G贸wniarz 2 3
Dodane przez Aquarius dnia Wrze秐ia 22 2012 14:02:49
Pierwsze dni w nowej szkole mija艂y Igorowi na, jak on to okre艣la艂, wzajemnym obw膮chiwaniu si臋 i warczeniu, chocia偶 to drugie to by艂o tylko i wy艂膮cznie z jego strony. Nie chcia艂 si臋 z nikim przyja藕ni膰, ani tym bardziej obdarza膰 g艂臋bszym uczuciem. Nauczony 偶yciowym do艣wiadczeniem wiedzia艂, 偶e to nie ma sensu. I tak pob臋dzie tu najwy偶ej par臋 miesi臋cy, mo偶e nawet uda mu si臋 doci膮gn膮膰 do p贸艂rocza. Je艣li za艣 chodzi o obw膮chiwanie si臋, to wygl膮da艂o to mniej wiecej tak:
- Masz dziewczyn臋?
- Nie?
- Wolisz blondynki, brunetki czy szatynki?
- Nie wiem.
- Jaki kolor lubisz najbardziej?
- Czarny
- Co lubisz najbardziej?
- Nic
- Masz ulubiony sport?
- Nie
- Ile masz wzrostu?
- 172
- Ile wa偶ysz?
- Nie wiem
- Jak膮 muzyk臋 lubisz?
- R贸偶nie
- Masz kom贸rk臋? Dasz mi sw贸j numer?
- Nie mam
- Masz konto na fejsbooku?
- Nie.
- Jakie masz hobby?
- Nie mam
- Jaki sport lubisz najbardziej?
- 呕aden
I tak by艂o przez kilka najbli偶szych dni. I chocia偶 celowa艂y w tym g艂贸wnie dziewczyny, to zdarzali si臋 te偶 ch艂opcy, a zw艂aszcza jeden z nich, ten z kt贸rym Igor musia艂 siedzie膰 w jednej 艂awce – Jarek Kuba. By艂 strasznym gadu艂膮, nawet na lekcjach ca艂y czas co艣 tam szeptem gada艂 i gada艂, 偶e a偶 nauczyciele musieli go co chwila ucisza膰. Ale nie to Igora wkurza艂o najbardziej. Tak na dobr膮 spraw臋, to na lekcjach po prostu go nie s艂ucha艂, 艣ledz膮c pilnie to co m贸wili nauczyciele, a na przerwach stara艂 si臋 go unika膰. Tym co go wr臋cz wkurza艂o by艂o zachwycanie si臋 przez Jarka wszystkimi jego rzeczami. Zacz臋艂o si臋 oczywi艣cie od plecaka, kt贸ry, jak to Jarek stwierdzi艂 jest taki superowy, a dla Igora by艂 po prostu starym po艂atanym kawa艂kiem materia艂u. Matka kiedy艣 wypatrzy艂a na jakiej wyprzeda偶y plecak stylizowany na wojskowy, w kolorze zgni艂ej zieleni i z mosi臋偶nymi okuciami i pod wp艂ywem impulsu kupi艂a go synowi. To by艂a ostatnia nowa rzecz jak膮 dosta艂 Igor. Od tamtego czasu zacz臋艂y si臋 problemy zar贸wno finansowe, jak i innej natury i kupno nowego plecaka stawa艂o si臋 najmniej pal膮cym problemem. 呕eby wi臋c mie膰 w czym nosi膰 ksi膮偶ki do szko艂y Igor 艂ata艂 ten plecak jak tylko m贸g艂 staraj膮c si臋 偶eby wygl膮da艂o to na celowe zabiegi maj膮ce na celu upi臋kszenie plecaka, albo wyrobienie w艂asnego stylu, a nie pr贸by ukrywania kolejnej dziury czy przetarcia. Igor wstydzi艂 si臋 tego, 偶e nie sta膰 go na nowy plecak, 偶e ciuchy kupuj膮 w ciucholandach, pomazane na wszystkie mo偶liwe sposoby podr臋czniki w sklepach ze starymi i niechcianymi ksi膮偶kami, a d艂ugopisy i o艂贸wki to po prostu rzeczy „przez przypadek” zabrane z jakiego艣 biura, czy urz臋du, w kt贸rym akurat by艂a jego matka. Wstydzi艂 si臋 tego… Chocia偶 ostatnio odesz艂a mu jedna z rzeczy za kt贸re si臋 wstydzi艂, a mianowicie podr臋czniki. Kiedy by艂 z Gabrielem po biurko, zahaczyli tak偶e o ksi臋garni臋 i sklep papierniczy i kupili wszystko co trzeba by艂o. Igor mia艂 wra偶enie jakby w ten spos贸b Gabriel chcia艂 nadrobi膰 te wszystkie lata, kiedy nie by艂 ojcem. Ojciec… Jedno kr贸tkie s艂owo, a tak trudne do wypowiedzenia. Igor ju偶 tyle razy by艂 zmuszany do wypowiadania go, 偶e zupe艂nie nie chcia艂o mu przej艣膰 przez usta.
Gabriel widz膮c jak ch艂opiec zmaga si臋 sam ze sob膮 po prostu powiedzia艂:
- Nie musisz do mnie m贸wi膰 „tato”, je艣li ci臋 to kr臋puje. Tak w艂a艣ciwie to dla mnie te偶 jest dziwne i musze si臋 do tego przyzwyczai膰, wiec po prostu m贸w mi po imieniu, a jak b臋dziesz gotowy, to wtedy…
Wtedy Igor poczu艂 co艣 na kszta艂t malutkiej sympatii do oj… Gabriela. By艂 mu wdzi臋czny, 偶e nie zmusza go do nazywania si臋 ojcem. By艂 te偶 wdzi臋czny za te wszystkie nowe podr臋czniki, fabrycznie zapakowane d艂ugopisy i o艂贸wki. Tak si臋 z nich cieszy艂, 偶e kiedy ju偶 wr贸cili, a biurko sta艂o skr臋cone, powyci膮ga艂 wszystko i po kolei obw膮chiwa艂 i obmacywa艂, a na koniec pieczo艂owicie poobk艂ada艂 wszystkie ksi膮偶ki papierem, 偶eby jak najd艂u偶ej by艂y takie 艂adne i 艣wie偶e. I chocia偶 wiedzia艂, 偶e inni w klasie te偶 maj膮 nowe i 艣wie偶e podr臋czniki, to i tak by艂 dumny ze swoich i nie pozwala艂 ich nikomu dotyka膰. Szybko zyska艂 przez to opini臋 samoluba, ale mia艂 to serdecznie gdzie艣. I tak nie mia艂 zamiaru zaprzyja藕nia膰 si臋 z nikim z klasy. Jego burkliwe odpowiedzi i unikanie wsp贸lnych wypad贸w na miasto w pewnym momencie skutecznie wszystkich odstraszy艂y. Przestali go gdziekolwiek zaprasza膰, odzywali si臋 do niego tylko wtedy, gdy by艂o to konieczne i zwi膮zane z lekcj膮, zachowywali si臋 tak, jakby go w og贸le nie by艂o. Wszyscy z wyj膮tkiem jednego, Jarka. Ten gadu艂a, nie wiadomo dlaczego postawi艂 sobie za cel zrobienie z Igora swojego najlepszego kolegi. Gada艂 do niego ca艂y czas, 艂azi艂 za nim, wprasza艂 si臋 wsz臋dzie. Jak Igor szed艂 po lekcjach na lody do kawiarni, on szed艂 razem z nim, jak Igor szed艂 do kina, on te偶 szed艂 razem z nim. Kt贸rego艣 dnia, tak dla 艣wi臋tego spokoju, po d艂ugim j臋czeniu ze strony Jarka, Igor postanowi艂 go zaprosi膰 do domu. Oczywi艣cie dzie艅 wcze艣niej zapyta艂 si臋 o pozwolenie.
Siedzieli wtedy w salonie, po obiedzie, kiedy Igor w ko艅cu, zbieraj膮c ca艂膮 swoj膮 odwag臋 zapyta艂 nie艣mia艂o:
- Mog臋 zaprosi膰 koleg臋 z klasy?
- Acha – mrukn膮艂 Gabriel nie odrywaj膮c wzroku od laptopa.
- Hej! - Micha艂 szturchn膮艂 Gabriela tak, ze ten w ko艅cu podni贸s艂 wzrok. – Igor si臋 co艣 pyta.
- Co takiego? - Gabriel wci膮偶 by艂 z lekka nieobecny.
- Czy mo偶e przyprowadzi膰 do domu koleg臋 z klasy – odpar艂 us艂u偶nie Micha艂.
- O, to ty masz koleg臋? – zdziwi艂 si臋, a potem u艣miechn膮艂 szeroko. – Ciesz臋 si臋, ze sobie znalaz艂e艣 koleg贸w. Oczywi艣cie, ze mo偶esz.
- Dzi臋kuj臋 – wyb膮ka艂 i wr贸ci艂 do pokoju. Mia艂 mieszane uczucia. Z jednej strony cieszy艂 si臋, a z drugiej, mia艂 cicha nadziej臋, 偶e Gabriel si臋 nie zgodzi i b臋dzie m贸g艂 z czystym sumieniem sp艂awi膰 Jarka. A tak… westchn膮艂 ci臋偶ko.
Nast臋pnego dnia, zgodnie z obietnica przyprowadzi艂 koleg臋 do domu.
Kiedy tylko weszki do salonu, ich oczom ukaza艂a si臋 dziwna budowla z krzese艂 i koc贸w przed kt贸r膮 siedzia艂 nas dywanie z kamienn膮 min膮 Micha艂. Na g艂owie mia艂 india艅ski pi贸ropusz, a twarz wymalowan膮 jakimi艣 dziwacznymi symbolami. Dooko艂a tego wszystkiego biega艂o czterech dziko wrzeszcz膮cych ch艂opc贸w te偶 wymalowanych na twarzy i w pi贸ropuszach na g艂owach. Igor i Jarek stali zdumieni obserwuj膮c to wszystko. Nagle Micha艂 podni贸s艂 d艂o艅 i p[pot臋pie艅cze wrzaski ucich艂y, a ch艂opcy zatrzymali si臋 z wyczekiwaniem wpatruj膮c si臋 w Micha艂a. Ten odezwa艂 si臋 niskim g艂osem.
- W贸dz M膮dra Sowa widzi, 偶e nasz brat R膮czy Jele艅 powr贸ci艂 z dalekiej wyprawy. – W tym momencie ch艂opcy zacz臋li wiwatowa膰. Kolejny ruch r臋ki „wodza” uciszy艂 ich. - Jednak w贸dz M膮dra Sowa widzi, 偶e brat R膮czy Jele艅 zdradzi艂 plemi臋 zadaj膮c si臋 z wrogiem. Za co艣 takiego jest tylko jedna kara , 艣mier膰 przy palu!
- 艢mier膰, 艣mier膰, 艣mier膰! – zacz臋li skandowa膰 ch艂opcy.
- Bracie Ostry Pazur wymierz kar臋 zdrajcy! Przywi膮偶 go do pala, jego usta niech zamilkn膮 na wieki, a dusza niech nie zazna spokoju w Krainie Wielkich 艁ow贸w. Wraz ze zdrajc膮, kt贸ry nie jest godzien nosi膰 miana wojownika niech umrze wr贸g, blada twarz. A w贸dz uda si臋 na polowanie. Howgh! – po czym wsta艂 i wyszed艂 z salonu.
- Jak ka偶esz, wodzu M膮dra Sowo! – odkrzykn膮艂 entuzjastycznie jeden z ch艂opc贸w i rzuci艂 si臋 w stron臋 Igora i Jarka, a za nim pod膮偶yli pozostali. I zanim m艂odzie艅cy si臋 obejrzeli, ju偶 siedzieli na krzes艂ach, zakneblowani i zwi膮zani niczym szynki. A ch艂opcy zacz臋li ta艅czy膰 wok贸艂 nich jaki艣 op臋ta艅czy taniec wykrzykuj膮c niezrozumia艂e s艂owa i wymachuj膮c trzymanymi w r臋kach g贸ralskimi ciupagami. W pewnym momencie z salonu dobieg艂o wo艂anie:
- Obiad podano, niech wojownicy przyjd膮 si臋 posili膰! – Ch艂opcy z krzykiem zadowolenia pobiegli do kuchni.
Jeszcze obiad si臋 nie sko艅czy艂, kiedy zacz臋li przychodzi膰 rodzice po ch艂opc贸w.
- Strasznie ha艂a艣liwi dzisiaj byli艣cie, musia艂em sobie w艂o偶y膰 stopery do uszu – stwierdzi艂 Gabriel, kiedy ju偶 zamkn臋艂y si臋 drzwi za ostatnim z ch艂opc贸w.
- No wiesz, strasznie si臋 wczuli w zabaw臋, no i si臋 nie nudzili. Chocia偶 jedyny minus tego, ze b臋dzie troch臋 do sprz膮tania – mrukn膮艂 Micha艂 i zamy艣li艂 si臋. – Mam wra偶enia jakbym o czym艣 zapomnia艂. Tylko o czym?
- Ja nie wiem – Gabriel wzruszy艂 ramionami.
- No trudno, pewnie mi si臋 przypomni jak ju偶 nie b臋dzie potrzebne. Dobra, id臋 posprz膮ta膰 ten ba艂agan.
Przypomnia艂o mu si臋 kiedy wszed艂 do salonu i zobaczy艂 le偶膮cych na pod艂odze, przywi膮zanych do krzese艂 i zakneblowanych Igora i jego koleg臋. Wida膰 by艂o, 偶e obaj s膮 bardzo w艣ciekli. Tak bardzo, 偶e nawet oddane dobrowolnie przez Micha艂a lody nie pomog艂y. Naburmuszeni ch艂opcy po zjedzeniu obiadu zamkn臋li si臋 w pokoju Igora.
- A co ty tu robisz? – zainteresowa艂 si臋 Gabriel widz膮c Micha艂a z uchem przyklejonym do drzwi prowadz膮cych do pokoju Igora.
- Pr贸buje si臋 dowiedzie膰 w jakim s膮 nastroju.
- A jak my艣lisz? Po tym je ich te twoje dzieciaki za艂atwi艂y, jest tylko jedna opcja.
- Choroba – Micha艂 wyra藕nie si臋 zas臋pi艂.
- A swoj膮 drog膮 ciekaw jestem kto ich nauczy艂 tak wi膮za膰, ze nawet ja nie da艂em rady tego rozpl膮ta膰 bez no偶a?
- No wiesz – Micha艂 u艣miechn膮艂 si臋 z lekka nerwowo – pokaza艂em im par臋 w臋z艂贸w jak si臋 bawili艣my w marynarzy. Nie s膮dzi艂em, 偶e a偶 tak dobrze je zapami臋taj膮.
- Na nast臋pny raz uwa偶aj czego ich uczysz, a Igora i tego jego koleg臋 zostaw w spokoju. Kiedy艣 im w ko艅cu przejdzie.
- Tak my艣lisz?
- Tak my艣l臋 – pokiwa艂 twierdz膮co g艂ow膮.
- No dobra – stwierdzi艂 Micha艂 i odszed艂, a za nim Gabriel.

Kilka dni p贸藕niej, kiedy Igor wr贸ci艂 ze szko艂y, zobaczy艂 stoj膮c膮 w salonie ogromn膮 choink臋 i Micha艂a stoj膮cego na drabinie i rozwieszaj膮cego bombki. Sta艂 jak zahipnotyzowany. Po raz pierwszy w 偶yciu widzia艂 tak膮 gigantyczn膮 choink臋, si臋ga艂a sufitu, a sufit by艂 naprawd臋 wysoko.
- O, ju偶 jeste艣 – odezwa艂 si臋 Micha艂. – Bardzo g艂odny jeste艣? Bo nie zd膮偶y艂em jeszcze zrobi膰 obiadu. My艣la艂em, ze zd膮偶臋 najpierw ubra膰 t膮 choink臋, ale troch臋 mi si臋 z czasem rozjecha艂o. Jakby co, to mo偶esz na razie zje艣膰 jakie艣 kanapki.
- Nie bardzo.
- Super – m臋偶czyzna wyra藕nie ucieszy艂 si臋. – To mo偶e pomo偶esz mi z t膮 choink膮? Gabriel musia艂 dzisiaj zosta膰 w pracy, Sznycel jak zawsze ch臋tny do pomocy, ale jak na razie wi臋cej gubi bombek ni偶 ich rozwiesza, a Pan Kot, sam widzisz co o tym my艣li – wskaza艂 na kanap臋, gdzie wci艣ni臋ty mi臋dzy pud艂a z bombkami le偶a艂 Pan Kot w czerwonej miko艂ajkowej czapeczce przymocowanej gumk膮, 偶eby mu z 艂ba nie spad艂a. Jego mina do艣膰 dosadnie wyra偶a艂a to co my艣li o ca艂ej tej sytuacji. Natomiast Sznycel, ubrany w czerwony kubraczek obszyty bia艂ym futerkiem biega艂 po ca艂ym pokoju to turlaj膮c bombki, to bawi膮c si臋 艂a艅cuchami, to pr贸buj膮c pogryza膰 bombki o kszta艂tach innych ni偶 okr膮g艂e. S艂owem, wprowadza艂 chaos i zamieszanie.
- Tylko si臋 przebior臋 – mrukn膮艂 Igor i przeszed艂 do swojego pokoju. Niedbale rzuci艂 plecak na pod艂og臋 i usiad艂 na 艂贸偶ku. Ju偶 nie pami臋ta艂 kiedy ostatnio ubiera艂 choink臋. Matka zawsze powtarza艂a, 偶e nie maj膮 pieni臋dzy 偶eby zrobi膰 艣wi臋ta, wi臋c ten okres dla Igora by艂 po prostu tylko kolejnymi wolnymi dniami, jak sobota czy niedziela. A teraz mia艂 ubiera膰 choink臋 i to w dodatku tak膮 wielk膮! Z wra偶enia a偶 serce zacz臋艂o mu wali膰 jak oszala艂e, a r臋ce zatrz臋s艂y si臋. Czu艂 si臋 dziwnie. Przez jedn膮 kr贸tk膮 chwil臋 zago艣ci艂a w jego sercu nadzieja, ze mo偶e, skoro jest choinka, to i prezenty b臋d膮? Jednak szybko si臋 pozby艂 tej my艣li. Niby dlaczego mia艂by dosta膰 prezent? Przecie偶 jest tu tylko niechcianym go艣ciem i tylko na chwil臋. Tak, prezentu na pewno nie b臋dzie. Ale choink臋 i tak mo偶e ubra膰, przynajmniej b臋dzie m贸g艂 powiedzie膰, 偶e chocia偶 raz w 偶yciu ubiera艂 choink臋. Z tym postanowieniem wyszed艂 z pokoju i przy艂膮czy艂 si臋 do Micha艂a. W pierwszej chwili nie wiedzia艂 co ma robi膰, za co si臋 wzi膮膰, tyle by艂o tych wszystkich bombek i 艂a艅cuch贸w…
- Kt贸re mam wiesza膰? – zapyta艂 niepewnie.
- Kt贸re chcesz i gdzie chcesz – odpar艂 Micha艂 schodz膮c z drabiny po kolejne pude艂ko z ozdobami.
Przez chwil臋 Igor niepewnie wybiera艂 bombki i zastanawia艂 si臋 gdzie by pasowa艂y najlepiej, ale ju偶 po chwili tak go to wci膮gn臋艂o, 偶e zapomnia艂 o wszystkich swoich w膮tpliwo艣ciach i ca艂ej niepewno艣ci.
- No, w ko艅cu sko艅czyli艣my – stwierdzi艂 z zadowoleniem Micha艂, kiedy ju偶 umie艣ci艂 na drzewku ostatni 艂a艅cuch i zapali艂 lampki. – Fajna, co nie?
- No – mrukn膮艂 Igor wpatruj膮c si臋 w choink臋. To by艂a jego pierwsza choinka jak膮 w 偶yciu ubiera艂 i by艂 z tego strasznie dumny i dziwnie podniecony.
- No to teraz chod藕, zrobimy obiad. Gabriel wr贸ci nie wiadomo kiedy, wiec b臋dziemy musieli zje艣膰 sami. Przy okazji nauczysz si臋 gotowa膰.
- A sk膮d wiesz, 偶e nie umiem gotowa膰? Mo偶e umiem – burkn膮艂 Igor.
- To tym bardziej powiniene艣 mi pom贸c. – Micha艂 wyszczerzy艂 si臋 w u艣miechu i ruszy艂 do kuchni.
Igor tylko westchn膮艂 i poszed艂 za nim zastanawiaj膮c si臋 co z tym facetem jest nie tak, ze ci膮gle tylko si臋 u艣miecha i obraca w 偶art ka偶d膮, nawet najbardziej zajadliw膮, uwag臋. A mo偶e on jest niedorozwini臋ty?
Min臋艂o kilka dni, a偶 w ko艅cu nadesz艂a wigilia. Dzie艅 wcze艣niej, kiedy Igor wr贸ci艂 ze szko艂y po tym jak z okazji 艣wiat skr贸cono im lekcje, zobaczy艂 Micha艂a biegaj膮cego tam i z powrotem do gara偶u z zapakowanymi w r贸偶nokolorowe papiery pakunkami.
- O, co tak wcze艣nie? – zdziwi艂 si臋 m臋偶czyzna widz膮c Igora.
- Pu艣cili nas wcze艣niej z okazji 艣wi膮t – odburkn膮艂 m艂odzieniec.
- To 艣wietnie – u艣miechn膮艂 si臋. – pomo偶esz mi z pakowaniem.
- Pakowanie? To gdzie艣 wyje偶d偶asz?
- „…my” – poprawi艂 Micha艂. - wyje偶d偶amy. Na 艣wi臋ta. Do mojej rodziny.
- A dlaczego?
- No jak to dlaczego? – zdziwi艂 si臋. – Przecie偶 Bo偶e Narodzenie to rodzinne 艣wi臋ta, powinno si臋 je sp臋dza膰 z rodzin膮. I tak te偶 robimy. Jednego roku jedziemy do mnie, a drugiego do Gabriela i tak na przemian. W tym roku jedziemy do mojej rodziny.
- Ale dlaczego… -zacz膮艂 Igor, ale nie sko艅czy艂. Stwierdzi艂, 偶e lepiej nie b臋dzie wnika艂 w charakter relacji jego ojca z tym facetem. Czasami lepiej jest czego艣 nie wiedzie膰, ni偶 obrywa膰 za to, 偶e si臋 jest zbyt w艣cibskim. Westchn膮艂.– Nie wa偶ne. To co mam robi膰?
- Bierz pud艂a z przedpokoju i wk艂adaj do baga偶nika. Tylko ostro偶nie i tak, 偶eby zajmowa艂y jak najmniej miejsca. Mam nadziej臋, ze uda nam si臋 dowie艣膰 bezpiecznie wszystkie te prezenty.
- Prezenty? To dla ilu to os贸b? – zdziwi艂 si臋 Igor.
- Troch臋 tego luda jest – za艣mia艂 si臋 Micha艂 i polecia艂 po nast臋pne pude艂ka. Igor pod膮偶y艂 za nim.
Z ciekawo艣ci czyta艂 imiona z karteczek poprzyklejanych do prezent贸w. By艂y zwyczajne. W pewnym momencie zastyg艂. Na jednym z pakunk贸w by艂o jego imi臋!. Nie, to niemo偶liwe, to nie mo偶e by膰 jego imi臋, pewnie Micha艂 ma w rodzinie kogo艣 o imieniu Igor. No bo dlaczego niby on mia艂by dostawa膰 prezent?
- Co tak stoisz jak 偶ona Lota? – dobieg艂o nagle do niego. Drgn膮艂 przestraszony i zanim si臋 zorientowa艂, Micha艂 ju偶 mu zabiera艂 z r膮k pud艂o. – O nie, kochany, prezenty otwieramy dopiero jutro.
- Znaczy, to jest prezent dla mnie? – zdumia艂 si臋 Igor.
- A jakie imi臋 tu jest napisane?
- Igor.
- No to jest dla ciebie.
- Ale dlaczego?
- No zwyczajnie – Micha艂 wzruszy艂 ramionami. – Przecie偶 w Bo偶e Narodzenie dostaje si臋 prezenty, no nie?
- Ale dlaczego ja te偶, przecie偶 nie nale偶臋 do rodziny – indagowa艂 dalej.
- Nie pieprz g艂upot, dobra? Jeste艣 synem Gabriela, wi臋c nale偶ysz do rodziny, czy tego chcesz czy nie chcesz. A tak w og贸le to mia艂e艣 mi pomaga膰 pakowa膰 to wszystko, a nie sta膰 jak s艂up soli. Po艣piesz si臋, bo inaczej wyjedziemy dopiero wieczorem.
Igor pos艂usznie wr贸ci艂 do pakowania prezent贸w do samochodu. Kiedy sko艅czyli, Micha艂 siad艂 w salonie z pude艂kiem lod贸w, bo, jak to powiedzia艂, po tak ci臋偶kiej har贸wce nale偶膮 mu si臋 jak psu micha, a Igor dosta艂 do rak niewielka torb臋 podr贸偶n膮 i polecenie spakowania w ni膮 kilku najpotrzebniejszych rzeczy na wyjazd. Ko艂o godziny czternastej wr贸ci艂 do domu Gabriel, zjedli szybki obiad i ruszyli w drog臋. Prowadzi艂 Micha艂, Gabriel siedzia艂 obok z laptopem na kolanach, a z ty艂u Igor oraz oba koty w transporterze.
Dojechali ko艂o wieczora. Kiedy wysiedli z samochodu, Igor rozejrza艂 si臋 ciekawie w ko艂o i stwierdzi艂, 偶e to typowa wiocha, z t膮 tylko r贸偶nic膮, 偶e dom by艂 jak najbardziej nowoczesny. Ale stoj膮ce dalej zabudowania gospodarcze nie pozostawia艂y z艂udze艅: wiocha. Skrzywi艂 si臋 nieznacznie, no c贸偶, to w sumie tylko dwa dni, jako艣 si臋 przem臋czy.
Z ciekawo艣ci膮 ogl膮da艂 stoj膮ce na podw贸rzu samochody. Wygl膮da艂o na to, ze reszta rodziny ju偶 si臋 zjecha艂a. Potwierdzi艂 to gwar, kt贸ry waln膮 w nich niczym m艂ot kowalski, kiedy tylko przekroczyli pr贸g domu. Gabriel i Micha艂 od razu zostali porwani przez domownik贸w i ob艣ciskiwani przez ka偶dego po kolei, natomiast Igor sta艂 z ty艂u i spokojnie czeka艂 a偶 kto艣 go w ko艅cu zauwa偶y. Na szcz臋艣cie rytua艂 powitania zosta艂 zako艅czony i Gabriel poci膮gn膮艂 go wraz z innymi g艂臋biej. Weszli do przestronnego salonu, w kt贸rym sta艂a du偶a choinka oraz ogromny st贸艂, przy kt贸rym siedzia艂o jeszcze kilka os贸b, a wsz臋dzie wok贸艂 lata艂y jakie艣 dzieciaki w r贸偶nym wieku.
- Cze艣膰 Jasiek! – Gabriel podszed艂 do m臋偶czyzny na oko w jego wieku i u艣ciska艂 si臋 z nim. – Pozw贸lcie, ze wam przedstawi臋, to m贸j syn Igor – po czym wypchn膮艂 Igora do przodu.
- Dzie艅 dobry – mrukn膮艂 ch艂opiec.
- To ty masz syna? – wyst臋ka艂 zaskoczony Jasiek.