Saga o poświęceniu 17
Dodane przez Aquarius dnia Stycznia 25 2014 11:28:36


Od tłumacza: Bardzo, bardzo Wam wszystkim dziękuję za te ciepłe komentarze pod ostatnim rozdziałem i równie mocno przepraszam za tak długi przestój. Niestety, mój wen jest leniwy i jego zainteresowanie projektem wzrasta wyłącznie jak ktoś go karmi komentarzami. Zwykle nie jestem z tych, co proszą o uwagę, ale nie mogę niestety odpowiadać za wena - taka już z niego żebracza łajza.
Braki literówek to również nie moja zasługa, a mojej wspaniałej bety, która zgodziła się wziąć za ten projekt ale tylko do momentu w którym pojawi się slash - powiedziała mi, że jeszcze shounen-ai przeżyje, ale już niestety fakt, że to jest slash jej umknął i zastrzegła, że wtedy się wycofa. Chyba sam z siebie slash się zacznie jakoś około czwartego tomu (może później), więc jeszcze trochę czasu mam (zwłaszcza z tak wygłodzonym wenem - serio, chuchro niesamowite), ale jakby na sali była jakaś cierpliwa i czepliwa beta, która chciałaby doprowadzić ten projekt ze mną do końca, to niech się zgłosi do mnie na mojego maila - redsmokeonthewater@gmail.com. Z góry dzięki!
Bardzo dziękuję również Mashe za nakarmienie wena niesamowicie ciepłym i miłym mailem. Tysiące uścisków dla Ciebie!




Rozdział Szesnasty: Taniec

Harry wszedł do gabinetu zaraz po Lucjuszu, nie chcąc mu dać czasu na zastawienie pułapek czy fiuknięcie po wspólnika. Pokój był duży i Harry odniósł wrażenie, że w pomieszczeniu jest pięć ścian, ale wokół stało wiele regałów z książkami i trudno było powiedzieć, czy tak na pewno jest. Otoczyły go kolejne osłony i zasyczały, kiedy minął próg, pozwalając mu przejść przez siebie tylko przez wzgląd na to, z kim tam wchodził. Ściany, podobnie jak drzwi frontowe od domu, utrzymane były w kolorze szaro-niebieskim, w barwach starego herbu Malfoyów, i nie wisiały na nich żadne dekoracje poza jednym portretem nad kominkiem.
Harry odwrócił się z powrotem i zobaczył wycelowaną w siebie różdżkę Lucjusza. Złapał za własną, pozwalając działać wytrenowanemu od lat refleksowi.
Lucjusz miał nad nim zaledwie sekundę przewagi, ale to wystarczyło.
- Probo Memoriter - zaintonował Lucjusz. Z jego różdżki wyleciał pocisk delikatnie niebieskawego światła i trafił w Harry'ego.
Harry zamknął oczy i czekał, aż zaklęcie się uaktywni. Zmusił się do skupienia na myśli, że zaklęcie nie może być ofensywne, inaczej obłoży dyshonorem zarówno żonę, jak i syna Lucjusza. Niestety, znany mu z opowieści śmierciożerca mógł to mieć w głębokim poważaniu.
Poczuł, jak jego umysł się nadyma i dziwacznie pęka, po czym napłynęło wspomnienie dnia, kiedy razem z Connorem mieli po pięć lat, a Lily wygoniła ich, żeby się pobawili na podwórzu w dolinie Godryka. Connor bawił się swoją zabawkową miotłą, łapiąc ją w powietrzu, kiedy go mijała, jakby była zniczem. Harry czytał księgę zaklęć zawierającą informacje o prostych czarach, które miał zamiar ćwiczyć tej nocy, takich jak Wingardium Leviosa czy Alohomora. Słońce świeciło, niebo było czyste, pastelowo niebieskie, matka chłopców siedziała niedaleko i obserwowała ich, a w jej oczach chociaż raz nie było cienia smutku.
Wspomnienie przepłynęło do nocy, w której Harry ćwiczył zaklęcia i po trzeciej próbie udało mu się unieść swoją poduszkę. Lily podeszła wówczas do niego i przytulała go mocno przez kilka minut. Pamiętał to tak wyraźnie, że nawet teraz czuł jej ręce zaciskające się wokół jego pasa i ramion.
Scena przeszła do innej, kiedy miał siedem lat, leżał z Connorem na stogu siana, obserwując gwiazdy, i powtarzał w myślach rytuały czystokrwistych, których się nauczył tego dnia. Remus opowiadał Connorowi historię o przyjaźni pewnego młodego czarodzieja i młodego mugola. Harry już znał tę historię od Syriusza, który nawet jeśli uważał za dziwne, że jego chrześniak chce poznać zwyczaje przestrzegane podczas formalnego obiadu u rodziny Blacków, to nigdy mu tej wiedzy nie odmówił.
Teraz Harry miał dziewięć lat i po raz pierwszy próbował magii bezróżdżkowej. Po każdej próbie natychmiast mdlał. Ale był uparty i jakoś między majem a sierpniem udało mu się przekroczyć te ograniczenia. Kiedy z powodzeniem wykonał swoje pierwsze zaklęcie, obejrzał się na swoją matkę, która przyglądała się mu z progu, a w jej delikatnym uśmiechu była zarówno duma, jak i obawa.
A teraz Harry miał dziesięć lat...
Harry spiął się pod naporem wspomnień i zdołał otworzyć oczy. Zobaczył, że tworzyły one obrazy, które unosiły się w powietrzu między nim a Lucjuszem, odgrywane z oszałamiającą barwą i dźwiękiem. Lucjusz obserwował je uważne z lekko skrzywionym wyrazem twarzy.
Harry nigdy nie słyszał o tym zaklęciu, ale miał już pewne pojęcie o tym, jak działa. Zacisnął zęby i wezwał swoją wolę, która tak dobrze przysłużyła mu się w lesie. Machnął w kierunku niebieskawego światła, wciąż w niego celującego, wyszukującego i wyświetlającego kolejne wspomnienia.
Zostaw mnie.
Pajęczyna światła ugięła się i z uporem wróciła na swoje miejsce, ale Harry był bardziej uparty. Zacisnął przed sobą rękę w pięść i sieć roztrzaskała się na kawałki. Harry zrobił chwiejnie krok w tył, łapiąc równowagę, po czym spojrzał na Lucjusza. Starszy czarodziej stał z wyciągniętą różdżką, obserwując Harry'ego, jakby ten był jakimś wyjątkowo interesującym okazem ryby.
Harry potrzebował kilku chwil na odzyskanie oddechu. Nie sposób było ukryć zażenowanie, ale ze wszystkich sił starał się opanować. Słabość była faux pas w tańcu, gorszym nawet niż źle dobrane spojrzenie czy gest. Złe spojrzenie czy gest mogły być wynikiem pomyłki. Słabość była zazwyczaj prawdziwa, była czymś, czego słaby czarodziej nie powinien okazywać.
- Panie Malfoy - powiedział wreszcie. - Użył pan na mnie zaklęcia bez uprzedzenia, bez mojej zgody i z tego, co się orientuję, bez żadnej prowokacji z mojej strony. Zaprosił mnie pan do swojego gabinetu i tylko dlatego za panem podążyłem. Traktowanie mnie, jakbym złamał jedno z praw gościny, jest niedopuszczalne. Poczekam, aż Draco i pani Malfoy wrócą, żeby się z nimi pożegnać. Chciałbym prosić o świstoklik, który mnie przeniesie do Hogwartu, jak się spakuję. Życzę miłego dnia. - Zawrócił i ruszył w kierunku drzwi do gabinetu.
Lucjusz zamknął je zaklęciem niewerbalnym, zanim Harry do nich doszedł. Odwrócił się, tym razem z magią skupioną wokół siebie. Nie pamiętał, żeby komuś do tej pory udało się wywołać w nim takie uczucie zimnej furii. Wszystko zrobił prawidłowo. Lucjusz nie miał prawa się tak zachowywać. Bycie śmierciożercą to jedno, ale Lucjusz łamał antyczne prawa. To uraziło Harry'ego na poziomie, z którego nawet nie zdawał sobie sprawy.
- Panie Potter - powiedział cicho Lucjusz. - Chciałbym pana przeprosić. Myślałem, że zaatakuje mnie pan zaraz po zdjęciu zaklęcia. Zamiast tego przestrzegł pan praw gościny i spróbował pan wyjść, zanim jeszcze zdołałem pana ułagodzić przeprosinami. - Pochylił głowę, ale nie przerwał kontaktu wzrokowego nawet na moment. - To zaklęcie to był test, tak samo jak prezent z monitora wrogów czy moje nieuprzejme obserwowanie pana wczoraj, czy wszystko, co robiłem, odkąd pan się tu pojawił. Za każdym razem reagował pan jak syn wychowany przez dwóch czarodziejów czystej krwi, co więcej, wyuczony w sprawach antycznych zwyczajów. Myślałem, że będzie się pan zachowywał jak syn szlamy. Proszę mi wybaczyć takie przypuszczenia.
Harry spiął się cały na chwilę, czekając, ale wyglądało na to, że to był koniec małej przemowy Lucjusza. Teraz to on czekał na odpowiedź Harry'ego.
Rzecz jasna, nadal trwał kolejny test. Gdyby zareagował na słowo szlama, to potwierdziłby przypuszczenia Lucjusza, że nie zasłużył na przeprosiny. Gdyby teraz zaatakował Malfoya, to złamałby prawa gościny, które teoretycznie jeszcze nie zostały pogwałcone. Testowanie było dozwolone w czasie tańca, wręcz było jego największą częścią, a zaklęcie nie było ofensywne ani szkodliwe.
Szukał informacji w moich wspomnieniach, żeby zobaczyć silne i słabe punkty Connora, pomyślał Harry. Oczywiście, że było szkodliwe.
Ale Connora tam de facto nie było, a rzucone zaklęcie nie wyrządziło krzywdy fizycznej, emocjonalnej, magicznej czy mentalnej samemu Harry'emu. To był po prostu kolejny krok w tańcu Lucjusza, czego dowodził fakt, że nawet nie przeprosił za efekt zaklęcia. Harry musiał złapać jego tempo albo zrezygnować z praw gościny.
Dlatego zrobisz, co musisz. Przeżyjesz. Zrobisz, co możesz, by poradzić sobie w czasie przerwy świątecznej, żebyś mógł wrócić zdrów i cały z powrotem do Hogwartu, Doliny Godryka i Connora. I wybaczysz sobie to, co będziesz musiał zrobić w międzyczasie.
Harry podniósł znowu wzrok na Lucjusza.
- Przyjmuję pana przeprosiny, panie Malfoy. Jednakże muszę nalegać, żeby następnym razem poprosił mnie pan o zgodę przed rzuceniem dowolnego zaklęcia. Uważam się za syna szlamy i czarodzieja czystej krwi, który miał szczęście odebrać niemal kompletne szkolenie czystokrwistych od swojego ojca i Syriusza Blacka. - Zauważył zniesmaczony grymas, który przemknął przez twarz Lucjusza na wspomnienie imienia Syriusza, ale nie pozwolił, by go to rozproszyło. - Jestem również bratem Chłopca, Który Przeżył i jedynie powzięte zabezpieczenia gwarantujące mi bezpieczeństwo pozwoliły mi się cieszyć wizytą w rezydencji Malfoyów. Wszelkie odstąpienia od reguły sprawiają, że robię się nerwowy. Jestem pewien, że pan jako czarodziej czystej krwi to rozumie.
Lucjusz przyglądał mu się przez dłuższą chwilę. Harry czekał. Nie przeoczył zniesmaczonego grymasu ani krótkiego błysku zaskoczenia w tych chłodnych, szarych oczach, kiedy nazwał swoją własną matkę szlamą. Lucjusz musiał to zrozumieć - Harry zachowywał się jak czystokrwisty, więc nie mogło być wątpliwości - ale prawdopodobnie nie sądził, że Harry naprawdę to zrobi.
Harry westchnął w duchu. Connor by tego nie zrobił. Trzymałby się honoru rodziny i dumy, nie wyparłby się mamy. Chciałbym tak umieć. Być może bym mógł, gdybym chciał narazić własne życie na niebezpieczeństwo.
Ale nie mogę. Moje życie nie należy do mnie. Należy do Connora. I dlatego muszę zrobić co w mojej mocy, żeby tutaj przeżyć i wrócić do jego boku.

Lucjusz w końcu skinął głową, po czym rozluźnił się, a jego lodowa maska po raz pierwszy zdawała się zdradzać oznaki topnienia.
- Proszę usiąść - powiedział, gestem wskazując krzesło stojące naprzeciw kominka. - Obiecuję, że jedyne nałożone nań zaklęcia służą wyłącznie poprawie komfortu.
Harry kiwnął głową, wymamrotał podziękowania i podszedł do krzesła. Było wąskie, twarde, miało wysokie oparcie i zostało stworzone dla kogoś zdecydowanie wyższego niż Harry, który siedząc na nim, nie sięgał stopami ziemi. Zignorował to. Gdyby zaczął teraz narzekać, przewaga przeszłaby do Lucjusza.
- Mamy święta, więc wydaje mi się, że grzaniec jabłkowy jest jak najbardziej na miejscu - powiedział Lucjusz i machnął różdżką. Pojawiły się dwa kufle parującego napoju. Podał jeden Harry'emu, po czym usiadł na identycznym krześle na przeciw niego i pochylił głowę. - Proszę wznieść toast.
Harry się nie wahał. Zbyt długie milczenie również było oznaką słabości.
- Za przeżycie - powiedział, po czym napił się.
Jabłecznik nieprzyjemnie połaskotał go bąbelkami w podniebienie, a on sam nie mógł powstrzymać myśli, że może być zatruty - choć przecież Lucjusz musiałby być nieskończenie głupi, próbując tego, kiedy wciąż ochraniały go prawa gościny. Harry wierzył w inteligencję swojego przeciwnika równie mocno ,co w jego chęć otrucia gościa, więc upił trzy głębokie łyki przed oparciem kufla o swoje udo. W efekcie w jego głowie pojawiły się ciepłe łaskotki, które na pewno nie pochodziły z kominka.
Lucjusz siąpił z własnego kufla. Ani przez chwilę nie spuścił Harry'ego z oczu.
- Widzę, że trenował pan długo i ciężko - powiedział chwilę później, opierając się wygodnie. - Poziom pańskiego opanowania magii bezróżdżkowej jest dość niezwykły w tak młodym wieku, że już nie wspomnę o różnorodności niełatwych w wykonaniu, ale użytecznych zaklęć. Niech pan mi powie, panie Potter, czemu pan tak trenuje? Jest pan bratem Chłopca, Który Przeżył. Czarny Pan zniknął. Opiekują się panem rodzice i nauczyciele. Nawet mój syn, choć osobiście pilnowałem jego rozwoju w innych kwestiach, ma więcej czasu na opanowanie swojej magii.
Harry'emu nawet powieka nie drgnęła. Jeśli Lucjusz nie miał zamiaru wspomnieć o tym, jak zdobył te informacje, to on też nie będzie do nich nawiązywał.
- Nie wierzę w spoczywanie na laurach, panie Malfoy - powiedział i upił łyka swojego jabłecznika. - Uważam, że Czarny Pan powróci. Powinniśmy być na to gotowi.
- Ach - powiedział miękko Lucjusz. - W takim razie pański brat, Chłopiec, Który Przeżył, również przechodzi przez tak intensywny program treningowy?
Za każdym razem, kiedy Lucjusz wspominał o Connorze, Harry czuł się, jakby mu ktoś kroił wnętrzności tępym nożem. To również zignorował. Wciąż był słabszym partnerem w tym tańcu. Musiał się bronić, co, na dłuższą metę, ochroni również Connora. W dodatku, powiedział sobie, Lucjusz nie ma pewności, czy Connor nie przeszedł takiego treningu. Nie widział dość wspomnień.
- Jego trening jest analogiczny do mojego - zdecydował się powiedzieć.
Coś ponownie zamigotało w oczach Lucjusza, ale tym razem Harry nie był pewien, jakiej to odpowiadało emocji.
Popił z kufla. Harry też.
-Mój syn wiele mi o panu mówił - powiedział Lucjusz. - Byłem zaskoczony, czytając jego listy. Potter w Slytherinie? Potter chętnie nawiązujący przyjaźń z Malfoyem? - Uśmiechnął się, ale to było tylko wykrzywienie ust; jego oczy znowu były chłodne. - Niech pan mi powie, panie Potter, czemu pan się zaprzyjaźnił z moim synem?
To jest troskliwy ojciec, pomyślał Harry i z miejsca poczuł się bezpieczniej. Lucjusz nie był na tym gruncie idealnym, zamrożonym czarodziejem czystej krwi. Łatwo by go było teraz wytrącić z równowagi, gdyby Harry tego chciał, a najlepiej będzie to zrobić, po prostu mówiąc prawdę.
- Stało się raczej na odwrót. To Draco zaprzyjaźnił się ze mną - powiedział Harry. - Ja po prostu nie chciałem go odrzucić. Jestem też pewny, że napisał panu o swoim długu życia i tym, w jaki sposób zdecydował się go spłacić.
- Tak - odpowiedział Lucjusz. - Oczywiście nie wyjaśnił mi okoliczności długu... jak w ogóle doszło do sytuacji, w której uratował mu pan życie.
- Długi życia to bardzo prywatne sprawy - wymamrotał Harry. - W dodatku wyjątkowo starożytne. Myślę, że powinniśmy oddać cześć tradycji i okryć je zasłoną tajemnicy.
Lucjusz uśmiechnął się szczerze i podniósł swój kufel w krótkim toaście dla Harry'ego. Harry przeanalizował własne emocje i odkrył, że czuje tę samą dziwną przyjemność, której doświadczał od chwili przybycia do rezydencji. Lucjusz był morderczym śmierciożercą, którego nikt i nic nie powstrzyma przed zabiciem Connora albo przekazaniem go Czarnemu Panu. Ale jednocześnie poza walką pozostawał w pewnych granicach, klatkach, ograniczeniach. Te ograniczenia pozwalały na ruchy pełne wzajemnego szacunku i podziwu. Harry wiedział, że jego relacje z Lucjuszem będą wiecznie napięte, ale zapowiadały się naprawdę ciekawie.
- Wystarczy o moim synu - powiedział Lucjusz. - Jakim cudem syn szlamy otrzymał szkolenie czarodzieja czystej krwi?
- Chciałem je otrzymać - odparł Harry. - A moja rodzina nie miała powodu, by mi go odmówić.
- Interesujące - powiedział Lucjusz, podnosząc brwi. - Wydawało mi się, że syn Jamesa Pottera będzie raczej zachęcany do podążania za tradycjami miłośników mugoli. Czy też wspierania Dumbledore'a. Unikania słowa szlama, jakby było przekleństwem. Wyrzekania się tradycji czystokrwistych, jakby była to sprawa honoru.
Harry nie dał po sobie niczego poznać. To był idealny opis Connora, który, choć miał w głowie szczątkowe tradycje czystokrwistych, to nie znał ich genezy i nie odróżniłby ich od reszty edukacji czarodziejskiego świata.
- Moja rodzina nie miała powodu, by i tego mi odmówić.
Lucjusz odchylił się lekko na krześle. Harry był pewien, że starszy czarodziej akceptuje te informacje, przetwarza je, ocenia i dochodzi do wniosku, że Harry zna oba te światy. Co było na dobrą sprawę prawdą. Mogło też zaważyć na decyzji Lucjusza w kwestii przypuszczenia ataku na Connora, jeśli uzna, że ten otrzymał podobne wychowanie.
A Connor będzie go potrzebował, pomyślał Harry z bólem w sercu. Wiem, że będzie się temu opierał, ale musimy zacząć w te wakacje. Mam wrażenie, że i tak już za długo to odkładaliśmy, chcąc chronić jego niewinność.
- W takim razie co pan robi w domu Slytherina? - zapytał Lucjusz, odpuszczając sobie subtelność i w związku z tym zmieniając kroki w tańcu. Harry wyprostował się, słysząc, że zaczyna grać szybsza, bardziej niebezpieczna muzyka. - To może sugerować, że wybrał pan jedną stronę swojej edukacji ponad inną.
- Uczniowie nie wybierają swoich domów - powiedział Harry.
Lucjusz roześmiał się. Harry zamrugał. Chichot był głośny i zakończył się dźwiękiem przypominającym czknięcie. Naprawdę ciężko było sobie wyobrazić, że człowiek, który potrafi się śmiać w ten sposób, był zdolny do mordowania i torturowania dzieci. Harry myślał, że śmiech Lucjusza będzie zimny jak ten, który czasem słyszał w snach.
- Och, przestań, Harry - powiedział Lucjusz. - Możesz mi powiedzieć. Co takiego mówiła ci tiara, przydzielając cię do Slytherinu?
Harry wysunął podbródek. To, co miał zaraz powiedzieć, było niebezpieczne, ale jeśli nie zareaguje jakoś na zmianę sposobu zwracania się, to postawi się w pozycji nierównej Lucjuszowi. Na to nie mógł pozwolić.
- Ależ, Lucjuszu - powiedział - sądzę, że powiedziała mi dokładnie to samo co tobie.
Proszę bardzo, pomyślał Harry, kiedy twarz gospodarza znowu zobojętniała, niech sobie nad tym chwilę poduma, niech się zastanowi, o co mi mogło chodzić.
Przez chwilę panowała cisza, w czasie której Lucjusz pił powoli swój jabłecznik, obserwując Harry'ego. Chłopiec odpowiedział mu podobnym spojrzeniem, zastanawiając się, czego będzie dotyczyła kolejna uwaga.
- Czy wiedziałeś - powiedział wreszcie Lucjusz, głosem wypranym z zapału - że twoja magia jest naprawdę potężna, Harry? Jest elastyczna i łatwo się adaptuje. Niemal tak silna jak moja, gdy byłem dzieckiem.
Harry sięgnął na moment w kierunku Lucjusza, ale niczego nie wyczuł. Jego moc była ukryta za kilkoma bardzo ostrożnie skonstruowanymi tarczami. Harry kiwnął głową. Nie miał możliwości sprawdzenia, czy to, o czym mówił Lucjusz, było prawdą, czy nie, i w związku z tym nie było powodu, by traktować ten komplement poważnie.
- Dziękuję ci, Lucjuszu - powiedział. - Ale prawda jest taka, że jestem zaledwie bratem Chłopca, Który Przeżył.
O właśnie. Mgnienie niepokoju przemknęło przez te szare oczy. Harry uśmiechnął się w duchu. Niech ta plotka strzeże Connora. Wszystko, co może pomóc przy jego ochronie, mogło się okazać bardzo pomocne.
Lucjusz znów zamilkł. Harry pił swojego grzańca i udawał, że jest to przyjemne, prywatne spotkanie.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi w tym samym czasie, gdy coś stuknęło w okno. Harry spojrzał w górę i zobaczył wspaniałego puszczyka z listem owiniętym wokół nogi i czekającego, aż ktoś go wpuści do środka. Pukającym zaś okazał się Draco, co wydało się w następnej chwili, gdy zawołał:
- Ojcze? Harry? Wszystko w porządku?
Lucjusz wstał z gracją i podszedł do okna, by wpuścić sowę. Nie przerwał kontaktu wzrokowego przez cały czas, nawet jak odwiązywał list.
- Dziękuję ci, Harry - powiedział. - To było pouczające. A teraz, jeśli nie masz nic przeciw temu, idź, proszę, uspokoić mojego syna. Wydaje mi się bardzo zatroskany. - Zamilkł na dłuższą chwilę. - Nie mam pojęcia czemu.
Uznając te słowa za propozycję rozejmu, którą prawdopodobnie w istocie były, Harry kiwnął głową i odstawił kufel na poręcz krzesła.
- Dziękuję za jabłecznik i rozmowę, Lucjuszu. Obie były unikalnie doprawione.
Lucjusz uśmiechnął się, choć było w tym mniej uśmiechu, a więcej szczerzenia zębów.
- Będę wypatrywał kolejnej okazji do rozmowy, Harry Potterze - powiedział.
Harry kiwnął głową i wyszedł z gabinetu, gdzie zaraz za drzwiami musiał uspokoić panikującego Dracona, że nic się nie stało, i zapewnić go, że nie, to nie znaczy, iż zmienił swoje zdanie o tym, że Lucjusz z własnej woli przyłączył się do śmierciożerców. Wtedy Narcyza wróciła z czarnym puchaczem na ramieniu. Harry rozpoznał w nim Godryka. Ptak przyleciał do niego z listem od jego brata.
Zaraz za nim przyleciały jeszcze dwie sowy, które Harry rozpoznał jako ptaki jego matki i Remusa. Sowa Lily przyniosła dwa listy.
Harry westchnął i poszedł przeczytać pełne niepokoju listy swojej rodziny z pytaniami, czy już został zamordowany, i odpisać im, że nie, jeszcze nie został.




Lucjusz zaczekał z otwarciem listu, póki drzwi od jego gabinetu nie zostały zamknięte. Rzecz jasna, przejrzenie korespondencji bez pozwolenia było nagięciem praw gościny, ale nie znaczy to, że Harry Potter nie znalazłby do tego obejścia.
List był krótki, treściwy i na dobrą sprawę zwyczajnie potwierdzał inną wiadomość, którą czarodziej dostał kilka tygodni wcześniej. Lucjusz napisał szybko odpowiedź, przyczepił ją do nogi sowy i patrzył, jak wzlatuje w czyste, zimowe niebo, kierując się na północ. Co oczywiście o niczym nie świadczyło.
Lucjusz wrócił, by dopić swój jabłecznik, i zaczął się zastanawiać nad tym, czego się dowiedział podczas tej rozmowy - czy raczej zacinającego się walca - z Harrym Potterem.
Ten chłopiec był wszystkim, co obiecywał mu syn, a nawet więcej. Lucjusz rozumiał już, dlaczego Draco był tak zafascynowany. Magia Harry'ego sprawiała, że jego tętno zabiło szybciej z zainteresowania dla jej mocy i jej właściciela, obawy, kiedy została zwrócona przeciw niemu, i pragnieniu przyrównania tej mocy do własnej.
Nie wiedział natomiast, że Harry miał pełną władzę nad bezróżdżkową magią, niszczeniem zaklęć i kurtuazją czystokrwistych. Dziadek Jamesa, ostatni Potter wart tego nazwiska, byłby z niego dumny - pierwszy jego potomek od dłuższego czasu, któremu z dumą można by było przekazać całe dziedzictwo już w wieku osiemnastu czy dziewiętnastu lat. Taka kontrola była nienaturalna w tak małym dziecku, tak samo jak potęga jego mocy. Lucjusz nie miał pojęcia, jak Harry wszedł w posiadanie obu.
Teraz, kiedy był sam, pozwolił sobie na lekkie zaciśnięcie pięści po straconej okazji, którą dał mu Probo Memoriter. Zobaczył, że Potterowie poddali swojego starszego syna ostremu szkoleniu, ale nie poznał jego celu i nie dowiedział się, jak wyglądał trening Connora Pottera. Draco, oczywiście, uważał, że chłopiec jest słaby, ale Draco był zbyt zaabsorbowany Harrym i samym sobą, by być w stanie wygłaszać racjonalne opinie w tym temacie. Do tego Harry zniszczył zaklęcie bez większego problemu i zareagował tak, jak powinien się zachować dziedzic rodziny czystej krwi, a nie popędliwy, zakochany w mugolach chłopiec, którego Lucjusz się spodziewał.
Ale to ma sens, prawda? Ma temperament, ale się z nim kryje. No i bez względu na swój wiek nie jest dzieckiem.
Lucjusz pozwolił, by lekki uśmiech zagrał mu na wargach. Oczywiście, Potterowie wybrali stronę, która ostatecznie przegra - list, który dzisiaj dostał, był tego dowodem - ale czuł niezwykłą radość, że przed końcem będzie miał okazję zmierzenia się na polu bitwy z przeciwnikiem pokroju Harry'ego Pottera.
A gdyby chłopca dało się przekonać...
Lucjusz jednak nie mógł sobie pozwolić na takie myśli. Być może była jakaś możliwość przekonania Harry'ego do przejścia na ich stronę, choćby poprzez przyjaźń z Draconem czy przez sam pobyt w Slytherinie, ale wyglądało na to, że jedenaście lat treningu nie zmieniło go w kogoś, kto by choćby dla zabawy rozważał taką możliwość. Co więcej, chłopiec wolał starożytne zwroty, a mimo to dotrzymał mu kroku w nowoczesnym tańcu, nie gubiąc się ani razu. Tak formalne zwyczaje czystokrwistych zwykle sprawiały, że człowiek ich przestrzegający prędzej by się złamał niż ugiął.
A mimo to chłopiec powiedział szlama, jakby używał tego słowa każdego dnia.
Lucjusz potrząsnął głową i pstryknął palcami, by przywołać Zgredka ze swoim płaszczem. Spędził za dużo czasu, myśląc o młodym przyjacielu swojego syna. Czas najwyższy wykonać zlecenie, które dostał od swojego pana. Musiał znaleźć pewien przedmiot ukryty na wybrzeżu Szkocji. Chciał to mieć z głowy przed obiadem, żeby móc spędzić świąteczny posiłek ze swoją rodziną.
I naszym niezwykłym gościem, oczywiście.