Saga o po艣wi臋ceniu 6
Dodane przez Aquarius dnia Pa糳ziernika 20 2012 10:17:42
Rozdzia艂 Sz贸sty: Podejrzliwe oczy

- Lekcje latania! - zadeklarowa艂 Connor, kiedy wyszli na zewn膮trz. S艂o艅ce 艣wieci jasno, jakby cieszy艂o si臋 z jego u艣miechu, pomy艣la艂 Harry, patrz膮c, jak Connor kr臋ci si臋 z roz艂o偶onymi ramionami, jakby chcia艂 obj膮膰 wiatr. - Nie cieszysz si臋?
- Bardzo - powiedzia艂 cicho Harry i us艂ysza艂, jak id膮ca niedaleko nich Hermiona Granger parska. Obr贸ci艂 si臋 w jej stron臋 i u艣miechn膮艂. Hermiona przez chwil臋 wygl膮da艂a na zaskoczon膮, po czym pochyli艂a si臋 nad ksi膮偶k膮 i z uporem nie odrywa艂a od niej wzroku. Harry westchn膮艂. Pr贸bowa艂 zainicjowa膰 przyja藕艅 mi臋dzy ni膮 a Connorem, ale z obu stron spotka艂 si臋 z odmow膮; Hermiona by艂a za bardzo zainteresowana nauk膮, a Connor za bardzo zainteresowany wszystkim innym.
- Tu jeste艣, Harry.
Draco podbieg艂 do nich i momentalnie zosta艂 obrzucony oburzonym spojrzeniem Rona i podejrzliwym zerkni臋ciem Connora. Bez 偶adnych problem贸w zignorowa艂 obu i u艣miechn膮艂 si臋 do Harry'ego.
- Cieszysz si臋, 偶e b臋dziemy mieli lekcje latania z Gryfonami?
- Kto艣 tu pewnie t臋skni za miot艂膮, kt贸r膮 dosta艂 od taty - powiedzia艂 Ron na tyle g艂o艣no, 偶eby wszyscy go us艂yszeli.
- Ja przynajmniej mam miot艂臋, a nie jak膮艣 zmiotk臋 - opar艂 Draco.
Connor pokr臋ci艂 g艂ow膮 i odsun膮艂 si臋 od nich.
- Zignoruj go, Ron - poinstruowa艂 swojego zaczerwienionego przyjaciela. - Mamy... - Zamar艂 na d艂u偶sz膮 chwil臋, po czym krzykn膮艂: - Lekcje latania! - i pobieg艂 w stron臋 pola, na kt贸rym r贸wnym rz臋dem le偶a艂y czekaj膮ce na nich miot艂y. Ron zawaha艂 si臋, rzuci艂 Draconowi spojrzenie, kt贸re m贸wi艂o, 偶e jeszcze wr贸c膮 do tej dyskusji, po czym ruszy艂 za Connorem.
- Naprawd臋 musisz to robi膰? - zapyta艂 Harry, zostaj膮c w tyle z Draconem i zr贸wnuj膮c si臋 z innymi 艢lizgonami, kt贸rzy szli na lekcj臋.
- Tak. - Draco wydawa艂 si臋 teraz niewinny jak anio艂, ale Harry nie da艂 si臋 zwie艣膰; wiedzia艂, 偶e w przypadku przegranej wymiany zda艅 to zachowanie by艂oby diametralnie inne. Po艂o偶y艂 r臋k臋 na ramieniu Harry'ego, co te偶 by艂o popisem, gr膮 przed jak膮艣 niewidzialn膮 widowni膮. - Wiem, 偶e to tw贸j brat, ale postanowi艂 si臋 zadawa膰 ze zdrajcami krwi. Najwidoczniej nie jest w stanie oprze膰 si臋 ich wp艂ywom.
Harry zastanawia艂 si臋, co go bardziej dra偶ni艂o: nagromadzenie rado艣ci w g艂osie Draco czy fakt, 偶e gdyby spr贸bowa艂 mu na to zwr贸ci膰 uwag臋, to w odpowiedzi dosta艂by znowu to puste spojrzenie. Ostatecznie postanowi艂 po prostu siedzie膰 cicho. W ci膮gu ostatnich kilku dni sp臋dzonych na pr贸bach pertraktacji mi臋dzy Gryfonami i 艢lizgonami, odkry艂, 偶e ca艂y sekret negocjacji tkwi w wiedzy, kiedy nale偶y nic nie m贸wi膰.
Wreszcie dotarli do linii miote艂 i ruszyli na swoje miejsca. Harry stan膮艂 naprzeciw szczerz膮cego si臋 Connora. Obaj latali w domu wystarczaj膮co cz臋sto, 偶eby teraz m贸c to robi膰 nawet we 艣nie. To nie b臋dzie trudne.
Mo偶e nie dla nas, pomy艣la艂 Harry, s艂ysz膮c z boku, jak kto艣 g艂o艣no prze艂yka 艣lin膮. Zerkn膮艂 w t臋 stron臋 i zobaczy艂 Neville'a Longbottoma, kt贸ry patrzy艂 na swoj膮 miot艂臋 z mieszanin膮 przera偶enia i zgrozy. Harry kiwn膮艂 g艂ow膮. B臋dzie uwa偶a艂, na wypadek gdyby tamten potrzebowa艂 pomocy.
Teoretycznie to Connor powinien uwa偶a膰. Ale ja mog臋 uwa偶a膰 za niego.
- Na miejsca! - poinstruowa艂a ich pani Hooch, id膮c pomi臋dzy rz臋dami miote艂 i nie zwracaj膮c uwagi na fakt, 偶e ju偶 to zrobili. By艂a t臋偶sza, ni偶 Harry si臋 spodziewa艂, a jej w艂osy wygl膮da艂y jakby przer贸偶ne wiatry ju偶 zbyt d艂ugo pr贸bowa艂y uk艂ada膰 jej fryzur臋, by ta wygl膮da艂a normalnie. Okr膮偶a艂a ich powoli, przygl膮daj膮c im si臋 uwa偶nie spod zmru偶onych powiek. Pod jej spojrzeniem Harry wysoko uni贸s艂 g艂ow臋 i z pewnym rozbawieniem zauwa偶y艂, 偶e Draco zrobi艂 to samo, jakby chcieli co艣 udowodni膰. Oczywi艣cie Draco zepsu艂 efekt, zerkaj膮c w jego stron臋 i u艣miechaj膮c si臋.
- Witam na waszej pierwszej lekcji latania - ci膮gn臋艂a wied藕ma. - Poniewa偶 b臋dziemy kontrolowa膰 miot艂y w艂asn膮 magi膮, a nie r贸偶d偶kami, musz臋 was poprosi膰, 偶eby艣cie je od艂o偶yli. - Harry us艂ysza艂 powszechny szelest ubra艅, gdy uczniowie wyjmowali swoje r贸偶d偶ki; Hermiona z wahaniem schowa艂a ksi膮偶k臋, kt贸r膮 czyta艂a, po czym kopn臋艂a torb臋 za siebie. - Je艣li chodzi o proces przej臋cia kontroli nad miot艂膮, to jest on bardzo prosty. - Pani Hooch stan臋艂a przy wi臋kszej miotle le偶膮cej niemal na ko艅cu linii. - Musicie przytrzyma膰 nad ni膮 r臋k臋 i powiedzie膰...
Do mnie, powiedzia艂 bezg艂o艣nie Harry do Connora, a ten powt贸rzy艂.
- Do mnie!
Nier贸wny ch贸r g艂os贸w wyda艂 komend臋 i przez chwil臋 Harry zobaczy艂, jak powietrze ja艣nieje i b艂yszczy, gdy wola czarodziej贸w si臋ga艂a do miote艂. Jednym wychodzi艂o to lepiej, innym gorzej. Jego miot艂a poderwa艂a si臋, tak samo jak Connora, Dracona, Rona czy Hermiony. Miot艂y innych podlatywa艂y po艂ow臋 drogi, po czym opada艂y. Miot艂a Neville'a trzasn臋艂a go w d艂o艅 z tak膮 si艂膮, 偶e pchn臋艂a pulchnego Gryfona na traw臋. Harry wzdrygn膮艂, wyobra偶aj膮c sobie jego b贸l.
- Dobrze i nie tak dobrze - powiedzia艂a pani Hooch, kt贸ra, oczywi艣cie, trzyma艂a swoj膮 miot艂臋. - Musicie uwierzy膰 w to, co m贸wcie, bo inaczej nie zadzia艂a. We藕my na przyk艂ad pana, panie Longbottom. - Ruszy艂a w stron臋 Neville'a, kt贸ry by艂 przera偶ony tym wyszczeg贸lnieniem, ale pozwoli艂 usadzi膰 si臋 na miotle. - Ma pan si艂臋, ale brak panu finezji. Jak si臋 lata na miotle... nie, nie tak...
Ale miot艂a Neville'a ju偶 si臋 wznosi艂a, unosz膮c go ze sob膮. Uczepi艂 si臋 jej i zaskrzecza艂. Inni uczniowie zacz臋li go nawo艂ywa膰 albo 艣mia膰 si臋 czy krzycze膰 ze strachu. Harry zmru偶y艂 oczy. Widzia艂, jak d艂onie Neville'a powoli ze艣lizguj膮 si臋 z miot艂y, i wiedzia艂, 偶e nie utrzyma si臋 zbyt d艂ugo w powietrzu.
Zerkn膮艂 w stron臋 Connora. Jego brat gapi艂 si臋 tak jak wszyscy, ale mia艂 ju偶 jedn膮 nog臋 podniesion膮 i gotow膮, by opa艣膰 po drugiej stronie miot艂y.
Harry z艂apa艂 swoj膮 r贸偶d偶k臋 i rzuci艂 w stron臋 Neville'a niezbyt silne zakl臋cie klej膮ce. Nie utrzyma to go zbyt d艂ugo, nie z tej odleg艂o艣ci i z tak narowist膮 miot艂膮, ale powinno wystarczy膰 do czasu, gdy Connor nie postanowi czego艣 zdzia艂a膰.
Jego brat opami臋ta艂 si臋 w chwil臋 p贸藕niej. Wzni贸s艂 si臋 niczym profesjonalista, wystrzeli艂 w kierunku Neville'a i z艂apa艂 jego r臋k臋 akurat w momencie, w kt贸rym zakl臋cie klej膮ce przesta艂o dzia艂a膰. Przez chwil臋 ci臋偶ar Neville'a ci膮gn膮艂 go w d贸艂, czemu Harry przygl膮da艂 si臋 z rosn膮cym niepokojem, niepewny, czy Connor zdo艂a bezpiecznie wyl膮dowa膰. Uda艂o mu si臋, ku wielkiej rado艣ci Gryfon贸w. Co艣 niewielkiego i okr膮g艂ego wypad艂o z szaty Neville'a i potoczy艂o si臋 po trawie, ale Harry w膮tpi艂, 偶eby ktokolwiek poza nim to zauwa偶y艂. Connor rumieni艂 si臋 z tryumfem, a Neville patrzy艂 si臋 na niego jak na s艂o艅ce.
- No - powiedzia艂a pani Hooch, pojawiaj膮c si臋 obok ch艂opc贸w tak szybko, 偶e Harry zamruga艂, zaskoczony. - Pierwszorz臋dny pokaz latania, panie Potter. - Rumieniec Connora zmieni艂 si臋 w dum臋, a Harry u艣miechn膮艂 si臋. Zas艂u偶y艂 na to. Hooch obr贸ci艂a si臋, 偶eby zbada膰 Neville'a, pochylaj膮c si臋 tak nisko, 偶e jej nos zawis艂 ledwie kilka centymetr贸w od jego twarzy. - A co z panem, panie Longbottom? Got贸w, 偶eby znowu spr贸bowa膰?
- J-Ja chyba... - zacz膮艂 Neville, po czym zemdla艂.
Pani Hooch prychn臋艂a, od艂o偶y艂a delikatnie swoj膮 miot艂臋 na ziemi, po czym podnios艂a Neville'a, kiwaj膮c g艂ow膮 w stron臋 Connora, 偶eby ten podni贸s艂 jego nogi.
- Zabieramy go do pani Pomfrey - powiedzia艂a, kiedy ruszyli. - Prosz臋 si臋 nie martwi膰 o lekcj臋, panie Potter, wr贸cimy za dwa machni臋cia sowiego ogona, a pan i tak ju偶 pokaza艂, 偶e ma opanowane podstawy. - Obr贸ci艂a si臋 i rzuci艂a pozosta艂ym uczniom ostre spojrzenie swoich 偶贸艂tych, jastrz臋bich oczu. - A reszta ma pozosta膰 na ziemi. Je艣li odkryj臋, 偶e kto艣 z was lata艂, to wiedzcie, 偶e mog臋 i mam zamiar da膰 tej osobie szlaban.
Harry by艂 szcz臋艣liwy, 偶e m贸g艂 zosta膰 na ziemi. Patrzy艂, jak Neville i Connor znikaj膮 z pola widzenia, po czym odetchn膮艂. Nie藕le posz艂o. Neville'owi nic powa偶nego si臋 nie sta艂o, a Connor wyszed艂 na bohatera. Wszystko by艂o tak, jak by膰 powinno.
- Patrzcie, co znalaz艂em!
Harry sykn膮艂 i obr贸ci艂 si臋. Kiedy Draco m贸wi艂 takim tonem, to znaczy艂o, 偶e nic nie jest takie, jak powinno, a przynajmniej bardzo szybko przestanie.
Draco znalaz艂 ma艂膮, okr膮g艂膮 rzecz, kt贸ra wypad艂a Neville'owi na traw臋, i teraz podrzuca艂 j膮 w g贸r臋, 艣miej膮c si臋. Wyl膮dowa艂a z dziwnym pla艣ni臋ciem. To i czerwony kolor powiedzia艂y Harry'emu, 偶e by艂a to przypominajka. Nie by艂 zaskoczony, 偶e Neville j膮 mia艂; biedny ch艂opak zapomina艂 instrukcji, jak tylko Snape ko艅czy艂 je pisa膰 na tablicy. Draco te偶 ewidentnie o czym艣 zapomnia艂.
Na przyk艂ad jak nie by膰 takim strasznym palantem, pomy艣la艂 Harry, robi膮c krok do przodu.
- Oddaj j膮, Draco - rozkaza艂, wyci膮gaj膮c r臋k臋.
Draco u艣miechn膮艂 si臋 do niego. Harry zamruga艂. Na jego twarzy nie by艂o ani 艣ladu z艂o艣liwo艣ci, jedynie zwyk艂a, dzieci臋ca rado艣膰, kt贸ra wprawia艂a w zaskoczenie. Gdyby Draco zabra艂 przypominajk臋, by upokorzy膰 Neville'a, to u艣miechn膮艂by si臋 wyzywaj膮co albo z艂o艣liwie lub te偶 lamentowa艂by g艂o艣no nad niskim - w por贸wnaniu do 艢lizgon贸w - ilorazem inteligencji Gryfon贸w. Spos贸b, w jaki wycofa艂 si臋 przed Harrym, trzymaj膮c przypominajk臋 wysoko nad g艂ow膮, sugerowa艂, 偶e tu chodzi o co艣 innego.
- Niby czemu? - zapyta艂 Draco. - Nie jest twoja. Przechowam mu j膮, p贸ki sobie nie przypomni, 偶eby mnie o ni膮 zapyta膰. Co pewnie nigdy nie nast膮pi. - Zachichota艂 i tym razem Harry us艂ysza艂 w jego g艂osie z艂o艣liwe nuty.
- Oddaj j膮 - powiedzia艂 Harry, 偶a艂uj膮c, 偶e nie wie, jak brzmie膰 bardziej stanowczo. To by艂a sztuka, kt贸rej ich matka pr贸bowa艂a nauczy膰 Connora. Harry szkoli艂 si臋 z pozostawiania w ukryciu i ciszy.
- Nie no, co艣 nie s膮dz臋 - powiedzia艂 Draco, po czym skoczy艂 do ty艂u, z艂apa艂 miot艂臋 Neville'a, wsiad艂 na ni膮 i wypru艂 w g贸r臋, wiruj膮c jak skowronek. - Je艣li j膮 chcesz - zawo艂a艂 przez rami臋 - to chod藕 i we藕 j膮 sobie.
Harry na chwil臋 zacisn膮艂 z臋by, po czym rozejrza艂 si臋 szybko. Pozostali 艢lizgoni obserwowali go lekkim zaciekawieniem. Ale to Gryfoni bardziej go interesowali. Mieli zmru偶one oczy i byli gotowi sami naskoczy膰 na Malfoya, ale teraz przygl膮dali si臋 jemu.
Poka偶 nam, 偶e r贸偶nisz si臋 od tych ob艣lizg艂ych w臋偶y, widzia艂 wyra藕ne wyzwanie w ich oczach. Poka偶, 偶e naprawd臋 obroni艂by艣 Neville'a jak swojego.
Harry skrzywi艂 si臋, zerkn膮艂 szybko w stron臋 szko艂y, po czym pobieg艂 po swoj膮 miot艂臋. Kiedy spojrza艂 w g贸r臋, zobaczy艂, 偶e Draco unosi si臋 niedaleko, czekaj膮c na niego. Prze艂kn膮艂 艣lin臋 i odbi艂 si臋 od ziemi.
Przeszed艂 t臋 sam膮 zmian臋, co zawsze, kiedy jego stopy odrywa艂y si臋 od ziemi. By艂 podekscytowany, radosny i spokojny jak ptak szybuj膮cy na wietrze. Nie m贸g艂 powstrzyma膰 u艣miechu, kiedy wirowa艂 w stron臋 Draco, mimo sytuacji, kt贸ra to zainicjowa艂a, mimo 偶e w艂a艣nie 艂ama艂 zasady. Za bardzo uwielbia艂 lata膰.
Draco wyszczerzy艂 si臋 znowu do niego i cho膰 mia艂 przymru偶one oczy, to Harry zobaczy艂 w nich inny rodzaj wyzwania, kt贸re rzucili mu Gryfoni.
- Poka偶 mi, co potrafisz, Harry - sapn膮艂, po czym obr贸ci艂 si臋 i cisn膮艂 przypominajk臋 wysoko w g贸r臋.
Harry rzuci艂 si臋 do przodu, nie odrywaj膮c oczu od b艂yszcz膮cej kulki. Connora tu nie by艂o, wi臋c nikt nie m贸g艂 por贸wna膰 jego mo偶liwo艣ci do jego brata. M贸g艂 p臋dzi膰 tak szybko, jak chcia艂, nie narzucaj膮c sobie 偶adnych ogranicze艅. Wiatr 艣wiszcza艂 mu w uszach i wok贸艂 wyci膮gni臋tej w odpowiedniej chwili r臋ki. Zawr贸ci艂 i us艂ysza艂, jak przypominajka l膮duje bezpiecznie w jego d艂oni. Harry zacisn膮艂 na niej palce, 偶eby jej nie upu艣ci膰. W por贸wnaniu do 艂apania i utrzymania znicza ta zabawa nie sprawi艂a mu problemu. Obr贸ci艂 si臋 i zobaczy艂, jak Draco po艣piesznie l膮duje na ziemi. Harry opad艂 w d贸艂 jak sok贸艂. Pani Hooch wraca艂a albo wys艂a艂a kogo艣 do nadzorowania klasy. Harry przekl膮艂 cicho, l膮duj膮c, i odskoczy艂 od swojej miot艂y, jakby ta stan臋艂a nagle w p艂omieniach.
Draco znalaz艂 si臋 obok niego na chwil臋 przed powrotem pani Hooch i Connora, 艣miej膮c si臋 jak idiota, kt贸rym by艂.
- To by艂o imponuj膮ce - szepn膮艂.
Harry zmierzy艂 go wzrokiem. Draco wydawa艂 si臋 przepe艂niony rado艣ci膮, jakby wszystko posz艂o zgodnie z planem, a Harry nie mia艂 poj臋cia jakim. Wzruszy艂 ramionami, odwr贸ci艂 si臋 od 艢lizgona i poda艂 pani Hooch przypominajk臋, jak tylko ta wr贸ci艂a na boisko.
- Neville'owi to wypad艂o, prosz臋 pani - wymamrota艂.
Pani Hooch kiwn臋艂a g艂ow膮 i schowa艂a przypominajk臋 do kieszeni, a lekcja - ze szcz臋艣liwym Connorem i niedorzecznie radosnym Draconem - zosta艂a wznowiona.




Draco z艂apa艂 Harry'ego za rami臋, kiedy ten pr贸bowa艂 opu艣ci膰 pole z Gryfonami. Harry obr贸ci艂 si臋 w jego stron臋 i j臋kn膮艂 z wyrzutem. Draco wiedzia艂, 偶e Harry wci膮偶 mia艂 mu za z艂e tamten numer z przypominajk膮, mimo i偶 nie mia艂o to 偶adnego wp艂ywu na jego gryfo艅skiego bli藕niaka.
Jeszcze si臋 przekona, obieca艂 sobie Draco, po czym u艣miechn膮艂 si臋 do Harry'ego.
- Chod藕, musimy si臋 zobaczy膰 z profesorem Snape'em.
Harry zamruga艂.
- Co? Czemu?
- Bo tak - odpowiedzia艂 Draco i poci膮gn膮艂 go za sob膮. Harry ruszy艂 za nim, oci膮gaj膮c si臋, ale niespecjalnie opieraj膮c. Gdyby zna艂 zamiary Dracona, to pewnie wyrywa艂by si臋 jak z艂apany jednoro偶ec.
To nie mia艂o znaczenia. To by艂 jeden z tych moment贸w, w kt贸rych Harry po prostu b臋dzie musia艂 pos艂ucha膰 g艂osu rozs膮dku. A Draco by艂 pewien, co powie g艂owa ich domu, jak opisze, co widzia艂.
Zbiegli do podziemi i skierowali si臋 do biura profesora Snape'a, gdzie zniecierpliwiony Draco za艂omota艂 w drzwi. Harry podskoczy艂 nerwowo, nie przestaj膮c ogl膮da膰 si臋 w kierunku, w kt贸rym znikn膮艂 Connor. Draco parskn膮艂, spojrza艂 mu w oczy i zmusi艂, by si臋 uspokoi艂.
- Nie masz k艂opot贸w - powiedzia艂. - Wr臋cz przeciwnie.
Harry otworzy艂 usta, 偶eby zapyta膰 czemu, ale nie mia艂 okazji, bo w艂a艣nie dobieg艂 ich g艂os Snape'a ("Wej艣膰!"), a Draco skorzysta艂 z okazji, otwieraj膮c drzwi i wpychaj膮c przed sob膮 Harry'ego do 艣rodka. Snape spojrza艂 na nich ponad sprawdzanymi w艂a艣nie esejami i przymru偶y艂 oczy. Draco popatrzy艂 na niego niewinnie. Snape nie da si臋 temu zwie艣膰, ale przynajmniej uspokoi si臋, 偶e Draco tu przyszed艂, bo co艣 knuje - przy okazji poprawiaj膮c stan 艣lizgo艅skiej dru偶yny quiddicha - a nie dlatego, 偶e co艣 zbroi艂.
- Potter, Malfoy - powiedzia艂 Snape, wstaj膮c. - Czemu postanowili艣cie mi przeszkodzi膰?
Harry tylko sta艂 i patrzy艂. Draco skorzysta艂 z okazji i zacz膮艂 m贸wi膰. Harry sam si臋 prosi艂, skoro nie mia艂 zamiaru nawet spr贸bowa膰 si臋 broni膰.
- W艂a艣nie wr贸cili艣my z lekcji latania, profesorze. Pani Hooch zostawi艂a nas na chwil臋 i pozwoli艂em sobie skorzysta膰 z okazji i przetestowa膰 Harry'ego. - U艣miechn膮艂 si臋 do Harry'ego, kt贸ry sta艂 oniemia艂y, ale jeszcze nie nieszcz臋艣liwy. - Do tej pory tylko si臋 domy艣la艂em, 偶e jest, ale on naprawd臋 jest. Niesamowity na miotle. Z艂apa艂 przypominajk臋 podrzucon膮 na pi臋膰dziesi膮t st贸p w g贸r臋 i dziesi臋膰 w ty艂. My艣l臋, 偶e mamy swojego szukaj膮cego.
Oto i ona, ta nieszcz臋艣liwa mina. Draco wyjrza艂 na moment zza swojej tarczy. Moc Harry'ego ca艂a si臋 zje偶y艂a. Wycofa艂 si臋 i zerkn膮艂 na Snape'a, po kt贸rym wida膰 by艂o, 偶e te偶 to zauwa偶y艂.
I nie zastanawia si臋, czemu mniej pot臋偶ny z bli藕niak贸w ma a偶 tyle mocy? pomy艣la艂 Draco. Wiem, 偶e ja tak.
- Bardzo mi przykro, prosz臋 pana - powiedzia艂 Harry, spinaj膮c ramiona, jakby mierzy艂 si臋 z silnym wiatrem. - Nie mia艂em poj臋cia, 偶e Draco 艣ci膮gn膮艂 mnie tu w takiej sprawie. Wiem, 偶e nie powinienem by艂 wsiada膰 na miot艂臋 w czasie nieobecno艣ci pani Hooch i z wdzi臋czno艣ci膮 przyjm臋 m贸j szlaban.
Ostatnie s艂owa wyrecytowa艂 monotonnie, patrz膮c w d贸艂. Draco prychn膮艂. Dobrze wiedzia艂, 偶e ta pokora to by艂a maska. Ile偶 to razy ju偶 widzia艂, jak oczy Harry'ego b艂yszcza艂y w ten spos贸b, zawsze gdy my艣la艂, 偶e co艣 zagra偶a jego bratu. Kogo Harry pr贸bowa艂 tutaj nabra膰? Nie Snape'a, to by艂o jasne, gdy tylko ten si臋 odezwa艂 w chwil臋 p贸藕niej.
- Jak bez w膮tpienia wiesz, Potter, pierwszorocznym nie wolno posiada膰 w艂asnych miote艂 ani tym bardziej startowa膰 w szkolnych igrzyskach quiddicha.
Harry spojrza艂 w g贸r臋 z delikatnym u艣miechem pe艂nym ulgi czaj膮cym si臋 w k膮cikach ust.
- Tak, prosz臋 pana. Zdaj臋 sobie z tego spraw臋. Przepraszam, 偶e o艣mieli艂em si臋 przeszkodzi膰.
- Jednak偶e - ci膮gn膮艂 Snape, a Draco zauwa偶y艂, jak u艣miech Harry'ego zamiera. - Slytherin ju偶 od jakiego艣 czasu by艂 w posiadaniu pucharu dom贸w. Wola艂bym, 偶eby to nie uleg艂o zmianie, zw艂aszcza 偶e nasza... nowa znakomito艣膰... zosta艂a przydzielona do innego domu i pewnie zostanie specjalnie potraktowana. - Sarkazm w ostatnich s艂owach by艂 nie do przeoczenia. - Je艣li faktycznie jeste艣 tak dobry, jak m贸wi Draco, to okaza艂bym si臋 g艂upcem, nie umieszczaj膮c ci臋 w dru偶ynie. Jak pow贸d jest solidny, to nawet zasady mog膮 zosta膰 nagi臋te.
Harry nie omieszka艂 skorzysta膰 ze wskaz贸wki.
- Najprawdopodobniej to pomy艂ka, prosz臋 pana. Owszem, zanurkowa艂em za przypominajk膮, ale nie tak daleko i wysoko, jak m贸wi Draco.
- Racja - powiedzia艂 Draco.
Snape rzuci艂 mu mordercze spojrzenie, kt贸re utrzymywa艂o si臋, p贸ki nie doda艂:
- To by艂o sze艣膰dziesi膮t st贸p w g贸r臋 i pi臋tna艣cie w ty艂. Zapomnia艂em.
Snape podni贸s艂 brwi i tylko lekko z艂agodzi艂 ostro艣膰 spojrzenia. Draco to zni贸s艂. Wiedzia艂, 偶e Snape umie czyta膰 w my艣lach i celowo podsun膮艂 na wierzch wspomnienie Harry'ego nurkuj膮cego za ma艂膮 kuleczk膮. Snape urwa艂 spojrzenie chwil臋 p贸藕niej i kiwn膮艂 g艂ow膮.
- B臋dziesz szukaj膮cym w tegorocznej dru偶ynie Slytherinu, Potter - powiedzia艂, obracaj膮c si臋 i szeleszcz膮c szat膮. - Porozmawiam o tym z dyrektorem Dumbledore'em. Musisz tylko pokaza膰 si臋 na 膰wiczeniach i zawodach, a i na nich b臋dziesz musia艂 jedynie z艂apa膰 znicz.
- Nie, prosz臋 pana.
Draco zagapi艂 si臋 na Harry'ego. Ten mia艂 r臋ce za艂o偶one na piersi i ca艂kowicie pozby艂 si臋 swojej pokornej maski. Jego zielone oczy p艂on臋艂y. Nie zawaha艂 si臋 nawet, gdy Snape obr贸ci艂 si臋 powoli i zapyta艂:
- Co艣 ty powiedzia艂?
- Nie, prosz臋 pana - powt贸rzy艂 Harry oboj臋tnym, ale bynajmniej nie ze strachu g艂osem. - Nie zostan臋 szukaj膮cym dru偶yny Slytherinu. Jestem zaledwie pierwszorocznym, nie mia艂em jeszcze za wiele czasu na zaprzyja藕nienie si臋 z lud藕mi, nie licz膮c Draco. - Jego wzrok wyra藕nie m贸wi艂, co teraz my艣li o tej przyja藕ni. - Wywo艂am zam臋t i zaszkodz臋 nie tylko domowi Slytherinu, ale i innym. Najlepiej b臋dzie, je艣li nie b臋d臋 gra艂.
Draco wiedzia艂, 偶e to oczywista nieprawda, ale by艂o to prawdopodobnie najlepsze k艂amstwo, jakie Harry m贸g艂 wymy艣li膰 na poczekaniu. Zna艂 prawdziwy pow贸d. Nie chce gra膰, bo jego bli藕niak nie nale偶y do dru偶yny Gryffindoru. Palant! Nie by艂 pewien, czy ta ostatnia my艣l by艂a skierowana do Harry'ego czy Connora.
- Mo偶e pan gra膰, panie Potter, i b臋dzie pan - powiedzia艂 Snape jeszcze ciszej ni偶 poprzednio. Draco przeszed艂 dreszcz. Snape nigdy nie podnosi艂 g艂osu, gdy by艂 naprawd臋 z艂y, tak jak teraz. - Porozmawiam o tym z dyrektorem Dumbledore'em. Nie musisz si臋 o to martwi膰.
- Mam wra偶enie, 偶e nie ma zasady, kt贸ra m贸wi, 偶e mo偶na kogo艣 zmusi膰 do gry, je艣li tego nie chce - powiedzia艂 Harry, zadzieraj膮c g艂ow臋 do g贸ry. Jego blizna w kszta艂cie b艂yskawicy wy艂oni艂a si臋 w ca艂o艣ci zza grzywki. Draco zauwa偶y艂, 偶e profesor mimo gniewu zerka na blizn臋 i krzywi si臋 lekko. - Zdecydowa艂em i nie mam zamiaru ust膮pi膰.
- Ust膮pisz - powiedzia艂 Snape. - Albo uczyni臋 twoje 偶ycie wyj膮tkowo nieprzyjemnym, nie miej co do tego w膮tpliwo艣ci.
- Nie mam, prosz臋 pana - odpar艂 Harry. Snape wzdrygn膮艂 si臋 lekko, a Draco zastanowi艂 si臋, jak nisko mia艂 opuszczone tarcze, kt贸re by艂y jego jedynym ratunkiem przez b贸lem g艂owy. - Ale jestem got贸w to znie艣膰. Jestem got贸w zgin膮膰 w wojnie z Voldemortem, jak przyjdzie co do czego. Mam wra偶enie, 偶e pan nie oka偶e si臋 a偶 tak niemi艂y. - Opu艣ci艂 przy tym r臋ce, jakby got贸w do wyj臋cia r贸偶d偶ki w ka偶dej chwili.
Snape patrzy艂 Harry'emu w oczy przez mniej wi臋cej minut臋, ale poniewa偶 towarzyszy艂a temu mro藕na cisza, Draconowi wydawa艂o si臋, 偶e trwa ona ca艂膮 wieczno艣膰. Przeni贸s艂 ci臋偶ar cia艂a na drug膮 nog臋. 呕a艂owa艂, 偶e nie wiedzia艂, co Snape zobaczy艂 w tych oczach.
- Ma pan racj臋 - powiedzia艂 niespodziewanie Snape. - Prosz臋 o wybaczenie, panie Potter. - Jego g艂os przybra艂 na sile, ale wci膮偶 by艂 cichy i kpi膮cy. - Zapominam, 偶e jedni z moich 艢lizgon贸w dzia艂aj膮 dla dobra swojego domu, a inni nie.
Draco podejrzewa艂, 偶e ta obraza sp艂yn臋艂a po Harrym jak woda po kaczce. Pewnie nawet nie uwa偶a tego za obraz臋, skoro tak bardzo chce by膰 Gryfonem, pomy艣la艂 zjadliwie Draco.
- Dzi臋kuj臋, prosz臋 pana. Czy mog臋 ju偶 i艣膰? Musz臋 jeszcze doko艅czy膰 esej o eliksirach.
- Mo偶esz - powiedzia艂 Snape, jakby straci艂 zainteresowanie spraw膮. Draco patrzy艂, jak Harry wychodzi, trzymaj膮c si臋 prosto, jakby uwa偶a艂, 偶e wygra艂.
Snape obr贸ci艂 si臋, jak tylko us艂ysza艂 trzask zamykanych drzwi, i z jego twarzy mo偶na by艂o wyra藕nie wyczyta膰, 偶e wcale si臋 nie podda艂, jedynie wycofa艂 na bezpieczniejszy teren. Draco u艣miechn膮艂 si臋 do niego.
- Mia艂em racj臋, 偶e go tutaj przyprowadzi艂em, prawda? - Nie chcia艂, 偶eby w jego tonie znalaz艂o si臋 a偶 tyle niepokoju, ale Snape tylko przytakn膮艂.
- Mia艂e艣. Ch艂opak nie uwa偶a si臋 za 艢lizgona. - W jego g艂osie s艂ycha膰 by艂o niedowierzanie, ale r贸wnie偶 gniew. - No i nie ma w膮tpliwo艣ci, 偶e arogancj臋 ma po Jamesie Potterze. - Nienawi艣膰, kt贸ra przebi艂a si臋 w tym miejscu, sprawi艂a, 偶e Dracona przeszed艂 zimny dreszcz. - No c贸偶, mniejsza z tym. Jeszcze mu poka偶emy. - Znowu si臋 u艣miechn膮艂 tym rodzajem u艣miechu, jaki Draco widzia艂, kiedy mija艂 pok贸j, w kt贸rym Snape z ojcem wspominali pierwsze powstanie Voldemorta. - I Jamesowi Potterowi r贸wnie偶. Z przyjemno艣ci膮 u偶yj臋 jego syna, by wygra膰 tegoroczny puchar dom贸w.
Kiwn膮艂 w stron臋 Dracona.
- Te偶 ju偶 mo偶esz i艣膰.
Draco wyszed艂, czuj膮c ulg臋. No dobra, wi臋c to nie zadzia艂a艂o. Ale przecie偶 Harry nie mo偶e si臋 wiecznie kry膰. Talent sam wyjdzie na jaw i je艣li on nie b臋dzie gra艂 w naszej dru偶ynie przed ko艅cem roku, to zjem pi臋膰 galeon贸w. Nie, dziesi臋膰. Na oczach Weasleya.