Bliskość poza planem 32
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 15 2013 12:15:50


Rozdział 32 – Zemsta


- Przyniosłem trochę żarcia na kolację - powiedział Piotr, stawiając paczkę z dwoma styropianowymi opakowaniami jedzenia na stole w kuchni Artura. Zawartość była jeszcze ciepła. - Zawsze gotujesz czy coś, to pomyślałem, że tak będzie wygodniej - dodał, zerkając na jego jasne włosy, na piegi pokrywające gęsto klatkę piersiową i plecy, kiedy mężczyzna otworzył mu drzwi w samych spodniach, biorąc jeszcze pięć minut wcześniej odświeżający prysznic. Jak można być tak cholernie przystojnym, pomyślał, przesuwając wzrokiem po linii bladego karku, mocnej szczęce, zarośniętej jednodniowym, rdzawym zarostem, napotykając w końcu spojrzenie ciemnoniebieskich oczu, nie mogąc uwolnić się od chęci pocałowania go, dotknięcia. Pochylił się nad jego karkiem, zasysając wargami skórę tuż poniżej linii włosów. Gdyby Artur był dziewczyną, nie wahałby się, by przedstawić go swojej matce. Cholernie mu się podobał, a seks między nimi nie tracił na uroku świeżości, co było wręcz niesamowite, jakby za każdym razem pieprzył go po raz pierwszy. Objął go ramionami, tuląc do siebie.
Spaghetti odgrzało się w oka mgnieniu, pozwalając mężczyznom równie szybko zasiąść przez telewizorem z parującymi talerzami może nie wykwintnego, ale bardzo pożywnego dania. Piotr pałaszował ekspresowo, zerkając co rusz to na ekran, to na siedzącego na fotelu Artura, również męczącego swoją porcję. W telewizji leciał akurat po raz setny chyba Hannibal, z Anthonym Hopkinsem i Julianne Moore. Mimo że widział ten film kilka razy, nadal dobrze mu się go oglądało.
- Mateusz za każdym razem liczy, że jednak będą się pieprzyć - rzucił, odnosząc się do filmowego, potencjalnego romansu bohaterów.
- Mateusz? - Artur spojrzał na niego, jakoś nie mogąc przypomnieć sobie o kim mówi. Cieszył się, że Piotr przyszedł nie zrażony wczorajszą wpadką z jego matką.
- No mój kumpel, poznałeś go po koncercie, złote dziecko połączone z samobieżnym jebadełkiem - parsknął śmiechem, nie będąc pewnym, czy Arturowi to cokolwiek rozjaśni w głowie. Spojrzał jeszcze raz na jego włosy. Niesamowicie mu się podobały, takie jasne. - Ja tam zawsze liczę, że zakończy się jak w książce, zostaną razem, mimo że początkowo będzie ją szprycował dragami ostro. W książce został jej seksualnym nauczycielem - dodał, przypominając sobie, jak bardzo się zbulwersował po przeczytaniu powieści. Nie mógł uwierzyć, że film kończy się tak diametralnie różnie.
- Lubisz go? - spytał Artur, zwracając wzrok na jedzenie i zaczynając grzebać bezmyślnie w talerzu. W sumie nie wiedział po co o to pyta, naszło go nagle, więc cofnąć już nie mógł wypowiedzianych słów.
- No jasne, że lubię, przecież to Mati. - Piotr zaśmiał się serdecznie, pakując do ust widelec owinięty wielkim kłębkiem makaronu. - Trzeba być chyba upośledzonym, żeby nie lubić takich osobowości, i nie chodzi mi tu wcale o wygląd, tylko jaki po prostu jest, wieczne dziecko.
- To czemu nie jesteście razem?
- A ty randkujesz z każdym, kogo lubisz? Rany, Artur, głupie pytanie, samobieżne jebadełko staje na twojej drodze, jest ładne, inteligentne i ogólnie fajne, można się zakochać, ale na pewno trzeba przeruchać, jedno nie musi się wiązać z drugim.
Artur wzruszył ramionami, oblizując wargi z sosu.
- Nie wiem, po prostu tak o nim mówisz, jakby ci się nie tylko podobał – odparł, unosząc wymownie brwi, w głębi jakoś dziwnie się czując z tą wiedzą, że Piotrowi ktoś tak się podoba. Oczywiście szybko przypomniał sobie rzeczonego Mateusza oraz to, jak wyglądał. Jak nic każdy dałby mu dziesięć na dziesięć, a nawet punkt więcej.
- Nie wierzę, że pytasz o takie rzeczy. - Mężczyzna parsknął śmiechem, czyszcząc talerz widelcem. Na ekranie Clarice Starling właśnie ratowała swojego seryjnego mordercę z rąk zboczeńca. Urocze. - Nic nigdy nie było między mną a nim. Mówię, Mateusz to wieczne dziecko, jest za smarkaty dla mnie. W ogóle... rany nigdy z nikim nie byłem, nie ma o czym opowiadać.
Artur odstawił swój talerz, nie do końca opróżniony i sięgnął po butelkę z piwem, która stała na stole tuż przy drugiej, dla gościa.
- Nigdy się nie zakochałeś? - Artur podniósł się i zmienił miejsce siadając przy mężczyźnie, lubił czuć jego zapach i ciepło. Oparł głowę bokiem o kanapę, całym ciałem ustawiając się do niego, nogi podsuwając, zgięte w kolanach pod pośladki.
- Może coś tam było – powiedział Piotr, starając się ukryć własne speszenie. Odstawił pusty talerz na stolik, wyciągając rękę i obejmując młodszego mężczyznę w ramionach. - Zawsze bez wzajemności. Nigdy nie byłem w związku. I tak dzieci by z tego nie było, szklanki wody nikt na starość nie poda jak to się mówi, więc w sumie nie wiem, czy cokolwiek straciłem, może wcale nie.
- Gadasz tak jakbyś już stracił szansę na bycie z kimś, a nie przeżyłeś nawet połowy swojego życia. - Artur wsunął wolną rękę pod jego pachę również go obejmując. Było mu tak przyjemnie leniwie z mężczyzną, tak inaczej niż przez ostatni tydzień, ciągle znerwicowany rozmową z matką, to znowu sytuacją z Krzyśkiem.
- Nikt nie robi się coraz młodszy, to chyba jasne że mam mniejsze szanse niż kilka lat temu. Zresztą, kandydatów do mojej ręki brak, no chyba że ty się zlitujesz i przygarniesz starego kundla - śmiech Piotra zadudnił w pokoju, kiedy mężczyzna pochylił się nad Arturem i pacnął go dłonią w nos, by po chwili polizać różową, piegowatą skórę. Usta Artura były ciemnoczerwone od zjedzonego, pomidorowego sosu i skutecznie skupiały na sobie uwagę.
- Ale ja już mam psa, musisz zaprezentować się z innej strony – prychnął drugi mężczyzna, wyciągając dłoń do jego twarzy, butelkę z piwem opierając o kanapę. - A to muszę prosić cię o rękę, abyś mnie polubił? - zapytał z uśmiechem.
- Nie musisz o nic prosić. Ciężko byłoby cię nie lubić - szepnął Piotr, otaczając go mocniej ramieniem, w czułym, zaborczym geście i całując go powoli, niespiesznie wgryzając się w słodkie od sosu usta. Oderwał się od niego z ociąganiem, posyłając mu łagodny uśmiech. - Taki facet jak ty musi mieć na pęczki starszych gości, którzy go adorują, co? Pewnie ciągle słyszysz jaki jesteś ładny i wygadany - zamruczał, drażniąc się z nim odrobinę.
Artur zaśmiał się krótko, nieco rozbawiony tymi słowami. Dłonią przesunął na jego kark, po czym na pierś, nie rozumiał czemu tak szybko, a zarazem przyjemnie bije mu serce.
- Niestety nie zgadłeś, jesteś jedynym facetem starszym ode mnie – mruknął z westchnieniem przymykając oczy. - Jedynym facetem, którego tak lubię.
- Och... Ha ha, jak słodko się zrobiło - powiedział mężczyzna, nie odsuwając się jednak od Artura, zatopiony w mokrym, głębokim pocałunku. - Zjadłbym cię - szepnął, wpychając twarz w jego szyję, by wąchać i lizać na przemian, delektując się fakturą miękkiej skóry.
- Dobra, przygarnę cię, ale mnie nie pożeraj – zaśmiał się cicho Artur, lekko się odsuwając bo język Piotra go łaskotał, to znowu wywoływał przyjemne dreszcze, falami rozchodzącymi mu się po kręgosłupie.
- Widzę, że masz doświadczenie w opiekowaniu się bezpańskimi pieskami, gotować umiesz, łóżko zawsze wygrzane - zażartował Piotr, odsuwając się jednak od niego i siadając prosto na kanapie. Jeden rzut oka na telewizor starczył, by zorientować się na jakim etapie filmu są. Oglądał to naprawdę wiele razy. - Do tego w polskiej kinematografii obeznany, aktorów zna po imieniu i pija z nimi kawy - dodał, odnosząc się do swojej porno - pracy, mimo że na co dzień traktował ten temat bardzo poważnie.
- No więc widzisz, jestem idealny, jesteś skazany na mnie. - Artur sięgnął po swoje porzucone piwo i napił się. Ułożył głowę na dłoni, która podparł łokciem o brzeg kanapy. Uśmiechnął się do Piotra. - Do tego niezły ze mnie psycholog, bo z każdym naszym spotkaniem więcej się śmiejesz, chyba że na głowie masz już mniej przytłaczających problemów.
Piotr spiął się nieco, nie mając ochoty opowiadać mu o tym, jak to ciężko otworzyć mu się na drugiego człowieka i zrelaksować się zupełnie. Teraz, kiedy znali się już dosyć dobrze, przychodziło mu to z o wiele mniejszym trudem niż wcześniej.
- Jesteś straszliwie głupiutkim chłopcem - powiedział tylko, łapiąc w dłoń jego kostkę i ściskając ją mechanicznym ruchem. Lubił mieć zajęte ręce, szczególnie czymś tak przyjemnym jak ciepłe, męskie ciało. - Wiesz, że to wszystko, co robimy i tak nie ma znaczenia. Wszyscy jesteśmy katastrofalnie głupi wobec ogromu Wszechświata.
- A co dla ciebie to znaczy? Znaczy czym jest ta katastrofalna głupota? - zainteresował się Artur, patrząc na niego uważniej. Na dotyk nie oponował, a wręcz odwrotnie, wręcz się do niego wystawiał.
- Jesteśmy strasznie mali w skali świata. Nie potrafimy wyjść z własnego Układu Słonecznego. Nie mamy szans na opuszczenie naszej galaktyki za ziemskich czasów. Przynajmniej ja w to nie wierzę. Wiesz, rany - przetarł twarz dłonią, nie chcą zagłębiać się za bardzo w zbędne, filozoficzne szczegóły. - świat jest niewyobrażalnie wielki, my jesteśmy niewyobrażalnie mali. Nie mamy o niczym pojęcia, i nie zdążymy mieć nim świat z nami skończy.
Artur przygryzł dolną wargę, z uwagą patrząc na niego, mając ochotę nagrać to i puścić Justynie, aby w końcu się przekonała, jak błędnie ocenia starszego mężczyznę. Nie wiedzieć czemu poczuł przyjemny przypływ podniecenia słuchając Piotra, mogąc poznać jego punkt widzenia.
- Masz rację, to jest wręcz oczywista prawda na dzisiejsze czasy – zaczął, dotykając jego ramienia. - Ale chyba dzięki tej świadomości, że się jest tak małym jesteśmy odważni by zmierzyć się z tym, co nas otacza. To nie wchodzi w potrzebę przetrwania, która jest w nas tak silna?
- Jesteśmy tylko zwierzętami przecież, działamy instynktownie, nawet jak mamy świadomość, że życie jest bez sensu... Bo jest, jest czysto przypadkowe, nie jesteśmy w żaden sposób potrzebni, nie ma żadnego celu w tym, że żyjemy... Wiem jak to brzmi, sorry jeśli zrobiło ci się smutno. - Piotr szturchnął go palcem w bok, parskając krótko śmiechem. Dosyć bawiła go ta filozoficzna pogawędka przy pustych talerzach.
- No ale … - Artur zmarszczył brwi, chwytając jego dłoń. - Ale przecież masz cel w życiu. Prawda? Musisz, bo inaczej byś nie wytrzymał.
- Jaki niby mam cel? Dzieciaka nigdy nie zrobię, książki nie napiszę, dookoła świata nie pojadę bo mnie na to nie stać. Artur, zwykłe, szare, niefajne życie. Ty możesz pisać muzykę, ok, to jest jakiś cel. Ja nic takiego nie mam, żyję z dnia na dzień.
- No ale po coś siedzisz w tym, jak to nazwałeś szarym, niefajnym życiu. Prawda? Coś musi cię tu trzymać, albo ktoś, od samego początku.
- Tak, matka i pracowanie na jej leki, to mnie trzyma. - Piotr uśmiechnął się blado, gładząc bezmyślnie udo chłopaka opięte materiałem dżinsów.
Palce Artura pogładziły go po boku szyi.
- To co dla niej robisz nie jest bezsensowne. W zasadzie to mógłbyś ją zostawić, iść w świat i żyć jak chcesz, ale tego nie zrobisz – mruknął. - Miłość do kogoś to ważny cel, nawet jeśli uciążliwy.
- Miłość to nie żaden cel, to biologiczna reakcja. Nie jestem chujem, żeby zostawić matkę bez środków do życia, ale nie wydaje mi się, żeby zarabianie na jej leki było jakimś zajebiście dobrym powodem, żeby żyć. Trudno, nie znajduję innego - odparł Piotr, nadstawiając się do pieszczoty, cały najedzony i rozleniwiony. Trudne rozmowy jakoś nigdy nie psuły mu humoru.
- Wiesz, myślę, że... - Artur nie przestawał go gładzić, wciąż zastanawiając się nad jego słowami. W sumie mógł od razu odgadnąć, czemu Piotr właśnie takie stanowisko trzyma, bo przecież życie go nie rozpieszczało. Trudno mu się dziwić, żeby widział coś sensownego w tym, co robi. - ...to tylko od nas zależy jak do tego podejdziemy. I według mnie, właśnie wszystko co nas spotyka, ludzie, sytuacje, one mają znaczenie. Nic nie dzieje się bez powodu. - Wzruszył ramionami, całkowicie skupiony na rozmowie, a nie na lecącym filmie. - A co do sensu życia, to myślę, że jak nie dziś, to znajdziesz go później.
Piotr pokręcił przecząco głową, z lubością nadstawiając się do pieszczącej go, ciepłej dłoni. Był już dosyć zmęczony i nie miał siły podejmować kolejnego wysiłku, jakim był choćby seks, ale pozwalanie na dotyk było bardzo miłe, i w sumie niezbyt Piotrowi znane. Rzadko zdarzały mu się takie chwile ze swoimi kochankami.
- Artur, nie rozumiesz... Ja nie szukam sensu, bo życie go nie ma. Życie to przypadek, jedyne co możemy to kierować sobą tak, żeby rozegrać je w miarę przyjemnie. Na przykład teraz ja rozgrywam jeden przypadkowy wieczór bardzo przyjemnie - odparł, nachylając się nad Arturem by cmoknąć go w bok głowy. Dłonią powoli eksplorował jego udo przez materiał spodni. Artur odetchnął, odruchowo zarzucając mu dłoń za szyję i drapiąc po tyle czaszki, to zsuwając się na kark.
- Ale jakby nie miało, to i życia by nie było, nie istnielibyśmy – powiedział ciszej, ocierając się policzkiem o jego, wdychając intensywną woń skóry. Odsunął się nagle, aby móc spojrzeć w oczy Piotra. - Ale jeśli by istniał, w twoim świecie, to co to by było? Na pewno o tym myślałeś.
- Już mówiłem, istniejemy przez przypadek. To nic niezwykłego, we wszechświecie było pewnie wiele takich przypadków. Nikt nas nie chciał, nie byliśmy niczyim celem, dziełem, nie wierzę zresztą w Boga, nigdy nie wierzyłem. Wiem jak to brzmi, możesz sobie myśleć, że jestem jakiś wiecznie zdołowany, ale to nie prawda - powiedział Piotr, przysuwając się do chłopaka i napierając mocniej na niego. - Trzeba się pogodzić z pewnymi oczywistymi sprawami, jak choćby to, że jako ludzie nie mamy nic ważnego do zrobienia, żadnej misji czy coś. Kurwa... - westchnął, dotykając brzucha Artura przez cienką, bawełnianą koszulkę. - Oczy mi się zamykają, a i tak myślę głównie o tym, żeby cię wyruchać. Dosypujesz mi czegoś do picia, co? - zażartował, wkradając się pod materiał t-shirta i łaskocząc lekko opuszkami palców ciepły bok chłopaka.
Artur nie mogąc się powstrzymać cmoknął go w usta, odkładając na ziemię butelkę piwa, aby nie przeszkadzała. Ciepłe dłonie Piotra wywołały w nim przyjemny dreszcz.
- Dosypuję, całą tonę – zaśmiał się w jego usta, przyciskając go dłonią za kark do siebie. - Twoja filozofia jest pokręcona i kiedyś znajdę w niej dziurę, bo stałeś się jej własnym więźniem. - Wolną rękę wsunął pod pachę starszego mężczyzny i przesunął po kręgosłupie, prawie opadając na kanapę.
- Moja filozofia właśnie sprawia, że jestem zupełnie wolny - mruknął, kładąc się niemal na chłopaku, dając obejmować się za szyję i gładzić. - Nie wiem jak to robisz, ale uwielbiam cię - zamruczał niskim głosem, wcałowując się namiętnie w nagą skórę barku, szyi, ucha. Zamruczał, trącając nosem o nos chłopaka. Był taki ładny z tymi piegowatymi policzkami i rdzawymi rzęsami.
Artur aż zamarł słysząc to, zwłaszcza kiedy samo jego ciało zareagowało przenikliwym bólem w piersi. Był on jednak przyjemny, wręcz porażający. Odetchnął ciężko, prostując nogi i pozwalając, aby mężczyzna znalazł się między jego udami.
- Powinienem zapytać cię o to samo, panie filozofie – uśmiechnął się, wzdychając i gładząc go po plechach. - Pamiętasz jak zobaczyłeś mnie tuż po tym jak miałem ten sen z ojcem? Co taki prawie umarły byłem? No to wtedy zapytałeś czy brakuje mi poczucia bezpieczeństwa. I muszę przyznać, że jak do tej pory w ogóle tego nie czułem, tak przy tobie to tak, może to przez twoją sylwetkę? - zaśmiał się, kompletnie nie wiedząc dlaczego mu o tym mówi, po alkoholu jednak jego język rozwiązywał się znacząco, nie zastanawiając się nad doborem słów oraz ich znaczeniem. Nie pozwolił jednak odpowiedzieć Piotrowi, bo nagle spojrzał na niego, jakby sobie o czymś przypomniał. - O! Zapomniałem, napisałem piosenkę o twojej sowie, Chcesz posłuchać? To na konkurs.
Piotr spojrzał na niego swoim przekrwionym, zmęczonym wzrokiem, zaprzestając nawet ocierania się kroczem o krocze Artura. Zaskoczenie bardzo wyraźnie odmalowało się na jego twarzy. Odetchnął głębiej i złapał dłonie chłopaka, unieruchamiając mu je nad głową.
- Myślę... że powinieneś znaleźć sobie fajnego faceta i jemu pisać piosenki, i mówić takie rzeczy. Nie chcę cię rozczarować, Artur, ale ja się do tego nie nadaję.
- Jakie rzeczy? - Artur spojrzał na niego niezrozumiale. - Przecież nie wyznaje ci miłości, po prostu lubię cię, to źle?
- Mówiłeś o bezpieczeństwie... Przepraszam, pewnie źle cię zrozumiałem - odparł Piotr, czerwieniejąc lekko na twarzy z zażenowania. Czuł, że totalnie się wygłupił, ale przecież nie chodziło mu o jakieś tam wyznania, odniósł się jedynie do tych słów, które padły między nimi. Przesunął kciukiem po odsłoniętych, miękkich nadgarstkach Artura, puszczając go w końcu i unosząc się spomiędzy jego ud. - Możesz zaśpiewać, dobrze ci to idzie.
- Poczucie bezpieczeństwa nie odnosi się tylko do miłości. - Drugi mężczyzna uniósł się i pomasował go po plecach, po czym cmoknął w policzek. - No rozchmurz się, nie uwiążę cię, nie zagrożę twojej wolności. Dziecka też nie urodzę.
- Nie chcę, żebyś coś sobie pomyślał, to tyle - powiedział Piotr, zastanawiając się, w jakim kierunku to wszystko zmierza, i czy na pewno mu się to podoba. Najbardziej nie chciałby dawać fałszywych nadziei. Był głęboko przekonany, że całe swoje życie spędzi samotnie, nocując to tu, to tam i kolekcjonując noce z przygodnym seksem. - Co cię tak urzekło w mojej sowie? Tatuaż jak tatuaż.
- Mi jest dobrze tak jak teraz jest między nami – wyznał Artur, podnosząc się, aby pójść do pokoju po gitarę. - A twoja sowa, no nie ona, ale też historia, o której mi opowiedziałeś.
Mężczyzna usiadł wygodniej, opierając się o oparcie kanapy. Sięgnął po szklankę ze sokiem, jaki dał mu Artur, wypijając kilka głębokich, dudniących łyków nim chłopak zdążył wrócić. Dla Piotra granie na instrumencie było czarną magią, nie miał o tym bladego pojęcia, sam nie potrafiłby zagrać nawet na ustnej harmonijce. Rozparł się zupełnie, przymykając oczy i czekając aż Artur zacznie śpiewać. Miał nadzieję, że nie będzie to nic co spowoduje, że się zawstydzi.
- Dobra, przy okazji powiesz mi, czy cię to rusza. - Artur usiadł obok niego z gitarą, lekko się uśmiechając bo był podekscytowany tą chwilą, w końcu Piotr był pierwszą osobą, która usłyszy całość.
- Zaczynam się poważnie bać - zaśmiał się odrobinę nerwowo, łapiąc wielką, żylastą dłonią za kolano chłopaka i ściskając stymulująco. - Gdyby to ode mnie zależało, chodziłbyś cały czas bez spodni, żebym w każdej chwili mógł się obsłużyć twoją dupą - rzucił bez związku, oblizując lekko spierzchnięte wargi. - To też byłby jakiś rodzaj sztuki.
- Nie mów tak, bo zaraz sam to zrobię – prychnął Artur, układając gitarę wygodnie na udach i cmokając mężczyznę w usta. - Jak skończę śpiewać i jeśli jeszcze będziesz mieć ochotę. Dobra, koniec gadania, piosenka czeka – ogłosił poważnie i palcami przesuwając pewnie po strunach, zaczął wygrywać pierwsze dźwięki utworu. Po chwili też zaczął śpiewać:

Every hour is a season,
Every minute lasts a day,
So I sit here picking stitches,
'Cos I find comfort in decay,
How I long to fill my lungs.

So tell me how does it feel to,
Breathe air cold and clean,
Cos I've been living on my knees,
Since I was seventeen.
Thought I was safe beneath the smoke,
But even under cover,
I still choke.

Well my wings are clipped but even if they won't,
I've not the guts to fly and leave behind the earth.
There's not poetry in my soul,
Just a list of lies I've told.
And I don't' know how much longer I can hold on.

Well my wings are clipped but even if they won't,
I've not the guts to fly and leave behind the earth.
There's not poetry in my soul,
Just a list of lies I've told.
And I don't' know how much longer I can hold on.

And my wings are clipped but even if they won't,
I've not the guts to fly and leave behind the earth.
There's not poetry in my soul,
Just a list of lies I've told.
And I don't' know how much longer I can hold.*

Piotr zamknął powieki, wsłuchując się w utwór śpiewany przez Artura, musząc skupić się by zrozumieć treść słów. Może i znał angielski na tyle, by się z kimś porozumieć, język poetów był mu jednak zupełnie obcy.
- Ładnie śpiewasz - powiedział w końcu zmienionym głosem, odchrząkując dziwną chrypę z gardła. Czuł się lekko zażenowany, że stał się dla kogoś inspiracją do stworzenia piosenki. Nie uważał się za godnego takiej dozy uwagi. - Tekst w stylu młodego Briana Molko, jeśli dobrze zrozumiałem słowa. Podoba mi się.
- Tak? - Artur aż się wyszczerzył do niego, bardzo zadowolony z jego słów, co było widać po jego radosnej minie. - Miałem niezłe natchnienie – przyznał, odkładając gitarę i patrząc na Piotra podnieconym wzrokiem.
- Mmm, Brian cię natchnął? - spytał Piotr, drocząc się z nim przyjacielsko. Dłoń z kolana przeniosła się na udo Artura, przesuwając się to w górę, to w dół, delikatnie gładząc napięte mięśnie.
- Jaki skromny. - Artur przysunął się do niego, nagle mając ochotę na małe zdominowanie towarzysza. Pocałował go z westchnieniem, opierając dłonie na piersi mężczyzny. Podciągnął mu koszulkę, wsuwając pod nią ręce i przesuwając nimi w miejscu, gdzie wiedział, że widnieje tatuaż sowy. Nie przestając całować go, zmusił Piotra do ułożenia się na plecach, samemu siadając mu na biodrach.
- Połóż się na mnie - powiedział mężczyzna, od razu łapiąc go za pośladki i ściskając z zadowoleniem. Nie miał nic przeciwko temu, by to Artur się nim zajął. Z przyjemnością poczuł jak ociera się tyłkiem o jego penisa, zapadając się w głęboki pocałunek. Chłopak miał niewątpliwie wiele talentów.
- Muszę o ciebie dbać – zamruczał Artur, opierając ręce tuż po bokach jego głowy i nachylając się do pocałunku.
- O takiego starego kundla, kiedy tyle młodych psiaków biega po ulicach? - zakpił Piotr, oddając chętnie czułego, wilgotnego całusa. - Nie wierzę, że wcześniej nie przepadałeś za dawaniem. Widzę, jak ci z tym dobrze.
Artur uśmiechnął się w jego usta, lekko je przygryzając.
- Bo nie było komu, mój były facet był całkowicie pasywny – wyznał, układając się na piersi mężczyzny i nie przestając zasypywać jego twarzy drobnymi, ciepłymi pocałunkami.
- I nie brakuje ci tego? Czy może ruchasz po imprezach przygodne ciotunie? - zaśmiał się dobrotliwie, polegując pod Arturem, rozleniwiony i podniecony bliskością drugiego ciała, jego ciepłem, intymnością. - Zdejmij to, widzę że ci za gorąco - dodał, podciągając chłopakowi koszulkę na plecach.
- Racja, strasznie grzejesz. - Młodszy mężczyzna zrzucił z siebie górne odzienie, ponownie wracając do pocałunku, a Piotra mógłby nimi męczyć cały czas. - A twoja? - mruknął, wsuwając dłonie pod jego odzież, którą już wcześniej mu podwinął.
Piotr uniósł ramiona, pozwalając sobie ściągnąć koszulkę. Złapał przy okazji guzik Arturowych spodni, rozpinając jego rozporek z zadowolonym uśmiechem. Pomasował go po wyraźnym wzwodzie zastanawiając się w głębi, do czego ich to doprowadzi. Nie zamierzał jednak pospieszać chłopaka, wykazując się jak zwykle anielską cierpliwością.
- Przyznaj lepiej, że czekałeś po prostu na kogoś kto rucha zawodowo, żeby oddać dupę w doświadczone ręce - zaśmiał się dudniąco, wciskając dłonie pod jego dżinsy by dotknąć miękkiej skóry pośladków. Najchętniej już by je poczuł na swoich udach.
- Właśnie. - Artur zawtórował mu radośnie, uśmiechając się przekornie, urzeczony dotykiem ciepłych dłoni. Niezmiernie mu tego brakowało, jak i towarzystwa Piotra, konkretnego faceta, z konkretnymi zasadami. - Polowałem na ciebie przez cały czas i w końcu mi się udało. Te wszystkie zbereźne maile jakie dostawałeś od pana zafascynowanego, były ode mnie. - Cmoknął mocno starszego mężczyznę w usta, po czym zszedł z niego, aby całkowicie pozbyć się spodn.
- Przykro mi, ale żaden nie dotarł. Może jednak pisałeś do świętego Mikołaja, a nie do mnie - odparł Piotr, unosząc tyłek, by Artur mógł zdjąć mu spodnie. Przez materiał bokserek widać było naprawdę dużego, twardego penisa. Gdyby pokazał się w kąpielówkach na plaży wszyscy faceci bez wątpienia by mu zazdrościli. Zsunął majtki z bioder, ukazując się zupełnie nago. Włosy wokół członka miał bardzo krótko przycięte. - Nie krępuj się, weź do buzi - zaśmiał się nisko, łapiąc penisa u nasady i stawiając go sztywno. W sam raz by się pochylić i na nim zassać.
Artur posłał mu rozbawione spojrzenie, nachylając się nad jego kroczem i ciepłym językiem przesuwając po całym trzonie penisa, zaczynając od jąder, nie omijając również palców Piotra. Mężczyzna przesunął kilka razy dłonią po swoim członku. Zaróżowione policzki Artura aż się prosiły, by uderzyć o nie penisem, co zrobił niezwłocznie, z przyjemnością słuchając cichych plaśnięć. Potarł główką o jego wargi, dopraszając się większej uwagi, rozmazując słoną kroplę preejakulatu na jego ustach. Westchnął nisko, nie mogąc nacieszyć się widokiem ładnej buzi przy swoim penisie. Niesamowicie kręciło go, kiedy faceci, których nikt nie podejrzewałby o takie upodobania klękali przed nim, by brać go w usta. Wątpił, by ktokolwiek mógł podejrzewać Artura, że z takim rozmiłowaniem się do niego dobierze. Artur odetchnął. Nie odwracając wzroku od mężczyzny, zassał się na penisie, wolno wprowadzając go sobie do ust. Artur lubił wsłuchiwać się, w pełne zadowolenia pomruki ze strony towarzysza. Zwłaszcza kiedy napinał mięśnie, a on gładził je, jak właśnie w tej chwili, przy okazji drapiąc Piotra po przedramionach. Piotr zapatrzył się na niego maślanym wzrokiem, wzdychając cicho przez nos. Nie spodziewał się po Arturze tak głębokiego gardła, czuł się przyjemnie zaskoczony widząc jak jego penis znika w ustach chłopaka. Najchętniej zrobiłby mu zdjęcie, widok bowiem należał do wyjątkowo podniecających. Piegi zniknęły pod ciemną czerwienią policzków, oczy Artura zaszkliły się znacznie, co spostrzegł z czułością niemal, kładąc mu dłoń na zmierzwionych włosach i gładząc delikatnie, pozwalając mu na pieszczoty w swoim własnym, niewymuszonym tempie.
- Zostaniesz moim niewolnikiem - zaśmiał się zduszonym głosem, skupiony na słodkiej, narastającej przyjemności.
- Nie mam wyjścia? - Artur uśmiechnął się do niego, na chwilę odsuwając się od jego krocza, z rozchylonymi i zaczerwionymi ustami, żeby ucałować po chwili penisa w bok, tuż przy wyraźnej żyle. Piotr pachniał w tych miejscach niesamowicie, rozpalając go skutecznie i szybko. - Chętnie dam się związać – wyraził swoje upodobanie, już widząc to oczami wyobraźni.
- Ja pierdolę - sapnął mężczyzna, mając ochotę wyruchać go mocno w te słodkie usteczka. Przycisnął jego głowę mocniej do swojego krocza, zwiększając nacisk dłoni na jego karku, puścił jednak słysząc jak chłopak się krztusi. Oczy zaszły mu łzami a policzki zaczerwieniły się jeszcze bardziej. - Jesteś niewyżytą suką. Pożałujesz jeszcze, że o to prosiłeś - warknął przez zęby, kiedy Artur zassał się na nim mocniej. - Już... Odklej się i na łóżko - rozkazał, czując jak wracają mu siły. Już on go sobie ustawi, skoro tak mu się wiązanie marzy.
- Zaraz, to miała być moja chwila dominacji – burknął Artur, ale z uśmiechem, od razu wsuwając mu się na uda, ocierając pośladkami o jego sterczącego penisa, nie mając zamiaru zrezygnować z tego. Chociaż nie miał nic przeciwko, jakby Piotr próbował go siłą zmienić do decyzji, wiedział doskonale, że zawsze mu ulegnie.
Piotr zawiesił się na chwilę, patrząc na niego w lekkiej konsternacji.
- Nie dasz rady tak. Będzie cię boleć - powiedział w końcu, gładząc jego tyłek. Najchętniej by go ułożył pod sobą jak by mu się podobało i nie pytał go wcale o zdanie, bo przecież wiedział lepiej, co będzie dla chłopaka dobre. Lata doświadczenia robiły swoje i głęboko ufał zdobytej w ten sposób wiedzy. Złapał swojego penisa przesuwając nim między pośladkami Artura. Naparł delikatnie na suchy odbyt chcą ponaglić w ten sposób kochanka.
- Mylisz się, o swój tyłek też zadbałem. - Artur przygryzł dolną wargę i wychylił się za kanapę, łapiąc leżące tuż obok, na podłodze spodnie. Z tylnej kieszeni wyjął saszetkę z nawilżaczem. - Myślisz, że tylko po gitarę skoczyłem do pokoju? - uniósł wymownie brwi, szybko otwierając ją i wylewając na palce chłodny płyn.
- Artur... Próbowaliśmy tak kiedyś, bolało cię w tej pozycji. Jak chcesz, to, kurwa, bardzo seksowne... Nasmaruj mi też fiuta - stwierdził w końcu, nie mogąc się doczekać wyrazu jego twarzy kiedy poczuje rozciąganie i rozpychanie mięśni, ten błogi dyskomfort wywołujący rumieńce i grymasy bólu.
- No ale to było na początku, jak nie byłem przyzwyczajony... - Artur jakoś się spiął, zaczynając powątpiewać w swój plan, który zachwiał się po słowach mężczyzny. Ale nie miał zamiaru pokazać tego, dlatego cofnął dłoń do jego członka i zaczął go nawilżać.
- Już dobrze, cicho, spróbujemy - sapnął niecierpliwie Piotr rozkoszując się śliską wilgocią na sobie, gorącem dłoni chłopaka, dotykiem jego pośladków i ud na własnych udach. Uwielbiał go czuć na sobie, nagiego, rozpalonego, rozkojarzonego z podniecenia, kiedy Artur nie mógł doczekać się już mocnego, intensywnego orgazmu jaki niosła ze sobą stymulacja prostaty. Gdyby to od Piotra zależało fundowałby mu takie doznania znacznie częściej, niż im się przytrafiało.
- Za duży urosłeś – mruknął z uśmieszkiem Artur, wsuwając w siebie mokre palce i próbując się nawilżyć od środka. Jego twarz zaczerwieniła się jeszcze mocniej, a oddech przyspieszył. Oblizał dolną wargę, przymykając oczy i podpierając się jedną dłonią o pierś Piotra.
- Przestań zaczepiać aktorów porno jak chcesz małych fiutków - odparł Piotr zabierając mu rozwaloną saszetkę żelu z dłoni i wylewając sobie na palce. Wszystko było już mokre od specyfiku, który lał się niesamowicie, rzadki i bardzo śliski. Sięgnął bez ceregieli w stronę jego pośladków dopychając swoje palce i rozszerzając go naprawdę mocno. Wsunął je głęboko, po same knykcie, ocierając się dłonią o gorącą i mokrą dłoń Artura. Nie chciał czekać ani chwili dłużej. Chciał go mieć natychmiast.
- O kurwa. - Biodra młodszego mężczyzny uniosły się wyżej, napierając na jego palce. Artur nie wyjął swojej dłoni, mimo że zaatakował go lekki ból. Było to przyjemne i podniecające. - Dobra. już – sapnął, łapiąc penisa Piotra i od razu nakierowując go na swoje wejście, które aż pulsowało od środka żywo, zalewając go żarem.
Mężczyzna zaśmiał się cicho, podekscytowany, żałując odrobinę, że nie ma w takiej pozycji wiele do gadania i wszystko zależy od widzimisię Artura. Gdyby to on był na górze, chłopak dawno leżałby pod nim, przyciśnięty płasko do pościeli i półprzytomny.
- Wiem, że chciałbyś dwa fiuty na raz w swojej dziurze - szepnął załamującym się odrobinę głosem, kiedy jego penis pochłaniany był bardzo powoli przez ciasne, wąskie wejście. Najchętniej wcisnąłby go od razu do końca. Jeszcze chętniej po prostu by go zgwałcił.
- Masz brata bliźniaka? - Artur uśmiechnął się lekko, na ile pozwalało mu uczucie rozpierania. Cały drżał na ciele od sensacji, jakie odczuwał przy każdym ruchu.
- Zamknij się... już - syknął przez zęby Piotr, łapiąc go za biodra, wielkimi, spuchniętymi dłońmi, niemal pulsującymi od nabiegłej krwi i nasadzając na sobie bardziej stanowczo, tracąc zupełnie cierpliwość. Powolne tempo zupełnie nie pomagało i starał się jak najbardziej skupić na tym, co robi, żeby nie skrzywdzić go czasem. Oddychał głęboko przez nos macając z ekstatyczną wręcz przyjemnością pośladki chłopaka, mocno rozchylone kiedy ten siadał na nim.
Artur wydobył z siebie krótki okrzyk, kiedy jego penis wypełnił go całkowicie. Pochylił lekko głowę, zaciskając palce na piersi Piotra i zaczynając poruszać biodrami. Uczucie tarcia było fascynujące, mimo że na początku parę razy zaatakował go ból, ale z każdym kolejnym ruchem jego natężenie malało. Oddychał płytko, napinając mięśnie i dotykając swojego penisa. Piotr ścisnął mocno jego biodra pomagając mu się unosić i aż powarkując cicho pod nosem. Napiął mięśnie ud, cały zniecierpliwiony powolną, delikatną penetracją, mimo że ucisk jaki czuł był niemal bolesny.
- Podnieś trochę tyłek - rozkazał, trzymając go za biodra żelaznym uściskiem. Kiedy Artur wykonał polecenie, Piotr wykorzystał chwilę by samemu popracować biodrami, podrzucając nimi w szybkim, automatycznym tempie, pieprząc go z króliczym zapałem. Słychać było wyraźnie uderzenia mokrych od żelu i potu pośladków o uda mężczyzny. Z ust Artura zaczęły wydobywać się krótkie, intensywne jęki, z każdym kolejnym, brutalnym wtargnięciem w jego odbyt. Nie mógł powstrzymać tego, kiedy atakowany był ogromną dawką rozkoszy, rozchodzącą się po całym jego ciele. Zamknął oczy, czując jak pot pokrywa mu skórę, a w głowie szumi coraz mocniej. Właśnie tego oczekiwał, takiego wykorzystania, żarliwego oddania, maksymalnej przyjemności. Piotr poczerwieniał na twarzy z wysiłku, nie hamując ciężkiego dyszenia i falując pod nim biodrami, pieprząc go niemal brutalnie, wciskając mu penisa aż po jądra. Artur wyglądał zjawiskowo z rozburzonymi włosami, zamglonymi oczyma i rozchylonymi wargami, cały zdyszany i rozkojarzony. Jego pojękiwanie, posapywanie, cała gama podniecających dźwięków w połączeniu z niesamowicie seksownym widokiem oraz zapachem męskiego ciała powodowały, że Piotrowi kręciło się w głowie z nadmiaru emocji. Penis Artura podrygiwał mu nad brzuchem w rytm chaotycznych, gwałtownych pchnięć, zupełnie sztywny, wybitnie świadcząc o tym jak chłopakowi było dobrze.
- O kurwa – powtórzył za którymś razem młodszy mężczyzna, przełykając chaotycznie ślinę, cały urzeczony wrażeniami zmysłowymi, które wręcz go przyduszały intensywnością. Łapczywie czerpał powietrze, na przemian pojękując to pokrzykując, przyjmując wszystko co dawał mu mężczyzna. Nie chciał, aby to się kiedykolwiek skończyło. Wiedział, że tyłek będzie go niemiłosiernie po tym boleć, ale ignorował to, całkowicie pochłonięty niekończącą się rozkoszą. Spojrzał zamglonym wzrokiem na Piotra, sięgając po swojego penisa i zaczynając się chaotycznie masturbować. Nogi, wszystkie napięte mięśnie, rwały go słodkim bólem, od którego miał ochotę umrzeć. Wyprostował plecy i doszedł, zaciskając zęby na wardze, spuszczając się na tors kochanka.
Piotr puścił jego tyłek, pozwalając mu usiąść na sobie zupełnie i przyciągnął do siebie ramieniem. Artur opadł na jego tors, ściskając między ich brzuchami swojego penisa i posapując ze zmęczenia. Mężczyzna przycisnął go ręką do siebie, podrzucając nadal biodrami, penetrując go bezwzględnie mocno, mimo że sam czuł się już wykończony. Zacisnął palce na różowej skórze jego ramienia, nagle pozwalając by jego członek wyślizgnął się z Artura. Niemal zdjął z siebie chłopaka, przerzucając go na plecy by zacząć masturbować się gwałtownie nad jego torsem. Powarkiwał głucho, dochodząc w zaledwie kilka sekund, czując jak rozkosz wstrząsa nim, pozostawiając po sobie ból mięśni i zmęczenie. Uśmiechnął się z wysiłkiem, widząc własną spermę na brodzie Artura. Sięgnął do niej palcem, kiedy usiadł już płasko na zmiętej, wybrudzonej kołdrze, by rozsmarować ją chłopakowi po twarzy.
Artur pozwolił mu na to, nawet zmuszając się do wysunięcia języka i oblizania jego dłoni. W głowie mu nieźle szumiało, a ciało wydawało się wręcz wypompowane z jakiejkolwiek energii, ale udało mu się znaleźć resztki sił, aby przylgnąć do boku Piotra, ogrzewając skórę jego piersi, powoli uspokajającym się oddechem. Przyjemne zmęczenie wkradało się pod jego powieki.
- Cudownie było – szepnął, zwracając na mężczyznę senne spojrzenie, czując się cudownie zaspokojonym, mimo że nieco go rwało w obtartym odbycie.
- Bo jesteś cudownym facetem - zaśmiał się cicho Piotr, gładząc go opiekuńczym gestem po ramieniu. Widział jaki śpiący zrobił się chłopak i nie miał zamiaru mu tego zabraniać, samemu mając ochotę chwilkę się przespać po takim wysiłku. Cmoknął go krótko w spocone, mokre czoło. Powieki ciążyły mu coraz bardziej, a mimo tego nie zaprzestawał delikatnego głaskania jego skóry.
- Ten cudowny facet, nie poradziłby sobie bez ciebie – zamruczał Artur, przesuwając placami po jego brzuchu i wysilając się na buziaka. - Do łóżka, czas grzecznie spać. - Uniósł się z niechęcią, mimo że miał ochotę uwalić się na kanapę i tu spać. Wyciągnął dłoń do Piotra, gasząc telewizor, nie kłopocząc się tez zbieraniem talerzy, może to zrobić jutro.

***


Przetarł oczy kciukiem lewej dłoni, wyciągając ją spod kołdry, pod którą było przyjemnie ciepło, a przynajmniej na tyle, że myśl o jakikolwiek wstawaniu nie miała prawa pojawić się w głowie. Artur na granicy umysłu zdawał sobie jednak sprawę, że prędzej czy później będzie musiał podnieść swoje cztery litery, ale pocieszał się w duchu, że jeszcze nie teraz, nie w tej chwili, nie tuż po przebudzeniu. Uśmiechnął się i cicho westchnął, czując łaskotanie na karku, powodowane rozgrzanym oddechem Piotra. Mężczyzna nadal spał, wtulony w jego plecy, swoim ciałem prawie całego go nakrywając, zaborczo obejmując ramieniem w pasie. Arturowi ani trochę to nie przeszkadzało, wręcz odwrotnie, obecność drugiej osoby traktował jak dar od losu. Zwłaszcza kiedy puste miejsce w łóżku zaczyna przygnębiać, a tęsknota za czyimś byciem obok nie pozwala się skupić.
Ziewnął i ponownie przymknął oczy, mając cichą nadzieję, że jeszcze sporo czasu przed nimi, zanim w końcu będą musieli opuścić rozkoszne ciepło pościeli oraz dotyk drugiego ciała. Artur musiał przyznać, że taki układ jaki był między nimi bardzo mu odpowiadał, bez konkretnego zaangażowania, szantażu emocjonalnego, który narzuca zobowiązania, wymaga pewnego zachowania, doboru słów. Wsłuchał się w ciszę panującą w budynku, powoli poddając się ponownie snowi, z wtulonym w poduszkę policzkiem. Nie dane jednak było mu zasnąć, kiedy w mieszkaniu rozbrzmiał natarczywy dźwięk dzwonka przy drzwiach.
- Kurwa – sapnął, unosząc głowę, ale nie ruszając się z łóżka, będąc pewnym, że to jakaś pomyłka i ktoś dobija się nie do tych drzwi co potrzeba. Niestety dzwonek rozbrzmiał ponownie, a potem znowu i znowu, naciskany przez kogoś zewnątrz w wyraźnym zniecierpliwieniu, że nikt nie reaguje. - Ja pierdolę. - Artur zmarszczył brwi i zacisnął zęby, podnosząc się ostrożnie z pościeli, na szczęście nie zauważając, aby Piotr przebudził się, śpiąc najwidoczniej kamiennym snem. - Pierdolony – syknął mężczyzna wychodząc z sypiali, kompletnie nagi, ani myśląc się przyodziewać, będąc całkowicie skupionym na złości, która wzrastała wraz z kolejnym dzwonkiem.
Jak to Justyna, to chyba ją zabiję, pomyślał, próbując dopasować jeszcze innych znajomych do tak karkołomnego zachowania, jakim było przychodzenie do niego o siódmej rano, jak też sprawdził na zegarku w sypiali, i wyciągania go z łóżka. Przekręcił wszystkie blokady na drzwiach i szarpnął za klamkę, już mając na ustach gotowy opieprz dla osoby, która znajdowała się za nimi, ale kiedy dostrzegł jedynie swojego sąsiada, wyraźnie nietrzeźwego, uniósł jedynie wymownie brew.
Zbyszek uśmiechnął się do niego, powoli wyginając wąskie wargi. Jego oczy pozostawały zimne i błyszczące jak u zwierzęcia. Gwałtownie pchnął uchylone drzwi, silą impetu popychając Artura na ścianę. Zapach alkoholu jaki unosił się wokół niego odurzał. Kopnął za sobą drzwi, zamykając je z hukiem. Jego koordynacja była zaskakująco dobra jak na osobę wyraźnie pijaną. Widać było, że ma wprawę w tym, co robi. W ułamku sekundy dopadł do przyklejonego do ściany Artura i wczepił lodowatą, szorstką dłoń w jego twarz, ściskając mocno, brutalnie, jakby chciał zacisnąć na nim pięść aż do krwi.
- I co, pedale? Warto było otwierać zasraną mordę na moją matkę? - warknął prosto w jego twarz, głosem, w którym słychać było zgrzytające ziarna piasku, niskim, przepitym i przepalonym, załamującym się z każdym słowem. Głosem kogoś, kto budzi instynktowny lęk. - Śmierdzisz gównem - syknął z obrzydzeniem, spluwając na niego grudą gęstej, ciemnej śliny. Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wpakował mu pięść w brzuch, nie puszczając jego twarzy ani na sekundę, wpatrzony w niego z uporem maniaka.
Serce Artura podskoczyło gwałtownie, całe zalewając go niepokojem i strachem od wewnątrz, wraz z bólem, który wybuchł po uderzeniu. Mimo to wiedział że nie może się temu biernie poddawać, nie może, bo inaczej źle się to dla niego skończy. W odruchu obronnym zacisnął rękę na kneblującej go dłoni, próbując z całych sił odciągnąć ją od twarzy, dać sobie możliwość na oddech.
Zbyszek uśmiechnął się ponownie, leniwie rozciągając wargi i ukazując zaskakująco białe, ostre zęby, przywodzące na myśl szczękę drapieżnika. Przechylił głowę na bok, przyglądając się jak Artur krztusi się po uderzeniu, nie pozwalając mu jednak skulić się w prostym odruchu. Wpił palce mocno w jego policzki, niemalże miażdżąc mu nos.
- Jesteś tak ohydny, że twojego mięsa nie dałbym nawet psu - powiedział, chropawym głosem. Jego oddech, tuż przy twarzy chłopaka, było gorący i pachniał rozkładającym się alkoholem. Szybko, niespodziewanie przemieścił rękę z twarzy na włosy chłopaka, załapał je silnie w garść i przyłożył ponownie z pięści w brzuch, mocno, zdecydowanie. Każdy jego ruch był wyważony, jakby mężczyzna to wszystko zaplanował. Artur skulił się w sobie, tak jak oczekiwał Zbyszek, zachłystując się powietrzem. Wierzył, że musiało go bardzo, bardzo boleć. Tego właśnie pragnął. Pozwolił mu niemalże klęknąć, ściskając jego włosy spoconą, śmierdzącą ręką, a kiedy chłopak pochylił się pod wpływem uderzenia, uderzył go kolanem w czoło, posyłając z powrotem na ścianę.
Z ust Artura wydobył się głuchy, urwany krzyk, a przed oczami aż pociemniało, lecz mimo to sięgnął za trzymającą go dłoń i ponownie spróbował się wyszarpać, co wcale nie ułatwiał ból ciała. Drugą ręką zasłonił twarz, cały się napinając, chcąc się ochronić przed kolejnym atakiem.
- Chuju... - syknął przez zęby, wręcz wbijając palce w skórę napastnika, czując narastającą złość.
- Zamknij dupę! - wrzasnął mężczyzna, patrząc na niego z góry, z nienawiścią płonącą w czarnych oczach. Szarpnął rękę, wyrywając ją z uścisku Artura i ponownie łapiąc go za włosy. Odchylił jego głowę do tyłu, powodując że krótki, rozpaczliwy charkot wydobył się z jego gardła. Adrenalina krążąca w jego żyłach dawała mu niesamowitą wręcz siłę. Pociągnął go do siebie, wytaczając ze względnej równowagi, w jakiej znajdywał się Artur, i gdy tylko młodszy mężczyzna odsłonił twarz, by podeprzeć się rękoma o ziemię, zaatakował momentalnie. Chrupnęło głośno, kiedy wpakował mu pięść w nos, łamiąc go w kilka krótkich jak mgnienie powieki sekund. Krew gichnęła obficie, ręka Zbyszka ześlizgnęła się po niej jak po lodzie, zaskoczony Artur zaskamlał zwierzęco, kiedy mężczyzna dopadł do niego, wyprowadzając chaotyczne, ciężkie ciosy w jego głowę. Zacisnął wolną dłoń na jego gardle nie przestając uderzać, atakując zaciśnięte oczy, brodę zalaną gorącą posoką, zmiażdżony, wyraźnie zdeformowany nos. Miał ochotę go zabić.

***


Piotr zaburczał w poduszkę, budząc się z głębokiego, spokojnego snu. Pomacał, nie otwierając jeszcze oczu, miejsce obok siebie, czując że jest ciepłe, ale puste. Westchnął przez nos, rozespany, kiedy jego uwagę przykuły jakieś dziwne odgłosy dobiegające z korytarza. Uniósł się do siadu i szybko naciągnął bokserki leżące na podłodze na tyłek.
- Artur? - zawołał, wychodząc z sypialni chłopaka, dosyć zaniepokojony. Kiedy wszedł do korytarza, widok jaki zastał zmroził go i osadził w miejscu. Krew na ciele Artura, jasno czerwona na bladym, piegowatym ciele, jego twarz przypominająca miazgę tak bardzo, że trudno byłoby go rozpoznać, włosy zlepione posoką... I czarny, napięty jak struna mężczyzna, śmierdzący potem i alkoholem tak mocno, że zapach został mimo szoku przez Piotra zarejestrowany, jego twarz wykrzywiona w grymasie obłędu, ręce wczepione w bezwładne ciało...
Nie zdążył nawet pomyśleć, nogi poniosły go same, Zbyszek uniósł się z klęczek równie automatycznie, dopadając go pierwszy, łapiąc śliskimi dłońmi za szyję. Piotr chwycił jego nadgarstek odciągając od siebie, nie czując bólu, gapiąc się na niego w absolutnym zaskoczeniu, nie rozumiejąc. Głośno chrupnął zwichnięty staw, Zbyszek sapnął wściekle zerkając na swoją nienaturalnie wykrzywioną rękę, sekundy płynęły tak wolno, jakby czas zamierzał się zatrzymać. Piotr wyprowadził cios zwiniętą pięścią szybko, niespodziewanie dla samego siebie.
Mocne uderzenie zachwiało mężczyzną, powielane raz za razem, prosto w głowę, w czarne, polepione potem włosy, nie żeby zadawać ból, lecz żeby unicestwić. Nawet nie spojrzał na Artura, skupiony na zadaniu, jego maksymalnie rozszerzone źrenice nie schodziły ze Zbyszka, kiedy ten próbował osłaniać się ramionami, wyraźnie tracąc rezon i pewność siebie, zaskoczony zwichnięciem i wybity z rytmu nie potrafił się już pozbierać. Piotr chwycił go za koszulkę, podciągając mu ją niemal pod kark by uderzać jego twarzą o ścianę tak długo, aż krew zaczęła spływać po niej strugą. A kiedy Zbyszek leżał już na ziemi, wypluwając własną krew i zęby, nie mógł powstrzymać się, by nie kopać go w brzuch, z satysfakcją jakiej by się po sobie nie spodziewał słuchając jego zduszonych jęków. Dopiero ciężkie, ostre walenie do drzwi otrzeźwiło mężczyznę.
- Otwierać, policja! - krzyknął ktoś z korytarza.
Piotr powiódł wzrokiem po podłodze, po swoich stopach skąpanych we krwi, po Arturze leżącym jak kukła na ziemi, po skulonym Zbyszku, łapiącym z trudem oddechy, nie mogącym nawet otworzyć powiek. Zatoczył się w drodze do drzwi, by nacisnąć klamkę i ukazać się przybyłym jak bóg wojny, niemal nagi, spocony i okrwawiony. Na jego szyi wykwitał już wyraźny siniak po palcach sąsiada. Uniósł dłonie do góry, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.



* Young Guns - Stitches