Zaparz mi herbatę 28
Dodane przez Aquarius dnia Listopada 17 2012 13:40:34


Rozdział drugi - rozmowy niezręczne i dołujące



– Babcia nie zna litości! – zaskomlał Oskar, siadając na miękkim dywanie, zupełnie jakby korzystanie z krzeseł (albo i nawet łóżka) było zbyt mainstreamowe. Chociaż istniała również możliwość, że po prostu był zbyt ociężały, by się dowlec choćby krok dalej. – Nigdy w życiu nie sądziłem, że mogę tyle zjeść i tego potem nie wyrzygać – dodał, odgarniając włosy z czoła.
– Nie chcę nic mówić, ale twoja mina wskazuje, że ta opcja z rzyganiem nie jest jeszcze tak do końca wykluczona – spostrzegł Dominik, usadawiając się obok kuzyna na dywanie. Był tak puchaty, że ciężko się było temu oprzeć. Poza tym we czwórkę grało się w karty lepiej na podłodze niż na łóżku.
– Oj dajcie spokój, babcia świetnie gotuje – przerwał im Przemek, zrzucając z ramion bluzę i odkładając ją na pobliskie krzesło. Został w samym oliwkowym T-shircie.
– Nie chodzi o jakość, lecz o ilość. „Tacy chudzi jesteście, to jeszcze wam dołożę kotlecika” – sparodiował Oskar. – Ze wszystkich babć nam się musiała trafić najbardziej typowa!
– A czy to źle? – wtrącił Łukasz, również usiadłszy na dywanie. – Żarcie jest dobre. Dajcie spokój, im będziemy starsi, tym mniej będzie okazji do wciągnięcia takiego porządnego, dwu-trzy daniowego obiadu.
– Racja – dorzucił Przemek, gestykulując prawą ręką. – Zobaczycie, później będziecie wyć do księżyca, że wasze dziewczyny/żony nie umieją gotować tak, jak nasza babcia!
Dominik wyciągnął karty i przetasował je sprawnie.
– No właśnie, a’propos dziewczyn… – rzucił, zerkając na Przemka kątem oka.
Ten zacisnął usta i odwrócił wzrok.
– Nie zamierzam o tym rozmawiać – wycedził.
Oskar jednak szybko podchwycił temat.
– A co się stało? – spytał, marszcząc lekko brwi, nieco zaciekawiony, ale bardziej stroskany.
– Nic – uciął Przemek, zaciskając pięści i ostentacyjnie wlepiając wzrok w sufit. Ładny sufit, biały. No, nieco zalany wodą.
– Rzuciła go… – wygadał się Dominik konspiracyjnym szeptem.
Przemek spojrzał na niego ze złością.
– No rzuciła mnie i co, do kurwy nędzy?! Nie trzeba teraz tego rozpieprzać na drobne i dywagować chuj wie po co! – warknął, dogłębnie wyrażając swoje zdanie na swój temat.
Oskar chrząknął cicho, zwracając na siebie uwagę.
– Wiesz – powiedział w stronę Przemka – jakiś czas temu ktoś mi nieźle nawrzucał, nie pokażę palcem kto, odnośnie tego, że się wszystko trzyma w sobie, a inni ludzie się martwią…
Łukasz uśmiechnął się pod nosem. Pamiętał tę akcję i najwyraźniej Przemek również sobie przypominał.
– Nie obracaj moich własnych słów przeciwko mnie – fuknął tylko.
– Wiesz, mi wygadanie się wyszło na dobre, koniec końców – dodał Oskar. – I nie żeby to miało jakieś większe znaczenie, ale ja nadal jestem z tą samą dziewczyną.
– Czekajcie chwilę, kiedy to było? O czym wy mówicie? – wtrącił Dominik, całkowicie nieświadomy tego, co stało się rok wcześniej w wakacje.
Trzy głosy błyskawicznie zlały się w jeden:
– Nieważne.
Brzmiało to bardzo stanowczo, ale tym bardziej utwierdziło Dominika w przekonaniu, że jednak coś mu umknęło. Póki co postanowił jednak wzruszyć na to ramionami.
– No dobra, to co z tą dziewczyną? – Oskar postanowił prędko powrócić do poprzedniego tematu.
Przemek wzruszył ramionami markotnie.
– A co ma być, jak mnie rzuciła? – burknął.
– Ale chyba ci powiedziała czemu, nie? – wtrącił Dominik. Wziął wreszcie karty i zaczął je rozdawać. – Wiesz, jest inny chłopak, albo ona cię lubi, ale tylko jak przyjaciela, albo… – zaczął wymieniać wszystkie powody zerwań, jakimi on sam był już uraczony.
Przemek westchnął ciężko i wywrócił oczami, widząc, że nie będzie miał spokoju, póki nie zda pełnej relacji.
– Nie wiem. Może. Ale powiedziała coś innego. – Przygryzł lekko dolną wargę. – Stwierdziła, że nie chce związku. I to nie tylko ze mną. Po prostu nie chce. Nie odpowiada jej to. Woli niezależność, bycie singielką jej całkowicie odpowiada. Chce się skupić na studiach, karierze, dostać dobrą pracę, wyrobić sobie nazwisko w branży. I powiedziała, że facet by ją tylko rozpraszał.
– Ale pieprzenie! – prychnął Oskar, gdy tylko Przemek skończył mówić.
– Tego kwiatu jest pół światu – rzucił Dominik pokrzepiająco. A przynajmniej w założeniu tak miało być, lecz niezbyt mu wyszło.
– Może ty się takim gadaniem możesz pocieszyć, ale na mnie to nie działa – fuknął Przemek. – Nie wszystkim ludziom rozstanie przychodzi tak łatwo jak tobie.
– Jesteś zbyt sentymentalny – uznał Dominik. – Można mieć gorszy nastrój przez moment, ale nie dajmy się zwariować. Nic nie trwa wiecznie!
– Och, zamknij się wreszcie. – Całą trójkę zdziwiło nagłe wtrącenie Łukasza. – Co ty możesz wiedzieć o prawdziwym zakończeniu związku? Przecież żeby go prawdziwie skończyć, trzeba go najpierw prawdziwie zacząć, a wszystkie te twoje miłostki kończyły się na flirtowaniu. Ile najwięcej wytrzymałeś z jedną dziewczyną? Trzy tygodnie? Miesiąc? To i się nie dziw, że rozstanie spływa po tobie jak po kaczce. – Łukasz sam nie był pewien, co go tak trafiło, ale nie mógł się powstrzymać od wytknięcia paru spraw Dominikowi. Jego słowa potraktował niemalże osobiście, bo chociaż były skierowane do Przemka, to Łukasz doskonale wiedział, co musi czuć najstarszy z jego kuzynów.
Dominik uniósł obie brwi w wyrazie bezgranicznego, wręcz teatralnego zdumienia.
– Pohamuj język, kowboju – parsknął do Łukasza w ramach odpowiedzi. – Co ty niby możesz o tym wiedzieć? O związkach w ogóle, a już zwłaszcza o zerwaniach? Patrzcie go, znalazł sobie pierwszą dziewczynę i już wielki mędrzec się z niego zrobił! – zakpił Dominik.
Łukasz prawie się zachłysnął powietrzem, gdy to usłyszał.
– Chwila! Moment! – Uniósł dłonie przed siebie w obronnym geście. – Jaką, do cholery, dziewczynę?! – I nie, tym razem wyjątkowo nie udawał. Z tego, co mu było wiadome, z nikim się nie spotykał w chwili obecnej, a jedyną relację, którą kiedykolwiek można było nazwać związkiem w pełnym tego słowa znaczeniu, miał z Sebastianem. Z Sebastianem, który dziewczyną definitywnie nie był (chyba, że Łukaszowi coś umknęło na lekcjach biologii i wychowania do życia w rodzinie). Cóż więc próbował zasugerować Dominik?
– Hej, wrzuć na luz – wtrącił się Przemek, któremu widocznie ulżyło, że temat powoli oddala się od jego byłej dziewczyny. – Nie musisz panikować. W sumie cieszymy się, że kogoś masz – dodał spokojnie.
I wtedy właśnie Łukasz zaczął się poważnie niepokoić. Odnalazł swój najspokojniejszy i najbardziej wyważony ton głosu i zaczął kuzynom wyjaśniać, jakby byli małymi dziećmi:
– Cieszę się, że się cieszycie, ale… Ja nie mam dziewczyny. Nie mam – powtórzył. – I to ze sporym naciskiem na NIE.
Dominik prychnął. Przemek wzruszył ramionami. Oskar zrobił minę zatytułowaną „Rany, dlaczego on się wypiera oczywistości?”.
– Oczywiście, że nie masz dziewczyny – Oskar odpowiedział podobnym głosem jak Łukasz. – A Ewelina to co?
Łukasz uderzył otwartą dłonią w czoło, wzdychając głęboko z irytacją.
– Skąd wy, do cholery, wiecie o Ewelinie?
– Aha! Czyli coś w tym jest! – wykrzyknął tryumfalnie Dominik.
– No proszę cię – mruknął Oskar z kamienną twarzą. – Ty chciałeś utrzymać coś takiego w sekrecie? W tej rodzinie? Wolne żarty!
Łukasz mógłby napisać cały referat na temat ukrywania sekretów przed tą właśnie rodziną, jednak coś mu podpowiadało (a dokładniej rzecz biorąc: zdrowy rozsądek), żeby przemilczał tę uwagę.
– To prawda – przyznał z lekkim uśmiechem Przemek. – Nasze mamy i babcie tworzą całą siatkę wywiadowczą, tak skuteczną, że FBI klęka. Nic im nie umknie.
Dla chcącego, nic trudnego, drodzy kuzyni, pomyślał Łukasz, lecz ponownie się nie wypowiedział. Ukrywanie sekretów było dość śliskim tematem i łatwo by było powiedzieć jedno czy dwa słowa za dużo.
– Dobra, Łukasz, produkuj się! – Oskar aż zatarł ręce z podekscytowania.
– Jesteś małą, paskudną plotkarą, wiesz? – fuknął do niego Łukasz. – Nie myślałeś o karierze dziennikarskiej hieny?
– Myślałem – przyznał Oskar z promiennym uśmiechem. – Ale nawet nie próbuj zmienić tematu! Mów, co dokładnie jest z tą Eweliną!
– A nie możemy zagrać wreszcie w te cholerne karty? – zasugerował Łukasz w ramach ostatniej linii obrony.
– Nie – odpowiedział prędko Oskar. Dominik jednocześnie pokręcił głową, a Przemek wzruszył ramionami. Łukasz znajdował się więc na straconej pozycji.
– Ale słuchajcie, naprawdę. Ewelina nie jest moją dziewczyną.
Dominik posłał mu spojrzenie mówiące jasno, że zupełnie mu nie wierzy i z takimi marnymi argumentami nawet nie ma co próbować.
– Serio – dodał z naciskiem Łukasz.
– Och, a więc nie jest twoją dziewczyną – Oskar zawiesił znacząco głos –… jeszcze.
– Rany! Nie. – Łukaszowi opadały ręce. – To tylko moja dobra koleżanka.
Dominik ostentacyjnie uderzył się dłonią w czoło.
– Do diabła, niech ktoś tą dziecinkę wreszcie uświadomi, że tak zwana „przyjaźń damsko-męska” to taka sama bujda na kiju, jak istnienie Mikołaja – zawył, po czym nagle teatralnie zmienił minę na taką, jakby się przestraszył, że palnął wielkie głupstwo. – Ale Łukasz, ty wiedziałeś już, że Mikołaj nie istnieje, prawda? Nie zniszczyłem ci właśnie dzieciństwa? Och, drogi kuzynie! Wybacz mi ten nietakt, jeśli byłeś nieświadomy tej wielkiej tajemnicy!
No jasne, teraz się będzie nabijać, westchnął Łukasz w myślach.
– Spierdalaj – syknął zwięźle w odpowiedzi na przytyki Dominika.
– Ej, no, spokój, panny! – Przemek postanowił się wtrącić i załagodzić nieco sytuację. – Ty – zwrócił się do swojego brata – już się tak nie nakręcaj. A ty – spojrzał na Łukasza łagodniej – nie masz się co burzyć. To dobrze, że masz dziewczynę. A jak nie masz, to dobrze, że może niedługo to się zmieni. A nawet jeśli nic z powyższych, to też dobrze, jeśli ci to pasuje. Masz rację, nie powinniśmy się wtrącać. I nie będziemy się wtrącać – dodał z naciskiem, zerkając zarówno na swojego brata jak i na Oskara. – W niczyje życie prywatne! Czyli w moje również nie będziecie się wtryniać – warknął na koniec, posyłając wszystkim groźne spojrzenia.
Łukasz był pewien, że Oskar z Dominikiem długo nie wytrzymają; prawdopodobnie jak on i Przemek będą poza zasięgiem, ta dwójka się dobierze i będzie wymieniać podejrzenia i plotki we własnym, skromnym towarzystwie. Łukasz miał to jednak gdzieś tak długo, póki nikt nie rzucał mu żadnych plotek w twarz i nie kazał mu ich potwierdzać lub zaprzeczać. A tak to niech sobie gadają, skoro im to sprawia taką dziką frajdę.
Ostatnio i tak to Ewelina zaprzątała sporą część jego myśli, a dokładniej: do czego ta ich znajomość zmierza?
*

Ewelina miała podejście bardzo podobne do podejścia Łukasza jeśli chodziło o wychodzenie na imprezy, gdzie zna się mniej osób niż więcej i posiada się ogólne nastawienie „a tam, kogoś się pozna”. Jednym słowem: Ewelina niezbyt dobrze czuła się w tłumach. Łukasz również niezbyt dobrze czuł się w tłumach, więc w tym jednym aspekcie bardzo do siebie pasowali. Niemniej jednak ten jeden fakt mógłby spowodować, że po tym, jak się pożegnali, już nigdy więcej by się nie spotkali. Ale czymże byłoby życie, gdyby nie miało w zanadrzu kilku zbiegów okoliczności, tylko czekających na to, by je odpowiednio wykorzystać?
Ewelinie wypadła z torby legitymacja studencka (schowana w małym, granatowym etui wraz z kartą stałego klienta do jakiegoś sklepu z ubraniami oraz kartą biblioteczną), gdy dziewczyna w pośpiechu wyciągała portfel, by kupić sobie bilet na tramwaj. Łukasz chciał jej podać, gdy tylko to zauważył, lecz nim się obejrzał, drzwi do tramwaju się zamykały.
Stojąc na przystanku z małym etui w dłoni, Łukasz doszedł do wniosku, że ktokolwiek tam górze sprawuje nad nim pieczę, posiada wyjątkowo przewrotne poczucie humoru. Chłopak postanowił, że jeśli kiedyś stanie z nim twarzą w twarz, to da mu długi wykład na temat używania tanich chwytów rodem z komedii romantycznych na człowieku, który nie pozbierał się po ostatnim związku nawet na tyle, by myśleć o kolejnym, a co dopiero samemu nawiązywać kontakt z dziewczyną.
Chwilami świat bywa cholernie niewdzięczny.


Łukasz znalazł Ewelinę poprzez największą bazę danych osobowych, jaka istnieje, czytaj: poprzez Facebooka. Umówili się na kawę. Wypili kawę. Pogadali. I, ku zaskoczeniu obojga, tak dobrze im się rozmawiało, że jakiś czas później umówili się na kolejną. Przy następnym spotkaniu Łukasz pożyczył Ewelinie kilka książek związanych z historią sztuki, ponieważ okazało się, że dziewczyna się trochę tym interesuje – przynajmniej na tyle, by docenić wiedzę Łukasza w tym zakresie.
– Naprawdę nie wiem, jak można siedzieć z nosem w finansach, mając taką wiedzę – mamrotała raz po raz pod nosem. – Skąd ci się to w ogóle wzięło?
– Nie mam żadnej wiedzy. – Łukasz zwykle wzruszał po prostu ramionami. – Znam podstawy i parę ciekawostek.
– A te wszystkie opowiastki o Michale Aniele?
– A nie, to sobie tylko książkę przeczytałem traktującą o jego historii. Jako ciekawostkę. W końcu nie każdy wie, że Michael Angelo Buonarotti wyjątkowo nie lubił Leonarda da Vinci, z wzajemnością zresztą. I że prawdopodobnie zaczął malować freski tylko po to, by mu utrzeć nosa. Kto wie, może gdyby nie jego, ujmijmy to, rywalizacja z Leonardem, może teraz ludzie nie zasuwaliby do Kaplicy Sykstyńskiej, by zobaczyć dzieło Michała Anioła. Kto wie, może…
– A widzisz! – przerwała mu Ewelina tryumfalnie. – I ty byś mógł tak godzinami gadać!
– Sorry, wiem, że przynudzam.
– Ale sęk tkwi w tym, że wcale nie przynudzasz. Mówisz bardzo ciekawie. I znasz się na historii sztuki. Powiem więcej: czasem jak opowiadasz o jakiś obrazach, mam wrażenie, że dokładnie wiesz, co autor chciał przekazać. To naprawdę niesamowite. – Ewelina wiedziała, co mówi, bo gdy zaczęła zwracać uwagę na tę część osobowości Łukasza, co chwilę odkrywała nowe rzeczy o nim. Takie, o które nie podejrzewałaby studenta finansów, którego poznała pierwszego dnia w klubie. Łukasz miał wiele twarzy, ale im dłużej Ewelina go znała, tym wyraźniej dostrzegała, że coś jej umyka. I to coś dużego.
Na przykład sprawa z komórką Łukasza. Traktował ją tak, jakby była tajną bazą FBI. Pewnego dnia Ewelina przyszła do niego do domu, by oddać mu jedną z pożyczonych książek, a Łukasz poszedł zrobić jej herbatę. Kiedy był w kuchni, Ewelina z nudy zaczęła się bawić jego telefonem. Przeglądać muzykę, jakiej słucha. Oglądając zdjęcia. Nie czytała SMS’ów, lecz mimo to Łukasz, gdy tylko ją zobaczył, wyrwał jej swoją komórkę z ręki z miną, jakby co najmniej zamordowała tuzin niewinnych dzieci.
– Co ty wyprawiasz?! – warknął, mało co nie rozlewając przy tym wszystkim herbaty.
– Chciałam tylko obejrzeć zdjęcia – odparła, zdumiona nagłym oburzeniem chłopaka.
– Zawsze dotykasz rzeczy innych bez pozwolenia?! – syknął, obracając nerwowo telefon w dłoniach. Poczuł się o wiele pewniej, gdy wreszcie miał go przy sobie.
– No przepraszam, nie wiedziałam, że aż tak tego nie lubisz – powiedziała dziewczyna z nieskrywanym zaskoczeniem, ale ukryty ton w jej głosie mówił: okej, to było dziwne.
Łukasz wziął głęboki oddech, uspokajając się powoli.
– Nie, nie przepraszaj – przerwał jej, kręcąc głową. – To ja powinienem przepraszać – przyznał. – Kompletnie ześwirowałem. Sorry. – Łukasz podrapał się po potylicy z zawstydzenia.
Po tych słowach Ewelina spojrzała na niego nieco łagodniej.
– Dobra. Spoko. Różni ludzie różnie podchodzą do sprawy prywatności. Niektórym wszystko zwisa, a niektórzy takiego brania rzeczy bez pozwolenia po prostu nie lubią. – Ewelina wzruszyła ramionami. – Muszę przywyknąć, że należysz to tych drugich.
– No – skwitował Łukasz, lecz zarówno on jak i Ewelina zdawali sobie sprawę, że jego reakcja była trochę przesadzona jak na „nie lubię, gdy inni biorą moje rzeczy bez pozwolenia”. Dziewczyna nie wiedziała o co chodzi. Łukasz zaś miał świadomość, że to wszystko przez SMS’y od i do Sebastiana, których nigdy nie usunął (i nawet nie miał tego w planach). Gdyby pomyślał o tym „na trzeźwo” to być może uznałby, że gdyby Ewelina się dowiedziała, nie byłoby wielkiej tragedii. Niemniej jednak został tak zaskoczony widokiem koleżanki (przyjaciółki?) z jego komórką w ręku, że ciężko mu było przywołać trzeźwe myślenie. Tylko czyste odruchy kierowały jego zachowaniem.


To były dopiero początki ich znajomości – czas, w którym Ewelina uczyła się akceptować pewne wariactwa Łukasza, jak choćby szczególne poszanowanie własnej prywatności lub urywanie niektórych tematów jednym, krótkim „nie chcę o tym mówić”. Właściwie niemalże za każdym razem, gdy owe tematy zaczynały schodzić niebezpiecznie blisko życia towarzyskiego w liceum.
Ewelina starała się nie wypytywać. Nie chciała być wścibska, choć ciekawość ją zżerała od środka. Miała jednak rozum i umiała się go posłuchać, gdy podpowiadał jej, że nie powinna naciskać za bardzo.
Na dłuższą metę okazało się to być dobrą taktyką, ponieważ im mniej informacji chciała wyciągać od Łukasza siłą, tym bardziej się on przed nią otwierał z własnej woli. Gdy poruszali jakiś temat, Ewelina po prostu mówiła o sobie, a Łukasz w pewnym momencie sam się włączał, dając jej coraz więcej informacji związanych ze swoim życiem.
*

Od maja Łukasz zupełnie stracił kontakt z Sebastianem. Nie powiedzieli sobie na koniec „zostańmy przyjaciółmi”, więc też żaden z nich nawet tego nie próbował. W pierwszych tygodniach Łukasz średnio co godzinę odnajdywał w kontaktach numer Sebastiana, lecz jego palec zatrzymywał się milimetry od przycisku z zieloną słuchawką. Łukasz po prostu nie miał pojęcia, jak miałby zacząć rozmowę. „Hej, Seba, jak się czujesz?” – to byłoby śmieszne. Łukasz doszedł więc do wniosku, że najlepiej będzie, kiedy da Sebastianowi spokój.
Sebastian też się do niego nie odzywał. Zupełnie, jakby zniknęli z powierzchni ziemi dla siebie nawzajem.
Prawdopodobnie dlatego też Łukasz dosłownie stanął po środku ulicy jak wryty w ziemię, gdy w kieszeni rozbrzmiał mu dzwonek komórki, a na wyświetlaczu pojawiło się ostatnie imię, jakie spodziewałby się tam ujrzeć.
Dorota.
Początek listopada był już wystarczająco mroźny, by Łukasza oddech przybierał postać nikłej mgiełki tuż przy jego ustach. Ta mgiełka pojawiła się i zniknęła co najmniej dwa razy, nim chłopak wreszcie zdecydował się odebrać.
Chyba tylko cudem nie zadrżał mu głos.
– Słucham?
– Cześć, Łukasz. Dorota z tej strony. – Jej głos nie był zimny ani nieprzyjemny, lecz chłopak nie odnalazł też tych wesołych nut, które zawsze w nim pobrzmiewały.
– Wiem – powiedział, odchrząkając cicho. Nagle zrobiło mu się strasznie sucho w gardle, jakby nie pił od dwóch dni.
– Pewnie zastanawiasz się, dlaczego do ciebie dzwonię – dodała Dorota. Najwyraźniej wcale nie zamierzała mu ułatwiać tej rozmowy.
– Tak – przyznał, czując się tak niezręcznie, że miał ochotę schować się w najbliższym kącie budynku, obok którego przechodził (który był de facto jego uczelnią, ponieważ dopiero co skończył zajęcia).
– Otóż ostatnio jeden z moich klientów zauważył… Chociaż nie – poprawiła się. – Powinnam zacząć od tego, że jeden z twoich obrazów wisi w moim biurze. Ten, który dałeś mi na święta, przedstawiający podwórko obok domu mojej mamy, a teraz moim. Wiesz, tam gdzie byliście z Sebastianem…
– Tak, pamiętam który obraz – przerwał jej łagodnie Łukasz, błyskawicznie przywołując z pamięci prezent, jaki dał Dorocie na zeszłe święta. To był właściwie pomysł Sebastiana, który zobaczył ten obraz w szkicowniku Łukasza i powiedział, że jego mamie by się spodobał. No i się spodobał, jak widać.
– No to postanowiłam go sobie oprawić i powiesić w biurze. Swoją drogą ten obraz to świetna reklama, ale o tym może później. Chodzi o to, że żonie jednego z moich klientów bardzo się on spodobał. Nie mogła się na niego napatrzeć. No i ostatnio zadzwonił do mnie ten klient z pytaniem, skąd mam ten obraz i czy znam kogoś, kto może coś podobnego narysować. Jak się pewnie domyślasz, powiedziałam, że owszem, znam. – Łukasz wstrzymał oddech, powoli przeczuwając, do czego to wszystko zmierza. Nie był jednak pewien, jakie uczucia powinno to w nim wzbudzać. Ekscytację? Bo póki co z każdym słowem czuł się coraz bardziej zagubiony. – Pytał o kontakt do ciebie, ale stwierdziłam, że będzie lepiej, jeśli sama najpierw zadzwonię i ci o wszystkim powiem. Mój klient chciałby dać żonie podobny obraz na święta, choć w większym formacie. Ma nawet jakiś konkretny widok na myśli. I oczywiście jest gotów ci za to zapłacić. – Dorota zrobiła małą pauzę. – Więc co ty na to?
– Co ja na to? Nie mam zielonego pojęcia – przyznał Łukasz, gdy wreszcie zorientował się, że należy udzielić odpowiedzi, a nie stać z rozdziawionymi ustami.
– Przemyśl to i oddzwoń, dobra? – zaproponowała Dorota po kilku sekundach namysłu.
– Dobra – przytaknął Łukasz i miał wrażenie, że na tym kończyła się ta rozmowa.
– W takim razie do usły…
– Czekaj – przerwał Dorocie, nie zastanawiając się, co zamierza jej powiedzieć. Po prostu jeszcze nie chciał urywać tego połączenia. Zwilżył sobie nerwowo usta językiem i wziął głębszy oddech. Zebrał całą odwagę, jaka w nim pozostała i zapytał: – Co… co u Sebastiana?
Dorota przez dłuższą chwilę nie odpowiadała. Łukasz zerknął na ekran komórki, czy się przypadkiem nie rozłączyła, lecz nie. Rozmowa trwała.
Łukasz miał wrażenie, że matka Sebastiana rozważa, czy należy mu się jakakolwiek informacja.
– Jakoś się trzyma – stwierdziła wreszcie Dorota.
– To… – Łukasz przełknął ślinę. – To dobrze.
– Nie rozmawiamy już tak często jak wcześniej. Kontakt nam się trochę urwał – dodała jeszcze Dorota.
Łukaszowi zrobiło się strasznie ciężko na sercu.
– Ja… przykr… – Chłopak nie wiedział, co powiedzieć. Na szczęście nie musiał, bo Dorota sama kontynuowała:
– Ma wynajętą kawalerkę bliżej uczelni. Ja mam małe mieszkanie niedaleko mojego biura. Dom mojej mamy był za duży na naszą dwójkę. Nie wiem, jak ona tam wytrzymywała sama. Za drogo wychodziło utrzymanie go. Ogrzewanie i tak dalej… No i sprzątanie tego wszystkiego… O ogródku nie wspominając. Wynajęliśmy go za niezłe pieniądze – wyjaśniła Dorota. Łukasz zbyt wyraźnie słyszał jakiś bliżej nieokreślony smutek w jej głosie. Może nie smutek, raczej… Gdyby głos miał kolor, Dorota mówiłaby na szaro. Ponuro.
A więc Sebastian jest sam, pomyślał Łukasz, przygryzając bezwiednie dolną wargę.
– Mam nadzieję, że wszystko u niego w porządku – powiedział wreszcie.
– Nie ma nikogo, jeśli o to pytasz – odparła Dorota, po czym dodała ciszej: – Przynajmniej nie ma nikogo na stałe.
– Nie, ja nie… – Łukasz uważał, że po tym wszystkim nawet nie ma prawa o to pytać.
– Słuchaj – Dorota ponownie mu przerwała, tym razem bardziej stanowczo. – Sebastian nie powiedział mi, o co dokładnie wam poszło. Jedynie się domyślam. Nie chcę ci mówić, że zrobiłeś dobrze czy zrobiłeś źle – powiedziała, przerywając na moment. – I nie zamierzam cię namawiać, byście jeszcze raz spróbowali. Chcę tylko, żebyś pomyślał, jak było wtedy i jak jest teraz. I jeśli dojdziesz do wniosku, że teraz jest lepiej, to w porządku. Niech tak zostanie. Ale jeśli jednak uznasz, że chcesz powalczyć o to, co mieliście, to powiem ci jedno. – Kobieta wzięła głębszy oddech. – I powiem to tylko raz, więc słuchaj uważnie. Jeśli będziesz chciał jeszcze kiedykolwiek próbować układać sobie życie z moim synem, to lepiej bądź cholernie pewny, że będziesz w stanie wykrzyczeć swoje uczucia do niego obojętnie, czy stoi obok ciebie twoja matka, twój ojciec czy też sam papież! W każdym innym przypadku odpuść sobie już na wstępie. Zrozumiałeś?
Dorota nigdy nie mówiła do niego w taki sposób. Łukasz jednak wiedział, że nie rozmawia z jakąś tam kobietą. Nie, on rozmawiał z matką, której priorytetem było dobro jej jedynego dziecka. Łukasz nie potrafił się złościć na nią za te słowa.
– Tak. Tak, zrozumiałem – powiedział jedynie.
Powtórzył sobie warunek Doroty jeszcze dwa razy w myślach.
Miała rację.
A Łukasz naprawdę to zrozumiał.
*



– Co ty właściwie chcesz robić w życiu? – Ewelina miała tendencję do milczenia przez długi czas, a później wyskakiwania zupełnie nagle z pytaniami natury psychologiczno-filozoficzno-społecznej.
Łukasz był tym podwójnie zaskoczony, ponieważ sam również odpłynął myślami daleko poza Szczecin (dokładnie to w kierunku południowo-zachodnim, jakby tak spojrzeć na mapę Polski). Prawie rozlewając własną herbatę, zerknął ze zdumieniem na Ewelinę.
– Co to za pytanie? – burknął.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i poprawiła swoje rude, kręcone włosy, związane w puchatą kitkę.
– Jak każde inne – odparła, mieszając niespieszne w garnku. Tego popołudnia chciała wypróbować nowy przepis na rolady wołowe, więc oczywiście potrzebowała niezależnego jury. Łukasz, rzecz jasna, nigdy nie odmawiał takim smacznym prośbom. Był w końcu studentem. Studenci lubią jeść. Dużo. I często. – No bo wiesz, ja mam swój biznesplan. Kończę studia, idę do pracy, odkładam sobie na własny interes i otwieram restaurację. To tak w dużym skrócie – wyjaśniła Ewelina. – A ty co zamierzasz zrobić po studiach? Zastanawiałeś się nad czymś konkretnym?
Chłopak się naburmuszył i wywrócił oczami. Nienawidził tego tematu prawie od zawsze, a jednak ten jak bumerang do niego powracał, tylko przez usta innych osób.
– Nie wiem, nie myślałem o tym jeszcze. Skończę studia i coś się wymyśli. Jakąś pracę się znajdzie…W banku może, albo jakimś biurze księgowości… – Łukasz wzruszył ramionami.
Mina Eweliny jednoznacznie pokazywała, że dziewczyna podchodziła raczej sceptycznie do tego wszystkiego.
– Jakoś nie widzę, byś cokolwiek robił poza studiami, by się wybić z grona tobie podobnych kandydatów do pracy – spostrzegła, sprawdzając smak sosu grzybowego.
– A co miałbym niby teraz robić? – mruknął Łukasz, bezmyślnie gapiąc się w pusty kubek po herbacie i bawiąc się łyżeczką na stole.
– Słuchaj, ja się nie znam na tych całych finansach – zaczęła dziewczyna niepewnie. – Ale mam takie wrażenie, że coś jest z tym wszystkim nie tak…
– Z moimi studiami? – zdumiał się Łukasz.
– Nie – odparła Ewelina, w zamyśleniu przygryzając drewnianą łyżkę. – Z tobą na tych studiach. Bo wiesz… kiedy rozmawiamy o kierunkach, uczelniach i egzaminach jesteś… no właśnie taki jak teraz. Znudzony. Niezainteresowany. Obojętny. A kiedy nasze pogaduchy schodzą na temat sztuki, wychodzi z ciebie całkowicie inna osoba. Chyba więc nic dziwnego, że zaczęłam się zastanawiać, czy te studia są… odpowiednie dla ciebie.
– Co jest z wami, ludzie?! – warknął wreszcie Łukasz. – Dlaczego wszyscy myślicie, że lepiej ode mnie wiecie, co jest dla mnie odpowiednie!
Ewelina jedynie uniosła jedną brew w niemym zdumieniu. Już przywykła, że nie ma co traktować wszystkich wybuchów Łukasza zbyt osobiście. Dziewczyna wyciągnęła z jego oburzenia tylko jedną informację.
– A więc mówisz, że nie jestem jedyną osobą, która to spostrzegła.
Łukasz podparł czoło o swoją zgiętą w łokciu rękę, czując, że ta kobieta ma nad nim miażdżącą przewagę. Zaczynał powoli rozumieć, dlaczego jego ojciec raz po raz mamrocze pod nosem, że „baby to ty nie przegadasz, synu”.
– Może tak, ale nie wiesz wszystkiego, więc… – zaczął, lecz Ewelina szybko mu przerwała.
– Okej, dobra, może i nie znam całej sytuacji; głównie dlatego, że wciąż mi czegoś nie mówisz, prawda? No ale w porządku, nie naciskam. Sedno tkwi jednak w czym innym. Czy uważasz, że powinno się robić to, co się kocha w życiu?
– No tak, ale…
– Ale? – wtrąciła znowu dziewczyna, powątpiewając.
– Ale nie zawsze ma się wybór – dokończył Łukasz.
– Zawsze jest wybór, Łukasz – powiedziała Ewelina wyjątkowo poważnie. – Tylko czasami jest nam łatwiej, kiedy sobie wmówimy, że go nie ma.
– No i super – burknął chłopak. – To może i miałem wybór i dokonałem tego wyboru. Nie pomyślałaś o tym? Dokonałem wyboru i znalazłem się właśnie w tym, a nie innym miejscu.
– I co?
– Co: co? – fuknął Łukasz.
– No: czy jesteś zadowolony z tego wyboru? Podoba ci się miejsce, w jakim się znalazłeś?
– Co to w ogóle ma być? Sesja terapeutyczna?! – oburzył się wreszcie chłopak, tracąc cierpliwość.
– Nie. Staram się tylko tobie pomóc – wyjaśniła spokojnie dziewczyna.
– Może ja wcale nie chcę twojej pomocy? I może wcale jej nie potrzebuję?
– No skoro tak uważasz… – Ewelina wzruszyła ramionami, po raz kolejny rezygnując z wiercenia Łukaszowi dziury w brzuchu.
Chłopak westchnął ponuro.
– I tak już spierdoliłem wszystko, co było do spierdolenia – wymamrotał pod nosem.
Ewelina dostrzegła, że to jednak jeszcze nie koniec tej rozmowy; że Łukasz chce jej powiedzieć więcej, tylko potrzebuje, by go ktoś pchnął w odpowiednim kierunku.
– Dlaczego mam wrażenie, że kiedy mówisz o złych wyborach, nie chodzi ci tylko o studia?
Ewelina wreszcie wyłączyła gaz pod garnkiem z mięsem, zrobiła szybko porządek na blacie i z nowo zaparzoną herbatą siadła obok Łukasza na kanapie z wielkimi, zielonymi poduszkami robiącymi za podłokietniki. Za oknem popołudnie powoli zmieniało się w wieczór, a jako że była już połowa listopada, gwiazdy pojawiły się na niebie wyjątkowo prędko.
Łukasz też dostał kolejny kubek Earl Greya, więc wreszcie mógł ponownie się w niego zapatrzeć, jakby w herbacianych fusach były zapisane odpowiedzi na wszystkie jego pytania.
– I masz rację – przyznał po dłuższej chwili milczenia. – Tu nie chodzi tylko o kierunek studiów. Właściwie… kierunek studiów jest w tym wszystkim chyba najmniej ważny… Chociaż nie. Sam kierunek też ma znaczenie, ale… – Łukasz przerwał na moment, po czym skwitował z rezygnacją: – To jest po prostu cholernie skomplikowane!
Ewelina pozwoliła sobie na nikły uśmiech.
– No widzę właśnie.
Łukasz zastanawiał się, dlaczego w ogóle się jej zwierza. Wnioski były co najmniej zaskakujące. Ewelina bardzo szybko weszła w jego życie i stała się dla niego… ważna. Być może Ewelina stała się nawet najważniejszą kobietą w życiu Łukasza zaraz po… chyba tuż zaraz po jego matce. Bo w międzyczasie innych ważnych kobiet nie było; jedynie przewinął się jeden bardzo, ale to bardzo ważny chłopak. Ale po dziewczynach ani widu, ani słychu. Pojawiały się co prawda Aneta i Agnieszka, jednak Łukasz zdawał sobie sprawę, że nie rozmawiał z nimi tak wiele, przynajmniej jeśli porównać ten czas z czasem, jaki poświęcał Ewelinie.
Ewelina… Łukasz wiedział, że gdyby miał stworzyć dobry związek z jakąkolwiek dziewczyną, wybrałby właśnie ją. Mogli ze sobą rozmawiać godzinami i ani przez moment nie uświadczyć tej niezręcznej ciszy. Zdarzało im się jednak również rozmawiać na poważne tematy, kiedy to niezręczna cisza stawała się elementem stałym i niezmiennym, lecz mimo to potrafili ją przeczekać, a później przezwyciężyć. Potrafili się kłócić, ale też umieli po jakimś czasie dojść do kompromisu.
I jeśli te rzeczy wymienione powyżej nie były wyznacznikami dobrego związku, to Łukasz nie wiedział, co innego mogłoby nimi być.
– To wszystko wiąże się z jakąś osobą, prawda? – ciągnęła dalej Ewelina, powracając do tematu podejmowania życiowych decyzji.
Łukasz był w stanie powiedzieć Ewelinie naprawdę wiele, lecz na to jeszcze nie był gotowy.
– Nie chcę…
– … o tym rozmawiać – dokończyła za niego dziewczyna. – W porządku. Nie to nie. – Wzięła łyk swojej herbaty. – W takim razie zarządzam zmianę tematu. Łukasz, wierzysz w miłość? – zapytała prosto z mostu.
A Łukasz w odpowiedzi prawie się opluł, po czym się zakrztusił tym łykiem Earl Greya, którego udało mu się nie wypluć na stół. Zdecydowanie powinien dostawać pieniądze od ubezpieczyciela po wizytach u Eweliny za szkody wyrządzone na jego psychice.
– Kobieto, miała być zmiana tematu! – oburzył się, gdy tylko jego układ oddechowy wrócił do poprawnego funkcjonowania.
– No i jest – stwierdziła rezolutnie. – Nie rozmawiamy o konkretnych osobach i nie wypytuję cię o przeszłe związki. Po prostu pytam ogólnie. Wierzysz w miłość?
– Ale co to jest za pytanie w ogóle…? – zapeszył się chłopak.
– A co w nim złego? – zdumiała się niewinnie Ewelina.
Łukasz czuł się niepewnie, kiedy w powietrzu wisiały takie wielkie słowa jak „miłość”. To sprawiało, że na jego policzki wpływał krępujący odcień różu.
– No wiesz… bo to jest coś, co się czuje; nie coś, o czym się powinno dyskutować – powiedział wreszcie.
– Czemu nie? Ja bym sobie chciała pogadać i posłuchać, co sądzisz o tym wszystkim. Na przykład czy wierzysz w taką miłość, jaką opiewają filmy romantyczne czy też książki – wyjaśniła.
– W miłość od pierwszego wejrzenia? – sprecyzował Łukasz, marszcząc nos. – Nie wierzę.
– Ja też nie – przyznała dziewczyna, znów poprawiając rudą kitkę. – A w jaką wierzysz? – zapytała ponownie.
– A w jaką ty wierzysz? – odpił pytanie Łukasz.
– E, e, e! Ja byłam pierwsza – pohamowała go Ewelina. – Mów, czym dla ciebie jest miłość.
– Dręczysz mnie! – poskarżył się Łukasz. – Facetom się nie zadaje takich pytań, wiesz?
– Nie wiem. I ja zadaję, więc odpowiadaj – zarządziła.
Łukasz pokiwał przecząco głową, po czym wykonał gest, jakby zapinał sobie usta na zamek błyskawiczny.
– Oj no, nie bądź taki – jęknęła.
– Więc ty zacznij – zaproponował, chcąc odsunąć konieczność uzewnętrzniania się do jak najdalszej przyszłości.
– No dobra. – Ewelina rozsiadła się wygodniej na kanapie i upiła trochę herbaty. – Uważam, że miłość od pierwszego wejrzenia to bzdura, ale powiem więcej. Ja nawet nie sądzę, żeby to było jakoś specjalnie romantyczne. Sam rozumiesz, jak można rzucić raz na kogoś okiem, poczuć szybsze bicie serca i już ogłaszać miłość aż do śmierci? To idiotyczne – stwierdziła dziewczyna stanowczo. – Co nie znaczy, że nie wierzę w miłość. Po prostu wydaje mi się, że mam inne poczucie romantyzmu niż ci wszyscy ludzie roztkliwiający się nad Romeo i Julią. Dla mnie bardziej romantycznie byłoby wtedy, gdyby ta druga osoba znała mnie na wylot. Wiesz, co mam na myśli?
– No chyba – przyznał nieśmiało Łukasz.
– Chodzi mi o taki związek, w którym jedna osoba potrafi wyczuć, kiedy ta druga się źle czuje i kiedy lepiej zostawić ją w spokoju, ale też umie rozpoznać, gdy lepiej jednak nie zostawiać w spokoju, lecz podejść i pocieszyć. Chodzi mi o związek, w którym ludzie dokładnie wiedzą, jakich słów użyć, by sobie poprawić humor, albo by zmotywować do pracy. Związek, w którym jedna osoba zna drugą tak dobrze, że mogłaby jej sprawić niewyobrażalny ból za pomocą kilku dobrze wyważonych słów, ale jednocześnie druga osoba wie, że ta pierwsza nigdy jej tego nie zrobi. Związek, w którym ludzie ufają sobie tak bardzo, że gdy jedna strona widzi zdjęcie drugiej połówki z inną osobą, to nie robi scen i nie wrzeszczy, tylko pyta, kto bawił się Photoshopem – i nie jest w tym momencie naiwna. Związek, w którym ludzie nie są w siebie ślepo zapatrzeni, lecz świadomi swoich wad, ale mimo to związani ze sobą tak bardzo, jakby byli jedną osobą w dwóch ciałach. Chodzi mi o związek ludzi, którzy się potrafią ze sobą kłócić, nie raniąc się przy tym, i którzy po dziesięciu latach rozłąki są w stanie ze sobą rozmawiać tak samo, jak po dziesięciu dniach. Czy ty wierzysz w taką miłość, Łukasz? – zapytała szeptem Ewelina.
Ale Łukasz nie mógłby odpowiedzieć, nawet jakby chciał, gdyż słowa rudowłosej wywołały u niego taką suchość w gardle, jakby nie wypił od trzech dni ani kropelki wody.
Jeśli Ewelina właśnie tak widziała miłość, to Łukasz miał dla niej dobrą wiadomość, a dla siebie złą. Albo i na odwrót. Bo taka miłość istniała. I to istniała tak bardzo, że serce Łukasza rozdzierało się nie na dwa, lecz na ponad dwieście kawałków.
Łukasz już zbierał się, by udzielić Ewelinie jakąkolwiek odpowiedź, lecz okazało się, że dziewczyna wcale na nią nie czeka. Nim Łukasz się obejrzał, rude kosmki jej włosów znalazły się niebezpiecznie blisko jego twarzy.
Ewelina go pocałowała.
I w jednej chwili posypało się dosłownie wszystko.