Kwestia honoru 5
Dodane przez Aquarius dnia Maja 18 2013 10:04:30




O świcie ruszyli, tym razem kierując bardziej na wschód. Karczma przyjaciela, o którym mówił im starzec, nie znajdowała się daleko, ale trzeba było przeprawić się przez rzekę. O tej porze roku przechodzenie w bród stanowiło szaleństwo, dlatego musieli szukać mostu który równie dobrze mógł być tuż pod ich nosem, jak i kilka dni drogi od nich. Znajdowali się na odludziu więc nie mieli nawet kogo zapytać o odpowiedni kierunek, w końcu ruszyli w dół, zgodnie z biegiem prądu.
Końskie kopyta chrzęściły na cienkiej warstwie śniegu, łamiąc skamieniałe z zimna źdźbła trawy. Poza jednostajnym szumem wody, był to jedyny dźwięk zakłócający ciszę. Jadąc niespiesznie wzdłuż brzegu Varrander zdał sobie sprawę, że po ich ostatniej rozmowie, którą zresztą wspominał z niemałym zażenowaniem, Vargo stał się jakby jeszcze bardziej zamknięty w sobie. Nie wiedział, że w ogóle jest to możliwe, ale bariera między nim, a wojownikiem wzrosła jeszcze bardziej. Nie miał pojęcia, czy to wina idiotycznych i wybitnie niedyskretnych pytań jakie zadawał pod wpływem alkoholu, czy też rozbudzone wspomnienia o zmarłym ukochanym. W każdym razie książę szczerze żałował, że kiedykolwiek poruszył temat. Zawsze mało rozmowny towarzysz teraz nie silił się nawet na uszczypliwe komentarze i chłopak ze zdziwieniem uświadomił sobie, że czasem cały dzień wyczekiwał tylko tego, aby usłyszeć choć kilka, przepełnionych ironią słów. Wieczorem, gdy rozstawiali namiot, nie mógł już znieść panującego między nimi napięcia.
- Posłuchaj... – odezwał się cicho.
- Linka się urwała – wpadł mu Dreikhennen w słowo. - Potrzymaj tutaj, spróbuję to naprawić.
Zaskoczony szlachic umilkł i zrobił co mu kazano. Podczas pracy jeszcze kilkakrotnie próbował się odezwać, ale wojownik za każdym razem przerywał mu jakąś krótką komendą, czy kompletnie nie związanym komentarzem, co natychmiast wybijało go z rytmu.
To było cholernie dziwne, Vargo nigdy nie zachowywał się w ten sposób. Nawet jeśli sprawiał wrażenie niezbyt zainteresowanego, zawsze go wysłuchiwał i udzielał odpowiedzi. Zwykle zwięzłej i zdystansowanej, ale zawsze. Teraz sprawiał wrażenie, jakby najmniejsza wymiana zdań miała go zabić.
Kiedy leżeli już w ich ciasnym namiocie, na posłaniach siłą rzeczy bardzo do siebie zbliżonych, Varrander podjął ostatnią próbę.
- Przepraszam – powiedział w końcu gapiąc się w sufit. Długo nie słyszał odpowiedzi, więc obrócił głowę w bok, aby sprawdzić, czy mężczyzna przypadkiem nie zasnął. Ten jednak wpatrywał się w niego tymi drapieżnymi, granatowymi oczyma pytająco.
- Za co?
- Że cię wczoraj wypytywałem... o Iriema. Na pewno musi ci być ciężko, ale byłem pijany i gadałem bez sensu. Widzę, że jesteś dzisiaj... bardziej ponury niż zwykle. Jednocześnie przekroczyłeś tym samym wszelkie granice ponurości, chyba sami bogowie śmierci mogliby się od ciebie uczyć – dodał kąśliwie. - Ale no... chyba masz prawo. Po prostu... nie chciałbym żebyś się na mnie złościł za mój długi język.
- Nie złoszczę się – odparł tylko. Cichy, lekko zachrypnięty szept jaki rozbrzmiał w ciasnym i ciemnym namiocie sprawił, że Varrander poczuł dziwny dreszcz na karku. - Nie myślałem o tym. Pogodziłem się z tym, tak jak już mówiłem. Miałem sporo czasu na przemyślenia, kiedy cię ścigałem. Teraz... to już przeszłość.
- Dobra, możesz mówić co chcesz, ale widzę że ci źle – mruknął książę. - Gdyby nie to, że jest zima, pod twoim spojrzeniem więdłyby kwiaty.
- Nieprawda – odburknął Vargo, chociaż bez większego przekonania.
- Słuchaj, skoro już jesteśmy skazani na swoje towarzystwo, chyba możesz mi podać przyczynę dla której wyglądasz jakbyś chciał swoją aurą zamrozić słońce. Jeśli to coś to powiedziałem, to chyba lepiej to wyjaśnić. Nie chcę cię niechcący urazić. Ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie jestem kompletnie aspołeczny i wolałbym utrzymywać normalne, międzyludzkie stosunki. A przynajmniej je imitować. Ale do tego muszę wiedzieć, czym tak cholernie zalazłem ci za skórę.
Dreikhennen znowu milczał przez dłuższą chwilę. W końcu poruszył się niespokojnie i odwrócił na plecy, żeby przerwać kontakt wzrokowy z rozmówcą, dopiero wtedy odezwał się, znów szeptem, tym razem jednak ledwo dosłyszalnym.
- Dla mnie sytuacja wygląda inaczej niż dla ciebie. Otacza cię mnóstwo chętnych kobiet, a ja nawet jeśli znajdę kogoś kto... lubi to co ja... no i zawsze był Iriem, a on w tych sprawach był... no, trochę... - wyraźnie nie umiał się wysłowić, na co wskazywało także nerwowe wiercenie się w miejscu.
Varrander nie mógł uwierzyć własnym uszom. Więc całe to zamieszanie, bo wytknął mu że jest prawiczkiem?! Musiał przygryźć wnętrze policzków, żeby się nie zaśmiać, bo to z całą pewnością nie pomogło by sytuacji. Kto by pomyślał, że ten dumny wojownik potrafi być taki... uroczo zakłopotany. Jakkolwiek bardzo książę chciałby temu zaprzeczyć, słowo „uroczo” pasowało w tym momencie idealnie.
- Rozumiem to – powiedział spokojnie, mając nadzieję, że w jego głosie nie pobrzmiewają nutki rozbawienia. - Po prostu wyglądasz na...
No właśnie, na kogo?! Kogoś kto nie może się opędzić od potencjalnych kochanków? Kogoś kto samym spojrzeniem jest w stanie zmusić rzesze facetów to przeanalizowania swojej seksualności? I po chwili przyglądania się płynnym ruchom i fascynującej grze wspaniałych mięśni przedefiniować ją na korzyść czerwonowłosego najemnika? Kogoś przy kim nie tylko kobietom, ale i młodym mężczyznom miękną nogi, a hormony przerabiają mózg na miękką papkę i kogoś, kto bezwzględnie to wykorzystuje, zaciągając oniemiałych i wytrąconych z równowagi młodzików do łóżka, gdzie zapewnia im noc, na wspomnienie której rumienią się nie tylko oni, ale też wszyscy będący w tym czasie w zasięgu ich głosów? Chyba tak właśnie uważał, ale z całą pewnością, nie mógł sobie pozwolić na wypowiedzenie myśli na głos.
- Na kogoś ze sporym doświadczeniem – dokończył płasko. - Ale to przecież nie ma znaczenia! Nie uważam tego za dziwne.
No może trochę. I na swój pokrętny sposób zaskakująco ujmujące. Tą myśl oczywiście zachował dla siebie, chociaż wolałby żeby, szczególne ostatnia część, nigdy nie narodziła się w jego głowie.
- Po prostu nie mówmy o tym więcej – burknął Vargo i obrócił się plecami do chłopaka, rzucając jeszcze ciche „dobranoc”.
Dopiero teraz książę pozwolił wypłynąć na swoje wargi cisnący się od jakiegoś czasu uśmiech. Wprawdzie towarzysz wcześniej i tak raczej by go nie dostrzegł, ale cholera go wie, czy przypadkiem nie widział w ciemnościach. W końcu nigdy nie wiadomo, czego się po nim spodziewać.
Zresztą Varrander ostatnio nie wiedział, czego spodziewać się po samym sobie. Zdziwiło go, jak bardzo ucieszył się z poznania tej ludzkiej strony Driekhennena. Wreszcie udawało mu się coś od niego wyciągnąć, miał wręcz wrażenie, że tamten zaczynał mu trochę ufać. Może jeszcze nie lubić, ale to, czy do takich uczuć w ogóle jest zdolny, wciąż pozostawało niepewną kwestią.
Nie miał pojęcia dlaczego tak bardzo zależało mu na zbliżeniu się do wojownika. Tłumaczył sobie to tym, że poza nim nie miał innego towarzystwa, ale wcale nie był pewien czy równie zawzięty byłby w przypadku, gdyby chodziło o kogoś innego. Od Vargo po prostu każde słowo, każda informacja czy najmniejsza wskazówka na temat tego, co dzieje się pod tym czerwonym łbem zdawały się na wagę złota.
*
Ellit przeczył wszelkiemu wyobrażeniu o karczmarzu. Varrander, przekraczając próg w typowo zadymionej, choć niezwykle czystej gospody, spodziewał się zobaczyć za szynkiem pulchnego, starszawego pijaczka o szerokim uśmiechu i czerwonym nosie. Zamiast tego ujrzał młodego mężczyznę niezwykłej urody. Czarne włosy, gładkie i lśniące, sięgały połowy pleców. Opinająca smukłą sylwetkę koszula zdradzała delikatne umięśnienie, głębokie rozcięcie pod szyją ukazywało kawałek mlecznobiałej skóry. Miał harmonijne rysy twarzy, wysokie kości policzkowe i ładnie skrojone usta a spod ukośnej grzywki lśniły migdałowate oczy o barwie ciemnych szafirów. Gdy dostrzegł nowych gości natychmiast odsłonił rządek drobnych zębów w uprzejmym uśmiechu.
Vargo podszedł do niego i nie bawiąc się w ceregiele pokrótce powiedział co ich sprowadza.
- W porządku, usiądźcie gdzieś. Przyniosę wam coś do jedzenia i porozmawiamy spokojnie, z dala od wścibskich uszu – zaproponował. Jego głos okazał się aksamitny i melodyjny. Książę ze zirytowaniem zanotował, iż niemal w ogóle nie zwracał na niego uwagi, wpatrując się w Dreikhennena jak sroka w gnat. Co za tupet! Żeby tak go ignorować!
Zgodnie z radą zajęli miejsce przy stoliku, wybierając oddalony i dość zacieniony kąt. Nie czekali zbyt długo, gdy karczmarz podszedł do nich, wprawnie balansując z dwoma parującymi miskami, dzbanem wina i trzema glinianymi kubkami. Jak się okazało, mężczyzna miał też bardzo ładne nogi, długie i szczupłe, a poruszał się z niezwykłą wręcz gracją. Varrander życzył mu złośliwie, aby wywalił się z tymi wszystkimi naczyniami, nic takiego jednak nie nastąpiło i już po chwili posilali się gorącym gulaszem, a właściciel tawerny, wciąż zerkając ciekawie na wojownika,w milczeniu pozwolił im zaspokoić głód.
- Mam na imię Ellit – przedstawił się grzecznie, gdy tamci zbliżali się już do końca. - Mogę wiedzieć dlaczego chcecie przedostać się do Harlandu?
- Nazywam się Vargo Dreikhennen, a to Varrander Regh Urvel, prawowity władca Venergu.
Chłopak aż syknął patrząc na towarzysza z niedowierzaniem. Zawsze był taki cholernie ostrożny, a nagle postanowił zupełnie się odsłonić przed jakimś... jakimś...
- Nasz król oferował mnie Venergowi do obrony królewskiego dziedzica, moim zadaniem jest dopilnować, aby przejął tron, jednak sprawy... trochę się skomplikowały.
- Dreikhennen – powtórzył Ellit z uznaniem. - Stąd niecodzienna barwa włosów. To zaszczyt gościć kogoś z waszego rodu.
Zaszczyt? Rodu? A jego królewska krew, to niby co, pies?! Varrander coraz mocniej walczył ze sobą aby nie walnąć długowłosego w twarz.
Vargo podziękował grzecznie skinieniem głowy.
- Cóż, obiła mi się o uszy sytuacja na północy – powiedział po chwili karczmarz, obdarzając księcia przelotnym spojrzeniem. - Będziecie szukać wsparcie militarnego u króla, prawda? To mądre posunięcie. Możecie zostać tu kilka dni, dopóki nie uda mi się zorganizować wam dobrego transportu... Jesteście ścigani, prawda? Tak, oczywiście, że tak... - zamyślił się przez chwilę. - Będę musiał poruszyć kilka strun, porozsyłać listy i upomnieć się o zaległe przysługi, ale zrobię co w mojej mocy, abyście bezpiecznie dotarli do celu.
- Jesteśmy ci bardzo wdzięczni za pomoc – zapewnił Vargo.
„Taak, już jesteśmy wdzięczni. Jeszcze nawet nic nie zrobił” pomyślał książę zaciskając zęby.
- Cóż, w końcu tym się zajmuję – odparł mężczyzna swobodnie, odgarniając pełnym gracji ruchem kosmyk długich włosów. Gest ten ukazał ostro zakończone ucho zdradzając tym samym pochodzenie właściciela oberży. Był elfem, lub raczej w połowie elfem, gdyż ucho nie było tak długie i smukłe jak u pełnokrwistych przedstawicieli tej rasy. Mieszana krew wyjaśniała jednak niezwykłą urodę i melodyjność głosu. - Hm, nie chciałbym być niedyskretny, ale... Mogę rozumieć, że poza interesami nic was nie łączy...?
- Nie – odparł Vargo krótko, z typowym opanowaniem. Na tę odpowiedź Ellit uśmiechnął się do niego lekko i, co Varrander skonkludował z niemałym oburzeniem, mrugnął do niego zalotnie. Spodziewał się, że wojownik jak zwykle nie zareaguje wcale, lecz ku jemu największemu zdziwieniu ten zmrużył lekko oczy, a kącik jego ust drgnął w uroczym półuśmiechu.
- W takim razie przygotuję wam oddzielne pokoje. Mam nadzieję, że nie uraziłem nikogo pytaniem. A teraz przepraszam, muszę wrócić do innych obowiązków, jak zjecie każę wam wydać klucze – z tymi słowami wstał i po raz ostatni błysnął bielutkimi zębami oddalając się w kierunku szynku.
- Od kiedy sypiamy w oddzielnych pokojach? - zapytał Varrander. Zdał sobie sprawę, że z jakiś przyczyn zabrzmiało to bardzo oskarżycielsko i Vargo aż spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Od jakiegoś czasu ufam ci, że nie planujesz ucieczki, a tutaj jesteśmy bezpieczni. Myślałem, że się ucieszysz, zawsze narzekasz, że nie masz chwili spokoju.
- Cieszę się! - zaoponował chłopak, chyba trochę zbyt gwałtownie, bo zabrzmiało to nieco sztucznie. - Bardzo się cieszę, po prostu mnie zaskoczyłeś, to wszystko – dokończył trochę płasko i szybo skoncentrował się na resztce gulaszu.
- Tak, hm – mężczyzna odchrząknął i poruszył się niespokojnie, wyraźnie spięty nagłą zmianą nastroju towarzysza. Przez chwilę jeszcze siedzieli w milczeniu, niemrawo bawiąc się stygnącym jedzeniem, aż w końcu wojownik wstał i wyburczał jakieś nieskładne pożegnanie ruszając po klucze do swojego pokoju. Varrander postanowił zamówić jeszcze jedno piwo z nadzieją, że alkohol pomoże mu zasnąć.
Oczywiście nie chodziło o to, że brak obecności Dreikhennena przy jego boku jakoś szczególnie go martwił. Wręcz przeciwnie, był przeszczęśliwy, że w końcu będzie miał trochę czasu dla siebie! Chociaż z drugiej strony... dosyć się już do tego przyzwyczaił. Spokojny oddech tuż koło ucha stał się już standardem każdego wieczora i w zasadzie miał problemy z zaśnięciem kiedy mężczyzna postanawiał zostać trochę dłużej poza namiotem. Książę zwykle, chcąc nie chcąc, czuwał do momentu w którym poczuł ciało wojownika obok siebie. Mimo że nie było to ani trochę komfortowe dla niego. Ale z drugiej strony słyszał o żołnierzach, którzy podczas długich lat szkolenia sypiali na gołej ziemi, przez co nawet po zakończonej służbie nie mogli zaznać spoczynku w normalnym łóżku. Z nim musiało być tak samo – jakkolwiek niewygodne było ciągłe dzielenie niewielkiej przestrzeni z Vargo przyzwyczaił się już do niego i nie potrafił spać, gdy nie czuł jego obecności obok, nawet jeśli tylko na sąsiednim łóżku. Cóż alkohol z pewnością pomoże mu rozwiązać problem. Prawda?
Uniósł głowę gdy z zamyślenia wyrwał go dźwięk odsuwanego krzesła. Zobaczył, że Ellit przysiada się do jego stolika, więc natychmiast skrzywił się z niechęcią. Ten nic sobie nie robiąc z reakcji towarzysza uśmiechnął się szeroko i pochylił w jego stronę.
- Posłuchaj – zaczął przyjaźnie, mimo że wzrok księcia ciskał weń lodowymi sztyletami. - Wiem, że Vargo powiedział, że nie jesteście razem...
- Bo nie jesteśmy – odburknął chłopak mając nadzieję zamknąć temat.
Półelf skinął głową, ale nie miał zamiaru przerywać.
- Chodzi o to, że... to bardzo przystojny mężczyzna i...
- Może i jest, co z tego? - Varrander znów wtrącił się niegrzecznie wpół słowa. Ale po co Długouchy mówi mu takie rzeczy? Sam już zdążył to zauważyć. Nie żeby był specjalistą w dziedzinie męskiej urody, ale... cóż Dreikhennen to cholernie atrakcyjny kawał sukinsyna i nie mógł temu zaprzeczyć, nawet jeśli by chciał.
- Chodzi o to, że twój przyjaciel bardzo mi się podoba. Ale nie chciałbym wtrącać się w coś większego.
- W nic się nie będziesz wtrącał, mówiłem tysiące razy że interesują mnie wyłącznie kobiety – odparł chłodno odwracając wzrok. Na dodatek z niewyjaśnionych przyczyn poczuł przemożną chęć aby rzucić w karczmarza pustym kuflem. Powstrzymał się ostatkiem sił.
- Widzę, że jesteś bardzo uparty – zauważył Ellit z rozbawieniem. - Tym lepiej dla mnie i tym gorzej dla ciebie. Wszyscy pytają czy jesteście razem nie dlatego, że Vargo jest z Harlandu. Po prostu widzą, jak na niego patrzysz.
Po tych słowach mężczyzna wstał zgrabnie i szybko zniknął za barem, pozostawiając księcia z wściekłym i pełnym zaskoczenia grymasem na twarzy.
*
Varrander, tak jak się spodziewał, spał źle. Słowa irytującego półelfa wciąż dźwięczały mu w głowie, łóżko zdawało równie niewygodne co stos ostrych kamieni, a na dodatek alkohol zamiast miłościwie pozbawić go świadomości sprawił, że kręciło mu się w głowie i przy każdym przymknięciu powiek pojawiało się zagrożenie zwrócenia treści żołądka. Kiedy wreszcie udało mu się zapaść w płytki, niespokojny sen, dręczyły go koszmary w których czarnowłosy mieszaniec przylegał do Dreikhennena w namiętnym uścisku, oplatając go ramionami niczym trujący bluszcz. Książę mówił coś do Vargo, lecz ten nie zwracał na niego najmniejszej uwagi i zaczynał całować partnera. Początkowo wyglądało to na normalne czułości między kochankami, aż nagle, ni stąd ni zowąd język Ellita stał się długi, czarny i oślizgły, przypominający węża. Wojownikowi zdawało się to jednak zupełnie nie przeszkadzać i wciąż z zaangażowaniem odpowiadał na pieszczoty. Varrander czuł mdłości, ale nie potrafił oderwać wzroku. Kiedy giętki jęzor owinął się wokół szyi wojownika, chłopak rzucił się w ich stronę aby to przerwać, jednak jego strażnik odepchnął go niedbale. Szczęki Ellita rozszerzyły się nienaturalnie i zaczął pożerać kochanka poczynając od głowy. Potem obraz zmienił się, półelf zniknął i książę znalazł się sam na sam z Vargo, siedzącym teraz na brzegu jego łóżka i przyglądającemu mu się badawczo w mroku.
- Chyba nie jesteś zazdrosny? - zapytał z lekką kpiną w głosie i swoją typową, niską chrypką która u młodego szlachcica znów z niewiadomych powodów wywołała lekki dreszcz na karku. - Przecież nic nas nie łączy – mówiąc to wyciągnął dłoń i pogładził chłopaka po policzku.
Mimo że palce muskające skórę okazały się chłodne, po ciele Varrandera rozlała się fala gorąca, która nasiliła się w momencie gdy wojownik nachylił się, jakby z zamiarem pocałowania go.
Książę obudził się spocony, roztrzęsiony i skacowany, co niemal natychmiast przeistoczyło się w markotny, zirytowany nastrój.
Przemył twarz zimną wodą i ubrał się postanawiając zejść na dół. Gdyby nie potworna suchość w ustach najchętniej nie wychodziłby z pościeli – najlepiej aż do czasu, kiedy będą mogli opuścić to miejsce. Pragnienie jednak skutecznie pchnęło go w kierunku schodów.
Vargo także już nie spał, siedział przy jednym ze stolików w opustoszałej karczmie w towarzystwie – oczywiście – rozradowanego Ellita. Książę zmełł przekleństwo i zajął miejsce obok, burkliwie odpowiadając na przywitanie towarzysza. Mieszaniec natychmiast pognał do kuchni po wodę i śniadanie dla gościa. Varrander stwierdził, że w zasadzie chętnie umarłby z pragnienia, gdyby dzięki temu półelf już do nich nie wrócił.
- Dobrze spałeś? - zagaił Dreikhennen.
- Nieźle – odparł, zbyt zmęczony nawet żeby docenić fakt, że wojownik odezwał się sam z siebie.
- Ellit planuje przeprawić nas drogą morską. Rzeką, przez którą się przeprawialiśmy, przedostaniemy się do portu, tam czekałby na nas podstawiony statek.
- Aha – mruknął bez entuzjazmu. - Kiedy będziemy mogli ruszyć?
- Za kilka dni. Zorganizowanie wszystkiego trochę potrwa, zresztą powinniśmy odpocząć.
- Aha.
- Ale jak dobrze pójdzie, za niecały miesiąc będziemy na miejscu, może nawet szybciej – dodał jeszcze najemnik jakby próbując wreszcie wywołać jakąś reakcję u swojego rozmówcy. Nie odczekał się jednak niczego, poza obojętnym „w porządku”.
*
Vargo siedział na łóżku ostrząc swój potężny miecz. Zbliżał się wieczór i miał zamiar zejść za chwilę na kolację. Mijał dopiero drugi dzień, a już nie bardzo wiedział co ze sobą zrobić. Nie należał do szczególnie nadpobudliwych typów, wręcz przeciwnie, cierpliwość była jedną z jego mocnych cech, ale ostatnimi czasy tak bardzo przyzwyczaił się do ciągłej podróży, że siedzenie w jednym miejscu zdawało się wręcz męczące. Zresztą siodło to nie jedyna rzecz, do której przywykł w ostatnich czasach. Ciągła obecność gadatliwego księcia także stała się już pewnego rodzaju normą. Wcześniej, gdy spędzał większość czasu z Iriemem, milczenie mu nie przeszkadzało, żeby nie powiedzieć, że w ciszy czuł się najbardziej komfortowo. Jednak teraz wyraźnie czegoś mu brakowało.
Varrander już od wczoraj zachowywał się dziwnie. Zdawałoby się, że ma wiele powodów do zadowolenia – znają dokładną trasę, niedługo bezpiecznie przedostaną się do celu, a teraz ma nie tylko możliwość skorzystania z tak rzadkich ostatnio komfortów jak kąpiel, wygodne łóżko i ciepłe jedzenie, ale ma nawet własny pokój o który kiedyś tak zaciekle walczył. On jednak przeciwnie, zdawał się tym wszystkim jakby jeszcze bardziej zdenerwowany. Ponadto zawsze narzekał na brak towarzystwa, a w karczmie w ciągu dnia przewijało się wielu ludzi, także kilka atrakcyjnych kobiet, nie wspominając o Ellicie nawiązującym rozmowę przy każdej możliwej okazji – teraz jednak chłopak zdawał się kompletnie niezainteresowany jakąkolwiek konwersacją. Nawet gdy Vargo sam usiłował wdać się z nim w dyskusję tylko zbył go burkliwie. A to było dziwne. To znaczy, nie uważał może, że książę darzy go jakimiś szczególnie ciepłymi uczuciami... w zasadzie nigdy nie dał mu ku temu powodów... ale zdawał się być zawsze zainteresowany jego reakcjami i nie odpuszczał żadnej okazji aby wyciągnąć z niego informacje.
Cóż, może po prostu miał zły dzień? Tak bez powodu? A zresztą nie było najmniejszej przyczyny, aby humory podopiecznego zaprzątały jego głowę. Musiał dbać o jego zdrowie i życie, a nie dobry nastrój.
A to idiotyczne uczucie, że brakuje mu wścibskich pytań, bezsensownej paplaniny i okazjonalnej wymiany złośliwości, a nawet po prostu obecności Varrandera tuż obok, było zwyczajnie absurdalne. Szczególnie ostatnia część, biorąc pod uwagę, że znajdował się on w tym samym budynku, zaledwie kilka metrów dalej. Vargo odłożył miecz ze zirytowaniem i wyszedł z pokoju, mając jednak cichą nadzieję, że nastrój towarzysza odrobinę się poprawił.
*
Niestety, nie poprawił się ani trochę. Książę wciąż uporczywie milczał, grzebał w jedzeniu bez apetytu, wodząc nieprzytomnym wzrokiem po osmalonym suficie. Wojownik westchnął dołączając do niego i przekonując sam siebie, że jest niesamowicie zadowolony z tego chwilowego urlopu od błyskających uśmiechów, złośliwych komentarzy i głupich pytań. Nie szło mu najlepiej.
Na szczęście po chwili podszedł do nich Ellit, aby zapytać czy wszystko w porządku. Vargo szybko został wciągnięty przez niego w przyjacielską rozmowę. Nie sposób było jednak nie zauważyć, że półelf bezwstydnie z nim flirtował. Czuł się tym faktem trochę zażenowany – niewiele miał okazji, aby poćwiczyć swoje umiejętności w tej sferze, i miał wrażenie że wszelkie czarujące uśmiechy, niby-przypadkowe muśnięcia palców czy dwuznaczne komentarze wypadają w jego wykonaniu raczej żałośnie. Ale Ellit mimo to reagował nad wyraz entuzjastycznie na każdy przejaw zainteresowania ze strony wojownika, więc ten robił dobrą minę do złej gry i starał się nadać głosowi ów szczególny, mrukliwy ton, który podobno potrafił doprowadzać do drżenia. Tak bardzo dał się pochłonąć tej coraz mniej niewinnej zabawie, że nawet nie dostrzegł, jak nastrój Varrandera gwałtownie ulega coraz większemu pogorszeniu. Gdy po jakimś czasie zgrabny właściciel gospody znalazł się na jego kolanach, szepcąc mu do ucha, że nocami jest zimno, ale że on dba o swoich klientów i że wystarczy dać znać, a on postara się temu zaradzić, książę wstał gwałtownie od stołu. W oczach miał furię, pięści zaciśnięte, chociaż nie potrafił podać powodu złości. Gdy okazało się, że Vargo pochłonięty nowym „przyjacielem” nawet nie zauważył jego odejścia, miał ochotę wrzasnąć. Zamiast tego zazgrzytał tylko zębami i trzasnął drzwiami swojej sypialni.
Książę usiadł na skraju łóżka i ukrył twarz w dłoniach. Miał mętlik w głowie.
Zdawał sobie sprawę, że zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, kiedy ktoś próbuje zabrać mu ulubioną zabawkę, ale nic nie potrafił poradzić na to, że zalewała go wściekłość ilekroć Ellit kładł te swoje wypielęgnowane dłonie na ciele wojownika. Nie chodziło o to, że wolałby być na jego miejscu....
...Nawet jeśli faktycznie przeszło mu przez myśl, że gładka skóra opinająca twarde jak stal mięśnie jest przyjemna w dotyku...
Chodziło wyłącznie o fakt, że Półelf z jakiejś przyczyny od razu zyskał niepodzielną uwagę Dreikhennena. A Varrander przecież towarzyszył mu od tak dawna! Dlaczego więc w jego towarzystwie zawsze zdawał się ponury, burkliwy i wyciągnięcie z niego choćby kilku słów stanowiło wyzwanie, natomiast przy tym szczebiotliwym długouchu stawał się duszą towarzystwa? Vargo nagle uśmiechał się, rzucał komplementami, rozmawiał z ożywieniem, nie wspominając już o zupełnie otwartym flirtowaniu. Nie spodziewał się, że wojownik jest do tego zdolny, a gdy okazało się, że owszem, z niejasnych przyczyn poczuł się niezwykle dotknięty faktem, że po prostu nie był osobą, której ten chciałby zaprezentować swoje umiejętności socjalne.
Zresztą, może nie powinien się dziwić? Vargo przy niemal każdej okazji podkreślał, że Varrander jest niczym więcej jak obowiązkiem do wypełnienia. Odstawienie go w całości do ojczyzny było... cóż, kwestią honoru. A honor, jak dało się wywnioskować, był dla tego mężczyzny niesamowicie wręcz ważny, gdyby nie to całkiem możliwe że porzuciłby kłopotliwą misję, w końcu książę sprawiał mu wyłącznie problemy. A jeśli wojownik myślał o czymś więcej niż powinności wobec ojczyzny... to z pewnością nie o pozbawionym tronu dziedzicu, który uprzykrzał mu życie. Raczej o pewnym długowłosym właścicielu tawerny o zgrabnych nogach i niebieskich oczach...
Chłopak potrząsnął głową. Nie powinien tak myśleć. Nawet jeśli jest dla Dreikhennena tylko misją do wypełniania, to wciąż ryzykował dla niego życiem i książę miał wobec niego dług wdzięczności. Nie mógł przecież wymagać od niego sympatii... ani tym bardziej, że nie będzie nią darzył nikogo innego. Varrander musiał pogodzić się z tym, że podczas wspólnej podróży polubił swojego towarzysza – niestety bez wzajemności. Ale to nie powód, żeby zachowywać się jak dziecko. Byli przecież obaj dorośli, łączył ich wspólny interes, więc książę musiał zadbać o to, aby nie wchodzić wojownikowi w drogę i w miarę swojej możliwości być przydatnym.
Na tę myśl przypomniało mu się, że od dawna nie zmieniał mężczyźnie opatrunku. Rozgorączkowany ostatnimi przemyśleniami, w absurdalnym odruchu bohaterskiej chęci niesienia pomocy swemu obrońcy zerwał się z łóżka. Chwycił torbę z medykamentami i mimo idiotycznej pory szybkim krokiem skierował się do sypialni swojego towarzysza. Wciąż natchniony swą nienaganną postawą, zapukał i wpadł do środka nie czekając na odpowiedź.
I natychmiast tego pożałował.
*
Vargo zanotował odejście księcia dopiero gdy usłyszał trzaśnięcie drzwi na piętrze. W pierwszym odruchu chciał ruszyć za nim – niemal zapominając o siedzącym na jego kolanach Ellicie i prawie go przy tym zrzucając. Zaraz jednak zdał sobie sprawę jak absurdalne to było. Przecież etap, w którym musiał go mieć ciągle na oku mieli już dawno za sobą i jeśli chłopak nie miał ochoty na jego towarzystwo to... cóż, nie miał się czemu dziwić.
Wprawdzie zdawało mu się, że nie przepuściłby okazji do obserwacji jego żałosnych prób odpowiadania na zaczepki półelfa, aby później zasypać go uszczypliwymi komentarzami na temat, ale...
Może chodziło właśnie o to? Varrander zdawał się otwarty w kwestii związków męsko-męskich przynajmniej sądząc po pytaniach jakie bez skrępowania zadawał, ale to w końcu co innego widzieć to na własne oczy. W końcu mógł poczuć się urażony, czy wręcz obrzydzony, co w zupełności tłumaczyłoby jego reakcję.
Na tę myśl Vargo poczuł dziwny ucisk w piersi.
A właściwie, czemu go to obchodzi. Kiedy znajdą się w Harlandzie książę będzie musiał się przyzwyczaić do takich widoków i tyle.
Mimo wszystko wojownik nie mógł zaprzeczyć, że chociaż nie należał zdecydowanie do osób przesadnie przejmujących się opinią innych, to świadomość że towarzysz ma o nim takie zdanie dziwnie go przygnębiła. Ostatecznie postanowił dla dobra sprawy (bo przecież ani trochę nie zależało mu na przyjaznych stosunkach z ciemnowłosym chłopakiem) nie afiszować się już więcej ze swoimi upodobaniami. Może nawet z nim jutro porozmawia. I, no, nie tyle przeprosi... ale może da do zrozumienia że nie chciał go postawić w niezręcznej sytuacji.
Nie chciał go obrzydzić - na tę myśl musiał przełknąć ślinę, aby zelżało nieznośne uczucie, że na gardle zacisnęły mu się metalowe szpony.
Właśnie tak, wszystko sobie wyjaśnią i sprawy wrócą do normy. A muszą wrócić do normy, bo tak jest lepiej dla sprawy, bez dwóch zdań.
- Jesteś tu jeszcze? - usłyszał melodyjny głos tuż przy uchu.
- Hę? - odparł mało elokwentnie spoglądając na mieszańca pytająco. Ten uśmiechnął się krzywo w odpowiedzi.
- Ten chłopak naprawdę ciągle ci siedzi w głowie, co? - zakpił lekko. - Ciekawi mnie, czy to nie coś więcej niż zboczenie zawodowe...
- Wcale o nim nie myślałem – zaprzeczył natychmiast i skrzywił się w myślach gdy dotarło do niego, jak oczywistym było że kłamie. - Po prostu... ciężko mi się skupić, kiedy jesteś tak blisko – dodał wracając do swojego uwodzicielskiego tonu, starając się tym zatrzeć złe wrażenie. Ellitowi zdawało się to wystarczyć, gdyż zamruczał aprobująco, poprawił na kolanach wojownika i oplótł rękami jego kark.
Vargo przesunął dłonie na szczupłe biodra mężczyzny i zerkając wokół aby upewnić się, że nikt ich nie obserwuje, pochylił się w stronę jego ust.
Półelf natychmiast przywarł do warg mężczyzny i po kilku chwilach lekkiego napierania i skubania ich, wsunął między nie język.
Dreikhennen zamruczał nisko pozwalając na pogłębienie pocałunku. Przymknął oczy delektując się przyjemnym uczuciem ciepła zalewającym całe ciało i drobnym, ruchliwym języczkiem penetrującym wnętrze jego ust. Po chwili jednak postanowił przejąć inicjatywę, wplótł palce w długie włosy i odsuwając twarz partnera wpił się mocno w gładką szyję. Półelf pachniał lekko kwiatowym olejkiem do kąpieli i pojękiwał cichutko wprost do jego ucha, gdy zaczął lizać i gryźć delikatnie wrażliwą skórę. Po chwili pieszczot właściciel tawerny odsunął wojownika i zsuwając się zgrabnie z jego kolan chwycił go za rękę.
- Chodź – powiedział z lekkim uśmiechem. - Zobaczymy, czy da się coś zrobić z tymi przeciągami w twoim pokoju.
Vargo zamruczał w odpowiedzi i ruszył za towarzyszem po schodach. Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, Ellit znów naparł na niego, atakując jego wargi, szczupłe palce szybko zaczęły rozplątywać rzemienie kurtki wojownika. Ten nie pozostawał dłużny, żarliwie odpowiadał na pocałunek i starając się wyswobodzić partnera z koszuli.
Po jakimś czasie, obaj już półnadzy, wylądowali na łóżku, które skrzypnęło złowrogo pod ich ciężarem. Dreikhennen ułożył się między zgrabnymi nogami i odsunął trochę, aby spojrzeć na półelfa.
Naprawdę był piękny. Czarne włosy rozrzucone w nieładzie po poduszce, policzki zaczerwienione, szafirowe oczy półprzymknięte, błyszczące z podniecenia. Delikatnie umięśniona klatka piersiowa unosiła się przy szybkim oddechu, drobne sutki stwardniały od chłodu. Znów przylgnął ustami do smukłej szyi, następnie zjechał niżej, przez obojczyk i pierś zatrzymując się na chwilę przy słodkim, różowym punkciku. Polizał go powoli, po czym ujął brodawkę w usta, ssąc i trącając końcówką języka. Ellit zajęczał głośno i wygiął plecy w łuk, wplatając palce we włosy partnera. Ten drażnił go jeszcze przez kilka sekund w ten sposób, następnie znów ruszył w dół. Składał krótkie pocałunki na żebrach i płaskich mięśniach brzucha, docierając wreszcie do linii spodni. Przyssał się do skóry tuż nad miejscem, gdzie zaczynała się linia włosów łonowych półelfa, jednocześnie starając się go wyswobodzić z reszty ubrań.
Gdy w końcu mu się to udało, chwycił partnera pod kolanami i rozszerzył jego zgrabne nogi. Ten uległ chętnie zabiegowi i poruszył biodrami zachęcająco. Jego członek był już sztywny, więc Vargo, nie czekając na dalsze zaproszenie, wziął go w usta. Ellit niemal krzyknął z rozkoszy, mocniej zacisnął palce na włosach partnera, czując jak gorące wargi zaczęły ślizgać się w górę i w dół, na całej długości. Jego ciało drżało, a oddech stał się urywany, niemal rozpaczliwy. Bojąc się, że nie wytrzyma zbyt długo, przyciągnął wojownika do pocałunku.
Dreikhennen znów nakrył drobne ciało półelfa swym własnym, znacznie potężniejszym. Poczuł, jak palce partnera błyskawicznie radzą sobie z jego paskiem i po chwili jego męskość znalazła się w utalentowanych dłoniach mieszańca. Westchnął z przyjemności, zamykając oczy wtulił twarz w zgięcie szyi Ellita, wykonując posuwiste ruchy biodrami. Zalewały go fale ekstazy, a on ulegał im chętnie, wdychając aromat kwiatowych olejków.
- Chciałbyś we mnie wejść? - wyszeptał długowłosy.
Czy chciał? Oczywiście, że chciał. Półelf był śliczny, świetny w łóżku, seksowny i nie było najmniejszej przyczyny dla której miałby tego nie chcieć, z tym że...
Z tym, że nie chciał.
Ze zgrozą zdał sobie sprawę, że wolałby, by włosy jego kochanka były krótsze, tak aby mógł je chwycić tuż przy karku, dłonie bardziej szorstkie, przyzwyczajone do rękojeści miecza, żeby zamiast kwiatami pachniał ogniskiem, leśnym powietrzem i końmi, i żeby głos zadający to pytanie naznaczony był północnym akcentem.
Znieruchomiał i przełknął ślinę, zerkając na twarz partnera. Ten uśmiechnął się lekko widząc niepewność w oczach wojownika.
- Znowu on, prawda? Kiedy wreszcie zdacie sobie z tego sprawę i pójdziecie do łóżka jak wszyscy, rozsądni ludzie? Tak czy inaczej powinniśmy przynajmniej skończyć, co zaczęliśmy – mówiąc to ujął w dłonie oba ich członki i zaczął pocierać, poruszając przy tym biodrami. - Możesz o nim myśleć, jeśli chcesz – dodał szeptem. - Nie przeszkadza mi to. Możesz nazywać mnie jego imieniem. No dalej, powiedz to...
Vargo znów zamknął oczy obezwładniony przyjemnością, jaką dawały mu dłonie półelfa. Chciał zaprzeczyć jego słowom, powiedzieć, że się myli, że wcale nie myśli o nikim innym, a już na pewno nie o księciu, ale nim zdał sobie sprawę z tego co się dzieje, jego usta samoistnie ułożyły się w namiętne:
- Varrander...
Ellit przyspieszył ruchy, jęcząc bez opamiętania, oddech wojownika także stawał się coraz cięższy, ich biodra podrygiwały w coraz mniej skoordynowany sposób. Dokładnie w momencie, w którym czerwonowłosy sięgał spełnienia, ktoś wpadł do pokoju.
Otworzył oczy, aby ujrzeć zszokowaną twarz księcia, a w tej samej chwili ciało przeszył mu silny dreszcz i ze stłumionym jękiem doszedł, opadając zaraz po tym na półelfa pod sobą, który także osiągał właśnie szczyt.
Varrander odwrócił się na pięcie i wyszedł, zbyt oniemiały, aby chociaż przeprosić.