Gdziekolwiek pójdziesz 2
Dodane przez Aquarius dnia Stycznia 04 2014 10:46:16


Michał uznał, że najlepszym miejscem, by się trochę uspokoić, a przy tym napić się kawy i w końcu wytrzeźwieć, była jego nora.
- Uważaj pod nogi - uprzedził, kiedy tylko przestąpili próg. - Czasami rzucam rzeczy gdzie popadnie.
Wit skinął głową i rozejrzał się ciekawie... po niesamowitym wręcz bałaganie, jaki panował wokół niego. Mieszkanie było małe i raczej skromnie umeblowane, a w tym momencie wyglądało jakby przeszedł przez nie huragan. Szmaty i sprzęty domowego użytku walały się po podłodze, firanki w oknach wisiały tylko na jednej żabce, a kwiatki na oknach już dawno uschły, nie pozostał po nich nawet ślad w doniczkach.
- Czasami? - spytał chłopak.
- No, może częściej niż czasami - przyznał Michał.
- Dorosły facet - Wit pokręcił głową z niedowierzaniem i zgrozą. - Mogę posprzątać? - spytał nagle.
- Chcesz tu... sprzątać?! - zdziwił się niepomiernie mężczyzna.
Chłopak westchnął.
- Po prostu muszę się czymś zająć.
- Dobra, jeśli to twój sposób na wyluzowanie, to spoko - Michał wzruszył ramionami i ruszył w kierunku kuchni. - Sprawdzę co mam w lodówce i zrobię nam jakieś śniadanie. Pijesz kawę?
- Może być - chłopak machnął rękę rozglądając się po największym pokoju. Przynajmniej w taki sposób mógł zając na chwilę myśli, stłumić gniew i rozczarowanie. Pochylił się i podniósł z podłogi pierwszą lepszą rzecz, którą okazała się być czarna koszulka z wielkim czerwonym napisem "zombie appocalypse". Parsknął śmiechem. Dorosły facet, a zachowuje się jak gówniarz. Materiał pachniał detergentem do prania, więc złożył ją i odłożył na jedyny wolny mebel w pomieszczeniu – stary fotel wykreowany na siedemnastowieczny antyk. Jego widok mocno go zaskoczył, lecz z czasem, zbierając kolejne rzeczy, zauważył, że pokój pełen jest takich właśnie, starych mebli. Stół w stylu retro na krzywych nogach, drewniana szafa pamiętająca zapewne czasy spod znaku sierpa i młota. W sypialni odnalazł łóżko z metalową ramą i siennikiem i duży wahadłowy zegar, stojący w kącie. Kiedy uporał się ze składaniem, o dziwo, czystych ubrań, z jeszcze większym niż dotąd zaskoczeniem, odkrył istnienie puchatego dywanu w kolorze czerwonego wina, leżącego na podłodze. Zaintrygowany odsłonił resztę podłogi, jak się okazało, zadbanego parkietu. To oznaczało, że jego gospodarz nie był aż takim niechlujem, za jakiego go miał.
Kiedy skończył, otworzył okna, by wpuścić do środka trochę ciepłego wiosennego powietrza. I tu znowu spotkało go niemałe zaskoczenie. Doniczki ustawione na parapetach wcale nie były pozostałościami po uschniętych kwiatkach, a wręcz przeciwnie, z wilgotnej ziemi wyłaniały się właśnie małe zielone listki. Wit westchnął. To chyba wystarczy, by nauczył się, żeby nie oceniać człowieka po wyglądzie.
Zadowolony z siebie wszedł do kuchni. W przeciwieństwie do innych pomieszczeń, tu panował idealny niemal porządek.
- Łaaa! - Wit z otwartymi ustami zmierzył wzrokiem wiekowy kredens, w którym, równiutko ustawione, prezentowały się kolorowe filiżanki i talerze, będące zapewne, częścią tej samej zastawy. Okrągły stół pośrodku kuchni w stylu rustykalnym, wyglądał topornie, a krzesła doń dostawione wydawały się być wyjątkowo ciężkie, ale całość pasowała jak ulał do wystroju całego wnętrza. Pozostałe meble wyglądały jak żywcem wzięte z małej chatynki na wsi. Szafki i półeczki, surowe i proste w swojej formie, w całości wykonane były z drewna. Jedna ze ścian wystylizowana była na mur z czerwonej, palonej cegły, z wnęką, w której stała lodówka.
Wit obszedł całe pomieszczenie, zaglądając do wszystkich kątów, otwierając szafki, wyciągając ręcznie malowane gliniane kubeczki lub porcelanę, co i rusz na nowo zachwycając się wszystkim, co zobaczył. Uszczypnął się, by sprawdzić, czy na pewno nie śpi i czy nie wylądował przypadkiem w jakiejś bajce. Michał przyglądał się temu z lekkim uśmieszkiem na ustach. Milczał, przygotowując kanapki i parząc kawę, pozwalając chłopakowi do woli sycić się widokiem.
Wit usiadł w końcu przy stole. Michał postawił na blacie talerz z kanapkami i kubki, do których nalał kawę. Bez słowa usiadł naprzeciw chłopaka. Długo milczeli wpatrując się w siebie, Michał z rozbawieniem, Wit podejrzliwie mrużąc oczy.
- Czym się, tak właściwie, zajmujesz? - spytał w końcu młody.
- Renowacją starych mebli - odparł mężczyzna.
- Hobbystycznie? - upewnił się Wit.
- Zawodowo. Pewnie nie zauważyłeś, ale na dole jest mały antykwariat. Prowadzi go mój przyjaciel. Na zapleczu jest moja pracownia - wyjaśnił.
- Kiedy już myślałem, ze jesteś jakimś wyrzutkiem społecznym, ty mnie tak zaskakujesz! - Wit zakrył twarz dłońmi. Było mu wstyd, że tak pochopnie ocenił nowego znajomego. Michał roześmiał się.
- Nie martw się, nie ty jeden tak myślisz - zapewnił. - Nawet mój brat uważa, że jestem nieudacznikiem.
- Ale przecież nie jesteś! - zaprzeczył Wit, raz jeszcze rozglądając się po pomieszczeniu. - Stać cię na to? - spytał.
- Nie. Sam to zrobiłem.
- SAM?! Tak zupełnie sam?! I tu mówisz, że jesteś nieudacznikiem? - Wit aż podskoczył na krześle.
- Nie powiedziałem, że ja tak uważam - sprostował Michał. Upił łyk kawy. - Wcinaj! - skinięciem głowy wskazał talerz z kanapkami.
- Jesteś dziwny - stwierdził Wit. - I niesamowity! Dlaczego Bartek uważa cię za nieudacznika? A tak w ogóle - chłopaka nagle olśniło. - Jesteś bratem Bartka?!
- Jestem. Miło, że zauważyłeś.
- Jak to się w ogóle stało? - jęknął Wit, bardziej do siebie niż do Michała.
- No wiesz - zaczął mężczyzna. - Mój tata i moja mama...
- Nie o to mi chodziło! - przerwał mu chłopak. - Bartek zawsze mówił, że jego brat nie jest typem człowieka, którego można przedstawić teściom. Dlaczego?
- Powiedzmy, że nie dogadujemy się zbyt dobrze.
- Ale jesteście braćmi!
Michał westchnął ciężko. Zdaje się, że bez konkretnych wyjaśnień się nie obędzie.
- Mój ojciec miał romans. Mój brat jest synem kobiety, z którą zdradził matkę. Mama zagroziła rozwodem, więc ojciec porzucił tą kobietę razem z dzieckiem. Po jakimś czasie przyszła opieka społeczna i policja. Kochanka ojca popełniła samobójstwo. Bartek trafił więc do jedynej rodziny jaką miał, czyli do nas. Nie muszę chyba mówić, że mama nie była zadowolona, prawda? Więc, żeby pokazać, jak bardzo jest wkurwiona, zaczęła mnie rozpieszczać. Korzystałem z tego jak tylko mogłem, jak to dzieciak. Dzięki temu miałem wszystko, czego zapragnąłem, a na co Bartek musiał długo i ciężko pracować. Był oczywiście zły, bo nie rozumiał, dlaczego rodzice tak postępują, więc w wieku osiemnastu lat poszedł na swoje.
- A ty? - dopytywał Wit.
- Ja, niestety, zostałem. Skończyłem podrzędną zawodówkę i przez kilka lat siedziałem na utrzymaniu rodziców.
- Więc, jak to się stało, że wylądowałeś tutaj?
- Ojciec umarł, matka zwariowała, więc musiałem sobie jakoś radzić sam. Sprzedałem nasz rodzinny dom, kupiłem mieszkanie, łapałem się każdego zajęcia, żeby móc umieścić mamę w szpitalu, a potem w domu opieki. Kiedyś znalazłem ogłoszenie w gazecie, że antykwariat skupuje stare meble, więc przyszedłem tutaj dowiedzieć się, co i jak, bo zostały mi meble, które zabrałem ze starego domu. Okazało się, że gość, który prowadził interes, szuka pomocnika. Zatrudniłem się u niego, a że akurat zmieniał mieszkanie na większe, bo urodziło mu się dziecko, zaproponował, że wynajmie mi to miejsce, żebym nie miał daleko do pracy. Skorzystałem z okazji. Tyle w temacie.
- Twoja mama "zwariowała"?
- Wpadła w depresję po śmierci ojca. Sam nie umiałem sobie z nią poradzić, więc oddałem ją do prywatnej kliniki. Jest droga, jak jasna cholera, ale przynajmniej jestem pewien, że mama jest bezpieczna. Kiedy zostawała sama w domu, bałem się, że coś sobie zrobi.
- Teraz jest mi jeszcze bardziej wstyd, że nazwałem cię pijakiem i niechlujem - jęknął Wit, ponownie chowając twarz w dłoniach.
- Mówiłem ci, że piję od wielkiego święta. Chociaż zdarza mi się przedobrzyć, tak jak wczoraj. Nie martw się, nie ty pierwszy masz mnie za żuka gnojarza - uśmiechnął się Michał. - A teraz jedz, bo pewnie jesteś głodny. A może... - mężczyzna podniósł się, oparł ręce na blacie i przechyliwszy nad stołem, zapytał: - Może mam cię nakarmić?
Wit parsknął śmiechem.
- Nie wykorzystuj sytuacji. Poza tym, rola amanta nie bardzo ci pasuje - stwierdził.
- Pech! Idę pod prysznic - oznajmił nagle.
- To też miała być jakaś propozycja? - Wit uniósł brew pytająco.
- Nie, idę pod prysznic, bo pół nocy przeleżałem w trawie - odparł Michał. Chłopak roześmiał się w głos. - Tak, tak, zabawne - skrzywił się mężczyzna. - Kiedy wrócę, talerz ma być pusty! - zastrzegł, opuszczając pomieszczenie.

Chłodny prysznic na dobre go obudził. Długo stał pod natryskiem, patrząc, jak woda spływa po jego ciele, zabierając po drodze resztki piany utworzonej z mydła, by tuż u jego stóp utworzyć małą kałużę i po chwili wahania, obmywając jego stopy, spłynąć do odpływu.
Stojąc tak, wpatrzony w kapiącą do brodzika wodę, oparł głowę o ścianę. Dopiero teraz zastanowił się dokładnie nad tym, co mu się dzisiaj przydarzyło. Chłopak, którego uratował przez skokiem, a którego, co warto wspomnieć, mylnie wziął za ducha, zakochał się w jego, Michała, bracie. Przez niego właśnie próbował się zabić. Chciał popełnić samobójstwo, bo jego brat tę miłość odrzucił. Nie mógł go za to winić, bo z tego, co wiedział, Bartek był zaprzysięgłym hetero. Związek z innym mężczyzną po prostu odpadał, nie miał racji bytu dla kogoś takiego, jak Bartek. Michał sam się o tym nie raz przekonał, więc mógł powiedzieć, że zna to z autopsji. Wiele razy słyszał od brata, że to nie jest normalne. Ale tak samo jak Bartek nie rozumiał, że można pokochać przedstawiciela tej samej płci, Michał nie mógł zrozumieć, że wolny dotąd człowiek chce założyć rodzinę, mieć dzieci i do końca życia trwać w jednym związku. Dla niego to brzmiało jak uwięzienie. Do końca życia, w zdrowiu i chorobie, "póki śmierć nas nie rozłączy". To wcale nie wyglądało jak wesoła obietnica, tylko wyrok dożywocia! On sam nie chciał się wiązać z nikim. Miał oczywiście świadomość, iż może to wynikać z faktu, że, po prostu, nie znalazł jeszcze osoby, z którą chciałby się związać na dłużej, nie mówiąc już o "póki śmierć nas nie rozłączy". Nigdy wcześniej nikogo nie kochał aż tak mocno. Nie miał pojęcia jak to jest. Może źle oceniał chłopaka? Może odrzucenie naprawdę boli tak bardzo, że człowiek chce umrzeć? Michał nie mógł zrozumieć cierpienia jakie musiał czuć Wit, widząc ukochanego mężczyznę w ramionach kobiety, nie wspominając już o tym, że tą kobietą była jego siostrą. To musiało boleć. Ale, żeby aż tak? Trzeba mieć sporo odwagi, żeby popełnić, albo choćby pomyśleć o samobójstwie. Tego był pewien.
- Utopiłeś się? - Głos Wita wyrwał go z zamyślenia. Chłopak zapukał do drzwi. - A może zasnąłeś w wannie?
- Nie bądź podły, prawie mnie wciągnęło do odpływu! - zażartował Michał. - Powinieneś mi współczuć!
- Specjalnie dla ciebie założę grupę wsparcia - odciął się ubawiony Wit. - Nie no, to będzie dobre, grupa wsparcia dla wciągniętych do odpływu! - Zachichotał.
Michał westchnął. Młody przynajmniej na chwilę odzyskał dobry humor.

Kiedy wyszedł z łazienki, okazało się, że spędził w niej prawie godzinę. Nic dziwnego, że chłopak się zaniepokoił i przyszedł sprawdzić czy gospodarz żyje. Ubrał się w czyste ciuchy, rozglądając ciekawie po swojej sypialni i stwierdził, że powinien zatrudnić chłopaka na stałe, do sprzątania.
Czysty i pachnący, wkroczył do salonu, gdzie Wit "wisiał" nad doniczkami. Michał usiadł na kanapie i zapatrzył się na młodego.
- Co to za roślinki? - spytał Wit obracając głowę do mężczyzny.
- Marycha - odparł Michał uśmiechając się.
- Tia, jasne! Bo uwierzę - zakpił chłopak powracając do kontemplacji. W dziennym świetle był naprawdę przystojny. Ciemne, nieco przydługie już włosy, w kompletnym nieładzie, dodawały mu uroku i lekko łobuzerskiego wyglądu. W brązowych oczach błyskały iskierki rozbawienia i ciekawości. Był raczej szczupły, a każdy ruch wykonywał z, niezwykłą dla osobników płci męskiej, gracją. Zupełnie jak kot - miękko stąpając po ziemi. Nie wykonywał żadnych zbędnych gestów, zupełnie jakby dokładnie zastanawiał się nad każdym kolejnym ruchem. Miał w sobie coś, czemu nie można było się oprzeć i Michał czuł, że jeśli będzie się z nim zadawał, w końcu wpadnie w pułapkę.
- Więc, co w nich jest? - spytał ponownie chłopak.
- W czerwonej są cynie, w zielonej astry, w tej drugiej czerwonej pośrodku... hmm... zdaje się, że bratki, a w ostatniej... nawet nie wiem - wzruszył ramionami.
- Jak możesz nie wiedzieć, co posiałeś? - zdziwił się Wit.
- Bo nie ja je siałem.
- A kto? Twoja dziewczyna?
- Żona mojego szefa. Uznała, że jedyne czego brakuje w tym mieszkaniu, to jakieś roślinki, więc przyniosła mi trochę.
- Aha.
- Dlaczego pomyślałeś o dziewczynie? - zainteresował się Michał.
- Bo jesteś stary, a ludzie w twoim wieku myślą już o założeniu rodziny i podobnych bzdetach - chłopak wzruszył ramionami. - No, chyba, że jesteś gejem.
- Raczej bi - odparł Michał. - Ale niezależnie od tego ile mam lat, nie myślę jeszcze o ożenku.
- Dlaczego? - zainteresował się Wit, porzucając obserwowanie roślinek. Podszedł do kanapy i po chwili wahania dosiadł się do Michała.
- Jakoś nie wychodzi mi z kobietami - wyjaśnił mężczyzna.
- A z facetami?
- Też nie - skrzywił się. - Widać nie pisane mi żyć w związku.
- Bzdura. Po prostu nie znalazłeś jeszcze tej właściwiej osoby - stwierdził Wit.
- A ty?
- Co ja?
- Znalazłeś już kogoś takiego? Może mojego brata?
Chłopak spochmurniał.
- Opowiesz mi o tym?
- To znaczy o czym? - Wit zaczął się bawić troczkiem od bluzy.
- Jak to się stało, że zakochałeś się akurat w Bartku?
- Nie wiem - wzruszył ramionami. - Po prostu.
- Może nie jestem specjalistą, ale nie można się chyba, ot tak, zakochać.
- Naprawdę chcesz tego słuchać? - upewnił się Wit.
- Tylko jeśli historia nie będzie nudna - zażartował Michał i zarobił "sójkę" w bok. - Hej, hej, no dobra! Tylko nie bij. Mów!
- Moja siostra po raz pierwszy przyprowadziła go do domu, kiedy miałem piętnaście lat. Już wtedy wiedziałem, że... bardziej wolę chłopców niż dziewczęta, a twój brat, co sam musisz przyznać, jest przystojny.
- A ja nie? - obruszył się Michał.
- Niech ci będzie, że tak - machnął ręką Wit, zniecierpliwiony. - W każdym razie, Bartek niemal od razu wziął mnie pod swoje skrzydła. Teraz zastanawiam się, czy nie zrobił tego tylko po to, by zaimponować mojej siostrze? W każdym razie, zabierał mnie na ryby, chociaż nie lubię siedzieć bez celu nad stawem! - wyznał.
- Ale z nim to już co innego, tak?
- Tak, właśnie! Dużo wtedy gadaliśmy, żartowaliśmy i śmialiśmy się. A potem wracaliśmy do domu i moja siostra rzucała mu się na szyję, całowała go...
- A ty byłeś zazdrosny - dokończył za niego Michał.
- No. - Zamilkł na chwilę. - A potem powiedział, ze chce się z nią ożenić i pokazał mi pierścionek.
- I wtedy wyznałeś mu miłość? - zgadywał Michał.
- Czy ja ci, kurna, przerywałem, kiedy opowiadałeś o sobie?! - wściekł się nagle chłopak. Michał zaśmiał się krótko.
- Sorry, ale strasznie opornie ci to idzie - stwierdził z przepraszającą miną.
- Chcesz szybciej? Spoko! Powiedziałem, że go kocham, a on na to, że coś mi się pomyliło i to na pewno nie jest miłość. Może szacunek, ale nie miłość, a nawet jeśli to JEST jednak miłość, to niestety, on czegoś takiego nie praktykuje. A potem uznał, że musiałem się pomylić i nie chciał więcej słuchać. Wtedy miałem jeszcze nadzieję, że może jakoś uda mi się go odzyskać, ale po tym jak zaczęli mówić o ślubie, weselu i podobnych pierdołach, po prostu nie wytrzymałem i wybuchłem. Powiedziałem, że nie przyjdę na ten ślub. Wybiegłem z domu z zamiarem rzucenia się pod pierwszą, lepszą ciężarówkę, ale, kurwa, nawet osobówki już nie jeździły o tej porze! Pomyślałem więc, że rzucę się z tego, cholernego urwiska, i co?! I gówno, bo TY się zjawiłeś! Obrońco wdów i sierot z koziej wólki! Pieprzony rycerz tyle że bez konia.
- To źle? Gdyby nie ja, nie byłoby cię już wśród żywych - przypomniał Michał.
- Ale to jest przecież cała idea samobójstw! O to chodzi!
- Może i tak, ale to głupie - mężczyzna wzruszył ramionami.
- Dla ciebie – tak, bo pewnie nigdy nie byłeś nieszczęśliwie zakochany. Nie cierpiałeś widząc ukochaną osobę migdalącą się z twoją własną siostrą, ani nie słyszałeś, że ci się pomyliło, bo jesteś młody i głupi. A... A teraz... Kurwa, a teraz będą mieli dziecko - dokończył łamiącym się głosem. Schował twarz w dłoniach i pociągnął nosem.
Michał przysunął się bliżej i objął go ramieniem. Chłopak bezwiednie przytulił się do niego, szukając pocieszenia. W pewnym momencie zarzucił mu ręce na szyję i jeszcze mocniej przylgnął do niego. Michał nie protestował, kto by zresztą zaprotestował, gdyby tuliło się do niego takie cudeńko? Nie próbował jednak wykorzystywać zaistniałej sytuacji, a nawet gdyby spróbował, był pewien, że dostałby w pysk. Siedział więc tak, dopóki chłopak, zmęczony płaczem, zasnął w jego ramionach. Wtedy Michał zaniósł go do swojej sypialni, położył do łóżka, a sam wrócił do kuchni, po drodze zahaczając o przedpokój, gdzie z kieszeni kurtki wyjął swój telefon komórkowy. Wybrał numer i odczekał kilka sygnałów, zanim uzyskał połączenie.
- Tak? - odezwał się męski głos w aparacie.
- Bartłomieju - zaczął bardzo formalnie. - Mam do ciebie małą prośbę.

* * *


Wita obudziły głosy dochodzące z salonu, a świadczące o toczącej się tam mocno ożywionej dyskusji. Zaciekawiony, wstał i ruszył w tamtym kierunku.
Z trudem powstrzymał chęć ucieczki na widok swojej, miotającej się w furii, siostry i Bartka, bezskutecznie usiłującego ją uspokoić, oraz... siedzącego naprzeciw nich Michała, który zupełnie nagle zamienił się w oazę spokoju i cierpliwości. Albo raczej znudzenia.
- Co się tu dzieje? - spytał niepewnie chłopak, ściągając na siebie tym samym spojrzenia wszystkich.
- Hej, wyspałeś się? - zapytał wesoło Michał.
- Dzwoniłam do matki i powiedziałam jej coś nawyczyniał, i powiem ci tyle, że nie jest zadowolona! - wrzasnęła kobieta. Wit przewrócił oczami. No tak, jak zwykle kochana siostrzyczka poszła na skargę.
- Tak, wyspałem się - odpowiedział na pytanie gospodarza. - Dzięki. Masz naprawdę wygodne łóżko - pochwalił. Ignorując całkowicie siostrę i jej narzeczonego, podszedł do Michała i usadowił się na oparciu fotela, który zajmował mężczyzna. - Po co ich tu ściągnąłeś? - chciał wiedzieć.
- Uznałem, że to najbardziej neutralne miejsce na rozmowę. Pomyślałem też, że po tym wszystkim zwyczajnie nie chciałbyś wracać do domu.
- No, to dobrze myślałeś - zgodził się chłopak.
Martyna tupnęła nogą ze złości, że nikt już jej nie słucha, a Bartek, z mieszanymi uczuciami, obserwował swojego brata i brata przyszłej żony.
- Skąd wy się właściwie znacie? - zapytał.
- Wpadliśmy na siebie dzisiaj - powiedział szybko Michał. - Wracałem z imprezy i zauważyłem wałęsającego się dzieciaka, pomyślałem, że odprowadzę go do domu, żeby nie dorwali go jacyś pedofile czy coś. Tyle się teraz mówi o łowcach organów – udał troskę. - Zanim zapytasz, nie miałem pojęcia, że to brat twojej narzeczonej - wyjaśnił i zerknął na chłopaka, który uśmiechał się do niego z wdzięcznością. No tak, pewnie ani Bartek, ani jego narzeczona, nie chcieliby usłyszeć o tym, co się naprawdę stało, ani gdzie naprawdę Michał znalazł młodego.
- Rozumiem - powiedział Bartek. Znajomość Wita z jego bratem była mu wybitnie nie na rękę. Znał Michała na tyle, by móc stwierdzić, że nawet anioł przy nim, zmieniłby się nie do poznania. Nie chciał, żeby Wita spotkało coś takiego. Zwłaszcza jeśli chciał utrzymać dobre stosunki z przyszłą małżonką i jej rodzicami. Pojawienie się starszego brata mogło źle wpłynąć na te relacje.
- Co więcej, mam dla was wszystkich pewną propozycję, choć nie jestem jeszcze pewien, czy sam wiem co robię - oznajmił nagle Michał. - Otóż, wiem, że Wit nie ma na razie ochoty wracać do domu, a wy oboje - wskazał brata i Martynę - musicie też trochę ochłonąć. Moje mieszkanie nie jest za duże, ale z powodzeniem pomieści dwie osoby, więc... Myślę, że najlepiej będzie, jeśli Wit, jeśli oczywiście zechce, zostanie u mnie na kilka dni.
- CO?! - wykrzyknęli wszyscy chórem. Wit ze zdziwieniem, a jego siostra z narzeczonym - ze złością i niedowierzaniem.
- Mowy nie ma! - wrzasnęła Martyna podrywając się z miejsca.
- Zwariowałeś, chyba! Myślisz, że pozwolę mu z tobą zostać?! - wtrącił swoje Bartek.
Wit milczał wpatrując się w Michała. Chciał znaleźć w jego minie jakoś dowód na to, że mężczyzna żartuje. Nie odnalazł żadnego.
- Nawet nie wiem, czy można ci zaufać? - Martyna złapała się za głowę.
- Nie można! - stwierdził Bartek. - Nie można i ja nie pozwolę, żeby Wit tu został. Albo wraca z nami z własnej woli, albo siłą go zaciągniemy.
- Genialne wyjście, braciszku - pochwalił Michał z kpiną. - Ale zapominacie chyba, że Wit jest już pełnoletni i o takich rzeczach może sam zdecydować, prawda?
- Za niecałe dwa miesiące zdaje maturę! Musi się uczyć! - krzyczała Martyna i Michał już współczuł bratu takiej żonki. Dziewczyna robiła naprawdę sporo hałasu.
- Nie uważasz, że lepiej będzie mu się uczyć tutaj, gdzie przez większość dnia będzie miał spokój i ciszę, niż w domu, gdzie zapewne już niedługo zaczną się przygotowania do waszego ślubu? - spytał. - Poza tym, przecież nie chcę go porwać, na litość boską. W każdej chwili będziesz mogła przyjść i sprawdzić jak się miewa i czy wszystko w porządku.
- Nie rozumiem - Bartek pokręcił głową. - Znacie się dopiero od kilku godzin, a ty nagle wyskakujesz z czymś takim? Jaki masz w tym cel?
- Żaden, braciszku! Pomyślałem tylko, że niedługo zostaniemy rodziną, a rodzina powinna sobie pomagać, nie? No, chyba, że nie myślisz o mnie jako o krewnym? - Michał zawiesił pytające spojrzenie na młodszym bracie. Wiedział, że Bartek nie może go o nic oskarżyć. W końcu nigdy nic mu nie zrobił, kiedy byli mali często się z nim bawił i dzielił zabawkami, bronił przez starszymi dzieciakami. Tylko przez głupotą i zawiścią matki nie potrafił go uchronić. Może właśnie to Bartek miał mu za złe?
Bartek uciekł wzrokiem gdzieś w bok, a Michał postanowił nie drążyć więcej tematu.
- Nie chcę go porywać, ani w żaden sposób krzywdzić, ale wiem, możecie być pewni, że WIEM - specjalnie zaakcentował ostatnie słowo, patrząc na brata, jakby chciał mu tym coś powiedzieć - że w tym momencie Witowi nie uśmiecha się powrót do domu. Mylę się? - spytał chłopaka. Młody pokręcił tylko głową przecząco. - No właśnie.
- I jak ty to sobie właściwie wyobrażasz, co? - napadła na niego Martyna.
- Pracuję od siódmej rano do ósmej wieczór, z godzinną przerwą w ciągu dnia, którą zwykle spędzam z szefem w antykwariacie na dole, więc przez cały dzień mnie nie ma. Wracając z pracy jestem tak zmęczony, że nie w głowi mi bałamucenie młodzieży, więc od razu idę spać. Powiedzmy, że Wit będzie wychodził do szkoły razem ze mną, dostanie swoje klucze, żeby mógł wejść do mieszkania i, tak jak mówiłem, do ósmej mnie nie ma, więc chata wolna.
- A gdzie będzie spał?
- Tutaj, w salonie. Mam w pracowni łóżko, które niedawno kupiłem dla siebie, ale chętnie mu je odstąpię.
- Zaraz, moment - przerwała Martyna, której właśnie coś wpadło do głowy. - Cały czas mówisz "na dole", "antykwariat" i "u mnie w pracowni". Czym ty się właściwie zajmujesz?
- Renowacją staroci - odparł po prostu.
W salonie zapadła cisza.
- To znaczy, że pracujesz w tym małym antykwariacie na dole?
- Właściwie, to wynajmuję pomieszczenie od właściciela tego antykwariatu. Kiedy będziecie wychodzić możecie zerknąć na tabliczkę przy wejściu.
- Przepraszam, że tak się dziwię, ale twój brat mówił o tobie tak, że myślałam, że jesteś... um... - urwała, nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
- Nieudacznikiem i pijakiem? - podsunął Michał. Dziewczyna niechętnie skinęła głową. - Nie martw się, wszyscy odnoszą takie wrażenie.
- Ale dlaczego? - skierowała to pytanie do narzeczonego. Bartek milczał uparcie.
- To sprawa między nami i, wybacz, ale wolałbym nie mieszać was do tego - powiedział Michał, uśmiechając się uprzejmie.
- Rozumiem. - Martyna westchnęła ciężko. - Wit? A czego ty chcesz?
- Jeśli pozwolicie, to wolałbym tu zostać - oznajmił.
- Aha - mruknęła dziewczyna. - Bartek? Masz coś przeciwko?
- Mam i to wiele - potwierdził mężczyzna. - Ale nie mogę decydować za ciebie, ani za twojego brata.
- W takim razie... To trochę dziwne, że nagle chcesz nam pomóc, ale skoro tak świetnie się rozumiecie z Witkiem, to chyba w porządku. Zresztą, sama nie wiem! Może rzeczywiście będzie lepiej, jeśli zostanie? W końcu w domu nie ma jak się uczyć, a niedługo będzie jeszcze gorzej, no i rodzice wrócą z Francji, będzie bałagan i chaos. Może to rzeczywiście jest jakiś pomysł - zastanowiła się dziewczyna. Nie wiedziała co ma zrobić. Z jednej strony nie chciała powierzać brata zupełnie obcej osobie, z drugiej - wyglądało na to, że Michał nie jest taki zły na jakiego kreował go Bartek. No i przecież zbliża się matura, a w domu faktycznie nie ma spokoju. Zresztą, przecież Michał sam powiedział, że będzie mogła wpadać kiedy zechce, żeby sprawdzić czy wszystko gra.
- Zgoda! - zdecydowała. - Wit może zostać.
Michał odetchnął głęboko. Czasami opłaca się być poważnym człowiekiem, pomyślał. Przynajmniej wtedy biorą cię na serio.
Wit też się cieszył, choć miał co do tego pomysłu pewne wątpliwości, w końcu nawet nie znał Michała. Nie wiedział, do czego mężczyzna dąży, ani czy nie rzuci się na niego zaraz po tym jak zamknął się drzwi za jego siostrą. Był jednak pewien, że po tym, co nawywijał poprzedniego wieczoru, nie chce na razie wracać. Gdyby teraz wrócił, musiałby stawić czoło nie tylko siostrze, zdenerwowanej jego postępowaniem, ale też i jej narzeczonemu, któremu przecież wyznał miłość. Nie miał sił na tłumaczenia, ani poważne rozmowy, a Michał wydawał się być doskonałym kołem ratunkowym.
- W takim razie, muszę wpaść do domu po kilka rzeczy - powiedział, uśmiechając się do siebie.

We trójkę wyszli z budynku i Martyna z ciekawości zerknęła na pozłacaną tabliczkę na ścianie obok szyby wystawowej antykwariatu, gdzie tuż pod nazwą przybytku i nazwiskiem właściciela interesu, czarnymi literami widniał napis:

"Renowacja starych przedmiotów.
Michał Górski
(pracownia na tyłach budynku, wejście przez antykwariat)".


Uśmiechnęła się na ten widok. Może przyszły szwagier wcale nie był taki zły? No, przecież takich tabliczek byle komu się nie daje, pomyślała, wsiadając do auta narzeczonego.

Bartek nie był zadowolony. Nie dość, że w jego spokojnym, ustabilizowanym życiu znów pojawiła się postać starszego brata, to jeszcze wyglądało na to, że Michał będzie się wtrącał do jego spraw. Ale przecież nie mógł niczego Witowi zabronić. Milczał więc, kiedy Martyna zgodziła się na propozycję Michała, oraz wtedy, kiedy pomagała bratu spakować wszystkie potrzebne rzeczy do dwóch torb podróżnych i wbrew zapewnieniom chłopaka, że Michał z całą pewnością nie będzie go morzył głodem, wpychała mu do plecaka zawartość lodówki. Dopiero, kiedy upchnęli to wszystko do bagażnika i ruszyli w drogę, Bartek zdecydował się wyrazić swoje niezadowolenie.
- Nie podoba mi się, ze się z nim zadajesz - powiedział do chłopaka, kiedy, już bez Martyny, jechali w stronę centrum miasta.
- Dlaczego? - spytał Wit ze zrezygnowaniem. Spodziewał się tego i wiedział, że nie uniknie tej rozmowy.
- Znam Michała o wiele lepiej niż ty, więc wiem, że przebywanie z nim, nawet kilka dni, to kiepski pomysł.
- Nie rozumiem, czego od niego chcesz? Ja znam go zaledwie od kilku godzin, a już zdążyłem go polubić. Martyna zresztą też! Tylko TY masz coś przeciwko.
- Bo ja, w przeciwieństwie do was, znam go całe swoje życie.
Wit westchnął.
- Ciągle nie odpowiadasz na moje pytanie. Co masz do niego? Co ci zrobił, że aż tak go nienawidzisz? Mierzi cię, że miał lepiej niż ty? Że miał rodziców, którzy o niego dbali? Czy to, że jest gejem? - zapytał wprost.
- Nie wiem skąd to wszystko wiesz, ale rodzicom już dawno przebaczyłem.
- Aha, więc chodzi o jego preferencje seksualne, tak? - Bartek nie odpowiadał, więc Wit ciągnął dalej: - W takim razie, to chyba najwyższy czas, żebyś się dowiedział, że ja też nim jestem. W razie gdybyś zapomniał.
- Nie jesteś gejem, Wit. - Bartek pokręcił głową. - Jesteś jeszcze młody i twoje hormony szaleją. Jesteś zupełnie normalny.
- Oczywiście, że jestem! Kto niby powiedział, że nie? Homoseksualizm jest znany wielu gatunkom, ale tylko ludzie go potępiają. Dlaczego? Moim zdaniem nawet durne rośliny posunęły się w ewolucji dalej niż my! - Wit poczuł się naprawdę urażony i zachciało mu się płakać. Oto, człowiek, którego kochał ponad własne życie, potępiał go.
- Homoseksualizm to grzech, Wit - stwierdził w końcu Bartek.
- Grzechem jest mordowanie ludzi, bicie dzieci na śmierć, gwałcenie kobiet, znęcanie się nad zwierzętami. Miłość nie jest grzechem.
- Wit, zrozum, proszę cię. Homoseksualizm nie ma nic wspólnego z miłością. Raczej z pożądaniem. Akt seksualny pomiędzy dwoma osobnikami tej samej płci nie jest czymś normalnym.
- Pieprzyć to! W takim razie, każdy "akt" powinien być traktowany jako grzech albo potencjalny gwałt! Gdyby Bóg chciał, żeby wszyscy ludzie byli tacy sami, nigdy nie dałby nam wolnej woli.
- Wolna wola nie ma tu nic do rzeczy.
- Owszem, ma i to dużo. Jeśli wybieram mężczyznę zamiast kobiety, to jest właśnie wolna wola. Mój cholerny wybór, do którego nikt inny nie powinien się wpieprzać!
- Jak ty się wyrażasz, Wit? - obruszył się Bartek. Chłopak obrócił twarz w jego stronę.
- Kocham cię - wyznał, wpatrując się w profil ukochanego. - Nie tak, jak się kocha brata, albo krewnego. Nawet nie tak, jak kocha się najlepszego przyjaciela. Kocham cię jako mężczyznę, z którym chciałbym robić wszystkie te niemoralne i nienormalne rzeczy, za które idzie się do piekła.
- Przestań w tej chwili - poprosił spokojnie Bartek.
- Nie obchodzi mnie, co o tym myślisz, po prostu cię kocham i nie potrafię tego zmienić - szepnął Wit i odwrócił twarz do okna.
Milczeli jak zaklęci przez resztę drogi.

- Twój brat to kompletny idiota! - oznajmił Wit trzaskając drzwiami. Rzucił bagaże na podłogę w przedpokoju i złorzecząc pod nosem, podążył do kuchni, gdzie, jak się spodziewał, zastanie swojego gospodarza. - Słyszałeś, co mówiłem?! - zapytał przekraczając próg.
- Trudno było nie usłyszeć - przyznał Michał. - Co ci powiedział?
- Że bycie pedałem to grzech!
- Nic nowego - wzruszył ramionami mężczyzna. - Robię obiad, masz ochotę na coś szczególnego? - zapytał, zaglądając do lodówki.
- Strychninę - odparł chłopak.
- Hmm... Nie posiadam, przykro mi - udał zawód. - W takim razie robimy spaghetti, bo na nic bardziej skomplikowanego nie mam składników.
- Może być, ewentualnie - uśmiechnął się Wit.
- A później wniesiemy twoje łóżko - uprzedził Michał.
- Ciężkie? - wolał się upewnić chłopak.
- Owszem, ale można je rozłożyć na części i wnosić po kawałku.
- Więc... Będę mógł rozejrzeć się po twojej pracowni? - spytał Wit.
- Jasne, czemu nie? Może ci się spodoba i zostaniesz moim asystentem? - rozmarzył się mężczyzna. - A tak w ogóle, co zamierzasz studiować?
- Nie mam pojęcia - wzruszył ramionami chłopak. Michałowi opadły ręce.
- Zdajesz maturę za dwa miesiące i jeszcze nie wiesz, co chcesz studiować?
- A ty wiedziałeś? - odpowiedział pytaniem młody.
- Ja nie studiowałem - przypomniał Michał.
- Oszczędź mi wykładu na temat mojej przyszłości - poprosił chłopak.
- Nie moja rzecz cię pouczać.
- Więc nie rób tego. Mam już naprawdę dość słuchania wszystkich tych bzdetów. Nie wiem nawet, czy chcę iść na studia.
- Dlaczego nie? To może być fajna zabawa. Oczywiście, jeśli będziesz studiował coś, co cię naprawdę interesuje, w przeciwnym razie nie ma sensu zawracać sobie głowy - stwierdził Michał.
- Ty nie studiowałeś, a robisz to, co lubisz, prawda? - zainteresował się Wit.
- No, powiedzmy, że tak.
- Dlaczego "powiedzmy"?
- Robię to, na czym się znam, Wit.
- A co chciałbyś robić?
- Nie mam pojęcia.
- No właśnie! Ja też nie wiem, czego chcę, więc pójście na jakiekolwiek studia, byle studiować, to czysta głupota.
- Pewnie masz rację - przyznał Michał. - Choć, gdybym mógł przeżyć moje życie raz jeszcze, pewnie poszedłbym na studia, żeby teraz mieć z górki.
- Tylko tak mówisz. Ja nic bym nie zmienił - stwierdził po chwili zastanowienia.
- Na pewno? A gdybyś wiedział, że zadurzenie się w moim bracie tak się skończy? - podsunął Michał. - Nie chciałbyś sobie tego oszczędzić?
- Uważasz, że tak byłoby lepiej? - odpowiedział pytaniem chłopak. - Myślę, że chciałbym się w nim zakochać raz jeszcze, gdybym miał szansę. Może tylko darowałbym sobie całą tę hecę z wyznawaniem miłości.
- Czyli jednak wolałbyś uniknąć rozczarowania?
- Jak mogę być rozczarowany, skoro od początku wiedziałem, ze tak będzie? Bo wiedziałem o tym dobrze!
- Ale i tak miałeś nadzieję, że mój brat, słysząc twoje wyznanie, nagle się nawróci na homoseksualizm i zostawi dla ciebie narzeczoną.
- Nie generalizuj, bo to o wiele bardziej złożona sprawa - oburzył się Wit.
- Dla ciebie - może tak - przyznał Michał. - Bo z mojego punktu widzenia, to bardzo proste, po prostu zakochałeś się w niewłaściwym facecie. Ale to się zdarza nawet najlepszym.
- I, twoim zdaniem, co powinienem z tym zrobić? - spytał chłopak z kpiną.
- Żyć. I dać sobie spokój, bo mój braciszek jest świętoszkowatym ćwokiem, dla którego wszelkie odstępstwa od ogólnie przyjętej przez społeczeństwo normy to grzech najcięższy. Aż się dziwię, że w całej tej swojej pobożności, zdołał sprezentować twojej siostrze dzidziusia przed ślubem - zaśmiał się pod nosem.
- Jak to możliwe, że tak świetnie mnie rozumiesz? - zainteresował się Wit, nagle wyrastając, jak spod ziemi, tuż przy boku Michała. Mężczyzna drgnął zaskoczony.
- Cholera, człowieku! Jesteś ninja czy co?
- Tak, shinobi - zażartował chłopak. - Umiejętność skradania się jest całkiem użyteczną zdolnością.
- Serio? - spytał podejrzliwie Michał.
- No, na przykład jeśli chcesz podsłuchać czyjąś rozmowę.
- Widać często to robiłeś.
- Czasami. - Chłopak posłał gospodarzowi łobuzerski uśmieszek. - Pomóc ci?
- Nie, spadaj! Nie lubię jak facet mi się po kuchni kręci - oznajmił Michał, a Wit wybuchnął śmiechem.
Chłopak uparł się, by pomóc w przygotowaniu obiadu i Michał, chcąc nie chcąc, pozwolił mu sobie pomóc.
Pomoc skończyła się niegroźnym poparzeniem gorącą wodą i lądowaniem większości makaronu na podłodze, a także przypaleniem się sosu. By ratować resztę obiadu Michał siłą wypchnął nieszczęsnego pomocnika z kuchni każąc mu zając się czymś mniej skomplikowanym. Sam ceremoniał obiadowy upłynął im na rozmowie na temat pobytu Wita w mieszkaniu Michała. Kiedy już ustalili, że chłopak nie będzie urządzał dzikich imprez bez zgody gospodarza, a jeśli już się uprze i taką właśnie dziką imprezę urządzi to ma obowiązek gospodarza zaprosić, obaj udali się do pracowni mieszczącej się na parterze.

By znaleźć się w pracowni Michała, wcześniej trzeba było przejść przez antykwariat. Mężczyzna zapalił światła we wszystkich pomieszczeniach i z rozbawieniem obserwował reakcje towarzyszącego mu chłopaka. Podczas gdy on sam zajął się rozmontowywaniem mebla, Wit biegał w tę i we w tę, głośno wyrażając swój zachwyt nad starociami, które, w większości odnowione i błyszczące, stały w głównym pomieszczeniu.
- O mój Boże! O mój Boże! Tu jest zajebiście! O matko, jaka fantastyczna toaletka! Czy ją też możemy zabrać?
- Co ty, baba jesteś, że potrzebujesz toaletki? - Michał parsknął śmiechem.
- ŁAAA! Jakie lustro! Co to takiego?!
- Pewnie chodzi ci o tremo – domyślił się mężczyzna. - Hej, a może mi pomożesz?
- Cholera, w tej szafie zmieścilibyśmy się razem! - zaśmiał się Wit. Michał westchnął. Chłopak nie był nawet zainteresowany łóżkiem. Nic dziwnego, skoro wokół było tyle ciekawszych atrakcji. Szafy i szafeczki, zabytkowe regały i stare kredensy, lustra w pięknie rzeźbionych ramach, ręcznie malowane zastawy obiadowe, mnóstwo świecidełek, które zachwycały nie tylko klientki. Michałowi zawsze chciało się śmiać patrząc na towarzyszących kobietom maczo, którzy już po kilku minutach sami piszczeli z zachwytu nad eleganckimi kryształowymi kielichami do wina, lub starym stołem bilardowym, z ręcznie rzeźbionymi nogami. Nic dziwnego, że chłopak był zachwycony. Jakby nie było, Artur – właściciel antykwariatu – miał niezły gust. Nigdy nie brał byle czego, zawsze potrafił znaleźć coś ciekawego, a potem dobrze to sprzedać. Dzięki temu interes się kręcił, a Michał miał pracę, bo ktoś przecież musiał się tymi wszystkimi starociami zająć, zanim trafią do sprzedaży.
Po rozłożeniu łóżka na części, wniesieniu go na górę do mieszkania i ponownym złożeniu, Michał wrócił na parter, by odszukać swojego nowego współlokatora, który w całym tym zamieszaniu gdzieś się zapodział.
- Hej, Wit? Jesteś tu? - zawołał. W głównym pomieszczeniu stało dużo mebli, za którymi można się było schować lub zgubić.
- Tutaj – usłyszał głos młodzika gdzieś z boku. Rozejrzał się uważnie i w końcu zauważył go siedzącego na fotelu-tronie z wysokim oparciem, ulubionym meblu Artura, po który jeździł aż do Katowic.
- Widzę, ze ci się podoba – zagadnął Michał opierając się plecami o wielką trzydrzwiową szafę.
- Mogę tu zamieszkać? - spytał chłopak rozmarzonym wzrokiem wpatrując się w wielkie tremo stojące w kącie.
- Aż tak podoba ci się to lustro? - prychnął Michał.
- Nie chodzi o lustro – zaśmiał się Wit. - Chociaż jest naprawdę zajebiste! Ale ta atmosfera jest... po prostu wspaniała. Nic dziwnego, że tak często się uśmiechasz, mieszkając w takim miejscu.
- No, no, nie przesadzaj. Nawet jeśli to bajka, to bardzo popieprzona.
- Wiesz, myślę że mógłbyś się tak przedstawiać – zamyślił się chłopak.
- Znaczy jak? - nie zrozumiał rozmówca.
- Na przykład: „mam na imię Michał i mieszkam w czarodziejskim miejscu”.
Mężczyzna przez dłuższą chwilę przyglądał się młodzikowi, po czym parsknął śmiechem.
- Chyba raczej „cześć jestem Michał i właśnie w pojedynkę złożyłem dla ciebie łóżko, cholerny leniu”.
- Oj tam, marudzisz – machnął ręką chłopak.
- A jednorożce giną – mruknął pod nosem Michał.
- Co?
- Pstro! To tak mi się odwdzięczasz, smarku, że cię przygarnąłem z dobrego serca? - oburzył się mężczyzna.
- Z dobrego serca? Raczej dla własnych korzyści – prychnął Wit.
- Tak? A niby jakie miałyby to być korzyści?
- Nie wiem, może chcesz mnie wykorzystać seksualnie.
- Nie jestem pedofilem! - Michał poczuł się dotknięty insynuacjami, jakoby miał molestować młodzież.
- Mam dziewiętnaście lat! - przypomniał Wit. - No, prawie – dodał po chwili namysłu.
- Dla mnie jesteś po prostu dzieciakiem. Skończmy już tę rozmowę i chodźmy spać, bo jestem zmęczony, okej? - zaproponował, obrócił się na pięcie i wyszedł gasząc światło.
- Hej! Czekaj na mnie! - pisnął chłopak zrywając się z fotela. Miejsce może i było fajne, ale po zmroku sam nie chciałby tu zostawać. Michał zaśmiał się szyderczo w duchu. Kiedy gasną światła, wszystkie dzieci chowają się pod kołdry, pomyślał z satysfakcją.