Jedna łza 3
Dodane przez Aquarius dnia Maja 31 2014 14:02:30


Rozdział 3 - „Byłeś bliski, dopóki nie znałem o tobie prawdy”

***

Otworzył oczy i od razu zorientował się, że to nie jest sen. Spędził noc w tym domu. W tym pokoju, który nie był jego. A miał nadzieję, że to koszmar, z którego się obudzi. Popatrzył na stronę drugiego łóżka. Fabrice spał jak kamień. Zsunięta do pasa kołdra odsłoniła gładki tors chłopaka. Wyglądał na takiego spokojnego, a nawet miłego. Szkoda, że rzeczywistość była inna. Obejrzał sobie jego ciało. Często myślał, jak to jest wtulić się w męskie ciało. Obawiał się, że jeszcze długo tego nie doświadczy. A pewnie nigdy taki chłopak, jak ten, co spał, nie weźmie go w ramiona. Przez moment zrobiło mu się smutno, ale zaraz się pozbierał. Zerknął na zegar wiszący tuż przy drzwiach. Dochodziła siódma. Normalnie spałby jeszcze z dwie godziny, ale nie mógł. Nie mógł też wynieść się stąd z samego rana, bo obudziłby białowłosego. To zrobi później. Teraz może wstać, ubrać się i pójść pobiegać. Mieszkanie na przedmieściach w takim wypadku było dużym plusem. Przy okazji zwiedzi okolicę. Wstał, od razu zaścielając łóżko. Wyjął po cichu z szafy szorty i koszulkę na ramiączkach. Zsunął z siebie spodnie od piżamy i założył spodenki.
Fabrice zbudzony jakimiś szelestami otworzył jedno oko, chcąc zlokalizować źródło hałasu. I zrobił to. Jego niechciany gość właśnie zdejmował dół piżamy, ukazując ładne, lekko owłosione łydki i gładsze, prawie pozbawione włosów, uda. Niestety to, co powyżej ud, zostało zasłonięte przez za długą koszulkę od piżamy. Po chwili te głupie szorty też okryły... Fabrice skarcił siebie za te myśli. Co go obchodzi, co tam chłopak ma? Już miał zamiar się odwrócić na drugi bok, kiedy górna część garderoby pożegnała się z ciałem Lavella. Jego oczom przedstawiła się ładnie zbudowana klatka piersiowa Alaina, płaski brzuch, a od pępka w dół podążała cienka ścieżka włosów i chowała się pod spodniami. Prawie się oblizał na myśl, gdzie się kończyła. Ponownie powrócił do jego torsu.
- Nie jest chuchrem - pomyślał i kopnął się mentalnie w tyłek. Zły, że tak mu się przygląda i o czym myśli. Przecież go nie lubi. Odwrócił się twarzą do ściany.
Tymczasem Alain, założywszy koszulkę, spojrzał na chłopaka. Mógłby przysiąc, że czuł na sobie jego wzrok. Niemożliwe, bo ten był odwrócony do niego plecami. I dobrze, ponieważ nie chciał, żeby się na niego gapił i jeszcze śmiał się z niego. Od razu przypomniały mu się słowa z wczorajszego wieczoru: "Bo go tu, kurwa, nie chcę!". Odrzucił te smutne myśli i wziął swój telefon . Godzina na bieganie, później wróci, weźmie prysznic i znika stąd. A państwa Chartier przeprosi za swoją ucieczkę. Chociaż z drugiej strony wyjdzie na tchórza przed tym palantem. Co miał zrobić? Może świeże powietrze mu pozwoli wszystko sobie poukładać. Wyszedł z pokoju.
Wtedy Fabrice wstał i zaciekawiony, dlaczego chłopak ubrał strój sportowy, wyjrzał przez okno. Wychodziło ono na podwórko przed domem. Po jakimś czasie Alain wyszedł z domu i rozciągnął mięśnie. Po krótkiej rozgrzewce pobiegł w swoją stronę.
- A więc biegasz? A biegaj sobie. Możesz nawet nie wrócić. I kto widział, żeby wstawać o tej porze? W sumie, jak się idzie spać po dobranocce... Dzieciak - wrócił do łóżka i cały nakrył się kołdrą. W pokoju już było za widno przez dawno już wzeszłe słońce, a nie chciało mu się zasuwać rolet. Chciał spać do południa, dla niego dopiero wtedy był ranek. Nie dane było mu jednak pospać. Jego własny telefon zrobił mu pobudkę. Zawarczał.

***

Zgodnie z planem miał przebiec dziś godzinę. Tylko, że po dziesięciu minutach stracił chęć do tego. Zatrzymał się przy linii drzew i oparł o jedno. Wyłączył stoper w telefonie. Jak tak dłużej myślał o ucieczce do domu, tym bardziej był zdania, że powinien tu zostać. Głównie po to, by zrobić na złość swemu nowemu koledze. Chłopak chce się go pozbyć i dałby mu satysfakcję, opuszczając jego dom. Uśmiechnął się. Nie zrobi tego. Zniesie jego zachowanie i cięte słowa, jakimi pewnie nie raz go uraczy i nie wyjdzie na tchórza, a Fabrice będzie wściekły. Wróci teraz do tego domu, wykąpie się i zje śniadanie, a potem... potem samotnie spędzi kolejny dzień. Zawrócił.
Kiedy tylko znalazł się w domu, z kuchni dobiegł go odgłos tłuczonego szkła. Wszedł tam i zastał Amelie ostrożnie zbierającą szkło z jasnych płytek w ciemne wzory pełne kwadratów i zawijasów.
- Uważaj, nie pokalecz się.
- Spokojnie, mam wprawę - trzynastolatka większe kawałki wrzuciła do kosza, a do tych mniejszych wzięła zmiotkę i szufelkę. Mogła tak zrobić od razu, ale po co?
- Tak często sprzątasz rozbite szklanki? - Alain wziął papierowy ręcznik i starł rozlany płyn.
- Nie, aż tak często, to nie, ale wtedy, kiedy niosę coś gorącego, a nie wezmę sobie podstawki.
- Aha - teraz bez tych słuchawek i ciągłego nucenia piosenek wydała mu się bardziej spokojna. Wyrzucił papier do kosza. - Jadłaś śniadanie? Jak coś, to zrobię jakieś kanapki, jak się wykąpię.
- Nie jadam śniadań.
- Błąd, śniadanie to najważniejszy posiłek dnia.
- Taki jesteś mądry? - do kuchni wszedł Fabrice.
- Każdy to wie.
- Ty pewnie szczególnie - zlustrował go wzrokiem.
- Dlaczego? - zapytał niepewnie Alain.
- Pewnie masz tendencję do tycia i musisz takie rzeczy wiedzieć. Wiesz, co, kiedy i ile jeść oraz musisz biegać - nie to, żeby miał coś przeciw porannemu joggingowi. On chodził na siłownię. Nie po to, żeby pakować, ale aby utrzymać ładną sylwetkę.
- Biegam dla zdrowia, jeżeli to cię interesuje.
- Nie interesuje - Fabrice otworzył lodówkę, którą matka zapełniła po brzegi. Zastanawiał się, co ma zjeść.
- Zrób sobie zdjęcie i wtedy wybierz produkty - siostra zatrzasnęła mu drzwi chłodni. - Wpuszczasz ciepło. Alain, dziś chyba zjem śniadanie - chciała zrobić bratu na złość.
- To ja zaraz wrócę - miał zrobić kanapki dla nich dwoje czy dla tego chłopaka też?

***

- Co mu się tak podlizujesz, siostra?
- Fajny jest. Jakbyś popatrzył na niego pod innym kątem, to może byś to zobaczył - odpowiedziała trzynastolatka. - Nie wiem, czy wiesz, ale za tydzień jadę na obóz i wracam za trzy tygodnie.
- A co mnie to obchodzi? - znów sięgnął do lodówki.
- Masz mnie odwieźć.
- Ja? - prychnął, patrząc na nią. - Niech cię mama odwiezie albo tata.
- Oni nie mogą. Harują na nasze utrzymanie, o ile jeszcze tego nie wiesz - poprawiła swoją bluzkę.
- Gdzie mam cię odwieźć? - wyjął żółty ser i pomidory.
- Do Rion-des-Landes.
- Że co?! Gdzie? To około stu kilometrów stąd i to po prostej linii. Oszalałaś? Co to za zadupie? Nie możesz jechać pociągiem? - ponownie przyjrzał się wyjętym produktom, ale po tej wiadomości chyba stracił apetyt.
- Nie mogę, bo rodzice mi zabronili, a inni dostaną się tam też autami. Poza tym, mam kochanego brata i mi pomoże - uśmiechnęła się słodko.
- Niech będzie, przynajmniej na dzień będę miał z głowy... Wiesz, kogo.
- Poproszę go, by z nami jechał - uśmiechnęła się złowieszczo. - W drodze powrotnej będziesz miał towarzystwo.
Właśnie miał wielką ochotę zacisnąć swoje dłonie na tej delikatnej, dziewczęcej szyjce i ścisnąć z całej siły. Jeszcze czego. Nie i już. Ten chłoptaś nie pojedzie z nimi.
- Mama mówiła, żebyśmy nie pozwolili Alainowi samemu spędzać czas. Pojedzie z nami. Lubię go - mówiła dziewczyna. - Bo mama ci nie da kieszonkowego, będziesz musiał pójść do pracy i zarobić na studia, bo za nie też nie zapłaci - zagroziła.
- Mała wiedźma. Jak możesz lubić kogoś, kogo znasz od kilku godzin?
- A ty, braciszku, jak możesz nie lubić kogoś, kogo... - puściła mu oczko.
- Bardzo zabawne - przewrócił oczami. - Za godzinę będą tu moi znajomi - poinformował ją.
- No i?
- Masz nam nie przeszkadzać, mała.
- Nie jestem mała i zanim zjesz śniadanie, to pojedź do wujka po Nelly.
- Dlaczego on jej nie przywiezie? - z powrotem schował swoje śniadanie do lodówki.
- Musi zostać z bliźniakami, a są chore. To co, pojedziesz po nią?
- Pojadę - westchnął ciężko i wychodząc, w drzwiach minął się z Alainem. Nawet na niego nie spojrzał i z szafki na przedpokoju wziął kluczyki od auta. Jego przyjaciele będą tu za godzinę, to zdąży wrócić.

***

Levelle zmarszczył brwi zaskoczony takim całkowitym zignorowaniem go przez białowłosego chłopaka.
- Przeszedł obok mnie, jakbym był powietrzem. Nie wiem już, co lepsze - spojrzał na dziewczynę, która siedziała na stole i wymachiwała nogami.
- Trudno rozszyfrować, co siedzi w moim bracie. Wiem jedno, że ma dobre serce. Nie widać po nim tego, bo teraz przebija przez niego egoizm. Jakoś dawniej był inny. Jest zły, bo wtargnąłeś w jego świat, czyli do jego pokoju, który do tej pory dzielił sam ze sobą. To co zrobimy na śniadanko? Byleby nie jajka. Nienawidzę jajek.
Alain po raz pierwszy od przybycia tutaj prawdziwie się uśmiechnął i poczuł swobodnie.
- Powiedz mi, gdzie co jest, to zrobię takie kanapki, że ze smakiem zjesz, nawet jakby był na nich plasterek jajka.
Trzynastolatka naburmuszyła się i zeskoczyła na płytki.
- Spokojnie, nie będzie jajek - zaśmiał się.
- Ok. To pomogę ci.

Jakieś pół godziny później, już po śniadaniu i zmyciu naczyń, Amelie zajęła się swoimi sprawami, a on sam przeglądał regał z książkami, które zajmowały prawie całą ścianę w pokoju dziennym. Nieświadomie uśmiechał się, kiedy wpadały mu w oko tytuły, jakie zawsze chciał przeczytać. Dla niego to było rozrywką - usiąść w wygodnym fotelu, otworzyć książkę i pozwolić się wchłonąć w świat, który istniał na jej kartach. Nie potrzebował imprez, chodzenia bez celu po mieście, wyjść do kina... no, może tego ostatniego chciał, ale nie sam. Zawsze wyobrażał sobie, że idzie na seans razem ze swoim chłopakiem, lecz szybko to pragnienie w sobie tłumił. Był zbyt nudny, jak mówili w szkole, aby ktoś normalny się nim zainteresował. No dobra, ukrywał, że był gejem, ale dziewczyny też go nie chciały. Przesunął palcem po brzegu powieści o wielkiej miłości, która dała radę pokonać wszystkie przeszkody. Tak, czytał takie rzeczy. Żałował, że mówiła o uczuciu kobiety do mężczyzny, ale czasami oczami wyobraźni widział dwóch młodych mężczyzn, nie oszukując siebie, jednym zawsze był on, a drugim... jakiś aktor, piosenkarz. Miał swój ideał chłopaka pod względem charakteru: dobry, opiekuńczy, cierpliwy, o pięknym uśmiechu. O wyglądzie nigdy nie myślał, wiedząc, że i tak ludzie często zakochują się w osobach przeciwnych do tego idealnego kandydata. Wygląd dla niego nie miał znaczenia, liczyło się to, co kryło serce. Już miał wysunąć książkę z półki, kiedy warkot silnika samochodu sprawił, że zaciekawiony podszedł do okna. Nieznane mu auto zaparkowało na wjeździe, a po paru sekundach wysiadły z niego dwie osoby. Dziewczyna szybko podbiegła do chłopaka i uwiesiła mu się na szyi, całując go głęboko. Alain lekko zawstydzony spuścił wzrok na stojący na parapecie kwiat, aby po chwili zarejestrować wygrywający jakąś melodię dzwonek do drzwi. Przez chwilę miał nadzieję, że Amelie zejdzie z piętra, ale uświadomił sobie, że przy słuchawkach na uszach nic nie usłyszy. Trzynastolatka coś wspominała, że przyjadą przyjaciele Fabricia, ale sądził, że chłopak będzie wtedy w domu. Dlatego chciał wziąć książkę i poczytać w ogrodzie, żeby zejść mu z drogi. Teraz jednak drzwi musiał otworzyć on, co właśnie zrobił.
Roześmiana dziewczyna od razu spojrzała na niego z błyskiem w oku. Właściwie to przesunęła wzrokiem po całej sylwetce Alaina. Jej usta rozszerzyły się w uśmiechu. Na uszach miała ogromne kolczyki koła, a pod dolną wargą malutką, srebrną kulkę.
- O, cześć. Ty pewnie jesteś Alain?
- Tak - czyżby białowłosy mówił o nim? Pewnie, że mówił, a raczej Alain zgadywał, że żalił się na niechcianego osobnika w swoim domu. Przeniósł wzrok na stojącego za dziewczyną chłopaka. Miał duże, szare oczy i lekko fioletowe włosy, a nawet brwi. Wzrostem przewyższał zarówno dziewczynę, jak i jego.
- Cześć - obcy chłopak wyciągnął ku niemu rękę. - Jestem Olivier.
- Cześć - Alain zaskoczony miłym zachowaniem oddał uścisk dłoni. Chociaż takie zachowanie może być mylące, nie raz mu się to zdarzyło. Wiedział, że nie powinien tak osądzać wszystkich, lecz to było silniejsze od niego.
- Jesteśmy znajomymi Fabricia. Jest w domu? - dziewczyna uśmiechnęła się.
- Nie ma, ale niedługo będzie - Amelie zeszła ze schodów. - Pojechał po Nelly.
Alain przepuścił parę i zamknął za nimi drzwi. Nie był pewien, co miał robić. Zaprosił ich więc do kuchni i zaproponował coś do picia. Czuł się lepiej, gdy nastolatka mu również towarzyszyła. Zrobił Charlotte kawę z kardamonem, którą po pierwszym łyku zachwalała, a Olivierowi podał sok pomarańczowy.
- Ładniutki jesteś - Charlotte nie wstydziła się komentować czyjegoś wyglądu, a i jej chłopak nie był zazdrosny. Wiedział, że go kocha. Planowali też wspólną przyszłość. Siedziała przy stole i mieszała kawę.
Alain nie wiedział, co odpowiedzieć poza cichym „dziękuję”. Sobie nalał wody, głównie dlatego, że nie miał co zrobić z rękoma, a tak, to przynajmniej trzymał szklankę. Popatrzył na nich.
- Może wybrałbyś się z nami wieczorem na imprezę? Nasz znajomy organizuje. Jego starzy wyjechali - powiedział Olivier. Stał oparty o szafkę tuż przy zlewozmywaku. Widać, że czuł się tutaj, jak w domu.
- Ja... raczej... - zająknął się. Mógł wyjść do pizzerii, kina, ale na imprezę nie. Był kilka razy i stał pod ścianą. Jego niby znajomi zabrali go i zostawili. Wszyscy wokół byli pijani, zaczepiali go, śmiali się z niego, że nie pije, że jest dziwakiem, bo on nie pije, nie pali, że pochodzi z innej planety... Teraz też wolał nie iść. Tylko nie wiedział, jak odmówić.
Nagle do kuchni wpadł duży Golden Retriever, od razu opierając się przednimi łapami o klatkę piersiową Alaina, zaskakując go przy tym. Serce mu mocniej zabiło, ale zaraz wyciągnął wolną rękę i pogłaskał psa po kremowej, lekko falującej sierści. Zadowolony pies zamachał radośnie ogonem.
- Nelly, co ty... - do kuchni wpadł Fabrice i zastał swoją ulubienicę wniebowziętą, że ten obcy pan ją głaszcze. Nelly, mimo że przyjazna dla ludzi, nie była tak ufna w stosunku do obcych, a tego chłopaka widziała pierwszy raz i zachowywała się tak, jakby znała go od zawsze. Podobno psy wyczuwają dobre i wartościowe osoby.
- To ty jesteś Nelly? - zapytał psa Alain i kucnął, bardziej tarmosząc sierść suki, która była bardzo rada z tych pieszczot. Machała ogonem na wszystkie strony i radośnie popiskiwała. - Śliczna jesteś - kochał psy i zawsze chciał jakiegoś mieć, ale rodzice nigdy się na to nie zgodzili.
Fabrice patrzył na tą czułą scenkę z zaskoczeniem. Przynajmniej młodziak lubił psy.
- Widzisz, poznała się na nim szybciej niż ty - szepnęła mu do ucha siostra, przez co musiała wspiąć się na palce i wyszła, zanim ją uderzył.

***

- On jest fajniutki - Charlotte klapnęła na kanapę, kiedy cała trójka weszła do pokoju Fabricia. - Nie rozumiem, czego ty od niego chcesz. Jest nieśmiały, ale niezłe z niego ciacho.
- Nie jesteś zazdrosny, jak Lotte tak mówi o innym? - Fabrice zapytał jej chłopaka.
- Nie mów do mnie Lotte - oburzyła się dziewczyna.
- Ufam jej. Wiem, że mnie kocha, a poza tym ma oczy. Widzi, jak facet jest przystojny. Nie zabraniam jej patrzeć. I ma rację, co do twego współlokatora, on jest spoko. Zaprosiłem go do Thomasa - rozsiadł się wygodnie na obrotowym krześle tuż przy biurku.
- Co zrobiłeś? Sądzisz, że pójdzie? - Fabrice sięgnął do zamykanej półki przy szafie po filmy, jakie miał im pożyczyć. Kupował je od lat i miał ich bardzo duży zapas. Zastanawiał się, gdzie podziały się niektóre z nich.
- Sam mówiłeś, że twoja stara chce, abyś go gdzieś wyciągnął. Imprezka jest dobra.
- Ale, Oli, ja nie mam zamiaru opiekować się nim. Chcę się zabawić. Zabawić - powtórzył. - Rozumiesz, co to znaczy?
- Pewnie lecisz na tego Xaviera. Sądzisz, że da ci się przelecieć? - zapytała dziewczyna, rozglądając się wokół. Zjadłaby orzeszków. Czasami Fabi miał jedno opakowanie w pokoju.
- Nie chcę go przelecieć. Chcę się z nim umówić. Podoba mi się i nie chcę, by ten... Alain to zobaczył. Jeszcze ucieknie z krzykiem, że mieszka z pedałem - wyjął kilka płyt i podał przyjacielowi. - Z drugiej strony, w ten sposób pozbyłbym się go - zamyślił się przez chwilę.
- Nie wierzę, że tego nie widzisz - Lotte podeszła do swego chłopaka i zabrała mu filmy, które powoli przejrzała, przy okazji rzucając okiem na opisy.
- Czego znowu? Co ci się uroiło w tej rudej głowie? - Fabrice czasami miał dość jej pomysłów. Nie raz niewiele z tego rozumiał. Cieszył się, że faceci są mniej skomplikowani od kobiet.
- Jak to, czego? On jest w twoim typie. Pamiętam, jak opisywałeś mi swój ideał.
- To było ze dwa lata temu i wcale nie jest w moim typie. Bierzecie te filmy, czy dać wam inne? - skrzyżował ręce na piersi.
- Tych nie widzieliśmy. Co z tego, że dwa lata temu?
- Nawet, jakby pod względem wyglądu przypominał mi ideał, to po pierwsze, - zaczął wyliczać białowłosy - jest nieśmiały, a nie mam zamiaru żyć z takim w celibacie i czekać, aż jaśnie pan pozwoli na coś...
- Pfi - prychnęła dziewczyna. - Nieśmiali w łóżku są super słodcy, a jak się nakręcą, to potrafią być gorący. No, Oli, nie patrz tak, Diane mi mówiła, jak to było z jej chłopakiem. Przecież wiesz, że byłeś pierwszym i jedynym - cmoknęła w czubek nosa swoją miłość, wcześniej wspinając się na palce. Była od niego niższa o dwadzieścia centymetrów.
- Po drugie, - Fabrice ponowił swoją wyliczankę zirytowany, że mu przerwała - nie lubię go, po trzecie, najprawdopodobniej nie jest gejem...
- A skąd możesz to wiedzieć? Twój gej radar właściwie nie działa - ponownie mu przerwała. - Ty byś nie rozpoznał geja, nawet jakby miał na sobie tęczową flagę i wielki napis...
- Dobra, stop, zaraz zaczniecie się kłócić - przerwał im Olivier. Znał ich na wylot i wiedział, że od czegoś takiego się zaczynały ich kłótnie. - To co, idziemy na miasto? Pascal nam będzie zazdrościł. Niech siedzi w tej swojej pracy.
- On ma ambicje zawodowe, chce sam zarobić na siebie, a my mamy ambicje, aby się bawić - Charlotte schowała płyty do torebki, która była tak duża, że mogła śmiało pomieścić kilka książek, mały stosik gazet i jeszcze miejsca by zostało na inne kobiece drobiazgi.
Zeszli na dół. Alain i Nelly nadal przebywali w kuchni obecnie wraz z Amelie, która pokazywała chłopakowi kilka sztuczek, jakie potrafiła zrobić suczka.
- Alain, miło było cię poznać - Charlotte wyciągnęła do niego rękę, ale nie puściła jej zaraz po uścisku. - Idziemy połazić po mieście. Zjemy pizzę, zobaczymy, co grają w kinie, chodź z nami.
- Właśnie, idź. Nelly potrzebuje spaceru, to pójdziecie do parku - uśmiechnęła się trzynastolatka.
Alain, nie wiedzieć czemu, popatrzył na Fabricia i na jego ustach ujrzał kpiący uśmieszek. Cóż, do parku z psem może iść. Białowłosy pewnie tego nie chce, ale on zrobi mu na przekór. Miał trzymać się od niego z daleka, ale nie zrobi tego. Chłopak go osądził, nie poznając go, a on chciał, żeby jakoś go zaakceptował. Mieszkanie z kimś pod jednym dachem i do tego w jednym pokoju nie jest łatwe, kiedy ten ktoś tobą gardzi. Dobrze, że Fabrice nie wie, że jest gejem. Wtedy na pewno by go stąd wyrzucił, nie patrząc na swych rodziców.
- W sumie czemu nie. Ale tylko do parku.
- Ok, jak chcesz. Fabrice, gdzie Nelly ma smycz? - zapytała Lotte.
- Ta nowa pewnie została u wujka - podrapał się po karku. - Amelie, przynieś tą starą.
- A dlaczego twój pies był u wujka? - zaciekawił się Olivier.
- Dotrzymywała towarzystwa moim sześcioletnim kuzynom - cały czas patrzył na Alaina drapiącego po uchu psa. - Lubi tam być.
- Trzymaj - Amelie podała mu zielono-czerwoną smycz.
Fabrice podszedł do zainteresowanych wyłącznie sobą, człowieka i psa. Ukucnął i przypiął smycz do obroży. Robiąc to, przypadkiem dotknął palców Alaina. Między nimi przebiegła iskra wyładowania elektrycznego. Obaj popatrzyli na siebie i zabrali ręce, które były blisko siebie. Za blisko. Alainowi serce zbiło szybciej i nie wiedział, czemu, a Chartier natychmiast podniósł się i przyciągnął psa do siebie.
- Nelly, idziemy na spacer.
- Mogę ją poprowadzić? - zapytał Alain, spoglądając mu w oczy i tylko on wiedział, ile to go kosztowało. I dlaczego jego serce tak szybko bije? Pewnie ze strachu. Przecież to było tylko przypadkowe dotknięcie, więc to na pewno nie z tego powodu i tego prądu... Co to w ogóle było?
- Pewnie, że możesz - Charlotta wyjęła smycz z dłoni przyjaciela i podała nowo poznanemu chłopakowi. - To ruszajmy cztery litery, bo do jutra tam nie dotrzemy.
- Kochanie, to tylko dziesięć minut drogi stąd. Nie idziemy do centrum - Olivier objął ją i wyprowadził z kuchni.
Nelly, ciągnąc za sobą Alaina, wybiegła uradowana za parą. Natomiast Fabrice z niewyraźną miną, że nie jest głównym obiektem zainteresowania swego psa, powlókł się za nimi.

W parku, nieczęsto odwiedzanym przed południem przez ludzi, spacerowało tylko kilka osób, głównie starszych. Trzech chłopaków, dziewczyna i skaczący wokół nich pies szli alejką pomiędzy starymi drzewami Buków Płaczących, których korony rzucały wokół gęsty cień. Charlotte bez przerwy mówiła, nie dopuszczając nikogo do głosu. Przy rzędzie ławek usiadła na kolanach swojego chłopaka i popatrzyła na Alaina, który był jakiś przygaszony. Wydawało jej się, że widzi błysk w jego oku, kiedy zgodził się wyjść.
- Alain, masz rodzeństwo?
Lavelle uklęknął na trawie przy psie. Miał spodnie nad kolan, także nie bał się, że zazieleni ubranie.
- Jestem jedynakiem - próbował odsunąć od siebie pysk Nelly, która usilnie starała się go pocałować.
- Nie brak ci rodzeństwa? - dopytywała dziewczyna.
- Myszko, znów przeprowadzasz jakiś wywiad? - odezwał się Olivier. - Nie męcz go.
- Nie ma sprawy, to nie są pytania, na które nie mogę odpowiedzieć. Nie wiem, jak to jest mieć rodzeństwo, więc za tym nie tęsknię.
- Mogę ci pożyczyć kogoś z mojej rodzinki. Mam trzy starsze siostry. Dwóch braci, też starszych i już żonatych oraz sześcioletnią siostrę - mówiła dziewczyna.
- Fajnie jest mieć tak dużą rodzinę? - zastanawiał się, dlaczego Fabrice dziwnie na niego patrzy. Tak, jakby mu coś zabrał.
- Na każde święta mam ruch w domu taki, że po tym marzę tylko o wyciszeniu się przy dobrym filmie - zaśmiała się. - Ale fajnie jest, wesoło.
Fabrice nie przysłuchiwał się tej krótkiej rozmowie, ponieważ coraz bardziej zaczynało w nim wrzeć. Na spacerach Nelly zawsze bawiła się z nim, a teraz stał się dla suczki niewidzialną osobą. Co ten chłoptaś miał w sobie, że jego rodzice, siostra, a nawet Lotta, nie licząc już psa, tak się nim interesowali, pomagali? Nie dość, że zabrał mu wolną przestrzeń, zmusza go w domu do ukrywania swej seksualności, czego coraz bardziej ma dość w swoim życiu, to teraz kradnie mu psa. Niezupełnie kradnie, ale on tak to odczuł. Podszedł do Alaina.
- To mój pies. Daj mi smycz.
- Słucham? - wstał, otrzepując z trawy kolana.
- Głuchy jesteś? Nie wiedziałem. Będę mówił głośniej. Daj mi smycz. Nelly to mój pies, nie twój.
- Przecież wiem.
- Wiesz? To dlaczego wciąż siedzi przy tobie, a ty ją miziasz, jakby była twoja?
- A co, miałbym ciebie miziać? - zarumienił się, kiedy dotarło do niego, co powiedział.
Fabricia na moment zatkało, a pozostała dwójka wstrzymała oddech.
- Posłuchaj, młody. W moim domu jesteś gościem tylko dlatego, że rodzice tak chcieli. Wielcy samarytanie - mruknął Chartier. - Zajmujesz połowę mojego pokoju, mieszasz mi w życiu, a teraz...
- Czy ty sugerujesz mi, że zabieram ci również psa? - Alain nie wytrzymał. Ten chłopak był nie do wytrzymania. Mimo swego spokojnego charakteru, Lavelle czasami potrafił pokazać pazury i teraz był taki moment. - Zrozum, że nie pojawiłem się tutaj, by ci wszystko zabierać. Nie chciałem mieszkać w TWOIM domu! Nawet nie wchodzę tobie w drogę...
- Nie masz jak, jesteś tu od wczoraj.
- Nawet, gdybym siedział tu od miesiąca, to i tak wolałbym cię unikać, bo jesteś egoistycznym dupkiem! Nie widzisz nic poza czubkiem własnego nosa, baranie!
- A ty, panie Levelle, jesteś ciapowatym chłopaczkiem, który nic nie potrafi. Dzieciak z ciebie i to taki, który nie potrafi sam mieszkać. Co, boisz się ciemności? - zaszydził. - Założę się, że ktoś taki, jak ty, nie ma przyjaciół. Bo kto by mógł przyjaźnić się z taką ofermą życiową?
Alain otworzył i zamknął usta. Wiedział, że tak będzie. Znów te same słowa tnące do głębi samotne serce. Nie pasuje kolejnej osobie to, jaki jest. Może i był ofermą życiową, ale miał przynajmniej serce, w przeciwieństwie do stojącego naprzeciw białowłosego chłopaka. Opuścił wzrok, chcąc ukryć ból, jaki się w nich krył. Zbliżył się do chłopaka. Złapał go za rękę, co zaskoczyło Fabricia, bo ponownie poczuł przepływający w tym dotyku prąd. Alain teraz tego nie zauważył. Włożył mu do ręki smycz i powoli odszedł. Słyszał, że Charlotte go woła, ale przyspieszył kroku, a w końcu zaczął biec przed siebie. Ponownie chciało mu się płakać i był zły. Nie, był wściekły. Wściekły na Chartiera, na siebie i cały świat.

***

Tymczasem Fabi pomasował swoją dłoń, nadal odczuwającą ciepło palców Alaina.
- Jesteś głupi - Lotte uderzyła go w ramię. - W czym on ci przeszkadza?! Jest bardzo miły, spokojny. Przecież nie ukradnie ci psa, idioto! Nic ci nie weźmie! Jak mogłeś go tak potraktować? Nawet go nie znasz! Uprzedziłeś się do niego na początku, ale teraz to jest wprost kretyńskie! - ponownie go uderzyła, a on stał niewzruszenie i słuchał jej wrzasku, którym zwracała uwagę innych ludzi. - Jesteś moim przyjacielem, ale nigdy nie spodziewałam się po tobie takiego zachowania! Dobra, egoistyczna z ciebie świnia, ale nie bez serca! Dlaczego tak go zraniłeś? Kurwa, masz z nim kontakt od paru godzin i tak bardzo on ci przeszkadza? W czym, do licha? To, że jest? Istnieje? Na trochę zamieszkał w twoim pokoju, domu? Olivier, idziemy, nie mam ochoty dziś patrzeć na tego dupka - pod koniec zwróciła się do swego chłopaka, który udawał, że ich nie zna i ruszyła przodem do domu Fabricia, gdzie zostawili auto.
Olivier tylko położył na ramieniu Fabiego dłoń i ścisnął je lekko.
- Idź za nią, inaczej i tobie się dostanie - on wiedział, że nie oberwał za darmo. I wiedział, dlaczego tak się zachowuje. Gdy został sam, ukucnął przy suce, która siedziała spokojnie obok ławki. Objął ją. Po prostu nie chciał mieć kogoś w pobliżu, przywiązać się, a potem dostać kopa w tyłek, gdy komuś nie spasuje to, jaki jest. Nie dopuszczał do swego życia nikogo poza znaną trójką. Owszem, byli inni znajomi, nie był sam, ale po tamtym... Tak wiele dał z siebie... Myślał, że Gilbert jest jego przyjacielem, akceptuje go, a tymczasem pewnego razu:

- Gil, nie pij więcej. Wiesz, że nie możesz - to pierwszy raz, kiedy przyjaciel się upił. - Oli i Pascal czekają na nas na zewnątrz. Chodź - pociągnął go w górę za ramię. Gilbert podniósł się ze stołka barowego i wyrwał rękę.
- Nie będziesz mi mówił, co mam robić - mimo tego wyszedł z pubu.
- No wreszcie. Ile mamy czekać? Mykamy do domu - zajęczał Pascal. Jutro miał od samego rana zajęcia.
- Gil, pomogę ci. Lepiej, żebyś się w domu nie pokazywał. Przenocujesz u mnie, a jutro odwiozę cię do domu - mówił Fabrice. Dochodziła już północ, ulice opustoszały i tylko w pubie za nimi nadal słychać było gwar.
- Nie jadę do ciebie. Jeszcze mnie zgwałcisz - odsunął się się Glibert.
- Co?
- Jesteś pedałem, więc lubisz facetów. Ja jestem facetem, a to znaczy...
- Że się rzucę na ciebie? Co ty gadasz? Jesteś pijany, chodź, taksówka czeka - Fabrice ponownie złapał go pod ramię.
- Zostaw - wyrwał się. Olivier i Pascal cały czas patrzyli na nich. - Nigdzie z tobą nie idę. Myślisz, że nie widzę, jak na mnie patrzysz? - popatrzył na niego. Zimne powietrze, była późna jesień, otrzeźwiło go.
- Patrzę, jak na przyjaciela. O co ci chodzi? - Fabi rozłożył ręce na boki.
- O twoje pedalstwo. Byłeś w porządku, dopóki nie wyznałeś mi prawdy.
- Ale to było dwa miesiące temu - Fabrice czuł się coraz gorzej. - Nie przeszkadzało ci to.
- Przeszkadzało, ale nie wiedziałem, jak mam powiedzieć ci, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego - Gilbert oparł się o ścianę, nie mogąc ustać na nogach.
- Ta, i dopiero po pijanemu język ci się rozwiązał. Teraz, na środku ulicy, po tym, jak ci pomagałem. Jak omal sam nie straciłem miejsca na studiach, żeby uratować ci tyłek przed wywaleniem z nich, jak dałem ci swoją przyjaźń, dom, kiedy twoi rodzice się kłócili, a ty stawałeś się ofiarą kłótni, ty postanowiłeś mi wbić nóż w serce? I to dlatego, że boisz się o to, abym się do ciebie nie dobierał? Nawet o tym nie pomyślałem!
- I dobrze, bo rzygać mi się chciało, jak byłeś blisko mnie. Pedały powinny być zamykani w obozach, a tam... - urwał, gdy mocne uderzenie powaliło go na ziemię.
- Nie chcę cię więcej widzieć, Gilbercie - Fabrice rozprostował bolące palce. Facet miał twardą szczękę.
- Fabi, on jest pijany - próbował uspokoić przyjaciela Palscal.
- Udaje. Jest trzeźwy bardziej niż ja czy ty - to go bolało najbardziej. Gilbert musiał udać, że jest pod wpływem alkoholu, żeby w końcu wyrzucić z siebie, jak bardzo go nienawidzi. - Byłem ci potrzebny, to nie chciałeś się mnie pozbyć. Wykorzystałeś mnie. Pedał, który potrafi wybłagać u twoich profesorów, żebyś nadal studiował lub dał ci dach nad głową, podzielił się z tobą wszystkim, był przydatny. Ale teraz już możesz się go pozbyć. A ja miałem cię za kogoś bliskiego.
- Byłeś bliski, dopóki nie znałem o tobie prawdy - mężczyzna, który miał dwadzieścia cztery lata, podniósł się. - Potem faktycznie cię wykorzystałem.
Fabrice odwrócił się pełen smutku w swoich oczach. Nikomu nie można ufać.


Dał się wykorzystać i zbliżyć komuś spoza osób z przeszłości i dzieciństwa tylko raz. Tą osobą był Gilbert. Przyrzekł sobie, że już nigdy nikomu nie zaufa. Stał się egoistą, ale w ten sposób bronił siebie i tego, co należy do niego przed zniszczeniem lub bolesnymi ciosami. Wolał ranić pierwszy niż być zraniony.
- Chodź, Nelly, pójdziemy na ten spacer - tylko przed nią mógł pokazać swoją prawdziwą twarz.