Zaparz mi herbatę 30
Dodane przez Aquarius dnia Grudnia 01 2012 01:43:54


Rozdział czwarty - Koszmarny Sebastian

– Naprawdę uważam, że powinieneś wreszcie zacząć normalnie żyć – stwierdziła stanowczo Kinga do Skypowej słuchawki.
Sebastian odchylił się na krześle od biurka, rzucając dziewczynie poirytowane spojrzenie.
– Powtarzasz to już piąty raz. Zrobiło się nudne.
– Bo jesteś uparty jak stary osioł! – prychnęła niczym wściekła kotka. – Masz jeszcze miesiąc do rozpoczęcia studiów. Połaziłbyś po jakiś barach gay-friendly. W tym Poznaniu musi coś takiego być! Poznałbyś kogoś, a nie kurde, od kilku miesięcy siedzisz na dupie w mieszkaniu i filmy oglądasz. To się w głowie nie mieści! Masz dziewiętnaście lat, baw się!
– Nie mam ochoty – uciął temat Sebastian. – I kropka.
– Daj sobie wreszcie spokój z tym cholernym Łukaszem! – Kinga wreszcie nie wytrzymała. – Gnojek sam cię rzucił, jego strata! Niech się bawi w „jestem szczęśliwym heterykiem”! Pierdol go, Sebastian, i znajdź sobie porządnego faceta, a nie dupotrząska, który zwinie żagle, jak tylko zrobi się poważniej.
– Przestań już tak o nim mówić – zaprotestował słabo chłopak, bujając się nerwowo na dwóch tylnych nogach krzesła.
– Co proszę? – zdumiała się Kinga najzupełniej szczerze. – Dwa miesiące temu sam tak o nim mówiłeś, albo i jeszcze gorzej. Jak to szło? „Hipokrytyczny dupek”? „Jak on mógł mi to zrobić?”, „Nigdy mu nie wybaczę” i „Jak przybiegnie mnie przepraszać, to go wypieprzę za drzwi!”. Nie tak było?
– No było, ale…
– No co jest? Przeszło ci? Sebastian, nie możesz tak łatwo wybaczać! – oburzyła się dziewczyna.
– To już cztery miesiące, Kinga! – wrzasnął chłopak gwałtownie. Jakimś niesamowitym sposobem wyszedł mu prawie pisk, mimo że był zawsze znany ze swojego niskiego głosu. Nim dziewczyna odpowiedziała, Sebastian dodał cicho: – Nie powinienem był się tak zachowywać, jak ostatnio. Gadałem wiele bzdur i myślałem jeszcze więcej.
– A przestań! – przerwała mu. – I co? Może jeszcze zaraz uznasz, że to twoja wina?!
– Powinienem był do niego zadzwonić. Może nie od razu, ale po tygodniu albo miesiącu…
– Więc jednak zmieniasz zdanie? A co z postanowieniem, że pierwszy nie wznowisz kontaktu? To przecież oczywiste, że skoro on z tobą zerwał, to i on powinien przepraszać!
– Cztery miesiące! – powtórzył Sebastian. – Nawet głupiego SMSa mi nie przysłał… Powinienem był być mądrzejszy. Powinienem pierwszy spróbować się pogodzić…
– Pogodzić?! Przecież wyście się wcale nie pokłócili! On z tobą po prostu zerwał! Sebastian, przejrzyj wreszcie na oczy!
– Może to nie była tak do końca jego wina… – westchnął Sebastian wreszcie.
– Matko! Poddaję się! – Kinga wyciągnęła przed siebie dłonie. – Nie tak dawno temu sam mi mówiłeś, że to jego wina. Do diabła, nie mam takich wahań nastrojów nawet podczas okresu!
– Nieprawda, to było wiele tygodni temu – zaprotestował chłopak.
– Nieważne kiedy. – Kinga machnęła ręką. – Grunt, że stwierdziłeś, że to jego wina! I ja się z tym zgadzam! Gnojek nie był ciebie wart!
– Zmieniłem zdanie – stwierdził cicho Sebastian, wpatrując się we własne buty.
– Niby czemu?
– Gadałem ostatnio z Igorem – przyznał.
– O Matko, weź nawet mi nie mów – przerwała mu Kinga. – Takie parki jak on z Krzyśkiem to zdarzają się raz na jakiś milion. Nie oglądaj się na nich. Normalni ludzie czasem się z kimś rozstają i wiesz co? Żyją dalej!
– Nie o to chodzi – uciął Sebastian. – Rozmawiałem z Igorem o jego coming oucie. Wiesz… o tym, jak zareagowali jego rodzice, jak sobie potem ułożył życie i… no ogólnie o tym wszystkim. Niby słyszałem to wszystko już wcześniej, ale… jak teraz mi o tym powiedział ponownie, to dotarło do mnie, że chyba nie zdawałem sobie do końca sprawy, jakie to wszystko dla Łukasza było trudne…
– Och proszę cię! Czy to go usprawiedliwia? – Dziewczyna westchnęła, po czym kontynuowała już poważniej: – Nie chciałam tego mówić, kiedy jeszcze byliście razem, ale od początku wyglądał mi na kogoś, kto cię skrzywdzi prędzej czy później. Co to za facet, który nie umie się postawić i tylko trzyma się kurczowo matczynej kiecki? Nie zdziwiłabym się, jakby kręcił się koło jakiejś panny jeszcze zanim cię rzucił, tak dla pewności. Bo z tego, co widziałam, to Łukasz zawsze lubił stąpać po pewnym gruncie. Nie umie podejmować ryzyka, nawet tego, na które czasem po prostu należy się zdecydować – wyłożyła swoje zdanie stanowczo, splatając ręce na piersiach.
– Nie, przestań. Nie wypowiadaj się na tematy, o których nie masz zielonego pojęcia – wtrącił się Sebastian z determinacją. – Jasne, Łukasz mnie zostawił, ale nie waż się sugerować, że mnie zdradzał.
– Skąd możesz mieć pewność, że nie?
– Bo mu ufam.
– Zostawił cię! – przypomniała dziewczyna, tracąc cierpliwość.
– Ale zawsze był ze mną szczery! – stwierdził Sebastian z naciskiem na słowo „zawsze”.
– Sam przecież mówiłeś, że… – żachnęła się, lecz chłopak jej przerwał stanowczo:
– Bo byłem kretynem! Wściekałem się na cały świat i obwiniałem wszystko, co się rusza, a najbardziej samego Łukasza. A prawda jest taka, że sam też zjebałem sprawę.
– Niby w którym momencie? – oburzyła się Kinga. – Ty od początku chciałeś z nim być. Nawet snułeś plany na przyszłość!
– No właśnie – burknął Sebastian, jakby to wszystko wyjaśniało.
– To niby coś złego? – zdumiała się dziewczyna, unosząc niedowierzająco brwi.
– Przyparłem go tym do ściany.
– Przecież wcale nie kazałeś mu wybierać między sobą a rodzicami – prychnęła, kręcąc z irytacji głową.
– Może nie powiedziałem mu tego wprost, ale na jedno w sumie wychodziło. Wydawało mu się, że nie ma innej opcji i musi wybrać między mną a swoją rodziną – stwierdził gorzko. – A potem go jeszcze zwyzywałem od głupców… Kurwa, kompletnie to wszystko zjebałem. Ale ze mnie kretyn.
– No cholera, Sebastian! Ty tylko chciałeś być razem z nim!
– Postawiłem go między młotem a kowadłem – sprostował chłopak. – Powinienem być przy nim i dla niego, a nie… jeszcze dokładać mu problemów. Przecież ja praktycznie chciałem wymusić na nim coming out! I to wszystko zamiast go wspierać… Byłem dla niego beznadziejnym facetem.
– Daj spokój. To całe obwinianie samego siebie jest idiotyczne.
– Zawiodłem go, kiedy najbardziej mnie potrzebował! – wybuchnął Sebastian. – Nic dziwnego, że wybrał rodzinę. Zamiast mu pomóc w tym wszystkim, ja pogorszyłem całą sprawę. I jeszcze przez pierwsze dwa miesiące udawałem świętego, obgadując go po kolei z tobą, Igorem i Krzyśkiem! Tak się nie powinno robić, kiedy się kogoś… – chłopak urwał gwałtownie, choć głos już wcześniej mu się załamywał.
– Sebastian… – zaczęła łagodniej Kinga, zaczynając rozumieć uczucia przyjaciela.
– Muszę spadać – zakończył głucho chłopak i jedno kliknięcie później Kinga widziała przed sobą już tylko własny pulpit.
A jeszcze tydzień temu zdawało jej się, że Sebastian powoli wraca do siebie.
*

Dorota zawsze miała świetny kontakt ze swoim synem i gdyby rok temu ktoś jej powiedział, że w ciągu jednego dnia może go stracić, nie uwierzyłaby. To nie tak, że zaśmiałaby się temu komuś w twarz. Po prostu stwierdziłaby, że nie ma takiej rzeczy, o którą mogłaby się naprawdę pokłócić ze swoim synem. No i być może miała rację. Bądź co bądź, obiektywnie rzecz ujmując, wcale się z nim nie pokłóciła.
Sebastian zwyczajnie przestał z nią rozmawiać – jak ręką odjął. Pewnego majowego popołudnia wrócił ze spotkania z Łukaszem i bez słowa zamknął się w pokoju. Zszedł na dół dopiero w porze kolacji, lecz nie powiedział ni słowa. Przebąkiwał raz po raz półsłówka dotyczące jedzenia i picia, ale przecież nie można tego było nazwać rozmową. Ledwie zasługiwało na miano „komunikacji”.
Dorota postanowiła mu dać nieco czasu. Tak było zawsze – jakikolwiek miał problem, prędzej czy później przychodził z tym do niej. Wystarczyło zaczekać. Rzecz jasna, nie tym razem. Minął tydzień, a potem drugi, lecz w zachowaniu Sebastiana nie nastąpiły żadne zmiany. Raz tylko spróbowała zapytać go o Łukasza, momentalnie się wściekł. Prawie go nie poznała! Widać, że ledwo się powstrzymał przed powiedzeniem wielu niecenzuralnych słów. Skończyło się na tym, że zamknął się w pokoju, trzaskając z hukiem drzwiami niczym nieznośny dwunastolatek.
Wtedy właśnie Dorota upewniła się, że między Sebastianem a Łukaszem musiało się wydarzyć coś wyjątkowo poważnego. I zdecydowanie coś niedobrego.
Przez pierwszy miesiąc miała nadzieję, że Sebastian sam do niej przyjdzie i wyrzuci z siebie żale. Z każdym kolejnym dniem zaczynała jednak tracić nadzieję, że to nastąpi, więc w końcu sama spróbowała przełamać tę nieprzyjemną barierę ciszy.
Zamiast polepszyć sytuację, pogorszyła ją. Długo jeszcze dźwięczały jej w uszach słowa Sebastiana, który wrzeszczał, że o niczym nie ma pojęcia, że próbuje bronić Łukasza, choć powinna stać po jego stronie, że to Łukasz jest wszystkiemu winien i ona też, bo nigdy nie chciała, żeby im się ułożyło.
Dorota w życiu większego steku bzdur nie słyszała. Zarzuty Sebastiana były tak pozbawione sensu, że… aż nie wiedziała, jak ma im zaprzeczyć. No bo skąd jej syn wziął w ogóle taki pomysł, jakoby chciała rozpadu jego związku?! Pomylił ją z jakąś wyrodną matką?
Kobieta po raz pierwszy w życiu nie wiedziała, jak dogadać się ze swoim synem. Jasne, mieli gorsze i lepsze momenty, ale generalnie rzecz ujmując, z Sebastianem zawsze mogła normalnie porozmawiać. Za pomocą logicznych argumentów. A w tym wypadku… miała wrażenie, jakby świat stanął do góry nogami, a jej syn przestawił swój mózg na działanie proste i jednotorowe. Niezmienne. Nagle stał się zupełnie głuchy na jakiekolwiek próby przemówienia mu do rozsądku. Nawet jakby sam rozsądek stał mu się zwyczajnie obcy!
A skoro logiczne środki były bezowocne, to Dorota nagle poczuła się zupełnie bezsilna. Bo jak nie dało się po ludzku porozmawiać, to jakże inaczej miałaby to zrobić?
Znalazła się więc w kropce.

W tej nieprzyjemnej domowej atmosferze minął cały lipiec i sierpień. Dorota miała wrażenie, że w ogóle nie dowiedziałaby się, gdzie jej syn się dostał na studia, gdyby go o to nie zapytała. Architektura i urbanistyka w Poznaniu. Pomyślałaby kiedyś, że Sebastian chce iść w jej ślady, lecz już niczego nie była pewna jeśli chodziło o Sebastiana.
Bała się tylko, żeby nie zrobił czegoś głupiego. Wszakże kiedy ludziom świat się sypie na głowę, o błędne decyzje wcale nie jest trudno.

Sebastian był bardziej niż chętny w związku z przeprowadzką do Poznania.
– Im dalej od tego wszawego Szczecina, tym lepiej – tak własnie to ujął.
W Poznaniu zaś już pod koniec sierpnia wiadome było, że utrzymanie wielkiego mieszkania znacznie przekracza ich możliwości finansowe – głównie dlatego, że ten piękny dom okazał się być wyjątkowo mizernie ocieplony. Po gruntownym remoncie nie byłoby już takiego problemu z ogrzewaniem go, lecz Dorota uznała, że taki wydatek nie ma sensu. Sebastian zresztą uznał, że dom na obrzeżach Poznania ma kiepskie połączenie komunikacyjne z jego uczelnią, więc poprosił matkę o wynajem kawalerki.
Dorota zaś po dłuższym namyśle kupiła sobie niewielkie, za to bardzo ładnie urządzone mieszkanie bliżej centrum, a tym samym bliżej biura swojej niedawno założonej firmy. Nie była nowa w tym biznesie, toteż same jej nazwisko już na wstępie przyciągnęło wielu klientów. I choć niewiele rzeczy układało się ostatnio po myśli Doroty, to jednak własny interes okazał się być strzałem w dziesiątkę.
Dom należący niegdyś do babki Sebastiana oczywiście nie stał wcale pusty, lecz został przeznaczony pod wynajem i, ku zdumieniu Doroty, już po kilku tygodniach znaleźli się chętni. Jednym słowem: wszystko się jakoś ułożyło.
Oczywiście nie licząc jej relacji z synem…

Od kiedy Sebastian zamieszkał sam, ich kontakt ograniczył się do minimum. Dorota wpadała do syna najczęściej jak mogła, ale on wcale nie przyjmował jej zbyt chętnie.
Kobieta powoli przyzwyczajała się do myśli, że jej rozmowy z synem nigdy już nie będą takie same.
– Ale to oczywiste, kochana – powiedziała jej jedna z klientek przy kawie. Niektóre z nich stawały się dobrymi znajomymi Doroty, kiedy już skończyła dla nich projekty. – Wszystkie to przechodzimy i wszystkim nam jest z tym źle – dodała. Była z dziesięć lat od Doroty starsza, więc pewnie wiedziała, co mówi. – Ale dzieci prędzej czy później dorastają i zaczynają żyć na własną rękę. Przestają się liczyć z opinią rodziców. Matka kiedyś przestaje być tą najważniejszą kobietą dla syna.

Dorota może poczułaby się lepiej, gdyby od początku jej o to chodziło. Ale to nie wyprowadzka Sebastiana pogarszała jej samopoczucie. Prawda, odczuła to dość boleśnie, lecz doskonale zdawała sobie sprawę, że taka jest kolej rzeczy i tego się nie przeskoczy. Jej problemy z synem zaczęły się jednak wcześniej – gdy przestał z nią rozmawiać. I tak naprawdę jedyne, czego chciała, to żeby pod tym względem wszystko było jak dawniej.
Lecz wrzesień zbliżał się ku końcowi, a Sebastian z własnej woli nadal pierwszy nie dawał znaku życia.

Od października było lepiej. Za pierwszym razem, gdy Sebastian bez przymusu i konieczności wykręcił numer Doroty, ta pomyślała – jest przełom. Ale nie było. Sytuacja się poprawiła trochę, dosłownie troszeńkę. Sebastian wreszcie zaczął nieco chętniej wymieniać informacje z matką i się z nią widywać, lecz zmiana nie była tak spektakularna, na jaką Dorota liczyła.
Mimo to kobieta uznała, że czas przestać się łudzić i zacząć cieszyć się tym, co jest.W głębi duszy nadal jednak tęskniła za długimi rozmowami z synem i miała nadzieję, że kiedyś rzeczy wrócą na swój dawny tor.
*

Najpierw był Michał. Chłopak szeroki w barkach, krótko ostrzyżony, z ciemnymi włosami. W sumie nawet podobny do Łukasza, acz miał szerszy nos, choć akurat o to nie trudno. Łukasz przecież miał dość wąski.
Wzrostem nieco Sebastiana przewyższał, do czego chłopak nie był przyzwyczajony. W końcu z Łukaszem mieli podobny wzrost, a nawet trochę budowę ciała. Mogli od siebie pożyczać ubrania w razie konieczności.
Z Michałem Sebastian by tak nie mógł, lecz nic straconego, ponieważ wcale nie chciał.
Spotkał go w klubie przy dudniącej muzyce Eminema. Nie zwróciłby nawet na niego uwagi, gdyby nie fakt, że Michał sam do niego zagadał. Był miły, pewny siebie i konkretny. Dobrze dla Sebastiana.
Napili się, wyszli po północy. Skończyli w kawalerce u Sebastiana, bo po pierwsze: bliżej, po drugie: wygodniej, a po trzecie: Sebastian nie był jeszcze aż tak pijany, żeby się szwędać nie wiadomo gdzie z ledwo co poznanym chłopakiem.
Sebastian mile się zaskoczył, widząc jak szybko Michał mu się oddał.
Seks nie był zły – nawet wręcz udany. Tak samo jak udany może być ciepły prysznic po ciężkim dniu lub smaczny posiłek. Ot, przyjemne załatwienie koniecznych, ludzkich potrzeb.
Rano Michał obudził się zaraz po Sebastianie. Spytał się, czy może coś zjeść i wziąć prysznic, a po wykonaniu obu tych czynności ubrał się, pożegnał i zniknął. Nie dawał swojego numeru telefonu i nie obiecywał, że zadzwoni – tym lepiej. Sebastian również nie planował wydłużania tej znajomości.
Dopiero gdy drzwi zamknęły się za Michałem, Sebastian zrobił sobie w kuchni herbatę, podsumowując w myślach poprzedni wieczór.
W sumie nie wyszło tak źle, uznał.
Wolał nie zastanawiać się nad tym, że nagle wszystko stało się nie takie, jakie być powinno.
Grunt, że pamiętał o zabezpieczeniu.
*

– Pękła mi bransoletka – stwierdził Sebastian lakonicznie, zaczynając w ten sposób rozmowę z Igorem. Czasami wolał rozmawiać z nim niż z Kingą.
– Która?
– Kolorowa. Tęczowa – uściślił chłopak, wzruszając nieco ramionami.
– To co, pomóc ci wybrać nową? – spytał Igor, nie będąc pewnym do czego to zmierza.
– Nie. Nie kupię nowej – odparł spokojnie Sebastian. – Nie potrzebna mi.
– Ale chyba nie zaczniesz się teraz ukrywać na studiach? – zdumiał się Igor. Sebastian był ostatnią osobą, po której by się tego spodziewał.
– Nie, ale po co mi?
– No przecież… – zaczął Igor, lecz Sebastian wszedł mu w słowo:
– Nosząc ją, dawałbym sygnał, że albo kogoś mam, albo szukam. Tak by to przynajmniej ludzie rozumieli – wyjaśnił.
– To chyba dobrze by rozumieli – wtrącił Igor.
– Źle. Ja nie mam nikogo i nie szukam. Ja kogoś straciłem.
Na łączu zapadła minuta głuchej ciszy.
– Sebastian, nie wygaduj bzdur – zganił go wreszcie Igor. – Jeszcze nie masz nawet dwudziestki. Jeszcze z dziesięć razy się z kimś zejdziesz i rozejdziesz.
– Wiesz co? – odparł Sebastian. – Rzucenie „tego kwiatu jest pół światu” to bardziej w stylu Kingi niż twoim. Dobrze wiesz, że nie znajdę drugiego Łukasza. Ciekawe jak prędko ty sam zacząłbyś ganiać za facetami, gdyby ci z Krzyśkiem jednak nie wyszło – dodał sarkastycznie.
Odpowiedź była oczywista dla nich obu.
– Słuchaj, będzie dobrze – powiedział po prostu Igor.
– Jasne, jak jest źle, to musi być kiedyś dobrze – oznajmił Sebastian prawie optymistycznie. – W końcu skoro nie będę szczęśliwy, to może chociaż będę bogaty, nie?

Jak widać Sebastian nawet optymizm potrafił przetłumaczyć na swój sarkastyczny język.
Igor naprawdę miał nadzieję, że jego przyjaciel prędko znajdzie kogoś dla siebie. Mówi się co prawda, że czas leczy rany, lecz w tym przypadku… sprawy wcale nie zmierzały ku lepszemu.
* * *

Listopad był dla Sebastiana szczytem jesiennej chandry, choć ta zaczęła się już w lecie i tak naprawdę z jesienią miała niewiele wspólnego. W witrynach sklepowych zaczynało się już czerwienić i świecić od wszystkich ozdób choinkowych i bibelotów świątecznych. Sebastiana nigdy wcześniej szał przedświątecznych zakupów nie irytował aż tak bardzo. Zawsze lubił święta. Może nie miał tak rozległej rodziny jak Łukasz i w gruncie rzeczy spędzął Boże Narodzenie tylko z Dorotą, to jednak ten czas zawsze kojarzył mu się ciepło i przyjemnie.
Tym razem jednak nie miał co ze sobą zrobić. Jeszcze pamiętał, jak rok temu biegał po całym Szczecinie, żeby znaleźć to, co sobie umyślił jako prezent dla Łukasza, po czym nabiegał się drugie tyle po prezent dla Doroty. Wszystko zawsze pakował sam i sam również wybierał kolorowy papier i wstążki. Lubił się tym bawić – odcinać kawałki taśmy klejącej, zawijać, dopasowywać i układać, żeby wyglądało jak najładniej. Stanowiło to dla niego nieodłączną część świąt.
Przechodząc się po Poznaniu i zerkając na dekoracje, nawet nie chciał myśleć, że tym razem nie spędzi ani chwili na poszukiwaniu prezentu dla Łukasza. Nie będzie takiej potrzeby. A i prezent dla Doroty ciężej mu się wybierało. Zupełnie nie miał na to ochoty. Nie czuł świątecznej atmosfery. Tegoroczne Boże Narodzenie dla Sebastiana było jedynie przereklamowanym zamieszaniem.
*

– No to weź zadzwoń do tego Łukasza, skoro tak cię to gnębi – poradziła mu wreszcie Kinga, gdy już poddała się na polu przekonywania przyjaciela, że to wszystko nie jest jego winą. Szczerze, dziewczyna raczej wolała obgadywanie Łukasza na multum sposobów. Może i nie było to zbyt miłe, lecz Kinga nie znała lepszego sposobu na przetrwanie bolesnego rozstania. Sebastian wydawał się zresztą na dobrej drodze, żeby się z tym pogodzić i iść dalej ze swoim życiem. Dopiero później zaczął sobie uświadamiać własne błędy w tym wszystkim.
Po wysłuchaniu dwóch różnych wersji wydarzeń od Sebastiana – najpierw wściekłego na Łukasza, a potem wściekłego na siebie – Kinga dochodziła do wniosku, że może faktycznie trochę winy Sebastian za to wszystko ponosił. Mimo to, była zdecydowaną przeciwniczką popadania ze skrajności w skrajność, a ta metoda była ostatnio jedyną, którą Sebastian stosował.
– Zwariowałaś? Po pół roku?! – uciął chłopak, w ogóle nie rozważając takiego rozwiązania.
– No a co? Jak nie teraz, to później… – Kinga zawahała się, po czym skończyła nieporadnie – będzie tylko jeszcze później! Teraz albo nigdy, Sebastian.
– Taki wybór to ja miałem w czerwcu, wiesz? – parsknął. – Tylko wtedy jeszcze tego nie rozumiałem. A teraz? Kinga, jest połowa grudnia! Co miałbym mu powiedzieć? „Hej, tu Sebastian, nie rozmawialiśmy z sześć miesięcy, ale tak sobie teraz o tobie przypomniałem, więc dzwonię. A ty? Pamiętasz mnie jeszcze?” – zakpił.
– Moglibyście chociaż pogadać. Nawet jeśli nic by z tego nie wyniknęło, to przynajmniej wiedziałbyś, co u niego. Bo chyba chciałbyś to wiedzieć, prawda? – wytknęła.
– Oczywiście, że bym chciał! – wybuchnął. – Ale nie będę próbował się wpakować z butami w jego życie, skoro tak stanowczo mnie z niego wykreślił!
– Sam mówiłeś, że to mogła być po części twoja wina – przypomniała mu Kinga, dokładanie już wiedząc, do czego zmierza.
– No bo mogła i była.
– No to chociaż go przeproś, skoro zżera cię poczucie winy. I zobacz, jak zareaguje – dodała.
– Nie, nie mogę. To by było nie fair.
– Nosz kurde, Sebastian, o co ci znowu chodzi? – zdenrwowała się dziewczyna, rozumiejąc z bełkotu przyjaciela coraz to mniej.
– Bo minęło już pół roku – powtórzył po raz n-ty. – I on na pewno już sobie jakoś ułożył to życie beze mnie… I jakim prawem miałbym mu teraz w to wszystko się mieszać i wydzwaniać z jakimiś wszawymi przeprosinami, które go już pewnie nawet nie interesują. Jeśli w ogóle interesowały, to może przez pierwsze dwa miesiące. Dzwonić po pół roku? To już śmieszne! Zresztą te przeprosiny to byłby bardziej dla mnie niż dla niego, żebym się wreszcie pozbył poczucia winy. A takie wtrynianie się i wydzwanianie nie wiadomo po co i rozdrapywanie tego wszystkiego, to chyba byłoby bardziej egoistyczne niż to wszystko, co zrobiłem mu wcześniej, razem wzięte.
Słuchając tego wywodu, Kinga teatralnie uderzyła głową w blat biurka z głośnym jękiem.
– Ja pierdolę, dlaczego ludzie zawsze sobie tak strasznie komplikują życie?! – warknęła raczej do siebie niż do Sebastiana, jako że już straciła nadzieję na przemówienie mu do rozsądku. – Przecież to wszystko jest takie cholernie proste! Jak się czujesz winny – przeproś. Jak coś ci nie pasuje – powiedz. Jak chcesz, żeby wszystko wróciło do normy – zapieprzaj do tego chrzanionego Szczecina i wykrzycz to Łukaszowi prosto w twarz, a potem go weź za rękę i pocałuj i żyjcie sobie kurwa długo i szczęśliwie!
– Kinga, słońce – westchnął Sebastian po dłuższej chwili milczenia. – Obejrzałaś zdecydowanie zbyt wiele odcinków „M jak miłość”. Tylko tam się wszystko może kończyć happy endem.
– Nic nie rozumiesz, Sebastian – westchnęła dziewczyna. – To proste. Tak naprawdę wszystko zależy od tego, w którym momencie przerwiesz historię.
Wtedy Sebastian naprawdę tego nie pojmował.
*

Na początku wcale nie zamierzał powtarzać tej przygody z gej-barem. W końcu niezbyt mu to za pierwszym razem pomogło, a jedynie mogło zaszkodzić – głównie w chwili, gdy drzwi się zamykały i wszystko wracało do porządku, tylko człowiek czuł się jeszcze bardziej samotny niż przedtem.
Samotność – Sebastian zaczynał rozumieć znaczenie tego słowa coraz dosadniej.
Głównie dlatego, że już w połowie grudnia ludzie nagle zaczęli wyglądać na bardziej radosnych i szczęśliwych, a jemu coraz ciężej się na to patrzyło. Prawdopodobnie był to jeden z powodów, dla których w piątkowy wieczór znalazł się pod znajomym już wejściem do klubu, zza którego dobiegała dudniąca muzyka.
Sam nie wiedział, na co właściwie liczył, lecz nie było to wiele, więc też się nie przeliczył. Ostatnio jego oczekiwania drastycznie się obniżyły, czy to chodziło o warunki mieszkalne, własne oceny na studiach, czy też po prostu o facetów.

Najpierw pogadał chwilę z Bartkiem – dość przystojnym facetem, choć o delikatnych rysach twarzy. Mogłoby być całkiem miło, gdyby Sebastian kątem oka, wracając z łazienki, nie zobaczył, że chłopak próbuje mu dosypać czegoś do drinka. Robił to tak nieudolnie, że Sebastian nawet nie miał siły się wściekać, a tym bardziej nie umiał znaleźć w sobie ani krztyny strachu, który chyba powinien jednak odczuwać – w końcu nie wiadomo, jak to mogło się skończyć. Po prostu spławił gościa jakimś tekstem o przeciętnej wiarygodności.
Po tym zajściu miał zamiar zakończyć ten wieczór w klubie i wrócić do siebie, jednak parę koincydentów sprawiło, że jednak nie spędził go samotnie. Poznał Partyka, który zrobił na nim wrażenie wyjątkowo inteligentnego i przyjaznego młodzieńca – a to wcale nie było takie proste, biorąc pod uwagę, że Sebastian po sprawie z Bartkiem stał się dziesięć razy bardziej czujny i nieufny.
Patryk umiał go rozbawić, co wielokrotnie rekompensowało fakt, że Sebastian miewał lepszych łóżkowych partnerów. Chociażby Michała. O chłopaku-którego-imię-znaczynało-się-na-Ł Sebastian wolał w takich momentach w ogóle nie myśleć.
W każdym razie, wieczór spędzony z Patrykiem Sebastian wspominał nadzwyczaj pozytywnie. Dopiero po wszystkim okazało się, że studiują na tej samej uczelni, choć na innych wydziałach. Nawet mieli kilku wspólnych znajomych, aczkolwiek „znajomi” to może być za dużo powiedziane. Sebastian po prostu kojarzył parę nazwisk, które Patryk w międzyczasie wymienił.
*

Po przemyśleniu sprawy, Sebastian doszedł do wniosku, że Kinga choć po części miała rację. Świąta były doskonałą okazją do zacieśniania relacji, które w ciągu roku zdążyły się mniej lub bardziej… rozcieśnić.
Przykładem takiej była relacja z Dorotą i im więcej czasu mijało, tym lepiej Sebastian dostrzegał, ile błędów udało mu się popełnić w ciągu zaledwie kilku miesięcy. No jak chrzanić, to po całości.
Chłopak co prawda nie sądził, by naprawić też się udało po całości, jednak uczynił mocne postanowienie, że podczas świąt porozmawia z Dorotą najszczerzej, jak tylko będzie mógł. Nie zamierzał rzecz jasna wspominać jej o Michale, Patryku, ani w ogóle o chodzeniu do gej-baru – chciał przecież, żeby poczuła się lepiej, a nie gorzej. Mimo to przeżywał przecież taki natłok różnych uczuć, że mógł mieć pewność, iż tematów do rozmowy nie zabraknie.
*

Mile spędzony z Patrykiem piątek dodał Sebastianowi energii na przetrwanie kolejnego tygodnia, choć koło czwartku zaczął mu powracać wisielczy humor. Święta były coraz bliżej i chłopak uznał, że nie zaszkodziłaby mu kolejna dawka lepszego nastroju, więc w następny piątkowy wieczór również pojawił się w klubie. Liczył na spotkanie z Patrykiem, bo choć nie wymienili się numerami telefonów, to jednak w sobotę rano stwierdzili, że możnaby taką noc powtórzyć. Na równie luźnych warunkach, rzecz jasna.
Spotkało go jednak rozczarowanie, ponieważ nie zobaczył go ani na początku, ani po półtorej godziny siedzenia przy barze, więc powoli dojrzewał do decyzji o opuszczeniu klubu. Wtedy jednak dosiadł się do niego Michał.
Chłopak był biały jak ściana, co widoczne było nawet mimo migających wokoło świateł. Podkrążone oczy wskazywały na co najmniej jedną dobę bez snu, a podpuchnięte, poobgryzane wargi sugerowały, że chłopak miał na głowie sporo zmartwień.
Sebastiana, nie wiedzieć czemu, zaniepokoił nieco ten widok. Nie, żeby problemy Michała nagle nabrały dla niego jakiejś szczególnej wagi – w końcu ledwo co go znał. Miał jednak świadomość, że…
No, nieważne. Po prostu stał się nieco niespokojny.

Tak jak podejrzewał, Michał wcale nie dosiadł się do niego, żeby zrobić to, po co faceci w większości przychodzą do gej-baru. Nie.
Poza przywitaniem i pożegnaniem, Sebastian usłyszał od Michała tylko jedno zdanie.
I królestwo oddałby za to, żeby te słowa nigdy nie zostały wypowiedziane.
*

Sebastian wrócił do siebie na zdrętwiałych nogach. Trzy minuty męczył się, nim trafił kluczem w zamek od drzwi, bynajmniej nie dlatego, że był pijany. Raczej kompletnie i całkowicie rozkojarzony. Oderwany od rzeczywistości. I psychicznie zdewastowany.
Jego umysł szalał, a rozpędzone myśli niemalże rozsadzały mu czaszkę. Co dziwne, jego ciało pozostało szokująco spokojne. Gdyby ktoś obcy opisywał mu to uczucie, Sebastian stwierdziłby, że ten człowiek wziął jakieś prochy uspokajające, ale on przecież doskonale wiedział, że nic nie łykał.
Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, cisnął kurtkę na bok i nie zdejmując butów, rzucił się na kanapę.
Był rozbity, lecz nagle zachciało mu się śmiać. Na całe gardło.
Jakie to szczęście, że nie posłuchał wtedy Kingi!
Jakie to szczęście, że nie zadzwonił do Łukasza!