Bliskość poza planem 42
Dodane przez mordeczka dnia Wrzenia 28 2013 12:07:04


Rozdział 42 - Jest jak kot w śnieżną noc


Pociągnął kilka łyków wódki z kolą, odstawiając lodowatą szklankę na kanapę, między swoje kolana. Muzyka grała ogłuszająco, Kinga postarała się o wyjątkowo dobre nagłośnienie, musiał więc nachylać się do ucha swojego rozmówcy, żeby ten w ogóle go słyszał. Dziewczyna zaprosiła, z okazji swoich dwudziestych szóstych urodzin całkiem sporą grupę znajomych, wśród których jakimś cudem znalazł się również chłopak, z którym Krzysiek studiował będąc jeszcze na pierwszym roku. Ucieszył się niesamowicie, widząc go wśród osób zalegających tłocznie w mieszkaniu Kingi, od razu rozpoznając okazję na sympatyczną rozmowę z dawnym znajomym, kimś, kto nie znał jego problemów, był niemal spoza towarzystwa i przed kim nie czuł nieustannej potrzeby tłumaczenia się ze swojego życia i postępowania.
Kolejne drinki wchodziły Krzyśkowi nad wyraz łatwo, starał się jednak pić jak najwolniej, nie mając ochotę ani na kaca - mordercę, ani na ucięty film. Tymek opowiadał niezmiernie interesująco o swoich studiach, pracy, podróżach. Krzysiek, całkiem miło wcięty, nie był w stanie mu tego zazdrościć, mimo że sam nie raz miał ochotę rzucić wszystko i wyjechać, już naprawdę na zawsze. Co prawda, nikt z jego znajomych do tej pory nie wiedział, gdzie podziewał się przez pół roku, kiedy wyjechał nagle z Warszawy, lecz chłopak nie zamierzał opowiadać nikomu tego, co przeżył, wiedząc, że nie byłaby to ani zabawna, ani pouczająca opowieść. Patrząc wstecz na swoje życie, widział je jako pasmo ciężkich, czarnych chmur rozciągniętych nad stepowym, bezludnym horyzontem. Tu nie było czym się chwalić. Przysłuchując się opowieścią Tymoteusza nabierał jednak wrażenia, że gdzieś, kiedyś może uda mu się zrealizować któreś ze swoich marzeń, że może nie wszystko stracone. Dobry humor kolegi udzielał mu się błyskawicznie.
Kinga nadpłynęła w ich stronę z falującego tłumu, z obłoków dymu czekoladowych papierosów, niosąc dwa butelkowane drinki Sobieskiego, tak mocno zmrożone, że szron zdążył osadzić się na szkle. Wcisnęła jeden z nich Krzyśkowi, by nachylić się nisko nad Tymkiem i wrzeszczeć mu coś do ucha, co dla Krzyśka było jedynie niewyraźnym piskiem wśród wszechogarniającego dudnienia muzyki. Napił się ponownie, zagapiając się na tańczących, rozmawiających ludzi, palących papierosy, flirtujących i śmiejących się radośnie, zdając sobie sprawę nie po raz pierwszy w życiu, jak bardzo trzyma się na uboczu tego wszystkiego, jak duża jest tu rola Kingi, dzięki której namowom w ogóle zdecydował się przyjść na jej urodziny. Normalnie wolałby zostać w domu. Wrodzona nieśmiałość nie pomagała mu w nawiązywaniu kontaktów, nie chciał też cały wieczór spędzić uczepiony znajomych, cieszył się więc ze swojej kanapy na uboczu, z tanecznej muzyki płynącej mu nad głową, muzyki, w której wyczuwał przestrzeń oceanu, nieskończoność nieba, wolność, wszystko o czym zawsze marzył.
Tymek poklepał go po ramieniu, wstając z kanapy i odchodząc wraz z Kingą, uczepioną ściśle jego ramienia. Butelki po piwach stały w każdym niemal kącie, alkohol parował z ulepionych szklanek. Krzysiek przymknął oczy, odchylił głowę na oparcie kanapy odpływając na chwilę, na kilka słodkich sekund, czując przyjemne mrowienie na skórze, miłe rozleniwienie. Przesunął dłonią po szyjce butelki, przystawił sobie do ust i pociągnął kolejnego, cytrynowego , cierpkiego łyka, nagle orientując się, że ktoś obok niego siada, a raczej wskakuje na kanapę, rzucając się na siedzisko całym ciężarem ciała. Oczywiście nie mógł by to być nikt inny niż Martyna.
- Krzy, no co z tobą, czego tu siedzisz? Anka myślała, że do domu polazłeś - wydarła mu się do ucha, podciągając na kanapę nogi, nie zdejmując nawet swoich niebotycznych szpilek, które cudem tylko chyba nie zrobiły jej przy okazji krzywdy.
Zaśmiał się cicho mrużąc oczy, zapłynięte odrobinę od wypitego alkoholu. Nie był w jakimś szczególnie złym stanie, był po prostu odrobinę wstawiony.
- Kumpla spotkałem, gadaliśmy o starych czasach. A Filip gdzie? - odkrzyknął, finiszując swój alkohol.
- Bo ja wiem, polazł gdzieś - mruknęła, otwierając swoją godną bizneswoman torebkę i wyciągając z środka elegancką, metalową piersiówkę. Uśmiechnęła się zadziornie, błyskając czarnymi, wyogromnionymi makijażem oczyma. W półmroku panującym w mieszkaniu ktoś naprawdę mógłby wziąć ją za modelkę. Miała własny, starannie wypracowany styl. - Cytrynówka Lubelska, dawaj szklankę - poinstruowała go z uśmiechem na wydatnych, mocno czerwonych wargach. Być na urodzinach i siedzieć samemu w kącie było pieprzonym grzechem, i nie zamierzała Krzyśkowi ani trochę popuścić. Miała nadzieję, że jak wypije więcej będzie bardziej skory do uspołeczniania się z ludźmi.
Chłopak posłusznie podał jej swoją szklankę, tracąc powoli kontrolę nad tym ile już wypił, i kiedy byłoby najlepiej, żeby skończył. Na chwilę obecną nie kończyłby nigdy.
- Za ciebie, żeby ci się ułożyło - powiedziała Martyna, zerkając na niego z bliska, podnosząc do góry przedostatnią kolejkę, jaka im została. Zalanie wódki Cherry Coke okazało się miernym pomysłem, był to jednak jedyny napój, jaki znalazł się w zasięgu ich wzroku. Krzysiek początkowo nie mógł uwierzyć, że jest jeszcze produkowany. Kojarzył mu się raczej z dzieciństwem w latach dziewięćdziesiątych, pijany czasem po szkole, jak babcia dała mu parę groszy, co rzadko, ale zdarzało się. Nie omieszkał opowiedzieć o tym Martynie, która zaśmiała się głośno, wybitnie rozbawiona, jakby podzielił się z nią błyskotliwym kawałem, a nie sentymentalnym wspomnieniem z przeszłości.
Umoczyła usta w alkoholu, krzywiąc się lekko. Bąbelki z koli piekły przyjemnie na języku. Przesunęła nim drażniąco po dziąsłach, zapatrując się na niego w zastanowieniu.
- Wiesz, że jak byliśmy w klasie maturalnej to się w tobie bujałam? - wypaliła w końcu, cała ciekawa jego reakcji. Była to prawda, fakt, który naprawdę mocno zatruł dziewczynie ostatni rok ich wspólnego chodzenia do liceum. Sama siebie podziwiała, że nie dała nic poznać po sobie przez tyle lat znajomości. W jej przypadku była to jedynie kilkumiesięczna, romantyczna afektacja; Filip cierpiał o wiele dłużej od siostry. Nigdy mu jednak o tym nie powiedziała, zdając sobie sprawę, że tylko by to komplikowało.
- Ha ha, no żartujesz - zaśmiał się głośno, patrząc na nią w szczerym rozbawieniu.
- Nie, Krzy, serio, byłam zabujana na maksa. I jeszcze żeśmy do jednej klasy chodzili, wiesz co to była za masakra? A ty nic nie widziałeś oczywiście - wytknęła mu, trącając jego pierś długim, pomalowanym na głęboki fiolet paznokciem. Paznokciami Martyny śmiało można było ciąć papier.
- Ej, Marti, i nic nie powiedziałaś? Coś nie wierzę, że długi jęzor masz - pokręcił głową, nie przestając się do niej uśmiechać. Nawet tak wstawiony wyglądał zachęcająco, z czego sam nie zdawał sobie zupełnie sprawy.
- Z półmaratonu wtedy zrezygnowałam, pamiętasz? Przez ciebie przecież, bo nie mogłam już patrzeć… Ech - machnęła ręką widząc, że do Krzyśka zupełnie nic nie dociera.
- O rany… Rany no… Marti - westchnął, patrząc na nią jakoś inaczej, niż do tej pory. Nie spodziewał się takiego zainteresowania swoją osobą. Jak zawsze uważał, że prezentuje sobą naprawdę niewiele, a w liceum było przecież jeszcze gorzej. - Przecież byłem… no chudy bardzo. Brzydki. Miałem okropną fryzurę - zaśmiał się zakłopotany, nie wiedząc, co ma jej odpowiedzieć. Nie bywał w takich sytuacjach często w swoim życiu.
- Podobała mi się twoja fryzura. Wszystko mi się podobało - mruknęła, oddając się na krótką chwilę czarowi wspomnień, rzeczy, które nigdy nie miały już szansy wrócić. - A potem się wygadałeś, że jesteś homo i już było po ptakach.
- Chyba po ptaku - zarechotał głupio, wpierając czoło w oparcie kanapy. Alkohol nie pozwalał mu zebrać myśli, czuł się tak cudownie zrelaksowany jak dawno. Na chwilę obecną żadne zmartwienie nie zatruwało jego głowy. - Nie no, w życiu bym nie zgadł, że jestem w twoim typie czy coś, ha ha, zostałaś królową dowcipu grudnia.
Przełknęła ślinę, czując jak dreszcze przebiegł po jej nagim ramieniu w miejscu, gdzie stykała się z ciepłym ramieniem Krzyśka. Popatrzyła na niego z dołu, wiedząc, że teraz nie może już sobie odpuścić. Coś za coś, Filip, pomyślała, podejmując decyzję.
- To może chociaż buziaka na pocieszenie? - spytała, dosyć nieśmiało jak na siebie. Sama nie ośmieliłaby się nawet go dotknąć, zresztą od lat unikała tego jak mogła w jego przypadku. Mimo upływu czasu słabość do mężczyzny jej pozostała.
- Może - spojrzał na nią z bliska, nie myśląc wiele nad tym co się działo. Ostatnio z dziewczyną miał jakikolwiek kontakt właśnie w liceum. Pochylił się niżej, spotykając ustami jej śliskie od szminki i błyszczyku usta, chętnie ustępujące, ulegle rozchylone. Dziewczyna odpowiedziała na całusa delikatnie, nie chcą go spłoszyć tym, jak wielką miała na to ochotę. Gdyby to był ktoś inny, po prostu by na niego wsiadła. Kiedy pogłębił pocałunek, fala podniecenia jaka ją zalała była wręcz paraliżująca. Zawędrowała dłonią na jego kark, na miękkie, jasne włosy, przyciskając go do siebie odrobinę. Jej najskrytsze marzenie właśnie się spełniało.
Krzysiek uniósł się nad nią, przypierając Martynę do oparcia kanapy, położył dłoń na jej boku, przesuwając ją na plecy dziewczyny, wsuwając między miękki plusz a gorące ciało, wyłączając zupełnie myśli, skupiony na czystej, fizycznej przyjemności. Ani przez chwilę nie myślał nad konsekwencjami tego, co właśnie działo się między nimi. Ciało pod nim nie było ani męskie, ani kobiece, było po prostu podniecające, żaden obraz nie pozostawał pod zamkniętymi oczyma chłopaka, kiedy dotykał jej gorączkowo, stanowczo, męskimi, dużymi dłońmi zagarniając szczupłe biodro.
Dziewczyna otoczyła go gorącym udem, drżąc na dotyk twardego dżinsu na miękkiej skórze swojej nogi, nie przejmując się zupełnie, jak musi to wyglądać dla kogoś obserwującego ich z boku. Czuła, że podnieciła się wręcz ekspresowo, że najchętniej poszłaby z nim gdzieś, gdziekolwiek, na chwilę lub dwie. Głęboko w podświadomości czuła jednak, że to nie będzie możliwe.
Ścisnął stymulująco jej pośladek, wczuwając się zupełnie w rolę, w pocałunek, w ich bliskość, zapominając gdzie się znajduje i w jakich okolicznościach. Dłonie masujące pożądliwie jego plecy wcale nie pomagały w ogarnięciu tego, co się działo. Zjechał ustami na jej brodę, szczupłą szyję, wypachnioną czymś pieprzowym i kwiatowym jednocześnie, czymś tak egzotycznym, że zakręciło mu się w głowie. Martyna wsunęła chłodne dłonie pod koszulkę na jego plecach, gładząc namiętnie skórę tuż nad linią dżinsów. Ogłuszająca muzyka dopełniała nastroju.
Zupełnie nie spodziewał się, że miłe, pożądające go dłonie znikną nagle, że ktoś szarpnie go ostro za ramię, ściągając niemal z dziewczyny. Nie spodziewał się ciosu z pięści prosto w zęby, smaku własnej krwi na języku, kiedy niefortunnie uszkodził sobie wargę. Spojrzał mętnym wzrokiem na mężczyznę stojącego nad nim, wysokiego faceta pod czterdziestkę, który krzyczał coś wściekle kilka chwil, nim złapał Martynę za rękę i zwlókł z kanapy, mimo jej wyrywania się, wrzasków, chaotycznych ciosów. Złapał jeszcze jej spojrzenie, uśmiechnął się do niej blado, siedząc jak sierota obok kanapy, na lakierowanym parkiecie i nie mając siły ani chęci by wstawać. Mógł w sumie przypuszczać, że chłopak Martyny w końcu zacznie jej szukać i może zobaczyć, co tez robią, ale absolutną prawdą było to, że zupełnie nie pomyślał, ani przez moment nad tym, co robi, po prostu poddając się urokowi chwili.
Dziewczyna zniknęła w tłumie, ciągnięta mało delikatnie przez Roberta. Krzysiek wstał, otarł krew z ust, obciągnął na sobie koszulkę, zamierzając znaleźć coś jeszcze do wypicia. A później odnaleźć zagubionego Filipa.

***


Pchnął kogoś ramieniem, przedzierając się przez korytarz i nie zwracając uwagi na nic, pragnąc jedynie wydostać się z otaczającego go hałasu muzyki, dusznego oparu papierosowego dymu, drażniącego rozbawienia, które spotykał na twarzach imprezowiczów. Pod językiem czuł zbierającą się gorycz, niesmak alkoholu, który palił mu przełyk. Złość mieszała się ze smutkiem, bezsilnością, bólem, narastając w piersi wraz z krzykiem, który Filip miał ochotę wypuścić już teraz, w mieszkaniu Kingi, między kuchnią a przedpokojem. Jeszcze nie teraz, powtarzał uparcie, szukając zbłąkanym wzrokiem swojej kurtki pod warstwą innych ubrań reszty gości. Drżące dłonie nie ułatwiały mu sprawy, tak samo obraz sytuacji, który jak w kinie, w zwolnionym tempie przesuwał mu się przed oczami, wciąż pokazując Krzyśka zwartego ciałem i ustami z jego siostrą.
- Pierdolone - syknął, a głosu mu się załamał, jeszcze nigdy nie mając do czynienia z czymś tak przeszywającym i bolesnym. Upokarzającym. Może nie ruszyłoby go to tak bardzo, gdyby nie chodziło o Martynę, a jakiegoś nieznanego chłopaka. Nie spodziewał się jednak zastać ich w takiej sytuacji, własnej siostry, której ufał najbardziej, znającej jego uczucia i przemyślenia na wskroś względem przyjaciela. - Jak mogła... - Zagryzł dolną wargę, próbując pohamować rozpacz, jaka w nim narastała, wraz z poczuciem winy do samego siebie, że tak beznadziejnie musiał się zakochać. Alkohol płynący w jego żyłach nasilał wszystkie skrajne emocje, jakie w tej chwili przelewały mu się w żołądku.
Wyszarpnął w końcu swoją skórzaną kurtkę, nie przejmując się, że przy okazji zrzucił na ziemię resztę ubrań. Znalezienie butów okazało się większym wyzwaniem, wśród pokaźnej ilości reszty, ale nie miał zamiaru się poddawać, doskonale wiedząc, że Krzysiek będzie go szukał, a on nie miał ochoty z nim rozmawiać.
- Filip?
Prawie podskoczył, gdy czyjaś dłoń spoczęła na jego ramieniu, a znajomy głos rozbrzmiał koło ucha. Jedynym pocieszeniem było to, że należał on do dziewczyny, więc wizja, że Krzysiek dopadł go wcześniej zniknęła.
Odwrócił się i spojrzał na Ankę, która patrzyła na niego cała wesoła, z butelką piwa w dłoni, w już nieco wygniecionej bluzce w duże czerwone motyle. Uśmiech zniknął jej z twarzy, gdy dostrzegła zaczerwienione oczy przyjaciela oraz wyraźne zdenerwowanie.
- Hej, co się stało Filip? - Złapała go za ramię, wyginając ciemne brwi, cała przejęta tym co widziała.
- Nic... wychodzę - zdołał jedynie powiedzieć, czując jak zimny dreszcz przebiega mu po plecach, a dłonie robią się lodowate.
- Fifi, co jest? -Dotknęła jego ciemnych, rozburzonych włosów, a troska w oczach sprawiła, że jakiekolwiek bariery pękły, uwalniając parę łez. - Fifi... - Anka mocno go objęła, co nie było trudne, kiedy byli prawie równego wzrostu. Chłopak nie zastanawiając się nad niczym, wczepił się w nią, zaciskając mocno oczy, rozklejając się w jej ramię.
- Chodź. - Odsunęła się od niego i zanim zdołał jakkolwiek zareagować, chwyciła go za dłoń i pociągnęła w stronę drzwi, które wcześniej nie rzucały się w oczy. Dziewczyna rozsunęła je i weszli do środka, szybko po zapaleniu światła okazało się, że znajdują się w garderobie. Na drewnianych kołkach i wieszakach wisiały płaszcze rodziców Kingi, wysokie półki kryły obuwie z całego roku, jak również parasolki i masę innych przedmiotów. Anka usadziła Filipa na wiklinowym, wysokim koszu ustawionym w rogu i przetarła przyjacielowi mokre policzki. W pomieszczeniu było ciepło, a hałas trwającej imprezy był znacznie ciszy, nie zmuszający do wrzasku jeśli chciało się porozmawiać.
- Coś z Krzyśkiem? - Anka klęknęła na miękkim, szarym dywanie, zwrócona w stronę przyjaciela.
Filip pokiwał głową, spuszczając wzrok i co chwilę przełykając ślinę, nie potrafiąc wydobyć z siebie słowa.
- On i ten jego znajomy coś zaczęli? - Dziewczyna sięgnęła do jego dłoni, mocno ją ściskając, nie mogąc znieść tego, jak marnie prezentował się chłopak.
- Nie, nie z nim. - Ciemne brwi Filipa wygięły się, a twarz skrzywiła, kiedy znowu przypomniał sobie Martynę i Krzyśka. Czemu to tak kurewsko boli, pomyślał, mając ochotę zapalić i zapić smutki, kwasem podchodzące mu pod gardło.
- To z kim? - zapytała szeptem Anka, z westchnieniem podsuwając mu butelkę piwa, którą z chęcią przyjął.
- Z Martyną - wykrztusił, spuszczając wzrok na lakierowane, z ciemnej skóry męskie półbuty. Zaśmiał się pociągając nosem, spostrzegając swoją zaczerwienioną twarz w podłużnym lustrze, wmontowanym w drzwi szaf stojącej z boku. - On mnie nie chce, pokazuje mi to za każdym razem, a ja tego nie zauważałem, jebanie zaślepiony chujową miłością do przyjaciela. Kurwa...
Anka wpatrywała się w niego bez słowa, zapewne tak samo jak on zaskoczona tą informacją.
- Jak to? - zapytała głupio, marszcząc brwi i kręcąc głową. - Kleił się do Martyny?
- Żeby tylko... - Gula w gardle narastała, a on nie mógł pozbyć się tego przeklętego obrazu z głowy. Podniósł się, czując się jeszcze gorzej na myśl, że nadal tu jest.
- Gdzie chcesz iść?
- Gdziekolwiek, nie chcę tu być - szepnął, kiedy oczy znowu mu zwilgotniały, a dreszcz nawiedził ciało. Wyciągnął z bocznej kieszonki kurtki wymiętą chusteczkę i wysmarkał się, czując jak do bólu w piersi dochodzi ten szalejący w głowie.
- Filip, może chcesz pójść do mnie? - Anka podniosła się szybko z ziemi, odstawiając butelkę piwa, patrząc na niego przerażona i smutna. - Dziewczyny się zgodzą, będziesz mieć trochę ciszy i spokoju, co?
Chłopak pokręcił głową, nie mając już sił mówić, tłumaczyć się, pragnąc jedynie poczuć lodowaty chłód grudniowej nocy i ciszę uśpionego miasta. Tylko to może go uspokoić.

***


Krzysiek wyszedł z łazienki, wytarłszy twarz z czerwonej szminki, którą umazała go Martyna. Kolejny i kolejny drink wypity z przypadkowo znalezionymi znajomymi sprawiły, że nogi miał jak z gumy. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, i naprawdę było widać po nim, że jest pijany. Powiódł mętnym spojrzeniem po korytarzu, nagle zauważając Filipa rozmawiającego z jakąś dziewczyną. Głowy by nie dał, ale chyba była to Anka. Przyłożył palec do ust, łapiąc na sekundę jej spojrzenie, i nim Filip zdążył się zorientować czyje nadejście zauważyła Anka, Krzysiek przytulił się do jego pleców znienacka, zaśmiał mu się prosto do ucha i wcałował w szyję, zupełnie nie przejmując się towarzystwem dziewczyny. Było jasne, że był mocno nawalony. Na trzeźwo nie pozwalał sobie nawet na niewinną sugestię, że interesuje się mężczyznami, a teraz dopadł do niego z zaskoczenia, jak gdyby nigdy nic.
Filip zamarł, posyłając Ance spanikowane spojrzenie, cały tężejąc na dotyk Krzyśka, który nieprzyjemnie go palił. Zaskoczył go śmiały gest ze strony przyjaciela, tego się po nim nie spodziewał, jak wielu innych rzeczy.
- Zostaw mnie - sapnął, odciągając dłonie Krzyśka, nie mogąc znieść obecności jego ciała.
- Mmm... Fifi... No co jest? - zapytał z ustami przy jego karku, mając wybitny nastrój, by wziąć go sobie do łóżka. Złapał jego ręce swoimi dłońmi, przyciskając chłopaka do siebie. Nawet nie zauważał Anki.
- Wypierdalaj! - Filip odsunął głowę i szarpnął się, mimo że przyjaciela mocno go trzymał, zaskoczony, że Krzysiek może mieć tyle siły.
- Krzysiek, zostaw go. - Anka złapała Krzyśka za ramię, patrząc to na niego, to na zaczerwienioną od emocji twarz Filipa.
- Ej, no, Fifi! - Krzysiek popatrzył na niego zaskoczony, nie rozumiejąc co się dzieje. - Co się stało? - spytał Anki, zerkając na nią pytającym wzrokiem. Nie spodziewał się takiej reakcji ze strony chłopaka. Myślał raczej, że znajdą sobie jakiś ustronny kącik na chwilę sam na sam.
Anka posłała ma nieco zagubione spojrzenie, zapewne będąc pewną, że ten domyśli się jaki jest powód zachowania Filipa.
- Nie wiesz? - spytała zaskoczona, już nie wiedząc co ma o tym wszystkim myśleć. Krzysiek przez ostatnie miesiące strasznie się zmienił, i nie wiedziała czy na lepsze.
Filip wygiął pogardliwi wargi, całkowicie odsuwając się do przyjaciela, za wszelką cenę próbując powstrzymać cisnące się do oczu łzy i myśl, że gdyby naprawdę do czegoś doszło między Krzyśkiem a Martyną, to zapewne jego przyjaciel odnalazłby i jego, pewnie chętny na numerek również z nim.
Złapał za buty, które Anka pomogła mu znaleźć i trzęsącymi się rękoma próbował szybko jej założyć. Chcąc już wyjść stąd, dusząc się zapachem Krzyśka i wspomnieniem jego dotyku.
- Martyna - szepnęła twardo Anka, posyłając Krzyśkowi znaczące spojrzenie i kucając przy Filipie, mówiąc mu coś do ucha.
- O rany no... Przecież nic się nie stało! - jęknął Krzysiek, opierając się plecami o ścianę, kompletnie bezradny w takiej sytuacji. Bo co niby mógł zrobić, skoro przyjaciel go odtrącał? Przetarł twarz dłonią, chcąc zetrzeć z niej zmęczenie. Na niewiele to się zdało, zasłonił ręką usta, maskując ziewnięcie. - No nie przesadzaj Filip, kurwa no... - mruknął, obmacując kieszenie swoich dżinsów. Gdzieś powinien mieć jeszcze jednego papierosa. - Przecież i tak by mi nie stanął.
Filip uśmiechnął się do siebie kpiąco, właśnie tego się spodziewając, taki słów. I znowu jego wina. W tej chwili tak strasznie pragnął, aby ktoś wyrwał mu serce i dał koniec emocjom, które powodowały, że tak wszystko przeżywał.
Dotknął dłoni Anki i podniósł się, nie mając zamiaru komentować wypowiedzi przyjaciela. Chociaż już sam nie wiedział, czy może tak go nazywać, czując się oszukany i zdradzony nie tylko przez niego, ale również przez Martynę. To co zrobiła, bolało najbardziej.
Ruszył do drzwi, chcąc schować się gdzieś i zasnąć. Gdziekolwiek.
Krzysiek podążył za nim zataczając się lekko, ale nadal trzymając na własnych nogach.
- Filip, czekaj, kurwa noo... - krzyknął, musząc w pewnym momencie przytrzymać się ściany, żeby się nie wywalić. Naprawdę nie widział nic złego w swoim zachowaniu, i reakcja Filipa wydała mu się babsko przesadzona. Wypadł za nim na chodnik przed domem, nie zamykając za sobą nawet drzwi i podbiegając do niego. Złapał chłopaka za ramię, nie chcąc, żeby ten uciekł mu bez wyjaśnień. - Czekaj - wydyszał, wypuszczając z ust obłoczki pary. Było mroźnie, rzadki, brudny śnieg leżał na trawie, zimny wietrzyk potęgował uczucie chłodu. Popatrzył na Filipa przekrwionymi oczyma, przyciągając go do siebie blisko. - Przecież jestem pedałem, nic bym z nią nie zrobił! - krzyknął, czując, że Filip próbuje wyślizgnąć mu się z rąk. To było takie oczywiste! - Poniosło mnie no, Fifi, ale nic się przecież nie stało!
- Przestań! Po prostu kurwa przestań! - Filip cały się trząsł, nie hamując już łez, które wyraźnie spłynęły mu po policzkach. W tej chwili nienawidził się za to jak bardzo to przeżywał, jak strasznie go to bolało. - Nic się kurwa nie stało! Tylko przelizałeś się z moją siostrą!
- Jezu, Fifi, nie płacz - powiedział, starając się przyciągnąć go bliżej siebie. Dotknął dłonią jego twarzy, ścierając mu łzy kciukiem. - Przepraszam no, nie wiedziałem, że tak to cię ruszy... Rany, jakie z ciebie kochanie - westchnął, wpatrując się w niego zatroskanym wzrokiem. Gdyby nie był tak wstawiony i lekko nie bełkotał, byłoby prawie romantycznie.
- Nie wiedziałeś? - zakpił Filip, mając ochotę zaśmiać mu się w twarz, odciągając jego dłoń od twarzy. - O tym, że cię kocham też zapomniałeś? - Chłód przyjemnie działał na jego roztrzęsione nerwy, chociaż przy Krzyśku o całkowitym spokoju nie mogło być mowy.
- Chodź, porozmawiajmy gdzieś, proszę no... Nie zapomniałem... Ciągle mam to w głowie, wcale nie jest mi łatwo, ale przecież... No rany, Fifi, wiesz o co mi chodzi... Jesteś dla mnie kimś wyjątkowym - westchnął, ponownie pchając natarczywe dłonie do jego twarzy. Pogłaskał go czule po policzku, mając ochotę wziąć go do łóżka, w gorącą pościel, pod siebie, uciszyć pocałunkami. - To wyszło jakoś przypadkiem, nie pomyślałem... Przecież nie chciałbym cię skrzywdzić.
Ręce Filipa zacisnęły się kurczowo na jego nadgarstkach, dzięki czemu mógł wyczuć jak chłopak drży.
- A mi jest łatwo? - sapnął Filip, patrząc na niego z bólem, już nie przestając się wyrywać, chociaż nadal utrzymywał między nimi dystans.
- Wiem, rany, wszystko już wiem - zamruczał w kołnierz jego kurtki, samemu stojąc zaledwie w podkoszulku. - Jestem wstrętnym chujem... A z ciebie jest taki kociak - zaśmiał się cicho, ściskając go mocno ramionami. Było mu tak dobrze, kiedy mógł go tak sobie trzymać. - Chodźmy gdzieś, pogadamy, co?
- Przestań sobie kpić! - Filip odsunął się od niego jak oparzony, nie mogąc uwierzyć, że przyjaciela bawi ta sytuacja, dodatkowo nazywając go kociakiem.
- Przecież nie kpię… Robisz wielkie halo o nic - westchnął, patrząc na niego niepocieszony. Nie mógł pojąć, dlaczego Filip tak bardzo drąży temat. - Przepraszam Fifi, nie chciałem, to stało się tak szybko, nie pomyślałem w ogóle. Fifi no, chodź do mnie, daj się przytulić, potrzebuje cię - wymamrotał polubownym, przymilnym tonem, wyciągając do niego ręce.
- Gówno prawda! - Łzy ponownie spłynęły po zarumienionych od mrozu policzkach Filipa. Ramiona wyraźnie mu zadrżały w przypływie rozpaczy jaka w nich szalała. - Jarałeś się przy Martynie, to teraz szukasz chętnej dupy? He?! Co cię kurwa podkusiło, lizać się z nią?!
- Skarbie… - stęknął przepraszająco, ponownie próbując go objąć, mimo protestów Filipa. Odetchnął ciężko przez nos widząc, że jego wysiłki nie są doceniane, a chłopak zamiast się uspokoić, tylko rozjątrza sprawę. - To była kompletna pomyłka, nie chciałem się z nią całować no, Fifi, co tu jest do gadania, wypiliśmy trochę za dużo i się zdarzyło, przecież nie specjalnie, każdemu może się zdarzyć głupi błąd…
- Ale dlaczego właśnie z nią?! Czemu właśnie, Martyna?!
- Rany, bo się nawinęła, przypadek, proszę no, nie mogę patrzeć jak płaczesz - wyszeptał ostatnie słowa, przyciągając go do siebie za ramiona. Zimno powoli zaczynało do niego docierać, zignorował to jednak, zapatrzony w Filipa przepraszającym spojrzeniem. Jego twarz wyrażała czystą łagodność i szczerość.
- No tak, nic nas nie łączy, to mógł być ktokolwiek - prychnął Filip, pociągając nosem, nie przejmując się w ogóle jak wygląda. Zaparł się rękoma o pierś Krzyśka, oddychając chrapliwie, czując jak zimno atakuje dotkliwie jego policzki.
- No tak, ale przecież mnie kochasz, nie chcę robić ci krzywdy - odparł Krzysiek, nie zastanawiając się wiele nad sensem wypowiadanych słów, ani tym jak beznadziejnie to brzmi. Zielone oczy chłopaka patrzyły na Filipa niewinnie, ufnie.
- Ale mnie skrzywdziłeś, liżąc się z Martyną - przypomniał mu dobitnie Filip.
- Przepraszam - mruknął cicho, bujając się lekko pod wpływem alkoholu. Gęsia skórka pokrywała silnie jego ramiona.
Filip zacisnął palce na jego koszulce, przełykając ciężko ślinę i przyglądając mu się uważnie, zaczerwionymi oczami. Nadal był zły, zraniony, ale emocje nieco opadły, wraz z siłami, których po prostu zaczynało brakować do ciągnięcia tej kłótni.
- Wracaj do środka... - powiedział, przecierając powieki i policzki. - … ja wracam do domu.
- Nie chcę bez ciebie, no chodź ze mną, zrobię ci drinka, znajdziemy jakieś ciche miejsce i pogadamy, nie zostawiaj mnie tak, Fifi - odparł, ogarniając go ramionami w opiekuńczym geście. Wepchnął twarz w jego włosy przy uchu, wdychając ich miły zapach. - Będę myślał o tym i w ogóle nie zasnę. Daj się przeprosić.
Filip drgnął, pozwalając mu na to, ale nie odpowiadając dotykiem, chociaż w przypływie odruchu chciał go objąć. Odetchnął, bijąc się z własnymi myślami, nie mogąc się zdecydować co wybrać. Z jednej strony najchętniej wróciłby do domu, lecz z drugiej jego słabość do Krzyśka zaczynała mocniej mącić mu w głowie, a jego zapach i ciepło ciała w ogóle w tym nie pomagały. Zamknął oczy, przez chwilę stojąc bez słowa, próbując ogarnąć chaos we własnym sercu. W końcu wtulił się w ciało ukochanego i wymamrotał coś niewyraźnie w jego obojczyk, zapewne zgadzając się na jego propozycję.
Krzysiek odsunął się odrobinę, by znaleźć wargami jego usta i wcałować się w nie delikatnie, nie zwracając uwagi na śnieg, który zaczął prószyć leniwie z nieba ciężkiego od szarych, gęstych chmur. Pachniał intensywnie alkoholem, papierosami i czekoladową shishą.
- Mam taką ochotę cię pieprzyć... - zamruczał w jego usta, nie mogąc napatrzyć się na niego, na te czarne, wąskie oczy, takie zapłakane i zagubione w tym momencie. Zmiażdżył go ponownie w uścisku, dopadając jego twarzy wargami, całując mocno zimną, napiętą od mrozu skórę.
Przez ciało Filipa przeszedł wyraźny prąd podniecenia, żarem żądzy rozlewając mu się we wszystkich komórkach, serce zmuszając do szybszego bicia. Zamruczał w usta Krzyśka, oszołomiony jego dominacją, męskością, które czuł wyraźnie w namiętnym pocałunku. Zacisnął kurczowo palce na przodzie jego koszulki, pośrodku piersi, wręcz się w niego wciskając, zapominając o powodzie kłótni, urzeczony płynącymi ze strony przyjaciela emocjami.
- Chodźmy z powrotem... Kinga ma jedno takie fajne miejsce w domu - wyszeptał, ciągnąc go za sobą za rękę, w stronę zapraszająco otwartych drzwi. Z środka dobiegała ich muzyka, gwar, ciepłe światła. Nie pozwolił mu nawet zdjąć kurtki, od razu popychając go w stronę schodów wiodących do piwnicy, zapalił światło przy drzwiach i zamknął je za nimi, schodząc powoli i co rusz oglądając się na Filipa. Pomieszczenie na dole, w którym się znaleźli zaaranżowane było na ... pralnię. Uśmiechnął się szeroko do chłopaka, przyciągnął go do siebie za kurtkę i pocałował ponownie, mocno, stanowczo, zaczynając go gwałtownie rozbierać. Niemal wpadł plecami na sznur z praniem, chaotycznie pozbawiając Filipa ubrań. Zaśmiał się jedynie, odurzony zapachem proszku unoszącym się intensywnie w powietrzu, widokiem zaczerwienionej od mrozu twarzy przyjaciela, roziskrzonych oczu, słodkich, napęczniałych ust.
Filip czuł się jak w jakimś fantastycznym śnie, kiedy mógł napajać się widokiem przyjaciela w roli dominatora, przyciągającego go jeszcze silniej niż do tej pory. Odpowiadał na jego dotyk, garnąc się do niego, do jego ciała, dotyku, nie mogąc oderwać wzroku od jaśniejących oczu Krzyśka i tej pewności, która się w nich kryła.
Pomógł mu ściągnąć koszulkę, a kiedy ten zabrał się za swoje spodnie, Filip wykorzystał ten moment, aby pozbyć się butów, zostając całkowicie nagim.
- Wyruchaj mnie, Krzych - sapnął, czując jak nogi mu drżą, kiedy szeptał tą prośbę do jego ucha. Zarzucił mu ręce na szyję, stykając tym samym torsami, w rozgorączkowaniu całując wargi Krzyśka.
Chłopak aż wciągnął głęboko powietrze, porażony tym, jak bardzo jest przez Filipa pożądany. Ścisnął go za tyłek, miętosząc mało delikatnie, samemu nie mogąc się już doczekać aż znajdzie się w nim. W życiu nie spodziewał się, że będzie robił coś takiego w domu u Kingi, i to jeszcze na jej urodzinach.
Pociągnął Filipa na podłogę, na szorstki chodniczek leżący przed regałem z pościelą i ręcznikami, cały wewnętrznie się już gotując. Z zadowoleniem zobaczył, jak Filip odwraca się tyłem do niego, jak wypina pośladki, wzdycha podniecony w swoje złożone ramiona, kiedy smarował go śliną, gorącymi palcami o stwardniałych opuszkach drażniąc delikatną skórę. Nie silił się bardzo z przygotowaniem go, nie chcąc już czekać na niego, niesamowicie zniecierpliwiony. Naparł mocno, ignorując syknięcie bólu, nie mogąc się już powstrzymać, by nie położyć się na jego plecach. Objął go w pasie jednym ramieniem, spajając się z nim mocno. Tarcie było oszałamiająco silne, otworzył usta, łapiąc powietrze, porażony spektrum przyjemności, jaka na niego spływała, kołysząc się z nim w chaotycznym, gorączkowym rytmie.
- O kurwa, kurwa - sapał Filip w swoje przedramiona, całkowicie oddając się temu co dawał mu przyjaciel, nie przejmując się bólem, który w tym wypadku dodawał wręcz pikanterii do stosunku. Ciężar na nim był wręcz rozkoszny. Zapach rozpalonego ciała i to jak Krzysiek na nim dominował, wręcz wyjęte z fantazji Filipa jakie snuł przed snem. Zacisnął zęby na skórze, pojękując w rytm pchnięć przyjaciela i falując ciałem pod nim, chcąc poczuć go jeszcze intensywniej.
Krzysiek aż zastękał z wysiłku, pchając go z całych sił, zupełnie się nie hamując, dążąc brutalnie do spełnienia. Nawet nie pomyślał, że może go boleć, że może nie być komfortowo, skupiony wyłącznie na własnej przyjemności.
- Spuszczę się w tobie - wysapał w jego plecy, czując jak wilgotnieje mu skóra na grzbiecie, jak czoło porywa się potem, drążąc go niesamowicie mocno, w tak naturalnej pozycji, dającej im idealne wręcz dopasowanie. Zacisnął ramię na jego klatce piersiowej, trzymając go blisko siebie, prawie boleśnie przyciskając do własnego torsu, nachylony nad nim nisko, wspierając się cały czas na drugim ramieniu, nie chcąc stracić równowagi, gdyby kolana nagle rozjechały się pod Filipem.
Chłopak pod nim cały drżał od zbliżającego się spełnienia, sięgając dłonią w stronę swojego penisa i zaczynając pospiesznie się masturbować w rytm pchnięć partnera. Napinał co chwilę mięśnie ud, posapując w szorstką powierzchnię chodniczka, który drapał go w miejscach gdzie stykał się z nim ciałem. Filip nie odpowiedział na słowa Krzyśka, mając nadzieję, że podrygiwania jego bioder stanowią wyraźną i konkretną odpowiedź.
Krzysiek podniósł się z niego, by móc złapać dłońmi za jego biodra, intensyfikując pchnięcia i niemal go na sobie nasadzając, za każdym razem nasuwając go na siebie, patrząc z zafascynowaniem jak pośladki Filipa obijają się o jego podbrzusze, jak chłopak szoruje ciałem po podłodze, przesuwany siłą pchnięć. Odchylił się trochę, by zobaczyć, jak wchodzi w przyjaciela, jak zwieracz rozciąga się na jego penisie, dyszał przez rozchylone wargi, słuchając pojękiwania Filipa jak zaczarowany, ze słodką bezmyślnością wymalowaną na twarzy, spocony, wstawiony i niemal spełniony. Żyły na dłoniach napuchły mu niemożliwie, błękitne na jasnej skórze. Przesunął pieszczotliwie rękoma po jego biodrach, by ponownie złapać je mocno, siłą mogącą narobić siniaków i pieprzyć go głęboko, prawie nie wysuwając się z niego.
Niewyraźne mamrotanie rozległo się ze strony Filipa, pomieszane z jękami, które chłopak wydobywał z siebie chaotycznie, pokrzykując przy mocniejszych pchnięciach. Zaciskał palce na swoim penisie, coraz szybciej przesuwając nimi po jego trzonie, nie mogąc się doczekać spełnienia, które w końcu nadeszło. Zadrżał, podkurczając palce nóg i rąk, kiedy orgazm silnie w uderzył w niego. Z wrażenia aż krzyknął, zamykając oczy i ściskając z wyczuciem penisa, wyciskając z siebie resztki spermy. Nogi mu się rozjechały ze zmęczenia, ale nie opadł na ziemie, czując nadal silny chwyt dłoni Krzyśka, który mu na to nie pozwolił.
Chłopak przycisnął go mocniej do siebie, wciskając palce w skórę jego bioder boleśnie, nie reagując od razu na zaskoczony jęk Filipa, dopiero po chwili rozluźniając chwyt, zbyt zajęty przeżywaną rozkoszą, by zwrócić na to uwagę. Filip rozpłaszczył się niemal na podłodze, nie mając już wyraźnie siły by dalej współpracować, cudem chyba tylko utrzymując pośladki wysoko w górze, jeszcze ładną chwilę nim Krzysiek doszedł i aż pojękując z wrażenia. Opadł na jego plecy, cały mokry i zdyszany, nie zamierzając jeszcze wyjmować penisa, czując rozkoszne pulsowanie jego wnętrza na sobie. Kiedy Filip rozłożył się płasko na ziemi, zaległ na nim, rozsuwając uda i obejmując go nimi, przyduszając swoim ciężarem. Potarł policzkiem o jego plecy, nie mając siły na większe czułości.
Chłopak pod nim przez chwilę nie ruszał się, zapewne tak jak on próbując złapać oddech i uspokoić walące serce. W końcu jednak otworzył oczy i uśmiechnął się do siebie, dopiero teraz zdając sobie sprawę jak odmienny był to seks, od tego co normalnie uprawiali. Podobało mu się, chociaż wolał, aby to nie kłótnia była tym powodem, który budzi w Krzyśku tak odmienną twarz.
Z ociągnięciem cofnął dłoń i pogłaskał nią ramię partnera, woląc inne, bardziej komfortowe miejsca do przytulania niż piwnica Kingi i szorstki chodniczek.
- Pójdziemy do ciebie? - szepnął, dopiero teraz ponownie rejestrując hałasy trwającej imprezy.
- Mmm... to niesamowite... - zaczął Krzysiek, nie kończąc jednak myśli, nadal uwalony na nim całym ciężarem ciała, jak gdyby nigdy nic, jakby nie zamierzał wcale się z niego ruszać, tkwiąc w nim ciągle i klejąc się spoconą skórą do jego pleców.
- Byłeś zajebisty - wymruczał Filip, próbując się przekręcić, tym samym dając mu znak, że ta pozycja zaczyna mu przeszkadzać.
- To niesamowite jakie z ciebie kochanie - zaśmiał się cicho, złażąc z niego mało zgrabnie, czując się bardzo, ale to bardzo nieświeżo. Całe szczęście w pralni była umywalka. Popatrzył na Filipa z szerokim uśmiechem, cały zadowolony z siebie, robiąc kilka kroków i dopadając do kranu. Umył się pobieżnie w chłodnej wodzie, przemył spoconą twarz, stojąc do niego tyłem, skupiony, jak zwykle w takich chwilach na sobie. - Mam ci jakoś pomóc? - spytał w końcu, wycierając się podebranym z półki ręcznikiem, zastanawiając się, czy nie powinien jakoś wspomóc go podczas mycia, mimo że nie miał pojęcia, co mógłby dla niego zrobić. Zaczął ubierać się niespiesznie. Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Możesz mi tyłek umyć - zaśmiał się cicho Filip, patrząc jakoś inaczej teraz na niego. Obraz niewinnego Krzyśka zniknął, a teraz stał przed nim zupełnie inny, pewny siebie, z błyskiem w oku chłopak. Może była to tylko chwila, może o poranku, kiedy alkohol uleci, powróci również dawny Krzysiek. Podszedł niezgrabnie do niego i ucałował go w jeszcze rozgrzane wargi, przesuwając dłonią po ramieniu. - Ależ jesteś kurewsko seksowny - szepnął, posyłając mu rozkochane spojrzenie, nadal zarumieniony na policzkach, z rozburzonymi włosami. Na piersi, obojczykach i wewnętrznych stronach przedramion miał wyraźne zaczerwienienia.
Minęło może z dwadzieścia minut, ślady ich gwałtownego godzenia się zostały zatarte, światło za nimi zgasło, wtopili się na powrót w imprezującą masę gości, Krzysiek wyżebrał od kogoś dwa papierosy i pociągnął Filipa za rękę w stronę okiennego parapetu, szerokiego, drewnianego i wyłożonego poduszkami, w którego chwilę wcześniej wstały jakieś nieznajome mu dziewczyny. Rozparł się na nim wygodnie, oparł plecami o ścianę przy szybie, ciągnąc Filipa między swoje uda, by ten mógł wesprzeć się o jego klatkę piersiową półleżąc. Odpalił papierosa, delektując się dymem w milczeniu. Było mu tak dobrze i błogo, nie chciało mu się nigdzie ruszać, dochodziła już czwarta, ludzie powoli pasowali, część rozchodziła się do domów, rozmowy zaczynały nabierać bardziej kameralnego charakteru i Krzysiek w ogóle nie przejmował się tym, że ktoś może zobaczyć, jak blisko są ze sobą. Podał papierosa Filipowi wprost do ust, z przyjemnością czując dotyk jego miękkich warg na swoich palcach. Za oknem prószył śnieg, podświetlony blaskiem latarni, nadając nocy magicznego charakteru. Zagapił się na niego, obejmując Filipa ramieniem przez pierś, nieco ospały już, zmęczony, uspokojony.
- Dobrze mi - mruknął cicho, nie ruszając się prawie w ogóle, nie licząc dłoni, która co rusz wędrowała od ust do ust, podając tlącego się papierosa.
- Mi też. - Filip przymknął powieki, gdzieś w głębi siebie sycąc się tą chwilą, bojąc się, że rozpłynie się ona jak dym papierosa, pozostawiając jedynie niewyraźną woń. Czy tak się jednak stanie, nie miał pojęcia i próbował w ogóle o tym nie myśleć, wtulając policzek w pierś Krzyśka, odurzony tym, czym karmił jego serce. Chciał trwać nieskończenie, w tym miejscu i o tej porze, wraz z Krzyśkiem.
- Chcesz się chwilę przespać? - spytał Krzysiek, dotykając go nienachalnie przez materiał bluzy. Sam czuł się już bardzo, bardzo zmęczony. - Kinga mówiła, że możemy zostać na noc i pomóc jej jutro sprzątać, jest materac wolny, hmm, jak chcesz?
- Jasne, chociaż nie wiem jak z tym sprzątaniem - zaśmiał się cicho Filip, przecierając klejące się powieki i w końcu odsuwając niechętnie od niego, chcąc znaleźć się już na materacu, wtulony w Krzyśka. Dawka emocji, którą mu sprawiono wymęczyła go zarówno psychicznie jak i fizycznie.
- Wyniesiemy za nią śmieci - odparł Krzysiek, uśmiechając się do niego odrobinę nieprzytomnie, marząc by mieć już swojego kociaka przy sobie, pod kocem, nieważne już gdzie, ważne, że blisko.