Skrzydła
Dodane przez Aquarius dnia Maja 17 2014 12:40:27


Poznaliście się na mojej imprezie, pamiętasz to? Michał od razu zwrócił twoją uwagę, w końcu miał w sobie to coś i nie tylko ty o tym wiedziałeś. Do dziś mam zdjęcia z tamtej nocy, miał wtedy na sobie czarny podkoszulek, na którym sam narysował wzór. Białą, cienką linią kanciasty kot ganiający za własnym ogonem dookoła Michałowego torsu. Strasznie mi się ta koszulka podobała.
Ale nie to chciałam powiedzieć. Chodziło mi o to, że Michał wyglądał wtedy naprawdę dobrze. Szczupły, niewysoki i ładnie opalony po żaglach i górach. Chyba o tym właśnie zaczęliście najpierw gadać. O wakacjach i o waszych wspólnych pasjach. O tym, że obaj marzycie o rejsie po Bałtyku i uwielbiacie Bieszczady.
Nigdy ci tego nie powiedziałam, ale zaprosiłam cię na moje urodziny właśnie dla niego. Zdał na twój kierunek i wiedziałam, że nikogo tam nie zna. Chciałam, żeby miał tego pierwszego października już kogoś znajomego. Ale w życiu bym nie pomyślała, że schlejecie się i wylądujecie razem w moim pokoju gościnnym na strychu. Wlazłam tam, żeby wyciągnąć z szafy koc dla Anki, a wy tam byliście. Splecieni. Michał już spał, ale ty popatrzyłeś na mnie z wyrazem triumfu na twarzy. Właściwie, to nie wiem, czy mnie dostrzegłeś, może tylko mi się wydawało. Może ten trumf też mi się tylko wydawał, albo dorobiłam go później, po latach. Wtedy tylko pomyślałam sobie, że nie jest źle, Michał już dość dawno rozstał się ze swoim poprzednim chłopakiem i miałam wrażenie, że nie potrafi o nim zapomnieć.


Też nie wiem, dlaczego Misiek poszedł wtedy ze mną do łóżka. To był mój pierwszy raz z facetem i do tamtego wieczora nie wiedziałem nawet o moim wewnętrznym bi.
Masz rację, też pamiętam tamtą koszulkę i też mi się podobała. Poprosiłem go nawet potem, żeby zrobił mi taką samą, ale nigdy nie zrealizował mojej prośby. I pamiętam, jak ją zdejmował po raz pierwszy. Ma takie ładne plecy, widać było, że pływa. A jednocześnie wydawał się smukły i delikatny. Nie jak dziewczyna, zupełnie inaczej. Myślałem że zwariuję, kiedy był obok, kiedy się przytulał i kiedy się całowaliśmy. Miał taki oburzający zapach, głupiałem.
Kiedy tydzień później spotkaliśmy się na korytarzu wydziału, był otoczony wianuszkiem nowo poznanych kolegów i koleżanek. Napisałaś, że zaprosiłaś mnie dla niego. Zupełnie niepotrzebnie, chociaż i tak jestem ci wdzięczny. Ale na tym cholernym korytarzu sprawiał wrażenie, jakby urodził się żeby latać. Właśnie latać a nie pływać, żeglować czy chodzić po górach. Nawet nie po to, żeby rysować i projektować. Taki rozluźniony i zadowolony zdawał się właśnie przygotowywać do latania. Pomyślałabyś, że gadam od rzeczy. Znaczy, wtedy byś tak pomyślała, bo dziś przecież sama wiesz.


Więc? Kiedy to zauważyłeś? Albo nie, napisz od początku. Jak było z tym korytarzem i z wami? I nie nazywaj go „Miśkiem”. Kto jak kto, ale ty chyba nie powinieneś.


Droga Aguś, zawsze trafiasz w setno. Jesteś dla mnie, krótko mówiąc, za mądra. On z resztą też, ale to inny temat.


Drogi Sławku, nie bierz mnie pod włos. I nie zmieniaj tematu. Jakbyś się nie domyślił, to nie jestem w nastroju na twoje tanie zagrywki.


Dobrze, jak sobie życzysz.
Wtedy byłem starszy, bardziej doświadczony w studenckim życiu i bez trudu odłowiłem go z tej ławicy kolorowego narybku. Wyszczerzył się radośnie i podszedł do mnie na pierwsze skinienie. Szczęśliwy, że moje bi przebudziło się nie tylko na chwilę i nie tylko pod wpływem procentów. Niby przypadkiem przegadaliśmy całą przerwę i obaj spóźniliśmy się na zajęcia. Jemu się upiekło: wykład z Nowacką. Ja miałem ćwiczenia z konstrukcji i koleś wytarł mną podłogę za te parę minut. Ale wiesz co? Jakoś nie było mi smutno.
Pytasz, kiedy to zauważyłem. Niewiele później. Znaczy… zazwyczaj nie uprawiam seksu na pierwszej randce, nawet jeśli nie jest to randka, a impreza. Dlatego kolejne dwa spotkania spędziliśmy grzecznie i nie dając chwilowo pożywki dla wydziałowych stereotypów. Dlatego zauważyłem dopiero na trzecim spotkaniu. Już u mnie, w mieszkaniu. Gapiłem się w niego jak w obrazek. Na jasne, wchodzące do oczu włosy. Na ciągle opaloną skórę. Szukałem na ramionach i karku opalonego koszulkowego wzoru, ale go nie znalazłem. Znalazłem natomiast coś na łopatkach. Coś, czego wtedy jeszcze nazwać nie umiałem. Zaczynały dopiero rosnąć. Misiek też o nich nie wiedział. Myślę, że właśnie on zdał sobie sprawę z tego ostatni. A może nawet do dziś nie wie? Nie nazywa tego w ten sposób, tak jak ty czy ja.


Już raz powiedziałam, żebyś nie nazywał go Miśkiem. Wkurza mnie, kiedy to robisz. Po tym wszystkim. To twoja wina, że tak długo rosły. Zrobiłeś wtedy najgorsze, co mogłeś.


Tak, owszem. Ja jestem ten zły i to tylko i wyłącznie moja wina! A jak ty niby byś się zachowała, gdyby twojemu chłopakowi zaczęły rosnąć skrzydła? Bo tak, ty też unikasz tego słowa. Skrzydła! Powiedz to wreszcie na głos i nie pisz wciąż o „tym”!


Jasne: skrzydła. I nie mów mi, że od tego uciekam… a teraz wróćmy do tematu. Nie chcę ci wypominać tego, co zrobiłeś. W końcu mogłam zareagować, doskonale widziałam, co się dzieje. Przynajmniej z zewnątrz, z boku. Teraz chcę wiedzieć, jak ty to widziałeś. Co było dalej?


No proszę, to brzmiało niemal jak przeprosiny.


Nie będę cię przepraszać, chyba zgłupiałeś. Ale obiecałeś, że opowiesz. Więc nie przepychajmy się, tylko pisz wreszcie.


Oczywiście, z początku nie wiedziałem, że to skrzydła. Później myślałem, że to tylko ich cień. Po paru miesiącach nie mogłem się dłużej oszukiwać. Były i były cholernie piękne. Najpiękniejsza rzecz, którą widziałem w życiu. Miękkie i ciepłe. Kiedy były mniejsze, pokrywał je tylko delikatny puch. Na początku taki lekko szarawy. Dopiero kiedy wyrosły większe, zaczęły się mienić. Normalnie, jak pieprzona tęcza. I wiesz co? Wtedy jeszcze byłem zadowolony. Imponował mi. Do czasu, kiedy po raz pierwszy je rozłożył. U mnie w pokoju. Zajmowały całą wolną przestrzeń, a wtedy nawet nie przygotowywał się do latania.


I wtedy się wystraszyłeś?


Tak, cholernie. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że on naprawdę będzie latać. Że jest inny niż my. Że jeszcze chwila i zacznie fruwać pieprzone pętelki nad nami. Z początku małe, malutkie. A później okaże się, że ziemia jest dla niego za płytka i odleci gdzieś w chuj daleko.


Ale nie musiałeś od razu budować klatki.


Nie chciałem go stracić. Miałem mu pozwolić spaść? Albo zgubić się gdzieś daleko? Tak, że nie mógłby już wrócić?


Sławek, Michał nie jest i nigdy nie był ptakiem.


Ale lata.


Wtedy nie latał.


Bo zamknąłem go w klatce. Sam ją zaprojektowałem, wyrysowałem i zrobiłem. Byłem z niej dumny. Nawet chciałem zamknąć się w niej z nim. Oczywiście nie mogłem, musiałem chodzić na zakupy, uczelnię i tak dalej. Ale chciałem, żeby było mu w niej dobrze. Dbałem o niego i często wypuszczałem, żeby rozprostował te swoje piękne skrzydła w moim pokoju, tylko dla mnie.


I dziwisz się, że jestem na ciebie wkurzona? To co się stało potem to twoja wina.


Mieliśmy na siebie nie skakać. Sama to zaproponowałaś i byłbym wdzięczny, gdybyś raczyła dochować zasad, które sama ustaliłaś. Bo jeśli masz zamiar ciągle wypominać mi, że przeze mnie jego skrzydła nie urosły, to dziękuję. Naprawdę nie musisz mi przypominać, a ja nie muszę i nie mam ochoty tego słychać.


Przepraszam za to, że wypominam.


Lepsze, niż nic. Bo wiesz, naprawdę mi przykro. Cholera, trudno mi dziś powiedzieć, czy wtedy wiedziałem, że źle robię. Chyba tak, bo zaczęliśmy się kłócić. Nigdy wcześniej tego nie robiliśmy. I te sprzeczki, a nawet awantury były moją winą. Prowokowałem je chyba podświadomie chcąc, żeby był na mnie zły. Bo mimo tego, że przecież go zamknąłem w tej klatce to nigdy się na mnie nie złościł, nie miał pretensji. No, miał. Oczywiście, że miał. Ale jednocześnie nie robił wymówek. Wydawał się mi wszystko wybaczać i tylko patrzył tymi dużymi, niebieskimi oczami. Nie mogłem tego znieść.


Nie wiedziałam. Nigdy nie posądzałam cię o skłonności masochistyczne. Chociaż z drugiej strony nie muszę ci chyba mówić, że dla Michała to tylko gorzej. Nie tylko go zamknąłeś, ale jeszcze tobie było z tym źle. Szczerze mówiąc, znam to. Taki moment, kiedy spodziewasz się katastrofy i oczekiwanie jest tak straszne, że sam jesteś gotów wywołać tą katastrofę.
Nie mogłeś go po prostu wypuścić? Byłoby łatwiej dla was obu.


Myślisz, że to było takie łatwe? Łatwiejsze? Czasem zastanawiałem się, czemu nie korzysta z tych nielicznych szans, żeby uciec. Ale nic nie robił. Wierzył, że między nami są tylko chwilowe trudności. Że stresuję się dyplomem, że on też się czymś martwi i może dlatego jest trudny w obsłudze. Bo on też był coraz trudniejszy, nie tylko ja. Łatwo się irytował, był opryskliwy. Kto by nie był? Szczególnie na jego miejscu. Chyba obaj dążyliśmy do tej katastrofy. Ale co najzabawniejsze: on tak jak nie widział skrzydeł tak i nie widział klatki.


Piszesz, że to było przed twoim dyplomem. Czyli ten moment był bliski.


Tak. Tuż po obronie która, nota bene, poszła mi średnio. Byłem zmęczony. To był jeden z tych razów, kiedy otworzyłem klatkę i pozwoliłem mu chodzić po pokoju. Leżeliśmy na łóżku i chyba przysnąłem. Obudził mnie dopiero wiatr. Misiek siedział na parapecie z nogami na zewnątrz. Musiał otworzyć okno, a ja przecież straciłem go z oczu tylko na chwilę! Dobra zasnąłem, ale może na pięć- piętnaście minut. Zerwałem się z łóżka, żeby dopaść przeklętego okna. Powinienem był je zabezpieczyć, założyć siatkę. Cokolwiek! Ale nim przebyłem te dwa metry, jakie są od łóżka do okna, jego już nie było. Wychyliłem się. Omal nie wypadłem próbując go chwycić. Ale on już leciał. Już był gotowy o mnie zapomnieć. Już nigdy nie mógłby wrócić do naszej klatki.


…miałeś od niego jakieś wiadomości od tego czasu? Bo do nikogo z naszej starej paczki się nie odezwał. Jak o tym myślę w ten sposób, to jakoś mniej się na ciebie gniewam. Dzięki temu my też mieliśmy go trochę dłużej.


Tak. Wysłał mi pocztówkę. Z Australii. Napisał, że tęskni i ciepło mnie wspomina. Lot nad oceanem był męczący, ale że jest mu tam dobrze. Niedługo odlatuje dalej. I nie, nie wie, kiedy wróci.