Kawa i grafit 6
Dodane przez Aquarius dnia Stycznia 18 2014 10:34:02


Część 6 – Chciwość




Owinął się szczelniej połą szlafroka, zaciągając się po raz ostatni papierosem, nim zadusił go na betonowym schodku wiodącym do sutereny. Mrok zdążył już zapaść i noc zapowiadała się całkiem chłodna, jedna z pierwszych nocy na przełomie jesieni i lata, kiedy powietrze przesycone było już innymi zapachami, wywołując w sercu Miłka jakieś tęskne drżenie. Na podwórko kamienicy wypadła grupka młodzieży, pijana tanim piwem i agresywna, kilkoro młodych ludzi z biednych rodzin, którzy nie wiedzieli co zrobić ze sobą w wieczór taki jak ten, przeklinających głośno i automatycznie budzących w Miłku żywą niechęć. Podniósł na ręce Kitkę siedzącą obok niego cierpliwie kiedy palił, i ewakuował się do wnętrza, nie mając jakoś ochoty na konfrontację. Zamknął za sobą zamek w drzwiach, z ulgą odgradzając się od zewnętrznego świata. Tutaj czuł się jak u siebie. Tu był bezpieczny.
Z łazienki dobiegł go szum wody. Najwyraźniej Mikołaj nadal szorował się po ich popołudniowym maratonie obciągania, filmów Hitchcocka i włoskiego jedzenia. Uśmiechnął się do siebie, puszczając kota na podłogę. W mieszkaniu było kojąco cicho i ciepło, pachniało w sposób, który kojarzył mu się z domem, nawet pomarańczowe światło żarówek pozwalało poczuć się bezpiecznie. Czuł, że mógłby tu zostać na lata, że mogłoby być mu tu całkiem dobrze. Z drugiej jednak strony odczuwał narastający niepokój, jakby lada moment miała zejść lawina. Niebezpieczeństwo, zew, wołanie. Wiedział, że nie będzie mu dane zbyt długo delektować się spokojem.
Zrzucił szlafrok na łóżko, zostając jedynie w czarnych slipach, nim wciągnął pospiesznie spodnie. Nie lubił patrzeć na siebie. Nie lubił przypominać sobie, że mimo wysiłków nie potrafi przytyć. Zasunął z zastanowienie zamek obszernej, zielonej bluzy, poprawił powoli duży, mięsisty kaptur, wiodąc wzrokiem po rzeczach porzuconych na pościeli. Kilka okruszków pieczywa tworzyło niechlujną kompozycję ze zmiętymi bokserkami Mikołaja, zagubionym, czerwonym misiem Haribo i zużytą chusteczką higieniczną, w której zapach spermy mieszał się z zapachem wiśniowego żelu intymnego. Schylił się, dotknął dłonią poduszki, zastanawiając się, czy będzie musiał niedługo to wszystko zostawić. Czy tęskniłby, gdyby musiał odejść. Już raz, kiedyś, zmuszony był odejść i tęsknił tak mocno, że nie pragnął powtórki. Nie wiedział jednak, czy tym razem byłoby podobnie. Czy będąc gdzieś daleko marzyłby, aby znaleźć się tu z powrotem? Kitka wskoczyła na łóżko i zaczęła mruczeć intensywnie, moszcząc sobie miejsce na kołdrze.
Z rezygnacją podciągnął spadającą kołdrę na łóżko, pozwalając kotu spać w jej zmiętym materiale. Przeczesał włosy palcami, przez chwilę zastanawiając się, co dalej. Szum wody w łazience ucichł. Mikołaj skończył się kąpać. Za moment wyjdzie, i muszę podjąć decyzję, pomyślał, stając przed biurkiem i powoli wysuwając szufladę. Tak czy nie? Spróbuj, podpowiedział mu wewnętrzny, cichy głos, nakłaniając go do dalszego działania.
W sumie nie było to nic wielkiego, dwie małe tabletki w celofanowym woreczku, który chwycił pomiędzy palce w chwili, gdy Mikołaj wszedł do pokoju. Odwrócił się do niego powoli, powiódł wzrokiem po jego proporcjonalnej, chłopięcej jeszcze sylwetce, po silnie zaczerwienionej skórze, na której nie było widać teraz nawet piegów, szukając przyczyny, dla której ten chłopak jest tutaj z nim, dla której chce spędzać z nim czas. Znał doskonale siebie, wiedział, że nie jest najmilszym kompanem, że nierzadko jest niemiły i irytujący, ale Mikołaj jakoś ciągle wracał, i nie udało mu się do tej pory zrazić go do siebie przez ostatnie dwa miesiące. Nikt nie ma nerwów ze stali, pomyślał, unosząc torebkę tak, by chłopak mógł ją zobaczyć.
- Masz ochotę na coś... specjalnego? - spytał, uśmiechając się kącikiem ust.
- Och...czy to jest to, co myślę? - W oczach Mikołaja coś zabłysło na ten widok. Nie zaprzątając sobie głowy ubraniem się podszedł do mężczyzny.
- Dobrze wiedzieć, że coś sprawia, że zaczynasz myśleć - dogryzł mu Miłko, spoglądając na chłopaka ze złośliwym uśmieszkiem. - Pomyślałem, że moglibyśmy pójść na... spacer i trochę go sobie... urozmaicić.
- Święty Miłko się znalazł. - Mikołaj wystawił mu język. - Spacer i urozmaicenie? Dobra, ale co to jest? Bo może będzie tych urozmaiceń za dużo.
- Boisz się, że cię otruję? - Miłko uniósł brwi krzywiąc się śmiesznie, odrobinę z niedowierzaniem, a odrobinę kpiąco. - Zgwałcę, zabiję, wywiozę do lasu? Chociaż może to jest jakaś myśl... - udał, że się zastanawia, ledwo powstrzymując parsknięcie śmiechem.
- Uważaj, bo skończy się na odwrót. - Mikołaj uśmiechnął się tajemniczo i przesunął dłonią po ramieniu mężczyzny, robiąc przy tym minę, która w jego mniemaniu miała oddawać szaleństwo, które tak skrzętnie ukrywał.
- Mmm, marzysz o moich zwłokach, jak słodko - zakpił Miłko, odsuwając się od chłopaka i rzucając torebkę z tabletkami na blat biurka. Pochylił się na kasetką wyjętą z szuflady, mocując się chwilę z zamkiem, odwrócony tyłem i schylony. Bez słowa schował metalowe pudełko do wnętrza biurka. Szuflada, w której znajdowała się kasetka, również była zamykana na klucz wpięty do pęku kluczy domowych, które Miłko zwykle nosił ze sobą w kieszeni spodni. - Decyduj się. Chcesz czy nie? - spytał, odwracając się w końcu i podrzucając klucze w dłoni.
- Jasne, że chcę, gwałty mi niestraszne. - Chłopak sięgnął po swoje porzucone ubrania i zaczął je pospiesznie wkładać. Było widać, że jest podekscytowany wizją spędzenia dzisiejszego wieczoru w taki ciekawy sposób. Nie chciał przy tym pokazywać obawy, która się pojawiła. Nie umiał pozbyć się myśli, co powiedzieliby na to rodzice i czy wszystko zakończy się bez niepotrzebnych kłopotów. Odmówienie Miłkowi nie wchodziło w grę. Włożył koszulkę, a na nią bluzkę z długim rękawem. Zakładał, że zmarznie, ale nie miał zamiaru przejmować się tym w tej chwili. Przeczesał włosy, schował telefon do kieszeni spodni i spojrzał na mężczyznę. - Gotowy.
- Nic złego ci się nie stanie... Poprawi ci się nastrój... Możesz czuć się trochę pobudzony, mieć lekkie... halucynacje. Zmiany w percepcji... ale nie bój się, będę cię pilnował. - Miłko uśmiechnął się oszczędnie, wsuwając na stopy swoje krótkie sneakersy i dopinając zamek w dużej, zielonej bluzie z obszernym kapturem. - Lubię czasem zawędrować... do innego świata.
- Ej... nie boję się.
- Tak? A mi wydaję się, że wciągałbyś mąkę nosem, byle mi zaimponować - prychnął mężczyzna, wychodząc na podwórko kamienicy i zamykając za nimi drzwi.
- Wcale, że nie. Pewnie tak ci się marzy. - Mikołaj wsunął dłonie w kieszenie spodni i obejrzał się na budynek skąpany w granacie nocy. - Marzy ci się fan wciągający dla ciebie nosem mąkę. Podoba mi się. Ale chyba odmówię.
-Marzy mi się? A co ja bym robił z takim dzieckiem? Kolorowanki malował? - zakpił mężczyzna, wciskając dłonie do kieszeni spodni.
Przeszli na drugą stronę ulicy, wchodząc w ciemny i dosyć ponury o tej porze park Wilsona. Lada moment brama parku miała zostać zamknięta, Miłko jednak nie zamierzał spędzać tam więcej czasu niż potrzeba. Noc pachniała intensywnie jesiennie, wiatr poruszał liśćmi drzew, które raptem kilka dni wcześniej zaczęły masowo opadać. Wszystko to wprawiało Miłka w melancholijny nastrój, wywołując chęć oddania się wspomnieniom, zanurzenia się w nich i uśnięcia, ukrycia się w swojej norze na dobre. Białka jego oczu mignęły w świetle latarni, kiedy obrócił się do Mikołaja, złapał go za rękaw bluzy i pociągnął w stronę sceny w centrum parku. Usiedli na tyłach sceny, na betonowych schodkach z drewnianą balustradą, okryci szczelnie półmrokiem i niemal niewidoczni. W oddali dało się słyszeć głosy pijącej młodzieży. Miłko sięgnął do kieszeni by wyciągnąć dilerkę.
- Daj rękę - powiedział, otwierając powoli torebeczkę. Ciemność nie stanowiła dla niego żadnego problemu.
- Daje kopa? - Mikołaj wyciągnął dłoń, wpatrując się w oczekiwaniu w mężczyznę. Już zdążył zmarznąć, ale nic nie mówił, mając nadzieję, że po zażyciu tabletki diametralnie się to zmieni. - Zgaduję, że Wojtek nie ma zielonego pojęcia o twoich wyprawach do innego świata? - zapytał cicho.
- Działanie może być różne, na każdego działa trochę inaczej. Gdyby działo się coś złego, mów mi o tym - powiedział, wysuwając jedną z białych, okrągłych tabletek na dłoń chłopaka. - Będę uważał na ciebie. A Wojtek… lepiej niech o niczym nie wie. I tak już na zbyt wiele sobie pozwala.
- A co zalicza się do tych... złych objawów? Kiedy zachce mi się wciągać piach, aby ci zaimponować? - zaśmiał się Mikołaj, ale zakrył usta, bo zabrzmiało to za głośno w jego mniemaniu. - Nic nie powiem Wojtkowi. Też myślę, że czasem już przesadza.
- Gdybyś widział coś, co cię wystraszy, albo czuł się dziwnie, to powiedz. Ale nie powinno być tak źle - szepnął Miłko tuż przy jego uchu, samemu oczekując już z niecierpliwością pierwszych objawów. - Wojtek powinien bardziej na siebie uważać. Widzę, że… rozsmakował się w tym. Wszystko może szybko stracić dla niego jakikolwiek… smak.
Mikołaj wsunął do ust tabletkę, już czując jak robi mu się gorąco od samej sytuacji. Ułożył ją pod językiem i odetchnął.
- A ciebie kiedyś coś wystraszyło? - odwrócił głowę w stronę Miłka, z ciekawością przyglądając się płynnej czerni jaka otulała jego twarz. Skojarzyło mu się to z plamami ciemnego tuszu, kryjącymi swym natężeniem wszystko, a zarazem podkreślającymi aż za wiele.
- Nieee… - przeciągnął mężczyzna, starając się mówić cicho i nie zwracać na siebie uwagi potencjalnego pijącego towarzystwa. Nie mówił jednak prawdy, nie raz zdarzyły mu się niemiłe tripy, ale wolał nie straszyć nimi Mikołaja. - Zwykle są to bardzo miłe wizje, czasami wspomnienia. Lubię czasami wziąć coś na noc i spędzić tripa w łóżku. Wtedy najczęściej wizje są bardziej… erotyczne - zaśmiał się cicho, niskim, ciepłym głosem tuż obok Mikołajowego ucha. - Rozluźnij się, odpręż, nastrój pozytywnie. To może być najlepsza noc twojego życia - szepnął, wyciągając przed siebie nogi i wdychając głęboko aromatyczne, gęste powietrze.
- Skoro tak mówisz, to tak będzie. - Mikołaj przymknął powieki, pozwalając aby dreszcz chłodu przeszył jego ciało. Wydawało mu się, że zimno wręcz wbija się pod jego skórę, aż do płuc. - Chętnie bym kiedyś spróbował z tymi erotycznymi snami. Chociaż nie u siebie w domu, chyba że Kuba wybędzie do dziadków, albo do mojego starego.
-To nie są sny… To są całkiem realne wizje. Kiedyś wydawało mi się, że smaruję oliwką piersi Monici Belluci. Potem okazało się, że maltretowałem poduszkę… Wiesz, tą czarną, włochatą. - Miłko zachichotał w zwiniętą pięść, sadzając wygodniej tyłek na wąskim, zimnym schodku. - Wizja była piękna, ale czułem się potem jak skończony loser - pokręcił głową, z trudem opanowując własny śmiech. Czegoś takiego się właśnie po sobie dziś spodziewał.
Mikołaj zakrył usta, hamując rozbawienie jakie go zaatakowało. Pochylił głowę i zaśmiał się najciszej jak umiał, co było ciężkie w takich warunkach.
- Cycki Monici Belluci, o ja nie mogę, ha ha, i włochata poduszka. Teraz będę patrzeć na nią inaczej... Przepraszam, na obie.
- Kretyn - prychnął Miłko, wyciągając z kieszeni bluzy paczkę papierosów i odpalając sobie jednego. - Chcesz? - spytał, wyciągając otwarte opakowanie w stronę Mikołaja. - Zaraz musimy się stąd zwijać.
- Dzięki, chętnie. Idziemy gdzieś konkretnie, czy raczej przed siebie? - Chłopak sięgnął po papierosa, nadal roześmiany i rozbawiony. Dzięki temu zrobiło mu się znacznie cieplej.
- Zobaczysz - powiedział tajemniczo Miłko, chociaż wcale nie miał w planach żadnego konkretnego miejsca. Wstał leniwie ze schodka i otrzepał spodnie, trochę już niezgrabnie, zbyt nerwowo. Zagapił się na chwilę na żar papierosa, zapadając w przyjemne, delikatne zamyślenie. Ocknął się jednak równie szybko, starając się skupić wzrok na Mikołaju. Świat zaczynał pulsować mu przed oczyma, co było bardzo dobrym objawem działania leku. - Chodź, musimy iść. Zaraz przyjdzie straż - dodał zmienionym głosem, całą swoją uwagę starając się skupić na twarzy chłopaka. Było to coraz trudniejsze ze względu na natłok dźwięków, jaki zdawał się go atakować, z każdą chwilą coraz intensywniej i wyraźniej. - Chodź - powtórzył, wciskając dłonie do kieszeni spodni i kierując się do bramy po drugiej stronie parku.
Idący za nim Mikołaj próbował zachowywać się cicho. Zapach papierosów, ostry aromat drzew czy chłód powietrza smakował w jego mniemaniu odurzająco. Szybko przypomniał sobie, co uwielbiał w tego typu wypadach na miasto nocą. Dziś dodatkowo miało być inaczej, i tego nie mógł się doczekać. Wpatrywał się w ciemną plamę, jaką stanowił mężczyzna przed nim, czując przypływ ciepła w palcach rąk i policzkach.
Jak ja się, kurwa, zachowam przy nim? - pomyślał, oblizując dolną wargę i oddychając przez chwilę nosem. Zastanawiało go, jak zareaguje jego uwolniona osobowość przy jedynym mężczyźnie, z którym dzielił tajemnicę swojej seksualności. Ale czego ja się boję? No właśnie, kurwa czego? Pytał sam siebie, ale i na to pytanie nie mógł znaleźć odpowiedzi.
Okręgi światła lamp drgnęły, a ich krawędzie rozmyły się niezauważalnie. Mikołaj zapatrzył się na to, zaciągając się mocno dymem. Był pewny, że słyszy wyraźny syk żarówki oraz jej ciche buczenie. Wzdrygnął się i ruszył dalej, zauważając, że Miłko znacząco go wyprzedził.
Przeszli szybko przez Głogowską i skręcili na most Dworcowy. Miłko szedł bardzo szybko, oglądając się za Mikołajem raz po raz. Mimo że czuł się za niego odpowiedzialny, nie potrafił poskromić energii, która zwykle na początku go rozsadzała. Zarzucił na głowę kaptur, jakoś odruchowo, bez konkretnego celu, sprawiając, że cienie kładące się na jego twarzy dodatkowo wyostrzyły jego rysy. Pomimo wczesnej godziny, była bowiem dopiero dwudziesta druga, ulice świeciły pustkami. Jedynie pojedyncze osoby przecinały im drogę, spiesząc się z pociągu na tramwaj do domu.
- Dobrze się czujesz? - spytał, zrównując się z Mikołajem. Nie umiał opanować swoich rąk, wyciągał je i wkładał stale do kieszeni, rozglądając się nerwowo, z nienaturalnym uśmiechem na ustach. Czuł się jednak znakomicie. Wiedział, że za moment pierwsze uderzenie energii minie, pozwalając mu się uspokoić.
- Tak. Jest intensywnie. - Głos Mikołaja zadrżał, a w kącikach ust pojawił się uśmiech. Policzki miał zdrowo zaczerwienione, a wzrok cały czas wędrował po wszystkim, co ich otaczało. Pulsujący zapach, dźwięk, kolor. Tak wszystko postrzegał, jak zmieniający się rysunek, do którego ktoś, niewidzialną ręką domalowywał, to znowu rozcierał ruchome plamy barw.
Miłko zaśmiał się nerwowo, zatarł spocone ręce, prowadząc go szybkim krokiem przez park przy dworu PKS i wzdłuż Starego Browaru. Piękny, stary budynek wzbudził w nim grozę, zapatrzył się na niego z rozchylonymi ustami. Było w nim coś groteskowego, coś budzącego przerażenie, coś, co spowodowało gwałtowne bicie serca i nagły przypływ adrenaliny. Sam nie wiedział kiedy zaczął biec, ciągnąc za sobą Mikołaja. Przystanęli w końcu przy Kupcu, niczym para bezdomnych, ciężko łapiąc oddechy po szaleńczym biegu.
- Jezu, chyba ktoś nas gonił... - sapnął Mikołaj, unosząc głowę i będąc pewnym, że zaraz zobaczą kto też za nimi podążał. Serce biło mu nerwowo, a obraz przed oczami wyostrzał się, to znów zlewał w jedną płynną masę. Ale to barwy, do tej pory zasnute mrokiem nocy naraz dostrzegał w kolejnych elementach otoczenia. - Spójrz! - Zacisnął palce na ramieniu Miłka i wskazał w stronę nieba, po którym leniwie przepływały mięsiste kłęby chmur. Czerwona łuna, którą widział Mikołaj wiła się na granatowym tle jak wąż, oblewając wszystko ciepłym, rubinowym światłem.

Miłko oparł się plecami o ścianę budynku, niespodziewanie zaczynając się śmiać. Sam nie wiedział, co go tak rozbawiło, ale był to serdeczny, głęboki śmiech wyrażający absolutne rozbawienie. Sam z siebie nigdy się tak nie zachowywał.
Zmrużył oczy, nie mając najmniejszej ochoty patrzeć na to, co pokazuje mu Mikołaj. Jego dłoń na tle nieba wydawała się niesamowicie odległa i mała, tak daleka, że nie byłby w stanie jej pochwycić. Popatrzył się prowokująco na chłopaka, oblizując dolną wargę w zalotnym, wulgarnym geście. Trzeźwy Miłko palnął by sobie w łeb, widząc coś takiego. Odchylił głowę do tyłu, opierając ją na potylicy i zagapiając się z uśmiechem w niebo. Światła latarni nie pozwalały zobaczyć gwiazd, ale on i tak je widział. Zapach nocnej ulicy był cudowny i odurzający, wspomnienia uderzyły w niego nagle, intensywnie, wyduszając z mężczyzny tęskne westchnienie.
- Kocham takie noce - powiedział zmienionym głosem, czując, że jeszcze chwila, i wszystkie emocje wybuchną w nim, rozsadzą mu serce. Dopiero teraz poczuł, jak bardzo jest stęskniony.
Przez chwilę jego młodszy towarzysz nie dawał znaku, aby w ogóle pamiętał o obecności kogoś jeszcze prócz niego na pustej ulicy. Wpatrywał się w niebo szeroko otwartymi oczami, żeby zaraz zaśmiać się krótko i obrócić niezgrabnie wokół własnej osi z uniesionymi rękoma.
- Jak się masz? - zwrócił się do mężczyzny, kiedy zdał sobie sprawę, że jest obok. Przechylił przy tym lekko głowę w bok, wpatrując się w Miłka spod rudej grzywki. Na ustach błądził niewinny uśmiech, częściowo skryty w cieniu twarzy.
- Wspaniale - odparł Miłko, ponownie zwilżając usta i wpatrując mu się w oczy, magnetycznie, hipnotycznie, głęboko. - Notte d`amore - zsunął kaptur z głowy, poprawił zmierzwione włosy dłonią, odetchnął, nie spuszczając Mikołaja z oczu. Wszystkie emocje wybuchały w nim jednocześnie: tęsknota, żal, pożądanie. Czuł, jak rośnie między nimi napięcie. Świat zdawał się nie istnieć, nie widział niczego prócz oczu chłopaka błyszczących w ciemności jak u zwierzęcia, prócz jego sylwetki.
- Te, ćpuny!- warknął ktoś jazgotliwie, potrącając Mikołaja w ramię i idąc dalej, w stronę przystanku tramwajowego. Obejrzał się jeszcze za nimi, mężczyzna w średnim wieku, alkoholik z wielkim workiem aluminiowych puszek i plastikowymi rękawiczkami na dłoniach. Miłko zagapił się na niego. Zajęło mu chwilę, nim zrozumiał, co się stało.
- Co za frajer... - sapnął Mikołaj, aż się oglądając za przechodniem. Pomasował obolałe ramię i uśmiechnął się z rozbawieniem, kiedy w jego głowie napastnik zaczął pęcznieć i wtapiać się w otoczenie.
Miłko sięgnął dłonią do jego włosów i zmierził mu je ze śmiechem, na moment przesuwając dłoń na kark chłopaka i zaciskając ją, trochę zbyt mocno, zbyt namiętnie.
- Chodźmy już - powiedział, popychając Mikołaja przed sobą.
- Powinieneś mu dowalić. - Chłopak potknął się o swoje buty, ale nie przewrócił, szybko łapiąc równowagę niczym akrobata. Z nieukrywanym żalem zauważył, że jego papieros zniknął. - Zabrał mi peta...
- Może… może go połknąłeś? - zaśmiał się Miłko, kładąc dłoń na plecach. Weszli w Szkolną, jakoś odruchowo omijając większe skupiska ludzi. Miłko nie pragnął kłopotów. - To się czasem zdarza, jak ktoś tak dużo mówi - wytłumaczył mu jak dziecku, wciągając głęboko przyjemny, mięsny zapach płynący z baru z hamburgerami. - Chcesz jeść?
- Nie mamy kore...korepetycji, żebyś mnie pouczał, mądralo. Ale masz gorące ręce. - Mikołaj pochwycił dłoń mężczyzny, zatrzymując się i zapominając o co go pytano.
- Pokaż. - Miłko zmarszczył brwi, próbując skupić spojrzenie na swojej dłoni. Jakoś nie dostrzegał niczego niezwykłego. Popatrzył na Mikołaja z powątpiewaniem. - Gadasz głupoty - stwierdził z pełną powagą, prostując plecy i patrząc na niego z nauczycielską naganą. - Chcesz kanapkę? - spytał, nie wytrzymując napięcia nawet przez kilka sekund. Roześmiał się dźwięcznie, głęboko, przystając przy schodkach do Roti.

- Fundujesz, psorze? - Mikołaj przeniósł na niego wzrok, jeszcze chwilę temu przyglądając się w roztargnieniu własnym dłoniom. Uśmiechnął się i wciągnął zapach wypływający z baru. Nagle poczuł się piekielnie głodny, a aromat odczuwał tak intensywnie, że nie umiał skupić się na niczym innym.
- Jasne, poczekaj tu na mnie. - Miłko pochylił się i niespodziewanie dla siebie samego pocałował chłopaka w policzek. Odsunął się powoli, mając duży problem by stwierdzić, co się właśnie stało. - Poczekaj, zaraz wrócę - powiedział, zerkając mu badawczo w oczy. Chyba jestem na randce, zapytał sam siebie, znikając za drzwiami baru.
Mikołaj odprowadził go wzrokiem pełnym rozbawienia. Pocałunek nie wywołał w nim jakiejś większej reakcji, w końcu sypiali ze sobą, więc nie dziwił się temu. Uniósł brwi, czekając grzecznie jak przystało na ucznia będącego pod opieką nauczyciela. Bawiło go to. W sumie usta ciągle wykrzywiały mu się w uśmiechu, a w głowie rozbrzmiewał głosik rozbawienia małego chochlika. Chłodu nocy nie odczuwał, gdyż ciepło krążyło w nim nieprzerwanie, tak przynajmniej mu się wydawało. Dłonie miał spocone, a serce wybijało jeszcze chwilę temu szybkie tętno.
Odwrócił się i zapatrzył na mury pobliskich budynków, będąc pewnym że ujrzy niedaleko drzewa. Słyszał wyraźny szum liści targanych przez zimny, morski wiatr. Ale czemu morski? Mikołaj nagle zapragnął znaleźć się nad morzem, wsłuchać się w melodię wybijaną przez fale, czy piasek osuwający się spod stóp. Kucnął niezgrabnie i westchnął z rozmarzeniem. Chciał łódkę. Chciał popływać. Kiedy wrócił Miłko, zdecydował się podzielić z nim tymi pragnieniami, nie pozwalając mu dojść do słowa. Dopiero ciepła kanapka zdołała zatrzymać potok słów, jaki z siebie wydobywał. Przez kolejną część spaceru skupił się na intensywności smaków, jakie atakowały jego podniebienie oraz zmysły.

***


Miłko zeskoczył z porośniętej trawą skarpy, świecąc sobie w ciemności latarką z telefonu i o mało nie skręcając przy tym wszystkim kostki. Potarł bolącą nogę, oglądając się nerwowo na Mikołaja. Byli odrobinę zdyszani, mężczyzna czuł jak cała energia opuszcza go już zupełnie i ogarnia go zmęczenie. Teraz, kiedy znaleźli się nad rzeką w nocy, sami, wspomnienia zaatakowały jego umysł i serce ze zdwojoną siłą. Przeszli kawałek ścieżką wydeptaną wśród trawy, by finalnie zasiąść na niewielkim wzniesieniu na końcu cypla na rzece. Pień wysokiego drzewa posłużył im za idealne oparcie, opadłe, wilgotne liście za materac. Wyciągnął papierosy z kieszeni, zagapiając się na światła pełgające po rzece, padające na wodę z apartamentowców po drugiej stronie brzegu. Zapalił, poczęstował Mikołaja, odnajdując wiele przyjemności w bliskości jego ramienia tuż obok siebie.
- Nie jest ci zimno? - spytał, mając na uwadze to, jak ciągnęło od wody. Chłodny, jesienny wiatr potęgował to uczucie. - Pierwszy raz tu jestem z kimś. Zawsze przychodziłem sam. Powspominać - powiedział, czując się przedziwnie uspokojony. Jasność myślenia wróciła niemal zupełnie, czuł jednak, że jak powietrza potrzebuje teraz kontaktu z drugą osobą.
- Jest na razie dobrze, i tak jakoś mi duszno. - Mikołaj oparł głowę o korę drzewa, na moment zamykając oczy i wsłuchując się w otaczające go dźwięki. Emocje jakie mu towarzyszyły były skrajne, w smaku zabarwione wszelkimi kolorami. Zaśmiał się i ułożył głowę na ramieniu mężczyzny. Musiał przyznać, że ogromnie się cieszył mogąc być tu z nim. - Co wspominasz? - zaciągnął się i otarł policzkiem o szorstką materię bluzy Miłka, aby móc spojrzeć na zarys jego profilu. Dopiero teraz zarejestrował zapach ukryty w tkaninie, cytrusowy i gorzki.
Miłko poruszył ramieniem pod jego policzkiem, zerkając na chłopaka z góry, gwałtownie zauroczony jego ciepłem.
- Bardzo mi kogoś przypominasz… Z tymi… tymi jasnymi włosami. Masz bardzo piękne usta - dodał na wydechu, pochylając się do pocałunku. W jego spojrzeniu było coś… niebezpiecznego. Na pewno nie był sobą.
Pytanie, które chciał zadać Mikołaj rozpłynęło się pod naporem warg. Serce wybiło przyspieszony rytm, a chłopak oddał pocałunek, zamroczony jego wyrazistością. Odruchowo przysunął się bliżej, z westchnieniem, mając nadzieję, że wizje, które go nawiedzają nie skończą się zbyt prędko.
Miłko objął go ramionami, przycisnął gwałtownie do siebie, wcałował w jego usta napastliwie. Ścisnął go zbyt mocno, ciągnąc na siebie, zmuszając chłopaka by usiadł mu na udach. Przytulił go silnie, obejmując ramionami jego plecy i podrzucając nerwowo biodrami.
- Potrzebuję cię. Przytul mnie… no usiądź na mnie - wyszeptał zmienionym głosem, zsuwając dłonie na tyłek Mikołaja i głaszcząc go z namaszczeniem, czule, pożądliwie. - Jesteś taki gorący… I… i widzę, jak mnie pragniesz - dodał, szukając ustami jego szyi, wyczuwając szalejący puls, pulsowanie młodej, gorącej krwi i… zapach, który sprawił, że zaszkliły mu się oczy. Mikołaj pachniał słodkim kokosem, Miłko był pewien, otworzył szeroko oczy, nabierając pewności, że ma przy sobie chłopaka ze wspomnień, dawno utraconą miłość. - Co ty tu robisz…? - szepnął, przytulając twarz do jego szyi i wdychając kojący zapach. Uścisk ramion zelżał, stał się pieszczotliwy, kołyszący. Miłko odpłynął we wspomnienia, niesiony kolejną wizją.
- Przyszedłem tu z tobą? - sapnął Mikołaj, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co właśnie się dzieje. Przecież był pewny, że są sami, tylko we dwóch, nikogo więcej, a teraz Miłko zdawał się brać go za kogoś innego. Obejrzał się za siebie, na ile pozwalały mu dłonie mężczyzny i zmarszczył brwi. - Nie ma nikogo więcej... - mruknął z pretensją w głosie, ale cicho, nie umiejąc oprzeć się temu, co spływało na jego. Żar, zapach, elektryzujący dotyk, wszystko to przeszywało go na wskroś. Wtulił twarz w zagięcie szyi Miłka, tuląc się w jego ramiona.
- Przestań się wygłupiać… Tak cholernie do ciebie tęsknię… - odparł mężczyzna, ściskając namiętnie jego pośladki i ocierając się o chłopaka zmysłowo. - Pozwól mi siebie kochać… potrzebuję kogoś kochać.
- Ale ja nie wiem, czy cię kocham...
- To nie ma znaczenia… Tak się cieszę, że wróciłeś - szepnął z przesadną emfazą, ponownie obejmując chłopaka i kołysząc go na sobie uspokajająco. - Często mi się śnisz. Często przychodzisz do mnie. To jest kurwa nieznośnie! - wybuchł nagle, po czym westchnął ciężko, starając się uspokoić. Ten zapach… zawsze mi się z tobą kojarzy, Prześladuje mnie. Ty mnie prześladujesz, całe pieprzone życie! - wyrzucił z siebie, nie zaprzestając jednak czułej pieszczoty, przytulania, pocałunków.
- Ej, wyluzuj. To ja, Mikołaj, głupku. - Chłopak zachichotał, ogrzewając skórę mężczyzny ciepłym oddechem. Niezmiernie go rozbawiło, że został pomylony z kimś innym, tego się nie spodziewał.
Miłko spojrzał na niego, otwierając usta ze zdziwienia. Oczy miał wielkie, wilgotne, smutne. Przymknął powieki, oparł się plecami na drzewo, zupełnie tracąc animusz. Westchnął, oblizał wargi, nagle zupełnie nie rozumiejąc. Jeszcze chwilę temu był gdzieś z… tamtym, z chłopakiem ze wspomnień, z chorego dzieciństwa, by teraz znaleźć się… gdzieś indziej, z inną osobą, która jedynie trochę go przypominała. Opuścił ramiona, wpatrując się tępo w trawę rosnącą przy pniu. Było w tym geście wiele rezygnacji.
- Żyjesz? - Chłopak spojrzał na niego z zastanowieniem, kiedy wszelki dotyk ustał.
Miłko uśmiechnął się blado, ponownie zagarniając chłopaka na siebie ramionami.
- Czasami tak strasznie tęsknię - powiedział, tuląc go do siebie czule. - Żeby kogoś kochać. Wiesz, żebym ja mógł kogoś pokochać. Mieć kogoś dla siebie. Czasami tak bardzo bym tego chciał…
- Uhm... za dużo tęsknisz. Narysuj od nowa to, co chcesz.
- Chciałbym być z kimś tak blisko, mieć dzieci - zaśmiał się gorzko, składając krótkie pocałunki na Mikołajowym uchu. - Mieć własny dom. Bardzo tego pragnę. Z całego… serca.
Dłoń chłopaka zawędrowała na chłodny policzek mężczyzny, palcami sunąc po krzywiźnie szczęki, to znów chwytając kosmyk włosów nad czołem.
- Za dużo myślisz. Tak bardzo, bardzo tego chcesz? - Mikołaj uniósł głowę, aby móc spojrzeć na Miłka. Nie umiał nazwać tego, jak się czuł, co się w nim budziło, kiedy mógł bez przeszkód wpatrywać się w jego twarz. Tak chciałbym cię narysować, pomyślał, palcami drugiej ręki przesuwając po miękkiej skórze. Na trzeźwo nie miałby odwagi tak go dotykać, z takim zaangażowaniem i zapałem.
- Najbardziej. I dwójkę dzieci - zaśmiał się ponownie Miłko, wyobrażając sobie jak cudownie byłoby, gdyby został ojcem. Wizja nadpłynęła bardzo płynnie, i równie szybko się rozmyła. - Byłbym najlepszym tatą na świecie. Dałbym im wszystko, absolutne wszystko.
Zapadło milczenie. Mikołaj cały czas zastanawiał się nad tym, co usłyszał, nie przestając dotykać mężczyzny, chcąc dopasować jego słowa do tego, co dostrzegał w wyrazie jego twarzy. Odetchnął głęboko, nabierając w płuca chłodnego powietrza. Przeszył go dreszcz, dreszcz wzruszenia. Pochylił się nad Miłkiem i ucałował jego usta. Odsunął się po krótkiej chwili, z cieniem niepewności rysującym się na jego twarzy.
Jakie to głupie, przeszło mu przez myśl, kiedy zaczął zastanawiać się intensywnie nad pewną rzeczą. Spuścił wzrok, kierując go na obojczyk mężczyzny. Ciekawie załamywało się tam stłumione światło, przechodząc w gęsty cień bluzy.
- Mogę dziś nim zostać... - cichy szept wydobył się z ust Mikołaja. - … jeśli to na chwilę sprawi, że poczujesz się jak kiedyś...
- Nie... - Miłko popatrzył na niego niepewnie, nie wiedząc, jak ma wyrazić swoje uczucia w tej chwili. Było ich zbyt wiele. - To nie ma sensu, to do niczego nie zaprowadzi. Do niczego dobrego. Wolę, żebyś był sobą - zamilkł na moment, nie wiedząc jak ubrać w słowa własne myśli. Zbyt wielki chaos panował w jego głowie. Zrezygnował w końcu, uśmiechając się jedynie. - Przytul się do mnie . Jest coraz zimniej.
- Przepraszam. - Ciepłe ciało chłopaka otoczyło go, a usta znalazły się blisko ucha, szepcząc to słowo.
- Mogę cię przelecieć z okazji przeprosin? - spytał Miłko, trochę dla żartu, a trochę na poważnie. Nie miałby nic przeciwko, gdyby Mikołaj zechciał przełamać z nim nową barierę intymności. - Ja... rzadko bywam z kimś tak blisko. Ale przy tobie... Ciebie bardzo teraz potrzebuję.
Mikołaj przygryzł dolną wargę, zaciskając palce na ciepłej bluzie pachnącej dymem papierosowym. Reakcja ciała była zasadnicza, żar w palcach, żar wypełniający policzki, rozchodzący się w podbrzuszu. Jeśli czaił się tam strach i niepewność co do posunięcia, które miały znaczący wpływ na decyzję Mikołaja we wcześniejszych podobnych sytuacjach, tak teraz, pod wpływem narkotyku, przestały się one całkowicie liczyć. Nie naszły go wątpliwości czy tego chce. Nie zadał sobie pytania, czy jest na to gotowy. Nie miało to dla niego znaczenia. W umyśle działał chłód bijący znad rzeki, tak odmienny od pulsującego ciepła, jakim był Miłko.
- Chcę być ci teraz potrzebny... w taki sposób - powiedział cicho, z nieukrywaną radością i nerwowością. Uniósł głowę i uśmiechnął się nieporadnie. Bicie własnego serca wypełniło mu uszy.
Miłko uśmiechnął się szeroko, wsuwając gorące dłonie po materiał bluzy na plecach chłopaka i przyciągając go do łapczywego pocałunku. Zsunął dłonie na jego pośladki i pociągnął bliżej do siebie, przycisnął go do swojego krocza, wzdychając błogo w szyję Mikołaja. Tak, tego właśnie pragnął, kogoś na tyle chętnego, by się nie bać, jednocześnie na tyle nieśmiałego, by go nie zniechęcić.
- Czujesz... jak bardzo mi się podobasz? - spytał, ściskając namiętnie jego tyłek, głęboko zauroczony uległością chłopaka. Materiał moro bojówek nie ukrywał jego erekcji. Rozpiął rozporek Mikołajowych spodni i wcisnął w nie dłonie, obejmując jego pośladki, rozkojarzony pożądaniem.
- Stoi ci na baczność - zaśmiał się pogodnie Mikołaj, pozwalając sobie na głośne sapnięcie, kiedy dotykano go tak bezwstydnie. Obraz przed jego oczami kołysał się przyjemnie, czerwienią sycił kolory wraz ze wzrostem podniecenia. Przeszył go dreszcz niepokoju, ale zdusił go w sobie, nie zwracając uwagi, że zaczyna drżeć. Pragnienie, żeby Miłko go posiadł zdominowało wszelkie inne odczucia. Całował gorąco szyję mężczyzny, garnąc się do jego dłoni, dotyku.
- Bo mnie tak cholernie podniecasz - powiedział mężczyzna, przyciskając go mocno do siebie i podrzucając sugestywnie biodrami. Mikołaj siedział na nim, naciskając na niego stymulująco. Gdyby nie narkotyk, nie zdawałby sobie sprawy jak mocno go pożąda... i pewnie nie pożądałby aż tak. Słyszał, jak krew szumi mu w uszach od nagłego skoku ciśnienia. To było tak nierzeczywiście dobre i intensywne.
- Uwielbiam cię - zamruczał w rozgorączkowaniu Mikołaj, całując jego usta i sięgając rękoma w stronę jego spodni. - Będziesz musiał... mi pomóc.
- Umm... czekaj - szepnął Miłko, łapiąc dłonią za jego rękę, doznając silnego uczucia deja vu.
Westchnął głęboko, czując nagłe, ostre zawroty głowy i mdłości. Dłoń Mikołaja zdawała mu się taka mała i odległa, jakby wyciągnięta do niego z przeszłości. Ponownie doznał wrażenia, że coś jest tu bardzo nie w porządku. Przez proste skojarzenia, grę kilku słów, zapach znad rzeki i zimną bryzę na twarzy zaatakowały go wspomnienia. Przypomniał mu się chętny, napalony chłopak z którym przeżywał swój pierwszy raz nad rzeką, kilkanaście lat wcześniej, przypomniał sobie o własnym strachu i niepewności, i pozwolił by uczucia te na chwilę zawładnęły jego sercem.
- Jezu... - szepnął, wystraszony odrobinę tym, co się z nim działo. Zaraz się porzygam, pomyślał. Rzeczywistość wracała do niego powoli i niechętnie. Przełknął gęstą ślinę, ściskając jego dłoń w swojej ręce jakby była jedynym wyznacznikiem realnego świata. - Poczekaj... Mikołaj. Przytul się do mnie - wydusił z siebie, powoli obejmując jego plecy ramieniem.
- Dobrze... - powiedział ufnie Mikołaj, wtulając się w niego z nieukrywaną radością. Podniecenie nadal silnie w nim buzowało, ale mimo to poddał się woli mężczyźnie. Wsunął dłonie pod jego bluzę, z chęcią dotykając przyjemnej w dotyku skóry.
- To nie jest czas ani miejsce... Kiedy indziej, jeśli będziesz chciał... spróbujemy - szepnął mu na ucho Miłko, z przyjemnością czując na sobie ciężar chłopaka. Podniecenie osłabło znacznie w wyniku przykrych wspomnień. Nie miał jednak na to żadnego wpływu. - Jesteś... odbiło mi zupełnie. Przepraszam. Bardzo bym nie chciał... zrobić ci krzywdy. Jesteś... słodki - stwierdził ze zdziwieniem, dotykając ustami jego szyi.
- Nie chcesz już mnie?
- Bardzo cię chcę... Nie pamiętam kiedy ostatnio tak mocno kogoś chciałem. Chcę, żeby ci było dobrze, a tu... tu nie ma warunków. Jestem chujem, że cię namawiałem - stwierdził kwaśno, delikatnie odsuwając chłopaka od siebie. Czuł doskonale, że Mikołaj jest podniecony, że wciąż go pragnie. - Obciągnąć ci? - spytał, przesuwając ciężką dłonią po jego udzie.
Mikołaj patrzył na niego przez chwilę w milczeniu, próbując zrozumieć powód, dla którego wszystko się zmieniło. Ale długo nie zaprzątał sobie tym głowy.
- A ja mogę tobie? - w głosie zabrzmiała mu niepewna nuta, której nawet pod wpływem narkotyków, nie umiał się pozbyć. Wyrażanie swoich pragnień zawsze szło mu ciężko.
Miłko zepchnął go z siebie na trawę, nie namyślając się wiele i dobierając mu się do spodni. Nie miał ochoty odpowiadać na niewygodne pytanie, tłumaczyć się, dlaczego męczy go tak intymny, bezpośredni dotyk, dlaczego woli wszystko zrobić sam. Chciał po prostu wziąć go do ust i skupić się przez chwilę na mocnym, intensywnym ssaniu, zamiast zatruwać sobie głowę niewygodnymi myślami.
- Może innym razem - powiedział w końcu, zsuwając mu majtki.

***


Droga na nocny autobus dłużyła im się niezmiernie. Zegarek na telefonie wskazywał już wpół do trzeciej, Mikołaj niemal lał się przez ręce, otępiały i rozespany za sprawą narkotyku, orgazmu i chłodu nocy. Chłód dokuczał chyba najbardziej, i Miłko sam czuł się już bardzo zmęczony i zły. Zły był oczywiście na siebie, na swoje zachowanie, którego nie mógł pojąć, na demony przeszłości, którym ciągle pozwalał wracać, na to, że nie zaopiekował się należycie Mikołajem, mimo że obiecywał mu to. Na przystanku oddał chłopakowi swoją bluzę, pomógł mu wcisnąć się do jej rozgrzanego, ciepłego wnętrza i zapiął ją szczelnie, Mikołaj bowiem konwulsyjnie dygotał z zimna i Miłko nie mógł patrzeć na to cierpliwie. Chłopak tulił się do niego jak kocię, i pozwalał mu na to, ciesząc się, że nie ma nikogo, kto mógłby to skomentować. Wyludnienie wczesnojesiennej nocy było zastanawiające, a zarazem wygodne.
Wysiedli na Kaponierze i chłopak zdawał się trochę obudzić, szli szybkim krokiem około kwadransa, szeroką Grunwaldzką, na której wiało jeszcze mocniej niż wszędzie, później między uroczymi, starymi willami na Grunwaldzie, słabo oświetlonymi, ale bezpiecznymi. Miłko nie odzywał się już prawie, nie mogąc przełknąć goryczy, jaką wzbudził w nim ten... spacer. Nie spodziewał się po sobie takiego zachowania, takich emocji i takich słów. Miał szczerą nadzieję, że Mikołaj nie będzie pamiętał nic następnego dnia, ale wiedział również, że taki efekt jest mało prawdopodobny.
Kretyn, warczał na siebie w duchu, otwierając drzwi do swojej sutereny i wpychając Mikołaja do jej ciepłego, przyjaznego wnętrza. Dzieciak trząsł się nadal, na poły ze zmęczenia, na poły z zimna. Miłko zrobił mu gorącej herbaty, by mógł rozgrzać się od środka, od żołądka, od samej podstawy, ale nim wrócił z kubkiem naparu do pokoju, Mikołaj spał już zwinięty na łóżku, w ubraniach, z dłońmi przy twarzy, dziecinny i uroczy jednocześnie. Mężczyzna nie miał wyboru, rozebrał go delikatnie, nawet specjalnie nie wybudzając go ze snu, a potem już tylko zgasił światło i ogarnęła ich kojąca, domowa ciemność przedświtu, ciemność bezpiecznego kąta z miękkimi poduszkami, gdzie Miłko odnajdywał spokój i lekarstwo na wszelkie bolączki duszy.
Przytulił się do jego pleców, zagarnął go do siebie ramieniem, zaborczo i chciwie, chcąc wykorzystać jeszcze jego obecność, jeszcze przez chwilę, ostatni moment, który mieli spędzić razem. Sen przyszedł stopniowo, ogarniał powoli jego umysł. Zasnął na minutę przed brzaskiem, zahipnotyzowany miarowym, głębokim oddechem Mikołaja, leczniczym gorącem jego nagiego ciała, zmęczeniem. Śniły mu się demony, kilka najgorszych, najpaskudniejszych stworzeń, wytworów, rakowych nacieków, jakie mogła wybrać sobie jego podświadomość, i kiedy tylko otworzył rano powieki, wiedział już, że nadszedł czas na ucieczkę.

***


Mikołaj obudził się gwałtownie, wyrwany z chaosu snu, którego znaczenia nie rozumiał. W pierwszym przebłysku świadomości poczuł nawet ulgę, że wszystkie obrazy okazały się jedynie częścią snu. Leżał chwilę bez ruchu, sycąc się napływającą z wolna świadomością. Spostrzegł jednak, że nie do końca czuje się dobrze, stłumiony ból wędrował po czaszce i wywoływał nieprzyjemne mrowienie. Gdzie ja jestem? Zadał sobie pytanie, i szybko znalazł odpowiedź w pościeli, tuż obok siebie. Co się ze mną dzieje? Przymknął powieki, wpatrując się w uśpione oblicze Miłka, z wtulonym policzkiem w poduszkę. Z wolna udało mu się, po kolei odtworzyć wydarzenia wczorajszego wieczoru. Z każdą kolejną chwilę serce wybijało coraz szybszy, nerwowy rytm. Zaraz, zaraz, że... że tak gadałem? Że co powiedział? A ta czułość? A potem, że co? Że ktoś tam był? Niee, chwila... to ktoś, że ja go przypominam?
Uniósł się niezdarnie, nieco za szybko, gdy mężczyzna obok wymamrotał coś przez sen. Skrzywił się, wyraźnie odczuwając skutki wieczornego ćpania. O matko, to nie był dobry pomysł... Skarcił się w duchu i ponownie pozwolił ciału ułożyć się w pościeli, ostrożnie. Jak w ogóle, jak w ogóle mogłem się tak zachować? Ja pierdolę, co za cyrk.
Zakrył twarz dłońmi, sycąc się cieniem. Światło padające z okien było zbyt jasne, drażniło go, chociaż nie na tyle, by miał ochotę zakopać się pod kołdrę. Skryć w jej kojącym mroku.
A co on mówił? Mówił tak dużo... tak inaczej, i w ogóle o czymś innym, niż przez te dwa miesiące. No tak...inny świat, inny on.
Przełknął ślinę, starł z kącików oczu resztki snu, jakie w nocy sklejały mu powieki. Przekręcił się na bok, otulił ramiona i dotknął dłoni Miłka.
Coś się zmieniło? Zmieniłeś się?
Przygryzł dolną wargę, trochę za mocno, ale nie przejął się tym. Szukał, przeglądał wszystko, co miało miejsce nad rzeką. Tego się nie spodziewał i do końca nie rozumiał.
- Śpisz? - spytał, choć nie wiedział, czemu pyta. Chciał go dotknąć, jak robił to tej nocy. Poczuć miękkość policzków, twardość kości szczęki, muśnięcie rzęs. Nie umiał. Blokady wróciły. Westchnął ze zrezygnowaniem, nie umiejąc przeciwstawić się sobie takim, jakim był w rzeczywistości, na trzeźwo. Ogarnął go smutek i zwątpienie w czyjej osobowości czuł się najlepiej. Tam, gdzie nie było granic, żadnego muru? Żałosne.
Miłko rozkleił powoli powieki, mrugnął dwa razy na próbę nim złapał ostrość, po czym ziewnął mało elegancko, zasłaniając niedbale usta dłonią. Uśmiechnął się po tym przyjaźnie, mrużąc oczy z zadowoleniem dachowego kocura.
- Oczywiście, że nie... wiercipięto - zażartował odrobinę cierpko, przesuwając się nieznacznie w pościeli, póki nie dotknął nosem nosa Mikołaja. Uśmiechnął się ponownie, odnajdując w pościeli jego rękę i kładąc ją sobie na boku. Przymknął oczy, jakby zamierzał z powrotem zapaść w sen. - Brzydko się tak wiercić w gościach. Mama kultury nie uczyła - zakpił, składając na jego policzku oszczędnego, zaspanego całusa.
Może... może dalej to trwa?
Mikołaj wpatrywał się w niego z nieukrywanym zaskoczeniem oraz ulgą. Uśmiech wolno pojawił się na jego ustach, palce mocniej zacisnęły się na ciepłej skórze. Było coś odurzającego w tym, jak obserwował przebudzenie się Miłka. Wędrował spojrzeniem od jego zaspanych oczu, kończąc na miękko wpadających do ucha słowach. Poranek w początkach jesieni, znacząco różnił się od tych letnich.
Przychodzi oziębienie, a on jest znacznie cieplejszy. Schiza. Skoro on się zmienił, to ja też?
Całuje go i jest w tym coś nowego, ale również niepokojącego.
Nie odsuwaj się ode mnie.