiego – wyszczerzył się. - A ty?
- Ja nawet nie wiem, co chcę robić – zapatrzył się na dom sąsiada.
- Znajdziesz powołanie. A ten twój współlokator co robi?
- Nie wiem. Nie pytałem.
- Nadal nie gadacie ze sobą? Stary, jak wciąż cię źle traktuje, to na twoim miejscu zapytałbym dokładnie, o co mu chodzi lub pogadał siłą pięści – pokazał zaciśniętą pięść.
- Przeciwnie, jest w porządku. Nie idealnie, ale powoli się dogadujemy – uśmiechnął się. Nie zamierzał nic więcej zdradzać. Zanim Cedric przyjechał, chciał mu wszystko powiedzieć, ale wolał tego nie robić, wiedząc, że relacje z Fabim są zbudowane na cienkim gruncie i wszystko może jeszcze się zawalić.
- To spoko. To on?
- Kto?
- Ten chłopak, który tu idzie – Cedric siedział przodem do wejścia do ogrodu i pierwszy zauważył idącą ku nim postać.
Alain obejrzał się i serce mu mocniej zabiło. Fabrice był bez koszulki, w samych szortach.
- Nie było cię dłużej niż mówiłeś - zagadał do niego.
- Wpadłem jeszcze na małe zakupy i do Oliviera. Przedstawisz nas? – był ciekaw, kim był ten blondyn. I czemu trzymał rękę na kolanie Alaina?
- A tak. To mój przyjaciel z dzieciństwa, Cedric. Ostatnio ponownie odnawiamy kontakty. Cedric, poznaj Fabrica, mojego... – urwał, nie wiedząc, jak go przedstawić.
- Nowego znajomego – dokończył za niego Fabi. – Słuchajcie, dzwoniła mama i prosiła, bym skosił trawnik, więc się wam tu trochę potłukę.
- Spoko – Cedric wzruszył ramionami.
- Pomóc ci? - zapytał Alain. Starał się patrzeć mu w oczy, a nie na tors.
- Masz gościa. Zresztą, to mały ogródek, poradzę sobie – poczuł się lepiej, kiedy wiedział, że ten blondas nie jest kimś, kto startuje do serca Alaina. Zwyczajnie stary przyjaciel. Chociaż nie powinno go to obchodzić. - No to idę po kosiarkę – wskazał na garaż.
- Dobra.
Cedric cały czas obserwował przyjaciela i tego białowłosego typka. Widział błysk w oczach Alaina, kiedy ten patrzył na Fabrica. Zmarszczył brwi. Czyżby?
- Wygląda mi na normalnego, a nie jakiegoś zimnego typka – powiedział Cedric.
- Jest normalny, jak nie przebija przez niego egoizm i to coś, co powitało mnie w tym domu.
- Podoba ci się – stwierdził.
- Nie, tak, ni... Tak. Od początku mi się podobał – nie było po co okłamywać przyjaciela.
- On wie, że ty masz pewne upodobania...
- Wie – uśmiechnął się na wspomnienie, w jaki sposób się dowiedział. Spuścił na chwilę wzrok i to Cedricowi wystarczyło.
- Ja cię kręcę, on też jest gejem? I coś między wami zaszło. A mówiłeś, że...
- Cicho. Nic nie zaszło. Pocałował mnie i tyle. Ale to dłuższa historia i nie chcesz jej słuchać.
- Tyle mi wystarczy – wstał. W tle zawarczała kosiarka. - Przypomniałem sobie o czymś – zostawi ich samych. Nie ma to, jak wspólne koszenie trawnika.
- Już?
- Pomóż mu. Zdzwonimy się.
Alain już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale przyjaciel pomachał mu na pożegnanie i wybiegł za ogrodzenie. Przyglądał się chwilę, jak postać Cedrica znika za domem sąsiadów, a potem przeniósł wzrok na Fabrica. Chłopak prowadził kosiarkę, a słońce pieściło jego skórę, pod którą grały mięśnie. Wstał i przestawił z trawy meble ogrodowe pod sam dom, od czasu do czasu zerkając na Fabiego. Czuł jakieś dziwne szczęście. Coś, czego nie znał. I podobało mu się ono. To ciepło wkradające się do serca, przyspieszające jego bicie.
- Co się tak uśmiechasz?
Alain podskoczył zaskoczony głosem Fabiego tuż obok siebie. Był taki zaaferowany myślami, że nie słyszał, jak kosiarka zgasła.
- Nic. Po prostu... Fajny dzień.
- Przyjaciel już poszedł?
- Tak. Mogę pomóc ci w koszeniu.
- Dobrze, ale najpierw chcę ciebie zapytać, czy wybierzesz się ze mną na urodziny Oliviera?
- Jako kto? Po co ja na imprezie u twego kumpla? - zmieszał się. Podrapał się po karku.
- Chcę, byś ze mną poszedł. Rozerwiesz się. Naprawdę będzie fajnie – dotknął jego przedramienia i już mu tam ręka została. Patrzył mu głęboko w oczy. Miał ochotę go pocałować, ale za dużo okien mogło mieć oczy, więc się powstrzymał.
Skóra parzyła go żywym ogniem w miejscu, gdzie spoczywała dłoń Chartiera. Wstrzymał oddech. Nie potrafił się ruszyć. Tylko patrzył w te jasne oczy.
- Ale jako kto mam z tobą iść?
- Jako znajomy. No, zgódź się.
Znajomy. Mógł się tego spodziewać, ale z drugiej strony przecież nie byli razem, a Fabrice, tak jak i on, nadal żył w ukryciu.
- Muszę się zastanowić. Kiedy te urodziny?
- Za tydzień, chyba trzeciego sierpnia – odpowiedział Fabrice i zabrał rękę. Dobre i to. Obiecał się zastanowić.
- Wtedy ja... - urwał.
- Co ty? - zaciekawił się.
- Ja... Powiem ci jutro, jaką podjąłem decyzję.
- Alain, to nie jest trudne. Na balangi się chodzi. Super będzie. To wracam do koszenia. Skoszę tam, a ty z drugiej strony. Potem jeszcze pójdę za garaż. Ok? - uśmiechnął się promiennie.
- Ja przyniosę coś do picia – wszedł do domu. Do ogrodu było wejście z pokoju dziennego. Miał powiedzieć, że trzeciego są również i jego urodziny. Ale po co? Spędzi je sam lub na tej imprezie. Może dobrze byłoby iść. Nie wiedział, był rozdarty, ale Fabrice i tak pójdzie, a jak dołączy do niego, to spędzą razem czas. Razem. To dobry argument. Nie powinno być tak źle. Poza tym zna Oliviera i Charlotte. Widział ich już parę razy, gdy tu byli. I będzie też ten Pascal. Wrócił do ogrodu. Fabrice właśnie dolewał paliwa. - Ale powiedz mi, co mam kupić na prezent? – zapytał, kiedy podszedł do niego.
Fabrice podniósł głowę i omal nie wylał paliwa na trawę.
- Szyba decyzja. To mi się podoba. A na prezent coś wymyślimy.
- Ok. To pójdę. Idę po tę... no, wodę – znów się zagapił na jego ciało. Odwrócił się na pięcie.
Fabrice uśmiechnął się w zadowoleniu. Już on mu pokaże prawdziwe życie.