Mój chłopak Śmierć 5
Dodane przez Aquarius dnia Lutego 08 2014 10:37:18


***

- Adam! Hej, Adam!
Bazyli odwrócił się i zobaczył biegnącego w jego stronę kumpla z roku.
- Idziemy na piwo. Idziesz z nami?
- Nie, dzięki.
- No weź – wydął niezadowolony usta. – Co ty taki nieużytek? Tyle razy cię już zapraszamy, a ty ciągle odmawiasz.
- A ile razy mam wam mówić, że nie piję alkoholu?
- Oj – machnął ręką – piwo to nie alkohol.
- To dotyczy także piwa. Więc daj sobie spokój, Michał.
- Nie, to nie, będzie więcej dla nas – burknął chłopak i odszedł nie pożegnawszy się nawet.
Bazyli tylko westchnął i ruszył dalej. Chciał jak najszybciej wrócić do domu. Kiedy rano wychodził, Kostka już nie było i liczył, że może będzie jak on wróci. Przynajmniej żeby mógł go ucałować na dzień dobry.
Niestety, kiedy wszedł do środka, powitała go tylko cisza. Westchnął, rozebrał się i poszedł pod prysznic. Dzień był wyjątkowo ciepły i strasznie duszny. Miał nadzieję, ze odrobina chłodnej wody przywróci go do życia. Kiedy się wycierał, usłyszał jakiś rumor w przedpokoju. Zaciekawiony wychylił się z łazienki i zobaczył Kostka właśnie chowającego służbowy strój do szafy.
- Witaj, kochanie – uśmiechnął się. – Bardzo głodny jesteś?
- Hmm – Konstanty popatrzył drapieżnie na swojego chłopaka. – Zależy co będzie do jedzenia.
Bazyli zaśmiał się.
- A co byś chciał?
Kostek objął go i przejechał językiem po szyi, zlizując kropelki spływające z mokrych włosów.
- Ty jesteś najsmaczniejszy ze wszystkiego co próbowałem – mruknął całując jego obojczyk.
- Świntuch z ciebie, wiesz?
- Wiem – Konstanty nie przestawał mruczeć ani całować Bazylego.
Nie trzeba był wiele, by Bazyli też zaczął mruczeć.
- Mruczysz zupełnie jak kot – mruknął Konstanty przechodząc z pocałunkami na obojczyk.
- Miaaaau – odezwał się Bazyli kusząco, jednocześnie napierając biodrami na swojego chłopaka.
Konstanty powoli przesunął ręką po jego biodrze, jednocześnie zrzucając ręcznik, jedyną przeszkodę do przyjemności. Przez chwilę delikatnie pieścił udo, po czym powoli przesunął rękę na pośladek. Odruchowo zacisnął ją, gdy Bazyli wpił się łapczywie w jego usta. I chociaż byli tak blisko siebie, jak to tylko możliwe, to mimo to Konstanty przycisnął go do siebie jeszcze bardziej, jakby bał się, że Bazyli ucieknie. Ale on nie zamierzał uciekać, zbyt był zajęty pocałunkiem i tym przyjemnym uczuciem umiejscowionym w okolicach pośladka, coraz intensywniej pieszczonego przez Kostka. Zarzucił jedną nogę na biodro Konstantego, dając mu lepsze dojście do tego rejonu swojego ciała w których chciał teraz najbardziej poczuć Kostka.
Konstanty z trudem oderwał się od ust swojego chłopaka.
- Chodźmy do sypialni – wyszeptał patrząc intensywnie w lekko zamglone oczy Bazylego. Ten bez słowa zarzucił drugą nogę na jego biodro i znowu wpił się w jego usta. Kostek, powoli ruszył do sypialni. Jednak zbyt był zajęty odbieraniem przyjemności płynącej z pocałunku, by koncentrować się na drodze, więc w pierwszej chwili wpadli na ścianę. Cofnął się trochę i znowu ruszył przed siebie, lecz wciąż szedł niczym ślepiec i znowu wpadł na ścianę. Bazyli roześmiał się rozbawiony.
- Jak tak dalej pójdzie, to rozwalimy ścianę.
Konstanty uśmiechnął się.
- To twoja wina – mruknął wracając do całowania szyi swojego chłopaka.
- Niby w jaki sposób? – zdziwił się Bazyli.
- Tak bardzo cię kocham, że mogę patrzeć tylko na ciebie. Przesłaniasz mi cały świat – wysapał między jednym a drugim pocałunkiem.
Bazyli uśmiechnął się ciepło, a jego serce zaczęło galopować jeszcze bardziej.
- Ty też jesteś całym moim światem – wyszeptał.
Oderwali się od ściany. Tym razem Kostek, nie przestając całować Bazylego, rzucił okiem nad jego ramieniem, by sprawdzić czy dobrze idą. Na szczęście drzwi do sypialni były otwarte. Położyli się na łóżku, że aż jęknęło, ale oni zupełnie nie zwrócili na to uwagi, zajęci chaotycznym rozbieraniem Konstantego. Ciuchy latały we wszystkie możliwe strony. Kiedy w końcu pozbył się wszystkiego, przeszli do wspólnych pieszczot. Chociaż znali swe ciała na wylot, to jednak wciąż lubili je dotykać i pieścić i za każdym razem odczuwali te wzajemne objawy uczucia równie intensywnie jak za pierwszym razem. Rozpaleni do granic możliwości, prawie pływając w oparach pożądania unoszącego się zarówno w powietrzu, jak i przejmującego coraz silniej kontrolę nad ich ciałami, już mieli przejść do dalszego etapu, gdy nagle usłyszeli dzwonek do drzwi. Znieruchomieli, niczym rażeni gromem.
- Zaraz sobie pójdzie – mruknął Bazyli i przyciągnął Konstantego do pocałunku. Kostek tylko coś mruknął niezrozumiale i wrócił do tego, co im przerwano.
Niestety nie dane mu było skończyć. Nagle gdzieś w okolicach drzwi usłyszeli głos:
- Chłopaki, jesteście w domu?
Bazyli drgnął przestraszony, a Konstanty szybko przetoczył się na podłogę, po tej stronie łóżka, której nie było widać z drzwi. Bazyli jeszcze tylko zdążył brzegiem narzuty nakryć własną erekcję, gdy w sypialni ukazał się Anita, a z nią dwa chochliki.
- Ojej, czyżbym w czymś przeszkodziła? – spytała zdziwiona.
- Nie nauczyli cię, że drzwi wymyślono po to by z nich korzystać? – warknął Konstanty łypiąc na nią wściekle.
- Dzwoniłam, ale nie otwieraliście, więc sobie weszłam.
- To sobie teraz wyjdź.
- No wiesz co? – Fuknęła wyraźnie obrażona. – To ja przychodzę do was w gości, bo nigdy tu nie byłam, a ty tak mnie witasz? – Prychnęła, uniosła dumnie głowę i wyszła z pokoju.
Konstanty tylko westchnął cierpiętniczo.
- I dobry nastrój szlag trafił.
- Nie martw się – Bazyli nachylił się i cmoknął swojego chłopaka w usta. – Przecież będziemy mieli na to całe życie, a Anita nie wiadomo kiedy znowu będzie mogła wpaść. Przecież jest tak samo zapracowana jak ty, czyż nie?
- No fakt – mruknął Konstanty już trochę uspokojony.
- Więc nie złość się już na nią, tylko ubierz się szybko.
- No dobra – mruknął zbierając części swojej garderoby – ale w nocy tak się tobą zajmę, że będziesz błagał o litość.
Bazyli roześmiał się rozbawiony.
- Nie mam nic przeciwko.
Szybko ubrali się i przeszli do salonu, gdzie, jak przewidywali, siedziała Anita i ze znudzoną miną przerzucała kanały w telewizorze.
- No, w końcu jesteście – burknęła. – Ileż można na was czekać?
- Napijesz się coś? – zapytał z uśmiechem Bazyli.
- Zimne piwo. Macie? – Kostek ruszył do kuchni. – A, i jeszcze tych twoich ciasteczek dla nich – machnęła ręką w stronę swoich chochlików, które siedziały na komodzie. - Właściwie to jesteśmy tu tylko przez te twoje cholerne ciasteczka.
- O? Jak to? – zdziwił się Bazyli.
W międzyczasie z kuchni wrócił Konstanty z zimnym piwem dla siebie i Anity i colą dla Bazylego. Anita westchnęła ciężko.
- Właśnie postanowiłam sobie zrobić dzień relaksu, no wiesz, maseczka, manicure i te sprawy, gdy te cholery – kiwnęła głową w stronę swoich chochlików – przyleciały do mnie z jakimiś bohomazami na kartce i zaczęły coś tam gadać po swojemu. A że ich nie rozumiem, to zajęło sporo czasu zanim na migi doszliśmy do porozumienia. Cały dzień mi szlag trafił, bo tym cholernikom zachciało się spróbować tych twoich słynnych ciasteczek. No więc jesteśmy. I lepiej żebyś miał te cholerne ciasteczka, bo inaczej się wkurzę.
Konstanty parsknął śmiechem, ale szybko umilkł widząc wściekły wzrok Anity.
- Wiesz – zaczął niepewnie Bazyli – uważam, że jeśli nie nałożysz tej maseczki, to twoja twarz nic na tym nie straci. Byle maseczka nie może ulepszyć czegoś, co już jest idealne.
- Tak myślisz? – Anita spojrzała nieufnie na Bazylego.
- Oczywiście.
- Jesteś taki kochany! – krzyknęła radośnie i rzuciła się by wyciskać rozmówcę. – Wiesz jak dowartościować kobietę. Co powiesz na to, żeby zostawić tego paskudę i zejść się ze mną?
- Ej, nie jestem paskuda! – krzyknął Konstanty, ale Anita zupełnie go olała.
Bazyli uśmiechnął się.
- Pochlebia mi, że jestem dla ciebie tak atrakcyjny, ale nie zamierzam zostawiać Kostka.
- Szkoda – wydęła usta w udawanym rozczarowaniu i wróciła na fotel. – Ale jak byś kiedyś zmienił zdanie, to pamiętaj, że ja jestem pierwsza w kolejne.
- Będę pamiętał – odparł z uśmiechem. – A jeśli chodzi o ciasteczka, to zostało jeszcze coś od wczoraj, zaraz przyniosę.
Na te słowa w pokoju nagle pojawił się Adam i Ewa, świergocząc coś po swojemu.
- Ależ oczywiście – Bazyli uśmiechnął się rozbawiony – wy też dostaniecie.
Poszedł do kuchni. Wrócił z miską pełną ciastek z bakaliami.
- A ty czemu jesteś taki smutny? – spytał anitowego cherubinka.
- A cholera wie, już od jakiegoś czasu ma tą beznadziejną minę – mruknęła Anita. – Ale gdy się pytam co jest grane, to tylko coś po swojemu szwargocze. Czemu te zarazy nie mogą gadać normalnie?
Cherubinek coś odpowiedział przyciszonym i zgaszonym głosem.
- Mówi, że to przez to, że musi nosić tą sukienkę – powiedział Bazyli.
- Ty ich rozumiesz? – zdumiała się Anita. – Naprawdę tak powiedział?
Cherubinek smętnie pokiwał główką.
- Ale dlaczego? – zdziwiła się Anita. – Coś tak słodkiego może nosić tylko słodkie sukienki. A najsłodsze są te z mnóstwem falbanek. Nie uważasz tak?
- Może masz rację – odparł Bazyli – ale widzisz, twój cherubinek to chłopiec, więc to naturalne, że nie lubi sukienek.
- To one też mają płeć?! – zdumiała się Anita.
- Oczywiście. Nasz diablik to chłopiec, a cherubinek to dziewczynka. U ciebie jest odwrotnie. Diablik to dziewczynka, a cherubinek to chłopiec.
- Nieeee – jęknęła rozpaczliwie Anita. - Coś tak słodkiego może być facetem? A ja już przygotowałam tyle fajnych sukienek na różne okazje. I co ja teraz zrobię?
- Zamień się z Kostkiem – stwierdził Bazyli.
- Nie mogę – odparła Anita prawie już płacząc.
- Dlaczego?
- Powiedzieli, że jak się z kimś zamienimy, to wyciągną konsekwencje. Każdy z nas musi mieć jednego diablika i jednego cherubinka.
- I będziesz miała. Przecież zamienisz cherubinka na cherubinka, więc w dalszym ciągu będziesz miała cherubinka i diablika, nie?
- Racja! Bazyli, aleś ty genialny! – rzuciła się chłopakowi na szyję i ucałowała gorąco w policzek.
- Zaraz tam genialny… - mruknął Bazyli. – Stwierdziłem tylko fakty. To jeszcze musisz się dogadać z Kostkiem.
Anita spojrzała groźnie zna ramienia Bazylego na kolegę po fachu.
- Zamień się… - mruknęła groźnie, że aż Konstantemu przeszły ciarki po plecach.
Nerwowo przełknął ślinę.
- Dobra – wystękał.
Anita uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- To gdzie jest ta wasza cherubinka? – zaczęła się rozglądać po salonie. Zobaczyła ją siedzącą obok jej własnego cherubinka i najwyraźniej pocieszającą załamanego kolegę.
- Ty! – Anita wskazał oskarżycielsko palcem w stronę swojego cherubinka. – Ściągaj tą sukienkę i oddaj jej! – Przeniosła palec na kostkowego chochlika. – Zostajesz tutaj, a ona idzie ze mną!
Cherubinki z niedowierzaniem popatrzyły najpierw na siebie nawzajem, potem na swoich „właścicieli”. Konstanty skinął twierdząco głową. Cherubinek chłopiec coś zaświergotał.
- Co on znowu chce? – mruknęła Anita, krzywiąc się z niezadowolenia.
- Chce się upewnić czy na pewno każesz mu zdjąć tą sukienkę, bo ostatnio jak próbował to zrobić, to go sterroryzowałaś i omal nie uśmierciłaś.
- No chyba mówię, wyraźnie, nie?! Ściągaj tą sukienkę, jest zbyt ładna by nosił ją jakiś niewdzięcznik, w dodatku facet. Tylko kobieta może docenić jej piękno.
Cherubinek chłopiec uśmiechnął się rozpromieniony, złapał dziewczynkę za rękę i oboje wylecieli z salonu. Wrócili chwilę potem uśmiechnięci od ucha do ucha.
- Teraz na pewno dziewczynka ma na sobie sukienkę?
- Na pewno – odparł Bazyli.
Ewa zaświergotała coś i zaczęła się kręcić w powietrzu w kółko.
- Ewa jest wniebowzięta. Mówi, że sukienka jest przepiękna – przetłumaczył Bazyli, na co Anita rozpromieniła się.
- Podoba ci się? W takim razie chodź, musisz przymierzyć jeszcze inne. – Wstała z fotela i wyciągnęła z kieszeni nożyczki, po czym otworzyła nimi przejście w zaświaty.
- Już uciekasz? – Kostek udał zdumienie.
- No pewnie. Ciasteczka zjedzone, więc w sumie zrobiliśmy to, po co przyszliśmy. Poza tym musimy poprzymierzać jeszcze inne sukienki.
- Zaczekaj chwilę – odezwał się Bazyli. – Lisa też by chciała taką ładną sukienkę.
- Lisa?
- Twój diablik. Przecież mówiłem ci, że to też dziewczynka. Ma na imię Lisa i też by chciała nosić takie ładne sukienki.
- Ona? Ona jest… - już chciała powiedzieć „za brzydka do tych sukienek”, ale zobaczyła smutną, prawie płaczliwą, minę swojego diablika i proszący wzrok Bazylego i zrobiło jej się dziwnie przykro. – No dobra. Też jej dam jakąś sukienkę.
Lisa uśmiechnęła się szczęśliwa i aż ucałowała Anitę zanim zniknęła w przejściu do zaświatów. Zdumiona Anita popatrzyła na obu chłopaków, mruknęła „ja chyba na łeb upadłam” i zniknęła w przejściu.
- Jak ty właściwie masz na imię? – zapytał Bazyli cherubinka, kiedy już przejście do zaświatów zamknęło się. Cherubinek odpowiedział. – Ach, bardzo ładne.
- Jak ma na imię? – zainteresował się Kostek.
- Mikołaj.
- Może być.
- Więc, Mikołaj, jesteś zadowolony z zamiany?
Cherubinek pokiwał energicznie głową, na co Bazyli roześmiał się.
- W nagrodę dostaniesz jeszcze więcej ciasteczek.
- A gdzie moja nagroda? – mruknął Kostek obejmując swojego chłopaka od tyłu.
- A niby za co?
- Za to, że się zgodziłem.
- Hmmm…. - Bazyli udawał, że się zastanawia. – Jak Mikołaj i Adam się zgodzą, to też dostaniesz ciasteczek.
- Nie o to mi chodziło – jęknął.
- A o co?
- Może tak skończymy to, co nam tak brutalnie przerwano? – mruknął całując Bazylego w szyję.
- W nocy, teraz czas na obiad. Żołądek mi zaraz przyrośnie do żeber.
- Sadysta z ciebie – mruknął Kostek i poszedł do kuchni pomóc w przygotowaniu obiadu.
Przez resztę dnia nic ani nikt już nie zakłócał ich spokoju. Zajmowali się swoimi sprawami, aż do nocy, kiedy to zajęli się okazywaniem sobie swojej miłości, a chochliki siadły na stole w kuchni i pociągały przez słomki malinową herbatę ze sporego dzbanka i zajadały świeżo upieczone ciasteczka.