Jedna łza 1
Dodane przez Aquarius dnia Maja 17 2014 13:32:10


Rozdział 1 - „Może jeszcze śniadanka do łóżka będę robił?”

- Mamo, ja nie chcę - jęknął Alain. - Mam zamieszkać z obcymi ludźmi? - nie wierzył, że ta kobieta, która zawsze mu powtarzała, jak bardzo go kocha, robi mu coś takiego. Przecież mógłby sam mieszkać przez te dwa miesiące.
- Podjęłam decyzję - Beatrice zaczęła przyglądać się dwóm mrożonkom, które wyjęła z zamrażalki. - My z tatą musimy wyjechać. Tata dostał pracę za granicą u swego kolegi ze studiów, a ja muszę mu pomóc się tam urządzić. Nie będzie mnie tylko sześćdziesiąt dni - wyjęła garnek, nie przestając mówić. - Nie chcę, byś mieszkał sam. Znasz moją przyjaciółkę, zamieszkasz u niej.
- Nie chcę - wziął do chrupania obraną marchewkę.
- Będziesz się świetnie bawił. Zobaczysz. Zrobię kalafiorową, co ty na to? - chwyciła za worek z warzywami trzymany w lewej ręce, a drugi wrzuciła do zamrażarki. Nie miała czasu gotować, więc często korzystała z gotowych mrożonek.
- Może być kalafiorowa, ale nie przeprowadzę się.
- Alain, ja rozumiem twoje obawy. Boisz się zamieszkać z obcymi ludźmi. Jesteś zakompleksionym chłopakiem, chociaż nie rozumiem, czemu. Popatrz na siebie, wyglądasz ślicznie, po prostu jesteś trochę nieśmiały i boisz się tego, co cię tam czeka. Ale nie musisz. Na pewno zaprzyjaźnisz się z jej synem. Nie znasz go, ja też, ale to podobno fajny chłopak - poczochrała go po głowie.
Wiedział, że na nic zdadzą się dyskusje z nią. Pamiętał, jak rok temu postanowiła wysłać go na przeklęty obóz, do tego w środku lasu. Nie, żeby coś miał do przyrody. Lubił ją, ale wolał kontemplować roślinność pięknej Francji w domowym zaciszu lub sam na spacerach, na które wybierał się do parku wczesnymi rankami. Udało jej się to, a on spędził samotnie dwa tygodnie. Nie potrafił nawiązywać znajomości, rozmawiać z obcymi... Odsuwał się od innych, co nie przysparzało mu wielbicieli. W szkole uważali go za dziwaka i odludka. Zawsze był sam. Nikt nie garnął się do bliższych kontaktów z nim. Mimo że na zewnątrz nie pokazywał tego, to w duszy pragnął przyjaźni, lecz nie potrafił jej poszukać. Miał Cedrica, jedynego przyjaciela, który wiedział o nim wszystko. Znał go od dziecka, ale chłopak utrzymywał kontakty też ze swoimi znajomymi, których poznał w liceum. Nie chciał się mu narzucać i przeszkadzać. Udawał sam przed sobą, że nie czuje się samotny, ale ile można siebie okłamywać? Jednak nie próbował z nikim nawiązać więzi po doświadczeniach z młodszych klas. Zdarzyło mu się kogoś polubić, porozmawiać, spotkać się kilka razy, aby zaraz dostać kopniaka. Dla tamtych stawał się nudny, a oni woleli utrzymywać znajomości z bardziej przebojowymi osobami. Wtedy jego nadwrażliwe serce łamało się pod tymi drobnymi ciosami odrzucenia. Domyślał się, że on jest temu winny. Nie był kimś, kto chodzi na imprezy... w ogóle nigdzie nie chodził. Lepiej się czuł, siedząc w domu. Bardziej od imprez wolał wybierać spacer w świetle gwiazd i czytanie książek. Jego romantyczna dusza pragnęła spokoju.
- Nie rób takiej miny, synku. To tylko drugi koniec miasta. Będziesz mógł tutaj przyjeżdżać. Teraz są wakacje, to może poznasz znajomych syna mojej przyjaciółki, zabiorą cię na imprezy. Zakochasz się - puściła mu oczko.
- Mamo - ukrył twarz w dłoniach.
- No co? Może poznasz jakiegoś miłego chłopaka...
- Mamo...
- Najwyższy czas, byś poznał kogoś bliskiego sercu.
O jego orientacji matka wiedziała szybciej niż on, co było dla niego dobre. Nie musiał czuć się w domu, jak dziwoląg. Rodzice w pełni go akceptowali. Pewnie też to go odsuwało od innych. Swoją tajemnicę ukrywał na dnie serca. Nigdy nie miał chłopaka i nie zapowiadało się na to. Gdzie go znajdzie? W swoim pokoju? Zresztą nie wierzył, aby jakiś go chciał.
- Pójdę już do swego pokoju.
- Znów uciekasz, kiedy chcę poruszyć ten temat - zapaliła gaz. - Jesteś śliczny. Założę się, że wielu chłopaków chciałoby się z tobą umówić.
-Już widzę, jak ustawiają się do mnie w kolejce - prychnął.
Nie widział w sobie nic z piękności. Ot, miał zwykłe brązowe włosy, piwne oczy, twarz, jak każdy inny, usta takie sobie, nic nadzwyczajnego. Jedynie jego sylwetka była dość wysportowana. Dużo ćwiczył, ale tylko tak, aby pod skórą zarysowały się mięśnie. No i wzrost metra osiemdziesięciu też mu odpowiadał i długie nogi, ale poza tym wyglądał całkiem przeciętnie. Może gdzieś tam przebijały się cechy jego prababci, która była rodowitą Japonką, ale nadal uważał się za mniej niż przeciętnego chłopaka z Bordeaux, który woli pozostawać w cieniu. Poza tym jego charakter...
- Dobrze mi tak, jak jest - wstał i skierował się do swego pokoju.
Mieszkał z rodzicami w ogromnym bloku na piątym piętrze. Mieszkanie było średnie, trzy pokoje z kuchnią i łazienką. Dość przytulne i urządzone tak, by każdy miał swój kąt do pracy, nauki i rozrywki. Jego pokój, cały w kolorach moreli z ozdobnymi paskami tuż przy białym suficie, drewnianymi, jasnymi meblami oraz czarnym dywanem, wyglądał na oazę spokoju, w której szatyn zawsze mógł skryć się we własnym świecie. Tym razem też tak pragnął zrobić, lecz nie potrafił przestać myśleć o tym, że na dwa miesiące zamieszka z obcymi ludźmi. Nie mógł zamieszkać z nikim z rodziny, ponieważ ciocia, która mieszkała z babcią, miała szóstkę dzieci i w domu już miejsca dla niego nie było.
Opadł na łóżko. Co miał zrobić, żeby zostać w domu? Nagle wpadł na pomysł. Poderwał się z pościeli i po chwili był już w kuchni. Mama siedziała przy stole i czytała książkę. Miłość do literatury odziedziczył po niej.
- Złodzieje mogą nas okraść, jak zostawimy puste mieszkanie – wypalił z malutką nadzieją, że się uda.
- Sąsiadka będzie zabierać pocztę i reklamy oraz popilnuje mieszkania - uniosła na moment wzrok, zsuwając z nosa okulary, których używała do czytania.
Miał ochotę usiąść albo walnąć głową w ścianę, ale oparł się tylko ramieniem o framugę w drzwiach.
- A jak zapomni?
- Daj spokój. Zamieszkasz u rodziny Chartier w domu na peryferiach. Będziesz miał fajnie.
Na kuchence gazowej coś zaczęło skwierczeć.
- O, mamuś.
- No? - przerzuciła kartkę książki.
- Zupa kipi.
- O cholera! - zerwała się i podbiegła do kuchenki - Zaraz ojciec wróci, a tu połowa zupy uciekła z garnka – wyłączyła gaz.
Westchnął i pomógł jej posprzątać ten bałagan. Co miał poradzić na to, że chwilami jego mama była bardzo roztrzepana, zajmowała się piętnastoma rzeczami naraz, z trudem jakąś kończąc? I mimo że wysyłała go do obcych, to i tak ją kochał.
- Jak zrobię coś do żarcia, to pozwolisz mi zostać?
- Mały szantażysta - roześmiała się. - Zjemy na mieście. Przy okazji pójdziemy na zakupy. Musimy ci kupić nowe rzeczy. Nie będziesz przecież chodził po domu w tych znoszonych ubraniach.
- Lubię swoje ubrania – jęknął i spojrzał na swoje czarne, dresowe spodnie i porozciąganą, brązową koszulkę. - To domowy strój.

***

Zakupy okazały się totalną katastrofą. Oczywiście tylko dla niego, bo rodzice doskonale się bawili. Obładowany ciężkimi torbami wszedł z nimi do kolejnego sklepu w galerii handlowej. Tutaj rodzice zaczęli szukać dla niego bluzy na chłodniejsze dni.
- O, Jean-Lou, zobacz, ta by doskonale pasowała do Alaina - kobieta zwróciła się do męża.
- Mamo, jak ubierzesz mnie na pomarańczowo, to nie wyjdę ze swego pokoju do końca życia.
- Jak tam chcesz. Ale to naprawdę ładna bluza. W sam raz na chłodniejsze wieczory.
- Beatrice, mnie się wydaje, że ta granatowa lub brązowa by mu bardziej odpowiadała - mówił Jean-Lou. - Co ty na to, synku?
- Te już mogą być - nadąsał się.
Do swoich klientów podszedł sprzedawca z wielkim uśmiechem na ustach. Pewny, że nowi klienci zostawią pieniądze w kasie.
- W czym mogę pomóc?
- Szukamy ekstra bluzy z zamkiem, bo te ubierane przez głowę się nie nadają dla naszego syna - powiedziała kobieta. - Myślę, że któraś z tych dwóch będzie dobra.
Po chwili Alain mierzył ubranie w kolorze granatu i, widząc zachwyt na twarzach rodziców oraz nie chcąc szukać nic innego, gdyż był już zmęczony, zgodził się na jego kupno. Nie rozumiał, po co mu aż tyle nowych rzeczy. To tylko głupie dwa miesiące i miał swoje ubrania, były dobre, niektóre nowe, nie miał się czego wstydzić. Przecież nie zamieszka z bogaczami, co to założą raz koszulę, a potem wyrzucają, bo nie wypada ponownie się w niej pokazać. Mama przesadzała. Czyżby chciała zrobić z niego kogoś, kim nie był?
Odetchnął, gdy mógł swobodnie, przywalony stosami toreb, które nie zmieściły się w bagażniku, usiąść na siedzeniu w aucie. Od razu wbił się w głęboki fotel i udawał, że go nie ma.
- Dzwoniłeś do Cedrica? - zapytała Beatrice, szukając czegoś w torebce.
- Nie. On ma inne zajęcia, nie będę mu przeszkadzał.
Ostatnio nie raz dzwonił do niego, a blondyn go zbywał, wymigując się zajęciami domowymi. Nie będzie mu się narzucał. Niech przyjaciel sam zadzwoni.
- Powinien wiedzieć, gdzie cię szukać. On cię bardzo lubi. No, gdzie ja posiałam grzebień?
- Jakoś nie okazuje tego ostatnio. Mamo, daj spokój. Ja wiem, kiedy ktoś nie chce ze mną rozmawiać.
- Jesteś za bardzo przeczulony na tym punkcie - westchnęła i poprawiła dłonią swoje krótkie, brązowe włosy. Uczesze się w domu.
- Musimy jeszcze zatankować – Jean-Lou wsiadł do samochodu i włożył kluczyki do stacyjki. - Zrobimy to tutaj. Akurat stanowisko jest wolne.
Podjechali na stację i patrzył, jak tata tankuje samochód. Powoli ze zmęczenia zamknęły mu się powieki.
Nagle poczuł, jak ktoś potrząsa jego ramieniem. Burknął coś niezrozumiale i z ociąganiem otworzył oczy. Przed twarzą ujrzał ojca, który uśmiechał się spokojnie.
- Jesteśmy w domu. Pomóż nam to wtargać na górę. Winda znów jest zepsuta - zerknął na zakupy.
- Aha – Alain przeciągnął się. - A kto kazał mamie tyle kupować?
- Ona nie ma umiaru - szepnął Jean-Lou, tak, aby żona go nie usłyszała.
Alain był bardzo podobny do ojca, różnił ich tylko kolor włosów. Ojciec miał czarne i lekko kręciły mu się na końcówkach. Podczas, gdy on kolor swojej czupryny odziedziczył po matce.
Wysiadł z samochodu i zaczął zbierać zakupy, które za bardzo przypominały mu, że za tydzień zamieszka gdzieś indziej.

***

- Mamo, nie zgadzam się! Podjęłaś decyzję beze mnie! - krzyczał Fabrice. - Powiedz mi tylko, gdzie ten chłopak będzie przez ten czas sypiał? Nie mamy dodatkowego pokoju.
- Jak to gdzie? Masz duży pokój.
- Co?! Jakiś chłoptaś ma ingerować w moją prywatność? Niech śpi w salonie albo wcale tu się nie sprowadza. Nie zgadzam się. I może będzie spał na podłodze? - miał prawo być wściekły. Nikt nie będzie robił zamieszania w jego dotychczasowym życiu.
- Kupimy drugie łóżko. Zrozum, jego rodzice wyjeżdżają, on nie ma się gdzie podziać. Zaproponowałam jego mamie, że chłopak może u nas pomieszkać - wyłączyła komputer, ponieważ zapowiadało się na dłuższą rozmowę. Wiedziała, że przekonanie syna do tego trochę potrwa.
- I to w moim pokoju! - rozjuszony opadł na fotel i założył nogę na nogę. - Samarytanka z ciebie.
- Wściekasz się, bo nie będziesz mógł nocami...
- Jesteś moją matką, nie mów takich rzeczy - skrzywił się.
- Ale nie jestem pruderyjna. Masz dwadzieścia lat, a nie pięć.
- Mamo!
- Dobrze, już dobrze. Obiecałam Beatrice i zdania nie zmienię. Masz tydzień na przyzwyczajenie się do tej myśli. A teraz wybacz, w przeciwieństwie do ciebie ja nie mam wakacji. Muszę popracować.
- Powiedz chociaż, co to za chłopak - wiedział, że jego protesty nie zdadzą się na nic.
- Jest miły. Trochę nieśmiały i izoluje się od ludzi. Nie powinien ci przeszkadzać w pokoju.
- Nie? On już mi przeszkadza, a jeszcze go nie ma - miał ochotę coś rozwalić. Na dwa miesiące musiał pożegnać się z oglądaniem gejowskiego porno, jakiegokolwiek porno, a tym bardziej homo, nie to, żeby hetero oglądał. Kto wie, co ten gówniarz by sobie o nim pomyślał? O jego orientacji wiedzieli tylko przyjaciele i rodzina. Obie grupy miały zakaz informowania o tym swoich znajomych. Nie ukrywał się, ale i nie pokazywał wszem i wobec, że jest gejem. Nikomu nic do tego, ale lepiej dmuchać na zimne. Miał szczęście, że rodzina i przyjaciele akceptowali go takim, jakim był. I żył sobie spokojnie, aż do dziś.
- Nastawiasz się do tego chłopca negatywnie.
- Nie zmusisz mnie, abym go lubił - prychnął lekceważąco. Jeszcze by tego brakowało.
- Nie, ale czasami możesz go zabrać na jakiś wypad na miasto. Niech pozna ludzi.
- Może jeszcze śniadanka do łóżka będę robił? - wstał, był umówiony ze swoimi znajomymi.
- Tego od ciebie nie wymagam. Proszę cię tylko, aby Alain nie siedział ciągle sam. Oboje z ojcem pracujemy po kilkanaście godzin dziennie i nie zawsze będziemy w domu. Chociaż towarzystwo dwóch czterdziestoletnich osób nie może bawić nastoletniego chłopaka.
- A mnie już nie odpowiada jego towarzystwo. Pokój jest mój!
Sabrine załamała ręce. Jej syn miał dobre serce, ale czasami przełożyłaby go przez kolano i dała kilka klapsów za jego egoizm.
Fabrice nie doczekawszy się odpowiedzi matki, wyszedł z sypialni rodziców. Przeszedł długim korytarzem i wszedł do swego pokoju. Miał go dzielić z jakimś Alainem? Miał mu udostępnić połowę swego królestwa? Rozejrzał się po pomieszczeniu. Ściany były pomalowane na kolor kawy z mlekiem, brązu i bieli. Natomiast dębowa podłoga została pokryta szarą, gładką wykładziną. W pokoju było jasno dzięki dużemu oknu widokowemu naprzeciw drzwi, przed którym stała dwuosobowa, czarna kanapa i mały, okrągły stoliczek. Teraz stał na nim kubek po kawie wypitej z samego rana, a obok leżała łyżeczka. Biurko narożne, a na nim laptop, kilka książek oraz stojak z długopisami, stało na prawo od kanapy, a metr przed nim jego jednoosobowe łóżko. Po lewej stronie sypialni była wnęka z szafą, obok niej kolejna kanapa, a obok drzwi komoda na bieliznę, nad którą wisiał zegar. I gdzie tu jego matka chciała zmieścić drugie łóżko?
- Nie ma miejsca. Kanapy nie wyniosę - zadowolony zajrzał do szafy. Jak gówniarz chce, niech faktycznie śpi w salonie.
- Fabrice - w otwartych drzwiach pojawiła się matka. - Jutro wyniesiemy kanapę i wstawimy łóżko.
- Co? - zamarł. - A gdzie usiądą moi przyjaciele, jak przyjdą?
- Miejsca masz dużo. Nie narzekaj.
- Powiedziałem, niech śpi w salonie.
- To może ty tam będziesz spał? - zdenerwowała się. - Wiesz, że mamy tylko trzy pokoje. Przecież Alain nie może nocować w pokoju Amelie. To niewłaściwe, ona ma już trzynaście lat. Nie chcę, aby chłopak czuł się u nas niemile widziany. I jeszcze jedno słowo, a naprawdę zamieszkasz w salonie – dodała, widząc, że syn chce coś powiedzieć.
- Idę do Oliviera. Wrócę późno - wyjął z szafy odpowiednie ubranie i wyszedł z pokoju.

***

Alain, siedząc na balkonie, pisał smsa do Cedrica. Słońce przyjemnie ogrzewało jego skórę. Był ubrany w krótkie spodenki i koszulkę na szelkach. Lato dawało o sobie znać od wielu tygodni. Przerwał pisanie wiadomości i zdecydował się zadzwonić do przyjaciela. Wybrał jego numer i przyłożył telefon do ucha. Po kilku sygnałach usłyszał głos Cedrica.
= Co tam, stary? Dawno nie gadaliśmy.
- Od zakończenia szkoły widzieliśmy się tylko raz. Dzwoniłem, ale nie miałeś czasu rozmawiać, no i...
= Sorry. Tak wyszło, ciągle mam coś do robienia w domu lub chodzimy z Andre i dziewczynami nad jezioro. Teraz też czekam na nich. Będzie Ines, bardzo mi się ona podoba.
- Ja tylko chciałem ci powiedzieć, że...
= O, przyjechali. Co chciałeś powiedzieć? W ogóle powinniśmy się w końcu spotkać.
- Tak, powinniśmy - słyszał w głośniku odgłosy powitania i jakieś rozmowy. Czekał, aż przyjaciel znów się odezwie.
= Wybacz. Musiałem ich wpuścić, bo by się zaraz wydzierali, a sąsiedzi później wypominaliby mi hałasy.
- Spoko. Słuchaj, zgadamy się jeszcze. Zajmij się przyjaciółmi.
= Ale ty też jesteś moim przyjacielem.
- Jakoś tego nie widzę - wymsknęło mu się. Miał nadzieję, że Cedric tego nie usłyszał.
= Przepraszam, Alain. Jestem tak zaabsorbowany wszystkim, życie, studia...
- Nie szkodzi. Ja też mam trochę pracy. Mama mnie woła, muszę kończyć.
= Ale chciałeś mi coś powiedzieć.
- Nieważne. Słyszę, że znajomi cię wołają. Cześć.
= Cześć.
Alain rozłączył się. Nie miał nic do roboty poza kontemplowaniem własnych kapci.

***
- Uwierzycie, że to będzie koniec mojej wolności? - żalił się Fabrice.
- Ale jest w naszym wieku, to nie jest tak źle - powiedział Olivier, jeden z jego wieloletnich przyjaciół. Co trzy miesiące zmieniał kolor włosów i brwi. Czasami zapominali, że tak naprawdę jest brunetem. - Gorzej, jakby miał dziesięć lat. Daj spokój, to tylko dwa miechy.
- Właśnie, to tylko dwa miesiące - rzuciła Charlotte. Dziewczyna miała na sobie letnią, krótką sukienkę w słoneczniki. Rude, kręcone na końcówkach włosy związała w kucyk na czubku głowy. Była dziewczyną Oliviera.
- No właśnie, aż dwa. I matka powiedziała, żebym czasem się nim zajął. Nie myślę wakacji spędzić jako opiekunka.
- Ten Alain ma osiemnaście lat, a nie dziesięć - Pascal, drobny dziewiętnastolatek o długich włosach i grzywce zasłaniającej lewe oko, odłożył przeglądany dotąd magazyn o samochodach. - Jest dorosły, więc nie musisz być jego opiekunką. To twoje życie, Fabi.
Fabrice spojrzał na niego. Czasami żałował, że ten delikatny w budowie chłopaczek jest heteroseksualny.
- Masz rację. Moje życie. Tylko co z moją cholerną prywatnością?
- Daj spokój, konia będziesz walił w łazience - zaśmiał się Olivier, za co jego dziewczyna trzepnęła go w głowę.
- Ty tylko o jednym. I z kim ja chodzę?
- Też się czasami nad tym zastanawiam. Z kim ja chodzę - na wszelki wypadek Oli odsunął się od Charlotte.
Fabrice zaśmiał się, widząc wojowniczą minę dziewczyny. Oni potrafili sprowadzić na niego dobry humor.
- To co, będziemy tak siedzieć czy robimy wypad na miasto? - zapytał Pascal.
- Wypad. Od siedzenia już mi nogi włażą w tyłek - Olivier wstał ze swego łóżka.
- A to przypadkiem nie dzieje się z łażenia? - Chartier podniósł brwi.
- Nie czepiaj się słówek. Mój chłopak mówi poprawnie.
- O, jaka obrończyni się znalazła - powiedział Pascal. - Pójdziemy do kina?
- Wolę połazić - rzekła dziewczyna, wychodząc pierwsza z pokoju.

***
Leżał na łóżku i słuchał muzyki. Nie miał konkretnego typu muzycznego. To, co w danej chwili puszczał, zależało od jego nastroju. W tej chwili był on melancholijny, więc i piosenki najweselsze nie były. Odwrócił głowę w stronę okna. Za nim robiło się już ciemno. Westchnął. Kolejne godziny bliżej do jego przeprowadzki. Nie chciał tego tak bardzo, że brzuch go bolał na samą myśl o tym. Nic jednak nie mógł zrobić. Nawet tata nie chciał mu pozwolić tu zostać samemu. Przecież umiał gotować, prać, robić zakupy. Rachunki też by popłacił. A rodzice sami podjęli za niego decyzję, jakby był dzieckiem. Nie był nim. To, że stronił od innych, nie oznaczało, że nic nie wie, nie umie. Zmarszczył brwi, kiedy go jego uszu doleciało coś, co przypominało pukanie. Zdjął słuchawki. Ponowny stukot do drzwi upewnił go, że nie przesłyszał się.
- Proszę.
Drzwi powoli uchyliły się i w powstałą przerwę wsunęła się głowa Cederica La Bruna.
- Mogę?
- Czemu pytasz? Właź - podciągnął się na rękach i oparł o ścianę. Nie pokazał, że ucieszył się z jego wizyty.
- No, bo nie jestem dobrym przyjacielem - wszedł skruszony. Zamknął za sobą drzwi.
- Siadaj. To ja nie jestem. Nie możesz być uwiązany przy mnie.
- Chciałbym, żebyś wyszedł do ludzi. Mówię ci, że nie wszyscy są tacy, z jakimi miałeś do czynienia.
- Daj spokój. Ludzie chcą się kumplować z przebojowymi osobami, a nie takimi milczkami, jak ja.
- Nie jesteś milczkiem - Cedric usiadł obok niego na skraju łóżka. - Ze mną potrafisz gadać i nie tylko ze mną.
- Ced, wiesz, jak było. Kto raz się sparzył... Nie chcę znów... Mam dość kopniaków. Nie powiem, że nie brakuje mi ciebie, ale fajnie, że masz nowych znajomych.
- Tu nawet nie chodzi o nich. Ja się zakochałem w Ines. Znasz ją.
- Ładna jest – przyznał Alain.
- Geje to potrafią ocenić?
- Co?
- Urodę dziewczyny.
- Potrafią, w każdym razie ja potrafię. Fajnie, że się zakochałeś – Alain uśmiechnął się ciepło.
- Tylko ona o tym nie wie.
- Nie umówiłeś się z nią jeszcze?
- Nie, ale umówię - dodał szybko blondynek. - Co takiego chciałeś mi powiedzieć?
- Dzwoniłem do ciebie, ponieważ za tydzień moi rodzice wyjeżdżają, a ja muszę się przeprowadzić do znajomej mojej mamy.
- To znaczy gdzie?
- Na przedmieścia. Nie znam dokładnego adresu.
- A nie możesz zostać tutaj? Przecież nie jesteś dzieckiem.
- Powiedz to moim rodzicom – Alain westchnął ciężko.
- To jak będziesz wiedział gdzie, daj mi znać. Chętnie cię odwiedzę. Pogramy w coś?
- Pewnie. Mam nową grę i nie miałem z kim jej wypróbować - przeszedł nad nim i postawił stopy na podłodze. Przez chwilę przestanie myśleć o tym, co go gnębiło od wielu godzin. Przecież ma jeszcze tydzień.