Bliskość poza planem 4
Dodane przez Aquarius dnia Listopada 03 2012 02:00:36



Rozdział 4 – Lokatorzy




- Cześć, piękna. - Mateusz przywitał się z makijażystką, chwilę po tym, jak skończyła przygotowywać do filmu kolejnego aktora, obdarowując dziewczynę szerokim uśmiechem. Pokoik, w którym pracowała, był czymś na wzór hollywoodzkiej garderoby skrzyżowanej z magazynem i kanciapą szalonej nastolatki. Było tu wszystko, od ogromnej liczby kosmetyków, poprzez wieszaki z kostiumami, płyty z muzyką, plakaty Madonny, na gipsowych odlewach penisów kończąc. Mateusz nie próbował wnikać, czyje uposażenie przedstawiały.

- Och Mati - jęknęła teatralnie Sara, okręcając sobie blond lok wokół palca i patrząc na niego prowokująco, przynajmniej w swoim mniemaniu, oczyma mocno podkreślonymi eyelinerem. - Masz dla mnie coś dobrego?

- Czekoladki dla mojej damy - zaśmiał się, całując ją na powitanie w policzek i rzucając na obszerną toaletkę opakowanie Mon cheri. Sara zachichotała cieniutko, zasłaniając wydatne, solidnie uszminkowane usta małą rączką. W tle słychać było usiłującą śpiewać Fergie. Dziewczyna bez ociągania wzięła się za otwieranie bombonierki, pospiesznie pakując sobie do buzi pierwszą czekoladkę i ciumkając z zadowoleniem. Co mogło być lepszego od połączenia wiśni, alkoholu i czekolady? Nie potrafiłaby wskazać nic, co kosztowałoby mniej niż pięćdziesiąt złotych. Westchnęła, ssąc cukierka - No mów co u ciebie Mati, bo umieram z ciekawości! - miauknęła słodko, aż się zapowietrzając. Zawsze była głodna świeżych ploteczek.

- Skończyliśmy nagrywać scenę w fabryce. Mówię ci, jak zajebiście było! Cały czas ktoś z ekipy stał na czatach, czy ktoś nie przylezie, straż miejska czy jakiś stróż pieprzony, aż wiesz, ta adrenalina...To było zajebiste. Musisz koniecznie obejrzeć - posłał jej szeroki uśmiech, samemu zapychając się chętnie czekoladą. Nie uważał, żeby powinien żałować sobie takich drobnych przyjemności.

- O jaaa, to musiało być takie ekscytujące! - pisnęła radośnie, zaciskając ręce w piąstki. Oczyma wyobraźni już widziała tą zrujnowaną fabrykę na obrzeżach miasta, o której mówił jej Mateusz, park oświetleniowy rozstawiony w pośpiechu, chaotyczne ruchy kamery, szybki, namiętny seks, mężczyzn ubranych w skórzane wdzianka, wytatuowanych, spoconych, podnieconych... Z podnieceniem mogło być w sumie najgorzej, o czym wiedziała doskonale, ale nie uważała za konieczne się dopytywać. Wierzyła, że jej Mateusz na pewno stanął na wysokości zadania. - A jak się ma Piotrek? Ostatnio taki zdenerwowany był jak go widziałam...

- Szkoda gadać. - Mateusz machnął ręką, zajadając się bez skrępowania przyniesioną bombonierką.
- No Mati, widzę, że coś cię gryzie - jęknęła płaczliwie, na poły faktycznie zmartwiona, na poły po prostu nieziemsko ciekawa co też mogło się wydarzyć.

- Wiesz, on robi jeszcze dodatkowo w magazynie, pracuje długo, tu Andrzej go ciśnie, w sumie to się nie dziwię, Piotrowi zależy na kasie, ale przecież się nie rozdwoi, a oni mogliby przesunąć termin zdjęć o te dwie godziny, to kurwa nie, czas to pieniądz i takie głupie gadanie - westchnął ciężko, rozpierając się wygodnie na obrotowym fotelu, na którym zresztą spędził już ładne kilkanaście godzin podczas przygotowań do filmów czy zdjęć.

- Biedny Piotr - miauknęła, przysiadając lekko na stoliku do kawy i zakładając nogę na nogę. Obcisła, ołówkowa spódnica eksponowała jej zgrabne łydki. Niestety, była dosyć pulchna i nogi były jedynym, oprócz ładnej twarzy, czym tak naprawdę mogła się pochwalić. - Dobrze, że ma ciebie, przynajmniej dodajesz mu otuchy po pracy - puściła do niego oko, rumieniąc się nieco i czekając na pikantne szczegóły z ust Mateusza.

- Ooo, jasne, jak ma siłę i ochotę, a to znowu nie tak często się zdarza naraz - prychnął, rozbawiony jej dociekliwością.
- Myślałam, że skoro macie wspólną sypialnię, to bzykacie się non stop! – wykrzyknęła zaszokowana. Jak Piotr mógł nie doceniać kogoś takiego jak Mateusz? Sama przespała się z nim raz, kiedy napili się ostro na firmowej imprezie noworocznej. Uważała, że absolutnie nikt lepszy nie mógł się Piotrowi trafić.

- Zwariowałaś? - udał oburzenie, by po chwili roześmiać się i pacnąć ją lekko w kolano. - Non stop to ja słyszę jego chrapanie! - zaśmiał się serdecznie, podając jej ostatnią w opakowaniu czekoladkę. - Powiedz lepiej, jak ten twój wymarzony książę z bajki.

Dziewczyna wyraźnie spochmurniała, spuszczając głowę i odruchowo wygładzając spódniczkę. Niekoniecznie chciała o tym mówić.
- Nic szczególnego - skwitowała krótko, zaciskając lekko usta. - Niby przystojny, ma pieniądze, ale straszny sknera i burak, jest prosty jak kij od miotły, zero finezji, taktu, zrozumienia dla kobiecej duszy.

- Och... Przykro mi - westchnął, popatrując na nią ze współczuciem. Nie żeby sam miał wielkie doświadczenie w zakochiwaniu się w nieodpowiednich osobach. Jedna uczuciowa porażka, kiedy jego szczenięce jeszcze zauroczenie zostało brutalnie wykorzystane, a później wyśmiane, nauczyła Mateusza, że w pewne rzeczy nie warto inwestować, bo zwyczajnie można się na tym przejechać. Dotyczyło to głównie miłości.

- Nie Mati, nie przejmuj się, tak to już musi być, że nie zawsze się udaje. Znajdę w końcu kogoś odpowiedniego - mruknęła, patrząc uparcie na swoje kolana. Podbijałaby dawno do Mateusza, ale zdawała sobie dobrze sprawę, jak luźno traktuje on tego typu relacje. Wolała więc czerpać zadowolenie z jego zaufania i przyjaźni, czasem wspominając jednorazowy, alkoholowy wybryk, który zresztą bardzo podniósł jej oczekiwania wobec potencjalnych partnerów.

- Wiem, jacy są faceci, mała. Nie ma czegoś takiego jak miłość. Jest co najwyżej dobre dopasowanie i kilka kompromisów. Nie łudź się głupotami.

- Pójdziesz ze mną w sobotę do Dotsy? Będzie poker i drinki - zachęciła, siląc się na uśmiech, mimo, że była wyraźnie przygaszona. Imprezy u jej koleżanek zwykle kończyły się tym, że uchlane panie bez skrępowania macały umięśnione części ciała Mateusza, mimo, że co niektóre miały już nawet mężów i dzieci. Mateusz bardzo dobrze natomiast czuł się w damskim gronie, toteż zapraszano go równie chętnie, jak on z tych zaproszeń korzystał. W końcu rzadko któremu mężczyźnie, udawało się zgromadzić w jednym pomieszczeniu sześć napalonych na siebie kobiet, które jak jeden mąż rzucały się by masować mu plecy już po paru głębszych. Ubaw był po pachy.

- Nie śmiałbym odmówić damie! - zakrzyknął, przykładając dłoń do piersi i prostując się dumnie. Sara zachichotała, rozbrojona. Pacnęła go rączką w nos, zeskakując ze stolika i biorąc się do parzenia kawy. Przy Mateuszu wszystko wydawało się jakieś lepsze.

***


- Prze-przepraszam... - Wysoki mężczyzna, o jasnych jak żyto, lekko kręconych włosach, zaczepił starszą kobietę, która wraz ze swoją małą, psią pociechą, wyszła na poranny spacer. Uśmiechnęła się miło do obcego i spojrzała na kartkę, którą ten, jej podsunął. - Wie pani, gdzie znajdę tę u-ulicę?
- Och... proszę iść prosto, dojdzie pan do skrzyżowania i w prawo zaraz za kościołem – odpowiedziała, przyglądając się dwóm, ciężkim, sportowym torbom, które mężczyzna miał przewieszone przez ramiona.
- Dziękuję. - Wojtek ukłonił się kobiecie, i z lekkim rumieńcem na twarzy ruszył we wskazanym mu kierunku. Miał nadzieję, że tym razem nie zabłądzi. Nie był pewny, ale chyba już z godzinę kluczył uliczkami między blokami, próbując zorientować się, gdzie jest Pejzażowa, na której to znajdował się blok z mieszkaniem, do którego dziś miał się wprowadzać. Do tego pogoda nie dopisywała, było piekielnie gorąco, a on przez to, że wyjeżdżał o piątej rano, kiedy było chłodno, ubrał długie spodnie.
Westchnął ciężko przyspieszając kroku i poprawiając chwyt na dźwiganych bagażach. Zmęczony i głodny, modlił się w duchu, żeby tym razem trafić idealnie.

W końcu dostrzegł duże osiedle, z masą szarych bloków, pnących się na tle przejrzystego nieba. Zerknął na nazwę ulicy i odetchnął, czując, że teraz pójdzie już łatwiej. Ruszył między budynkami, szukając konkretnego numeru, aż w końcu mijając trzeci, trafił na swój segment. Zatrzymał się i spojrzał do góry, chcąc ocenić jak miejsce, w którym przyjdzie mu mieszkać sporą część roku, prezentuje się z zewnątrz. W sumie nie dostrzegł nic niezwykłego, co mogłoby wyróżniać budynek spośród reszty architektury warszawskiej. Może tylko to, że przed nim znajdował się niewielki zielony skwer, z miejscem na trzepak i ławki. Oczywiście trawa rosła plackami w różnych miejscach, prędzej wyglądając jak mapa wysp, a nie jednolita powierzchnia. Gołe krzewy i nieliczne drzewa, również nie zdradzały, by ktoś o nie dbał. O tej porze roku, część z nich przynajmniej, cieszyła soczystą zielenią.

- Witaj domku – uśmiechnął się, przecinając trawnik oraz mijając tutejszych mieszkańców, którzy obsiedli ławki i wymieniali między sobą ploteczki.
Wojtek położył torby na ziemi i odetchnął, czując jak stres chociaż w połowie schodzi z niego. Wyciągnął ponownie pomiętą już nieco kartkę z adresem, i wcisnął na domofonie odpowiedni numer. Miał nadzieję, że dobrze trafił.

- Halo? - w słuchawce odezwał się Mateusz, oczekujący gościa już od kilkudziesięciu minut, ciesząc się, że skończy się jego nuda w domu. Nie mógł nigdzie iść, bo musiał się uczyć, a że nie uczył się, bo mu się nie chciało, nudził się więc niesamowicie. Nawet telewizja i piwo nie były wystarczająco zadowalające.
- Eee... tu Wojtek Markiewicz – powiedział szybko mężczyzna, łapiąc za torby.
- Właź - Mateusz nacisnął guzik, wpuszczając go do środka. Cały był ciekawy nowego współlokatora.

Wojtek złapał piszczące drzwi i wszedł do środka, wyczuwając znany zapach takich miejsc. Nie spodziewał się czegoś innego, dlatego nie poświęcił temu żadnej uwagi, z zapałem wspinając się po schodach i ciesząc się, że mieszkanie znajduje się na pierwszym piętrze, a nie na ostatnim. Jakoś wątpił w swoją energię, dlatego odetchnął, kiedy znalazł się przed właściwym numerem. Drzwi były nieco ciemniejsze od sąsiedzkich, lakierowane i błyszczące, z paroma zadrapaniami. Mężczyzna nacisnął dzwonek widniejący tuż obok.

Mateusz otworzył mu po chwili, w samych bermudach, trochę ze względu na upał, a po części dlatego, że chciał zrobić wrażenie na nowym swoją klatą i brzuchem. Uśmiechnął się szeroko, zaraz wyciągając do niego rękę, żeby się przywitać. Dopiero potem zauważył, że Wojtek dzierży pokaźne torby i nie ma jak podać mu dłoni. Roześmiał się wesoło, wcale niezakłopotany, wpuszczając go do środka.
- Chcesz piwa? - zakrzyknął, grzebiąc już w lodówce. W mieszkaniu panował miły chłód dzięki opuszczonym roletom. Kilka opróżnionych puszek leżało na stoliku, przy kanapie w dużym pokoju, zaraz obok porozrzucanych notatek i zakreślacza.

Wojtek rozglądał się ciekawie po pomieszczeniu, ciesząc się w duchu, że w końcu tu dotarł. Był strasznie wymęczony całą tą podróżą.
- Z chęcią. Pogoda jest okropna – odparł, rzucając torby na ziemię i przysiadając na oparciu kanapy. Chciał jak najprędzej się rozpakować i wziąć zimny prysznic. Z tego co pamiętał, Mateusz wspominał mu o jeszcze jednym współlokatorze, a raczej o gwieździe firmy, w której on dopiero miał zaczynać pracę. Był ciekawy jaki jest Harley, a raczej Piotr. Jakoś nie miał okazji go poznać na żywo, znając go tylko z filmów.

- Nadal się podoba? - spytał Mateusz, podając mu puszkę Żubra. Sam zdążył już nieco upić ze swojej, zresztą chyba już czwartej tego dnia. Czuł się zrelaksowany, jak na prawdziwych wakacjach. Perspektywa egzaminu w ogóle go nie martwiła. Otaksował przybysza wzrokiem, nie krępując się wcale. Zresztą, mało co było w stanie wprawić go w zakłopotanie.

- Tak, jasne. Pokażesz mi mój pokój? Rozpakuję się i skoczę pod prysznic. - Ziewnął i otworzył puszkę, z chęcią upijając łyk i uśmiechając się. Mateusza widział już wcześniej, więc jego uroda nie była dla niego zaskoczeniem. Uważał, że chłopak jest naprawdę jednym z nielicznych aktorów porno, mogących pochwalić się przystojną twarzą i idealnym ciałem. Prawie jak wyjęty z amerykańskich gazet.

- Ta, już. Daj torbę - mówiąc to, Mateusz dźwignął jeden z tobołów z podłogi. - O kurwa mać, jakie ciężkie! - zaśmiał się głośno, aż się nieco uginając pod niespodziewanym ciężarem. Prawie rozlałby trzymane piwo. - Chodź do swojego gniazdka rozkoszy - zarechotał, prowadząc go do mniejszego z dwóch jednoosobowych pokoików. Wystrój był tu równie surowy, co w reszcie mieszkania, składało się na niego bowiem jedynie łóżko i szafa z kilkoma niezabudowanymi półkami. Tapeta pomalowana na ciemnoniebieski kolor dopełniała chłodnego charakteru wnętrza. - Piotr wróci pewnie wieczorem, to go poznasz. Spoko koleś, nic się nie przejmuj - zrzucił torbę na łóżko, które aż zaprotestowało, skrzypiąc. - Chcesz coś jeszcze? Bo ja, kurwa, muszę napierdalać do egzaminu - zmarszczył brwi, niezadowolony. Nikt nie rozumiał tego, jak bardzo cierpiał zmuszając się do nauki.

- Oo, a co studiujesz? - Wojtek wszedł do środka i rozejrzał się. Pokój mu odpowiadał i nawet cieszył się, że będzie tutaj zupełnie sam. Lubił mieć trochę prywatnej przestrzeni. Położył torbę obok drugiej i rozpiął zamek, chcąc wygrzebać jakieś świeże ciuchy.
- Ekonomię. - Mateusz, jeśli to możliwe, skrzywił się jeszcze bardziej. Ludzie często dziwili się, jak udaje mu się zdawać egzaminy z jego podejściem do studiów. Sam się czasem nad tym zastanawiał. Widać taki jestem zajebisty, myślał sobie wtedy. To była najlepsza odpowiedź na wszystko.

Drugi mężczyzna spojrzał na niego zaskoczony, wyciągając biały bezrękawnik i krótkie szorty.
- Brzmi dość ciężko – zauważył, sięgając do drugiego bagażu, aby znaleźć w nim przybory do kąpieli. - Dużo materiału?
- No w cholerę... - przyznał chłopak, drapiąc się bezmyślnie po głowie. - Nie żeby to był mój wymysł, starzy się uparli. Ale nie będę ci truć dupy takimi pierdołami, weź się ogarnij, prześpij czy coś. Ja też chyba się kimnę, bo zdycham już od tego gorąca.

- Spoko, o niczym innym nie marzę jak o prysznicu i spaniu. - Wojtek przeczesał włosy palcami, trzymając w ręku wszystko, co było potrzebne mu do kąpieli. - Miałem być wcześniej, ale się zgubiłem. Mam słabą orientację w terenie, a zwłaszcza w tak dużym mieście.
- Mogę cię oprowadzić jak chcesz, trochę już tu siedzę - odparł Mateusz, ziewając rozdzierająco. Podrapał się po umięśnionym brzuchu, przeciągając się lekko. Kompletnie nic mu się nie chciało. - Ale teraz lecę. Jak coś, jestem drzwi naprzeciwko, poradzisz sobie, co?

- Tak, dzięki. - Wojtek posłał mu uśmiech, nieco zaczerwieniony z powodu nowej sytuacji, nowych ludzi. Dobrze, że z Mateuszem złapał kontakt. W końcu poznał go już wcześniej, więc i stresu nie było. Niestety, jeśli już się pojawiał, to i on zaczynał się jąkać, a tego nienawidził. - To potem mógłbyś pokazać mi gdzie jest jakiś sklep.

- Jasne, chłopie. - Mateusz klepnął go przyjacielsko w plecy, dokończając swoje piwo jednym haustem. - To sru do wody, zanim muchy się zlecą.
- Aż tak czuć? - Mężczyzna zaśmiał się nerwowo, jeszcze bardziej się rumieniąc. - Dobra, idę. - wyminął współlokatora i ruszył do łazienki.
- Jak cholera - zaśmiał się krótko, obserwując jego tyłek w opiętych spodniach. Nie żeby jakoś go specjalnie zainteresował. Mateusz obserwował wszystko, co chodziło o dwóch nogach i nie uciekało na drzewo, z jednakową zachłannością. - To miłego - rzucił jeszcze za nim, idąc do swojej sypialni i rzucając się na łóżku. Spać, pomyślał zapadając się w miękkiej pościeli.

***


Było kilka minut przed szóstą rano, kiedy Piotr przebierał się w pracowniczej szatni w swój roboczy uniform. Dojazd z osiedla, na którym mieszkał zajmował mu ponad pół godziny, nie chcąc się spóźnić i być wylanym z roboty, musiał wstawać więc z łóżka chwilę przed piątą. W magazynie wielkiego supermarketu pracował cztery razy w tygodniu, czasami po dziesięć godzin, jeśli mógł wziąć nadgodziny. Nienawidził wstawać tak wcześnie rano, naturalną porą budzenia dla jego organizmu była ósma, i zmuszając się do pobudki przed piątą czuł się wyjątkowo pokrzywdzony. Nic na to chwilowo nie potrafił poradzić, mimo, że aktywnie szukał, nie wpadła mu w ręce żadna lepsza oferta pracy. Gdyby tylko chciało mu się ruszyć dupę i pójść na studia, mógłby teraz przesiadywać w biurze i pijać kawy z sekretarkami, a tak jako regularny fizol, mógł co najwyżej nad sobą zapłakać. Nie żeby się użalał, jego umysł cały czas pracował na wysokich obrotach, jeśli chodziło o zdobywanie gotówki. Nie miał zresztą wielkiego wyboru, jego matka od kilku lat żyła na głodowej rencie, musiał poważnie ją wspomagać, zostawiając sobie niewiele z tego, co zarabiał. Same jej lekarstwa kosztowały krocie, nie mówiąc już o opale, rachunkach za prąd i wodę, żywności. Miał świadomość, że nie będzie mógł w nieskończoność dorabiać jako aktor, za kilka lat nie będą chcieli go znać, chyba że dostanie angaż w filmach dla fetyszystów lubiących brzydkie mordy, myślał z goryczą. Czuł, że musi zmienić coś w swoim życiu. Wiedział, że to co jest, nie będzie trwało wiecznie.

Jakby tego było mało, w weekend musiał jechać do matki. Prawie trzysta kilometrów, na wieś gdzie diabeł mówi dobranoc, żeby pomóc jej w pilnych pracach w domu. Dzwonił do niej dosyć często w wolnych chwilach, najchętniej, jeśli nie było przy tym świadków. Nie chciał by zaszufladkowano go jako maminsynka. Martwił się o nią, o jej zdrowie, o to jak sobie radzi sama, nie mając na co dzień nikogo do pomocy. Czuł, że jest jej bardzo potrzebny, ale dobrze wiedział, że bez dodatkowych pieniędzy, jakie zarabiał w Warszawie jako aktor, nie mógłby nic wskórać.

Wyszedł na halę, zakładając na ręce wzmacniane gumą rękawice, przywitał się z kumplami, sięgając jeszcze po kask i nakładając go na łysą głowę. Większość mężczyzn pracujących tutaj była w jego wieku, chociaż zdarzali się i starsi. Nikt nie wiedział, czym Piotr zajmuje się dodatkowo, a nawet jeśli któryś z nich widział jakiś film z jego udziałem, nie dał tego po sobie poznać.

Wdrapał się na swojego wysłużonego, pomarańczowego Stilla, odpalił silnik i pojechał do punktu rozładunkowego w magazynie. Kolejny dzień zapowiadał się zupełnie tak samo jak poprzednie. Może chociaż coś się zepsuje i będzie trochę rozrywki, pomyślał, pakując już pierwsze kartony. Szczerze nie lubił tej roboty.

Około dziesiątej mieli przerwę na śniadanie, część mężczyzn wychodziła na zewnątrz by zapalić. Piotr rzucił palenie dobre sześć lat wcześniej, starając się żyć jak najzdrowiej. Nie żeby czasem mu tego nie brakowało. Zjadł swoje kanapki, zapijając je obficie wodą mineralną, po czym wpakował do ust dwie orbitki, żując je namiętnie. Jeszcze kilka godzin i walnę się do wyra, pocieszał sam siebie, patrząc tępo na planszę gierki na telefonie. Nawet nie chciało mu się z nikim gadać. Nie żeby się jakoś specjalnie izolował, czasami wychodził do pubu ze znajomymi z pracy. Po prostu nie szukał kontaktu na siłę. Z odrobiną rezygnacji wrócił do roboty. Jeszcze przecież tylko kilka godzin, sarknął, ponownie uruchamiając maszynę.

Po południu zaczepił go kierownik, starszy facet o sympatycznej twarzy, jak zawsze z petem między zębami. Piotr lubił go nawet, uważał, że jest w porządku.
- Czekaj Piotrek, chciałem pogadać - zwrócił się do niego, kiedy mężczyzna opuszczał już halę magazynu kierując się do szatni. Chciał się szybko ewakuować do domu, żeby zdążyć jeszcze wieczorem na siłownię. Czuł, że musi wyładować nadmiar frustracji jaka się w nim gromadziła.
- Hmm, co jest szefie?
- Tak sobie pomyślałem, czy byś nie chciał wziąć nocnej zmiany. Zbyszkowi się coś urodziło i chciałby się zamienić na dzienną. Jak to znajdujesz? - Kierownik spojrzał na niego badawczo, zaciągając się papierosem.
- No rozumiem, że stawka za nocną zostaje jaka była? - spytał Piotr, kombinując już w głowie jak to załatwić.
- Ta, nic się nie zmienia. Wiem, że zależy ci na forsie.
- Wiesz szefie, to w sumie zajebiście, dzięki. I od kiedy to?
Kierownik podrapał się po głowie i strzyknął śliną na wycementowany podjazd.
- Po weekendzie byś mógł zacząć.
- No to spoko, fajnie. W takim razie, do poniedziałku szefie. - Piotr klepnął go krótko w ramię, cały zadowolony. Parę stówek więcej zawsze go ratowało.

***


W drodze powrotnej kupił sobie jeszcze butelkę wody i zmęczony, ale zadowolony, wszedł do mieszkania. Ciekaw był tego całego Wojtka, co to miał z nimi mieszkać. Zawsze lepiej jest dzielić czynsz na trzech. Już od progu zauważył jasną czuprynę chłopaka krzątającego się po kuchni.
- Siema, jestem Piotr - rzucił, podając mu rękę.

Wojtek znieruchomiał z nożem w ręku, krojąc pomidora do swojego posiłku, na który składały się dwie parówki i dwie kromki chleba. Szybko jednak zreflektował się, uśmiechając się niepewnie i uścisnął rękę mężczyzny.
- Hej, Wojtek, miło cię po- poznać – zaczerwienił się i zbeształ się za to w duchu.
- Jeszcze cię młody nie zaciągnął do łóżka? - zaśmiał się serdecznie Piotr, zerkając na parówki. Jeść mu się chciało, musiał coś sobie szybko przygotować.

- Zdążył, zakopałem się w pościeli ze zmęczenia po podróży – zaśmiał się nerwowo Wojtek, wracając do krojenia. Musiał przyznać, że Piotr sprawiał wrażenie bardzo sympatycznego, a nie zadufanego w sobie, czego można byłoby się spodziewać po gwieździe Uranosa.

Piotr spojrzał na niego z nieco ogłupiałym wyrazem twarzy.
- Ee... serio zdążyliście się już ruchać? W sumie czegoś takiego się po nim spodziewałem – rzucił z rozbawieniem, klepiąc Wojtka w plecy. Zaraz zanurkował jednak w lodówce, wyjmując sobie mięsno - warzywne danie do odgrzania w mikrofalówce i nastawił je na kilka minut. Wyjął widelec z suszarki na umyte naczynia, stukając nim o blat, zniecierpliwiony. Trudno było mu się skupić na rozmowie, kiedy żołądek domagał się swoich praw.

- N- nie. - Teraz to w głosie Wojtka pojawiło się zdumienie. Był trochę zły, że źle się wyraził. Zawsze mu to beznadziejnie szło. - Chodziło mi o to, że kazał mi iść do łóżka, bo padałem ze zmęczenia po podróży...- wytłumaczył z nerwowym uśmiechem.
- Spoko kolego, nie spinaj się tak. Jak ci się pokój podoba, mieszkanie w ogóle? Chyba daje radę, jak za taką cenę. - Piotr oparł się tyłkiem o malutki blat w kuchni, wgapiając się tępo w mikrofalówkę. No dalej, grzej się, ponaglił w myślach opieszałe urządzenie. Nie chciał jeść jakiegoś na wpół zamrożonego gówna. Nagle coś zatrzeszczało przeraźliwie i leżące na nim naczynia zjechały z przyczepionego do ściany, składanego blatu na podłogę. Część z nich stłukła się momentalnie. Stolik po prostu się złożył, kiedy mężczyzna oparł się o niego zbyt mocno.

- Nosz kurwa! - zaklął Piotr, odchylając się w porę i prawie wpadając na Wojtka. Popatrzył na pobojowisko na podłodze, nie dowierzając. W tym momencie kuchenka wyłączyła grzanie, oznajmiając gotowość potrawy wysokim piskiem. Mężczyzna zignorował to jednak, zaczynając zbierać naczynia i posapując z podenerwowania przez nos. Normalnie nie wierzył, coś takiego mogło się przytrafić tylko jemu!

Wojtek odruchowo rzucił się, aby mu pomóc i ratować to, co wyglądało na całe. Parę talerzy się zbiło, ale część wyglądała na ocalałe.
- To tak zawsze? - spytał niepewnie, nie wiedząc czy komentować ten wypadek. Widział po minie mężczyzny, że lepiej nie rozwijać tego za bardzo.
- Tak, kurwa, codziennie przychodzę i wszystko rozpierdalam po robocie, bo lubię - sarknął Piotr, zły na cały świat. Nawet nie patrzył na niego. - Weź to zostaw, pewnie zdychasz z głodu - powiedział, już bardziej opanowanym tonem, wyjmując kosz na śmieci spod zlewu i wyrzucając skorupy. Poczuł się dwa razy bardziej zmęczony. Ostatnio zmęczenie dopadało go nad wyraz często i szybko. Sam nie wiedział, co o tym myśleć. Zwabiony hukiem, do kuchni wszedł Mateusz, trąc zaspane oczy. Widząc co się stało, zaśmiał się głośno.

- Co staruszku, powitalny armagedon robisz?
- Spadaj Mati. Weź lepiej sprzątnij po sobie duży pokój, zanim twoje puszki zaczną mnie serio wkurwiać.
- Ou, jaki urażony. Idę, bo jeszcze dasz mi klapsa - odszczeknął Mateusz, cały zadowolony z siebie. - Chodź Wojtas, zostawmy tego ogra w jego własnym, ulubionym towarzystwie - pociągnął Wojtka za koszulkę, zupełnie się nie krępując. Piotr tylko westchnął cierpiętniczo.

- To może przyniosę zmiotkę? - zaoferował się mężczyzna, najwidoczniej chcąc pomóc w ogarnięciu bałaganu. Spojrzał niepewnie na Mateusza.
- Ta, możesz przynieść - odparł, absolutnie już zrezygnowany.
Mateusz westchnął tylko, widząc, że nie jest w centrum uwagi i ruszył do pokoju, by rzucić się na łóżko i włączyć telewizor. Potem się pouczę, teraz jest za gorąco, żeby jeszcze mózgownicę wysilać, tłumaczył sobie swoje lenistwo.
- A-aa gdzie ta zmiotka? - Wojtek podrapał się po karku, patrząc to na Piotra, to za Mateuszem, który tak szybko się zmył.

- Wojtek, nie zawracaj mi dupy zmiotką. Idź coś zjedz, telewizję obejrzyj, Jezu no... - odparł bezmyślnie Piotr, gapiąc się w leżący na podłodze bałagan. Nie chciało mu się nawet ruszać. Sięgnął po swoje danie z mikrofalówki i usiadł na taborecie, dziabiąc je wielkimi kęsami. Zatopił się całkowicie w swoich myślach, i jakieś głupie miotanie się chłopaka nic go nie interesowało. Chciał chwilę posiedzieć w spokoju i zjeść. Wojtek jakby odczytując to z jego twarzy, zabrał swoje jedzenie i wyszedł z kuchni bez słowa.

Wszedł do salonu i zerknął na Mateusza, po czym zajął wolne miejsce na kanapie, kładąc talerz z parówkami na kolanach. Nagle chłopak nachylił się i zabrał mu widelec z ręki, by nabić jedną z parówek i wpakować sobie do ust. Spojrzał mu przy tym głęboko w oczy.
- Mmmm, rozpływa się w ustach! - zamruczał z radosną kpiną, wpatrując się w niego z wyzwaniem. Cały taki właśnie był, jego pewność siebie graniczyła chwilami ze zwykłym chamstwem.

Z kuchni dobiegł ich stukot naczyń i szuranie. Mateusz zagapił się na telewizor, bębniąc bezmyślnie palcami po brzuchu. Włosy opadały mu trochę na kark, ładnymi, czarnymi lokami. W połączeniu z bardzo wyrazistymi, niebieskimi oczyma, robiło to niesamowite wrażenie, co Mateusz już dawno nauczył się wykorzystywać. Wojtek próbował nie okazywać swojego zainteresowania nim, gdyż uroda współlokatora nie była mu obojętna i gdyby nie wrodzona nieśmiałość, ich znajomość na pewno szybko przeniosłaby się do łóżka. Próbował nie skupiać się na tej myśli, chcąc w końcu zjeść, gdyż po prysznicu automatycznie położył się, nieczuły na wołania swojego żołądka. Dlatego westchnął, patrząc jak część jego obiadu znika w ustach Mateusza. No cóż, wybaczy mu, skoro jest taki ładny.

- Trzeba było powiedzieć, że jesteś głodny – mruknął, zabierając mu widelec, aby w końcu zjeść.
- Nie jestem głodny. Jestem łakomy - roześmiał się, błyskając bielutkimi zębami. Jego notatki do egzaminu leżały wciśnięte w bok kanapy, służąc mu obecnie do drapania się w bosą stopę.

W telewizji leciał jakiś serial, bardzo słabej jakości, absorbując prawie całkowicie uwagę Mateusza. Najchętniej obejrzałby jakąś kreskówkę, ale pilot leżał dalej niż na wyciągnięcie ręki. Osunął się bardziej na kanapie, przewieszając nogi przez oparcie. Był niesamowicie rozleniwiony. Bohater telenoweli, przysłowiowy amant, przykuł silniej jego wzrok. Naprawdę niewiele było mu trzeba, żeby się podniecić, dwudziestojednoletnie libido nie pozwalało mu skupić się dłużej na niczym, co nie dałoby się wykorzystać jako obiekt seksualny. Przesunął dłonią po penisie ukrytym w spodniach, zupełnie nie zwracając uwagi na Wojtka. Dla Mateusza było to czymś naturalnym, skoro przez ostatnie trzy semestry nie musiał krępować się w ogóle przy Piotrze.

Wojtek uniósł niepewnie wzrok znad talerza, zauważając, co robi jego współlokator. Przełknął z trudem swoje jedzenie, zawstydzony, ale i zaskoczony. Nie spodziewał się czegoś takiego i trochę było mu to nie w smak. Czuł podniecenie, ale nie wiedział, czy ma ochotę na coś takiego poza pracą. Odwrócił wzrok na ekran telewizora, próbując się skupić na tym co leci. Mateusz westchnął cicho, pocierając raz po raz dłonią o swoje krocze i aż unosząc biodra. Nawet nie usłyszał, kiedy do pokoju wszedł Piotr, poczuł dopiero, kiedy ten zdzielił go otwartą dłonią przez głowę.
- Co robisz, kurwa?! - wydarł się chłopak, patrząc na niego z oburzeniem. Przecież nie robił nikomu krzywdy, dzieci w pokoju nie było, to czego miał się wstydzić.

- Popierdoliło cię młody? - spytał retorycznie mężczyzna, patrząc na niego ze złością. Czegoś takiego się mimo wszystko nie spodziewał. - Chłopak dzisiaj przyjechał, a ty fiuta chcesz przy nim wyciągać?
Mateusz aż sapnął poirytowany. Przecież nie chciał zrobić niczego złego!
- Odpuść sobie morały staruszku. Nie jesteś moim ojcem - prychnął wściekle, patrząc uparcie w ekran telewizora.

- I całe twoje, kurwa, szczęście smarkaczu! - sapnął, nie mając już na niego siły. Mateusz nie odpowiedział nic, najwyraźniej się obrażając. - Sorry Wojtek za niego. Wychowywał się z małpami, to i zwyczajów nie zna.
Mężczyzna kiwnął głową, próbując przełknąć kawałek chleba, który ugrzązł mu w przełyku. Cieszył się, że Piotr wprowadził nieco ładu, przynajmniej wiedział, że takie zachowania nie są tu normą.
- Mogę wyjść... - mruknął, wstając, w zasadzie nie wiedząc, jak ma się odnieść do całej sytuacji.
- Żartujesz? - Piotr spojrzał na niego jak na idiotę, mając nadzieję, że chłopak nie zawsze będzie taki nieporadny. - Mati, rusz dupsko, zmywanie czeka. Żresz, to zmywaj gary po sobie - powiedział, trącając go ręką w kolano. Mateusz wstał gwałtownie, skrupulatnie unikając jego wzroku i wyszedł do kuchni, trzaskając drzwiami. Nie umiałby się przyznać do błędu. Mężczyzna ogarnął jeszcze nic nie mówiącym spojrzeniem Wojtka, i podążył za obrażonym chłopakiem, czując się zobowiązany, by nagadać mu porządnie.
Wojtek odprowadził go wzrokiem, już czując, że mieszkanie tutaj może być ciekawe. Miał nadzieję, że współlokatorzy nie będą mieć go dosyć po tygodniu . Westchnął i usiadł z powrotem na kanapie, z ochotą zabierając się za swoje jedzenie.

Wszedł do kuchni, zastanawiając się za jakie grzechy jest karany w ten sposób. Mateusz był wprost nieobliczalny. Wojtek dopiero co się rozpakował, a on już robił mu takie przedstawienia.
- Mati...- zaczął cicho, mając nadzieję, że chłopak jakoś zareaguje, przeliczył się jednak. - Wiesz, że to co zrobiłeś było chamskie?
- Że kurwa co? - wydarł się Mateusz, odwracając się do niego przodem i rozkładając ręce w agresywnym geście, przy okazji chlapiąc na prawo i lewo pianą.- A twoje "idź zmywaj gary" to może szczyt kurtuazji?
- Zawsze zaczynam się bać, kiedy używasz takich trudnych słów. - Piotr spojrzał mu w oczy poważnie. Ręce Mateusza opadły wolno. - Co cię podkusiło, żeby się tak zachowywać, co?

- Nie mam zamiaru się do niego dostosowywać. Jak byliśmy sami, to nie miałeś nic przeciwko. Nie będę się zmieniać ze względu na niego! - wydarł się znowu, cały drżąc z podenerwowania. Gówno go to obchodziło, że Wojtek może coś słyszeć. Liczyło się tylko tu i teraz.
- Zgodziłeś się na współlokatora Mati, musisz brać pod uwagę, że on nie chce oglądać jak sobie walisz konia. On może nawet nie być pedałem, więc opanuj się trochę, do cholery. Nie mogłeś iść do pokoju? - Mężczyzna uspokajał się powoli, nie umiejąc gniewać się długo na Mateusza. Za bardzo go lubił.
- Serial oglądałem...- wyburczał chłopak, gapiąc się gdzieś w bok, niezadowolony. Jego opalona klatka piersiowa poczerwieniała nieco z nerwów. - Co ja, kurwa, na to mogę, że mi się chce, no? To chyba nie jest zabronione?

- To czemu nie wyjdziesz z chaty, nie umówisz się z kimś, tylko gnijesz tu całymi dniami, co? Wychodzę to śpisz, wracam to śpisz, i tak od początku wakacji. Na co ty Mati czekasz, na specjalne zaproszenie?
Mateusz zmieszał się nieco, nie odpowiadając. Nie miał ochoty tłumaczyć się ze swojego zachowania. Oderwał się od zlewu, nie zaszczycając brudnych naczyń nawet jednym spojrzeniem, i jak skarcone dziecko powędrował do ich pokoju. Rzucił się na łóżko i wyciągnął telefon, zaczynając grać w jakąś nieskomplikowaną gierkę. Miał po uszy Piotra i tego, jak mężczyzna olewał jego potrzeby. Z determinacją przechodził kolejne poziomy gierki, wyładowując na niej rozsadzające go napięcie.

W salonie Wojtek odetchnął ciężko, w ogóle niezainteresowany tym, co leci w telewizji, skupiony na awanturze, którą chwilę wcześniej usłyszał. Było mu głupio i źle, bo nie lubił być powodem kłótni, w sumie robił wszystko, aby nikomu nie podpaść. Odsunął talerz, czując ochotę na wyjście gdzieś. Miał nadzieję, że w okolicy jest jakiś park, albo inny kawałek zieleni, gdyż tylko w takich miejscach czuł się dobrze. Najchętniej jednak zawędrowałby do lasu, tak jak w swoim miasteczku, Ciechanowcu, skąd przybył. Mieli tam rzekę, a jego rodzinny dom znajdował się bardzo blisko kąpieliska. Uśmiechnął się do siebie, na wspomnienie małej, dzikiej plaży, którą często odwiedzał z kumplem, lecz żeby się do niej dostać trzeba było przejść spory kawałek przez pola i lasy. Mina mu jednak zrzedła, gdy zrozumiał, że szybko tam nie wróci. W końcu ciotka i wujek byli przekonani, że znalazł tu dobrą pracę, dzięki której opłaci studia. Szkoda, że rzeczywistość była zgoła inna, ale nie miał zamiaru o tym myśleć, tak samo w jaki sposób zdobędzie pieniądze, na następne lata nauki. Zabrał pusty talerz i ruszył do kuchni, z zamiarem wyjścia i przewietrzenia się. Niby Mateusz miał mu pokazać okolicę, ale w takiej sytuacji jakoś nie miał ochoty na jego towarzystwo. Miał tylko nadzieję, że się nie zgubi, znając swoją beznadziejną orientację w terenie.

***


Piotr wrócił z siłowni grubo po dwudziestej trzeciej, solidnie spocony, ale i zadowolony. Skierował się pod prysznic, wrzucił brudne ubrania do kosza i wszedł pod strumień chłodnej wody. Ćwiczenia zawsze dawały mu dużą satysfakcję, czuł się po nich lepiej psychicznie, widząc, że pracuje nad sobą, oraz pobudzony fizycznie, jakby ktoś doładował go energią. Zaczął burczeć pod nosem jakąś piosenkę, którą równie dobrze mógł być "Wlazł kotek na płotek" jak i któryś z hiciorów AC/DC, bowiem talentu do śpiewu nie miał za grosz. Wytarł się do sucha sporym ręcznikiem, owinął go sobie wokół bioder na wypadek, gdyby Wojtek jeszcze buszował po mieszkaniu. Nie mógł pojąć, jak Mateusz mógł być wobec niego taki bezwstydny. Na pewno praca w branży tak na niego wpłynęła. Mężczyzna pamiętał, jak Mati się wprowadzał, skierowany do niego, podobnie jak Wojtek, przez menagera wytwórni, będąc już co prawda pewnym siebie, młodym facetem, ale nie na tyle pewnym jednak, by z mety chcieć prezentować mu się nago. Raczej widać było, że obawia się wspólnego mieszkania. W każdym razie obawy te szybko zniknęły.

Wszedł do sypialni, zastając chłopaka leżącego na boku z książką pod głową. Najwyraźniej przysypiał, podejmując próby nauczenia się czegokolwiek. Piotr położył się obok, po chwili przylegając do jego pleców i czule obejmując ramieniem. Miał wyrzuty sumienia, że być może chłopak oczekuje od niego czegoś więcej, a on tego nie dostrzega. Nie było to do końca prawdą, Mateusz bowiem najbardziej potrzebował być w centrum czyjejś uwagi.
- Obciągnąć ci? - wymruczał mu do ucha, gładząc dłonią jego klatkę piersiową. Chłopak przewrócił się na plecy z szerokim, zadowolonym uśmiechem.
- Jeszcze pytasz? - odparł, przyciągając go do pocałunku. Przy Piotrze sam czuł się jak jakaś gwiazda, i musiał przyznać, że bardzo mu się to podobało.