Gówniarz 2 17
Dodane przez Aquarius dnia Marca 21 2013 18:17:08


W poniedziałek już od samego rana Michał krzątał się po kuchni przygotowując jedzenie na cały dzień dla Gabriela i Igora. Czekało go załatwianie mnóstwa papierków związanych z wyjazdem zwierzaków na wakacje i nie był pewny kiedy wróci do domu. Na szczęście udało mu się wyrobić w dwa dni.
- Uf, szczerz mówiąc, bałem się, że mi się nie uda – powiedział Michał, kiedy we wtorek wieczorem siedzieli wszyscy razem przed telewizorem. Wprawdzie był strasznie zmęczony i bolały go nogi od chodzenia, ale też był zadowolony.
- I co by wtedy było? – Zainteresował się Igor. – Nici z wakacji w Australii?
- A nie, to w ogóle nie wchodzi w rachubę. – Odparł, po czym ziewnął. Leżał rozciągnięty na kanapie z głową opartą na kolanach ukochanego. Całe napięcie i zmęczenie zaczęło z niego wychodzić powoli i nieubłaganie pchając go w stronę objęć Morfeusza. – Ja musze jechać, bo mam zakontraktowaną robotę, a was nie mogę samych zostawić, bo byście tu zarośli brudem i stracili na wadze, tak, ze wyglądali byście jak…
Niestety nie usłyszeli ostatniego słowa, które zostało wymamrotane przez praktycznie już śpiącego Michała. Ale i tak wiedzieli co chciał powiedzieć.
- On chyba w ciebie nie wierzy, co, tato? – Gabriel roześmiał się.
- Ależ skąd, wierzy, tylko ma taki pokrętny sposób myślenia. Uważa, ze musi o mnie dbać jak rasowa kura domowa. Przynajmniej w ten sposób mi wynagrodzi fakt, że muszę codziennie rano wstawać do roboty, a on nie przynosi do domu żadnych pieniędzy.
- Przecież ty wcale nie musisz chodzić do roboty, a on ma dosyć kasy by się obijać. Sam tak powiedziałeś.
- Dlatego właśnie mówię, ze on MA pokrętny sposób myślenia. Ale i tak go kocham – wyszeptał i pocałował śpiącego w czoło. – Trzeba by go zanieść do sypialni – mruknął, po czym ostrożnie wstał, wziął Michała na ręce i ruszył w stronę piętra. Do końca wieczoru już nie zszedł na dół, ale Igorowi to nie przeszkadzało, akurat w telewizji leciały ciekawe programy i filmy, do których zrobił sobie popcorn.
Reszta miesiąca minęła w sumie dość szybko, bez żadnych niespodzianek, nawet Igor nie opowiadał już w szkole o tych wakacjach. Stwierdził, ze nie ma sensu, skoro i tak nikt mu nie wierzy.
W końcu nadszedł dzień w którym Michał miał „odwieźć” zwierzaki na kwarantannę. Już od świtu latał jakby się paliło. Pół poprzedniego dnia pucując wszystko i sprzątając nawet te zakamarki do których zwykle zagląda raz w roku, a drugie pół – przygotowując zapasy gotowego do ogrzania jedzenia na ten czas gdy go nie będzie. Gabriel kiedy to zobaczył, to aż się za głowę złapał.
- Człowieku, ty wyjeżdżasz tylko na kilka dni. Jakoś sobie przez ten czas damy radę.
- Taaa, akurat, pewnie jak wrócę to połowa garnków będzie nadawała się do wyrzucenia, bo nie będzie można ich doczyścić po twoim gotowaniu.
- Złośliwiec z ciebie.
- Ja? Ależ skąd. – Michał udał oburzenie. – Po prostu znam twoje umiejętności kulinarne. A Igor jeszcze nie do końca umie gotować tak dobrze jak ja, więc wolę wam przygotować wszystko na zapas. Poza tym będę spokojniejszy, że dobrze się odżywiacie.
- A skąd wiesz, że nie pójdziemy na jakąś pizzę albo kebaba, zamiast męczyć się z odgrzewaniem tego?
- Za dobrze cię znam, kochanie – mruknął Michał i cmoknął Gabriela w usta. – Żal ci będzie wyrzucać tyle dobrego jedzenia.
- Drań – westchnął Gabriel, ale nic więcej już nie powiedział. Michałowe usta mu nie pozwoliły.
W ten sposób Gabriel i Igor zostali zaopatrzeni, jakby wybierali się na jakąś wojnę, a nie szykowali na kilkudniową nieobecność „pani domu”. W końcu, po kilkakrotnych zapewnieniach Gabriela, że na pewno wszystko mają i na pewno sobie jakoś poradzą, Michał w końcu wziął transporter z kotami i wsiadł do zamówionej wcześniej taksówki.
Kiedy Igor wrócił ze szkoły, zdziwił się nie słysząc ani wesołego pogwizdywania Michała, ani szczęku garnków, czy innych odgłosów dochodzących z kuchni. Dopiero po chwili sobie przypomniał, że przecież Michał wyjechał na kilka dni do Sydney dopilnować żeby koty miały właściwe warunki podczas kwarantanny i żeby wszystkie formalności zostały dopełnione jak należy. Żaden z nich nie chciał żeby ich cofnięto z granicy, a Igor dobrze wiedział, że Michał bez kotów nigdzie się nie ruszy na tak długo.
- Mam nadzieję, że ci się wszystko uda – westchnął, po czym wziął się za odgrzewanie obiadu.
Po obiedzie poszedł odrabiać lekcje. Jakąś godzinę potem wrócił Gabriel z pracy. Igor wyraźnie słyszał jak miota się po kuchni szukając czegoś. No tak, przecież jego wizyty w tej części domu ograniczają się jedynie do włączenia czajnika i w sytuacjach naprawdę kryzysowych, znaczy, kiedy zgłodniał nad pracą wzięta do domu, do zrobienia paru kanapek. Już chciał wyjść i pomóc ojcu w poszukiwaniach, ale wszystko nagle ucichło. W pierwszej chwili przestraszył się, że coś się stało i już prawie był za progiem, gdy do jego uszu dobiegł piskliwy sygnał mikrofali. Odetchnął z ulgą, po czym wrócił do przerwanej gry. Wieczorem usiadł razem z ojcem przed telewizorem, ale jakoś dziwnie nie mógł się skupić na oglądanym filmie. Westchnął ciężko.
- Coś cię gryzie? – zainteresował się Gabriel.
- Nie, tylko… ale nie będziesz się śmiał? – popatrzył uważnie na ojca.
- Nie będę, obiecuję.
- Jakoś tak dziwnie głupio bez Michała… - Gabriel nie wytrzymał i parsknął śmiechem. – Ej, obiecałeś nie śmiać się! – prychnął z pretensją w głosie.
- Wybacz, samo mi się tak jakoś wymknęło – odparł Gabriel momentalnie poważniejąc. – Nie sądziłem, że się tak do niego przywiązałeś.
- Wcale nie – mruknął dziwnie naburmuszony. – Głupoty gadasz i tyle. Po prostu zawsze jest go wszędzie pełno, że jak go nie ma to jakoś tak dziwnie.
Gabriel roześmiał się.
- No cóż, taki już jest Michał.
- A ty za nim nie tęsknisz? – Popatrzył podejrzliwie na ojca.
- Codziennie, za każdym razem kiedy tracę go z oczu.
- I mimo to tak spokojnie sobie siedzisz?
- A co mam robić? Denerwowanie się nic nie przyniesie, jedynie nabawię się wrzodów żołądka, albo rozstroju nerwowego. Lepiej zająć myśli czym innym, to czas szybciej zleci.
- Mógłby chociaż zadzwonić jak mu idzie – burczał dalej Igor.
- Niestety z samolotu nie może.
- Z samolotu? Skąd wiesz, że jest w samolocie? - zdumiał się.
- Ty myślisz, że on poleciał w ciemno? Najpierw dokładnie sprawdziliśmy w necie jakie sa połączenia. Pierwszy lot trwa około dziewięć godzin, potem jakieś cztery godziny czekania i kolejny lot około dwudziestu godzin. Prawie dwa dni wyjęte życiorysu.
- Rany,, ale długo… Ciekawe jak zwierzaki wytrzymają taką długa podróż.
- Na wszelki wypadek Michał wziął ze sobą coś na uspokojenie, jakby za bardzo się stresowały. Zresztą nie musisz się martwić, Michał prędzej sobie by zrobił krzywdę niż pozwolił żeby te koty chociaż trochę ucierpiały. Chociaż i tak się do tego nigdy nie przyznaje. – Gabriel roześmiał się rozbawiony.
Przez resztę dnia Igor, zgodnie z radą ojca, zajmował myśli czymś zupełnie innym niż Michał i jego wyprawa do Sydney. O dziwno, nawet mu się to udawało. W pewnym momencie tak się zaangażował w to co robił, że nawet nie zauważył, ze Gabriel odebrał telefon.
- Igor, Michał dzwoni! – dobiegło z salonu.
Igor wybiegł z pokoju jakby goniło go stado rozwścieczonych dzików.
- I co mówi? Co mówi?
Gabriel wcisnął przycisk w komórce i Igor mógł usłyszeć głos Michała jakby był obok, a nie tysiące kilometrów stąd.
- Co robicie?
- Zabijamy czas – Gabriel wyszczerzył się, na co Michał roześmiał się.
- Dobrze się odżywiacie?
- Michał – jęknął Gabriel – Nie gadaj, jak byśmy się wieki nie widzieli. Nie ma cię raptem parę godzin. Lepiej powiedz co tam u ciebie.
- No co? – Wyraźnie było słychać, że Michał naburmuszył się. – To już nie mogę się o was martwić?
- Możesz,. Możesz – odparł Gabriel uspokajająco – ale naprawdę nie ma o co, nuda jak zawsze. Mów lepiej co tam u ciebie. Jak przebiega podróż?
- A, spoko. Właśnie czekam na przesiadkę w takim specjalnym pomieszczeniu, gdzie zwierzaki mogą na chwilę wyjść z klatek i rozprostować kości. Mają tu odpowiednie żarełko i kuwetę. Żałuj, że nie widziałeś, jak Sznycel zasuwał do tej kuwety. A miauczał przy tym niczym wóz strażacki pędzący do pożaru. – Igor roześmiał się. – Ale za to potem miał taką rozanieloną minę, jakby wtrząsnął tonę kocimiętki na raz.
- A Pan Kot? Wszystko z nim w porządku?
- Oprócz tego, że mu się ta cała podróż wybitnie nie podoba, to tak. A, i biedak wpadł w oko jednej celniczce, zresztą całkiem sympatycznej. Powiedziała, że jak skończy zmianę, to wpadnie tu z jakimś smakołykiem dla Pana Kota. Biedak ma przerąbane. Z tego co zauważyłem, to ona strasznie lubi przytulać takie przytulaśne zwierzaki.
- No nie wiem kto tu ma przerąbane. Jak ją Pan Kot potraktuje pazurami, to szybko zmieni zdanie.
Tym razem to Michał się roześmiał.
- A, i jeszcze musiałem dać się obfotografować paru tubylcom.
- Że co? A na jaką cholerę?
- A bo jeszcze nigdy nie widzieli zielonych włosów. – W głosie Michała wyraźnie było słychać rozbawienie pomieszane z dumą. – Ale na szczęście nie robili przez to żadnych problemów. Mówili, ze to tak, na pamiątkę, taką egzotyczną.
- Ech, ty i te twoje głupie pomysły – westchną Gabriel.
- Wcale nie są głupie, tylko inne. No dobra, muszę kończyć, bo właśnie wturlali do pokoju klatkę z jakimś dobermanem i Sznycel poszedł się z nim przywitać, ale z niezbyt zachęcającej miny tamtego wnioskuję, że mogą być kłopoty. Papa, kocham cię. Ucałuj Igora.
Koniec połączenia. Gabriel westchnął.
- Ech ten Sznycel, kiedyś wpakuje się w jakieś kłopoty i Michał nie zdąży go uratować. Ciekawe co z tego wyniknie.
Tydzień później, kiedy wieczór już zapadł, siedzieli właśnie przed telewizorem, gdy usłyszeli szczęk zamka i otwieranie drzwi. Zdziwieni popatrzyli na siebie i poszli zobaczyć co jest grane. Czyżby jakiś nierozgarnięty złodziej próbował się dostać do środka mimo widocznego w oknach światła?
- Michał? A co ty tu robisz? – zdziwił się Gabriel widząc sprawcę zamieszania. – Miałeś wrócić dopiero jutro.
Nie otrzymał odpowiedzi, Michał rzucił torbę, którą trzymał w ręce i rzucił się na niego, obejmując nogami i rękami. Gabriel odruchowo wyciągnął ręce żeby go przytrzymać, a wtedy Michał wpił się w jego usta łapczywie.
- Ej, jak byście nie zauważyli, to ja tu jestem – odezwał się Igor.
- Sio, sio – mruknął Michał, nie przestając całować Gabriela, po czym machnął ręką odganiając go. – Już cię tu nie ma.
- No dobra, tym razem sobie pójdę, ale następnym razem tak łatwo się mnie nie pozbędziesz – mruknął Igor i wrócił do oglądania filmu.
- No więc, co ty robisz w domu dzień wcześniej? – ponowił pytanie Gabriel między jednym a drugim pocałunkiem.
- Stęskniłem się, więc przyleciałem wcześniej. A co nie cieszysz się? – wymruczał nie przestając całować Gabriela
- Cieszę się, cieszę, ale mogłeś uprzedzić, bym po ciebie wyjechał.
- No co ty? I miałem zepsuć niespodziankę?
- Wariat z ciebie – Gabriel zaśmiał się. – Pewnie jesteś głodny? Powinno jeszcze zostać coś z tych twoich zapasów.
- Jestem głodny, ale nie tego – mruknął Michał wsadzając ręce pod koszulę Gabriela, który dla zachowania równowagi oparł się o ścianę.
- Świntuch z ciebie – odparł Gabriel śmiejąc się. – Zboczony świntuch.
- No wiesz… - obruszył się. – Tydzień postu i już jestem świntuch?
- A kto ci kazał pościć? Trzeba było zatrudnić pana rączkę – Gabriel postanowił się podroczyć z ukochanym.
- Próbowałem, ale nie smakowało mi tak jak z tobą – Michał naburmuszył się niczym małe dziecko. – Wychodzi na to, że jesteś moim narkotykiem.
- Jestem jak papieros, trudno mnie rzucić. Jestem jak wódka, zostawiam efekty uboczne. Zaczął mruczeć Gabriel całując Michała po szyi. - Jestem jak szampan, uderzam do głowy.. Jestem jak heroina, tylko dla odważnych. Jestem jak marihuana, poważnie uzależniam. Jestem jak morfina, popadasz w euforie.
- Wszystko to prawda – Michał uśmiechnął się. – Sam to wymyśliłeś?
- Nie, znalazłem w necie. Jest tego jeszcze trochę, ale te akurat najbardziej mi teraz pasowały.
- Aleś się zrobił romantyczny – mruknął Michał czując, ze jeszcze kilka pocałunków, a zupełnie straci kontrolę. – Lepiej chodźmy do sypialni, nie chcemy chyba zgorszyć dzieciaka?
- Zrobiłem się nie tylko romantyczny, ale i zachłanny – odparł Gabriel, po czym wziął ukochanego na ręce i zaniósł na górę.
Z sypialni wyszli dopiero nad ranem. Michał jak zwykle krzątał się od samego rana przygotowując śniadanie, jakby nigdzie nie wyjeżdżał.
- No i jak, udało ci się wszystko załatwić? – spytał Igor, kiedy już siedział nad swoim śniadaniem. – Chciałem o to spytać wczoraj, ale byłeś zajęty czymś innym.
Michał roześmiał się.
- Załatwiłem. Koty są w kwarantannie, a Jon, ten nasz znajomy do którego pojedziemy, będzie miał na wszystko oko do naszego przyjazdu. Jakby coś było nie tak, to już on ma załatwić co trzeba.
- Czyli jednak pojedziemy na te wakacje?
- No pewnie. A co, myślałeś, że nic z tego?
- A bo ojciec mówił, że jakby ci się nie udało załatwić tego z kotami, to byś nie pojechał.
- Spoko – Michał poklepał Igora po plecach – wiedziałem, że się uda.
Igor tylko westchnął o pomyślał, że ten facet jest niepoprawnym optymistą, wymierającym gatunkiem.
Miesiąc minął dość szybko. Następnego dnia po rozdaniu odwiedzili ich Karol i Jasiek. Jak się okazało, nie chcieli marnować ani minuty wakacji i jeszcze tego samego dnia wyruszali do Moniki na Mazury. Zgodnie z umową, jaką wcześniej zawarł Michał z siostrą, zabrali ze sobą o połowę chudszego Serdelka oraz wszystkie te jego ubranka i zabawki, którymi uszczęśliwiała go jego pani. Wprawdzie Jolka stwierdziła, ze ma zamiar zostać w Norwegii jeszcze przez całe wakacje, ale mimo to Karol z Jaśkiem stwierdzili, że wolą sobie zapchać trochę miejsca w bagażniku tym psim majdanem, niż przerywać wakacje w Krainie Jezior i tłuc się do Warszawy, bo Jolce się odwidziało, a jej spasiony kundel się zestresuje jak nie dostanie ulubionej zabawki. Stanęło więc na tym, że upchnęli wszystko w bagażniku, nie przejmując się zbytnio, gdy Karol musiał pomóc sobie nogą, bo inaczej drzwi od bagażnika nie chciały się zamknąć. Jeszcze tylko Michał wycałował Serdelka,, na co ten odwdzięczył mu się wylizaniem twarzy i bracia ruszyli na wakacje i podryw (jak dodawał Karol). Michałowi ani Gabrielowi aż tak bardzo się nie spieszyło, wiec resztę dnia spędzili jak zawsze, ku wyraźnemu niezadowoleniu Igora, który najchętniej poleciał by do Australii tak jak stał, tak bardzo nie mógł się doczekać tych wakacji.
Następnego dnia wstali wcześnie rano i zaczęli się pakować. Na szczęście szło im to w miarę sprawnie i tuż po śniadaniu byli gotowi do wyjścia. Pojechali wynajętą taksówką na lotnisko. Ponieważ mieli jeszcze trochę czasu w zapasie, wiec Igor postanowił pójść na taras widokowy pooglądać samoloty. Stał tak i oglądał z prawie rozdziawiona buzią kołujące samoloty, autobusy podwożące ludzi i transportery z bagażami, gdy nagle usłyszał za sobą głos ojca:
- Imponujące, prawda?
Obejrzał się za siebie.
- Wydają się takie małe – odparł wracając do podziwiania samolotów.
- To dlatego, ze jesteśmy daleko od nich, ale zobaczysz, jak podjedziemy do naszego, jaki ogromny ci się wyda.
- Ciekawe którym z tych samolotów będziemy lecieć my.
- Nie wiem, zobaczymy jak wsiądziemy. Chodźmy już, czas na nas.
Poszli. Po dopełnieniu wszystkich formalności wsiedli do busika podwożącego pasażerów d maszyny. Przez całą tą niezbyt długą drogę Igor siedział z nosem praktycznie przyklejonym do szyby. Kiedy dojechali na miejsce stwierdził, ze ojciec miał rację, ich samolot wydawał się taki ogromny, a oni tacy malutcy…
- Mogę przy oknie? – Zapytał Igor, kiedy zajmowali przydzielone im miejsca.
- Ależ oczywiście. – Michał uśmiechnął się i przesiadł się na środkowy fotel.
- A możesz jeszcze dalej? Też chcę mieć ojca obok siebie. Nie myśl, że możesz mieć na niego monopol – burknął Igor, na co Michał się roześmiał i usiadł w brzegowym fotelu.
Na szczęście stewardesy były profesjonalistkami i trzeba im było zaledwie chwilę by usadzić ostatnich maruderów na właściwych miejscach. Samolot zaczął powoli kołować. Igor aż zacisnął ręce na oparciach swojego siedzenia. Pierwszy raz leciał samolotem i czuł się trochę niepewnie. Gabriel widocznie wyczuł co się z nim dzieje, bo złapał go za rękę, a gdy spojrzał na niego zaskoczony, uśmiechnął się ciepło. Igor instynktownie odwzajemnił ten uśmiech. I chociaż dalej się strachał, to już nie tak bardzo.
W końcu samolot poderwał się unosząc Igora i jego rodzinę na spotkanie wakacyjnej przygody.