Bliskość poza planem 43
Dodane przez Aquarius dnia Pa¼dziernika 12 2013 10:26:58


Rozdział 43 - Specjalne względy




Poprawił po raz kolejny słuchawki, które wypadały mu ciągle z uszu, kiedy leżał bokiem, na swoim łóżku, oglądając na tablecie powtórkę meczu. Meczu, dla ścisłości, niesamowicie nudnego. Mateusz ziewał co chwilę rozdzierająco, śledząc akcję zupełnie od niechcenia. Od ładnych kilku dni nie miał zupełnie na nic ochoty, nic mu się nie chciało, nie smakowało, i najchętniej cały czas by spał, szczególnie w dzień. W nocy natomiast przewracał się z boku na bok, rozmyślając o tym, co się wydarzyło między nim a Wojtkiem, rozdrapując to wydarzenie wielokrotnie. Nie potrafił sobie wybaczyć tego, jak łatwo dał się nabrać, drugi raz w swoim życiu, zaufać komuś, jak łatwo wślizgnął się w ten miły stan zauroczenia. Przecież wcale tego nie chciał, nie szukał, było mu dobrze tak jak było... ale kiedy pojawił się Wojtek, i sprawy nabrały większego tempa, to wyszło tak naturalnie, w tak oczywisty sposób, a on nie zrobił nic, pozwolił sobie osunąć się w ten stan, zaakceptować go, i teraz cierpiał.
Był nawet u Sary, rozmawiali długo na ten temat, dziewczyna udzieliła mu miliona dobrych rad, z któych żadna nie nadawała się do zastosowania. W końcu zdenerwował się, zabrał swoje manatki od Witka, u którego pomieszkiwał kątem z pół tygodnia i wrócił na stare śmiecie, do pustego, martwego mieszkania. Piotra ciągle nie było, spał niemal co noc poza domem, a kiedy się już pojawiał, padał wykończony na kanapę przed telewizorem i tak przesypiał noc, w ubraniach, często głodny, nie mając siły i chęci z nim rozmawiać. Wojtka również często nie było, biegał między uczelnią a pracą, a kiedy pojawiał się w końcu, Mateusz ignorował go zupełnie, zamykał się w swoim pokoju i praktycznie z niego nie wychodził, nie chcąc go ani oglądać, ani z nim gadać. Atmosfera w mieszkaniu nie była zbyt miła, panująca godzinami cisza wprawiała Mateusza w naprawdę podły nastrój, i ani jedzenie czekolady, ani oglądanie meczów, ani picie piwa nic tu nie dawały. Był sam, miał poczucie ogromnego osamotnienia, wykluczenia, godzinami potrafił po prostu słuchać muzyki próbując zasnąć. Nic się nie układało po jego myśli.
O ile bardziej wolałby iść na imprezę ze znajomymi, poznać kogoś, wyjść na miasto, do kina, zająć się głupią rozmową, ale wszystko wydawało mu się tak szare i beznadziejne, ludzie tak nudni i nijacy, nikt nie wydawał się być interesującym towarzystwem, i sam unikał kontaktu z nimi, sam stawał się wyobcowany, nie mogąc znaleźć sobie miejsca, nie odnajdując w sobie chęci do dalszego życia. Dni wlokły się niemiłosiernie długo, szaro i nudno. Wstawał rano, błagając, żeby już był wieczór, żeby mógł iść spać i nie myśleć. Sam nie miał pojęcia, że tak bardzo zraniło go zachowanie Wojtka. Przecież nic sobie nie obiecywali, nie byli parą, żadne głupie wyznanie nie zostało poczynione, a jednak czuł się tak źle, że chyba tylko złamane serce mogło to tłumaczyć.
Skrzywił się, słysząc, że mężczyzna wrócił do domu. Mecz zdążył się już skończyć, leżał więc tylko, wpatrując się w ścianę naprzeciwko łóżka, pokój zatopiony w półmroku zimowego wieczora, słuchając jak Wojtek rozbiera się, zdejmuje buty i złorzeczy pod nosem, jak upuszcza i podnosi klucze, zapala kolejne światło... Dla Mateusza była to najgorsza męczarnia, mieć go tak blisko siebie... i jednocześnie tak daleko.
Ku jego zdziwieniu, ciche pukanie rozległo się we framugę jego otwartych drzwi, a w nich pojawił się właśnie jego współlokator, rzucając mu niepewne spojrzenie.
- Pogadamy w końcu? - Wojtek oparł dłonie na biodrach, wsuwając się głębiej do pokoju.
- Gdzie, kurwa, wÅ‚azisz? ProsiÅ‚ ciÄ™ ktoÅ›? – warknÄ…Å‚ Mateusz, podrywajÄ…c siÄ™ do siadu. Jeszcze tego mu brakowaÅ‚o, inwigilacji z zaskoczenia. PoprawiÅ‚ biaÅ‚y t–shirt, który podjechaÅ‚ mu do góry, czujÄ…c siÄ™ jak skoÅ„czony idiota. Gdyby nie duma, dawno by siÄ™ wyprowadziÅ‚.
Wojtek posłał mu zaskoczone spojrzenie, najwidoczniej nie spodziewając się agresji z jego strony.
- ChcÄ™ porozmawiać, wyjaÅ›nić to co siÄ™ staÅ‚o – wytÅ‚umaczyÅ‚, próbujÄ…c nie tracić nadziei, że miÄ™dzy nimi siÄ™ poprawi.
- Nic siÄ™ nie staÅ‚o – sarknÄ…Å‚, patrzÄ…c uparcie w swoje stopy na dywanie. Nie czuÅ‚ siÄ™ na siÅ‚ach, żeby patrzeć wprost na niego. – Odwal siÄ™ ode mnie – dodaÅ‚ oschle. Serce biÅ‚o mu ogÅ‚uszajÄ…co z nerwów. Na chwilÄ™ obecnÄ… oddaÅ‚ by wszystko, żeby nie dać poznać po sobie jak bardzo siÄ™ zdenerwowaÅ‚.
- Stało się i chcę to naprawić Mateusz. - Wojtek przyglądał mu się uważnie, szybko upewniając się, że powód całej tej wcześniejszej kłótni pokrywa się z jego domysłami. - Nie chcę po prostu żyć z myślą, że sobie tego nie wyjaśniliśmy. W końcu to było nieporozumienie.
- Nie rozumiesz, kurwa, po polsku? Odjeb siÄ™! – wrzasnÄ…Å‚ Mateusz, nawet nie chcÄ…c sÅ‚uchać tego beÅ‚kotu. – Gówno mnie obchodzi, co ty chcesz! Trzeba byÅ‚o myÅ›leć przed faktem!
- Przecież tego nie planowaÅ‚em, to byÅ‚ totalny przypadek, chwila sÅ‚aboÅ›ci, wynikajÄ…ca też z alkoholu – powiedziaÅ‚, próbujÄ…c siÄ™ nie poddawać, zmÄ™czony caÅ‚Ä… tÄ… atmosferÄ… miÄ™dzy nimi, tÄ™skniÄ…c do tego co byÅ‚o wczeÅ›niej, tak intymnego i fascynujÄ…cego. - Przepraszam, że do tego doszÅ‚o, naprawdÄ™ nie chciaÅ‚em ciÄ™ skrzywdzić, w ogóle... nie miaÅ‚em takiego zamiaru.
- Wiesz co, zostaw swojÄ… motywacjÄ™ dla siebie, bo ani mnie to ziÄ™bi, ani grzeje. Rób se, co chcesz – Mateusz wstaÅ‚ z ociÄ…ganiem, czujÄ…c jak sztywne ma nogi. Nie chciaÅ‚ być z nim, rozmawiać, ani chwili dÅ‚użej. To tylko niepotrzebnie rozdrapywaÅ‚o jego rany. SpojrzaÅ‚ krótko w okno, rejestrujÄ…c ciemnÄ…, zaÅ›nieżonÄ… ulicÄ™, rozÅ›wietlonÄ… sÅ‚abym Å›wiatÅ‚em latarni, w którego krÄ™gu wirowaÅ‚y grube, weÅ‚niste pÅ‚atki Å›niegu. ZacisnÄ…Å‚ usta, wtykajÄ…c rÄ™ce do kieszeni materiaÅ‚owych spodni. Nie mógÅ‚ znieść spokojnie jego widoku. – PowiedziaÅ‚eÅ›, co chciaÅ‚eÅ›, możesz spierdalać.

***


Kiedy drzwi zamknęły się za Wojtkiem wcale nie czuł się lepiej. Zacisnął usta, wgapiając się w ponury widok za oknem. Pustka, jaka zagościła w jego sercu zdawała się być nie do zapełnienia, i gdyby mógł, wolałby pozbyć się wszelkich uczuć niż cierpieć tak, jak cierpiał teraz. Coraz silniej docierało do niego, że to, co czuje do Wojtka nie jest zwykłą sympatią. Tym bardziej czuł się zdruzgotany tym, co zaszło między mężczyzną a jego kumplem. Jak Wojtek mógł nie widzieć, że darzy go... specjalnymi względami? Że dostaje więcej niż inni? Może gdyby chociaż odrobinę odwzajemniał słabość, jaką Mateusz miał do niego, może wtedy widziałby jak mu zależy. Słabość, to było słowo-klucz, to była kwintesencja całego tego zamieszania, tego uczucia, tak niepotrzebnego i mącącego w głowie, a jedocześnie słodko obezwładniającego. Bywały momenty, kiedy Mateusz zapominał na chwilę o tym, co zaszło i uśmiechał się sam do siebie na wspomnienie jakiejś głupoty powiedzianej przez Wojtka, na wspomnienie jego uśmiechu, jego jasnej głowy pchającej mu się do szyi. Potem jednak przypominał sobie, i nagle zalewała go gorycz, całe rozczarowanie spływało na niego, zmywało radość z twarzy, wprowadzając z powrotem w ponury nastrój.
Czuł się nędznie, i teraz stojąc samemu w swoim i Piotra pokoju, w pokoju, w którym Piotr nie spał już od kilku dni, miał wrażenie, że jest tylko pustą skorupą, że wszystko już zostało wydarte z niego i wystawione na pośmiewisko.
Naprawdę pragnął wrócić do tego, co było między nimi, poczuć na sobie gorące, męskie ciało Wojtka, poczuć go całym sobą, doświadczyć go jak najgłębiej, i spać z nim ściśnięty na wąskim tapczanie, i jeść śniadanie, i iść miastem, i kochać go, i śmiać się z nim, i słuchać zabawnych głupot, które mówi i niczym się nie przejmować. W ciszy mieszkania dało się słyszeć jak Wojtek przyrządza jedzenie w kuchni, jak słucha radia i rozmawia z kimś przez telefon śmiejąc się głośno. Mateusz poczuł głęboki żal, słuchając jego beztroskiego śmiechu pomimo wszystko, mimo tego, że chwilę wcześniej rozmawiali i było jak zwykle ostatnio, zwyczajnie niemiło. Widać gówno go to obchodzi, robi minę zbitego psa ale wcale mu nie zależy, pomyślał, zgarniając kołdrę z podłogi na łóżko i otwierając okno, by chwilę się przewietrzyło. Do środka wpadł gwałtownie zimny podmuch wiatru, wrzucając kilka płatków śniegu i strącając z parapetu kilka kartek zapisanych uczelnianymi notatkami.
Wszystko się sypie, pomyślał, zbierając zapisane papiery.

***


- Czy ty jesteś normalny? - spytał Piotr, wchodząc do pokoju i w pierwszych krokach otwierając okno. Mateusz leżał przykryty niedbale pościelą, paląc papierosa i słuchając muzyki. Nie słyszał mężczyzny, ani nie przeczuwał jego obecności, zamknięty za opuszczonymi powiekami, cały w swoim świeci. - No kurwa, mówię do ciebie! - warknął Piotr, zdejmując mu słuchawki z głowy gwałtownym ruchem.
- Jezu, pojebało cię? Nie strasz mnie tak! - wydarł się Mateusz, gapiąc się na niego szeroko otwartymi oczyma. Popiół z papierosa pofrunął niedbale na pościel.
- Co ty sobie tu kurwa palarnię zrobiłeś? Wypierdalaj do kuchni na fajkę.
- Oj Piotrek, daj se siana – mruknÄ…Å‚ Mateusz, gaszÄ…c nieszczÄ™snego papierosa, by zaraz potem zagrzebać siÄ™ w poÅ›cieli, twarzÄ… do Å›ciany. - W ogóle co ty tu robisz? Nie przeprowadziÅ‚eÅ› siÄ™ jeszcze do Artura? - burknÄ…Å‚ spod koÅ‚dry, wywoÅ‚ujÄ…c u Piotra gÅ‚Ä™bokie, cierpiÄ™tnicze westchnienie.
- A ty kurwa co, dziś wyjątkowo bez Wojtka? Grypę masz, że siedzisz tu sam? - szturchnął go palcem w gołe ramię, siadając ciężko na materacu i uginając go znacznie. Czarna pościel z nadrukiem dzikich kotów była niemiłosiernie zmięta i Piotr nie mógł sobie przypomnieć od jak dawna niezmieniana. Od bardzo dawna.
- Weź kurwa – burknÄ…Å‚ Mateusz, nie reagujÄ…c bardziej na jego zaczepki.
- No co jest Mati? Co się wydarzyło, że taka rozpacz? - Mężczyzna zakpił, ale było to serdeczne, podobnie jak chwycenie w dłoń jego chudej kostki, zmarzniętej, bo nieschowanej pod kołdrą. - Wojtek okazał się hetero i nie chce twojego ślicznego tyłeczka?
Chłopak pociągnął nosem i wyłonił się pod pościeli, pokazując rozczochraną burzę loków i niedbały zarost na twarzy, doprawione bardzo niewyraźną i bardzo nieszczęśliwą miną.
- Czemu tak mówisz? - spytał ostrożnie, przypatrując się mężczyźnie badawczo.
- Mati no, trzeba być ślepym, żeby nie widzieć co się kroi.
- A co się niby kroi? - zmarszczył brwi, nie będąc do końca pewnym co mężczyzna ma na myśli.
- No z tobÄ… i z tamtym, że romansujecie. Mati weź mi tu kurwa nie Å›ciemniaj. Widać, że wpadÅ‚eÅ› po uszy. Jak suczka za nim latasz – podrażniÅ‚ siÄ™ mężczyzna.
- Jezu, serio to tak wygląda? - Chłopak stropił się, marszcząc brwi i zakrywając usta dłonią na chwilę. - Ja pierdolę. Robię z siebie idiotę.
- No, trochÄ™. – Piotr zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ otwarcie, zupeÅ‚nie naturalnie chwytajÄ…c go za szczupÅ‚Ä…, smukÅ‚Ä… jak na mężczyznÄ™ Å‚ydkÄ™ i masujÄ…c w swojej dÅ‚oni. - MyÅ›laÅ‚em, że wiesz, że wy tak serio-serio jesteÅ›cie ze sobÄ…...eee blisko. To byÅ‚o oczywiste jak was zobaczyÅ‚em. To znaczy ciebie... suniu – zarechotaÅ‚, obrywajÄ…c po gÅ‚owie od Mateusza wyglÄ…dajÄ…cego jakby zobaczyÅ‚ ducha.
-To nie jest zabawne! Ten frajer wolał swojego kumpla ze wsi ode mnie! Pieprzył się z nim w swoim pokoju, czaisz? - Mateusz aż się uniósł, wysilając się na nerwowy, przenikliwy szept.
- No i co Mati? Przecież ty też ruchasz co się nawinie. W czym problem?
Mateusz stropił się jeszcze bardziej, zaczynając obgryzać paznokcie. Myśli w jego głowie eksplodowały i nakładały się na siebie jednocześnie.
- W tym problem... że nie. Rozumiesz?
Piotr otworzył usta w zdziwieniu, przez moment przyswajając nietypową informację. Mateusz i celibat. Kto by pomyślał.
- Serio z nikim innym nie... eee sypiasz? Kurwa, Mati... To brzmi jak jakaÅ› patologia w twoim przypadku.
- No dzięki staruszku. To żeś mi powiedział... - Mateusz westchnął, starając się za wszelką cenę opanować emocje. Miał wrażenie, że są jasno i czytelnie wypisane na jego twarzy.
- MyÅ›lÄ™ Mati... że musisz mu wszystko powiedzieć. Wiesz, kurwa, wóz albo przewóz. Powiedz mu jasno jak jest, i albo bierze to na twoich zasadach, albo niech spierdala. Najwyżej siÄ™ wyprowadzisz, kurwa trudno – poklepaÅ‚ go po ramieniu, samemu nie wierzÄ…c, że daje takie rady Mateuszowi. Nie chciaÅ‚ jednak, by chÅ‚opak siÄ™ mÄ™czyÅ‚. LubiÅ‚ go przecież mimo wszystko.
- Dzięki... Może coś w tym jest.

***



Mateusz myślał intensywnie nad słowami Piotra, ale im więcej czasu mijało, tym dalszy był od wyznania Wojtkowi prawdy o swoich uczuciach. W niedzielę był już tak zdesperowany, że zaczął się pakować. Chciał wynieść się z tego mieszkania, z tego nieporozumienia, jakim była jego relacja z Wojtkiem, uporać się w końcu z uczuciem tęsknoty, zazdrości i żalu, jakie rozpychały mu serce. Chciał zacząć od nowa.
Wojtek wszedł do pokoju jak gdyby nigdy nic, i powiódł wzrokiem po spakowanym plecaku i walizce, która szybko się wypełniała. Mateusz zauważył jego nadejście szybko, odwrócił się z twarzą płonącą z gniewu, nie mogąc uwierzyć, że mężczyzna nawet nie zapukał.
- WynoszÄ™ siÄ™ stÄ…d. BÄ™dziesz mógÅ‚ w koÅ„cu zapraszać kogo chcesz. Ale teraz wypierdalaj z mojego pokoju – warknÄ…Å‚, gapiÄ…c siÄ™ na niego o wiele zbyt miÄ™kko niżby chciaÅ‚. Nie potrafiÅ‚ poradzić sobie z tym, jak bardzo tÄ™skniÅ‚.
Wojtek westchnął, kompletnie nie rozumiejąc jego podejścia, jak zapiera się w sobie i trzyma przy własnym zdaniu, które jest błędne.
- Czemu jesteś taki uparty? - spytał, krzyżując ręce na piersi, podziwiając się, że ma siły na tą rozmowę, może była to zasługa dobrze zdanego kolokwium. - Mateusz lubię cię i nie chcę, aby między nami się spieprzyło. No błagam cię, powiedz mi czemu tak strasznie mnie nienawidzisz.
Mateusz odwrócił się w jego stronę, z twarzą tak zimną i ściągniętą, że aż straszną. Wszystko to, co czuł, co go bolało, prosiło by wykrzyczał to Wojtkowi w twarz. Sam nie wiedział czemu raptem ogarnął go tak lodowaty spokój, w jego głowie zapanowała absolutna cisza, jak chwilę przed gwałtowną burzą.
- Nie nazwaÅ‚bym tego nienawiÅ›ciÄ… – wycedziÅ‚ wolno, nie spuszczajÄ…c z niego gadzio nieruchomego wzroku. Zmienność, jakÄ… prezentowaÅ‚ bywaÅ‚a bardzo niepokojÄ…ca.
- A czym? - Wojtek zacisnął dłonie w pięści, nie spuszczając z niego wzroku, zastanawiając się czy w ogóle istnieje szansa, aby między nimi ułożyło się na nowo.
- Spytaj swojego wiejskiego kolegi. On pewnie lepiej siÄ™ zna na uczuciach – warknÄ…Å‚ nisko, czujÄ…c jak fala obÅ‚Ä™dnej zazdroÅ›ci przepÅ‚ywa przez niego silnym prÄ…dem. Gdyby dorwaÅ‚ tego faceta nie obyÅ‚oby siÄ™ bez rÄ™koczynów. ZacisnÄ…Å‚ szczÄ™ki, upozowany na tle ciemnego okna, za którym padaÅ‚ Å›nieg, zesztywniaÅ‚y z nerwów i wÅ›ciekÅ‚y. Nie miaÅ‚ pojÄ™cia, jak mógÅ‚ tak Å‚atwo dać siÄ™ nabrać.
- Mateusz, Mirek byÅ‚ facetem z którym sypiaÅ‚em, stÄ…d u niego takie zachowanie, wrÄ™cz przyzwyczajenie. To tylko kumpel, z którym Å‚Ä…czyÅ‚ mnie tylko seks – próbowaÅ‚ tÅ‚umaczyć siÄ™ dalej Wojtek, nie mogÄ…c uwierzyć, że Mateusz gada takie bzdury, że w ogóle ta sprawa przybraÅ‚a tak poważny odcieÅ„. PrzetarÅ‚ twarz dÅ‚oniÄ…, już nie wiedzÄ…c jak ma dojść do niego, bo najwidoczniej wszelkie tÅ‚umaczenia nie dążyÅ‚y do celu. - Mateusz... nie jesteÅ›my przecież razem – powiedziaÅ‚ niepewnie, wzdychajÄ…c ciężko. Chyba musiaÅ‚ postawić na szczerość, ryzykujÄ…c, że zostanie ona zdeptana. - Dobra, rozumiem twoje wkurwienie, ale z drugiej strony nie jest to też taki powód, aby niszczyć to co, no miÄ™dzy nami zaczęło być. ChcÄ™ powiedzieć... - przygryzÅ‚ dolnÄ… wargÄ™, bijÄ…c siÄ™ w myÅ›lach czy powinien skoÅ„czyć to zdanie, ale skoro już zaczÄ…Å‚, wycofać siÄ™ byÅ‚o by porażkÄ…. - … nie masz powodu do zazdroÅ›ci no, ty a on to dwie różne historie.
- Nie miaÅ‚eÅ› jebanego prawa pchać mu Å‚ap w gacie! – wydarÅ‚ siÄ™ Mateusz, nie mogÄ…c już znieść tego miaÅ‚kiego gadania, o tym jak on nie chciaÅ‚ i przypadkiem mu siÄ™ wydarzyÅ‚o. Mateusz aż za dobrze widziaÅ‚, jaki chÄ™tny byÅ‚ to przypadek. ZacisnÄ…Å‚ dÅ‚onie w pięści, ciskajÄ…c z oczy iskry. Atmosfera zgÄ™stniaÅ‚a tak bardzo, że w pokoju zdawaÅ‚o siÄ™ pociemnieć.
- Nic mu nie wkładałem, uspokój się.
- Ty pierdolony chuju… - syknÄ…Å‚ wÅ›ciekle, rozjuszony do żywego jego hipokryzjÄ…. PostÄ…piÅ‚ kilka kroków przed siebie, jakby zamierzaÅ‚ mu przyÅ‚ożyć, zatrzymaÅ‚ siÄ™ jednak, patrzÄ…c z dosyć bliska na niego, twarzÄ… zÅ‚Ä… i zaciÄ™tÄ…, zarumienionÄ… z gniewu. – Wszystko dostaÅ‚eÅ›, moje… moje uczucia… i tak wolaÅ‚eÅ› coÅ› takiego – powiedziaÅ‚, zgrabnie nazywajÄ…c sobie Mirka per „coÅ›”. To oczywiste, że czuÅ‚ siÄ™ od niego lepszy, nie byÅ‚o nad czym siÄ™ nawet zastanawiać, i Wojtek dokonujÄ…c wyboru popeÅ‚niÅ‚, zdaniem Mateusza, ogromny bÅ‚Ä…d w ocenie jakoÅ›ci. SÅ‚owa Piotra nadpÅ‚ynęły z podÅ›wiadomoÅ›ci, torujÄ…c jasno dalszÄ… drogÄ™ postÄ™powania. Najwyżej tak obijÄ™ mu ryj, że siÄ™ nie pozbiera, pomyÅ›laÅ‚, podejmujÄ…c decyzjÄ™.
Serce Wojtka zadrżało, nieco zaskoczony tym jak głęboko uraza Mateusza sięgała, wcześniej przekonany, że chodzi po prostu o samo lubienie, nic więcej.
- Nie interpretuj tamtej sytuacji w taki sposób – powiedziaÅ‚, chcÄ…c jakoÅ› zÅ‚apać sens tego wszystkiego o czym mówili. - Nie wybraÅ‚em jego, zawsze byÅ‚eÅ› ty. Tamto byÅ‚o czystym nieporozumieniem Mateusz, nie oceniaj mnie pod tym kÄ…tem.
- Nie chcÄ™ wiÄ™cej takich sytuacji. Albo akceptujesz to, że… siÄ™ w tobie zakochaÅ‚em… Albo wypierdalaj. Teraz – powiedziaÅ‚, nie uciekajÄ…c już wzrokiem, zdecydowany, zimny, w przedziwny sposób odlegÅ‚y. Tylko broda dygotaÅ‚a mu niekontrolowanie, nie zdawaÅ‚ sobie jednak z tego sprawy, zbyt przyjÄ™ty tym, co dziaÅ‚o siÄ™ w nie do koÅ„ca materialnym Å›wiecie. Wszystko zdawaÅ‚o siÄ™ ucichnąć.
- Zakochałeś? - powtórzył głupio Wojtek, czując jak coś ciepłego rozlewa mu się w piersi. Nie wiedział co powiedzieć, nawet nie potrafiąc odczytać własnej reakcji na tą informację. W swoim młodym, krótkim życiu, ani razu nie zdarzyło mu się być odbiorcą takiego wyznania. Nie wiedzieć czemu kąciki jego ust uniosły się, a twarz pokryła rumieńcem. Patrzył na Mateusza będąc pewnym, że ten sobie z niego kpi, albo bawi w jakąś gierkę. Jakoś nigdy nie uważał, że należy do typu ludzi, w których można się zakochać, przynajmniej nie z urody, chociaż też nią nie straszył. - Super... - wypalił, z przejęcia nie wiedząc jak się zachować. - Znaczy tak, chcę to... zaakceptować.
Mateusz niespodziewanie parsknął śmiechem, widząc zachowanie Wojtka. Jakoś nie umiał utrzymać nerwowej powagi, patrząc na te szczere oczy i czerwoną buzię.
- Jezu… Jaki ty jesteÅ› dziwny – powiedziaÅ‚, patrzÄ…c mu w oczy z nutÄ… kpiny. – Super – zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ ponownie, odnoszÄ…c siÄ™ do reakcji mężczyzny. – No to super. Tylko zapamiÄ™taj, że nie masz prawa do czegoÅ› takiego jak z tamtym Å›mieciem, rozumiesz mnie? NastÄ™pnym razem bÄ™dziesz miaÅ‚ nos w twarzy, a nie na twarzy – zagroziÅ‚, caÅ‚kowicie poważnie, pokonujÄ…c ostatnie, dzielÄ…ce ich kroki. BrakowaÅ‚o może z piÄ™ciu centymetrów, by dotknÄ…Å‚ ustami jego policzka. RÄ™ce, ciÄ…gle upchniÄ™te w kieszenie, stwarzaÅ‚y jednak pewien dystans.
Widząc ta diametralną zmianę, Wojtek przysunął się do niego i dotknął przedramion Mateusza, nie umiejąc poradzić sobie z radością, która cała go wypełniła.
- Wiem, jeszcze raz przepraszam – mruknÄ…Å‚, nadal siÄ™ uÅ›miechajÄ…c.
Wszystko zagotowało się w nim, wybuchło naraz, tęsknota, żal i gniew, pożądanie, tygodnie seksualnej frustracji, ostry ból głowy i nagła lekkość dłoni, wszystko zmieszało się z zapachem męskiego ciała będącego na wyciągnięcie ręki, i w tej jednej chwili sam nie wiedział, czy bardziej kocha go, czy nie może znieść. Tak chciałby uwolnić się od tego, odnaleźć zagubiony spokój, równowagę. Zapatrzył się na niego, z tak bliska, doskonale czując jego zapach, mogąc obserwować jak cienie kładą się na jego policzkach, kiedy się uśmiecha, jak jasne włosy niemal fosforyzują w ciemności, odbijając odrobinę światła wpadającego nieśmiało z korytarza. Oswobodził powoli ręce, by przesunąć nimi po jego ramionach, po gorącym, twardym ciele upchniętym w wąską koszulkę, by poczuć, jak cholernie brakowało mu tego przez ostatnie dni. Uczucie tęsknoty zdławiło go silnie, pokonał ostatni dystans dopadając łapczywie jego ust, jakby nie wiedzieli się całe wieki, i gryząc go i ssąc jednocześnie, przyduszając sobą do ściany i ściskając tak mocno, że aż boleśnie. Chciał go skrzywdzić, chciał go ukarać, chciał, żeby go bolało, żeby miał ślady na ciele i żeby spocił się z bólu, poczerwieniał, żeby zaciskał zęby starając się znieść go w sobie, i żeby wiedział jednocześnie, że nie ma żadnego wyboru.
Usta Wojtka były rozchylone i uległe, i nie oponowały ani na gryzienie, ani na ssanie, ani na twardego penisa i spermę, nie poskarżyły się ani razu tego wieczora, kiedy Mateusz karał i nagradzał jednocześnie, ustalając nowe granice i zasady mające między nimi panować.

***


Skrył go w pościeli, otulił ciasno miękkim materiałem, po przewlekanym zapachem porażającej bliskości, jakiej się oddali dobre parę godzin temu. Zapewne było bardzo późno, może za kilka minut Wojtek będzie świadkiem powolnej pobudki wschodzącego słońca i odkryje ono zmęczony uśmiech na jego twarzy. Noc jednak trwała nadal, a swój uśmiech mężczyzna skrył w pachnącym i ciepłym karku Mateusza, zadowolony, że puste miejsce obok na nowo wypełniło znane ciało. W piersi, w samym jej środku wciąż pobrzmiewały słowa partnera, ich siła nadal drżała, wzbudzała dreszcze ekscytacji i rozbawienia. Och ty, dzieciaku, pomyślał Wojtek, nie mogąc nadziwić się jak cała sytuacja przebiegła i jaki przyniosła finał. Nie umiał do końca uspokoić chaosu uczuć, jaki wznosił go i rozpalał mimo wyczerpującego seksu. Ciało usypiało, zaspokojone do granic możliwości rozkoszą, przemieszaną z bólem. Umysł jednak pracował nadal, wchłaniając każdą kolejną minutę, kolejne porcje narkotycznego doznania ukrytego w zakamarkach ciała Mateusza, za uchem, we włosach, w jego cichym i miarowym oddechu. Lekki wstyd ogarnął Wojtka, kiedy do końca nie był w stanie uwierzyć w wyznanie Mateusza, będąc przekonanym, że jest to chwilowe, mała pomyłka słów przez przypadek wypowiedziana na głos. Przezwyciężyło jednak zdumienie, emocjonalny wstrząs jaki pchał chłopaka w jego ramiona, a on się temu nie przeciwstawiał, uradowany jego powrotem, stęskniony jego twarzy i obecności. Zastanawiał się czy gdyby nie Mirek, to czy w ogóle dowiedziałby się co czuje Mateusz. Chociaż on sam wydawał się nieporadny w obcowaniu z tą prawdą, z uczuciem, które skierował w stronę Wojtka. To czyniło go jednak w jego oczach kimś innym, a na pewno znanym, jakby w końcu mógł stanąć twarzą w twarz z innym Mateuszem, który tylko jemu się pokazał. Na samym początku ich znajomości, wydawało się Wojtkowi, że ma do czynienia z aktorem, nieprzewidywalnym w swych rolach, zmieniającym kwestie co parę minut. Poznawanie go i zbieranie do kupy osobowości, stało się mozolną robotą, niekiedy wyprowadzającą go w sieć labiryntu, do miejsca, gdzie nie było wyjścia. Mateusz barwny ptak, którym chciał się opiekować i kochać, mimo zmienności jego humoru, czyniąc go niebezpiecznym, a zarazem intrygującym.
Obyś mnie kiedyś nie utopił w tym sztormie, pomyślał, przymykając oczy i poddając się senności.