Bliskość poza planem 19
Dodane przez Aquarius dnia Lutego 16 2013 14:39:31


Rozdział 19 – Sińce



- Woda, woda – mruczał do siebie Artur, przechadzając się między pułkami w Biedronce i słuchając na słuchawkach muzyki. Palcami wystukiwał w powietrzu rytm piosenki, poruszając ustami, niemo wyśpiewując tekst. Był w dobrym humorze, bo za jakieś pół godziny miał się widzieć z Piotrem, i o dziwo nie w mieszkaniu, a w pubie. Musiał przyznać, że ta mała odmiana bardzo mu pasowała, właśnie takiego spędzenia czasu z mężczyzną pragnął. Chociaż nie wiedział, jak miał zamiar oglądać zdjęcia w miejscu publicznym, w sumie nie zapytał się aktora, czy powinien je przynosić. Ale zabrał je, i teraz bezpiecznie spoczywały w jego plecaku.- Bring what's yours, I'll take what's mine and meet you on the other side. We'll leave a sign so anyone can find us – zanucił pod nosem wraz z wokalistą zespołu Shinedown, w końcu znajdując upragnioną wodę. Zatrzymał się jednak nagle, dostrzegając dalej, tuż przy dziale ze słodkościami, swojego sąsiada Zbyszka. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby mężczyzna nie posyłał mu dziwnego spojrzenia, wręcz niechętnego. Nim jednak Artur zdołał się przypatrzeć i się przywitać, ten zniknął za regałem.- Dziwadło – burknął Artur do siebie, dochodząc do wniosku, że nie ma czasu dla sąsiada, chociaż jego zachowanie nieco go zaniepokoiło. Ale może przesadzał, w końcu mężczyzna w samym obyciu sprawiał wrażenie tajemniczego, wręcz nieprzyjemnego, więc najwidoczniej taki był. Z butelką pod ramieniem Artur ruszył do kas, mając nadzieję, że kolejka przed nią nie okaże się kilkumetrowa, chociaż o tej porze już nie powinno być dużego ruchu.
- O matko, ale jestem inteligentny – sapnął Artur, zły, że przez nieuwagę wyszedł o jedną stację metra za wcześnie. Chciał dostać się na plac Bankowy, a stamtąd był już rzut beretem do pubu City, w którym umówił się z Piotrem. Wysłał mu wiadomość, informując go o swojej pomyłce oraz o tym, że skróci sobie drogę przez osiedle, więc niedługo będzie. Ruszył żwawo, nadal nucąc coś pod nosem i jakoś tak odruchowo odwracając się za siebie. W sumie główny powód wyjścia na stację Świętokrzyską był zgoła inny, ale Artur nie był do końca przekonany co do niego. Przez całą jazdę metrem wydawało mu się, że ktoś mu się przygląda, wręcz natarczywie w niego wpatruje, ale za każdym razem jak próbował ustalić, kto mógł się nim na tyle zainteresować, nikogo takiego nie zauważał. Doszedł więc do wniosku, że dla świętego spokoju zmieni plan dojazdu, aby pozbyć się tego dziwnego uczucia. Niestety, nadal wydawało mu się, że ktoś go śledzi, ale kiedy parę razy się odwrócił nikogo nie dostrzegł.- Chyba na mózg mi coś pada – zaśmiał się do siebie, wsuwając ręce w kieszenie ciemnogranatowych spodni i skupiając się na lecącej w słuchawkach piosence. Wszedł między wysokie budynki bloków, i mimo że było to centrum Warszawy, nie prezentowały się one elegancko i szykownie, a wręcz odwrotnie. Po zapadnięciu zmroku można było dostrzec szare ściany, popękane i z ubytkami. Do tego niezbyt zadbane skwery, które powinny cieszyć oczy zielenią, a nie piachem i psimi odchodami. Sama ścieżka, którą kroczył Artur była po prostu ułożona z płyt chodnikowych, chwiejącymi się pod butami. Obrazka dopełniały monstrualne krzaki, które nieprzycinane rozrosły się według własnych praw natury, stwarzając dla pijaczków idealne miejsce na alkoholowe imprezy.
Artur jednak nie zwracał uwagi na to, szybkim krokiem chcąc przejść przez osiedle i dotrzeć do celu. Zaciemnione miejsca, które mijał w ogóle nie zachęcały do postoju.
Mężczyzna idący za Arturem stąpał niemal bezgłośnie na miękkich podeszwach znoszonych adidasów. Twarz ukryta w cieniu głębokiego kaptura nie pozwalała poznać jego tożsamości. Kiedy zobaczył, że chłopak przystaje na chwilę by odpalić papierosa, przyspieszył gwałtownie, dopadając do niego szybko. W okolicy nie było nikogo, kto mógłby zauważyć, jak napastnik uderza ramieniem w jego plecy, by po sekundzie, jaką zajęło ciału Artura pochylenie się pod wpływem ciosu, poprawić uderzeniem zwiniętej pięści w głowę. Zapalniczka z trzaskiem upadła na chodnikowe płyty, podskakując kilka razy. Serce mężczyzny biło spokojnie i równo, kiedy zamachnął się na leżącego chłopaka, wymierzając mi kilka silnych, precyzyjnych ciosów w żołądek. Artur skulił się, chroniąc czaszkę w ramionach, odruchowym, naturalnym gestem. Nie uchroniło go to od potężnego ciosu w tył głowy, i od kolejnych, bolesnych, w nerki. Mężczyzna nachylił się nad plującym krwią Arturem i sięgnął do kieszeni jego spodni, szukając portfela. Dłonie schowane miał w cienkich, bawełnianych rękawiczkach.
- Ej! - wrzasnął ktoś od strony wylotu z alejki. Napastnik uniósł głowę, spostrzegając nadbiegającego mężczyznę. Nawet nie przyspieszył mu puls. Pochylił się nieco, łapiąc pewniej portfel i niemal zwierzęcym ruchem odwracając się w drugą stronę. Zaczął biec przed siebie, sadząc wielkie susy, najwyraźniej nawykły do tego typu ucieczek. Jego ciałem aż kołysało, mimo że nie wydawał się z postury typem sportowca. Już po kilku sekundach przesadził ogrodzenie z żywopłotu, zupełnie znikając z widoku.- Kurwa! - sapnął Piotr, dopadając do gramolącego się na ziemi Artura. Od razu, kiedy zobaczył co się dzieje, poznał chłopaka. Głównie zresztą po włosach. Pomyśleć, że po prostu chciał mu wyjść naprzeciw, żeby umilić sobie trochę czekanie. W duchu dziękował swojemu instynktowi, który kazał mu znaleźć się we właściwym miejscu i czasie.
Artur jęknął, czując jak boli go całe ciało, a niektóre miejsca wręcz rwą, jakby ktoś wbijał mu gwoździe. Odkaszlnął krwią, próbując się unieść się na kolana, ale zakręciło mu się w głowie, a żołądek zapłonął jeszcze mocniejszym bólem, wywołując mdłości.
- O kurwa... - sapnął i zwymiotował, drżąc cały z nerwów. Łzy spłynęły mu po policzkach, mieszając się z krwią z rozciętego łuku brwiowego. Piotr ukucnął przy nim, dotykając jego ramienia w uspokajającym geście. Wewnątrz jednak cały dygotał ze zdenerwowania. Jakim chujem trzeba być, żeby napadać idącego samotnie chłopaka? I to jeszcze o jakąś głupią kasę. Mężczyzna żałował, że nie było szans by złapać drania. Chętnie wymierzyłby mu sprawiedliwość.
- Leż - szepnął, wyjmując z kieszeni telefon i nie spuszczając chłopaka z oczu. Cały czas dotykał go lekko, instynktownie chcąc zapewnić go o swojej obecności. Niebo ciemniało coraz bardziej, zostawiając ich w zawiesistym półmroku.
Karetka przyjechała już po kilku minutach od zgłoszenia, sanitariusze bez gadania zapakowali zalanego krwią Artura do środka, odmawiając jednak zabrania ze sobą Piotra. Mężczyzna warknął wściekle patrząc na nich z byka, nie mogąc jednak nic zrobić. Nie mając większego wyboru poczłapał na tramwaj, cały nabuzowany.

***


Artur przymknął oczy, próbując skupić się na numerach pięter, które wyświetlały się w windzie. Spędził noc w szpitalu na obserwacji i ogromnej ilości badań. Przynajmniej tak mu się wydawało, chociaż mając w sobie tylko ból, nie rejestrował gdzie go wożą i po co. Nawet leki do końca nie pomogły, bo nerwy robiły swoje, przyspieszając pracę serca i wywijając już i tak obolały żołądek. Stęknął, mocniej przylegając do ścianki, kiedy na jednym z pięter wjechało łóżko z jakąś starszą kobietą i sanitariuszem. Chłopak nie przyglądał się im, chcąc w końcu wyłapać jedynkę na wyświetlaczu i tym samym znaleźć się na swoim piętrze. Czuł się otępiały, senny, dręczony głodem, mdłościami, zimnymi, to gorącymi dreszczami. Do tego pulsujący ból rozciętej brwi, opuchniętego nosa oraz sińców na brzuchu. Marzył, aby zażyć środki przepisane przez lekarza i położyć się, zanurzyć w śnie i odciąć się od tego koszmaru. Tuż po przyjeździe do szpitala zjawiała się policja, chcąc dowiedzieć się, w jakich okolicznościach został napadnięty, co zginęło, czy widział napastnika. Odpowiadał z trudem, chociaż miał ochotę kazać im spierdalać, gdyż kompletnie nie mógł zebrać myśli. Wiedział, że o to samo wypytają Piotra, który przez cały czas czekał na niego w poczekalni, co jakoś go pocieszało, bo do matki nie dzwonił. Udało mu się w końcu wyjść z windy i ruszyć chwiejnie szerokim korytarzem w stronę wyjścia. Masę ludzi się tam kręciło, gdyż tuż obok znajdowała się szatnia, mały sklepik z artykułami spożywczymi oraz jadalnia dla pacjentów. Artur jednak nie zwracał na nikogo uwagi, zaczynając się zastanawiać już któryś raz z kolei, czemu musiało mu się to przytrafić i co za skurwiel go zaatakował. Czyżby była to ta sama osoba, która go śledziła? Więc może mu się nie przewidziało. Wykrzywił twarz i przystanął przy ścianie, kiedy zaatakował go ostry ból głowy. Zamknął oczy, blednąc, próbując opanować falę mdłości.
- Kurwa, kurwa... - syknął cicho przez zęby, zaciskając dłoń na chłodnym parapecie.
- Artur! - zawołał Piotr, dostrzegając go, kiedy chłopak wypełzał z windy i podchodząc szybko. Kilka osób zawiesiło na nim spojrzenie, czy to ze względu na jego podniesiony głos, posturę lub to, jak bardzo był wymięty po kilkugodzinnym czekaniu na Artura. - Ja pierdolę - sapnął, podchodząc zupełnie blisko i łapiąc go za ramię. - Nie mogę uwierzyć, że wysyłają cię do domu w takim stanie.
- I dobrze. - Artur zerknął na niego z ulgą, że ten już się stawił. Nie wiedział, czym mężczyzna się kierował, ale musiał stwierdzić, że to miłe z jego strony iż go tak nie zostawił samego. Westchnął ciężko i złapał się go, opierając się na nim całym ciężarem.
- Dobrze? - burknął Piotr, patrząc na niego krytycznie. - Wyglądasz jakbyś zaraz miał się przewrócić. Ci pierdoleni lekarze chyba nie mają oczu! - mężczyzna złapał go mocniej, holując w kierunku wyjścia. - Gdzie cię odwieźć? - spytał, zerkając na niego z góry. W sumie nie wiedział, co powinien zrobić. Nie chciał się chłopakowi narzucać.
- Gdziekolwiek... - Artur nie przejmując się innymi ludźmi objął Piotra w pasie, chcąc lepiej się go trzymać. W końcu widać było, że jest w ciężkim stanie i rzeczą naturalną jest tak blisko trzymać się drugiego mężczyzny. Do tego jego jasny podkoszulek nosił wyraźne ślady krwi, więc dopełniało to tylko obrazka tego, jak mógł się czuć. Próbował i tak przed Piotrem nie zdradzać jak źle się czuł, co może było z jego strony dziecinnym posunięciem, ale innego wyjścia nie widział. Zmarszczył jednak brwi i zatrzymał się, kiedy zrobiło mu się ciemno przed oczami. - Muszę usiąść – szepnął, lekko drżąc. W plecaku na ramionach miał wszystkie badania.
- Ja pierdolę - warknął Piotr, trzymając go blisko siebie i sadzając na krawężniku. Po prostu nie wierzył w to, co widział. Nie dość, że personel traktował go jak gówno, kiedy czekał w nocy by dowiedzieć się co z Arturem, to jeszcze wypychali go do domu w takim stanie, bo łóżek brak, a jemu rzekomo nic nie jest. Jak nic kurwa nie jest, pomyślał mężczyzna, kucając przy nim i obejmując go dłonią za kark. Patrzył uważnie po jego twarzy, szukając jakiś poważniejszych symptomów. Cała sytuacja po prostu nie mieściła mu się w głowie. O chamstwie, jakiego doznał ze strony policji nawet nie chciał myśleć.
- Pojedziemy do mnie, ok? - spytał, głaszcząc go powoli po karku. Oddychał ciężko ze zdenerwowania.
Artur kiwnął głową, nieco pochylony, próbując opanować zawroty głowy. W końcu odetchnął i spojrzał blady na mężczyznę.
- Możemy iść – powiedział, mając nadzieje, że jego mieszkanie jest w miarę niedaleko. Drgnął jednak, o czymś sobie przypominając. - Mogę mieć do ciebie prośbę, póki jesteśmy w szpitalu i przy aptece? Wykupisz mi receptę? - spytał, wpatrując się w jego twarz, z której doskonale odczytywał jego emocje.
- Nigdzie kurwa nie pójdziesz - warknął mężczyzna, kierując się do postoju taksówek. Wszystko go dosłownie osłabiało, łącznie z Arturem strugającym bohatera. Wsadził go do samochodu, dogadując się krótko i treściwie z kierowcą. - Daj tą receptę - mruknął, zaglądając do środka wozu i patrząc na poczynania chłopaka. Widząc, że ten próbuje gmerać w plecaku, wyjął mu go z dłoni z prychnięciem irytacji, otwierając i szperając w poszukiwaniu świstka. Nie miał zamiaru przedłużać i patrzeć, jak Artur leci mu przez ręce. Zerknął jeszcze na niego sondująco, upewniając się, że chłopak nie zejdzie póki on nie wróci z lekami. - Poczekaj - mruknął, by podbiec zaraz w kierunku apteki. Artur odprowadził go wzrokiem, żeby w następnej chwili oprzeć czoło o tył siedzenia i zamknąć oczy. Nie zastanawiał się nad zachowaniem Piotra, mając tylko nadzieję, że wróci szybko i w też takim tempie znajdą się u niego w mieszkaniu.

***


Błogi sen mijał, tak samo uczucie lekkości, kiedy Artur zbudzony hałasami wolno uniósł powieki. Obraz przed jego oczami był nieznacznie rozmyty, zbudowany ze światła i cieni, które drgały, mieszając się nawzajem. Pojawiło się także poruszenie, w postaci sporej wielkości kształtu, który okazał się być Piotrem podnoszącym się z posłania, na którym leżał również Artur. Młody mężczyzna chciał go zawołać, ale darował sobie czując jak do głosu szybko wraca naruszone ciało. Skrzywił się, będąc pewnym, że w głowie ma jedną wielką ranę, która atakowała go stłumionym, tępym bólem. Na szczęście był on znacznie słabszy w porównaniu do poranka, kiedy Artur miał ochotę skulić się i wyć z udręki. Sam już nie wiedział co gorsze, czy męczarnia ze świeżymi obrażeniami, czy stan po zażyciu wszelkich możliwych leków i poczuciem, że czas leci strasznie wolno. Po chwili doszedł jednak do wniosku, że najgorsze to i tak miał za sobą, zwłaszcza zszywanie jego rany na łuku brwiowym, kiedy znieczulenie jeszcze nie zaczęło działać.
- Kurwa... - mruknął cicho, jakby chcąc tym przekleństwem nieco ożywić swój umysł. Artur sapnął ciężko i wolno obrócił się na plecy, wcześniej polegując na tym boku, gdzie twarz była nienaruszona. Chociaż wydawało mu się, że jak by się nie ułożył, to i tak było źle. Nie lubił takich sytuacji, kiedy ciało odmawiało mu posłuszeństwa, a on nic nie mógł na to poradzić, mógł jedynie czekać. Oblizał wargi, czując w kąciku rankę, która zapiekła, kiedy dotknął ją językiem. Leżał tak chwilę, mimowolnie dotykając miejsca tuż obok, które jeszcze było ciepłe po obecności Piotra. W sumie w całym pokoju pachniało nim i nie wiedzieć czemu, Artur czuł się z tym dobrze, uspokajało go to. Nieznacznie, bo w zasadzie dziwił się, że mężczyzna tak mu pomagał i jeszcze zaprowadził do siebie, skoro mógł go wysłać do jego mieszkania. Musiał przyznać, że to naprawdę miłe z jego strony i na pewno będzie musiał mu podziękować oraz jakoś się odwdzięczyć. Ale przede wszystkim powinien zadzwonić do matki, wiedząc, że kolejny dzień zwłoki i jej złość będzie większa, że tak późno ją o tym poinformował. Ale przecież żył, a ona miała w końcu podpisać wynajem miejsca pod nową restaurację w Poznaniu. Niech zamknie to w końcu, a wtedy on się odezwie. Raczej nie będzie na niego krzyczeć, wiedząc go w takim stanie. Odetchnął ciężko, przesuwając ostrożnie dłonią po brzuchu i od razu się krzywiąc. Piotr dał mu jakiś podkoszulek, żeby nie spał w tym swoim brudnym od krwi ubraniu, które zapewne trafi do śmieci. Wsłuchał się w ciszę, która panowała w mieszkaniu, żeby po chwili usłyszeć szczątki rozmowy, ale jedynie niewyraźne słowa. Od razu jednak rozpoznał głos Piotra.
Po chwili mężczyzna wszedł do pokoju, otwierając sobie drzwi łokciem i niosąc parujący obficie kubek oraz miseczkę z jedzeniem. Uniósł brwi, widząc że Artur już nie śpi. W sumie i tak musiałby go obudzić na posiłek i leki, ale wątpił, by chłopak zrobił to sam.
- Nie śpisz - mruknął, stawiając naczynia na parapecie i siadając obok niego na łóżku. Materac ugiął się znacznie pod jego ciężarem. - Przyniosłem żarcie. Podniesiesz się, dobra?
- Dobra. - Artur podpierając się dłońmi i uniósł się ostrożnie, od razu czując ból w obitych mięśniach brzucha. Oparł się o poduszki, kiedy mężczyzna mu je poprawił i pomógł jako tako usiąść. - Dzięki – mruknął Artur, nie będąc pewnym, czy powinien tak zawracać mu głowę swoim stanem. Piotr popatrzył na niego ciężkim wzrokiem, nie mówiąc nic i sięgając po miseczkę z jedzeniem. Okazało się, że była to drobna kaszka z warzywami i mięsem, wszystko niemalże rozgotowane. Widać sam tak często jadał. Wręczył chłopakowi łyżkę, obserwując go cały czas bacznie i przytrzymując naczynie z obiadem. Musiał coś przecież zjeść, skoro miał wziąć leki.
- Dam radę – powiedział Artur cicho, chcąc odebrać od niego ciepłe naczynie. Wiedział, że raczej posilać będzie się wolno, a nie chciał, aby mężczyzna tracił na to czas.
Mężczyzna przekazał mu miseczkę, mając nadzieję, że chłopak się nie poparzy. W duchu beształ się za przejmowanie się takimi rzeczami. Artur był dorosłym mężczyzną, i powinien wiedzieć, co robi.
- Muszę iść do roboty za chwilę - mruknął Piotr, kładąc mu ciężką rękę na udzie ukrytym pod kołdrą. - Chcesz gdzieś zadzwonić? Ma ktoś po ciebie przyjechać? - spytał, zerkając mu w oczy. Nie chciał, żeby chłopak czuł się niezręcznie, uwięziony u niego w domu.
- A zrobię ci duży kłopot... - zaczął niepewnie, czując się trochę głupio wykorzystując gościnność mężczyzny, niestety nie miał innego wyjścia. -...jeśli zostanę na noc? Matka wyjechała i pewnie dopiero jutro by mogła mnie odebrać.
- Nie pieprz mi o kłopocie - mruknął Piotr, nachylając się nad nim i cmokając w umazane warzywnym wywarem usta. - Myślałem, że wolałbyś być z rodziną, albo ze swoim... chłopakiem - dokończył wolno, patrząc na niego uważnie. Przyjemnie ciepła dłoń dotykała ramienia Artura relaksująco.
Artur drgnął nieznacznie, zaskoczony jego słowami, z których odczytał, że on nawet wolałby, aby został u niego. Nie wiedział co o tym sądzić, chociaż poczuł ulgę, że nie staje się dodatkowym ciężarem, którym jeszcze trzeba się zajmować. Na wzmiankę o Krzyśku zmarszczył brwi i od razu pożałował tego, czując ból w ranie. Zanim odpowiedział przełknął potrawkę, która nie okazała się mdła, jak mu się wydawało, a nawet smaczna.
- Swojego faceta, a raczej nie-faceta, nie widziałem od pół roku – odparł, jakoś chcąc wyjaśnić tą zawiłą sprawę związaną z jego partnerem. - Więc ciężko, aby określić go mianem mojego chłopaka. - Przeniósł wzrok na miskę i nałożył kolejną porcję, chwilę czekając aż przestygnie. - A matka pojechała coś załatwiać do Poznania, więc jestem zmuszony na ten czas okupować ci łóżko – dodał z uśmiechem, a przynajmniej takim, na jaki pozwalały mu obrażenia.
- Rozumiem - mruknął Piotr, patrząc na jego zasiniały nos i fioletowo-żółty siniec na skroni. Nie wyglądało to zbyt dobrze. Nawet usta miał trochę spuchnięte od upadku na twarz. - Możesz tu siedzieć, nie przeszkadzasz mi. Powinien się zjawić mój współlokator później, jak coś to ci pomoże jak będziesz czegoś potrzebował, gadałem z nim. Będę gdzieś o pierwszej z powrotem - dodał, wstając z łóżka i rozprostowując kości. - A ten... do ojca nie chcesz zadzwonić? - dopytał, dla spokoju własnego sumienia. Bał się, że wyjdzie na wścibskiego.
Łyżka z jedzeniem zatrzymała się w połowie drogi do ust Artura. Aż go ścisnęło w środku nieprzyjemnie. Nie chciał jednak pokazać, że ta kwestia rodzinna jakoś go porusza, więc wsunął kolejną małą porcję do ust.
- Nie mam z nim kontaktu – odparł, mając nadzieje, że Piotr nie będzie dopytywał. Z ojcem nie rozmawiał już szmat czasu, chyba ostatnio jakieś dwa lata temu na pogrzebie babci. Tak od tamtej pory widział go jedynie w prasie. Przełknął i ułożył miskę na łóżko, chcąc chwilę odpocząć. - Współlokator ten z klubu? - spytał, pocierając dłonią zdrowe oko. Czuł się trochę lepiej, mając w żołądku jedzenie, chociaż otępienie nadal go trzymało. - I tak pewnie będę spał, tylko się wysmaruję i leki wezmę.
- Mati wyjechał. Między nami, to śpisz na jego miejscu - zaśmiał się krótko, ciekawy reakcji Artura. Pomyśleć, że mogli użyć tego łóżka w trójkę. - Zaraz dam ci leki, powiedz co mam posmarować.
Artur uśmiechnął się pod nosem.
- Oszczędnie – mruknął żartobliwie, przymykając na chwilę oczy, kiedy zaszumiało mu w głowie. - Brzuch... - dodał po chwili, otwierając je z powrotem. Miał ochotę się umyć, chociaż była to raczej potrzeba psychiczna, niż fizyczna. Stwierdził jednak, że zmierzy się z tym jak już będzie u siebie. Mężczyzna po chwili przyniósł siatkę z lekami i usiadł ponownie na łóżku, rozpakowując tobołek. Nie było tego tak wiele, głównie przeciwbólowe i przeciwzapalne specyfiki. Odcyfrował z karteczki, ile czego ma dać chłopakowi i zaaplikował mu z blistrów wprost na rękę, podając stygnącą na parapecie herbatę. Kiedy chłopak łyknął, odebrał od niego napój, zabierając się za smarowanie maścią. Przeczytał jeszcze nazwę, mrużąc zabawnie oczy. Nie chciał wyjść przed Arturem na idiotę, ale normalnie do czytania zakładał okulary. A na pewno do czytania tak małego druku.
- Gotowy na maść? - spytał, zsuwając mu kołdrę z brzucha i podwijając nieco koszulkę. Siniaki ukryte pod spodem były niemal czarne.
- Yhm. - Artur zdążył jeszcze zjeść dwie łyżki potrawki, nim mężczyzna wrócił. Na widok obić na swoim ciele zrobiło mu się dziwnie słabo, a na myśl o napastniku poczuł złość. - Pieprzony kutas... - sapnął, odruchowo napinając mięśnie w zdenerwowaniu. - Mógł raz uderzyć, a nie jak psa kopać.
Mężczyzna tylko westchnął ciężko, wyciskając smarowidło z tubki i rozprowadzając je delikatnie po jego brzuchu. Miało dosyć rzadką, żelową konsystencję.
- Przykro mi, że tak się stało - powiedział w końcu, wycierając jeszcze palce o jego brzuch i nachylając się do pocałunku. Bardzo subtelnego swoją drogą. Nie chciał zrobić mu dodatkowej krzywdy. - Teraz plecy, co? - spytał, ocierając się nosem o jego szczękę. Było w tym coś z pocieszającego łaszenia się zwierzęcia.
- Hmm... - Artur westchnął, nie sprzeciwiając się temu, a wręcz odwrotnie. Wyciągnął dłoń i dotknął karku Piotra, żeby przesunąć ją na tył jego głowy. Miał ochotę się z nim całować, ale wiedział, że na razie to mało możliwe, i powinien ograniczyć się jedynie do takich krótkich pocałunków. - Dziękuję Piotrze... - mruknął, znowu czując się sennym.
- Odwróć się - powiedział mężczyzna, czując się dosyć nieswojo po słowach Artura. Przecież nie robił niczego znowu tak niezwykłego, by mu wielce dziękować. Kiedy chłopak przekręcił się z trudem na brzuch, odsłonił jego plecy, aż krzywiąc się lekko na to, co zobaczył. Strasznie było mu żal chłopaka, ale nie miał zamiaru mówić mu tego. Z doświadczenia wiedział, że rozczulanie się nad sobą nie przynosi niczego dobrego. Rozprowadził maść po uszkodzonej skórze, by po chwili pocałować go kilka razy, krótko i mokro przy kręgosłupie. Nie mógł odmówić sobie tej odrobiny dotyku.
W tym całym dyskomforcie ciała, jakie czuł Artur, dzięki pieszczotom mężczyzny pojawiło się coś miłego, chociaż w zasadzie nigdy nie oddawali się czemuś bardziej czułemu. Zawsze było ostro, szybko i intensywnie, a potem szli spać. Taka odmiana była jak najbardziej pozytywna, chociaż szkoda, że dopiero w takiej sytuacji się ujawniła.
- Gdzie pracujesz? - spytał cicho, kiedy mężczyzna pomógł mu położyć się z powrotem na plecy. Piotr zastanowił się chwilę, patrząc na niego z bliska. Żel pachniał dosyć intensywnie.
- Jestem dostawcą w restauracji. Rozwożę też żarcie do ludzi. W sumie spoko praca - wzruszył ramionami, ciekawy, co Artur na to powie. Wielki pan gwiazdor, zakpił w duchu.
- Dobra i taka. - Artur przymknął powieki, przypominając sobie o jeszcze jednej rzeczy, w której mężczyzna musiał mu pomóc. - Zmienisz jeszcze opatrunek? - spytał, ściskając go lekko dłonią za nadgarstek, drugą dotykając swojej brwi.
- Jasne - odparł Piotr, szperając ponownie w torbie z medykamentami i wyciągając gazikowe opatrunki. Zabrał się za odklejanie plastrów na czole Artura, najdelikatniej jak potrafił. Nie było to łatwe zadanie, biorąc pod uwagę jego grube paluchy. Z zeszytej rany sączył się płyn surowiczy.
Mężczyzna popatrzył na to z niechęcią, bez słowa jednak sięgnął po wacik i płyn do przemywania, wiedząc, że nie ma przecież większego wyboru. - Jak się czujesz? - spytał, zaklejając w końcu brew i zbierając stary opatrunek w dłoni. Nie wyglądało to wszystko zbyt zachęcająco. Nie przyznałby się do tego, ale aż zmiękły mu kolana.
- Kurewsko słabo – odparł Artur, przełykając ślinę, aby pozbyć się nie przyjemnego uczucia, które rozeszło się po całym jego ciele przy opatrywaniu rany.
- Zamknąć okno? - dopytał Piotr, zerkając mimochodem na zegarek. Musiał się pospieszyć, żeby zdążyć do pracy. Pogłaskał go jeszcze po włosach, wstając z materaca. - Może chcesz jeszcze do łazienki, bym ci pomógł, co Artur? Bo ja muszę spadać.
Artur bił się z myślami, bo w sumie wolał, aby to on mu ewentualnie pomógł dość do łazienki, a nie ten współlokator. Piotr się spieszył, ale jak proponował to może nie po to, aby miał zaprzeczać, bo faktycznie ściskało go w pęcherzu.
- Dobra. - Podźwignął się do góry, pomagając sobie rękoma, chociaż najchętniej by wtulił się w poduszkę.
- Chodź - mruknął Piotr, łapiąc go pod ramię i unosząc bardziej. Poczłapali powoli do łazienki. - Dasz sobie dalej radę? - spytał, patrząc na niego pytająco. Było to trochę krępujące.
- Tak, dam radę sobie potrzymać – rzucił Artur wesoło, mając nadzieję, że trochę to rozluźni sytuację.
Piotr aż otworzył usta, wyraźnie zażenowany. Szybko jednak zmył się, wchodząc do pokoju, by uporządkować pościel. Na jednej nodze przebrał się w czyste dżinsy i szarą, cienką bluzę z długim rękawem. Miał nadzieję, że nie będzie mu za gorąco.
Artur trochę się namęczył, aż w końcu udało mu się zapiąć rozporek i usiąść na brzegu wanny, będąc przez chwilę pewnym, że jeszcze trochę i padnie twarzą w klozet. Chyba jednak wolał robić pośmiewisko z siebie we własnym mieszkaniu, a nie u kogoś obcego. Spuścił wodę i obmył ręce, aż odruchowo chcąc także ochłodzić twarz, która paliła go. Powstrzymał się, przypominając sobie o opatrunku. Aż mu przyszło do głowy by obejrzeć się w lustrze, ale spasował, kiedy zakręciło mu się w głowie i usiadł z powrotem na wannie. Odetchnął parę razy i w końcu uniósł się, aby podejść do drzwi i je otworzyć.
- Piotr... - rzucił w głąb mieszkania, przytrzymując się futryny.
Mężczyzna wychylił się z pokoju, i widząc bladego Artura zaraz skoczył mu pomóc. Żałował, że musi iść do roboty, bo wolałby zostać i się nim zająć, ale wyboru nie było.
- Ja pierdolę - mruknął, łapiąc go stanowczo przez plecy i prowadząc z powrotem do łóżka. Był zły na lekarzy, że wypisali chłopaka tak szybko ze szpitala. Jego zdaniem powinien posiedzieć tam jeszcze parę dni. Odgarnął mu włosy z czoła, sadzając na łóżku i pomagając się położyć. Jak z chorą babcią, zakpił w myślach, nakrywając go kołdrą po same zęby. - Masz spać jak mnie nie będzie- zarządził, pochylając się jeszcze by dać mu buziaka na odchodne. Czas niestety nie chciał się zatrzymać.
- Dobrze, tato. - Artur posłał mu uśmiech, już czując, że gdy tylko zostanie sam, to od razu zaśnie. - Miłego dnia tam w pracy.
- I ręce na kołdrze - zaśmiał się jeszcze mężczyzna, targając mu lekko włosy i niemal biegiem idąc założyć buty. Nie cierpiał się spóźniać.

***


Piotr usadowił się wygodniej na łóżku, podsuwając sobie poduszkę pod głowę i opierając się o ścianę. Artur kolejnego dnia był o wiele bardziej żywy niż jeszcze wczoraj, za sprawą solidnej dawki leków i snu. I moich samczych fluidów, zakpił w myślach, gładząc siedzącego obok siebie chłopaka, który grzebał cierpliwie w zaśmieconym plecaku, szukając obiecanych zdjęć z nieszczęsnej sesji. Zaśmiał się serdecznie, kiedy w końcu udało mu się je wygrzebać, z zadowolonym pomrukiem pokazując Piotrowi szarą, papierową kopertę. Był niesamowicie ciekaw, jak Artur prezentował się na fotografiach. Siebie oglądać nie za bardzo się spieszył. Wiedział doskonale, jakie ma ciało.
- No pokaż to dzieło - powiedział, drapiąc go leniwie po udzie. Chłopakowi poprawiło się na tyle, że pod kołdrą zrobiło się zbyt gorąco, nie na tyle jednak, by wstawać z łóżka. Nadal wszystko go bolało, wysiłek stanowczo nie był wskazany, a twarz straszyła potężnym zasinieniem. Nie żeby to jakoś przeszkadzało Piotrowi. Wiedział doskonale, jak bardzo specjalna jest to sytuacja.
- Dobrze, że policja nie robiła rewizji plecaka – zaśmiał się Artur cicho, wyciągając zdjęcia formatu A4 i podsuwając je mężczyźnie. Na samym początku był właśnie on. Ze skrzyżowanymi rękoma na piersi, w okularkach i z władczą miną prezentował się w mniemaniu Artura bardzo pociągająco. Ostry kontrast czerni i bieli podkreślił muskulaturę mężczyzny. - To jest super – ocenił Artur, opierając się zdrowym ramieniem o niego.
- Mhm, znośne - odparł mężczyzna, patrząc na zdjęcie o wiele bardziej krytycznie. Jego zdaniem wyglądał jak typowy fizol, ale nie miał ochoty dzielić się tymi przemyśleniami z Arturem. Jeszcze ta morda, jęknął w duchu, oglądając kolejne zdjęcia. Mógł mi torbę papierową założyć na głowę, pomyślał, patrząc na twarz Artura. Bardziej interesowały go jego reakcje na fotografie niż same zdjęcia. Jedyne, jakie umiał ocenić pod względem jakości były stille z sesji porno.
Artur komentował każde kolejne ujęcie, opisując co jego zdaniem ciekawie wyszło, jak światło pozwoliło coś uwydatnić, czy podkreślić. Można było zobaczyć, że jest bardzo zadowolony z tego, co zrobił. W końcu zdjęcia z Piotrem skończyły się i przyszedł czas na te jego autorstwa, z zarumienionym i podnieconym Arturem. Sam model, musiał to przyznać, nie wyszedł źle i aż czuł muśnięcie gorąca w podbrzuszu na wspomnienie tego, co działo się w studiu.
- I masz co chciałeś – powiedział, na chwile przymykając oczy, kiedy w głowie mu zaszumiało.
- O kurwa - zaśmiał się Piotr, aż zwilżając wargi językiem. Zdjęcia, w jego mniemaniu, wyszły nad wyraz dobrze. - Mam talent - sapnął, dotykając odruchowo swojego penisa przez spodnie i pożerając wzrokiem wizerunek Artura uchwycony podczas ich "sesji". Spojrzał, cały nagle podekscytowany, na siedzącego obok chłopaka. - Podobają ci się? - dopytał, niespotykanie radosny jak na siebie. Widać fotografie naprawdę go ucieszyły.
Artur nie potrafił opanować uśmiechu, jaki pojawił mu się na ustach na to pytanie. Miał się nie przyznawać, ale najwidoczniej ukrywać swoich odczuć nie dane mu było.
- Tak – odparł szczerze, co było słychać w jego głosie oraz widać w oczach.
- Wyruchałbym cię teraz - sapnął Piotr, poprawiając ułożenie penisa w majtkach i patrząc na niego z bliska, wyraźnie podniecony. - Musisz szybciej zdrowieć - mruknął, pochylając się do jego karku i wsuwając nos w pachnące włosy. Pocałował go kilka razy, z cichym pomrukiem wywołującym przyjemne wibracje. Naturalny zapach Artura bardzo na niego działał.
- Kurwa chciałbym już teraz – zgodził się z nim młodszy mężczyzna, mając ochotę przekląć w duchu, że nie ma szans na seks, zwłaszcza, kiedy była ku temu taka okazja. Poczuł dreszcze na skórze, które były bardziej przez niego pożądane niż stłumiony ból. Wiedział, że nie miał by sił na taki wysiłek, jakim byłby stosunek. Zacisnął mocniej rękę na przedramieniu Piotra, czując jak ten grzeje.
- Zobacz dalej – mruknął.
- Chrzanić zdjęcia - sapnął Piotr, odkładając na bok kopertę z fotkami i podnosząc się z miejsca. Zawisł nad nim, niebezpiecznie blisko, by po chwili dobrać się ustami do jego gołej szyi i barków. Wolał nie dotykać go za bardzo, bojąc się, że się zapomni i zrobi zbyt gwałtowny ruch. - Obciągnąć ci? - spytał na wydechu, cały już nakręcony. Widok jego tyłka po stosunku obudził w mężczyźnie lawinę gorących wspomnień. Miał niesamowitą ochotę, by chociaż wziąć go do ust.
- No – powiedział Artur oblizując wargi, czując jak serce zaczyna mu szybciej bić.

***


- Co, młody? Trochę endorfin i zaraz lepiej, co? - mruknął wesoło Piotr. Skórę na torsie, opaloną i piegowatą, miał wydepilowaną, głównie ze względu na tatuaż sowy. I tak upływa życie, pomyślał, wylegując się w łóżku obok Artura. Spanie, praca, seks, żarcie, w kółko to samo, w kółeczko, bez szans na coś innego. Spojrzał na niego z góry, na białe włosy chłopaka leżące mu na ramieniu, łaskoczące gołą skórę. Było w tym coś miłego, coś, co mógłby pouprawiać trochę dłużej... A może po prostu była to kolejna stała rzecz, kolejny obowiązek, który pchał mu się w ręce, wiedząc, jak bardzo mężczyzna jest kiepski w odmawianiu? Trzydzieści dwa lata i gówno, pomyślał, trącając nosem głowę Artura. Z góry miał wspaniały widok na jego posiniaczony brzuch.
Lekki uśmiech pojawił się na wargach młodszego mężczyzny.
- Pewnie – potwierdził cicho, jakoś tak odruchowo gładząc go po skórze na torsie. Otworzył wolno powieki, przekonując się, że obraz nie szaleje mu przed oczami. Uniósł ostrożnie głowę, aby móc spojrzeć na mężczyznę. Mając go tak blisko, wpatrującego się weń odczuł miłą falę ciepła w piersi. W jego mniemaniu było to dziwne, ale nie przywiązał do tego większej uwagi, nie mając sił skupić się na czymkolwiek, otępiały po seksie jak i po lekach. Oblizał wargi i spytał: - Sowa coś znaczy?
- Taa, że rucham też po ciemku - zaśmiał się Piotr, grzebiąc mu we włosach i formując z nich śmieszny czubek. Aż parsknął cicho, oglądając swoje dzieło. Wyglądało to jak zwykle spektakularnie, kiedy trząsł się ze śmiechu. Bardzo rzadko śmiał się tak otwarcie. - Sowa oznacza ciągłą transformację, stawanie się... - mruknął, trąc dłonią czoło. Tak strasznie nie lubił czegoś tłumaczyć ludziom, nieważne już komu. - Mając sowę, nie boisz się tego, co jest w ciemności, pozwala spojrzeć ci głębiej, wiedzieć więcej... Takie tam, ezoteryczne pierdolenie - burknął, mając wrażenie, że robi z siebie kompletnego idiotę. Pamiętał jeszcze tą symbolikę z czasów dzieciństwa, kiedy wolne chwile, a było ich naprawdę niewiele, spędzał w szkolnej bibliotece, szperając po książkach. Dzieciaki go nie akceptowały, więc zamknięty w sobie Piotr znajdywał równie cenne, milczące towarzystwo. Nie było chyba osoby, której byłby skłonny przyznać się do tych wspomnień.
Artur nie sprzeciwiał się jego zabiegom fryzjerskim, próbując jednak nie śmiać się za bardzo, żeby nie nasilić bólu mięśni brzucha jak i twarzy. Nie udawało się, ale umilkł, słysząc znaczenie rysunku.
- Hmm... podoba mi się – odparł cicho, wzdychając i wędrując dłonią na brzuch kochanka. - I działa? Znaczy to, co wymieniłeś.
- Taak, skutecznie odstrasza chłopców z innych plemion - zażartował, głaszcząc go niespiesznie po ciele, wszędzie tam, gdzie mógł sięgnąć dłonią. Sporo było takich miejsc. Westchnął głęboko, klepiąc go lekko w tyłek. - Wiele... ciężkich momentów mam za sobą. Tej, można to nazwać, ciemności. To symbolizuje sowa. Pogodziłem się ze swoim życiem dawno temu, zrobiłem tatuaż. Jestem z niej zadowolony. Chociaż wyblakła już trochę, kurwa jedna.
- Taka pamiątka, aby nie zapomnieć i ponownie się nie wpakować? - Artur słuchał go ze szczerym zainteresowaniem, nie odrywając spojrzenia od jego twarzy. Było mu dobrze, chociaż ciało nieprzyjemnie pulsowało i od czasu do czasu kłuło pod żebrami, bądź w innych miejscach, aby nie zapomniał o nim. Ach ta złośliwość rzeczy żywych, pomyślał z westchnieniem, wodząc opuszkami palców wokół pępka mężczyzny.

- Nie myśl sobie, że byłem jakimś ćpunem, czy coś - zaśmiał się krótko, rozciągnięty na materacu. Czuł się zrelaksowany, a przecież tak rzadko mu się to zdarzało. - Różne rzeczy robiłem w życiu, nikt mi nigdy nie pomagał - mruknął, zagapiając się w okno, mimo że przez firankę i tak nic nie było widać. Uprać by trzeba, pomyślał odruchowo, szacując w głowie datę ostatniego sprzątania pokoju. Bardzo odległą datę.
- I wyszedłeś na ludzi, sowa dowodem. - Artur przymknął oczy, jakoś tak odruchowo bardziej się w niego wtulając.
- Taa, pewnie masz rację - odparł Piotr, głaszcząc go po plecach i przytulając nienachalnie. Jaki ty jesteś naiwny, pomyślał, nie przerywając pieszczot. Nie żeby uważał, że w jego pracy jest coś hańbiącego. Hańbiące było złodziejstwo. On był po prostu jeszcze jedną z kurew, nic nowego od wieków, od zarania ludzkości, sarknął w duchu, masując lekko jego ramiona. A on mi powie, że wyszedłem na ludzi. - Brzuszek pełen, czy napełniamy bak? - spytał, ciągnąc go bardziej na siebie. Przyjemnie było czuć drugiego, ciepłego człowieka. Szczególnie w tak chłodny dzień.
- Nie Piotr, lepiej na boku – powiedział szybko Artur, automatycznie się napinając, czując jak siniaki zaczynają go rwać, i zapierając się o ciało mężczyzny. Na jego twarzy odmalował się spory wysiłek.
- Zajebałbym chuja - mruknął, patrząc na poczynania Artura. Dziękował już nie raz swojemu instynktowi, że przybył wtedy na czas. Nie chciał myśleć, co facet mógł mu zrobić. - Na łyżeczkę? - spytał, pomagając uporać mu się z przykryciem.
- Yhm. Tylko musiałbyś przejść za mnie, bo muszę leżeć na zdrowej stronie twarzy – mruknął Artur, ciesząc się na propozycję, chociaż tak nie będzie mógł na niego patrzeć. Aż się zdziwił na ta myśl. Co się z tobą dzieje Artur? Zapytał się w duchu, ale odpowiedzi nie mógł znaleźć.
Piotr przetoczył się nad nim, kładąc się z ciężkim tąpnięciem po drugiej stronie materaca. Lubił być z kimś tak blisko, lubił się dotykać, do czasu, kiedy nie stawało się to czymś, czego od niego wymagano. Tak też było poniekąd z Szymonem. Gdyby facet nie pokazał, że mu zależy, może po dziś dzień by się spotykali. Piotr jednak wolał czyste sytuacje, tłumacząc sobie w myślach, że go po prostu nie stać na związek. Przysunął się blisko jego pleców, przygarniając do siebie Artura i obejmując go w pasie ramieniem. Było coś bardzo miłego w aromacie jego ciała, dotyku włosów na twarzy, uległej bezwładności, jaką prezentował Artur. Jak lis w norze, zakpił w duchu, moszcząc się przy nim. Jego krocze dotykało tyłka chłopaka przez majtki. To również zaliczało się do rzeczy miłych.
- To co prosiaczku, utniemy sobie małą drzemkę? - wymruczał, skubiąc go zębami w ucho. Dłonią gładził go wolno po piersi.
- Tak jest, puchatku – powiedział wesoło Artur, już zamykając oczy i wtulając zdrowy policzek w poduszkę, tak przesiąkniętą zapachem drugiego mężczyzny.
- Jak romantycznie - zaśmiał się mężczyzna, wpierając twarz w jego kark i pozwalając, by opadło na niego słodkie, senne otępienie.