Spontaniczna decyzja 17
Dodane przez Aquarius dnia Listopada 23 2013 13:22:22


Colin przez ostatnie dwa dni chodził z głową w chmurach po miłosnym wyznaniu swego partnera. Jessie nie powtórzył swego wyznania, ale to pierwsze sprawiło, że Colin przytłoczony przygnębieniem poczuł siłę, by dalej iść. Zamknąć przeszłość za sobą. Po usłyszeniu tych słów wycałował męża i razem spędzili czas w tamtym pokoju na opowiadaniu sobie tych dobrych historii ze swego życia. Są ludzie, którzy nie wiedzą, jaką siłę dają słowa „kocham cię”. Ktoś może mówić, że takie wypowiedzi nic nie znaczą. Liczą się przecież gesty, a te dwa bzdurne słowa może wypowiedzieć każdy. Mylą się. Niestety ludzie nie raz dla własnych celów wypowiadają „kocham cię”, aby kogoś wykorzystać. Przez to nadają temu złego wyobrażenia. Ale Colin wiedział, jak długo Jessie dusił je w sobie i one nie były puste, coś znaczyły. Mianowicie uczucie, jakie ich łączy. Dużo ludzi nawet nie domyśla się, jak bardzo niektórzy oczekują takich wyznań. Dla niektórych są one potrzebne jak powietrze.
Wyznać miłość można w różnoraki sposób. Między innymi tak, jak robił to Jessie. Colin od dawna wiedział, co mężczyzna czuł. Carson okazywał to w swoich oczach, pocałunkach i nie tylko. Teraz tylko go w tym upewnił. I nikt Colinowi nie wmówi, że faceci nie potrafią kochać. Potrafią, tylko trzeba im odwagi, aby się do tego przyznali. Tchórze tego nie robią, no bo jak to tak? Jeszcze kumple go wyśmieją, że mówi jak baba. Zdaniem Colina wszystkiego można się wstydzić, ale nie tego, że się kogoś kocha.
Po wizycie w biurze nieruchomości White zabrał Jessie'go do siedziby swojego wydawnictwa. Wypadł im taki tydzień przyjazdu, że Andrei nie było. Ze swoim synem wyjechała na wycieczkę, podczas której zamierzała poświęcić czas tylko swemu dziecku.
Spotkał się z Philipem i swoim zastępcą. Jessie również uczestniczył w tym spotkaniu, zwłaszcza, że dotyczyło ono takich zagadnień, jak współpraca dwóch różnych wydawnictw. Carson wiele uczył się od męża w kwestiach wydawniczych, ale nie tylko. Widział, że Philip ma łeb na karku i doskonale zna prawo. Nikt go nie zagnie w żadnej kwestii. Natomiast zastępca okazał się wesołym, bardzo otwartym czterdziestoletnim mężczyzną, który znał Colina od wielu lat. On i White ufali sobie, jak mało kto. Będąc w środowisku, w jakim wychował się i żył Colin, mógł na własne oczy przekonać się, jak cenią tutaj jego męża.
I Jessie nadal był pod wrażeniem, że wyznał mężowi miłość. Dusił to w sobie od jakiegoś czasu, jakby jakaś cząstka chciała uciec, wyrywając się na wolność. Lecz wczoraj upewnił się, że już tego nie chce. Nie pragnie mieć co noc innego kochanka. Nikt go tak nie zaspokoi, jak Colin, bo zrozumiał, że seks połączony z uczuciem jest sto razy lepszy. Ale nie był z nim dla seksu. Był, bo tego chciał i kochał go.
– Twój uśmiech mówi mi, że myślisz o czymś przyjemnym. – Do Jessie'go dotarł głos partnera. Siedzieli w małej kafejce, do której wstąpili w czasie zwiedzania miasta, podczas którego byli na cmentarzu i Colin zapalił znicz na grobie Iana. Ogromnie to wzruszyło Jessie'go. Colin często w tej kafejce bywał za studenckich czasów, przesiadując często przerwy pomiędzy zajęciami nad filiżanką kawy i sernikiem na zimno.
– Ty głównie jesteś przyjemnym tematem – odparł Carson. – Ty też odpływasz. Jesteś tutaj, ale twój umysł jest poza granicami Wszechświata. – Patrzył intensywnie w oczy męża. W ręku trzymał ładną, porcelanową filiżankę z kolorowymi wzorami.
– Mam pomysł na nową książkę.
– Zdradzisz mi go?
– Przymusowe małżeństwo. – Pochłonął ostatni kawałek jabłecznika.
– To jakaś aluzja do nas? – Odstawił pustą już filiżankę.
– W pewnym sensie. Nie martw się, nie napiszę o nas. Ten temat ma kilka możliwości i bardzo chciałbym je wykorzystać. Tylko czy wybaczysz mi dnie i noce, kiedy będę cię zdradzał z komputerem, notatnikiem lub czymkolwiek, na czym da się pisać?
– Takie zdrady to mogę wybaczyć. – Wyciągnął rękę przez stolik i na kilka sekund uścisnął dłoń Colina. – To idziemy dalej? Z tego, co mówiłeś, to dopiero pokazałeś mi jedną trzecią miasta. – Wyprostował się.
– Nie zimno ci już? – zapytał z troską White.
– Twój golf mnie ratuje. Moje ciało jest osłonięte przed tym zimnym wiatrem.
– Lubię twoje ciało. – Colin nie dbał o to, że ktoś ich usłyszy.
– Nie flirtuj mi tu. Postanowiliśmy się wstrzymać od seksu, aż do powrotu do domu.
– Wybacz, ale nie potrafię się kochać...
– Colin, rozumiem to. I wiesz, jak takie słowa na mnie działają, więc przestań.
– Wynagrodzę ci to. Poza tym taka wstrzemięźliwość wzmacnia związek. – Wstał i sięgnął po portfel.
– Zastosuj to w swojej książce. Wrzuć bohaterów do łóżka w ostatnim rozdziale.
– Nie ma mowy, nie będę ich męczył. Tym bardziej czytelników. Idź po płaszcze, zapłacę przy barku i wychodzimy.
Colin miał ochotę roześmiać się na słowa: „nie będę ich męczył”.
A mnie może?
Nie miał mu za złe takiego odseparowania. Sam nie byłby w stanie kochać się w miejscu, które miało swoje duchy. I nie byli napalonymi nastolatkami, aby nie móc powstrzymać swego libido i szukać pokoju w hotelu.

***


Nawet się nie obejrzeli, a już musieli wyjeżdżać. Zaprosili rodziców do siebie na kilka dni, przy czym obiecali pokazywać się tutaj jak najczęściej i razem, bo White nie raz będzie przylatywał do wydawnictwa. Mieszkanie Jessie'go stało się już na dobre domem dla Colina.
– Uważajcie na siebie i dzwońcie. – Stephanie dawała swoje matczyne rady, kiedy z Henrym odwieźli ich na lotnisko. – I nauczcie się gotować, przynajmniej coś prostego. Nie możecie ciągle zamawiać w restauracjach obiadów. Czym wy żyjecie?
– Mamuś, my żyjemy miłością.
– Jak tak, to nie trzeba było wyżerać wczoraj całej zapiekanki.
– I tu mnie masz. Od czasu do czasu muszę coś zjeść. – Pochylił się i uścisnął mamę. – Dziękuję.
– Za co?
– Za przyjęcie Jessie'go do rodziny. – Pocałował ją w policzek. – Lecimy, bo to już ostatnie wezwanie. Samolot odleci bez nas.
– Zadzwońcie, jak dolecicie. – Jeszcze ich wycałowała, a Henry uścisnął, klepiąc po plecach.
Po pożegnaniu ruszyli w stronę stanowiska odpraw.
– Twoi rodzice są fajni. Podziwiam, że żyją tak normalnie.
– Mają pieniądze. Zabezpieczyłem ich, ale mama nadal chce pracować, tata też. Są spokojni o swoją przyszłość. To dla mnie najważniejsze.
– Ciężko ci wyjeżdżać? – zapytał Jessie.
– Nie, ponieważ jesteś ty. – Zatrzymał się. – Jessie, mój dom jest tam, gdzie ty. Zawsze o tym pamiętaj. – Nie pocałował go, chociaż miał wielką ochotę. Nie miał ochoty na zobaczenie u większości ludzi na lotnisku nienawiści. Miał nadzieję, że kiedyś ludzka mentalność się zmieni i geje oraz lesbijki będą mogli przynajmniej wziąć na rękę kogoś, kogo kochają, nie narażając się na szykany.
– Zapamiętam – odpowiedział czule Jessie.

***



– Potrzebuję naprawdę długiego prysznica – rzekł Colin i przeciągnął się. – Te turbulencje są wykańczające.
– Pozwolisz, że ja najpierw się wykąpię, a ty po mnie? – Jessie odstawił bagaż na bok. Jutro się wypakuje. Dziś na myśl o tym robiło mu się niedobrze.
– Możemy wziąć go razem.
– Nie, ty zrobisz mi kawę.
– Marzyłem o prysznicu, o nas pod strumieniem wody. – Zamruczał, oplatając go rękoma w pasie.
– Nie ma mowy. – Wywinął się z uścisku Colina. Miał inny plan. – Wolę dojść do łóżka mniej obolały niż ostatnio.
– Kochanie, ależ dojdziesz...
– Colin...
– Ok. To leć się kąpać. I tak mi dziś nie zwiejesz.
– Zobaczymy, kto komu. Pamiętasz, co mówiłem tydzień temu? – rzucił Carson.
Colin powrócił pamięcią do chwili w księgarni i przełknął ślinę.
– Jeszcze się okaże – powiedział sam do siebie, idąc do kuchni.

***


Po kąpieli Colin wszedł do sypialni i uniósł brwi w górę. Cały pokój był przyciemniony, a wokół paliły się świece. Na łóżku leżała świeża, czerwona pościel. W tle leciała jakaś bardzo romantyczna melodia lub mieszanka takich. W każdym razie teraz z wieży szedł utwór Michaela Boltona - A love so beautiful. Ktoś tu chce go uwieść.
W rogu pokoju oparty o szafę stał Jessie. Miał nagi tors, a nogi opinały mu wąskie spodnie.
– Nie trzeba było ich zakładać. – Sam miał na sobie tylko ręcznik.
– Żebyś miał taki łatwy dostęp do mnie? Oj nie, kochany. – Carson zrobił kilka kroków w jego stronę.
– Sądzisz, że będę taki łatwy?
– Ja to wiem. – Stanął przed nim i podążył ręką do torsu męża. Uwielbiał te małe włoski na klatce. A te ciągnące się od pępka w dół najbardziej go przyciągały. Sięgnął tam ręką i rozwiązał ręcznik, który opadł na podłogę, przy okazji łaskocząc uda i łydki Colina. – Czyiś entuzjazm jest bardzo widoczny.
– Wiesz, jak na mnie działasz. – Nie robił nic. Stał i czekał na to, co zrobi Jessie.
Carson przesunął nosem po obojczyku męża w kierunku szyi. Oparł się dłońmi o jego biodra i zbliżył swoje usta w miejsce, gdzie zaczyna się szczęka, by po chwili zacząć przesuwać wargami w dół, przy okazji wydmuchując gorące powietrze.
Colin natychmiast złapał się męża, gdyż zalała go fala rozkoszy i stracił równowagę. Niewątpliwie mężczyzna nauczył się go rozpalać jednym dotknięciem.
– Ty chcesz mnie tu zamienić w gorącą lawę?
– A mówiłeś, że nie będziesz łatwy. – Wbił zęby w jego ramię.
– Zaraz ci dam „łatwy”. – Z szybkością błyskawicy odwrócił Carsona tyłem do siebie i przytknął biodra do jego pośladków. Zaczął zostawiać gorący szlak mokrych pocałunków na całej długości szyi, którą bardzo chętnie eksponował Jessie. Rękoma badał dwa sterczące guziczki, sunąc od nich w dół.
Gdy ręce Colina były już przy guziku od spodni, Jessie otrząsnął się z tego chwilowego zamroczenia. To on miał tu dziś rządzić. Odwrócił się przodem do męża, złapał go za szczękę i wpił się gwałtownie w jego usta. Swój język wwiercił do środka, zaczepiając drugiego towarzysza, liżąc go i owijając się wokół niego, po chwili uciekając i pozwalając Colinowi na małą chwilę dominacji. Niespokojne ręce poruszały się po plecach męża, a biodra uderzyły o drugie. Z obu ust wyszedł syk, kiedy ten kontakt przeszył oba ciała. Pocałunek trwał bez końca, doprowadzając obu kochanków do ekstazy.
Colin przesuwał męża w stronę łóżka, zaciskając dłonie na jego pośladkach. Wreszcie obaj upadli na pościel, a Jessie został zmuszony do leżenia pod nim z rękoma nad głową. Młodszy kochanek zaczął się wyrywać.
– Ty podstępna kanalio! Nie taki miałem plan.
– Plany, Jessie, mają to do siebie, że lubią się zmieniać. – Dobrał się do jego sutka i okrążył go ustami, a językiem pieścił, wibrując nim lekko.
– Moje plany się... O tak! – Wygiął się. – Ale i tak dopnę swego! O, zrób to jeszcze raz!
– Masz takie wrażliwe brodawki. Uwielbiam je całować.
– I tak będziesz mój!
– Ależ jestem twój. – Zaśmiał się White. Raz czytał, że humor w sypialni jest dobry.
Jessie zazgrzytał zębami. Colin chce walki? To ją dostanie. Przechylił głowę i ugryzł męża w rękę, która nadal trzymała jego nadgarstki. I nie było to gryzienie w celu romantycznych przeżyć.
– Zwariowałeś?! – krzyknął Colin, łapiąc się przedramienia.
– Na twoim punkcie. – Uwolniony był w stanie zepchnąć męża z siebie i ułożyć go na plecach. – Ja tu jestem górą. – Polizał zranione miejsce.
– Nie sądzę.
Zaczęli się przepychać po całym łóżku. Colin był silnym mężczyzną i prawie zawsze wygrywał. Zdołał nawet zdjąć mężowi spodnie poniżej bioder, ale gdy poderwał się, by się ich całkiem pozbyć, Jessie znów był górą. Sam pozbył się ubrania, pod którym nie miał bielizny. Przytrzymał mocniej męża i zjechał w dół do jego naprężonego członka. Wsunął go sobie do ust i zaczął ssać.
– Taki głodny jesteś? – White podparł się na rękach. Musiał na niego spojrzeć.
Jessie tylko coś zamruczał i przełknął penisa tak, że mógł nosem dotknąć włosów łonowych męża.
– Kocham, jak to robisz! – Colin odleciał w świat rozkoszy. Chciał ruszyć biodrami. Wbić się jeszcze głębiej i dojść, lecz dłonie męża trzymały go mocno. Słodka tortura trwała kilkanaście sekund, nim Jessie wypuścił go, łapiąc powietrze.
– Tylko to kochasz, jak ci robię? – Oblizując usta Jessie podciągnął się w górę i cmoknął wargi męża. Potem obrócił się i zawisł swoimi biodrami nad twarzą męża. W tym czasie, kiedy Colin zaczął lizać jego członek, sam zajął się penisem White'a. Sapał głośno, kiedy kochanek go podgryzał, szczypał, ssał i bawił się czasami tylko samą główką penisa. Dawał mężowi takie same pieszczoty i dostawał z odwzajemnieniem. Pieścił jego jądra językiem, a w tym czasie sięgnął pod poduszkę. Otworzył lubrykant i wycisnął sobie trochę na palce. Złapał męża pod udami w taki sposób, by unieść jego biodra i móc sięgnąć językiem do najczulszego miejsca.
– Och, Jessie. – Colin już nie był w stanie pieścić członka męża, gdyż po pierwsze, Jessie się przesunął i teraz penis sączył swoje płyny na klatkę piersiową White'a, a po drugie, jego język robił niewyobrażalne cuda pomiędzy jego pośladkami. Do języka dołączył palec i zaczął masować odbyt, naciskając delikatnie wejście. Pozwolił mu na wsunięcie pierwszego palca, wijąc się pod tym dotykiem. Był tam bardzo wrażliwy.
Jessie nie spieszył się. Chciał dobrze przygotować swego męża. Dać mu wiele przyjemności. Kąsał wewnętrzną stronę jego ud i całował penisa z uwielbieniem. Wsunął trzeci palec blisko dwóch już penetrujących i zgiął je wszystkie.
– Jessieeee! – zawył Colin. – Jessie, pieprz mnie. – Głaskał jego ciało.
Wysunął palce i zszedł z niego po dobrej chwili, gdy upewnił się, że mąż jest przygotowany na niego. Odwrócił się, smarując swój członek żelem. Złapał męża pod kolanami i kierując się samym penisem bez pomocy ręki, wsunął się w niego jednym pchnięciem, taki był twardy. Zgiął kochanka w pół i sięgnął jego ust. Nie poruszał się.
Colin czuł trochę bólu, ale i przyjemność, która zaczęła wygrywać. Cóż, rzadko lądował jako pasyw. Oddychał szybko, całując męża i patrząc nienasyconym wzrokiem na niego, wręcz proszącym. Objął go za szyję. Stęknął, kiedy Jessie pchnął pierwszy raz biodrami. Przez jego ciało przepłynął ogień. Zrobił się głodny. Głodny jego pchnięć, pocałunków, którymi go raczył.
– Szybciej, Jessie. Na litość Boską, szybciej!
Carson wyprostował się, klękając na rozszerzonych nogach pomiędzy udami męża. Spełnił jego prośbę. Wprawił biodra w wirowy i bardzo szybki ruch. Sam odrzucił głowę do tyłu, gdy rozkosz uderzyła w niego. Mógłby już dojść, ale nie chciał tego. Chciał kochać się z nim długo.
Przełożył nogę Colina przez siebie tak, że obie były po tej samej stronie, a biodra mogły ułożyć się na boku. Partner wyczuł, do czego on zmierza i sam się położył na boku. Jessie legł za nim i przycisnął swą pierś do pleców męża. Zaczął obcałowywać mu kark, wciąż będąc w nim i dostarczając nieziemskich wrażeń. Masował mu boki i tors pociągłymi ruchami. Wyczuwał drżenie ciała Colina. Ich skórę zrosił pot, a oddechy wymieszane z jękami obijały się od ścian sypialni.
– Kochaj się ze mną, Jessie. Kochaj. – Sięgnął do swego członka i zaczął szybko sobie trzepać.
Widząc, co robi Colin, Jessie już się nie powstrzymywał. Złapał nogę męża i uniósł ją w górę. W tej pozycji mógł sobie poszaleć, nie przypuszczając nawet, że właśnie to posłało impuls do jąder kochanka, który natychmiast doszedł, zaciskając zęby na prześcieradle, jęcząc po cichu.
– Colin, kocham cię. – Jessie poddał się w tym czasie swojemu orgazmowi, naprężając całe ciało, stękając, mając twarz wciśniętą pomiędzy łopatki męża.
Colin odprężył się. Czuł, jak obaj są spoceni. Nie ruszał się, dopóki partner z niego nie wyszedł. Dopiero wtedy odwrócił się przodem od niego i wziął go w ramiona.
– Też cię kocham – powiedział.
– Przyznaj, że tylko udawałeś, że nie chcesz, bym cię wziął. – Wykończony, ale i zadowolony Jessie spojrzał na niego.
– Zawsze udaję. Nie moja wina, że ty bardziej wolisz dawać.
– Dziś się nie poddałem.
– Ale prawie to ty byłeś mój, kochanie.
– Prawie robi wielką różnicę. A teraz mam ochotę spać.
– Kawa już nam wystygła. Czeka w kuchni.
– Pieprzyć kawę. – Carson zamknął oczy.
Colin tylko pocałował go w czubek głowy. Sam też chętnie się prześpi. I tak już była noc.
– A, dzwoniłem z samolotu do Seana. Jutro idziemy na kolację – wymruczał sennie Jessie.
– Wiem. Śpij, bo zaraz zrobię ci drugą rundkę.
Tego Jessie jednak już nie usłyszał. Colin jeszcze dosięgnął pilota od wieży i wyłączył muzykę. Pokój pogrążył się w ciszy przerywanej oddechami śpiących mężczyzn.

***


Następnego dnia wieczorem Sean otworzył im drzwi. Zaprosił mężczyzn do środka.
– Wejdźcie i rozgośćcie się. Elizabeth zaraz poda kolację. – Zaprowadził ich do salonu.
Jessie rozejrzał się po luksusowo i nowocześnie urządzonym apartamencie. Czarne podłogi lśniły czystością. Meble tego samego koloru i lampy w dwóch różnych kątach tworzyły harmonię uzupełnianą przez beżowy kolor ścian. Był nawet kominek. Podszedł do niego i obejrzał zdjęcia stojące na nim. Ozdobne ramki pasowały do każdej fotografii. Sean stanął obok niego.
– Pamiętasz to po prawej? – zapytał starszy brat.
– Dziadek nam robił. Pięć minut później wpadłeś do basenu i musiał cię ratować. A to było wtedy, kiedy...
Colin stał z dala od nich i patrzył na nich. Zauważył, że w jadalni obok krząta się Elizabeth.
– Dobry wieczór.
– Ach, przestraszyłeś mnie. – Położyła rękę na piersi. – Nie słyszałam dzwonka. – Wyjęła z uszu słuchawki.
– Słuchasz muzyki?
– Uczę się francuskiego.
– Podziwiam. Próbowałem i spasowałem. – Zdał sobie sprawę, że pierwszy raz z nią rozmawia. Wydawała się taka inna, niż była w obecności teściów.
– Też prawie się poddałam, ale zdecydowałam, że poznam chociaż podstawy. – Poszła do kuchni, z której przyniosła pełen talerz pachnących pyszności.
– Przy teściach wydawałaś się taka...
– Nieśmiała, uległa, głupia? – Postawiła misę na stole.
– W sumie tak. – Podrapał się po karku z zakłopotaniem. Zaraz poczuł, jak Jessie obejmuje go w pasie.
– Musiałam taka być. – Popatrzyła czule na męża. – Za każdym razem teściowa lubiła mieszać mnie z błotem, więc wolałam mieć spokój, udając idiotkę. I szkoda, że dopiero po tak długim czasie możemy swobodnie porozmawiać. Sean za bardzo słuchał ojca.
– Eliz, nie zaczynaj. – Pocałował żonę z czułością. – Siadajcie.
– Emm. Mógłbym zobaczyć moich bratanków?
– Oczywiście. Rosną jak na drożdżach. – Elizabeth wzięła Jessie'go za rękę. – Colin, ty też chodź. Również jesteś ich wujkiem.
Przeszli przez salon do wąskiego korytarza. Kobieta otworzyła pierwsze drzwi i weszli do środka. W łóżkach w kształcie samochodów spali czteroletni chłopcy. Byli bliźniakami.
– Zawsze idą spać po obejrzeniu serii bajek. Mamy szczęście, ponieważ są w stanie przespać całą noc – szeptała kobieta. – Następnym razem wpadnijcie w jakieś popołudnie. Zobaczycie małych rozbójników.
Kolacja przebiegała w miłej atmosferze. Jessie poruszył z bratem wiele tematów z dzieciństwa. W końcu zdecydował się zapytać o coś ważnego.
– Sean, dlaczego byłeś taki uparty co do sprzedaży Dreams?
– Nie chciałem, by wszystko poszło na dno. Bankructwo wydawnictwa pociągnęłoby dom i mieszkania za sobą. Mam dwóch synów, o których przyszłości muszę myśleć.
– Nie tylko dwóch synów – wtrąciła jego żona.
– Ciebie też mam, Eliz.
– Nie miałam na myśli siebie. Chciałam powiedzieć to przy was, chłopaki, bo jesteście naszą rodziną. Sean, jestem w ciąży.
Jessie z Colinem pierwszy raz byli świadkami, jak Sean porzuca swoją postawę sztywniaka i z radością bierze żonę w ramiona.
– Ty czasem nie jesteś w ciąży? – zapytał Colin Jessie'go.
– Na razie nie. Ale musimy nad tym pracować.
– Z radością, kotku.
Po chwili przyłączyli się do gratulacji. Gdy dwie godziny później opuszczali apartament, nie mogli pozbyć się wrażenia, że to był ważny krok do polepszenia stosunków pomiędzy braćmi.
Jessie włączył swój telefon. Zaraz przyszedł mu sms, że na poczcie głosowej ma wiadomość. Uruchomił pocztę i odsłuchał informację.
Colin stał oparty o auto i czekał na męża. Cały czas był w niego wpatrzony, a wczorajszą noc jeszcze odczuwał.
– Co tam? – zapytał, kiedy Jessie ze zmarszczonymi brwiami wsunął telefon do kieszeni.
– Dzwonił mecenas Roberts. Chce nas widzieć jutro rano o ósmej w sprawie naszego rozwodu.
– Jakiego rozwodu? Jessie, jeżeli ja o czymś nie wiem...
– Nie denerwuj się. Wiesz, że chcę z tobą być. – Oparł czoło o tors męża. – Nie wiem, o co chodzi. Dopiero za dwa miechy mieliśmy ten temat poruszyć.
– To dlaczego tak nagle z tym wyskoczył? – spytał White.
– Pojedziemy tam rano i się dowiemy. Teraz nie zawracajmy sobie tym głowy. Jedziemy do domu. Ja prowadzę, ty piłeś. – Wyjął mu kluczyki z kieszeni.
– Łatwo ci mówić. Nie myśleć. Coś musi być na rzeczy, że nas w tej sprawie wzywa. – Wsiadł do auta na miejsce pasażera.

***



Całą noc nie spali, martwiąc się o poranne spotkanie i gdy w końcu do tego doszło i mogli już zasiąść przy biurku adwokata, nerwy sięgały najwyższej półki. Do tego zobaczyli papiery rozwodowe. Leżały na biurku przed Robertsem, który patrzył na nich i nic nie mówił.
– Co to jest? Mamy jeszcze dwa miesiące. A i tak nie zamierzamy się rozwodzić – mówił pewny swego Carson.
– Dokładnie. Nie podpiszemy tych papierzysk ani teraz, ani później – dodał Colin.
– Czyli panowie postanowili spędzić życie ze sobą?
– Tak – odpowiedzieli jednocześnie.
– Mecenasie, o co tu chodzi? – Niecierpliwy Jessie nie potrafił powstrzymać się przed pytaniami.
– W testamencie są dwa aneksy. Jeden to ten, który mówił, żebym nie powiedział o drugim terminie rozwodu, kiedy będę pewny, że panowie już nie mogą przeżyć dnia ze sobą lub z dala od siebie. Drugi dotyczy terminu rozwodu. Jak wiemy, pierwszy warunek pani Carson mówił o terminie półrocznym, ale jest i drugi. Tu mamy cztery miesiące. I wczoraj dokładnie minęły cztery miesiące od waszego ślubu.
– Co? To znaczy, wiem, że minęły, ale nadal nie rozumiem.
– Jessie, pan mecenas chce nam powiedzieć, że drugi termin daje nam szansę na spełnienie warunków już dzisiaj – powiedział spokojnie Colin, splatając z mężem palce rąk, jak zakochane nastolatki. A co? Może to robić. Nikt im tego nie zakazuje.
– Zgadza się, Jessie. Właśnie teraz możecie podjąć decyzję lub skorzystać z jeszcze dwóch miesięcy.
– Nie ma mowy! – wykrzyknął Carson. – Już dawno zdecydowaliśmy, co zrobimy. Nie będzie rozwodu.
– Nie będzie – potwierdził Colin.
– Tego byłem pewny, ale zapytać musiałem. W takim razie te akta idą do zniszczenia, a wy dostaniecie coś, co napisała Evelyn Carson przed śmiercią. Są dwa listy. Jeden na wypadek, gdyby się nie udało. Określa, co zrobić z majątkiem. Miał należeć do ciebie, Jessie. Nie patrz tak. Sądzisz, że Evelyn nie zabezpieczyłaby ciebie? Wierzyłeś, że ci wszystko zabierze? A drugi zaraz wam dam. – Sięgnął do zamkniętej szuflady i wyjął białą, zapieczętowaną kopertę.
– Pan wie, co w niej jest? – zapytał White.
– Tak. Teraz dowiecie się i wy. I poznasz powód tego niecnego planu swojej babki, Jessie. – podał Carsonowi kopertę.
Jessie z mocno bijącym sercem wziął ją i otworzył z ociąganiem. W końcu wyjął kartkę i zaczął czytać:
– Jessie, mam nadzieję, że kochasz i jesteś kochany. Co więcej, na pewno czytasz ten list i na pewno tak jest. Wybacz mi mój niecny podstęp, ale z tym, co u ciebie obserwowałam, szanse na znalezienie kogoś, w dodatku odpowiedniego, miałeś marne. Musiałam coś zrobić. Spędzone życie w samotności jest niewiele warte, a ty do tego dążyłeś. Kocham cię, Jessie i chcę dla ciebie szczęścia oraz tego, abyś żył w udanym, pełnym miłości związku, tak jak ja. Jeżeli znalazłeś dobrą osobę, a wierzę, że mądrze szukałeś, czytasz ten list. I naprawdę jestem z ciebie dumna. Nie pozwól swojej rodzinie na to, by zabrali ci coś drogiego. A tą osobą jest twój mąż. Nie dom, pieniądze, wydawnictwo, tylko ta jedyna osoba się liczy. – Głos Jessie'go się załamał i nie mógł już czytać. Colin przejął list i dokończył:
– Bądźcie dla siebie dobrzy, panowie i kochajcie się. Mnie już nie ma, ale odchodzę wiedząc, że jesteś, drogi wnuku, w dobrych rękach. A ty, mężu Jessie'go, opiekuj się nim. Bo choć Jessie jest upartym, zawsze chcącym postawić na swoim draniem, to potrzebuje czułości i miłości. Dajcie ją sobie nawzajem. Pieniądze i mój dom są wasze. Domyślam się, że nie będziecie chcieli zamieszkać w moim muzeum. Pan mecenas ma już przygotowane dokumenty i moim życzeniem jest, o ile nie zamierzacie się tam osiedlić, aby dom przeznaczyć na centrum spotkań autorskich. Chcę, by tam każdy autor książek mógł się spotkać z innymi, podzielić wiedzą i pasją. Mojej służbie dajcie wysoką odprawę. Odpowiednie środki już przygotowałam. Pozostaje mi życzyć wam, chłopcy, wielu lat szczęścia. Evelyn. – zakończył Colin i spojrzał na męża, w którego oczach krążyły łzy. Pocałował go i przytulił.
– To co robimy z domem? – zapytał Jessie. Rozkleił się, ale nie wytrzymał z suchymi oczami. – Nie chcę mieszkać w muzeum, mimo że kocham ten dom.
– To zrobimy tak, jak podpowiedziała twoja babka.
– Trzeba tylko podpisać odpowiednie dokumenty – rzekł mecenas.
– A co jest w drugim liście? – Ciekawość Jessie'go musiała się pokazać.
– Niezbyt miłe słowa – powiedział adwokat, wspominając pustą kartkę, jaką Evelyn włożyła do koperty.
– Pewnie pisze, że jest mną rozczarowana.
– Wierzyła w ciebie i w to, że do tego planu znajdziesz odpowiedniego mężczyznę. I cieszę się, że zgodziłem się na to nasze małżeństwo.
– Ale zrobiło się sentymentalnie. – Zaśmiał się Jessie. – To mamy coś podpisać?
Pięć minut później wyszli na zewnątrz. Słońce świeciło nie tylko na niebie, ale również w ich sercach.
Colin przytulił mocno swojego męża.
– Twoja babcia miała nosa.
– To ty miałeś, waląc mnie drzwiami – odparł Jessie. – Czy my zaczynamy życie razem?
– Kotek, już zaczęliśmy i jeszcze wiele przed nami. – Pochylił się i pocałował swego mężczyznę z miłością. I w tym pocałunku przekazali sobie wszystko to, co czuli. – To co, zabieram cię teraz na śniadanie, a potem wracamy do pracy. Skończę rozdział i dam ci przeczytać.
– Jestem zdecydowanie za tym – odparł szczęśliwy Jessie.


KONIEC











%nbsp;