G贸wniarz 2 2
Dodane przez Aquarius dnia Wrze秐ia 15 2012 11:57:33
Nast臋pnego dnia rano, kiedy Igor obudzi艂 si臋, ze zdziwieniem stwierdzi艂, 偶e wprawdzie wci膮偶 jest w ubraniu, ale kto艣 przykry艂 go kocem. Spojrza艂 na zegarek w kom贸rce, si贸dma. Przez chwil臋 le偶a艂 wpatruj膮c si臋 w sufit, w ko艅cu podni贸s艂 si臋 i po cichu podszed艂 do drzwi. Otworzy艂 je powoli i zacz膮艂 nas艂uchiwa膰. Do jego uszu nie dobiega艂 偶aden d藕wi臋k. Odetchn膮艂 z ulg膮. Wyszed艂 z pokoju nie zamykaj膮c drzwi. Przeszed艂 do salonu. Wczoraj nie mia艂 zbytniej okazji si臋 rozejrze膰, teraz chcia艂 to nadrobi膰. Salon by艂 du偶y i wyj膮tkowo jasny. Z jednej strony ogromne drzwi wychodz膮ce na taras i ogr贸d, teraz pokryte grub膮 warstw膮 艣niegu, a naprzeciwko, ogromne okno pod kt贸rym sta艂a d艂uga rze藕biona skrzynia przystosowana do siedzenia na niej. Na samym 艣rodku sta艂a ogromna dwustronna sk贸rzana kanapa w kolorze zgni艂ej 偶贸艂ci. Po jednej jej stronie sta艂 rega艂 sk艂adaj膮cy si臋 z samych tylko p贸艂ek, 艂awa na zgrabnych drewnianych n贸偶kach ze szklanym podw贸jnym blatem oraz cztery dopasowane do kapany fotele, a miedzy nimi, tak偶e dopasowane pufy. W sumie, po tej stronie kanapy mog艂o siedzie膰 dwana艣cie os贸b. Po drugiej stronie by艂 niewielki stoliczek, r贸wnie偶 ze szklanym blatem, jednak偶e tak ma艂y, 偶e nadawa艂 si臋 jedynie na postawienie paru szklanek herbaty i przek膮sek podczas ogl膮dania filmu, do kt贸rego s艂u偶y艂 ogromny monitor LCD przymocowany do 艣ciany. Patrz膮c na niego Igor mia艂 wra偶enie, 偶e jakby dostawi膰 par臋 dodatkowych krzese艂, to mog艂oby si臋 udawa膰, ze si臋 jest w kinie. To by艂y w sumie jedyne meble w salonie. Opr贸cz tego w jednym rogu, przy telewizorze, ogromna donica z niemniej ogromnym kaktusem, a po drugiej stronie taka sama donica, tylko 偶e z jakim艣 pn膮czem, kt贸rego p臋dy by艂y tak d艂ugie, 偶e a偶 pi臋艂y si臋 pod sufitem czepiaj膮c si臋 mn贸stwa prawie niewidocznych nitek rozchodz膮cych si臋 we wszystkich kierunkach. Po raz pierwszy widzia艂 tak ogromnie rozro艣ni臋tego bluszcza. Dla niego wszystko co si臋 pi臋艂o by艂o bluszczem, nie wysila艂 si臋 nawet na pr贸by zapami臋tania tych wszystkich dziwnych nazw. Podszed艂 bli偶ej chc膮c sprawdzi膰, czy ro艣lina jest 偶ywa czy sztuczna. Zdziwi艂 si臋, kiedy okaza艂o si臋, ze jest jak najbardziej 偶ywa. By艂 pod wra偶eniem dla tego, kto j膮 piel臋gnowa艂. Osoba ta musia艂a mie膰 sporo cierpliwo艣ci i dobr膮 r臋k臋 do ro艣lin. Pami臋ta艂 jak matka chcia艂a umili膰 jako艣 te klitki w kt贸rych mieszkali i znosi艂a r贸偶ne kwiaty, a to kupione, a to zaszczepki wzi臋te od znajomych, albo skubni臋te gdzie艣 ukradkiem, gdy nikt nie patrzy艂. Niestety mimo wysi艂k贸w i pieni臋dzy wk艂adanych w ich piel臋gnacj臋, wszystkie ro艣liny zawsze usycha艂y. Ta tutaj, nie do艣膰, 偶e ros艂a, to jeszcze wygl膮da艂a na zdrow膮 i siln膮. By艂 naprawd臋 pod wra偶eniem.
Podszed艂 do rega艂u. Sta艂o na nim mn贸stwo ksi膮偶ek, nie wysila艂 si臋 nawet, 偶eby czyta膰 tytu艂y, mo偶e kiedy艣 jak zachce mu si臋 co艣 poczyta膰, wtedy si臋 zainteresuje., Opr贸cz ksi膮偶ek sta艂y te偶 r贸偶ne bibeloty, nic specjalnego. Wzi膮艂 nawet do r臋ki 艣nie偶n膮 kul臋 i potrz膮sn膮艂 ni膮. U艣miechn膮艂 si臋, gdy 艣nieg zacz膮艂 sypa膰. Dotyka艂, albo bra艂 do r臋ki prawie ka偶dy z bibelot贸w. Wszystkie z nich, mimo i 偶 zrobione z r贸偶nych materia艂贸w, r贸偶nych kszta艂t贸w i o r贸偶nej tematyce, zdawa艂y si臋 do siebie pasowa膰, tworzy艂y jeden harmonijny obraz. Z wyj膮tkiem jednego. Wzi膮艂 go do r臋ki i zacz膮艂 ogl膮da膰 ze wszystkich stron. By艂 to do艣膰 du偶y porcelanowy cherubinek ze skrzyde艂kami i malutkim 艂ukiem. Jednak by艂 on obrzydliwie wykonany. Blond loczki wygl膮da艂y jak u psa, kt贸rego wieki nie strzy偶ono i sier艣膰 mu si臋 sko艂tuni艂a, brzuch wygl膮da艂 jakby ch艂opczyk cierpia艂 na niestrawno艣膰, r膮czki i n贸偶ki by艂y tak grube, 偶e bardziej przypomina艂y jakie艣 serdelki, ni偶 ludzkie ko艅czyny, skrzyde艂ka tak rachityczne, 偶e mia艂o si臋 wra偶enie, jakby kto艣 niezbyt dok艂adnie oskuba艂 g臋艣 z pierza, na policzkach wstr臋tne czerwone plamy, zapewnie maj膮ce imitowa膰 rumie艅ce, usta poci膮gni臋te w艣ciekle r贸偶owym kolorem uk艂ada艂y si臋 w co艣 co przypomina艂o lejek, jedno oczko zezowa艂o w lewo, a 艂uk i strza艂a bardziej przypomina艂y ko艂o od roweru i szprych臋, ni偶 bro艅 maj膮c膮 usidli膰 kogokolwiek. Igorowi a偶 przebieg艂y po plecach ciarki obrzydzenia. Tak by艂 zafascynowany tym szkaradzie艅stwem, 偶e nie us艂ysza艂 zbli偶aj膮cych si臋 krok贸w. Dopiero g艂os przywr贸ci艂 go do rzeczywisto艣ci.
- Widz臋, 偶e ju偶 wsta艂e艣. – To by艂o dla niego tak niespodziewane, 偶e a偶 wystraszy艂 si臋 i wypu艣ci艂 cherubinka z r膮k. Ten spad艂 na pod艂og臋 i pot艂uk艂 si臋 na drobne kawa艂ki.
Igor odwr贸ci艂 si臋 i zobaczy艂 swojego ojca wpatruj膮cego si臋 w resztki bibelotu z nieodgadnion膮 min膮. Potem popatrzy艂 on na Igora, ale jako艣 tak dziwnie, 偶e ten skuli艂 si臋, wyci膮gaj膮c r臋ce, jakby chcia艂 si臋 zas艂oni膰 przed uderzeniem. Serce Igora zabi艂o.
- Przepraszam – powiedzia艂 mimo 艣ci艣ni臋tego ze strachu gard艂a – nie chcia艂em tego st艂uc, to si臋 jako艣 tak…
W tym momencie Gabriel u艣miechn膮艂 si臋 i powiedzia艂:
- No, nareszcie.
Igor popatrzy艂 na niego zdziwiony.
- Nie jeste艣 z艂y? – zapyta艂 niepewnie, wci膮偶 si臋 jeszcze kul膮c, na wypadek, gdyby jednak Gabriel zmieni艂 zdanie i chcia艂 go uderzy膰.
- Ale偶 sk膮d – odpowiedzia艂 wci膮偶 si臋 u艣miechaj膮c. – Szczerze m贸wi膮c nawet si臋 ucieszy艂em.
- Jak to? – Nie m贸g艂 powstrzyma膰 zdumienia.
- To szkaradzie艅stwo psu艂o nam widok, ju偶 najwy偶szy czas by艂 偶eby si臋 pot艂uk艂o.
- Skoro tak wam przeszkadza艂o, to dlaczego je tu trzymali艣cie? – b膮kn膮艂 niepewnie. Nie wiedzia艂 czy to nie jest czasem niepewny temat, a reakcja Gabriela by艂a do艣膰 dziwna, a przez to nieobliczalna.
Gabriel westchn膮艂.
- Dostali艣my to szkaradzie艅stwo od kt贸rej艣 z ciotek. Nawet dok艂adnie nie pami臋tam czy to by艂a moja czy Micha艂a. Jak postawili艣my dom i urz膮dzili艣my pocz臋stunek dla rodziny, to si臋 zlecia艂a nie tylko ta najbli偶sza, ale nawet dalsza, o istnieniu, kt贸rej nawet nie wiedzieli艣my. Wiesz, kuzyn kuzyna ciotki ze strony tego i tamtego. Oczywi艣cie ka偶dy co艣 ze sob膮 przyni贸s艂. By艂y to g艂贸wnie rzeczy bardziej przydatne ni偶 ozdobne, no wiesz, jak garnki, talerze, itp. Niekt贸rzy oczywi艣cie dawali r贸偶ne, raczej symboliczne bibeloty. Tych, kt贸re nam nie pasowa艂y pozbyli艣my si臋 oddaj膮c znajomym. Tylko tego szkaradzie艅stwa nie mogli艣my si臋 pozby膰. Komu by艣my nie oddawali go, zawsze do nas wraca艂, jak bumerang. Nawet jak pr贸bowali艣my go wyrzuci膰, ten cholerny cherubinek zawsze do nas wraca艂. Wi臋c zrezygnowali艣my i zostawili艣my go w spokoju, modl膮c si臋, 偶eby kiedy艣 si臋 w ko艅cu st艂uk艂. No i w ko艅cu nasze mod艂y zosta艂y wys艂uchane.
- Rozumiem – b膮kn膮艂 Igor niepewnie.
- Ale nie my艣l, 偶e przez to ominie ci臋 kara – mrukn膮艂 Gabriel marz膮c brwi, a Igorowi serce podesz艂o do gard艂a. Jednak czarny scenariusz si臋 sprawdzi.– Za to, 偶e zniszczy艂e艣 jeden z naszych bibelot贸w nie dostaniesz deseru – powiedzia艂 z gro藕n膮 min膮, ale szybko u艣miechn膮艂 si臋 i doda艂: - Ale za to, 偶e dzi臋ki tobie nasze modlitwy zosta艂y w ko艅cu wys艂uchane, dostaniesz kawa艂ek ciasta. Uczciwie zarobi艂e艣. - Igor u艣miechn膮艂 si臋 niepewnie. – posprz膮taj to. Zmiotka i szufelka s膮 pod zlewem w kuchni, za kub艂em ze 艣mieciami. A potem na 艣niadanie – zarz膮dzi艂 i poszed艂 do kuchni.
Igor pos艂usznie wykona艂 co mu kazano i stan膮艂 na progu, czekaj膮c co dalej. Patrzy艂 jak Gabriel krz膮ta si臋 przy kuchni. Nagle poczu艂 jak o jego nogi co艣 si臋 ociera. Instynktownie odskoczy艂 i spojrza艂 w d贸艂. Zobaczy艂 ogromniastego, wyra藕nie spasionego, szaroburego kocura. Szed艂 majestatycznym krokiem zupe艂nie nie zwracaj膮c na niego uwagi.
- To Pan Kot – powiedzia艂 Gabriel i pog艂aska艂 kota po 艂bie. Ten chwil臋 si臋 po艂asi艂 o wi臋cej pieszczoty, po czym wr贸ci艂 do przerwanej w臋dr贸wki w stron臋 misek z jedzeniem, kt贸re sta艂y w niewielkim k膮ciku mi臋dzy lod贸wk膮 a 艣cian膮. – Nie wiem dlaczego, ale daje si臋 g艂aska膰 tylko mnie, Micha艂a 艂askawie toleruje, ale to chyba tylko ze wzgl臋du na to 偶arcie, kt贸re od niego dostaje, a na innych prycha i leci z pazurami. A偶 dziw, 偶e na ciebie nie skoczy艂. Chyba jeszcze jest zaspany – roze艣mia艂 si臋. – Chcesz 艣niadanie? – Igor co艣 burkn膮艂 w odpowiedzi, co Gabriel przyj膮艂 za potwierdzenie. – Wolisz jajka sadzone czy jajecznic臋?
- Oboj臋tne – wzruszy艂 ramionami.
- Okej, to pom贸偶 mi, dobrze? Pokr贸j chleb. – powiedzia艂 Gabriel, po czym wr贸ci艂 do pichcenia 艣niadania.
Igor rozejrza艂 si臋 po kuchni. Dojrza艂 chlebak, obok niego stojak z no偶ami, a za nim du偶膮 drewnian膮 desk臋 do krojenia. Bez po艣piechu pokroi艂 chleb. Ju偶 zacz膮艂 si臋 zastanawia膰 co z nim zrobi膰, go zauwa偶y艂 stoj膮cy na chlebaku niewielki wiklinowy koszyk. Wsadzi艂 do niego chleb i niezdecydowany co dalej, stan膮艂, czekaj膮c.
- Jak ju偶 pokroi艂e艣, to siadaj przy stole, jajka zaraz b臋d膮 – powiedzia艂 Gabriel.
Igor wzi膮艂 chleb i pos艂usznie usiad艂 przy stole. Chwil臋 potem pojawi艂 si臋 Gabriel z dwoma talerzami z jajecznic膮.
- Powiedzia艂e艣, 偶e ci oboj臋tne, wi臋c dostaniesz to samo co ja. Nie chce mi si臋 brudzi膰 dw贸ch patelni – Wyja艣ni艂 Gabriel, mimo i偶 Igor o nic nie pyta艂. – Mam nadziej臋, ze wystarczy ci z czterech jajek?
- Starczy – mrukn膮艂 i zabra艂 si臋 za jedzenie.
- Chyba musimy porozmawia膰, nie uwa偶asz? – odezwa艂 si臋 w pewnej chwili Gabriel, a r臋ka Igora zamar艂a w po艂owie drogi.
- O czym niby? – burkn膮艂 wracaj膮c do jedzenia.
- O ca艂ej tej sytuacji. Wczoraj nie by艂o okazji.
- A co tu jest do gadania? – zapyta艂 drwi膮cym, nieco podniesionym g艂osem. Nagle odechcia艂o mu si臋 je艣膰. – Matka postawi艂a mnie przed faktem dokonanym i tyle. Nawet nie zapyta艂a mnie o zdanie.
- Wi臋c teraz ja pytam ci臋 o zdanie – odpar艂 spokojnie Gabriel, ignoruj膮c zupe艂nie ton g艂osu rozm贸wcy.
- A co je艣li powiem, 偶e nie chc臋 tu by膰, 偶e chc臋 偶eby艣 si臋 ode mnie odpierdoli艂?! – ostatnie s艂owo wykrzycza艂. Widelec z brz臋kiem upad艂 na st贸艂.
- Nie ma takiej opcji i ty dobrze o tym wiesz – odpowiedzia艂 Gabriel nad wyraz spokojnie, ale twardo.
- Wi臋c po kiego chuja mnie pytasz?! – wykrzykn膮艂 Igor i wsta艂 gwa艂townie od sto艂u, po czym pobieg艂 do „swojego” pokoju i trzasn膮艂 drzwiami.
Gabriel tylko westchn膮艂. Micha艂 mia艂 racj臋, tu trzeba b臋dzie du偶o cierpliwo艣ci i spokoju. Tylko czy on da rad臋? Zabra艂 naczynia i poszed艂 do kuchni.
Tymczasem Igor wbieg艂 do pokoju i w艣ciek艂y rzuci艂 si臋 na 艂贸偶ko. 呕eby chocia偶 mia艂 baterie do odtwarzacza… le偶a艂 przez chwil臋 pr贸buj膮c si臋 uspokoi膰. Szkoda, 偶e nie ma baterii, to by sobie przynajmniej ulubionej muzyki pos艂ucha艂, a tak… Le偶a艂 wi臋c z zamkni臋tymi oczami, a w my艣li przelatywa艂y mu tysi膮ce obraz贸w. R贸偶nych, i tych smutnych i tych mi艂ych, chocia偶 tych drugich by艂o zdecydowanie mniej.
W ko艅cu uspokoi艂 si臋. Zacz膮艂 si臋 zastanawia膰 co by to robi膰, ale okaza艂o si臋, 偶e niespecjalnie ma wyb贸r. Westchn膮艂 ci臋偶ko i wsta艂 z 艂贸偶ka. Postanowi艂 obejrze膰 sobie dok艂adniej pok贸j, wcze艣niej nie by艂o okazji.
Czu艂 si臋 tu troch臋 nieswojo. Mia艂 tylko dla siebie tyle powierzchni, ile wcze艣niej zajmowa艂o albo ca艂e mieszkanie, albo, w najlepszym wypadku salon, w kt贸rym matka zawsze stara艂a si臋 poupycha膰 wszystkie rzeczy na mo偶liwie jak najmniejszej przestrzeni. Przez to Igor wiecznie mia艂 wra偶enie jakby 偶yli w jakim艣 magazynie a nie domu. Tutaj za艣… pozagl膮da艂 do wszystkich mo偶liwych szaf, szuflad, zak膮tk贸w, wszystkie jego rzeczy by艂y r贸wno i schludnie pouk艂adane, ksi膮偶ki i przybory szkole poustawiane na p贸艂kach r贸wno, niczym pod linijk臋 i chocia偶 mia艂 troch臋 tych wszystkich rzeczy, to jednak wci膮偶 si臋 wydawa艂o jakby pok贸j by艂 pusty. To by艂o dla niego co艣 nowego, co艣 z czym czu艂 si臋 nieco nieswojo i musia艂 si臋 dopiero oswoi膰. Podszed艂 do okna. Okaza艂o si臋, 偶e to okno to nie tylko okno, ale tak偶e drzwi na ca艂kiem spory balkon. Otworzy艂 je. Zawia艂o mro藕nym powietrzem, troch臋 艣niegu wpad艂o do 艣rodka. Szybko zamkn膮艂 drzwi i wyjrza艂 przez okno. Wida膰 z niego by艂o ogromny ogr贸d, teraz przykryty ogromn膮 po艂aci膮 艣niegu. Niestety trudno by艂o oceni膰 jego wielko艣膰, rosn膮ce na ko艅cu ogrodu drzewa skutecznie uniemo偶liwia艂y dostrze偶enie tylnego p艂otu, wiec Igor nie wiedzia艂 czy tych drzew jest tylko kilka czy kilkadziesi膮t. Ju偶 mia艂 si臋 odwr贸ci膰, gdy us艂ysza艂 pukanie do drzwi. Nie odpowiedzia艂, maj膮c nadziej臋, 偶e zostawi膮 go w spokoju. Niestety pomyli艂 si臋. Us艂ysza艂 tylko przyt艂umione „wchodz臋” i drzwi si臋 otworzy艂y. Sta艂 nieruchomo udaj膮c, 偶e wci膮偶 ogl膮da widok za oknem.
- Przynios艂em ci r臋czniki, jeden du偶y i jeden ma艂y oraz szczoteczk臋 do z臋b贸w. Wczoraj nawet si臋 nie umy艂e艣 – Igor nie wiedzia艂 czy to by艂 wyrzut czy tylko twierdzenie faktu, g艂os Gabriela by艂 wyj膮tkowo spokojny – wi臋c zr贸b to teraz, a potem pojedziemy kupi膰 ci biurko, dobra?
Nie odpowiedzia艂, nawet si臋 nie poruszy艂, maj膮c nadziej臋, 偶e „ojciec” zrozumie aluzj臋, 偶e nie Igor nie ma ochoty z nim gada膰 i sobie szybko p贸jdzie. Na szcz臋艣cie zrozumia艂. Chwil臋 potem Igor us艂ysza艂 zamykanie drzwi. Dopiero wtedy si臋 odwr贸ci艂. Podszed艂 do 艂贸偶ka i wzi膮艂 do r膮k r臋cznik. By艂 bardzo puchaty, wyj膮tkowo mi艂y w dotyku i pachnia艂 艣wie偶o艣ci膮 i sosn膮. Drugi tak偶e. To by艂 ca艂kiem mi艂y dla nosa zapach, sta艂 dobre dziesi臋膰 minut napawaj膮c si臋 nim. W ko艅cu westchn膮艂 i po cichu wyszed艂 z pokoju. Przez chwil臋 nas艂uchiwa艂, chc膮c si臋 upewni膰, 偶e nie wpadnie na ojca, ale do jego uszu nie dobieg艂 偶aden d藕wi臋k. Skrzywi艂 si臋 z lekka i ostro偶nie ruszy艂 w poszukiwaniu 艂azienki. Pierwsze drzwi, jakie otworzy艂 okaza艂y si臋 by膰 drzwiami do innego pokoju. Szybko je zamkn膮艂 boj膮c si臋, 偶e nagle Gabriel pojawi si臋 nie wiadomo sk膮d i go objedzie za wtykanie nosa w nie swoje sprawy. Drugie drzwi to by艂a ubikacja, trzecie i zarazem ostatnie okaza艂y si臋 by膰 艂azienk膮. Wszed艂 szybko do 艣rodka i z westchnieniem ulgi zamkn膮艂 drzwi na zamek. 艁azienka by艂a do艣膰 przestronna, wy艂o偶ona na 艣cianie kafelkami w bia艂o szare ma藕gaje i kolorystycznie dopasowanymi kafelkami na pod艂odze, z du偶ym oknem wychodz膮cym na ogr贸d. Naprzeciw okna znajdowa艂y si臋 dwie 艣redniej wielko艣ci umywalki, nad nimi niewielkie p贸艂eczki na przybory toaletowe i dwa lustra, a po bokach umywalek wieszaki z r臋cznikami. Pod jedn膮 ze 艣cian sta艂a do艣膰 spora szafa, do kt贸rej zajrza艂 z ciekawo艣ci. Nie zdziwi艂 si臋 widz膮c w niej r贸wno pouk艂adane r臋czniki i r贸偶ne 艣rodki czysto艣ci. Troch臋 si臋 zdziwi艂 nie widz膮c pralki, ale nie zajmowa艂 tym d艂u偶ej g艂owy. Ostatnim elementem wystroju 艂azienki by艂o dwoje drzwi. Na jednych z nich by艂a ilustracja przedstawiaj膮ca go艂ego faceta z ty艂kiem wypi臋tym w stron臋 patrz膮cego, stoj膮cego pod prysznicem z kt贸rego ciek艂a woda, natomiast na drugich by艂 namalowany m臋偶czyzna wyleguj膮cy si臋 w wannie. Igor, nie zastanawiaj膮c si臋 otworzy艂 drzwi z wann膮 i zd臋bia艂. Jego wzrok przyku艂a ogromna wanna z jakuzzi. Patrzy艂 na ni膮 jak zauroczony. Nie obchodzi艂 go zupe艂nie wystr贸j pomieszczenia, czy kolor kafelk贸w, kt贸rymi by艂o ono wy艂o偶one, a tylko ta ogromniasta wanna z mn贸stwem ma艂ych dysz. Podszed艂, odkr臋ci艂 kran i wcisn膮艂 pierwszy lepszy przycisk. I odskoczy艂 przera偶ony, woda trysn臋艂a mu w twarz. Spanikowa艂 i zacz膮艂 na o艣lep wciska膰 przyciski. Niestety to tylko pogorszy艂o spraw臋, w twarz chlusn臋艂o mu jeszcze wi臋cej strumieni wody. Serce zacz臋艂o mu wali膰 z przera偶enia. Wci膮偶 wciska艂 przyciski na o艣lep, a偶 w ko艅cu jakim艣 cudem uda艂o mu si臋 wszystko wy艂膮czy膰. Odetchn膮艂 z ulg膮. Spojrza艂 na siebie i zakl膮艂, by艂 kompletnie przemoczony. Przetar艂 twarz i w艂osy r臋cznikiem i szybko wyszed艂. Z pewn膮 obaw膮 otworzy艂 drzwi z rysunkiem prysznica. I odetchn膮艂 z ulg膮. Niewielki przedsionek wy艂o偶ony zielonymi kafelkami z siedziskiem i wieszakami, gdzie mo偶na by艂o zostawi膰 ubranie, do tego 艣ciana ze szklanych, rze藕bionych p艂ytek, za kt贸r膮 znajdowa艂 si臋 najzwyklejszy w 艣wiecie prysznic, bez 偶adnych wymy艣lnych przycisk贸w i pokr臋te艂. Szybko 艣ci膮gn膮艂 przemoczone ubranie i wszed艂 pod prysznic. Przez chwil臋 sta艂 ogl膮daj膮c stoj膮ce na p贸艂eczce buteleczki i w膮chaj膮c ich zawarto艣膰, a偶 w ko艅cu pu艣ci艂 wod臋. Przymkn膮艂 oczy i wystawi艂 twarz w stron臋 strumienia wody. Sta艂 bez ruchu pozwalaj膮c wodzie 艣cieka膰 po jego ciele. Sta艂 nie wiadomo jak d艂ugo, staraj膮c si臋 uporz膮dkowa膰 i uspokoi膰 t艂ocz膮ce si臋 w g艂owie my艣li. Kiedy ju偶 si臋 z nimi jako艣 upora艂, westchn膮艂 ci臋偶ko i wzi膮艂 si臋 za mycie. Niestety ubranie mia艂 kompletnie przemoczone, wi臋c jedynym co m贸g艂 zrobi膰, to owin膮膰 wi臋kszy r臋cznik wok贸艂 bioder i przemkn膮膰 si臋 do pokoju. Tak te偶 zrobi艂, na szcz臋艣cie uda艂o mu si臋 nie natkn膮膰 na „ojca”. Szybko wyci膮gn膮艂 z szafy 艣wie偶e ubranie, a to przemoczone roz艂o偶y艂 na parapecie, maj膮c nadziej臋, 偶e kaloryfer grzeje na tyle mocno, 偶e szybko wysuszy ubranie.
Usiad艂 na 艂贸偶ku, nie wiedzia艂 co robi膰. Wzi膮艂 jedn膮 z nielicznych ksi膮偶ek, jednak nie zd膮偶y艂 nawet jej otworzy艂, gdy us艂ysza艂 pukanie, przyt艂umione „wchodz臋” i sekund臋 potem zobaczy艂 Gabriela.
- Widz臋, 偶e ju偶 si臋 wyk膮pa艂e艣. – U艣miechn膮艂 si臋. – Jak tylko wyschn膮 ci w艂osy, pojedziemy po biurko, a jutro trzeba by pomy艣le膰 o zapisaniu ci臋 do szko艂y.
Igor tylko wzruszy艂 ramionami i wr贸ci艂 do kartkowania ksi膮偶ki. Gabriel westchn膮艂 i powiedzia艂 spokojnie:
- S艂uchaj, mnie te偶 to wszystko si臋 za bardzo nie podoba, ale nie mamy wyj艣cia. Wi臋c przesta艅 si臋 ju偶 zachowywa膰 jakby to by艂a moja wina, okej? – Igor nie odpowiedzia艂, nawet nie poruszy艂 si臋. – Jak tylko ci wyschn膮 w艂osy jedziemy po biurko, a jak si臋 nie ruszysz, to za godzin臋 sam pojad臋 i b臋dziesz musia艂 znosi膰 takie jak ja wybior臋. Wi臋c si臋 zdecyduj co wolisz. – Po czym wyszed艂.
Igor westchn膮艂 ci臋偶ko, od艂o偶y艂 ksi膮偶k臋 i usiad艂 na 艂贸偶ku. Nakry艂 g艂ow臋 r臋kami i rozp艂aka艂 si臋. Kiedy nieca艂a godzin臋 potem wyszed艂 z pokoju, na jego twarzy nie by艂o 艣ladu po 艂zach.
- Gotowy? – Gabriel siedzia艂 w salonie z laptopem na kolanach.
- Taa – mrukn膮艂 Igor.
- W takim razie jedziemy? – od艂o偶y艂 laptopa i poszed艂 si臋 ubra膰. Igor bez s艂owa ruszy艂 za nim.
Wr贸cili dwie godziny p贸藕niej i Gabriel od razu wzi膮艂 si臋 za skr臋cania biurka kupionego w Ikei. Nagle przerwa艂 i zacz膮艂 nas艂uchiwa膰.
- Micha艂 ju偶 si臋 chyba obudzi艂. – Po czym wyszed艂 z pokoju. Zaciekawiony Igor poszed艂 za nim.
Przeszli do kuchni Ch艂opak zobaczy艂 Micha艂a siedz膮cego z zamkni臋tymi oczami przy stole i jedz膮cego lody. Nie mia艂 na sobie nic z wyj膮tkiem dopasowanych bokserek, kt贸re tylko podkre艣la艂y jego dobrze wyrze藕bion膮 sylwetk臋.
- Hej, ju偶 wszystko zjad艂e艣, id藕 dalej spa膰 – powiedzia艂 spokojnie Gabriel zabieraj膮c Micha艂owi lody. Obj膮艂 go delikatnie i poprowadzi艂 do schod贸w.
- Spaaaa膰 – mrukn膮艂 Micha艂 i powoli ruszy艂 na g贸r臋.
Gabriel jeszcze przez chwil臋 obserwowa艂 Micha艂a, a gdy us艂ysza艂 trza艣ni臋cie drzwi, wr贸ci艂 do kuchni i schowa艂 lody.
- On tak czasami ma – powiedzia艂 widz膮c zdziwione spojrzenie Igora. – Cho膰by si臋 wali艂o i pali艂o, on musi zje艣膰 lody. Dlatego czasami, jak k艂adzie si臋 spa膰 o nienormalnej porze, zdarza mu si臋 lunatykowa膰 do lod贸wki. Chod藕, sko艅czymy skr臋ca膰 biurko.
Przeszli do pokoju Igora. Nic wi臋cej ju偶 im nie przeszkadza艂o. Kiedy sko艅czyli, Gabriel poszed艂 zaj膮膰 si臋 swoimi sprawami, a Igor uk艂ada艂 przybory szkolne, zar贸wno te, kt贸re ju偶 posiada艂, jak i te kt贸re dokupili. Potem wymieni艂 baterie w odtwarzaczu i s艂ucha艂 mp3 a偶 do momentu, kiedy kto艣 zastuka艂 do drzwi pokoju informuj膮c go o obiedzie. Kiedy wyszed艂 z pokoju, Gabriel siedzia艂 przy stole, a Micha艂 w艂a艣nie ko艅czy艂 ustawia膰 talerze.
- Kupili艣cie biurko? – zainteresowa艂 si臋 Micha艂.
- Acha – mrukn膮艂 Gabriel. – Igor sam sobie wybra艂.
- To dobrze – Micha艂 u艣miechn膮艂 si臋. – teraz by trzeba pomy艣le膰 o szkole. Jagoda zostawi艂a ci jakie艣 dokumenty Igora z poprzedniej szko艂y? – zwr贸ci艂 si臋 do Gabriela.
- Co艣 mi tam da艂a. M贸g艂by艣 to jutro za艂atwi膰? Ja bym musia艂 wzi膮膰 wolne, a nie bardzo mi to teraz pasuje, mamy ci艣nienie.
- Ja? To chyba raczej dzia艂ka rodzica, nie uwa偶asz?
Gabriel westchn膮艂.
- No dobra, to wezm臋 to wolne, chocia偶 ju偶 teraz mog臋 powiedzie膰 co us艂ysz臋 od kierownika.
Micha艂 zachichota艂.
- M贸j drogi, dzieci, to powa偶ny obowi膮zek.
- Wiem, wiem – mrukn膮艂 Gabriel. – Ca艂e szcz臋艣cie, 偶e mam jeszcze niewykorzystane „na 偶膮danie”. Nie b臋dzie mia艂 wyj艣cia.
- No widzisz? – Micha艂 wyszczerzy艂 si臋 zadowolony. – Jak chcesz, to potrafisz.
Gabriel nic nie powiedzia艂, tylko skrzywi艂 si臋. Po sko艅czonym posi艂ku Gabriel usiad艂 w salonie z laptopem na kolanach, a Micha艂 wzi膮艂 jaka艣 ksi膮偶k臋 i usadowi艂 si臋 wygodnie na kanapie. Igor nie bardzo wiedzia艂 co robi膰. MP3 ju偶 mu si臋 troch臋 znudzi艂o.
- Mog臋 w艂膮czy膰 telewizor? – zapyta艂 niepewnie.
- Ale偶 oczywi艣cie. W艂膮czaj kiedy chcesz, nie musisz pyta膰 – Micha艂 poda艂 mu pilota od telewizora i dekodera, obja艣ni艂 ich dzia艂anie i wr贸ci艂 do ksi膮偶ki.
Igor w艂膮czy艂 pierwszy z brzegu kana艂 i uwa偶nie obserwowa艂 najpierw Micha艂a, potem Gabriela. 呕aden z nich w og贸le nie zwraca艂 uwagi na to co robi Igor, tak byli zaj臋ci tym co sami robili. Igor dla pewno艣ci zacz膮艂 pstryka膰 przeskakuj膮c z kana艂u na kana艂, ale nie doczeka艂 si臋 偶adnej reakcji ze strony m臋偶czyzn. Odetchn膮艂 z ulg膮 i zacz膮艂 przeskakiwa膰 po kana艂ach szukaj膮c co艣 interesuj膮cego. Chwil臋 potem zatopi艂 si臋 w jakim艣 filmie. Na pocz膮tku co chwil臋 zerka艂 w stron臋 Gabriela i Micha艂a, czy aby przypadkiem nie maja nic przeciwko temu, 偶e on ogl膮da akurat ten film i 偶e w og贸le ogl膮da telewizor. Na szcz臋艣cie obaj doro艣li byli poch艂oni臋ci tym co robili, wiec po jakim艣 czasie Igor przesta艂 na nich spogl膮da膰. Tak min膮艂 czas do wieczora. Igor zosta艂 poinformowany, 偶e je偶eli chce kolacj臋, to musi sobie sam zrobi膰, co ten skwapliwie wykorzysta艂. Okaza艂o si臋 i偶 lod贸wka jest dobrze zaopatrzona ,a gdyby nie mia艂 ochoty na nic z jej zawarto艣ci, to w szafce sta艂o pude艂ko z p艂atkami kukurydzianymi. Tu偶 po otworzeniu lod贸wki, przez chwil臋 sta艂 jak skamienia艂y. Po raz pierwszy widzia艂 tyle r贸偶norodnych wiktua艂贸w na raz i po raz pierwszy m贸g艂 wzi膮膰 z nich tyle ile chcia艂 i co chcia艂. Nakroi艂 sobie w臋dliny r贸偶nego rodzaju, pomidor贸w i og贸rk贸w.
- Tak bez chleba? – us艂ysza艂 nagle za plecami, kiedy podziwia艂 swoje dzie艂o po tym jak dok艂adnie wszystko uk艂ada艂 na talerzach. Podskoczy艂 spanikowany. Odwr贸ci艂 si臋 i zobaczy艂 u艣miechaj膮cego si臋 Micha艂a.
- Ja… - prze艂kn膮艂 nerwowo 艣lin臋, a serce zacz臋艂o mu bi膰 jak szalone. - … w艂a艣nie mia艂em sobie ukroi膰 chleba – odpowiedzia艂 szybko.
- Spoko, nie musisz jak nie chcesz. Pytam tylko tak z ciekawo艣ci – odpar艂 Micha艂, po czym podszed艂 do lod贸wki, wyci膮gn膮艂 z niej opakowanie lod贸w i nie zwracaj膮c zupe艂nie uwagi na Igora, wr贸ci艂 do salonu ogl膮da膰 z Gabrielem jaki艣 film.
Igor odetchn膮艂 z ulg膮. Wzi膮艂 talerze i szybko przeszed艂 do swojego pokoju. Postawi艂 wszystko na biurku. Potem przeszed艂 do salonu po jak膮艣 ksi膮偶k臋 do czytania. Usiad艂 przy biurku. Przed sob膮 mia艂 talerze z kolacj膮, a za nimi ksi膮偶k臋. Poczu艂 si臋 dziwnie nieswojo, robi艂 to czego do tej chwili mu zabraniano i nikt jeszcze si臋 na niego nie wydziera艂. Czu艂 si臋 jednocze艣nie dziwnie i w jaki艣 spos贸b szcz臋艣liwie. Po raz pierwszy, odk膮d si臋 tu znalaz艂, pomy艣la艂, 偶e mo偶e nie b臋dzie tak 藕le.
Nast臋pnego dnia zosta艂 obudzony do艣膰 wcze艣nie i po przygotowanym przez Micha艂a 艣niadaniu pojecha艂 z ojcem do szko艂y. Drog臋 przebyli w milczeniu. Kiedy dojechali na miejsce, Gabriel kaza艂 mu zaczeka膰 przed gabinetem dyrektorki, podczas gdy sam wszed艂 do 艣rodka. Igor nie mia艂 nic przeciwko, usiad艂 na parapecie, po drugiej stronie korytarza i wsadzi艂 s艂uchawki do uszu. Po paru minutach us艂ysza艂 dzwonek i korytarz zaroi艂 si臋 od uczni贸w. Widzia艂 jak niekt贸rzy ciekawie zerkaj膮 w jego stron臋, a inni zupe艂nie go ignoruj膮 zajmuj膮c si臋 swoimi sprawami, ale mia艂 to wszystko serdecznie gdzie艣. Nie mia艂 zamiaru si臋 z nikim przyja藕ni膰, wi臋c i nie b臋dzie si臋 nikim przejmowa艂. Dzwonek w艂a艣nie obwie艣ci艂 koniec przerwy, gdy w drzwiach od sekretariatu pokaza艂 si臋 Gabriel i machn膮 na niego przyzywaj膮co r臋k膮. Pos艂usznie podszed艂. Wtedy ojciec przedstawi艂 go dyrektorce. Ta powiedzia艂a co艣 na powitanie, czego Igor nie s艂ucha艂. Zna艂 to na pami臋膰. Na koniec dyrektora zaprowadzi艂a go do klasy, kt贸ra teraz mia艂 sta膰 si臋 jego klas膮. Akurat mieli lekcj臋 wychowawcz膮. Posadzili Igora w jednej z 艂awek. Przez chwil臋 zajmowali si臋 nim, wypytuj膮c o r贸偶ne rzeczy, a potem wr贸cili do normalnego toku lekcji. Poniewa偶 Igor by艂 niezorientowany w niczym, wiec nudzi艂 si臋 艣miertelnie i z niecierpliwo艣ci膮 wyczekiwa艂 ko艅ca lekcji. Niestety kiedy dzwonek zabrzmia艂 wychowawczyni nie pozwoli艂a mu wyj艣膰. Da艂a mu plan lekcji i spis potrzebnych podr臋cznik贸w i przybor贸w. Potem co艣 jeszcze m贸wi艂a, ale Igor s艂ucha艂 jej niezbyt uwa偶nie, tylko co jaki艣 czas przytakuj膮c albo mrucz膮c co艣. W ko艅cu zosta艂 wypuszczony, wyszed艂 przed szko艂臋 niepewny co ma robi膰 dalej. Zdziwi艂 si臋, kiedy zobaczy艂, 偶e samoch贸d ojca stoi przed szko艂a, a on sam siedzi w nim czytaj膮c jak膮艣 gazet臋.
- Jak by艂o? – spyta艂 Gabriel, kiedy ju偶 Igor wsiad艂 do samochodu.
- Ujdzie – mrukn膮艂 ch艂opak i odwr贸ci艂 g艂ow臋 w stron臋 okna maj膮c nadziej臋, 偶e ojciec da mu spok贸j. Na szcz臋艣cie Gabriel zrozumia艂 aluzj臋.
Kiedy dojechali do domu, Gabriel zabra艂 si臋 za swoj膮 prac臋, a Igor zamkn膮艂 si臋 w pokoju 偶eby spokojnie przejrze膰 to co dosta艂 od wychowawczyni.
W ten spos贸b zacz臋艂o si臋 wsp贸lne 偶ycie Micha艂a, Gabriela i Igora.
Nast臋pnego dnia, kiedy po powrocie ze szko艂y Igor odrabia艂 lekcje, nagle us艂ysza艂 jaki艣 艂omot i w艣ciek艂y g艂os Micha艂a, kt贸ry pichci艂 obiad:
- Ty cholerniku jeden, oddawaj!
Zaciekawiony wyszed艂 z pokoju i zobaczy艂 Micha艂a kl臋cz膮cego pod jednym z rega艂贸w i m贸wi膮cego:
- S艂uchaj, lepiej oddaj po dobroci, bo jak ja si臋 zdenerwuj臋, to mo偶e to si臋 dla ciebie 藕le sko艅czy膰. Nie pyskuj mi tu, dobra?
Igor zaintrygowany podszed艂 bli偶ej. Micha艂 zupe艂nie nie zwraca艂 na niego uwagi, tylko dalej m贸wi艂:
- No dobra, zawrzyjmy uk艂ad: ty mi oddasz t膮 kie艂bas臋, a ja ci dam pastylk臋 kocimi臋tki. Co ty na to?
W tym momencie spod rega艂u dobieg艂o kocie miaukni臋cie. Igor zdziwi艂 si臋 z lekka. Z tego co pami臋ta艂, to Pan Kot by艂 zbyt gruby i leniwy, 偶eby wcisn膮膰 si臋 pod ten rega艂. Chocia偶 koty s膮 niezwykle gibkie, wiec wszystko jest mo偶liwe. Z zainteresowaniem patrzy艂 na rozw贸j wypadk贸w. Tymczasem Micha艂 pertraktowa艂 dalej z kotem.
- Ty chyba 偶artujesz. Wi臋cej jak jedn膮 pastylk臋 nie dostaniesz. Nie mam zamiaru robi膰 z ciebie 膰puna.
Kolejne miaukni臋cie.
- S艂uchaj, ty nie jeste艣 na pozycji do pertraktowania. To ja tu rz膮dz臋 i o艣wiadczam, ze albo oddasz t膮 kie艂bas臋 i dostaniesz jedn膮 pastylk臋 kocimi臋tki, albo do ko艅ca miesi膮ca b臋dziesz jecha艂 na suchym i wodzie, a Pan Kot b臋dzie wpieprza艂 twoj膮 dzia艂k臋 mi臋sa i mleka. Co ty na to?
W tym momencie Igor zdziwi艂 si臋. Wychodzi艂o na to, ze to jednak nie Pan Kot siedzia艂 pod tym rega艂em. Jakby na potwierdzenie jego my艣li, spod rega艂u wysun臋艂a si臋 bia艂oruda g艂贸wka kota, kt贸ry miaukn膮艂 jako艣 tak nieszcz臋艣liwie, 偶e a偶 Igorowi 偶al si臋 zrobi艂o. Niestety to miaukni臋cie nie podzia艂a艂o na Micha艂a.
- A gdzie kie艂basa? – zapyta艂 gro藕nie.
Kot znikn膮艂 pod rega艂em, by po chwili pojawi膰 si臋 z powrotem ci膮gn膮膰 do艣膰 spore p臋to kie艂basy.
- s艂uszna decyzja – powiedzia艂 Micha艂 po czym zabra艂 kie艂base i wzi膮艂 kota na r臋ce. – Zaraz dostaniesz kocimi臋tki, a na nast臋pny raz lepiej b膮d藕 grzeczny, bo inaczej mo偶e si臋 to 藕le sko艅czy膰, rozumiesz?
Kot miaukn膮艂. Micha艂 odwr贸cili si臋 i w tym momencie zobaczy艂 Igora.
- O, nawet nie wiedzia艂em, 偶e tu stoisz. Poznaj, to jest Sznycel. Sznycel, to jest Igor, syn Gabriela – dokona艂 prezentacji. Kot miaukn膮艂, jakby si臋 wita艂, a Igor burkn膮艂 co艣 niezrozumia艂ego. – Sznycel jest dachowcem, dostali艣my go od znajomej. Jest strasznie weso艂y i towarzyski i lubi przesiadywa膰 na strychu. My艣l臋, 偶e si臋 polubicie, prawda? – spyta艂 kota, na co ten miaukn膮艂. – No dobra, to teraz uciekaj, a ja id臋 ko艅czy膰 obiad – pu艣ci艂 kota na pod艂og臋, jednak ten nie odszed艂, tylko opar艂 si臋 o jego nog臋 przednimi 艂apkami, niczym pies i miaukn膮艂. Micha艂 za艣mia艂 si臋.
- Patrz, jaki cwaniak, wie jak si臋 o swoje upomina膰. Dobra, dobra, przecie偶 obieca艂em. Chod藕.
Przeszed艂 do kuchni i si臋gn膮艂 do jakiego艣, wysoko stoj膮cego s艂oiczka z kt贸rego wyci膮gn膮艂 ma艂a zielon膮 pastylk臋 i da艂 kotu, kt贸ry po偶ar艂 j膮 b艂yskawicznie i usiad艂 wpatruj膮c si臋 w Micha艂a.
- No czego chcesz? Mieli艣my chyba umow臋 – mrukn膮艂 Micha艂 na co kot miaukn膮艂 jakby z pretensj膮 i odszed艂 w sobie tylko znanym kierunku. – Pomo偶esz przy obiedzie? – Micha艂 zwr贸ci艂 si臋 do Igora.
- Lekcje odrabiam – burkn膮艂.
- No to id藕 odrabia膰, id藕 – Micha艂 u艣miechn膮艂 si臋 i odwr贸ci艂 si臋 do garnk贸w. Igor wr贸ci艂 do pokoju i do przerwanych lekcji.