Podryw na yorka
Dodane przez Aquarius dnia Sierpnia 24 2013 17:07:39


Od autora: Na napisanie tego tekstu namówiła mnie Coco, powiem szczerze - to najbardziej gejowski tekst, jaki napisałam. Darek, główny bohater, bije na głowę Patryka z "Pociągu do Krakowa" w swoim przegięciu. Ale wbrew pozorom pisało mi się całkiem ciekawie, w końcu temat, który znam bardzo dobrze, niemal w całości.


Dzień był wyjątkowo przyjemny, jak na tegoroczne upalne lato. Darek odetchnął ciężko, ściskając w dłoni uchwyt od małego różowego transportera dla psów. W drugiej ręce niósł dosyć pokaźną torbę z kosmetykami jego małej Perełki.
Tak, dziś był pewny, że wygrają. Aż odetchnął ciężej, wypinając pierś i krocząc dumnie po zielonej murawie stadionu, na którym organizowana była wystawa. Huki poszczekujących psów różnych ras, tych małych i tych dużych, wznosiły się w powietrze i mieszały z odgłosami ludzkich rozmów. Panował tu rumor i zamęt. Przechodził pomiędzy stoiskami, na których właściciele pielęgnowali swoje psy. To jakiś West miał pudrowaną sierść, byleby tylko był jak najbielszy, to jakiemuś Wodołazowi przecierano czarne futro, bo się biedak popluł i wyglądał jakby się w glutach wytaplał. A przecież muszą być piękne, bo zaraz wyjdą na ringi i zawalczą o pierwsze miejsca.
Perełko, dzisiaj ukończysz Championa Polski, pomyślał Darek i obejrzał się za siebie. Spojrzał na chuderlawą dziewczynę o słodkiej, delikatnej twarzy, po której stróżkami spływał pot. Kobieta taszczyła metalowy stół pod pachą, w jednej ręce trzymała parasol, a drugiej dwie ogromne torby. Przypominała obładowanego wielbłąda, ale Darek nie bardzo się nią przejął.
- Agatko, pospiesz się! Perełka już nie może się doczekać! - pospieszył ją. - Dzisiaj ring trzynasty. Czuję, że to nie będzie pechowa trzynastka, a szczęśliwa! - mówił, poruszając biodrami na boki, gdy szedł przed siebie. - Ach mówię ci, wygrana wisi w powietrzu, kochaniutka! Czuję ją. A ty, Perełcia? - Nachylił się do transportera i spojrzał w ciemne ślepia zmęczonego pieska. York miał długie złote wąsy wyprostowane prostownicą. Były też przewiązane papierem, aby nie pobrudziły się ropą z oczu podczas oczekiwania na wielkie wyjście na wybieg. W końcu musiała być najpiękniejsza. Była najpiękniejsza! Och, co do tego to Darek nie miał wątpliwości. W końcu nie dość, że pochodziła z bardzo dobrej hodowli, to jeszcze kosztowała go, suka mała, pięć tysięcy!
- Darek, zwolnij, nie dam rady! - zajęczała za nim Agata, plącząc się o własne nogi. Ledwo co niosła te torby, ten stół, ten parasol. Ale wszystko, absolutnie wszystko, było potrzebne! Stół, bo przecież na czymś musi postawić swoją Yorkshire Terrierkę, parasol, bo - och Boże! - słońce świeci, co jeżeli przez nie Perełka straci piękny, ciemny kolor szaty i zrobi się szarobura, nijaka, jak te Yorki, co to z nimi babcie spod bloku wychodzą? A Perełka przecież nie była nijaka! To pięć tysięcy, za które ją kupił, mówiło, cholera jasna, samo za siebie!
- Dalej, dalej! Już widzę ring! Szybciej, bo przed nami tylko Westy są i już Yorki wychodzą! - poganiał, niemal mknąc przed siebie.
Ring był wydzielony kawałkiem czerwonej taśmy, na której widniało żółte logo karmy dla psów Husse. Wybieg nie był wielkich rozmiarów, od razu było wiadome, że wystąpią na nim psy małych ras. W rogu wyznaczonego kwadratu stał parasol, a pod nim znajdował się ogrodowy stół i trzy krzesła. Jakaś dziewczyna wykładała na niego z niebieskiego kosza papiery i przygotowywała ring do konkurencji międzypsiowych.
- Tu Agatko, tu! - zawołał Darek, stając przy taśmie wydzielającej ring. - Tu mamy idealny widok na scenę! - powiedział i postawił transporter z Perełką na zieloną trawę. Rozejrzał się dookoła i spojrzał po namiotach, w których hodowcy pielęgnowali swoje pociechy (albo też maszynki do zarabiania pieniędzy, jak zwał, tak zwał). Uśmiechnął się szeroko i wyciągnął rękę do góry, machając nią, gdy w jednym z namiotów zobaczył znajomą twarz hodowczyni Perełki. Kobieta, która na oko mogła mieć czterdzieści lat, uśmiechnęła się wymuszenie, po czym zostawiła Yorka na stole trymerskim, powiedziała coś jeszcze do swojego męża, a następnie wyszła i podeszła do Darka.
- No hej, Dareczku - powiedziała. Zawsze nazywała Darka „Dareczkiem”, zupełnie, jakby mówiła do swojego syna. Ale może i tak go właśnie traktowała, nie miała w końcu swoich dzieci. Nawet do psów mówiła „synusie” i „córeczki”, a później tak po prostu, bo zwierzak się zestarzał albo nie osiągał dobrych wyników na ringu, tych „synusi” i „córeczki” sprzedawała. I nagle przestawały być jej ukochanymi dziećmi, bo przestały przynosić pieniądze. Takie życie biednego hodowlanego yorka. Albo zabijasz pięknym lekkim psim chodem, długim, cudownym w dotyku włosem i uroczym spojrzeniem, albo game over.
- Czesć, Mariolcia, cześć - przywitał się z nią.
Cmok, cmok. W policzek. A następnie przytulenie, bo przecież tak dawno się nie widzieli. Ile to już? Kiedy była ostatnia wystawa w Sopocie? W sierpniu, tak? Och, tak, tak. Co z tego, że co wieczór plotkowali razem, obmawiali swoje koleżanki po fachu, opowiadali najnowsze ploteczki ze świata yorkowego różu i wybiegów. Dyskutowali na temat nowych kosmetyków. Słyszałaś, kochaniutka, o tym, co nakłada Stajniakowa przed zawinięciem włosów w papiloty? Tak, tak, oliwka, ale to jakaś z Ameryki ściągnięta! Ponoć lepsza, niż ta, co mamy. Szybciej włos rośnie. Nabłyszcza. Tak, tak. Trzeba zamówić na Ebayu.
- I jak tam? Wykąpałeś ją tak, jak ci mówiłam? - zapytała Mariola, nie zwracając uwagi na zmachaną Agatę, przyjaciółkę Darka - no bo przecież nie dziewczynę! Darek był chyba największą ciotą, jaką Marioli przyszło na oczy widzieć. Od razu, gdy tylko po raz pierwszy usłyszała jego głos przez telefon, gdy dowiadywał się o szczeniakach i gdy jeszcze był laikiem yorkshire terierowego szaleństwa, od razu wiedziała, że pedał jak nic! Tak zaciągał słowa! Tak delikatnie mówił! I jeszcze ten śmiech. Pizduś-glancuś, pomyślała wtedy. I myślała tak do dzisiaj, ale Darek robił jej reklamę. Wystawiał psa z jej hodowli, wygrywał, plus (pomimo tej całej swojej pedalskiej otoczki), był całkiem miłym chłopakiem. Uczciwym, pracowitym i z poczuciem humoru.
- Tak, tak, Mariolcia! - powiedział i aż się wyprostował, pawie jej salutując. Traktował ją jak guru. Co Mariolcia powiedziała to rzecz święta. W końcu jeżeli chodzi o hodowlę yorków, była w tym starym wyżeraczem. Wiedziała co w trawie piszczy.
- Dobra, dawaj, zrobię jej bombkę. - „Bombką” nazywano specjalne uczesanie yorka. Z boku wyglądało to nic innego jak kitka i kokardka, jednak na zrobienie bombki składał się cały proces żmudnych czynności. Tapirowanie włosów na czubku głowy, układanie ich w taki sposób, aby tworzyły właśnie ową „bombkę” i skróciły trochę kufę zwierzęcia, bo im krótsza, tym pies miał ładniejszy wyraz pyszczka. Wbrew pozorom to całkiem ciężka fryzura do wykonania, trzeba było idealnie dopasować rozmiar „bombki”, aby pysk psa nie zniknął we włosach, lub wręcz przeciwnie - aby nie wyglądał jak nos Pinokia lub, jak to czasem Mariola mawiała, jak autostrada do piekła.
Darek jeszcze nie radził sobie z tym uczesaniem, podpatrywał więc Mariolę i starał się wszystko dobrze zapamiętać. Jak wróci do domu to poćwiczy to na Perełci, teraz, przed wystawą, wolał zostawić to doświadczonej hodowczyni.
- Ten Łochowski, sędzia - powiedziała Mariola, kończąc „bombkę” i wieńcząc ją piękną czerwono-złotą kokardką, która tylko dodawała Perełce uroku. - Mówię ci Dareczku, on mi to na geja wygląda - dodała i spojrzała na niego uważnie. Darek nigdy nie przyznał jej się do bycia gejem, takie sprawy zostawiał dla siebie. Uparcie wmawiał wszystkim, że jest razem z Agatą, siedzącą teraz pod stołem, na którym przygotowywali Perełcię do wielkiego wyjścia i oszołomienia wszystkich obserwatorów wystawy.
Uśmiechnął się więc do Marioli w odpowiedzi i milczał jak zaklęty. Nie dodał, że także sprawdzał jak sędzia Łochowski wyglądał i że bardzo mu się ten wygląd spodobał. Na zdjęciach prezentował się jako wysoki, opalony blondyn z czarującym uśmiechem i pieprzykiem pod prawym okiem. Sprawa miała się tylko tak, że Daruś (nawet jeżeli jego gej-radar działał ostatnio bardzo mało sprawnie) wcale nie widział w nim geja.
- Okej, ślicznie - powiedziała w końcu Mariola, patrząc na Perłkę i klepiąc ją po chudym grzbiecie.
Perełka była bardzo drobnym psem. Dla jednych sędziów to atut, a dla drugich nieprawidłowość. Wszystko zależało od gustu oceniającego, jak już Darek zdążył się przekonać. Jedni lubili yorki w typie „końskim”, duże, na długich łapach, z długą szyją, a inni drobne, takie, co to je tylko do torebusi można by schować. Perełcia należała do drugiej grupy.
Były też yorki jasne i ciemne. Jasne miały mniej wyznawców, niż te ciemne, jak zauważył Darek, jednak i zdarzali się tacy, którzy te jasne lubili. Perełka miała wypośrodkowany rodzaj szaty. Złoty pyszczek i grafitowy grzbiet, poprzetykany gdzieniegdzie platynowymi pasemkami.
- Okej Dareczku, ja spadam do mojej Sissi, muszę ją jeszcze uczesać. Powodzenia. Cmok, cmok. Trzymam kciuki.
Darek opadł na krzesło i wpatrzył się w ring.
- O rany, jakie ciacho - powiedziała Agata, gdy na wybiegu pojawił się wysoki mężczyzna witający się z szerokim uśmiechem ze swoimi sekretarzami, którzy mieli zapisywać na kartach ocen jego opinię dotyczącą wyglądu psów.
Darek aż zapatrzył się na sędziego ubranego w świetnie skrojony, granatowy garnitur. Rozmawiał z młodą dziewczyną, która na oko mogła mieć z osiemnaście lat. Uśmiechał się przy tym tak cudownie, że jemu aż kolana miękły.
- Jak myślisz… - Nachylił się pod stół do Agaty. - Jest gejem, czy nie? - zapytał i spojrzał na nią. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem, a następnie przeniosła spojrzenie na sędziego.
- Obrączki na ręce nie widzę - powiedziała i mrugnęła do swojego przyjaciela.
Bóg tylko jeden wiedział, po jakie licho ona jeszcze z nim na te wystawy jeździła. Nawet za psami nie przepadała, o tych małych szczurach, które miały więcej kosmetyków na wystawie niż ona w domu, nie wspominając. Ale z drugiej strony cieszyła się, że Darek miał jakąś tam swoją pasję. Dziwną bo dziwną i cholernie gejowską, ale zawsze jakąś. Miała tylko nadzieję, że nie zacznie tego traktować tak, jak inni co niektórzy hodowcy. Na razie miał pod dachem tylko tę jedną, mimo wszystko zadowoloną ze swojego psiego, wystawowego życia, Perełkę. Nie wspominał jeszcze nic, że chciałby się otoczyć dziesięcioma takimi psami, bo jak słyszała z opowieści Darka, niektóre hodowczynie miały ich tyle pod dachem! A czasem to nawet i więcej ich było!
Darek siedział i zagapiał się, jak jego sędzia (w myślach już nazywał go „swoim”) ocenia Westy. Bardzo zgrabnie poruszał się na ringu, pomiędzy psami. Oglądał zwierzęta dokładnie, kazał im i ich właścicielom zrobić kilka rundek, aby przypadkiem nie wystawić błędnej opinii. Darek czuł, że powoli zaczyna zakochiwać się w tym mężczyźnie. No, może w jego wyglądzie, bo przypominał mokry sen każdego geja. I kobiet od biedy też.
Kiedy jednak zaczęły się yorki, serce Darka zabiło szybciej z nerwów. Boże, Maryjo i Wszyscy Święci! On tam nie wejdzie! Za nic nie wejdzie!
Wyjście na ring zawsze wiązało się ze stresem. Traktował to jak egzamin, ale teraz denerwował się jeszcze bardziej. Aż mu zaczęły się pocić ręce.
- Agatko, kochanie, weź ty wystaw Perełkę! - poprosił, patrząc na dziewczynę niemal błagalnie. Był nawet gotów paść przed nią na kolana, byleby tylko tam nie wchodzić.
- Nie ma mowy! - kategorycznie odmówiła, aż unosząc dłonie i kręcąc głową. Za nic nie weźmie tego szczura na smycz (tak zwaną „ringówkę”) i nie będzie paradować po wybiegu jak idiotka.
Darek nie miał więc wyboru. Gdy zbliżała się klasa pośrednia suk, czyli ta, w której występowała Perełka, wstał ze swojego krzesła, podniósł zmęczonego psiaka i jeszcze przeczesał jej długie włosy na grzbiecie. Uśmiechnął się do zwierzęcia, które odwzajemniło to szybkimi ruchami ogona. Pocałował ją jeszcze w nos, złapał tak, aby nie pognieść jej pięknej szaty, a następnie ustawił się do wejścia. I wtedy obiekt westchnień każdego geja na niego spojrzał. Patrzeli na siebie przez chwilę, może dwie, aż w końcu Łochowski odwrócił się do dziewczyny siedzącej przy stole i zapisującej jego oceny na kartach, które później dawali wystawcom. Powiedział coś do niej, a sekretarz ringu, wysoka, ale cholernie gruba kobieta z pofarbowanymi na blond włosami i dziesięciocentymetrowym, ciemnym odrostem, zaryczała: „Yorkshire terier, suki, klasa pośrednia. Od numeru trzysta czterdzieści pięć, do trzysta pięćdziesiąt dwa!”
Darek przypiął sobie naklejkę z numerem trzysta czterdzieści siedem, zacmokał na perełkę i ruszył za dwoma innymi kobietami z brzydkimi, niepielęgnowanymi yorkami. Jego psina od razu podniosła ogon i głowę, nastawiła uszu i poszła u jego nogi niczym strzała. Prezentowała się jak milion dolarów, co najmniej.
Zatrzymali się w rządku. Każdy hodowca ustawił swojego pupila w pozycji wystawowej, czyli z głową uniesioną wysoko, prostym grzbietem, łapkami ustawionymi w równej linii i prostym ogonkiem.
Sędzia przeszedł, przyjrzał się każdemu z psów, ale czy tylko Darkowi się wydawało, czy jego Perełce (albo może jemu samemu?!) poświęcił trochę więcej czasu? Mężczyzna naznaczył w powietrzu palcem wskazującym okrąg, znak, że psy mają zrobić kółko dookoła wyznaczonego ringu. Wystawcy podnieśli się i ruszyli szybkim krokiem, czyli najlepsze tempo, aby pokazać walory swojego truchtającego przy nodze psa.
Znowu się zatrzymali. Do stolika przy stanowisku sekretarzy podszedł pierwszy wystawca. Minęło kilka minut, Łochowski podziękował kobiecie, oddał jej ocenę, zeszła z ringu. Znak, że nie poszło jej za dobrze, suka nie zajęła żadnego miejsca.
Następna osoba podeszła do stolika. Za chwilę Darek. Teraz to on się naprawdę denerwował. Spojrzał na swoją Perękę, wyglądającą w tamtym momencie jak dama. Miał nadzieję, że ta mała sucz niczego nie odwali. Pokaże ładnie zęby i będzie grzecznie stała, podczas gdy sędzia będzie ją opisywać. Chyba by się ze wstydu spalił, gdyby jego dziewczynka coś tam odwaliła. Albo ugryzła! Och, Boże! Zabiłby sukę! Zabił!
No, może nie zabił. Kochał ją jak nic innego na świecie. W końcu kosztowała to cholerne pięć tysięcy! Innego wyjścia, niż kochać, nie miał.
Teraz jego kolej. Przełknął zgęstniałą ślinę, jaka zaległa mu w gardle, wsunął dłoń na klatkę piersiową perełki i ustawił ją na małym stoliku trymerskim. Spojrzał na sędziego, który uśmiechnął się do niego, pokazując swoje równe, białe zęby. Nogi się pod Darkiem ugięły, ale ustawił Perełeczkę.
- Dzień dobry - przywitał się z Łochowskim i odpowiedział na uśmiech.
- Dzień dobry - odparł mężczyzna i kiwnął głową. Miał niski, przyjemny ton głosu. - W jakim wieku? - zapytał i wskazał na psa.
- Dziewiętnaście miesięcy - powiedział i nadciągnął ringówkę, ustawiając odpowiednio szyję. Poprawił jej jeszcze łapki i spojrzał na Łochowskiego, który kiwnął głową i podszedł do stołu. Wyciągnął dłoń, przejechał po prostym grzbiecie Perełki, zsunął rękę na łapki, badając kątowanie kończyn. Następnie zajrzał też w zęby i przeliczył je.
Był bardzo dokładny, pomyślał Darek z uznaniem, obserwując jego poczynania. Kiedy mężczyzna skończył, spojrzał jeszcze na niego, trochę dłużej niż powinien, jak mu się wydawało, i odszedł do swojego sekretarza, mrucząc coś dziewczynie i kiwając głową.
- A teraz proszę przejść się z suczką do linii i z powrotem - powiedział. Darek kiwnął szybko, może nieco zbyt nerwowo, głową. Zestawił Perełkę ze stołu i wykonał polecenie. - Dziękuję, następny.
To, że sędzia nie oddał mu karty ocen, zrodziło w Darku nadzieję. Może wygra? Może się uda?
Ustawił się na końcu kolejki, jaką tworzyli wystawcy wraz ze swoimi psami. Co chwilę któryś z psów schodził z ringu, a gdy zostało na nim już tylko czterech konkurujących, w tym Darek, pomyślał, że może jednak ma szanse? Tak, dzisiaj był ten dzień! Dzisiaj Perełeczka zakończy Championat.
Łochowski trzymał ich na ringu długo, najwidoczniej nie mógł się zdecydować. Kazał robić to jedno okrążenie, to drugie. To brał dwa psy, kazał im iść przy sobie. Ale w końcu zdecydował.
Kobiecie, sąsiadce Darka, pokazał na palcach dwa. Grubemu, spoconemu mężczyźnie z psem wielkości chomika, pokazał cztery. Chudej, zaledwie piętnastoletniej dziewczynce z bardzo zadbaną suczką, wskazał trzy. I wtedy Darek pomyślał że śni. Wygrał. O cholera jasna, w mordę jeża, wygrał! Naprawdę!
Obejrzał się za ring, na Agatę, dziewczyna pokazała mu kciuk do góry, następnie spojrzał na Mariolę, która zapewne uważnie obserwowała konkurencję. Uniosła ręce w geście zwycięstwa i pokiwała szybko, z uznaniem, głową.
Podszedł do stolika ostatni. Łochowski podał mu teczkę, w której była schowana karta ocen psa i wręczył mu jeszcze złoty medal.
- Piękna suczka - powiedział i znowu zatrzymał wzrok na Darku nieco dłużej. - Doskonale przygotowana i prezentowana. - Uśmiech Łochowskiego był jak marzenie. Darek zaczął się denerwować.
- Dziękuję. - Pokiwał głową.
- Ma idealny włos - kadził dalej. Czy Darkowi się wydawało, czy właśnie był podrywany na yorka?
- Spędzam dużo czasu pielęgnując go - odparł, już pewniej odpowiadając na jego spojrzenie. Ten Łochowski to był gej, z pewnością! - stwierdził.
- Widać, że jest papilotowany. - Mężczyzna wyciągnął dłoń i złapał w palce kosmyk jedwabnych włosów psa. Perełka stuliła uszy i zamachała radośnie ogonem, wyginając łepek i liżąc go po dłoni.
Darek kiwnął głową. Codziennie ją przepapilotowywał. Może pies wyglądał nieco dziwnie, w wałkach na całym ciele i w kubraczku, trochę jak taka choinka w Boże Narodzenie, ale dzięki temu miała śliczny włos.
- To może mi pokażesz, w jaki sposób papilotujesz? - zapytał. - Jestem Robert. - Wyciągnął dłoń, którą Darek uścisnął. Chyba właśnie umówił się na randkę z najprzystojniejszym sędzią yorków jakiego widział.
- Tak, zapapilotujemy ją razem.