Tylko się nie bój 12
Dodane przez Aquarius dnia Marca 21 2013 12:42:04


Po słowach Shuuheia zapadła cisza na tyle długa, że zaczął czuć się conajmniej niepewnie. Zwłaszcza pod bardzo intensywnym spojrzeniem pozostałych mężczyzn. Przestąpił z nogi na nogę nieco nerwowo. Już chciał otworzyć usta, tak samo jako Kensei, ale przeszkodził im głośny śmiech Grimmjowa. I Shuuhei i Kensei spojrzeli na niego zdziwieni. Ten śmiał się tak mocno, że w kącikach oczu pojawiły się łzy i skulił się w fotelu.
Po dobrej minucie śmiechu Shuuhei miał dość.
- Co niby jest w tym takiego śmiesznego? - wybuchł w końcu.
Grimmjow zaśmiał się jeszcze cicho pod nosem, ale w końcu się uspokoił.
- Po prostu – zaczął i znowu zachichotał. - Jesteś taki naiwny Shuuhei i gówno wiesz o życiu.
Shuuhei już chciał rzucić jakąś ripostę, ale się powstrzymał, bo w sumie Grimmjow miał rację.
- I nie za bardzo kumam, czemu chciałbyś się w to pchać – powiedział niebieskłowłosy nieco poważniej.
- Powiedzmy, że mam swoje egzystencjalne powody – odpowiedział, patrząc w bok.
Najpierw usłyszał warknięcie, a potem silny uścisk na ramieniu odwrócił go w stronę Kenseia. Mężczyzna patrzył na niego wściekły.
- Mówisz poważnie? - zapytał, zaciskając szczęki. - Głupi jesteś, czy tylko chory psychicznie?
Shuuhei odetchnął głębiej, nakazując sobie spokój, chociaż było to naprawdę ciężkie. Najpierw rzucają go o ścianę, teraz obrażają i to wszystko w jego domu i to jeszcze przed śniadaniem.
- Do cholery jasnej – mówił dalej Kensei. - Z tego co mówisz, to wychodzi na to, że ten gościu walczył dla Arrancaru o ile nie gorzej... - zaciął się i nagle odwrócił się do Grimmjowa, puszczając ramię bruneta. - Finansował Arrancar i was – szepnął, przywołując wcześniejsze słowa Shuuheia.
Podszedł do Grimmjowa, który tylko uśmiechnął się do niego bezczelnie, i bezceremonialnie podciągnął mu bluzę do góry, odkrywając tym samym świetnie umięśniony brzuch i tors oraz długą bliznę biegnącą przez pierś.
- Hej! - zaprotestował niebieskowłosy, próbując odsunąć się mężczyzny, ale ten złapał go za ramię i usadził w fotelu z powrotem.
Chwycił za kark i pochylił go do przodu; Grimmjow znowu próbował się wyrwać; podciągnął bluzę na plecach i zamarł. Shuuhei widział dokładnie, jak szczęki mężczyzny zaciskają się mocniej, jak mięśnie ramienia się napinają; aż dziwne, że niebieskowłosy jeszcze nie kwiknął z bólu. Oddychał cieżko, jakby ze wszystkich sił starał się uspokoić.
- Kensei? - odezwał się cicho Shuuhei i zrobił krok w stronę mężczyzn.
Teraz mógł dojrzeć, czemu Kensei tak intensywnie się przygląda – dużej, stylizowanej na gotycką szóstce wytatuowanej na plecach Grimmjowa. W oczach mężczyzny szalała prawdziwa furia.
- Kensei – powtórzył Shuuhei i dotknął jego ramienia.
Dopiero wtedy siwowłosy zareagował, odtrącił dłoń Shuuheia i puścił Grimmjowa, który zaraz się wyprostował.
- Zatem miłej zabawy ci życzę dzieciaku – syknął w stronę bruneta. - Tylko nie płacz, jak ci pistolet do tego pustego łba przystawi.
Nim którykolowiek z nich mógł zareagował, Kensei wymaszerował z mieszkania, na do widzenia trzaskając drzwiami. Przez dwie sekundy panowała cisza. Shuuhei westchnął cicho. To tyle, jeżeli chodzi o jego znajomość z Kenseiem.
- Kim do kurwy nędzy był ten facet?! - wystrzelił w końcu Grimmjow, zapominając na chwilę o swojej wcześniejszej sprawie. - Co on tu robił w ogóle?
Shuuhei pomimo tych wszystkich wydarzeń ostatniej pół godziny, uśmiechnął się lekko. Tia kiedyś wyjaśniła mu stadno-terytorialny instynkt Grimmjowa. Niebieskowłosy nie miał wielu przyjaciół, ale tych co mial traktował jako członków swojego stada, nad którymi oczywiście to on sprawował władzę, ale też opiekował; chyba że go akurat wkurzyli nieprzyjemnymi informacjami. Do terytorium należało również życie prywatne tychże przyjaciół i obcy trzymani w tajemnicy przed Grimmjowem byli conajmniej niemile widziani.
Niebieskowłosy wstał z fotela, rozcierał sobie nadgarstek – przecięty zip zwisał do chwili, gdy drugi został również przecięty scyzorykiem.
- To kim był ten pojeb? - powtórzył swoje pytanie, patrząc wyczekująco na Shuuheia.
Ten znowu westchnął i przetarł twarz dłońmi absolutnie zmęczony.
- To mężczyzna, który mnie uratował – powiedział spokojnie, dotykając blizny. - Jak również policjant, który do tej pory obserował mnie w związku ze sprawą Tousena.
- I? - zapytał Grimmjow, gdy Shuuhei zawahał się na dłuższa chwilę. - Bo jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby policjanci w Rukongai byli w ten sposób szkoleni.
- I byłym żołnierzem, który walczył w Hueco Mundo – powiedział w końcu.

***

Zbiegał schodami po kilka na raz, byleby jak najszybciej wydostać się z bloku. Po drodze wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer Shinjiego.
- Wódka. U mnie. Teraz – rozkazał, gdy blondyn odebrał.
- Sir, yes sir – odpowiedział tamten krótko, ale bez entuzjazmu i rozłączył się.
Nie myślał, nie chciał myśleć o tym, co właśnie się wydarzyło, czego się dowiedział. Nadal czuł ten nakaz, który mówił mu, żeby cisnąć niebieskowłosego chłopaka o podłogę i walić jego głową tak długo aż by mózg mu nie wypłynął.
Przerażała go ta część jego umysłu. Napawała autentyczną grozą. Ten demon, którego przywiózł z wojny. Shinji doskonale to rozumiał, też takiego miał. Oboje radzili sobie z nimi w lepszy, lub gorszy sposób. Alkohol był jednym z tych gorszych, chociaż niewątpliwie najszybszym. Jakby nie było mu dość frustracji seksualnych, to jeszcze to.
- Odpędzaj duchy – powiedział Kensei, rzucając butelkę blondynowi, a samemu siadając zwyczajowo na odwróconym krześle.
- Dobrze, że już jest pięć po dwunastej. Nie będę musiał się martwić o swój wizerunek dżentelmena – powiedział i posłusznie odbił butelkę i polał do kielonków.
Shinji od chwili wejścia do mieszkania przyjaciela nie zadał żadnego pytania, zbyt dobrze znając rytuał. Dopiero po trzeciej kolejce Kensei coś napomknie, ale dopiero po czwartej będzie można zadać jakieś dokładniejsze pytania, a później to już pójdzie jak z płatka. Jednak było to conajmniej niepokojące. Siwowłosy już od długiego czasu nie wydawał rozkazu o piciu wódki. Musiało się wydarzyć coś naprawdę wstrząsającego.
- Kurwa – mruknął Kensei, po wychyleniu trzeciego kieliszka. - Ten świat nie może być taki mały.
Shinji nie skomentował, po prostu nalał kolejna porcję.
- Kogo spotkałeś? - zapytał się, gdy płyn po raz czwarty rozgrzał mu gardło. Tym razem poczekal z polewaniem.
Kensei siedział z głową opartą na skrzyżowanych ramionamich położonych na oparciu krzesła. Patrzył prosto przed siebie z zaciętą miną.
- Dzieciaka z Espady – powiedział po chwili. - Miałem ochotę go zabić – dodał ciszej, jakby samemu sobie niedowierzając. - Gdybyśmy spotkali się w innych okolicznościach to pewnie bym to zrobił.
Shinji pochylił się do przodu zainteresowany. Coś takiego faktycznie mogło strzelić Kenseia na tyle, że potrzebował znieczulenia. Sam by potrzebował.
- A wiesz, co jest najzabawniejsze? - zapytał się, ale nie spojrzał na blondyna, więc ten nawet nie kłopotał się odpowiedzią. - To ten niebieskowłosy z zespołu Hisagiego.
Brew Shinjiego powędrowała w górę. To w sumie wyjaśniało pewne sprawy. To, że nie zgadzało się to z informacjami, które znalazł wcześniej, nie miało znaczenia. W końcu były to informacje znalezione w necie, tam wszystko można oszukać.
- Jesteś pewien? - dopytał się trochę niepotrzebnie.
Siwowłosy kiwnął tylko głową i wyciągnął kieliszek w stronę Shinjiego, który zaraz został posłusznie napełniony. Wypili i zgodnie z rytuałem Kensei opowiedział mu wydarzenia dzisiejszego poranka, przetykając to soczystymi przekleństwami zarówno pod adresem niebieskowłosego pana wróżki, jak i tego chłopaka Hisagiego oraz całego świata w ogóle.
Gdy skończył, Shinji kiwnął powoli głową. Patrzył przez pusty kieliszek jak przez lunetę.
- Yhymmm – mruknął powoli, kiwając głową. - Rozumiem. - Spojrzał na drugiego mężczyznę, który w tej chwili chodził po pokoju, jak lew w klatce. - To kiedy wybierają się do tego Hueco Mundo? - zapytał niewinnie.
Kensei spojrzał na niego spode łba.
- A skąd mam niby to wiedzieć i dlaczego właściwie miałoby to mnie obchodzić? - warknął.
Blondyn nie za bardzo przejął się jego tonem. Spojrzał na niego przez kieliszek i uśmiechnął się szeroko.
- Bo przecież chcesz jechać z nimi – oznajmił.
W odpowiedzi otrzymał jedynie zirytowane prychnięcie.
- Kensei – zaczął nieco znudzonym tonem, który oznajmia się oczywistości. - Kogo ty chcesz oszukać? Bo na pewno nie mnie, za dobrze cię znam stary koniu.
- I co mi takiego ciekawego powiesz? - zapytał sceptycznie, wyciągając worek treningowy z szafy.
Shinji założył nogę na nogę i zaczął kiwać stopą w rytm tylko przez siebie słyszanej muzyki. To było zawsze odrobinę zabawne. Ten upór z jakim Kensei nie chce przyznawać się do pewnych rzeczy. Podobnie było z jego przyznaniem do tego, że jest gejem. Wszyscy praktycznie wiedzieli to przed samym zainteresowanym.
- Wiesz, dlaczego zaproponowałem pracę w policji po tym jak odeszliśmy z jednostki? - zapytał, podnosząc głos, żeby siwowłosy usłyszał go ponad dźwiękiem obijanego worka.
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko wzruszył ramionami pomiędzy kolejnymi uderzeniami.
- Żebyś miał co robić i czym się zająć – kontynuował. - Gdybyś po odejściu nie miał co robić, to byś prawdopodobnie się urżnął na śmierć wcześniej czy później.
- Więc zrobiłeś to tylko po to, żeby mnie ratować? Dzięki mamusiu – powiedział nie przerywając boksowania.
Tym razem Shinji wzruszył ramionami.
- Ktoś o ciebie musi dbać, bo sam nie potrafisz – wyjaśnił i zaraz posłał szeroki uśmiech patrzącemu na niego spode łba Kenseiowi. - Tylko wiesz. Osobiście myślałem o tym, jak o sytuacji przejściowej, że w końcu coś cię kopnie w dupę na tyle, że będziesz chciał wrócić do prawdziwej akcji.
- I niby to właśnie nastąpiło? - zapytał bynajmniej przekonany.
- A nie? Tylko szczerze – powiedział dokładnie przyglądając się przyjacielowi.
Ten jeszcze kilka razy przywalił workowi; przy ostatnim aż huknęło; i spojrzał na Shinjiego wściekły. Blondyn uśmiechnął się tylko, dobrze wiedząc, że prawda powoli przesiąka do tego upartego łba.
- I że niby co? - zapytał w końcu Kensei. - Mam wszystko rzucić w pizdu i pojechać na wycieczkę krajoznawczą? Poza tym, co to za pomysł, że pozwolę temu dzieciakowi gdziekolwiek pojechać!
Shinji w żaden sposób nie skomentował, nalał jeszcze wódki. Osiągnął już cel – Kensei przestał myśleć o sprawie, która go wkurzyła na samym początku i dostał coś, nad czym będzie mógł myśleć przed snem. A że Kensei bardzo nie lubi rozmyślać przed snem, to się wkurzy, jak się wkurzy to weźmie i coś zrobi. Shinji miał nadzieję, że tym czymś, będzie rzucenie wszystkiego w pizdu.
- Poza tym jakbyś odszedł z policji – powiedział, podchodząc do Kenseia z kieliszkiem. - To może wreszcie nie będziesz miał oporów, żeby niecnie wykorzystać jakiegoś przystojnego chłopaka. - Zaraz uniósł dłonie w obronnym geście i uśmiechnął się niewinnie pod morderczym spojrzeniem brązowych oczu. - Może nie zauważyłeś, ale ostatnimi czasy coraz częściej zachowujesz się jak niedoruchana diva i snickers w tym wypadku nie pomoże.
- Snickers? - zapytał, marszcząc brwi nieco zbity w tropu.
Blondyn uśmiechnął się tylko i pokręcił głową.
- Nieważne. Pij.
Wypili. "Za zmiany" dodał w myśli Shinji.

***

Toshiro był wściekły i miał ochotę coś rozwalić. Niestety pod ręką miał tylko swoja gitarę, a tej wolałby się nie pozbywać.
- Co oni sobie myślą! - wybuchnął, patrząc na siedzącego obok Shuuheia z nadzieją na odpowiedź. Otrzymał tylko wzruszenie ramion. - Czy oni nie zdają sobie sprawy z tego – kontynuował niewzruszony - że nie każdy prowadzi takie bumelanckie życie jak oni? Zrozumiałbym, gdyby żadne z nich nigdy nie pracowało, ale przecież coś tam robią i powinni rozumieć jak cenny jest czas wolny. Przynajmniej dla mnie jest. Gdyby chociaż dali jakikolwiek znak, że ich nie będzie. Ja naprawdę mam co w życiu robić i niekoniecznie chcę marnować czas no bezsensowne czekanie.
Grimmjow i Tia nie przyszli na wtorkową próbę. Shuuhei domyślał się powodu ich nieobecności, ale nie był pewien, czy powinien dzielić się tymi domysłami z Toshiro. Zwłaszcza, że Grimmjow wczoraj jeszcze kilkakrotnie dość wyraźnie powiedział mu, co z nim zrobi, gdyby komukolwiek pisnął choćby słówko. Shuuhei podejrzewał, że nie byłoby aż tak źle, ale wolał nie ryzykowć.
Do teraz zastanawiał się, jakim cudem udało mu się powstrzymać niebieskowłosego przed wybiegnięciem za Kenseiem; sądząc po jego morderczym spojrzeniu, nie chodziło mu o miłą rozmowę. Jak tak stał w drzwiach i trzymał Grimmjowa na wyciągnięcie ramion przez chwilę naprawdę obawiał się, że zaraz bardzo ostro dostanie po mordzie i chłopak przejdzie po jego przysłowiowym trupie. Na szczęście udało mu się odwrócić uwagę kolegi i ten w końcu się odrobinę uspokoił. Grimmjow stał się trzecią osobą, po Kenseiu i Kirze, z którą rozmawiał na temat raportu Ichimaru. Później, jak już się zbierał do wyjścia odwrócił się.
- Jesteś pewien, że chcesz tam jechać? - zapytał się nadzwyczaj, jak na siebie, poważnie.
- Tak – odpowiedział bez chwili wahania. Musiał pojechać i zadać jednej osobie kilka pytań.
- Pogadamy jeszcze o tym – rzucił i wyszedł.
Od tamtej pory nie dawał znaku życia. To samo zresztą tyczyło się Kenseia. I jeszcze musiał posprzątać stłuczoną doniczkę. Miał tylko nadzieję, że kwiatek jakoś to przeżyje – to był jego ulubiony.
Westchnął.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz Hisagi? - zapytał sie Toshiro, wybijając bruneta ze swojego świata.
Ten popatrzył na białowłosego przepraszająco.
- Sorry Toshiro ja... - zaczął, ale w tej chwili do sali, w której siedzieli, ktoś zapukał.
W drzwiach najpierw pojawiła się głowa mężczyzny z blond włosami, przyciętymi na wysokości szczęki i z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- O w końcu poprawna sala – odezwał się blondyn i wszedł do środka.
Shuuhei skądś go kojarzył.
- To ty – przywitał się chłodno Toshiro i w końcu u Hisagiego zaskoczyło, to był znajomy Kenseia.
- Oh spokojnie młody, ja nie do ciebie – powiedział i od razu skierował się w stronę Shuuheia. - Nazywam się Hirako Shinji i zdaje się, że mamy wspólnego znajomego – przywitał się i wyciągnął chudą dłoń i długich palcach w stronę chłopaka.
- Bardzo możliwe – odpowiedział z rezerwą, ale uścisnął wyciągniętą dłoń; uścisk był zaskakująco mocny i pewny. Odwrócił się zaraz w stronę białowłosego. - Hitsugaya Toshiro – przedstawił chłopaka, ale ten tylko skinął głową.
Hirako nie przestawał się uśmiechać.
- Wiem – powiedział, zerkając na Toshiro. - Jak tam doktorat? Zrobiliście już coś ciekawego z tymi zmrożonymi metalami?
Młodszy chłopak przez chwilę wyglądał na zaskoczonego, ale szybko się opanował, przywdziewając swoją chłodną maskę.
- Mój doktorat i badania mają się dobrze, dziękuje – odpowiedział i zerknął w stronę Shuuheia, pytająco.
Brunet spojrzał na stojącego przed nim mężczyznę.
- W czymś mogę ci pomóc Hirako? - zapytał się uprzejmie.
Wydawało się, że jest to fizycznie niemożliwe, ale jednak uśmiech blondyna poszerzył się jeszcze bardziej. Gościu miał naprawdę niesamowite uzębienie.
- Owszem – powiedział powoli, pochylając się w stronę Shuuheia. - Słyszałem, że wybierasz się do Hueco Mundo.
Chłopak zerknął szybko na kolegę, sprawdzając jego reakcję, ale ten stał tylko z ramionami skrzyżowanymi na piersi i z ściągniętymi brwami. Zapowiadało się później niezłe przesłuchanie.
- Możliwe, a co jesteś z jakiegoś biura podróżniczego i chcesz mi zaproponować wycieczkę last minute? - zapytał, odsuwając się odrobinę. Czuł się nieswojo w takiej bliskości z tym mężczyzną.
Shinji zaśmiał się głośno.
- Nie do końca – powiedział, prostując się. - Powiedzmy, że chcę ci zapewnić bardziej odpowiednie towarzystwo.
- Swoje? - zapytał bynajmniej nie kryjąc niepokoju.
Kolejny śmiech.
- Między innymi, ale nie tylko.
Shuuhei zmarszczył brwi i popatrzył na blondyna coraz mniej pewny, czy chce mieć z nim cokolwiek wspólnego. Ten, wciąż nieporuszony, sięgnął do kieszeni i wyciągnął kartkę, podał go Hisagiemu.
- To adres Kenseia – wyjaśnił. - Masz czas do końca tygodnia – powiedział tylko. - Trzymaj się białasku – rzucił na odchodne i wyszedł z pokoju.
Shuuhei wpatrywał się w kartkę z adresem. To było conajmniej dziwne i nie do końca rozumiał działania blondyna. Co chciał tym osiągnąć? Brzmiał trochę, jakby sam chciał się wybrać na wycieczkę, a przy okazji zaciągnąć na nią Kenseia. Z drugiej strony niewątpliwie zaoszczędziło to roboty Shuuheiowi, który sam chciał spróbować znaleźć ten adres.
Chrząknięcie odwróciło jego uwagę od kawałka papieru. Spojrzał na Toshiro i zaraz przełknął ślinę, uśmiechnął się niepewnie. O ile białowłosy jeszcze przed chwilą był po prostu wściekły, to teraz był uosobieniem prawdziwej śnieżnej furii.
- Zaraz wszystko wyjaśnię – powiedział szybko Shuuhei.

***

Na szafce nocnej wylądował nóż, zaraz obok portfel i dokumenty razem z odznaką, potem bandaże i spięte gumką-recepturką zipy – teraz uboższe o dwie sztuki; na samą myśl o tym, chciał coś rozwalić. Obklepał jeszcze kieszenie; wyciągnął i wyrzucił do kosza papierek po snickersie – Shinji miał rację, nie pomogło; i ściągnął bojówki, rzucił je na krzesło. Zaraz w ich ślady powędrował t-shirt. Przeciągnął się i wygiął się do tyłu, czując jak mu się mięśnie odrobinę rozluźniają. Dzisiaj miał dzień papierkowej roboty związanej z zakończeniem jego zadania. Już długo nie musiał tyle czasu spędzić przy biurko. Odzwyczaił się, dlatego potrzebował długiego prysznica.
Pozwolił by mocny strumień gorącej wody rozluźnił mu mięśnie. Niewątpliwie ilość pracy miał jeden bardzo ważny plus – nie miał zbytnio jak myśleć o wczorajszej rozmowie z Shinjim. Z drugiej strony nie było o czym myśleć – ten przeklęty chudzielec miał rację. Demony, demonami, trauma, traumą, przecież tamta służba dawała mu satysfakcję. Czuł się spełniony i brakowało mu tego zastrzyku adrenaliny związanej z byciem w akcji. Po prostu przez ostatnie lata odsuwał to od siebie. Zresztą jak wiele rzeczy.
Będzie musiał wybrać się do fryzjera, pomyślał, przyglądając się swojemu odbiciu w lekko zaparowanym lustrze – siwe kosmyki przyklejały mu się do czoła. Odsunął się kawałek i przyjrzał się sobie krytycznie. Nie wyglądał źle, więc chyba nie musiał się w najbliższym czasie martwić o kryzys wieku średniego. "Jeszcze" dodał usłużny głosik, który brzmiał jak Lisa. Najwyżej zrobi sobie tatuaż. Odwrócił się bokiem jednym i drugim. Warknął.
- Źle z tobą staruszku – mruknął do siebie.
Poza tym, co z tego, że trzymał się tak dobrze, skoro w żaden sposób tego nie wykorzystywał. Nie miał jakoś szczególnie męczącej fizycznie roboty. Nawet nikogo nie podrywał. "A mógłbyś" podpowiedział kolejny głosik – Shinjiego - i podsunął mu obraz niemalże nagiego Hisagiego, owijającego język wokół czekoladki. Bogowie, gdyby chłopak w tamtym momencie nie uciekł do pokoju; swoją drogą wciąż go intrygowało, dlaczego to zrobił; to pewnie by się na niego rzucił.
- Niedoruchana diva – mruknął i prychnął pod nosem.
Sięgał właśnie po szczoteczkę, gdy zadzwonił dzwonek. Chwycił ręcznik i owinął go wokół bioder. Podszedł do drzwi, po drodze ktoś zadzwonił jeszcze raz, zerknął przez judasza, niestety na korytarzu było ciemno i jedyne co zobaczył, to sylwetkę. Odwrócił się i chciał odejść, ale znowu rozległ się dzwonek, tym razem dwa razy pod rząd. Świadkowie Jehowy zazwyczaj dawali za wygraną po drugim. Szybko przeleciał liczbę osób, którym mógł zajść za skórę w tym mieście i nawet była jedna taka. Tylko skąd niebieskowłosy miałby mieć jego adres. Sposób by się znalazł, dodał w myślach, przypominając sobie scenkę z dilerem w zaułku.
Bardzo cicho odkluczył zamek i poczekał chwilę. Gdy rozległ się kolejny dzwonek, błyskawicznie otworzył drzwi, chwycił zaskoczoną postać za ramię, wciągnął do mieszkania, wykręcił i przygniótł twarzą do ściany, zatrzasnął drzwi i zakluczył. Spojrzał na trzymaną postać, coś było mocno nie tak.
- Do cholery jasnej – przywitał go znajomy głęboki, teraz delikatnie zdenerwowany głos. - Co ja mam wypisane na czole "rzucaj mna o ściany jak szmatę", czy co?
Puścił Shuuheia i odsunął się do tyłu.
- Sorry nie widziałem kto to – próbował się wytłumaczyć. Było mu odrobinę głupio. Chłopak nie zasługiwał na takie traktowanie.
- Nie mogłem nigdzie znaleźć... - zaczął i urwał, gdy się w końcu odwrócił i mógł przyjrzeć gospodarzowi. Zlustrował go od góry do dołu i nawet otworzył lekko usta. Zaraz jednak otrząsnął się i próbował znaleźć miejsce, w które mógłby spojrzeć byleby nie patrzeć na mężczyznę przed sobą. - Włącznika światła nie mogłem znaleźć – wyjaśnił szybko.
Kensei uśmiechnął się półgębkiem. To już wiedział, jak mniej więcej wyglądał, gdy on został Hisagiego w samych bokserkach.
- Taaa – mruknął. - Też miałem z tym problem... Co ty w ogóle tutaj robisz? - zapytał ostrzej. - Skąd masz ten adres.
- Mam swoje sposoby – powiedział lakonicznie, wciąż unikając patrzenia przed siebie. - Przyszedłem porozmawiać o interesach.
- Interesach? Jakie niby interesy moglibyśmy robić?
Chłopak uśmiechnął się i w końcu spojrzał mu w oczy.
- Krajoznawcze – powiedział spokojnie.