Zaparz mi herbatę 24
Dodane przez Aquarius dnia Padziernika 20 2012 10:32:06
Rozdział czternasty - Sprawy błahe, lecz niestety nie tylko


– Czy oni wszyscy powariowali?! – Łukasz ze złością wsadził dłonie do kieszeni i zacisnął je w pięści. – Matura jest dopiero w maju, a ja mam już przedmioty wybierać?!
– Spokojnie. – Sebastian rozsiadł się wygodnie na zgniłozielonym kocu leżącym na jego łóżku i przełożył lewe ramię przez brzuch Łukasza, powalając tym samym chłopaka na łopatki. – Razem coś wymyślimy – obiecał.
– Przytulaśny się strasznie zrobiłeś – zauważył Łukasz, nie czyniąc jednak żadnych kroków, by wyrwać się z objęć Sebastiana. Nawet przeciwnie – przysunął się do niego i przeturlał się tak, by móc swobodnie wtulić policzek w klatkę piersiową swojego chłopaka.
– Pod koniec wakacji cię nie widziałem – prychnął Sebastian, marszcząc lekko nos. – Stęskniłem się za tobą.
Łukasz uśmiechnął się delikatnie, gdy to usłyszał.
– W sumie ja za tobą też – odparł zgodnie z prawdą po chwili namysłu. – Wakacje to fajny czas, ale chyba się cieszę, że jest już rok szkolny.
– Co jak co, ale przynajmniej jest pewne, że będziemy się codziennie widywać, prawda? – Sebastian od razu zrozumiał, co krótkowłosemu chodziło po głowie.
– I mogą wrócić stare dobre wymówki o wspólnych referatach, projektach i innych szkolnych pracach – zaśmiał się lekko Łukasz.
– No… – westchnął Sebastian, przez moment bezmyślnie kontemplując biel sufitu w swoim pokoju.
Łukasz drgnął.
– Coś się stało? – Momentalnie wyczuwał wszelkie wahania nastrojów u Sebastiana.
– Słyszałeś, że Aneta rzuciła Roberta? – zapytał cierpko długowłosy, wciąż błądząc wzrokiem po zakamarkach swych ścian.
– Nie gadaj! – żachnął się Łukasz. Po chwili jednak złagodniał i zaśmiał się. – Nie ma co się przejmować. Pewnie za dwa dni się przeproszą i do siebie wrócą. Przecież oni zachowują się jak stare małżeństwo!
Sebastian pokręcił głową w milczeniu.
– Chyba już nie tym razem – mruknął smętnie. Jego dłoń zawędrowała na głowę Łukasza, a palce zaczęły przeczesywać delikatnie włosy chłopaka. – Była z tego niezła afera. Aneta… Cóż. Wydaje mi się, że widziała go z inną.
– Pewnie się cholernie wściekła – westchnął Łukasz, nie mając pewności, jak można to inaczej skomentować.
– O dziwo właśnie nie. – Sebastian ani na moment nie przerwał uspakajającego głaskania głowy Łukasza, choć nie był pewien czy stara się uspokoić jego czy siebie. Rozstanie Anety i Roberta nie powinno na niego w żaden sposób wpłynąć, a jednak chłopak czuł, że było wprost przeciwnie. Opowiadał jednak dalej w miarę spokojnym głosem: – Ponoć Aneta przez moment nic nie mówiła i wyglądała, jakby miała zemdleć. Robert już do niej leciał, już chciał się tłumaczyć, a ona przerwała mu jednym gestem i powiedziała, że z nimi koniec. I wyszła.
– Tak po prostu? – Łukasz nie ukrywał zdumienia.
– Tak po prostu – odparł Sebastian.
Miał wrażenie, że właśnie to „po prostu” go najbardziej przerażało. Bo czy nie jest przerażający fakt, że dwie osoby będące tak blisko siebie mogą się rozstać w jednej chwili? Pstryknięcie palcami, sekunda lub dwie i wszystko ulega zmianie.
Sebastian nie mógł przestać myśleć o Anecie z Robertem. Albo raczej o Anecie bez Roberta i Robercie bez Anety. Nikt nigdy nie podejrzewał, że może się coś między nimi popsuć. Na pierwszy rzut oka wyglądali jak z dwóch zupełnie innych światów, lecz później miało się wrażenie, że właśnie to jest głównym spoiwem, jakie ich łączy. A teraz, nagle, to spoiwo tak po prostu pękło. Nikt nie dostrzegł żadnych znaków ostrzegawczych, nie było czerwonych, migających światełek ani sygnałów dźwiękowych. Nie było też psującej się atmosfery ani coraz częstszych kłótni. A może kłótnie były, tylko nikt o nich nie wiedział?
W każdym razie fakt faktem, że jednego dnia Aneta i Robert byli parą, a następnego już nie.
Sebastiana najbardziej uderzyła myśl, że rzeczy, które zawsze uważał za niezmienne, może wcale takie niezmienne nie są?


– Dobra, ale czy możemy wrócić do tematu matury? – westchnął po chwili Łukasz, ponieważ nieustannie chodziło mu to po głowie. – Jakie przedmioty ty wybierasz? Wymyśliłeś sobie jakiś konkretny kierunek studiów? – zapytał Sebastiana.
Długowłosy przeciągnął się i podłożył sobie zgiętą w łokciu prawą rękę pod głowę.
– Myślałem o architekturze. Wziąłbym rozszerzoną matmę i fizykę – mruknął. – Mama mówiła, że przydałyby mi się też zajęcia z rysunku technicznego, więc pewnie jeszcze w tym miesiącu gdzieś się zapiszę i przy odrobinie szczęścia uda mi się dostać.
– Ale hej, rysunek to moja działka – oburzył się Łukasz i dał swojemu chłopakowi kuksańca w żebra.
– Ej, ała! – Sebastian podskoczył i podniósł się do siadu, zrzucając z siebie Łukasza. – Uważaj, bo ci oddam! – zagroził z zadziornym błyskiem w oku.
Łukasz w mgnieniu oka zasłonił ramionami swoje żebra i krzyknął:
– Okej, okej! Biała flaga, poddaję się! – Sebastian zbyt dobrze znał wszystkie czułe na łaskotki punkty na jego ciele, by Łukasz mógł się porywać na łaskotkową bitwę.
– Dobra – zgodził się łaskawie Sebastian, odsuwając od Łukasza dłonie, choć widać było, że ledwie się powstrzymywał. – Ale wiedz, że mam cię na oku – zaznaczył.
Łukasz mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, po czym przechylił się do tyłu i wylądował wygodnie plecami na pościeli.
– Wszystko pięknie i ładnie, ale ja wciąż nie wiem co mam wpisać na tym głupim świstku dotyczącym matury – burknął, splatając ręce na klatce piersiowej.
– A na jakie studia chcesz iść?
– Jakbym wiedział, to bym się do cholery jasnej nie pytał, prawda? – fuknął.
– Uwielbiam, kiedy się robisz tak cudownie zgryźliwy i sarkastyczny, kiedy jesteś wkurzony – zaśmiał się Sebastian. – Naprawdę nie masz najmniejszego pomysłu na swoje studia?
– Nie. Nic. Zero. Null. No idea. Nothing. Keine Idee. Nichts – odparł Łukasz, wbijając wzrok w sufit.
– No skoro mnie pytasz, to ci powiem. Moim zdaniem powinieneś iść na Akademię Sztuk Pięknych, na malarstwo czy coś podobnego. Myślę, że każdy, kto cię tak naprawdę zna, powiedziałby ci to samo.
– Moi rodzice jakoś nigdy nawet w żartach tego nie sugerowali – rzucił płasko chłopak, bawiąc się poszewką od kołdry.
Sebastian zamilkł i przez moment zastanawiał się, co odpowiedzieć. Wreszcie westchnął.
– Może nie powinienem tego mówić, ale jeśli twoje słowa są prawdą, to znaczy to tylko, że twoi rodzice wiedzą o tobie wyjątkowo mało. Na jakich studiach oni by cię widzieli?
– Nie wiem. Właściwie jeszcze z nimi o tym nie rozmawiałem, ale masz rację. Chyba powinienem.
– No chyba tak…
*

Rosół domowej roboty Urszuli Maleńczuk był jak zawsze przewspaniały (i biada każdemu, kto choćby pomyśli o tym, by zaprzeczyć), jednak głowę Łukasza wyjątkowo nawiedzał temat inny niż jedzenie.
– Słuchajcie, bo jest taka sprawa… – zwrócił się do rodziców, kiedy ciszę przy stole zaczęły zakłócać jedynie brzdęki łyżek o krawędzie miski. – Niedawno dostaliśmy w szkole kartki, na których mamy napisać, jakie przedmioty chcemy zdawać na maturze.
– Tak szybko? Przecież dopiero wrzesień – zdumiała się puszysta, ciemnowłosa kobieta.
– No wiem, ale ponoć tak to już jest. Będzie można potem to zmienić, ale im później się zdecyduję tym będzie trudniej… A ja nie mam pojęcia co chcę zdawać. – Łukasz zabębnił palcami w drewniany stół.
– To nie możesz sprawdzić w Internecie jakie przedmioty się liczą, kiedy rekrutują na te studia, na które chcesz iść? – wtrącił spokojnie ojciec.
Chłopak jęknął z irytacją pod nosem.
– Tak, tato, oczywiście, że mogę – burknął. – Tylko, że ja nie mam najmniejszego pojęcia na jakie chcę iść studia…
– Ale chyba mniej więcej możesz już sobie wyznaczyć kierunek, prawda? – stwierdził siwowłosy mężczyzna.
– Bo chyba chodzi ci po głowie coś związanego z matematyką, prawda? – Urszula wstała od stołu i zaczęła składać puste talerze.
– Ja… może… no chyba… – mruknął Łukasz, choć zupełnie bez przekonania.
– W takim razie może ekonomia? Słyszałam, że jest teraz spore zapotrzebowanie na specjalistów tego typu – odparła kobieta z uśmiechem.
– No w sumie… – zająknął się brunet. Czuł, że ta rozmowa zaczyna schodzić na jakieś nieprzewidziane, dziwne tory. Miał wrażenie, że powinna była potoczyć się zupełnie inaczej, lecz z drugiej strony nie wiedział jak dokładnie, więc po prostu milczał i potakiwał.
– Mógłbyś też rozważyć jakiś kierunek związany z administracją – dodał jeszcze Bartosz, po czym uważnie wsypał cukier do swojej herbaty i zamieszał ją trzy razy łyżeczką. – Wszystko inne może się zmienić, ale ludzie od porządkowania papierów w państwie zawsze będą potrzebni. – Sam pracował w urzędzie od bóg wie ilu lat, więc Łukasz stwierdził, że pewnie wie, co mówi. Chłopak jednak zupełnie nie widział się w otoczeniu idealnie posortowanych teczek i ułożonych alfabetycznie dokumentów, w krawacie i garniturze, całymi dniami siedząc za biurkiem.
Niemniej jednak nie zaprzeczył, tylko wzruszył ramionami i kiwnął niemrawo głową na znak, że jeszcze o tym pomyśli.
– Przecież rozszerzasz matematykę i całkiem nieźle sobie radzisz, prawda? – wtrąciła jeszcze Urszula. – Może pomyśl o czymś związanym z finansami? Jakaś bankowość lub coś podobnego? – zasugerowała łagodnie. Wzięła talerze i skierowała swoje kroki do kuchni. – Zaparzyć ci herbatę? – rzuciła na odchodnym, odwracając lekko głowę.
– … Tak, poproszę – westchnął po chwili namysłu Łukasz.
Nie spodobało mu się to, na czym stanęła ta rozmowa. Zupełnie nie widział swojej przyszłości związanej z papierami, bankami i liczeniem, a już na pewno nie z przewidywaniem wahań na giełdach. Uważał to wszystko za tak interesujące jak zeszłoroczny śnieg. Samą matematykę nawet lubił, ale tak bardziej teoretycznie – siedzenie w klasie i słuchanie wykładu o delcie oraz funkcjach trygonometrycznych było całkiem sympatyczne, zwłaszcza kiedy wszystko zaczynało się układać w jedną logiczną całość. Pomijając całą swoją artystyczną stronę, Łukasz naprawdę lubił, kiedy rzeczy były jasne i logiczne, a matematyka właśnie tak się prezentowała, jeśli tylko się do niej przyłożyło w domu.
Cóż, zawsze jeszcze mógł po prostu iść na studia matematyczne.
Mimo wszystko nie dawały mu jednak spokoju słowa Sebastiana dotyczące Akademii Sztuk Pięknych. Nie był on przecież jedyną osobą, która mu to zasugerowała. Łukasz w gruncie rzeczy uważał, że studia związane z rysowaniem i malowaniem byłyby naprawdę… miłe. Z pewnością nie łatwe, ale za to z pewnością przyjemne.
Ta perspektywa jednak dryfowała gdzieś w oddali jako zupełne przeciwieństwo wszystkiego, co właśnie zasugerowali jego rodzice.
– Słuchajcie, bo ja myślałem… Znaczy wpadł mi do głowy taki pomysł, że… Może poszedłbym na Akademię Sztuk Pięknych? – Łukasz odważył się wreszcie powiedzieć to, od czego tak naprawdę chciał zacząć tę rozmowę.
– ASP? – zdumiał się Bartosz, nie kryjąc pobłażliwego uśmiechu. – I na co byś tam chciał iść? – zapytał, unosząc obie brwi do góry.
– No… na malarstwo chyba…
– I sądzisz, że byś się dostał? – upewnił się ojciec Łukasza, jednak chłopak od razu spostrzegł, że nie było to poważne pytanie. Bartosz zadał je tonem takim, jakim rozmawia się z małymi dziećmi, kiedy oznajmią „chcę być strażakiem!”.
Łukasza to momentalnie zgasiło. Nie wiedział, co należało odpowiedzieć ojcu, by ten przestał traktować go jak dziecko w tej rozmowie.
– Nawet jakbyś się dostał, to takie studia tak naprawdę niczego nie mogłyby ci zagwarantować – wtrąciła rzeczowo Urszula, wychodząc z kuchni z parującym kubkiem w dłoni. – To jest kwestia artystycznych zdolności, a przede wszystkim szczęścia. Co roku ASP wydaje rzesze młodzieży z marzeniami, ale ile z nich tak naprawdę osiąga sukces? Pewnie tylko ci, którzy ten sukces osiągnęliby nawet bez tej uczelni, bo tu przecież chodzi o talent. Tego nie można się nauczyć. Mogą ci włożyć do głowy pewne zasady, ale nawet jak się ich nauczysz to nikt nie zagwarantuje, że staniesz się kimś. Naprawdę chciałbyś takiego życia? Takiego, w którym gusta innych ludzi decydują o wartości twojej pracy? Twoja zdolność opłacenia czynszu za mieszkanie będzie zależała od tego, czy komuś się spodoba to, co namalowałeś i czy zdecyduje się to kupić. Jeśli studia na Akademii Sztuk Pięknych są twoim marzeniem, to ani ja ani ojciec nie będziemy cię zatrzymywać – oświadczyła spokojnie Urszula. – Tylko zastanów się, czy to naprawdę jest droga, jaką chcesz obrać w życiu i czy przypadkiem nie idziesz tam dlatego, że studia są łatwe i przyjemne, bo to nie jest odpowiednie kryterium. Pamiętaj też, że my z ojcem nie jesteśmy bogaci i nigdy nie będziemy, więc też nie zawsze będziemy mogli cię utrzymywać.
– Twoja mama ma rację – wtrącił Bartosz. – Chcemy, żebyś był szczęśliwy, ale nie możesz iść po najmniejszej linii oporu. Musisz być odpowiedzialny za swoje decyzje i zastanawiać się nad ich konsekwencjami. A jakie konsekwencje będą mieć studia na Akademii Sztuk Pięknych…? – mężczyzna zawiesił znacząco głos.
– W porządku. Rozumiem – odparł Łukasz potulnie. Nie mógł jednak wytrzymać dłużej w jednym pomieszczeniu ze swoimi rodzicami, więc chwycił kubek z herbatą i poszedł bez słowa do swojego pokoju.
Rodzice nie postawili mu ultimatum, ale i tak poczuł się przez nich skrzywdzony. Czy naprawdę sądzili, że nie pomyślał wcześniej o tych wszystkich wadach wynikających ze studiowania tak niepewnego kierunku jak malarstwo? Mieli go za naiwnego?
Chłopak tylko nie potrafił zrozumieć, dlaczego przedstawili to wszystko w tak negatywnym świetle. Zupełnie, jakby ludzie z ASP po prostu marnowali czas, bo jakby mieli zostać prawdziwymi artystami, zostaliby i bez tego. Tak, jakby studia były po prostu nikomu niepotrzebne.
Łukasza to niewyobrażalnie irytowało. Oczywiście, talent był potrzebny, jednak umniejszenie znaczenia studiów sprawiało, że ciężka praca artystów tak naprawdę przestawała się liczyć. Czy jego rodzice naprawdę uważali, że sam talent odwala za człowieka całą robotę? A wyciąganie wniosków z własnych błędów? A ulepszanie krok po kroku swojego stylu? A doświadczenie?
Czy naprawdę on – Łukasz – jako jedyny w tej rodzinie widział to wszystko właśnie w ten sposób?


Miał co prawda możliwość postawienia na swoim. Tupnięcia nogą i oświadczenia, że idzie na Akademię Sztuk Pięknych, bo to jego największe życiowe marzenie i kropka. Problem tkwił w tym, że Łukasz wcale nie był taki pewien czy to jest jego marzenie, czy tylko chwilowa słabostka do rysowania. Zupełnie nie czuł się na siłach, by postawić na swoim, bo z drugiej strony studia związane z matematyką zapewniały o wiele stabilniejszą przyszłość, a przecież też nie wydawały się takie straszne. Ot, studia jak studia, na jakieś przecież trzeba iść i tyle.
Ta sprawa wymagała jednak głębszego przemyślenia, a tymczasem kartka dotycząca przedmiotów maturalnych leżała przed Łukaszem na biurku i niemo błagała, by na niej coś naskrobać. Chłopak przygryzł końcówkę długopisu zębami i po kilku minutach tępego wpatrywania się w przestrzeń rozprostował palce i zabrał się za uzupełnianie.
Rozszerzona matematyka oraz język niemiecki.
Łukasz zdecydował, że póki co nic się nie stanie, jeśli tak napisze. Było nie było, gdyby nagle go olśniło i zmienił zdanie, jeszcze spokojnie będzie można wszystko zmienić.
*

– No po prostu nie wierzę, że to zrobiłeś! – długowłosy trzasnął drzwiami do swojego pokoju, uprzednio wciągając za sobą Łukasza do środka.
Od momentu, gdy Sebastian zobaczył co Łukasz wysmarował na tej nieszczęsnej kartce, wysyczał tylko jedno zdanie i brzmiało ono: „Musimy poważnie porozmawiać!”. W milczeniu zaciągnął po lekcjach bruneta do swojego domu, zaciskając mocno zęby, ponieważ nie chciał, by ktokolwiek w szkole i mieście był świadkiem ich nadciągającej kłótni.
– Nie gadaj, że się tego nie spodziewałeś – prychnął Łukasz buntowniczo, splatając ręce na klatce piersiowej. – Mam rozszerzoną matematykę w szkole, chyba nie sądziłeś, że bym to tak po prostu olał.
Sebastian wziął głęboki oddech i warknął pod nosem coś niezrozumiałego, opierając o ścianę najpierw dłonie, a potem czoło. Palce zwinął w pięści i przez moment wpatrywał się bez słowa w podłogę, jakby próbował się uspokoić. Wreszcie odwrócił się do Łukasza.
– Nie chodzi mi o tę cholerną matematykę! Rób sobie co chcesz, możesz nawet wziąć rozszerzoną fizykę i chemię, jak ci się podoba! Po prostu uważam, że powinieneś zdać też historię sztuki! Zapomniałeś o tym przedmiocie, czy co?! Przecież chodziłeś na dodatkowe zajęcia w szkole, już nie wspominając o tym rysowaniu u Agnieszki. Jesteś z tego, do cholery, dobry jak nikt inny! Dlaczego to olewasz, jakby nic nie znaczyło? – krzyknął Sebastian, nie do końca panując nad swoimi nerwami. W końcu jak mógł być spokojny, kiedy jego chłopak wyrabiał takie głupstwa? Czy powinien stać i patrzeć bezczynnie, jak Łukasz marnotrawi swoje najlepsze talenty?
– Historia sztuki? – zdumiał się nagle Łukasz. – Nie pomyślałem o tym…
– Nie pomyślałeś? – Sebastianowi dosłownie i w przenośni opadły ręce. Padł głośno na swoje łóżko, pocierając kąciki oczu dwoma palcami. – Matko, z kim ja się zadaję? – jęknął w geście największej rozpaczy.
– Czyli jak obiecam, że zdam też historię sztuki to między nami zgoda? – upewnił się Łukasz.
– Ale się do tego przyłożysz – zaznaczył jeszcze Sebastian.
– No tak, z tym nie ma problemu. Naprawdę lubię się tego uczyć – odparł brunet z lekkim uśmiechem.
– No to zgoda. – Sebastian odpowiedział podobnym uśmiechem. Chwilę później zmierzył Łukasza wnikliwym spojrzeniem od góry do dołu. – Choć no tu – mruknął, wyciągając przed siebie ręce, jakby chciał, by brunet pomógł mu się podnieść. Kiedy jednak Łukasz podał mu dłonie, Sebastian pociągnął je do siebie i krótkowłosy wylądował na nim.
– A Dorota? – spytał enigmatycznie Łukasz, choć jego usta zaczęły już błądzić po szyi Sebastiana.
– Ma spotkanie z klientem poza Szczecinem, ma wrócić dopiero pod wieczór. – Długowłosy uśmiechnął się zawadiacko i jednym płynnym ruchem zdjął z siebie koszulkę.
– Nie zdziwię się, jakbyś to sobie wszystko zaplanował, kombinatorze. – Łukasz pokręcił głową z udawaną dezaprobatą, jednak i on bardzo prędko pozbył się wierzchniej części garderoby.
Już od dłuższego czasu nie miał okazji w spokoju popatrzeć sobie na pokryte miękkimi, ciemnymi włosami podbrzusze Sebastiana.
Och, jak bardzo się za tym stęsknił!
*

Stanęło na tym, że Łukasz w trzeciej klasie liceum miał przygotować się do matur z następujących przedmiotów: rozszerzona matematyka, rozszerzony niemiecki, historia sztuki oraz podstawowy język polski. Mniejsza z tym, że rodzicom o tej historii sztuki póki co jakoś „zapomniał” powiedzieć. Chciał to napisać i mieć w razie gdyby otwartą furtkę na Akademię Sztuk Pięknych, a gdzieś w głębi duszy wiedział, że rodzice chcieliby mu wybić historię sztuki z głowy najszybciej, jak to tylko możliwe. Bądź co bądź, czas poświęcony na rysowanie i naukę historii mógł równie dobrze poświęcić na robienie zadań z matmy, prawda?
Sebastian, choć sam również przygotowywał się do matury z matematyki, w pierwszej chwili kategorycznie odmówił Łukaszowi jakiejkolwiek pomocy w nauczeniu się tego przedmiotu. Według niego Łukasz powinien się całkowicie skupić na malarstwie, bo bezsensem było wypruwanie sobie żył na kuciu matmy, żeby być z niej jedynie przyzwoicie przeciętnym, kiedy można było poświęcić się sztuce i być w tym geniuszem. Niemniej jednak Łukasz potrafiłby napisać książkę o tysiąc dwustu trzydziestu czterech sposobach na to, jak podejść swojego chłopaka i za pomocą pewnych delikatnych środków perswazji wyprosić u niego dosłownie wszystko – nic więc dziwnego, że w końcu Sebastian mu uległ i powyjaśniał kilka trudniejszych zagadnień.
Niemniej jednak należy pamiętać, iż Sebastian również znał Łukasza już szmat czasu, toteż zdążył już w sobie doskonale wyćwiczyć pewne pokłady stanowczości w odniesieniu do tego konkretnego człowieka. W rezultacie więc za każdym razem, kiedy Łukasz przychodził do Sebastiana po pomoc z matematyki, ten najpierw brał podręczniki od historii sztuki i dogłębnie sprawdzał, czy Łukasz opanował daną część materiału na tyle, by móc „odpocząć” przy matematyce. O tak, u Sebastiana nie było nic za darmo.


W klasie maturalnej czas leciał tak szybko, jakby ktoś przewijał taśmę do przodu. Najpierw wrzesień i nim człowiek zdążył się nacieszyć spotkaniem z przyjaciółmi (i swoim chłopakiem), szkoła już mu rzucała kłody pod nogi w formie pisemnej deklaracji dotyczącej przedmiotów zdawanych na maturze – tak, jakby Łukasz nie miał miliona innych spraw, którymi się zamartwiał. W październiku wszyscy nauczyciele już trąbili, że to ostatni dzwonek, by przestać jeść, pić i spać, a zamiast tego poświęcić ten drogocenny czas na naukę. Łukasz mimo tych ostrzeżeń jadł tyle samo, co wcześniej a nawet może i więcej, pił również sporo, choć głównie kawę z mlekiem i spał… No, spał może faktycznie nieco mniej niż wcześniej, lecz z pewnością nie dlatego, że się więcej uczył. Przesiadywał do późna w domu Sebastiana, mówiąc swoim rodzicom, że lepiej mu materiał wchodzi do głowy, kiedy go ktoś na bieżąco odpytuje. Nie było to tak do końca kłamstwem, bo też on i Sebastian byliby idiotami, gdyby zupełnie nie zaglądali do książek. Niemniej jednak to, co działo się w przerwach od nauki, niech lepiej zostanie pominięte milczeniem… Dość powiedzieć, że w oparciu o kilka artykułów z gazet Łukasz z Sebastianem przeprowadzali na sobie naukowe eksperymenty na temat tego, czy seks między zakuwaniem do matury naprawdę podnosi koncentrację...
Spędzając razem tak wiele popołudni naprawdę nauczyli się dość sporo, a więc może w tych pogłoskach było ziarnko prawdy, a nawet jeśli nie było, to i tak opłacało się poeksperymentować. Niech żyje nauka!


W listopadzie już wszyscy myślami byli przy świętach Bożego Narodzenia, o grudniu już w ogóle nie wspominając. Człowiek że niby się czegoś uczył w tym czasie, lecz w rzeczywistości układał listy prezentów dla swojej rodziny, przyjaciół i ludzi-bliższych-niż-przyjaciele oraz kalkulował w myślach, czy aby na pewno starczy mu na to wszystko pieniędzy. Przeważnie nie starczało, ale no cóż. Grunt, żeby dobrze kombinować.
Podczas świąt udawało się, że temat matur absolutnie nie istnieje, a i nawet że szkoła jest instytucją z innego wymiaru. Siedziało się, jadło, piło i oglądało filmy po nocach z kuzynami, szerokim łukiem omijając wszystko, co choćby pośrednio wiązało się z les, gej, bi, trans i tym podobnymi sprawami. Łukaszowi wyjątkowo się to udało, więc święta minęły mu w bezproblemowej, wesołej i bardzo nie-napiętej atmosferze – czyli takiej, w jakiej zawsze powinny mijać.
Ogólnie rzecz biorąc wyglądało na to, że wszystko układa się dobrze; oczywiście z wyłączeniem tych rzeczy, które układały się źle, czyli: matur, ukrywania związku z Sebastianem, kłamania rodzince prosto w oczy oraz podejmowania stanowczych decyzji odnośnie własnej przyszłości.
Ach, dla Łukasza dzień jak co dzień. Chłopak był ciekaw, jak długo jeszcze wytrzyma taki stan rzeczy. Tego nie dało się ciągnąć w nieskończoność, to po prostu niemożliwe. Łukasz wiedział, że pewnego – z pozoru normalnego i typowego – dnia coś się stanie. Coś wybuchnie. Albo po prostu on sam nie wytrzyma psychicznie i pęknie cała sieć kłamstw, którą tak staranie uplótł.
Pytanie brzmiało: co się wtedy stanie? Jak wielkie szkody spowoduje ten wybuch? Nie można tego było przewidzieć. Można było jedynie czekać w ciszy i spokoju na moment, kiedy on nastąpi.
Łukasz więc zebrał całą cierpliwość, jaką posiadał i czekał. Czekał cały listopad i cały grudzień.
A w styczniu huknęło.
*

Tego dnia Sebastian przyszedł do domu od razu po lekcjach. Nie spodziewał się zastać w nim Doroty, ponieważ w czwartki pracowała ona popołudniami, lecz mimo to natknął się na nią w dużym pokoju przed telewizorem. Siedziała przed wyłączonym ekranem z kubkiem zimnej już herbaty – Sebastian od razu wyczuł, że coś jest bardzo nie w porządku. Kiedy do niej podszedł, dostrzegł jej bladą jak papier twarz i smutne, wpatrujące się w ścianę oczy. Przestraszył się jeszcze bardziej. Chyba nigdy nie widział swojej mamy w takim stanie.
– Mamo, co się stało? – zapytał łagodnie, siadając przy kobiecie na kanapie. Dorota drgnęła gwałtownie i prawie wylała herbatę, w ostatniej chwili łapiąc jednak kubek z powrotem.
– Boże, przestraszyłeś mnie. Nie słyszałam, jak wchodziłeś. – Kobieta westchnęła, odstawiła herbatę na stolik i rozprostowała palce.
– Mamuś, o co chodzi? – Sebastian dociekał dalej, mając w duchu coraz gorsze przeczucia. – Widzę przecież, że coś się stało.
Dorota wzięła głęboki oddech i powoli wypuściła powietrze z płuc, starając się pozbierać myśli.
– Ja… parę godzin temu dostałam telefon ze szpitala... – zaczęła powoli, jakby każde kolejne słowo przychodziło jej coraz trudniej.
Sebastianowi niemalże stanęło serce. Ze szpitala? Komuś coś się stało? Łukaszowi? Jego umysł gwałtownie zalała fala dziesiątek tysięcy różnorakich myśli i pomysłów, z których każdy kolejny przedstawiał gorszy scenariusz od poprzedniego. Czy Łukaszowi mogło się coś stać? Oczywiście, że mogło! Pytanie tylko czy chodziło o coś poważnego?
Z drugiej jednak strony, co właśnie zresztą przyszło Sebastianowi do głowy, z jakiej to niby racji ktoś miałby dzwonić do jego matki w związku z pobytem Łukasza w szpitalu? Może więc chodziło o coś zupełnie innego?
– Sebastian, sama nie wiem, jak mam się czuć w związku z tym wszystkim. – Dorota otarła kciukiem łzy.
– Mamo, ale w związku z czym? Nie powiedziałaś mi jeszcze co się właściwie stało – wtrącił długowłosy.
Dorota zawahała się przez moment. Wreszcie wydusiła z siebie na jednym oddechu:
– Chodzi o twoją babcię. Dzwonili dzisiaj ze szpitala. Mówili, że od dawna leczyła się na raka płuc. Zmarła dzisiaj nad ranem.


Sebastiana zatkało. Nie zabrakło mu oddechu, nie pociemniało mu przed oczami i nie poczuł się nagle słabo. Po prostu go zatkało – zupełnie nie wiedział, jak powinien zareagować.
Zrozumiał, co miała na myśli Dorota mówiąc, że nie wie, jak ma się z tym wszystkim czuć. On sam również nie wiedział. Coś w głębi ducha podpowiadało mu, że powinien się rozpłakać, rozpaczać po śmierci babci – tak się przecież reaguje na śmierć bliskiej osoby, prawda? Tylko, że Sebastian się nie rozpłakał.
Czuł się dziwnie. Było mu smutno. Ta informacja wpędziła go w stan melancholii i zadumy, ale nie miał potrzeby wylania z siebie morza łez.
– Rozumiem – odparł cicho. – Też nie wiem, jak mam się zachować – przyznał. – Ja… chyba nie umiem po niej płakać, mamo.
Dorota pociągnęła nosem i znowu otarła kąciki oczu opuszkiem palca. Posłała Sebastianowi smutny uśmiech.
– Wiem – westchnęła. – Nie musisz się czuć winny z tego powodu… Tak po prostu już między nami było…
– Ja nigdy nie życzyłem jej źle – zająknął się chłopak. – Przykro mi, że nie żyje… I smutno. Ja tylko… ja chyba nie reaguję jak normalny wnuk. Chyba… powinienem płakać, prawda?
Dorota objęła syna ramieniem i przytuliła do siebie.
– Spokojnie. Ja też nie wiem, co mam czuć. Nie reagujesz jak normalny wnuk, bo ona nie zachowywała się nigdy dla ciebie jak babcia. Ta cała sytuacja… to bardzo skomplikowane.
– Wiem, mamuś. Wiem. W zasadzie się z nią nie widywaliśmy. Zdziwiłem się, kiedy w zeszłym roku mnie do siebie zaprosiła. To było takie do niej niepodobne… Przeważnie przecież udawała, że nie istniejemy… – Chłopak zamyślił się na moment. Coś wpadło mu do głowy, lecz nie wiedział, czy chce się tym podzielić. Wreszcie jednak zdecydował, że może warto o tym wspomnieć. – Mamo… lekarz powiedział, że babcia już długo chorowała, prawda? Bo właśnie sobie uświadomiłem, że ona… Że wtedy, kiedy byłem u niej z Łukaszem, ona wiedziała, że widzi mnie po raz ostatni… Myślisz, że właśnie dlatego mnie tam zaprosiła? Żeby… żeby się pożegnać?
– Nie mam pojęcia, Sebastian. Być może… być może masz rację – odparła Dorota, wzdychając smutno. – To jest… To była moja matka, ale nigdy jej nie rozumiałam. I prawdopodobnie nigdy nie zrozumiem. Ona nie była złym człowiekiem, tylko… Ech… sama nie wiem…
– Była jaka była, mamo – zakończył cicho Sebastian. – Choć do kuchni, zaparzę ci nową herbatę – zaproponował łagodnie.
*

Jeszcze rok temu Łukasz nie potrafiłby zrozumieć, jak można nie płakać po własnej babci. Później jednak spotkał Danutę osobiście, a Sebastian wyjaśnił mu dokładniej, jak wyglądały relacje między nimi. Dzięki temu nie dziwił się, że Sebastianowi brakło na nią łez.
Wszakże czy łatwo jest płakać po niemalże obcym człowieku? Albo inaczej: czy łatwo jest płakać po człowieku, który powinien być bliski, ale z własnej woli pozostał kimś obcym? Po kimś, kto nie tyle wycofał się z życia Sebastiana, lecz po prostu nigdy w nim nie chciał uczestniczyć?
Sebastian, kiedy był małym dzieckiem, nienawidził swojej babci za to, że jej przy nim nie było i że wcale nie chciała być. Inne dzieci miały babcie, a on nie, chociaż teoretycznie mógł. Później, kiedy był starszy, przestał jej nienawidzić – to było zbyt duże i zbyt ciężkie uczucie. Po prostu bardzo jej nie lubił i tyle. Kiedy wchodził w wiek nastoletni, jego babcia zaczęła zachowywać się dziwnie – przynajmniej w mniemaniu jego i jego mamy. Zaczęła ich do siebie raz po raz zapraszać, jak gdyby postanowiła odbudować dawne relacje, ale potem znów milczała przez długi czas. Taka sytuacja powtarzała się parokrotnie, więc i Sebastian i Dorota przestali liczyć na jakąkolwiek odbudowę relacji. Mimo to kiedy Danuta ich zapraszała, jechali, a po tym wszystkim wracali do siebie i zaczynali znów żyć własnym życiem.
Była to więc naprawdę dziwna relacja, Łukasz musiał to Sebastianowi przyznać. Niemniej jednak i takie się w życiu zdarzały, więc chłopak nie miał nic przeciwko temu, że chwilę po otrzymaniu informacji o śmierci babci Sebastian poprosił go o przyjście tylko po to, by położyć głowę na jego udach i przez dwie godziny leżeć na nich bez słowa, jedynie wpatrując się w sufit i ściany. Dopiero kiedy ten rudy szałaput Mruczek wdrapał się po nodze Łukasza na łóżko i przytknął mały, koci pyszczek pod dłoń Sebastiana, ten ocknął się z głębokiego zamyślenia i wreszcie odezwał się do Łukasza.
– Za tydzień w Poznaniu ma być pogrzeb. – Głos Sebastiana był co najwyżej bezbarwny. Łukasz był jednak przekonany, że jego chłopak nie pozostanie zbyt długo w tym dziwnym, melancholijnym stanie. Niemniej jednak w tamtej chwili się w nim znajdował i trzeba to było po prostu przeżyć. – Poszedłbyś ze mną i z moją mamą? Proszę?
Łukasz był co najmniej zaskoczony tym pytaniem. Dlaczego miałby iść na pogrzeb Danuty? Przecież zupełnie nie znał tej kobiety, spotkał ją dosłownie dwa razy i wymienił z nią góra pięć zdań. Zaraz potem uświadomił sobie jednak, że to nie dla Danuty miałby iść na ten pogrzeb, ale dla Sebastiana. Odpowiedź więc nasunęła się sama.
– Jasne, jeśli tylko tego chcesz.