Ceasefire
Dodane przez Aquarius dnia Pa糳ziernika 12 2013 11:05:28


Notka od autorki: Jest to fanfic AU KenseixShuuhei

Zesp贸艂 stresu pourazowego, zaburzenie stresowe pourazowe, PTSD (ang. posttraumatic stress disorder) - zaburzenie l臋kowe spowodowane przez stres o du偶ej sile, powoduj膮cy kryzys psychiczny, przekraczaj膮cy ludzkie prze偶ywanie (wojna, zgwa艂cenie, przebywanie w obozie koncentracyjnym).

- Kaname - mrukn膮艂 Shuuhei, gdy po raz kolejny wilgotny j臋zyk przesun膮艂 si臋 po jego policzku.
Oczywi艣cie i tak nie spa艂, ale te偶 nie mia艂 najmniejszego zamiaru rusza膰 si臋 z 艂贸偶ka, jak zwykle rano. Jednak wielki j臋zor i ciche skomlenie m贸wi艂y, 偶e czy mu si臋 podoba, czy nie, musi wsta膰, chyba 偶e chce mie膰 wielk膮 kup臋 na 艣rodku pokoju.
- Ju偶, ju偶 - powiedzia艂 z ci臋偶kim westchni臋ciem odsuwaj膮c od twarzy psi pysk.
Kaname - czarny terier rosyjski - zaskomla艂 jeszcze, ale w ko艅cu zrezygnowany po艂o偶y艂 pysk na brzegu 艂贸偶ka, czekaj膮c cierpliwie a偶 jego pan si臋 zwlecze. Ten przetar艂 twarz d艂o艅mi - przy okazji 艣cieraj膮c psi膮 艣lin臋 - na chwil臋 j膮 nimi zakrywaj膮c - ju偶 bezwiednie pog艂adzi艂 si臋 po tatua偶u 69 i czarnym pasku na lewym policzku. Jak zwykle czu艂 si臋, jakby kto艣 go prze偶u艂 i wyplu艂. Zaczyna艂 si臋 do tego powoli nawet przyzwyczaja膰, 偶e sen nie przynosi ulgi. Gdy rzadko zdarza艂a si臋 spokojna noc, to by艂a prawdziwym b艂ogos艂awie艅stwem.
Odetchn膮艂 g艂臋biej i w ko艅cu podni贸s艂 si臋 z 艂o偶ka. Pewnie, gdyby nie Kaname, to by w og贸le nie rusza艂 si臋 z domu ponad to, co by艂o konieczne. Z jednej strony przeklina艂 dzie艅, gdy przygarn膮艂 tego psiaka, z drugiej wiedzia艂, 偶e by艂o mu to potrzebne, by jako艣 偶y膰 dalej. Pewnie gdyby chodzi艂o o drugiego cz艂owieka, to by nie znalaz艂 w sobie motywacji, ale dla zwierzaka jako艣 potrafi艂 wykrzesa膰 z siebie t臋 resztk臋 ch臋ci by dzia艂a膰.
Wci膮gn膮艂 na siebie spodnie i bluz臋, kt贸re prosi艂y si臋 o pranie, kt贸re w ko艅cu b臋dzie musia艂 zrobi膰, bo ca艂a reszta jego ubra艅 te偶 le偶a艂a w stercie brud贸w w rogu pokoju.
- Chod藕 - zawo艂a艂, si臋gaj膮c po klucze.
Przed wyj艣ciem zerkn膮艂 jeszcze na kalendarz i po chwili namys艂u zabral r贸wnie偶 portfel. Dzisiaj znowu p贸jdzie - gdzie p贸jdzie by艂o dos艂owne, od kiedy wr贸ci艂 do kraju nie wsiada艂 do 偶adnego pojazdu ko艂owego - na lotnisko, chocia偶 nie mia艂o to absolutnie 偶adnego sensu, ale z drugiej strony i tak nie mia艂 nic innego, lepszego do roboty.
Sta艂 w pewnym oddaleniu, ale i tak doskonale widzia艂, jak 偶o艂nierze piechoty morskiej wysiadaj膮 z Herculesa, widzia艂 jak w ich roz艂o偶one ramiona wpadaj膮 dzieciaki, partnerki, rodzice - to by艂a ta kr贸tka chwila, gdzie prawie si臋 u艣miecha艂. Wci膮偶 mia艂 absurdaln膮 nadziej臋, 偶e gdzie艣 tam w t艂umie zobaczy znajome twarze, kt贸re nie mia艂y prawa si臋 pojawi膰 na tym lotnisku. Nie by艂o nikogo, na kogo tak naprawd臋 m贸g艂by czeka膰. Pokr臋ci艂 tylko g艂ow膮, po raz niewiadomo kt贸ry, wlo偶y艂 d艂onie w kieszenie i pewnie wyszed艂by, tak jak zwykle.
- Mogliby to sobie darowa膰 - powiedzia艂a jaka艣 dziewczyna do swojej kole偶anki. - Wepchn臋li si臋 tylko z biuciorami od obcego kraju i rozpocz臋li bezsensown膮 wojn臋.
Czy ona w艂a艣nie powiedzia艂a, 偶e przez rok siedzia艂 w tej dziurze pe艂nej g贸wna na darmo? 呕e jego przyjeciele zgin臋li bez sensu?
W dw贸ch krokach by艂 przy niej, zobaczy艂a go, gdy juz podnosi艂 pi臋艣膰, by po prostu j膮 uderzy膰 i zrobi艂by to, nawet nie odczuwaj膮c wielkiego 偶alu, ale jego d艂o艅 zosta艂a z艂apana. Shuuhei spojrza艂 w bok nienawistnie, gotowy tego, kt贸ry powstrzyma艂 r贸wnie偶 st艂uc.
- Zamierza艂e艣 uderzy膰 kobiet臋? - zapyta艂 si臋 odrobin臋 niedowierzaj膮c siwow艂osy m臋偶czyzna ko艂o trzydziestki o ciep艂ych br膮zowych oczach, kt贸re teraz przygl膮da艂y si臋 Shuuheiowi uwa偶nie. - Nie my艣la艂em, 偶e dzisiejsza m艂odzie偶 jest a偶 tak 藕le wychowana.
Shuuhei warkn膮艂 tylko pod nosem i wyrwa艂 d艂o艅 z u艣cisku.
- G贸wno wiesz, wi臋c si臋 nie wtr膮caj - rzuci艂 jeszcze i wyszed艂, zdezorientowanej i lekko przestraszonej dziewczynie nie po艣wi臋ci艂 nawet sekudny uwagi. Chcia艂 ju偶 by膰 jak najdalej st膮d.

* * *

Objawy: prze偶ywanie na nowo urazowej sytuacji w natr臋tnych wspomnieniach (reminiscencjach, tzw. flashbacks) i koszmarach sennych, poczucie odr臋twienia i przyt臋pienia uczuciowego, odizolowanie od innych ludzi, brak reakcji na otoczenie, niezdolno艣膰 do prze偶ywania przyjemno艣ci, unikanie dzia艂a艅 i sytuacji, kt贸re mog艂yby przypomnie膰 przebyty uraz, bezsenno艣膰, l臋k, depresja, my艣li samob贸jcze.

Uwielbia艂 p贸藕nowieczorne spacery, gdy w parku nie by艂o praktycznie 偶adnych ludzi, gdy by艂o cicho i spokojnie, gdy nikt go nie zaczepia艂 i z uprzejmym u艣miechem pyta艂 o psa - a rasowy?, a ile ma lat? A do jakiego weterynarza pan chodzi? - kt贸ry swoj膮 drog膮 w艂a艣nie obiskiwa艂 swoje ulubione drzewo. Nie musia艂 si臋 obawia膰, 偶e jakie艣 cholerne dzieciaki zaczn膮 wrzeszcze膰 i przestrasz膮 Kaname. Byli do siebie podobni, on i Kaname, wystraszeni 艣wiata i d藕wi臋k贸w, kt贸re nios膮, bo dla ka偶dego z nich by艂y niebezpieczne i obce - dla Kaname, bo by艂 艣lepy, dla niego, bo jego m贸zg inaczej je interpretowa艂.
Gdzie艣 w oddali za艣wiszcza艂, sekund臋 p贸藕niej wybuch艂 kolory fajerwerek, nast臋pny chwil臋 potem. Kaname zacz膮艂 szczeka膰 tul膮c si臋 do ziemi, nie wiedz膮c, co si臋 dzieje. A Shuuhei nie by艂 ju偶 d艂u偶ej w spokojnym parku. Znikn臋艂y drzewa, znikn膮艂 plac dla dzieci, nie by艂 nawet wiecz贸r. By艂y za to cholerne uliczki tego przekl臋tego miasta. By艂 偶ar lej膮cy si臋 z nieba i kevlarowy he艂m niewiele przy nim pomaga艂. By艂a IBA w tym absurdalnym le艣nym kamufla偶u na pustynnym mundurze, kt贸re mia艂 na sobie ju偶 tak d艂ugo, 偶e nawet przesta艂 my艣le膰 o nich jako o czym艣 oddzielnym od sk贸ry. By艂 py艂, kt贸ry wciska艂 si臋 we wszystkie mo偶liwe szczeliny, jakie mu si臋 zostawi艂o i obciera艂, klei艂 si臋 do spoconej twarzy. By艂 niechlujne przyczepiony sprz臋t, kt贸ry obija艂 mu si臋 o uda, ale nie chcia艂o mu si臋 ju偶 tego poprawia膰. By艂o r贸wnie偶 M16, kt贸re przeklina艂 za ka偶dym razem, gdy musieli przeszukiwa膰 kolejne ciasne domki. By艂a obrzydliwie ciep艂a woda w camelbacku. By艂 bieg do przodu, bo za plecami szczeka艂y zjadliwie AK-47. By艂a uliczka pod ostrza艂em, kt贸ra mia艂a ich zabra膰 do reszty ich plutonu. I by艂 ten go艣ciu na jej ko艅cu, kt贸ry w艂a艣nie podnosi艂 na rami臋 RPG. Shuuhei widzia艂 go, widzia艂 gdzie tamten celuje i podni贸s艂 karabin o sekund臋 za p贸藕no, jego kula wbija si臋 w czaszk臋 tamtego chwil臋 po tym jak pocisk zosta艂 wystrzelony ze 艣wistem. Widzia艂 dok艂adnie jak granat wpada do budynku, w kt贸rym wci膮偶 byli ludzie z jego oddzia艂u, w kt贸rym by艂 ON. By艂 wybuch i ogie艅 i krzyki. By艂 jego w艂asny krzyk czystej rozpaczy. By艂y czyje艣 d艂onie, kt贸re chwyci艂y go w ostatniej chwili, nim nie wbieg艂 w szalej膮ce p艂omienie.
Fajerwerki strzela艂y jeden za drugim roz艣wietlaj膮c niebo feri臋 pi臋knych barw, ale on s艂ysza艂 tylko raz za razem 艣wist granatu i wybuch pe艂en p艂omieni i krzyk贸w. Chcia艂 biec, chcia艂 ucieka膰, ale czyje艣 ramiona przygniata艂y go do ziemi. Nie by艂 艣wiadomy tego, 偶e dr偶y, 偶e jest ca艂y spocony i 偶e krzyczy. Kaname z boku ju偶 tylko piszcza艂 z pyskiem wci艣ni臋tym w bok swojego pana. Gdzie艣 w trawie le偶a艂 bagnet, kt贸ry zosta艂 wyci膮gni臋ty nie wiadomo kiedy.
Le偶a艂 tak, jeszcze d艂ugo po tym, jak fajerwerki przesta艂y strzela膰, powoli zdaj膮c sobie spraw臋 z tego, 偶e le偶y na ch艂odnej trawie, a nie rozgrzanym piasku, 偶e jest wiecz贸r, 偶e nikt nie strzela, nikt w艂a艣nie nie umiera.
- Ju偶 dobrze, dzieciaku? - zapyta艂 kto艣 z trosk膮.
Teraz dopiero zda艂 sobie spraw臋, 偶e jest lekko przygniatany przez czyje艣 d艂onie. Spojrza艂 ponad ramieniem na tyle, na ile m贸g艂. Widzia艂 tylko sylwetk臋 na tle 艂uny latarni, jaki艣 m臋偶czyzna, twarz jakby znajoma.
- Mam zadzwoni膰 po karetk臋? - pyta艂 si臋 dalej.
- Nie... - zacz膮艂 schrypni臋tym od krzyku g艂osem. Prze艂kn膮艂 艣lin臋. - Nie trzeba - powiedzia艂 ju偶 wyra藕nie i najbardziej spokojnie, jak tylko by艂 w stanie.
Me偶czyzna kiwn膮艂 g艂ow膮 i bardzo powoli si臋 od niego odsun膮艂. Poczeka艂 a偶 Shuuhei si臋 podniesie i poda艂 mu jego bagnet.
- Teraz ta scena, kt贸r膮 odstawi艂e艣 na lotnisku ma jaki艣 sens - powiedzia艂, zerkaj膮c jeszcze na n贸偶. - Jeste艣 pewien, 偶e noszenie go ze sob膮 to najlepszy pomys艂? Kolejna osoba, kt贸ra b臋dzie chcia艂a ci pom贸c, mo偶e nie mie膰 takiego refleksu.
Shuuhei schowa艂 bagnet do pochwy przy pasku i poprawi艂 bluz臋 by j膮 zakry膰.
- Sorry - powiedzia艂 tylko, nie mia艂 ochoty wdawa膰 si臋 w jakiekolwiek dyskusje. - I dzi臋ki - doda艂 jeszcze, przypinaj膮c smycz Kaname i mijaj膮c m臋偶czyzn臋.
Chyba przestanie przychodzi膰 do parku wieczorami.

* * *

Z historii wojen znane s膮 r贸偶ne okre艣lenia na zaburzenia przypominaj膮ce zesp贸艂 stresu pourazowego, takie jak: nerwica okopowa, dra偶liwe serce, szok wywo艂any wybuchem

Z tym miejscem by艂o podobnie jak z lotniskiem - zupe艂nie nie rozumia艂, dlaczego tutaj przychodzi艂, ale i tak to robi艂. Najcz臋艣ciej przychodzi艂 w pochmurne dni, gdy zanosi艂o si臋 na deszcz i jak zwykle wieczorami, w takich okoliczno艣ciach rzadko kiedy bywa艂y tutaj t艂umy turyst贸w i wycieczek szkolnych. Chocia偶 teraz i tak przeszkadza艂aby mu to mniej ni偶 na samym pocz膮tku, gdy wr贸ci艂 do kraju, gdy zacz臋艂y si臋 koszmary, gdy ka偶dy g艂o艣niejszy d藕wi臋k wywo艂ywa艂 niechciane wspomnienia. By艂o o tyle lepiej, 偶e m贸g艂 sobie pozwoli膰 na dalsze wycieczki.
Siedzia艂 na chodniku i wpatrywa艂 si臋 w czarn膮 艣cian臋 zape艂nion膮 nazwiskami. Wszystkie obce, jedyne co go z nimi 艂膮czy艂o to piechota morska.
- Czy nie ma przypadkiem zwyczaju, 偶e przy trzecim przypadkowym spotkaniu trzeba wypi膰 piwo, czy co?
Spojrza艂 w g贸r臋 i zaraz zmarszczy艂 brwi.
- 艢ledzisz mnie, czy co艣? - zapyta艂, widz膮c m臋偶czyzn臋, kt贸ry pom贸g艂 mu w parku jaki艣 czas temu.
Tamten usiad艂 na chodniku obok Shuuheia.
- Czy przypadkowe spotkanie liczy si臋 jako "czy co艣"? - odpowiedzia艂 pytaniem na pytanie z lekkim u艣mieszkiem. - Nie martw si臋 - doda艂, gdy zobaczy艂 niedowierzaj膮ce spojrzenie ch艂opaka. - Nie jestem z FBI, NSA ani z HSD
Shuuhei kiwn膮艂 tylko g艂ow膮, ale nie skomentowa艂 w 偶aden spos贸b. Znowu zapatrzy艂 si臋 na 艣cian臋, zerkaj膮c tylko na przypadkowego towarzysza k膮tem oka. W sumie by艂 to pierwszy raz, kiedy m贸g艂 mu si臋 spokojnie przyjrze膰. By艂 niew膮tpliwie przystojny, pewnie mia艂 mniej niz trzydzie艣ci lat, chocia偶 kr贸tko przyci臋te siwe w艂osy troszeczk臋 do postarza艂y. Z tej odleg艂o艣ci widoczne by艂y nawet 艣lady na uchu po kolczykach. Mia艂 w sobie co艣 drapie偶nego.
Siedzieli przez d艂u偶sz膮 chwil臋 w ciszy, bynajmniej nie niezr臋cznej.
- Masz tutaj kogo艣? - zapyta艂 w ko艅cu Shuuhei, wskazuj膮c brod膮 w stron臋 pomnika.
- Dziadka - odpowiedzia艂, ale zaraz wzruszy艂 ramionami. - Nie zna艂em nawet go艣cia, ale ojciec mnie tutaj przyprowadza艂 i tak jako艣 mi zosta艂o. Nawet nie pami臋tam dok艂adnie, gdzie jest jego nazwisko. Przychodzenie w takie miejsce nosi znamiona psychicznego masochizmu.
Shuuhei prychn膮艂 niezbyt weso艂o pod nosem.
- Co艣 w tym jest - przyzna艂.
Znowu siedzieli w ciszy.
- A ty? - tym razem odezwa艂 si臋 siwow艂osy. - Afgan?
Shuuhei niezbyt lubi艂 rozmawia膰 na ten temat, ale przy tym m臋偶czy藕nie czu艂 si臋 po prostu swobodniej. Przede wszystkim patrzy艂 na niego w jaki艣 normalny spos贸b, bez lito艣ci, ale te偶 bez niech臋ci. A pytanie by艂o zadane z czystej ciekawo艣ci.
Pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Irak - odpowiedzia艂 spokojnie. - Dwutysi臋czny czwarty, Falud偶a, operacja "Phantom fury".
- Falud偶a - powt贸rzy艂 zamy艣lony. - Miasto meczet贸w.
- Miasto kurhan贸w - poprawi艂 sm臋tnie.
Kolejna cisza, tym bardziej odrobin臋 bardziej ponura ni偶 poprzednio. Zacz臋艂o kropi膰.
- Chod藕, dzieciaku - powiedzia艂 m臋偶czyzna, podnosz膮c si臋. - Postawi臋 ci to piwo, bo nie ma sensu, 偶eby艣 tu siedzia艂 i niepotrzebnie rozpami臋tywa艂. Jakkolwiek okrutnie by to nie brzmia艂o nikomu to 偶ycia nie zwr贸ci. - Zmarszczy艂 brwi. - Podejrzewam, 偶e w tej chwili to nie chcieliby艣my, 偶eby wracali z martwych. Mieliby艣my kolejn膮 wojn臋, tym razem zombie apokalips臋.
Shuuhei pokr臋ci艂 g艂ow膮, ale jako艣 nie powstrzyma艂 lekkiego u艣mieszku. Wsta艂.
- Wspomina艂 ci kto艣 kiedy艣, 偶e masz straszne poczucie humoru?
- Kto艣, gdzie艣, kiedy艣, raz - odpowiedzia艂 z szerokim u艣miechem i wzruszeniem ramion.

* * *

Pocz膮tek zaburzenia wyst臋puje po okresie latencji, kt贸ry mo偶e trwa膰 od kilku tygodni do kilku miesi臋cy. Przebieg ma charakter zmienny, ale w wi臋kszo艣ci przypadk贸w mo偶na oczekiwa膰 ust膮pienia objaw贸w.

By艂 pijany, to dlatego na to wszystko pozwoli艂. Jakby by艂 trze藕wy, to by nie rzuci艂 tego g艂upiego tekstu "a za czwartym razem nale偶y si臋 seks", nie pozwoli艂by si臋 rozebra膰 i rzuci膰 na 艂贸偶ko. To wszystko przez ten cholerny alkohol, kt贸rym pr贸bowa艂 zala膰 to swoje w艂asne piek艂o. Tylko jako艣 teraz nie potrafi艂 znale藕膰 powodu, dla kt贸rego mia艂o to by膰 niew艂a艣ciwie. Nie kiedy te d艂onie w臋drowa艂y po jego torsie w d贸艂 i chwyci艂y biodra w silny u艣cisk. Gdy by艂 ca艂owany i czu艂 lekk膮 szorstko艣膰 wczorajszego zarostu. Potrzebowa艂 tego. Sam nie zdawa艂 sobie do tej pory sprawy, jak bardzo.
- Jeste艣 strasznie chudy - mrukn膮艂 siwow艂osy m臋偶czyzna na chwil臋 tylko przestaj膮c, go ca艂owa膰.
Shuuhei zerkn膮艂 w br膮zowe oczy.
- I? - zapyta艂 si臋.
- Wydajesz si臋 przez to taki delikatny - odpowiedzia艂 i zaraz sykn膮艂, gdy Shuuhei mocniej zacisn膮艂 d艂o艅 na jego w艂osach. - Wiem, wiem - powiedzia艂 szybko. - To tylko pozory. Ale jednak - przesun膮艂 d艂oni膮 po dobrze widocznych 偶ebrach i ni偶ej, zatoczy艂 kciukiem k贸艂ko na wystaj膮cej ko艣ci biodrowej. - Powiniene艣 lepiej je艣膰.
Shuuhei prychn膮艂 tylko pod nosem.
- Zawsze tyle gadasz? - mrukn膮艂.
M臋偶czyzna za艣mia艂 si臋 tylko.
- Ju偶 ktos kiedy艣 zwr贸ci艂 mi na to uwag臋 - powiedzia艂 i pochyli艂 si臋, by znowu uwi臋zi膰 usta ch艂opaka w poca艂unku, powolnym, niemal偶e czu艂ym.
Shuuhei by艂 zadziwiony t膮 delikatno艣ci膮, spodziewa艂 si臋, s膮dz膮c po wygl膮dzie m臋偶czyzny, 偶e b臋dzie o wiele bardziej ostry. Ale takie podej艣cie wcale mu nie przeszkadza艂o. Powoli, spokojnie, czule. Tego w艂a艣nie potrzebowa艂. Nie sztormu, kt贸ry wyrzuci艂by na brzeg jeszcze wi臋cej 艣mieci, a delikatnych fal, kt贸re zmyj膮 艣lady. Przez pieszczot臋, przez szeptane s艂owa, 偶e wszystko b臋dzie dobrze - sk膮d ten m臋偶czyzna wiedzia艂, 偶e tego w艂a艣nie potrzebuje? Potrzebowa艂 mo偶liwo艣ci by si臋 odda膰 i schowa膰 w czyich艣 ramionach. Obj膮膰 ramionami i nogami to ciep艂o, kt贸re ka偶dym kolejnym pchni臋ciem i poca艂unkiem sprawia艂o, 偶e odrobin臋 zapomina艂 o sobie i o 艣wiecie, kt贸ry 艣mia艂 istnie膰 dalej, gdy on ju偶 nie potrafi艂 w nim funkcjonowa膰. To by艂o tysi膮c razy lepsze ni偶 alkohol i przynosi艂o prawdziw膮 ulg臋, chocia偶 trwa艂a ona zaledwie sekundy. To wystarczy艂o, 偶eby poczu艂 si臋 normalnie, na chwil臋 nic z艂ego nigdy si臋 nie wydarzy艂o. Wspania艂e, chyba nawet si臋 u艣miecha艂.
Mia艂 gdzie艣 to, 偶e zachowuje si臋 jak cholerna ciota, gdy przytula艂 si臋 do boku m臋偶czyny. Mial to naprawd臋 g艂臋boko w jelicie grubym, razem z ca艂ym 艣wiatem, z jakimi艣 wojnami, wrogami, piek艂em. Czu艂 si臋 absurdalnie bezpieczny i by艂o to uczucie zupe艂nie zapomniane, wi臋c pozwoli艂 sobie by si臋 nim delektowa膰. Razem z d艂oni膮, kt贸re g艂adzila go po w艂osach i policzku.
- Co oznacza ten tatua偶? - zapyta艂 si臋 siwow艂osy, wodz膮c palcem wzd艂u偶 linii liczby 69. - 艢miem w膮tpi膰, 偶e to co przychodzi na my艣l staremu perwersowi.
- Polegli w operacji - odpowiedzia艂 szeptem, samemu dotykaj膮c swojego policzka.
- A ten pasek nad ni膮? - pyta艂 dalej.
By艂o to naprawd臋 od艣wie偶aj膮ce, ta zwyk艂a ciekawo艣膰 i brak speszenia po pierwszej odpowiedzi - wi臋kszo艣膰 ludzi, kt贸ra pyta艂a go o t膮 liczb臋, gdy tylko s艂ysza艂a odpowied藕 mamrota艂a co艣 w tylu "przepraszam nie powinnieniem pyta膰 i spuszcza艂a wzrok".
- Tajemnica - odpowiedzia艂.
Nie pyta艂 dalej i to te偶 by艂o mi艂e. Le偶eli wi臋c w ciszy, kt贸ra w 偶aden spos贸b nie byla niezr臋czna. W ko艅cu Shuuhei zasn膮艂.
Rano by艂 sam i jedynym dowodem, 偶e poprzedni wiecz贸r nie by艂 jedynie snem, mog艂a by膰 w po艂owie pusta butelka whisky.

* * *

U niekt贸rych os贸b zaburzenie mo偶e utrzymywa膰 si臋 przez wiele lat i przej艣膰 w trwa艂膮 zmian臋 osobowo艣ci.

By艂 jeden z tych naprawd臋 pi臋knych i przyjemnych dni. By艂o ciep艂o, ale nie gor膮co, wia艂 delikatny wiatr, po niebie w臋drowa艂y pojedyncze bia艂e ob艂oczki. W takie dni 偶y艂o si臋 l偶ej.
Shuuhei sta艂 przy bia艂ej plycie nagrobnej, obok innych wygl膮daj膮cych niemal偶e identycznie. Patrzylw niebo, nie my艣l膮c o niczym szczeg贸lnym. Przyszed艂 tutaj, w ko艅cu przyszed艂.
- Psychoterapeutka powiedzia艂a, 偶e powinienem si臋 z tob膮 po偶egna膰 - powiedzia艂 gdzie艣 w przestrze艅. - Wtedy 艂atwiej b臋dzie mi zacz膮膰 normalnie 偶y膰...
- Wiesz, 偶e gadanie do siebie nie jest zbyt zdrowe? - odezwa艂 si臋 znajomy g艂os, a Shuuhei nawet zbytnio si臋 nie zdziwi艂.
Zerkn膮艂 przez rami臋, tak dla pewno艣ci, to by艂 dok艂adnie ten sam m臋偶czyzna. Podszed艂 do ch艂opaka i spojrza艂 na nagrobek.
- Kto艣 wa偶ny? - zapyta艂.
Nie odpowiedzia艂 od razu. Dotkn膮艂 w zamy艣leniu czarnego paska na policzku.
- Wa偶ny - powiedzia艂 w ko艅cu. - By艂 cz艂owiekiem, kt贸rego szanowa艂em, podziwia艂em i marzy艂em, 偶eby by膰 taki jak on. M贸j dow贸dca. Cz艂owiek, kt贸ry nauczy艂 mnie, by si臋 nie poddawa膰, 偶e dop贸ki cz艂owiek 偶yje jest po co walczy膰. Zawsze. M贸j kochanek... a raczej ukochany. Zgin膮艂 w Falud偶y.
- Tak jak wielu innych dobrych 偶o艂nierzy - powiedzia艂, wskazuj膮c na policzek ch艂opaka. - Poza tym, powiniene艣 chyba wprowadzi膰 w 偶ycie jego nauki, no nie? Te o nie poddawaniu si臋 i w og贸le. Zreszt膮, je偶eli faktycznie by艂 dobrym dow贸dc膮, to i tak wybra艂by tak膮 opcj臋 - w艂asn膮 艣mier膰 za 偶ycie swoich podkomendnych.
Shuuhei u艣miechn膮艂 si臋 lekko - tak to brzmia艂o zupe艂nie jak on.
- Pewnie masz racj臋 - powiedzia艂. Spojrza艂 jeszcze raz na p艂yt臋 i zaraz odwr贸ci艂 si臋 do m臋偶czyzny. - To co si臋 robi przy pi膮tym przypadkowych spotkaniu?
Ruszyli pomi臋dzy nagrobkami.
- A jakie masz plany na wiecz贸r?
- Znajomi zapraszali mnie na przyj臋cie.
- Mo偶esz po prostu zabra膰 mnie ze sob膮.

* * *

Dziewczyna patrzy艂a si臋 na niego przera偶ona. Chyba to go ostatecznie powstrzyma艂o przed zadaniem ciosu. Warkn膮艂 co艣 pod nosem i odszed艂. Nawet nie przeprosi艂.
Le偶a艂 na ziemi jeszcze d艂ugo po tym, gdy fajerwerki si臋 sko艅czy艂y, zakrywaj膮c g艂ow臋 d艂o艅mi. Dopiero lizanie Kaname wyci膮gn臋艂o go ze stuporu. Podni贸s艂 n贸偶 i poszed艂 do domu.
Siedzia艂 przed pomnikiem i wpatrywa艂 si臋 w czarn膮 艣cian臋 dop贸ki nie zacz臋艂o pada膰 na dobre. Podni贸s艂 si臋 niech臋tnie.
Pi艂 sam w domu. Nie by艂 pewien, po kt贸rej kolejce stwierdzi艂, 偶e ma ochot臋 na seks. I to nie na seks z byle kim, tylko z tym konkretnym m臋偶czyzn膮, kt贸ry zawsze wiedzia艂, jak zrobi膰, by zapomnia艂 o ca艂ym 艣wiecie. Czu艂 si臋 podle, gdy masturbowa艂 si臋, my艣l膮c o nim.
Na cmentarzu przez ca艂y czas by艂 zupe艂nie sam, a na bia艂ej p艂ycie, przy kt贸rej sta艂, widnia艂 napis:

Kensei Muguruma
1976-2004
Sier偶ant Piechoty Morskiej
Odznaczony medalem Purpurowego Serca
Zgin膮艂 na froncie walcz膮c o wolno艣膰