Spontaniczna decyzja 9
Dodane przez mordeczka dnia Wrze秐ia 28 2013 12:02:31


Weszli do mieszkania. Jessie od razu skierowa艂 si臋 do barku.
Po raz kolejny nie spodoba艂o si臋 to jego m臋偶owi. Niejednokrotnie by艂 艣wiadkiem takich rzeczy i wiedzia艂, co potem nast臋puje.
- Alkohol nie rozwi膮偶e problem贸w - zasugerowa艂 Colin.
- Przynajmniej je przy膰mi. A dzi艣 doszed艂 kolejny. Nie, dosz艂y dwa. W艂a艣ciciel Aniquy by艂 u nas. Bardzo mile sobie gaw臋dzi艂 z moim tatusiem. - Zdj膮艂 szklany korek z karafki i podni贸s艂 j膮. Nie zd膮偶y艂 sobie nala膰 trunku, gdy偶 silny u艣cisk na nadgarstku powstrzyma艂 go przed tym.
- Za du偶o pijesz. Od dw贸ch tygodni wci膮偶 widz臋 ci臋 z drinkiem.
- Powiedzia艂em, 偶e to daje mi cho膰 chwil臋 spokoju. Poza tym to, co dzieje si臋 wok贸艂 nie jest proste, a ja musz臋 to znosi膰 sam! - krzykn膮艂.
- Nie jeste艣 sam. Ja tu jestem. Siedz臋 w tym tak samo, jak ty - m贸wi艂 White powa偶nie. - I nie d藕wigaj ci臋偶aru, kt贸ry mo偶esz podzieli膰 na dw贸ch. Wiem, 偶e du偶o rzeczy zaczyna ci臋 przyt艂acza膰. W tym nasze ma艂偶e艅stwo. K艂amiemy naoko艂o i chocia偶 to jest teraz 艂atwe, co mi si臋 nie podoba, to ma na nas wp艂yw. - Wyj膮艂 mu z d艂oni karafk臋 i odstawi艂 na stolik. Przyci膮gn膮艂 go do siebie i mocno u艣cisn膮艂. Chcia艂 mu pokaza膰, 偶e jest z nim.
Jessie wtuli艂 si臋 w niego z g艂臋bokim westchnieniem oznaczaj膮cym ulg臋. Ci臋偶ar dzielony na dw贸ch? Mi艂a perspektywa.
- Mam dwadzie艣cia osiem lat i mo偶no艣膰 osiwienia przed trzydziestk膮. Babcia nie wiedzia艂a, co zrobi艂a. - Opar艂 czo艂o o rami臋 m臋偶a. Lubi艂 to, 偶e Colin by艂 od niego wy偶szy.
- Wiedzia艂a. Tylko tobie mog艂a ufa膰.
- Tak? To dlaczego nie zostawi艂a nawet malutkiego paragrafu w zwi膮zku, 偶e do czasu umocnienia ca艂ego testamentu bez mojej zgody nie wolno nic robi膰 z firm膮? Tak, jak zrobi艂a to z reszt膮 maj膮tku i domem?
- Moim zdaniem co艣 przegapi艂a.
- I to zawa偶y na utracie tego, co stworzy艂a. Aniquy nas kupi i to b臋dzie koniec Dreams. I nawet nasza gra nie b臋dzie mia艂a sensu.
- Ej. - Wsun膮艂 mu palec pod brod臋 i uni贸s艂 ku sobie twarz Jessiego. - Czarne scenariusze piszesz? Po choler臋 to robisz? Nie masz pewno艣ci do tego, po co by艂 ten facet. Um贸w si臋 z nim na spotkanie. Pogadaj. A teraz rozlu藕nij si臋. - Przesun膮艂 palcem po dolnej wardze. Lekko zahaczy艂 o ni膮.
- Znasz jaki艣 spos贸b na rozlu藕nienie?
- Wiele. Kilka takich, kt贸re odbior膮 ci zmys艂y. - Wpi艂 si臋 w jego mi臋kkie wargi. I pozwoli艂 sobie zasmakowa膰 tych ust. Wsysa艂 si臋 w niego jak pijawka i nie mia艂 zamiaru da膰 mu odetchn膮膰.

艁贸偶ko skrzypia艂o, kiedy dwa cia艂a porusza艂y si臋 w ekstazie. Oddechy i j臋ki odbija艂y si臋 od 艣cian, a zapach seksu rozni贸s艂 si臋 po sypialni. M臋偶czy藕ni zroszeni potem oddawali si臋 swemu instynktowi, wzajemnie doprowadzaj膮c si臋 do ob艂膮kania.
Colin, pokrywaj膮c ca艂e cia艂o kl臋cz膮cego do niego ty艂em kochanka, wbija艂 si臋 w niego ostro z pasj膮 i ogniem tak wielkim, 偶e m贸g艂by spali膰 ca艂e miasto. Ca艂owa艂 m臋偶a po karku i przygryza艂 sk贸r臋, pozostawiaj膮c 艣lady 艣wiadcz膮ce o ich uniesieniu.
Jessie odwr贸ci艂 g艂ow臋 po poca艂unek, kt贸ry trwa艂 jak jedno mrugni臋cie oka. Nie potrafi艂 skupi膰 si臋 na niczym innym ni偶 czystym odczuwaniu przyjemno艣ci. Tej, jak膮 dawa艂 mu penis partnera w nim. To by艂o lepsze ni偶 niejeden drink. M贸g艂 si臋 uzale偶ni膰 od tych pchni臋膰. A Colin dzi艣 przechodzi艂 samego siebie. Sprawi艂, 偶e sta艂 si臋 jednym, wielkim, rozdygotanym po偶膮daniem. Nie my艣la艂, tylko czu艂. Gor膮cy oddech parzy艂 mu sk贸r臋 na plecach. Obliza艂 si臋. To, co si臋 dzia艂o by艂o dobre. Cholernie dobre. Nigdy nikt mu tak nie dogodzi艂, jak jego m膮偶.
White niezno艣nie powoli poliza艂 go od szyi ku p艂atkowi ucha i zata艅czy艂 j臋zykiem na jego brzegu. M贸g艂by go ca艂owa膰 ju偶 zawsze. I by膰 w nim wiecznie. Podparty na jednej r臋ce, drug膮 z艂apa艂 Jessie'go za w艂osy i przyci膮gn膮艂 jego g艂ow臋 bardziej do siebie. W ten spos贸b m贸g艂 wbi膰 z臋by w jego szyj臋 i possa膰 intensywnie sk贸r臋. Nauczy艂 si臋, 偶e Carson lubi, jak si臋 go gryzie, podszczypuje, dra偶ni si臋 z nim.
Z臋by we wra偶liwym miejscu pos艂a艂y impuls wzd艂u偶 jego cia艂a do napi臋tych j膮der i ca艂ej d艂ugo艣ci przekrwionego cz艂onka. Nie musia艂 d艂ugo czeka膰 na orgazm. Bez jednego mu艣ni臋cia penis sam zacz膮艂 oddawa膰 bia艂膮 substancj臋 pchaj膮c膮 si臋 na wolno艣膰. Dochodz膮c, Jessie dygota艂 w owini臋tych teraz wok贸艂 jego pasa ramionach.
Teraz Colin ju偶 nie mia艂 lito艣ci dla niego. Szybkie ruchy bioder doprowadzi艂y go na szczyt i skoczy艂 tu偶 za kochankiem.
Opadli razem na po艣ciel, g艂o艣no dysz膮c.
- Ci臋偶ki jeste艣, ale lubi臋 to. Nie wychod藕 jeszcze ze mnie.
- Nie mam zamiaru. Le偶enie na tobie stanie si臋 moim hobby - wysapa艂 Colin.
- Faktycznie to przyjemny spos贸b na rozlu藕nienie. Trzeba to cz臋sto powtarza膰.
- A p贸藕niej nie b臋dziesz m贸g艂 siedzie膰. - White za艣mia艂 si臋.
- To przyjemne, kiedy siedzisz na nudnym zebraniu, a otworek pulsuje nocnym, a najlepiej porannym seksem. - Poczu艂, 偶e penis Colina sam si臋 z niego wysuwa, mi臋kn膮c zupe艂nie. - Co za strata - powiedzia艂 z dezaprobat膮.
- A偶 tak kochasz mego kutasa? - White odsun膮艂 si臋 na bok. Zacz膮艂 drapa膰 go po plecach. Polubi艂 sprawianie mu przyjemno艣ci. Nie tylko tej wy艂膮cznie seksualnej.
- Czcz臋 go. - U艣miechn膮艂 si臋. By艂 cudownie zm臋czony. Nadal si臋 nie rusza艂, tylko k膮tem oka zerkaj膮c na m臋偶a.
- To musisz sk艂ada膰 mu ofiary.
- Wystarczaj膮co sk艂ada艂em ofiar臋 z moich kolan.
- Przyssa艂e艣 si臋 do niego dzi艣 mocno i ba艂em si臋, 偶e wyci膮gniesz ze mnie m贸zg.
- Ty nie lepszy. Pomy艣le膰, 偶e chcieli艣my przez tyle miesi臋cy u偶ywa膰 tylko r臋ki. - Jessie przypomnia艂 sobie rozmow臋 sprzed miesi膮ca.
- Taa. - Colin po艂o偶y艂 si臋 na plecach.
- 艢pi膮cy?
- A co, masz ochot臋 na kolejn膮 rundk臋?
- Nie, ale nie mam ochoty spa膰. Id臋 pod prysznic. - Skrzywi艂 si臋 przy wstawaniu. - Naprawd臋 da艂e艣 mi w ko艣膰. - Postawi艂 stopy na dywanie. Wzi膮艂 z nocnej szafki okulary. - B臋dzie ci przeszkadza膰, jak przynios臋 tu ksi膮偶k臋 i poczytam?
- Nie. Sam lubi臋 czyta膰, a wol臋 spa膰 przy w艂膮czonym 艣wietle ni偶 偶eby艣 pi艂.
Carson obejrza艂 si臋 na m臋偶a.
- Martwisz si臋 o mnie - stwierdzi艂.
- 呕yj臋 z tob膮. Nie jeste艣 mi oboj臋tny.
To wyznanie zaskoczy艂o Jessie'go, lecz nie da艂 tego po sobie pozna膰. U艣miechn膮艂 si臋 i wsta艂. Nie k艂opocz膮c si臋 z ubieraniem, opu艣ci艂 pok贸j.
Colin zamkn膮艂 oczy. Pomimo wczesnej pory mia艂 ochot臋 spa膰. I bardzo stara艂 si臋 nie my艣le膰, czy ma jeszcze prac臋.

Jessie wr贸ci艂 do sypialni po kilkunastu minutach z ksi膮偶k膮 w r臋ku. Jego m膮偶 le偶a艂 pod przykryciem, wygl膮da艂, jakby ju偶 spa艂.
- 艢pisz?
- Zasypiam. - Otworzy艂 jedno oko. - Co b臋dziesz czyta艂?
Jessie uni贸s艂 ksi膮偶k臋.
- To, co lubi臋. CJ MacGregora i jego powie艣膰 „Strace艅cy”.
Po kr臋gos艂upie White'a przeszed艂 zimny dreszcz. Co b臋dzie, jak jego m膮偶 dowie si臋, 偶e to on jest tym autorem, tylko pisze pod pseudonimem? Powinien mu powiedzie膰. Prawda o Ianie go nie zabi艂a, a to b臋dzie 艂atwiejsze.
- S艂uchaj... - urwa艂.
- Hm? - Wsun膮艂 si臋 pod ko艂dr臋.
- ...Trzeba jutro zanie艣膰 po艣ciel do pralni. Zajm臋 si臋 tym.
- Ok. - Jessie otworzy艂 ksi膮偶k臋. Zna艂 j膮 na pami臋膰, ale fascynacja nie pozwoli艂a mu do powie艣ci nie wraca膰.
Tch贸rz z ciebie - strofowa艂 si臋 w my艣lach Colin. Dlaczego? Nie potrafi艂 odpowiedzie膰 sobie na to pytanie. Chcia艂 ju偶 nie wraca膰 do tego, co robi艂. Przesz艂o艣膰 zostawi艂 za sob膮. Po co zn贸w pakowa膰 si臋 w pisanie? Nie potrzebowa艂 tego. Nie chcia艂 tego robi膰 po 艣mierci Iana. Nie chce... Nie, po co si臋 oszukiwa艂? Teraz chcia艂 pisa膰, zaczyna艂o go to m臋czy膰, ale blokada nie pozwala艂a mu tego robi膰. Potrzebowa艂 impulsu i to silnego, 偶eby go obudzi艂. Ten jednak mia艂 go g艂臋boko gdzie艣.
Odwr贸ci艂 g艂ow臋 w stron臋 m臋偶a. Jessie wygl膮da艂, jakby przeni贸s艂 si臋 do tego 艣wiata. K膮ciki ust Colina wygi臋艂y si臋 w g贸r臋.
Pisa艂 t臋 ksi膮偶k臋 przez kilka miesi臋cy. Mia艂a ponad pi臋膰set stron i by艂a ostatni膮, jak膮 stworzy艂. Opowie艣膰 o m臋skiej mi艂o艣ci w trudnych czasach. Czasach, gdzie t臋piono takie uczucia, karano i zabijano. Jedyna powie艣膰, kt贸ra nie by艂a krymina艂em, cho膰 mia艂a takie w膮tki, ale skupi艂a si臋 wy艂膮cznie na uczuciach i walce o to, by by膰 razem.
- Mam nadziej臋, 偶e autor co艣 jeszcze napisze - wyszepta艂 Jessie.
To przypomnia艂o Colinowi, 偶e wielu czytelnik贸w na niego czeka. Na kolejn膮 ksi膮偶k臋. Nigdy nie po偶egna艂 si臋 z nimi. Nie powiedzia艂, 偶e to koniec. Czy to oznacza艂o, 偶e pod艣wiadomie mia艂 nadziej臋 na powr贸t? Nawet, jak s膮dzi艂, 偶e j膮 straci艂? To nie dawa艂o mu spa膰. Udawa艂, 偶e to robi, a w g艂owie kot艂owa艂o si臋 i zderza艂o ze sob膮 miliony r贸偶nych my艣li. Ma dwa wyj艣cia - zacznie pisa膰 lub przeka偶e czytelnikom, by ju偶 nie czekali. Ale jak zerka艂 na m臋偶a, kt贸ry jakby z zakochaniem czyta艂 kolejne stronice, jako艣 nie potrafi艂 po偶egna膰 si臋 z pisaniem. Jessie czeka艂 na kolejne teksty.
Gdy zegar wskazywa艂 drug膮 trzydzie艣ci, a m膮偶 ju偶 spa艂, White wsta艂 i zszed艂 do salonu. Po drodze z gabinetu zabra艂 kilka kartek i d艂ugopis. Usiad艂 przy stole i, trzymaj膮c przed sob膮 puste strony, napisa艂 jedno zwyk艂e imi臋: Aranel. Imi臋 z innego 艣wiata. I w g艂owie zobaczy艂 pi臋kne, zielone krainy jak z bajek. To b臋dzie co艣 innego, ale nikt nie m贸wi艂, 偶e b臋dzie si臋 trzyma艂 tylko realnego 艣wiata.

***


Zapach sma偶onego bekonu rozwiewa艂 si臋 po ca艂ej kuchni i wychodzi艂 poza ni膮. Smakowite 艣niadanie Jessie poczu艂, ledwie zeszed艂 na d贸艂. Nawet skwierczenie bekonu na patelni zwabi艂o go od razu do pomieszczenia, gdzie Colin przygotowywa艂 艣niadanie.
Carson rozejrza艂 si臋. Na stole czeka艂y ju偶 dwa zielono-niebieskie talerze i takie same kubki, w kt贸rych by艂a ju偶 nalana kawa. Obok w koszyczku by艂 te偶 pokrojany chleb.
- Hej, kotek. Mia艂em zamiar i艣膰 ci臋 budzi膰. - Colin powita艂 m臋偶a poca艂unkiem w policzek. Jako艣 ten gest przyj膮艂 si臋 u nich niespodziewane szybko, nawet, jak byli sami.
- Hejka. A ty co, po upojnej nocy dosta艂e艣 kopa? - W艂osy mu stercza艂y na wszystkie strony i wygl膮da艂, jakby jeszcze si臋 nie do ko艅ca obudzi艂.
- Mo偶na tak powiedzie膰. - Zdj膮艂 patelni臋 z ognia i od razu na艂o偶y艂 im na talerze mi臋sa. Mia艂 tyle energii w sobie, 偶e musia艂 j膮 jako艣 spo偶ytkowa膰. Spa艂 tylko godzin臋, ale warto by艂o po艣wi臋ci膰 czas czemu艣 innemu.
- I od kiedy umiesz gotowa膰?
- Akurat to umiem zrobi膰. Jeszcze tylko sadzone i jemy. Kupi艂em dzi艣 艣wie偶e jajka. - Colin wyj膮艂 z pojemnika cztery jajka. Umy艂 je i rozbi艂 na tej samej patelni, co sma偶y艂 bekon.
- Ty mi tu nie pokazuj, 偶e umiesz 艣niadania robi膰, bo b臋dziesz mi je teraz musia艂 codziennie podawa膰. - Wzi膮艂 z szafki cukier i os艂odzi艂 im obu kaw臋. Doskonale wiedzia艂, ile 艂y偶eczek daje Colin. M膮偶 rzadko pi艂 gorzk膮. Czasami a偶 go zadziwia艂o, jak szybko pozna艂 przyzwyczajenia partnera.
White poda艂 mu jeszcze 艂y偶eczki z szuflady. Doskonale si臋 uzupe艂niali, jakby czytali w my艣lach. Troch臋 to ich zdaniem by艂o dziwne, znali si臋 przecie偶 miesi膮c i tydzie艅, ale i urocze. O ile „urocze” mo偶e pasowa膰 do dw贸ch samc贸w. Andrea m贸wi艂a, 偶e zachowuj膮 si臋 tak, jakby w innym 偶yciu byli partnerami i teraz si臋 odnale藕li. Colin z trudem przyznawa艂, 偶e nawet z Ianem tak bardzo do siebie nie pasowali. Bola艂o go to.
- O kt贸rej ty wsta艂e艣, 偶e ju偶 zd膮偶y艂e艣 zrobi膰 zakupy? - zapyta艂 Jessie.
- Wcze艣nie. - Poda艂 r贸wnie偶 jajka i m贸g艂 przysi膮艣膰 do sto艂u.
- Wszystko pachnie smakowicie.
- To teraz pr贸buj, mo偶e si臋 nie otrujesz. - Colin poci膮gn膮艂 z kubka 艂yk czarnego napoju. Niebo w g臋bie, a偶 przymkn膮艂 oczy.
- Um贸wi臋 si臋 dzi艣 z w艂a艣cicielem Aniquy. Zobacz臋, co ma mi do powiedzenia. - Urwa艂 kawa艂ek chleba i wsun膮艂 go sobie do ust. Zaraz za nim miejsce znalaz艂o si臋 dla bekonu i jajka. - Mmnnn. Smaczne. - Popatrzy艂 roziskrzonym wzrokiem na m臋偶a. Lubi艂 dobre jedzenie, a to by艂o wy艣mienite.
- Dzi臋kuj臋. - Cieszy艂 si臋, 偶e sprawi艂 dla kub贸w smakowych Jessie'go uczt臋. Dopiero wtedy wzi膮艂 si臋 za jedzenie.
Rzadko mogli sp臋dza膰 poranki razem. Zazwyczaj Carson by艂 ju偶 w pracy, a on si臋 do swojej szykowa艂. Dzi艣, wida膰, Jessie'mu si臋 nie spieszy艂o, a on sam mia艂 na dziesi膮t膮.
- Pojutrze jest w firmie przyj臋cie - oznajmi艂 Carson. - Licz臋, 偶e b臋dziesz mi towarzyszy艂.
- Przyj臋cie?
- Tak, coroczna impreza charytatywna dla snob贸w. Najpierw musz膮 wyda膰 miliony, 偶eby zarobi膰 setki tysi臋cy dolar贸w dla biednych dzieci - powiedzia艂 to z gorycz膮 w g艂osie.
- Od razu mogliby wp艂aci膰 to, co wydadz膮 na przyj臋cie - stwierdzi艂 White.
- Dok艂adnie. Ale moja matula musi pokaza膰, jaka jest czu艂a na los potrzebuj膮cych. Wszystko si臋 zmieni, gdy zostan臋 prezesem. - Nie chcia艂 tego w tak m艂odym wieku, ale nie odda miejsca ojcu. - Sko艅cz臋 je艣膰 i si臋 zbieram.
- A ja dzi艣 zobacz臋, czy mam jeszcze robot臋 w stadninie.
- Czemu? - Zatrzyma艂 d艂o艅 z widelcem, zanim dotar艂 nim do ust.
- U艣miejesz si臋. - Colin opar艂 艂okcie na stole i zacz膮艂 opowiada膰, jak to c贸rka szefa chcia艂a go „nawr贸ci膰”.

***


Jessie, zbiegaj膮c po schodach, nadal si臋 艣mia艂. Zna艂 takie g艂upie kobiety. Jego niejedna chcia艂a naprostowa膰 na w艂a艣ciw膮 艣cie偶k臋. Min膮艂 „ulubion膮” s膮siadk臋 z nieod艂膮cznym pieskiem. Powiedzia艂 jej „dzie艅 dobry”, czego nigdy nie robi艂. Przebywanie z Colinem wprawi艂o go w doskona艂y nastr贸j i da艂o kopa na ca艂y dzie艅. 呕ycie z tym facetem zaczyna艂o mu si臋 podoba膰.
Zanim dotar艂 na parking, zatrzyma艂 si臋 i skrzywi艂. Jak mia艂 dotrze膰 do wydawnictwa? Przecie偶 jego samoch贸d zosta艂 przed pubem. Wyj膮艂 z marynarki telefon i mia艂 dzwoni膰 do m臋偶a, kiedy ten wyr贸s艂 przed nim jak spod ziemi. Pomacha艂 mu kluczykami przed nosem.
- Podwioz臋 ci臋 pod Crystal.
- Czytasz w moich my艣lach, Colinie.
- Zaczynam ci臋 poznawa膰. - Ruszy艂 przodem z zadowolon膮 min膮.

Pi臋tna艣cie minut p贸藕niej obu trafia艂 szlag. Stali w d艂ugim korku, kt贸ry nie mia艂 ko艅ca. Colin z nerw贸w b臋bni艂 palcami o kierownic臋, co za艣 doprowadza艂o jego kochanka do szewskiej pasji. Carson w艂膮czy艂by radio i zag艂uszy艂 ten jednostajny d藕wi臋k, ale musia艂o si臋 zepsu膰. Do tego s艂o艅ce zacz臋艂o przygrzewa膰, podnosz膮c temperatur臋 we wn臋trzu pojazdu.
- Czy my zawsze musimy trafia膰 na co艣 takiego? I mo偶esz przesta膰?!
- Co przesta膰? - Spojrza艂 na Jessie'go ponuro.
- Palce. Mam do艣膰 tego stukania. Teraz ca艂y dzie艅 b臋d臋 to s艂ysza艂.
- Sorry, nie robi臋 tego specjalnie. Odruch bezwarunkowy. - Zacisn膮艂 palce na kolanach. Musia艂 co艣 zrobi膰, inaczej sp贸藕ni si臋 do pracy. Westchn膮艂. Spojrza艂 przez wsteczne lusterko. - Bardzo ci zale偶y, 偶eby teraz mie膰 swoje auto?
- Nie. A co?
- Jako艣 wycofamy po chodniku i zawr贸cimy. Pojedziemy do stadniny. Stamt膮d we藕miesz m贸j samoch贸d i pojedziesz do wydawnictwa. P贸藕niej przyjedziesz po mnie lub wr贸c臋 autobusem. Pasuje? - Nie czekaj膮c na jego odpowied藕, zacz膮艂 si臋 rozgl膮da膰. Za nimi nie by艂o wiele aut. Mo偶e kto艣 ich przepu艣ci?
- Pasuje. - Podpar艂 g艂ow臋 na 艂okciu, kt贸ry opar艂 na drzwiach. Szyba by艂a odsuni臋ta ca艂kowicie. Cholera, fajny ranek i cudowny humor zepsu艂 mu ten pieprzony korek. Obserwowa艂, jak m膮偶 manewruje autem i niemal na chama wciska si臋 pomi臋dzy inne. Te musia艂y wycofa膰 lub same wjecha膰 na chodnik. Us艂ysza艂 kilka przekle艅stw. Ale zaraz ci, co najbardziej psioczyli sami zacz臋li si臋 pcha膰 do wyjazdu.
- Wjedziemy w boczn膮 uliczk臋 i zawr贸cimy przed jakim艣 blokiem - poinformowa艂 Colin, intensywnie manewruj膮c kierownic膮.
Jessie musia艂 przyzna膰, 偶e m膮偶 by艂 wy艣mienitym kierowc膮.
- Dobry kochanek, kierowca... Co jeszcze? - Carson uda艂 zamy艣lonego.
- Haha. Przyjaciel, wsp贸lnik, wsp贸艂lokator - wylicza艂 Colin.
- Ano tak. Jeste艣 w czym艣 nie tak dobry?
- W gotowaniu. - Wymin膮艂 wolno sun膮cy pojazd.
- Nie powiedzia艂bym. 艢niadanie by艂o boskie.
- Pochlebca. - Rzuci艂 mu roziskrzony wzrok, ale zaraz powr贸ci艂 do obserwowania drogi.
- Komplementy przede wszystkim. - Kocha艂 ten wzrok. Robi艂 si臋 twardy na sam膮 my艣l o nim.
Reszt臋 drogi przemilczeli. Ich my艣li kierowa艂y si臋 do siebie nawzajem. Obu 艂膮czy艂 wsp贸lny cel i najwspanialszy pod s艂o艅cem seks. Nie potrafili przyzna膰 przed sob膮, 偶e przywi膮zali si臋 do siebie.
Pogr膮偶ony w my艣lach Jessie obudzi艂 si臋 z nich, kiedy partner ju偶 zaparkowa艂 przed ogromnym, ogrodzonym placem. Na mosi臋偶nej bramie wisia艂a tablica informacyjna, a za ni膮 w oddali widoczny by艂 budynek stajni. Wsz臋dzie wok贸艂 by艂o zielono, a偶 sam mia艂 ochot臋 tu zosta膰.
Colin widzia艂 fascynacj臋 w oczach kochanka. Sam te偶 uleg艂 urokowi tego miejsca.
- Jak nadal tu pracuj臋, to mo偶e wybierzemy si臋 w przysz艂o艣ci na ma艂y wypad konno? - zaproponowa艂.
- Co? Aaa... - Jakby teraz oprzytomnia艂. - Tylko, 偶e nie umiem je藕dzi膰 konno - przyzna艂 si臋.
- S膮dzi艂em, 偶e tacy bogaci ludzie obowi膮zkowo ucz膮 si臋 tego sportu. Wiesz, wy艣cigi, polo i te rzeczy. - White zrobi艂 niezidentyfikowany ruch r臋k膮.
- „Te rzeczy” kojarz膮 mi si臋 z seksem. A seks z tob膮, wi臋c nie m贸w tak, bo reszt臋 dnia b臋d臋 twardy jak ska艂a. Przyjad臋 tu i ka偶臋 si臋 wypieprzy膰 nawet w toalecie.
Colin otworzy艂 usta i zamkn膮艂.
- Wygl膮dasz, jak ryba 艂api膮ca powietrze. - Carson po艂o偶y艂 sw贸j wskazuj膮cy palec na ustach m臋偶a.
Colin uca艂owa艂 palec oraz wysun膮艂 ko艅c贸wk臋 j臋zyka i poliza艂 go.
- Nie r贸b tak - wysycza艂 Jessie. Poprawi艂 si臋 na siedzeniu, aby nie czu膰 takiego dyskomfortu, jaki dawa艂 jego penis. - Lepiej ju偶 id藕.
- A co? Stan膮艂 ci? - Nie musia艂 pyta膰. Doskonale to widzia艂. Bezczelnie gapi艂 si臋 na jego krocze. - Nie wstyd藕 si臋, dzia艂amy na siebie.
- Nie wstydz臋, tylko si臋 spiesz臋. - Faceci mieli problem. Ich podniecenie by艂o widoczne na mil臋.
- Praca czeka, wiem. - Pochyli艂 si臋 bli偶ej niego i z艂apa艂 go za kark. - Gdyby nie to, wyssa艂bym ci臋 do ostatniej kropelki.
Oddech Carsona przyspieszy艂.
- Ale musisz zadowoli膰 si臋 tym. - Przyci膮gn膮艂 Jessie'go do siebie i poca艂owa艂. Od razu rozdzieli艂 wargi m臋偶a j臋zykiem i wsun膮艂 si臋 do 艣rodka.
Carson z ch臋ci膮 przyj膮艂 taki rodzaj penetracji jego ust. Oddawa艂 poca艂unek z najwi臋ksz膮 rozkosz膮. Wczepi艂 palce we w艂osy kochanka i zacisn膮艂 na nich d艂onie. Potrzebowa艂 go. Nie chcia艂, 偶eby sko艅czyli tylko na tym jednym ta艅cu dw贸ch organ贸w i warg. Chcia艂 wi臋cej. I z trudem musia艂 zrozumie膰, 偶e nic z tego w tym momencie nie b臋dzie. Zabije Colina za to, co mu zrobi艂. Przecie偶 wiedzia艂, 偶e jego podniecenie tak szybko nie opada i b臋dzie si臋 m臋czy艂.
- Zamorduj臋 ci臋 - wysapa艂, kiedy si臋 rozdzielili.
- Wiem. - Zliza艂 艂膮cz膮c膮 ich str贸偶k臋 艣liny.
- Dlaczego to zrobi艂e艣, Colinie? - Potar艂 nosem o jego nos. Przy艂o偶y艂 policzek do policzka. Zarost podrapa艂 go, a cia艂o przeszed艂 pr膮d.
- Powiedzia艂em ci „do widzenia” - droczy艂 si臋 z nim.
Jessie zawarcza艂. Z艂apa艂 jego r臋k臋 i przy艂o偶y艂 do swego krocza. Palce w jednej sekundzie zacisn臋艂y si臋 i potar艂y twardy cz艂onek. J臋kn膮艂.
- Czujesz? - zapyta艂 dr偶膮cym g艂osem m艂odszy m臋偶czyzna.
- Mhm.
- To twoja wina. Zr贸b co艣 z tym. - We wzroku Carsona by艂o wy艂膮cznie pragnienie i b艂aganie.
Jak m贸g艂by temu nie ulec? Tym iskrz膮cym oczom, biodrom Jessie'go poruszaj膮cym si臋 powoli, chc膮cym, by twardy penis si臋 ociera艂 o d艂o艅. Dygocz膮cemu cia艂u i ustom 艂api膮cym powietrze. Sam by艂 twardy jak ska艂a. Odsun膮艂 si臋, co spotka艂o si臋 z protestem.
- Spokojnie, kotku. - Zapali艂 silnik. Sp贸藕ni si臋, ale nie zostawi napalonego kochanka w potrzebie.
Odjecha艂 sprzed stadniny. Musia艂 znale藕膰 jakie艣 miejsce. Porozgl膮da艂 si臋 i odnalaz艂 k臋p臋 wysokich krzak贸w. Wjecha艂 w poln膮 drog臋 i zatrzyma艂 za zielon膮 g臋stwin膮. Zgasi艂 silnik.
- Na ty艂 - rozkaza艂.
Jessie'mu nie trzeba by艂o tego dwa razy powtarza膰. Przeni贸s艂 si臋 na tylne siedzenie. Colin do艂膮czy艂 do niego i ukl臋kn膮艂 pomi臋dzy nogami m臋偶a. Ty艂 jego samochodu mia艂 wi臋cej miejsca. Natychmiast si臋gn膮艂 do spodni m臋偶a i rozpi膮艂 je. Si臋gn膮艂 pod bielizn臋, wyj膮艂 purpurowy cz艂onek i przyssa艂 si臋 do niego. Bez 偶adnych zabaw, ca艂owania, lizania, nie by艂o na to czasu. Zwyczajnie wsun膮艂 go sobie g艂臋boko, a偶 do gard艂a.
- Och! - krzykn膮艂 Carson, czuj膮c to. By艂 w niebie. Niebie pal膮cej potrzeby. Rozkoszy tak wielkiej, 偶e zacz臋艂o mu si臋 kr臋ci膰 w g艂owie. - O, Colin! Ja zaraz... Nie wytrzymam. - Zacisn膮艂 palce na jego w艂osach. Ten m臋偶czyzna doprowadza艂 go do szale艅stwa ju偶 po raz kolejny. Zwariuje przy nim, ale b臋dzie wiedzia艂, 偶e by艂o warto.
Colin ssa艂 penisa m臋偶a z zapa艂em i wpraw膮, poruszaj膮c szybko g艂ow膮. Sam si臋gn膮艂 po swojego i zacz膮艂 sobie bezzw艂ocznie trzepa膰.
Widz膮c, co robi kochanek Jessie nie wytrzyma艂. Gor膮co ust, pracowity j臋zyk i widok Colina na kolanach doprowadzi艂 go do wybuchu fajerwerk贸w w g艂owie. Doszed艂 g艂臋boko w gardle swego m臋偶czyzny, daj膮c mu swe nasienie.
Po艂yka艂 ochoczo. Uwielbia艂 smak swego partnera. Kiedy spazmy, jakie prze偶ywa艂 m膮偶 usta艂y, wypu艣ci艂 go i wyliza艂 do czysta. Dopiero wtedy pozwoli艂 sobie na sw贸j orgazm. Nadszed艂 szybko po ostatnim ruchu r臋ki. Sperma trysn臋艂a bia艂膮 plam膮 na pod艂og臋 pomi臋dzy nogami Jessie'go. Przytuli艂 twarz do jego krocza i wdycha艂 zapach m臋偶czyzny, powoli dochodz膮c do siebie.
- Jeste艣my napaleni jak nastolatki - Jessie zdo艂a艂 jako艣 wydusi膰 z siebie te s艂owa. G艂os wci膮偶 mia艂 zachrypni臋ty.
- Podoba mi si臋 to.
- Mnie te偶. - Czu艂 si臋 bardzo zaspokojony.
- Trzeba b臋dzie posprz膮ta膰 pod艂og臋.
- Nie spieszy si臋. - Drapa艂 Colina po g艂owie z zamkni臋tymi oczami. Nagle zacz膮艂 dzwoni膰 jego telefon. Dobrze, 偶e prze艂o偶y艂 go do kieszeni spodni. Marynarka zosta艂a na przednim siedzeniu.
- Odbierz. - Colin podni贸s艂 si臋 i usiad艂 na pi臋tach. Zacz膮艂 doprowadza膰 si臋 do porz膮dku. Wyj膮艂 chusteczki z kieszeni. Zerka艂 od czasu do czasu na nadal rozche艂stanego m臋偶a i mi臋kkiego cz艂onka, kt贸ry le偶a艂 swobodnie na wolno艣ci.
- Halo - odezwa艂 si臋 Jessie, ale nie spuszcza艂 m臋偶a z oczu. - Tak, ojcze? … Nie. Jestem zaj臋ty. B臋d臋 p贸藕niej. … Co robi臋? - Colinowi nie spodoba艂a si臋 ta mina. - Jak chcesz wiedzie膰, to ci powiem. W艂a艣nie m贸j m膮偶 robi mi dobrze i nie mam czasu. - Odsun膮艂 od siebie kom贸rk臋. - Roz艂膮czy艂 si臋.
- Nie musia艂e艣 mu tego m贸wi膰. - Usiad艂 obok.
- Nie, ale mia艂em dobr膮 zabaw臋. - Carson schowa艂 cz艂onka i zapi膮艂 spodnie. Spojrza艂 na m臋偶a. - Teraz jestem na艂adowany na ca艂y dzie艅. Nawet 艣wiat mo偶e si臋 zawali膰. - Poca艂owa艂 go kr贸tko.
- Wracamy na parking stadniny. Ja wysiadam, a ty jedziesz.
- A nie poczeka膰 na ciebie? Wiesz, jakby艣 nie mia艂 tej pracy. - Opu艣ci艂 auto. Poprawi艂 jeszcze koszul臋.
- Poradz臋 sobie. A ty powiniene艣 zaj膮膰 si臋 swoim zaj臋ciem. Tw贸j ojciec nie dzwoni bez potrzeby do ciebie. Siadaj za kierownic膮.
- Pewnie zn贸w b臋dzie mnie namawia艂 na zawarcie niekorzystnych um贸w - powiedzia艂 beztrosko.
- Tylko nie pij.
Jessie przewr贸ci艂 oczami, ale powa偶ny wzrok m臋偶a sprawi艂, 偶e przytakn膮艂 i obieca艂 nie zapija膰 problem贸w alkoholem. Co najwy偶ej wstr臋tn膮 biurow膮 kaw膮.

Podjechali pod miejsce pracy Colina i po偶egnali si臋 cmokni臋ciem w usta. Ci膮gle nie dotar艂o do nich, 偶e bez 艣wiadk贸w zachowuj膮 si臋 jak zakochani.