Nudnodzilla
Dodane przez Aquarius dnia Listopada 03 2012 02:11:04


„Jadę na wesele. Ciekawe, czy ktoś kiedyś pokocha tego nieśmiałego gościa?”

Jeszcze jeden pudroworóżowy pokój hotelowy, z bukiecikiem suszonych kwiatów w malutkim wazoniku na tycim stoliczku nakrytym szydełkowaną serwetką. Dwa wąskie łóżka. Kwiatowa pościel, która gościła setki takich samotnych facetów jak on. Miętówka na poduszce. Małe pejzażyki w białych ramkach, klasycznie odcinające się od bladego beżu tapet. Malutki, pudroworóżowy domek dla lalek. Jak to jest, że młode pary zawsze wybierają te pokoiki dla swoich przyjezdnych gości? Jedyną rzeczą, której Maya mógł być pewien po tych wszystkich weselach, w których uczestniczył, była jego nienawiść do bladego różu.
- Ech, wieczne kawalerstwo... - westchnął Maya, otwierając szafę. Z zawieszonego wewnątrz lustra spojrzał na niego szczuplejszy niż zwykle blondyn trzymający garnitur w pokrowcu i torbę z laptopem. Prosty, czarny sweter, zwykle dżinsy i związane w kucyk włosy mówiły „Hej, jestem typowym gościem, zignoruj mnie!”. Maya obrzucił swoje odbicie krytycznym spojrzeniem.
- Nic dziwnego, ze jesteś sam, Masahito. Wyglądasz jak potwór. Nudnodzilla. Rawr – mruknął, wieszając garnitur w szafie i rzucając torbę na krzesło - Za trzy punkty! - roześmiał się blondyn. Jednak torba przeważyła krzesło, wywracając je i robiąc tyle hałasu, ile tylko miękki, materiałowy obiekt jest w stanie zrobić. - Karne – burknął Maya. Pochylił się, by podnieść krzesło i torbę, gdy zauważył, że z jej kieszonki wypadła głowa plastikowego króliczka. Różowe tworzywo pękło pod ciężarem komputera i teraz jego zaostrzona krawędź odbijała światło lampy jak krzemień. Tułów figurki leżał kilkanaście centymetrów dalej, między świstkami papieru i opakowaniami po słodyczach. Maya podniósł obie części króliczka i uświadomił sobie, że trzyma w rękach jeden z drobiazgów, które czasami podrzucał mu Aiji przed wyjazdem któregoś z nich. To było w jego stylu: wsunąć coś ukradkiem do kieszeni przy pożegnaniu, wrzucić do buta jakieś zawiniątko, czaić się przy torbie, by wcisnąć do skarpetek jakiś bibelot. Za każdym razem był to jakiś breloczek, mała figurka czy przypinka, zawsze jednak czuć w tym było serce Aijiego. To był jego sposób wyrażania sympatii i przywiązania.
„Właśnie, ciekawe, co on teraz robi?” pomyślał Maya, nieświadomie zaciskając dłonie na figurce. Pewnie siedzi w domu, gra na konsoli i sączy piwo, nucąc jakąś melodię, którą może zamieni w nowy singiel zespołu. Albo znalazł sobie jakiś obskurny bar, w którym pije chrzczoną whiskey, otoczony wianuszkiem wielbicielek. Maya poczerwieniał: owszem, obaj zawsze skupiali wokół siebie fanki, gdy pojawiali się w knajpach, i obaj wracali nad ranem do domu z towarzyszką, jednak jemu to nie wystarczało, podczas gdy Aiji zdawał się nie szukać niczego więcej.
- Ech, nieważne – westchnął ciężko blondyn. Wsunął fragmenty figurki do tylnej kieszeni dżinsów, i zaczął wyrzucać śmieci, przeglądając je przy tym pobieżnie. Papierki po lizakach i batonikach, kilka ulotek, dwie serwetki z numerami telefonów kobiet poznanych w klubach. Obie chciały tylko zaliczyć gwiazdę, podczas gdy Maya za każdym razem liczył na prawdziwy związek. Aiji często nabijał się z jego naiwności w tej kwestii. „One nie chcą Masahito, stary, one chcą Mayi. Pogódź się z tym. Dopóki Maya jest aktywny scenicznie, Masahito nie znajdzie sobie nikogo na stałe.”
Ale Maya nie chciał się z tym pogodzić. Trzydziestka zastała go singlem i trzy następne lata nie przyniosły mu nic poza rozczarowaniem i narastającą samotnością. Zrezygnowany padł na idealnie pościelone łóżko. Bywały dni, że nawet na scenie, otoczony tłumem fanów, czuł się osamotniony. Tak jak teraz: sam w bladoróżowym pokoju. Sam w swoim mieszkaniu. Sam na świecie.
No, prawie sam. W takich chwilach Aiji zawsze był gdzieś obok, żeby poklepać go po ramieniu albo odwieźć pijanego do domu. Wrzucał Mayę na przednie siedzenie samochodu, zapinał w pasy i przez całą drogę milczał, przygryzając papierosa. Maya nigdy nie był pewny, czy było to autentyczne wrażenie, czy efekt wypitego alkoholu, ale często wydawało mu się, że Aiji chce mu coś powiedzieć. Zawsze jednak dojeżdżali na miejsce zanim ten się odezwał i Maya nigdy nie miał okazji przekonać się, co chodziło mu po głowie.
- Pewnie się nie dowiem, bo Aiji wpadnie z jakąś panienką i będzie musiał się z nią ożenić – Maya przewrócił się na bok, a jego oczy zaszły łzami - I już nigdy nie będę wiedział. I zespół się rozpadnie - Maya z każdym zdaniem zwijał się w coraz ciaśniejszy kłębek. Wizja utraty Aijiego, nawet tak nierealna, przytłoczyła go. Pierwsza łza stoczyła się po jego policzku i zniknęła w puchu poduszki, a za nią kolejne. Maya zaczął cicho łkać i przez łzy wyrzucał z siebie kolejne wróżby – I staniemy się sobie zupełnie obcy, jak dwaj starzy znajomi, którzy nie mają już ze sobą nic wspólnego... I będziemy sobie tylko wysyłać kartki na święta... A jeśli spotkamy się na ulicy, a on będzie szedł ze swoją piękną żoną, to tylko skiniemy na siebie głowami w uprzejmym geście... I już nie będziemy przyjaciółmi, nigdy więcej! On o mnie zapomni...
Nagle Maya zamilkł: wydawało mu się, że słyszy pukanie do drzwi. Po kilku sekundach wstrzymywania oddechu i dławienia się łzami znów coś usłyszał: ktoś pukał. Wokalista zerwał się z łóżka, pośpiesznie otarł rękawem zapłakaną twarz i złapał za klamkę. Po kilku szybkich oddechach nieznacznie uchylił drzwi.
- Tak?
- Maya?
- Aiji? Co ty tu robisz? - blondyn stanął jak wryty w otwartych teraz na oścież drzwiach. Na korytarzu stał zdyszany gitarzysta z małą sportową torbą i pokrowcem na garnitur.
- Nie mogłem zostawić cię samego na kolejnym weselu – uśmiechnął się Aiji – Wpuścisz mnie?
- Jasne, kurczę, wchodź, pewnie! - niemal piszczał Maya, przepuszczając przyjaciela. Był oszołomiony jego obecnością i nie do końca rozumiał, co się dzieje – Skąd wiedziałeś, w którym pokoju jestem? I jak cię wpuścili? To piętro jest zarezerwowane dla gości weselnych.
- Recepcjonistka, która ma teraz zmianę, jest naszą fanką. Była tak zajęta robieniem mi zdjęć, że nie zauważyła, że zerkam jej w rejestr – Aiji rzucił Mayi długie spojrzenie – Płakałeś.
- Nie, co ty, ja? Wiesz, że alergie... - próbował zbyć go blondyn, zamykając drzwi.
- Alergie? Żartujesz sobie ze mnie? - Aiji podszedł do wokalisty, nie spuszczając wzroku z jego zaczerwienionych oczu – Co się dzieje?
- Nic, głupku, wpadło mi coś do oka i tyle – Maya uśmiechnął się blado. Gitarzysta, kompletnie nieprzekonany marną wymówką, odwiesił swój garnitur do szafy i rozejrzał się po pokoju.
- Nie chcesz to nie mów. Widzę, że zdążyłeś już zdemolować pokój, jak na gwiazdę rocka przystało – zakpił Aiji, podbródkiem wskazując na wciąż leżące na podłodze krzesło.
- A, no tak. Burda z rana jak śmietana – podjął Maya. Postawił krzesło przy stoliku, po czym przeciągnął się i ziewnął – Nie wiem jak ty, ale ja padam z nóg.
- Ta, ja też.
- Zajmuję łazienkę!
- Zawsze zajmujesz.
- A ty zawsze na to narzekasz!
- To wszystko po staremu, nie?

***

Godzinę później obaj leżeli w swoich łóżkach. Maya, nie mogąc zasnąć, wsłuchiwał się w miarowy oddech Aijiego. Nie był pewien, czy jego przyjaciel śpi; zwykle to on zasypiał pierwszy, podczas gdy Aiji długo przewracał się z boku na bok. Może nawet myślał o nim. Maya postanowił zaryzykować i odezwał się cicho.
- Aiji?
- Mm?
- Śpisz?
- Zależy. Jeśli chcesz pożyczyć kasę, to śpię. Jak chcesz oddać, to nie śpię.
- Myślisz, że moglibyśmy zsunąć łóżka? - wyszeptał w końcu Maya. Sam nie wiedział, skąd przyszedł mu do głowy ten pomysł. Spanie z Aijim w jednym łóżku wydało mu się tak naturalne, jak mieszkanie z nim w jednym pokoju hotelowym. Wszystko było na swoim miejscu.
Pytanie zawisło w ciemności między nimi. Maya nie śmiał powtórzyć pytania głośniej: co jeśli Aiji specjalnie udaje, że nie usłyszał, żeby dać mu do zrozumienia, że to był błąd? Wokalista podskoczył lekko gdy poczuł, że jego materac ugina się pod dodatkowym obciążeniem.
- Posuń się trochę, co? - sapnął Aiji, wsuwając się pod kołdrę obok Mayi i obejmując go – Nadal twierdzisz, że wszystko w porządku?
- Nie – szepnął wokalista, wtulając się w przyjaciela – Ale to jest bardzo w porządku.