Kwestia honoru 2
Dodane przez Aquarius dnia Wrze秐ia 08 2012 12:24:10

Bergen zeskoczy艂 ci臋偶ko z wozu i podci膮gn膮艂 spodnie. U艣miechn膮艂 si臋 szeroko na widok przysadzistego m臋偶czyzny o g臋stej, rudej brodzie i ruchliwych, czarnych oczach.
- Radeg, kop臋 lat – trzasn膮艂 ni偶szego m臋偶czyzn臋 w plecy, a偶 hukn臋艂o.
- Bergen – odpar艂 tamten spokojnie, zerkaj膮c ciekawie na szczup艂ego, czarnow艂osego ch艂opaka, kt贸ry zeskoczy艂 z konia. - To ten tw贸j nowy pomocnik, jak mniemam?
- S艂ysza艂e艣 o nim? Ano, skarb nie ch艂opak! Szcz臋艣cie mi z nim nie lada dopisa艂o. Esz, Varro, po艣ci膮gaj no tu skrzynie z kminkiem i szafranem, my si臋 tutaj dogadamy.
- Szcz臋艣cie, m贸wisz? - mrukn膮艂 rudobrody, w zamy艣leniu nakr臋caj膮c na palca imponuj膮cy w膮s. - Ano, to je kwestia sporna. Chod藕 no, Bergen, napijemy si臋, pogadamy. Nowiny mam dla ciebie.
Kupiec ch臋tnie na to przysta艂 i po chwili siedzieli we dw贸jk臋 w niewielkiej, ciemnej izdebce i opr贸偶niali systematycznie kufle z piwem.
- A wi臋c ten ch艂opak... Varro... sk膮d jest? - zacz膮艂 wypytywa膰 Radeg po d艂ugiej chwili milczenia.
- Nie pyta艂em. Dobrze si臋 sprawuje, to niech se b臋dzie sk膮d chce – wzruszy艂 ramionami blondyn. - Co ci臋 on tak ciekawi?
- Widzisz... - Radeg napi艂 si臋 solidnego 艂yka i star艂 艂okciem pian臋 z w膮sa. - niedawno zjawi艂 si臋 u mnie pewien m臋偶czyzna. Wypytywa艂 o ciebie, bo s艂ysza艂 偶e podr贸偶uje z tob膮 ten ch艂opak. Z tego co zrozumia艂em, bardzo mu na nim zale偶y. A brzydko mu z oczy patrza艂o, to na pewno. Powiedzia艂em, 偶e nie wiem gdzie ci臋 szuka膰, ale on wie z kim wsp贸艂pracujesz. Wie z kim lubisz robi膰 interesy, gdzie lubisz sypia膰. Je艣li zosta艂 wys艂any za tym dzieciakiem, to go znajdzie. I na twoim miejscu, by艂bym wtedy jak najdalej od niego.
- Faktycznie Varro jest do艣膰... nietypowy – przyzna艂 Bergen po chwili zastanowienia. - Niby m膮dry ch艂opak, a czasem ca艂kiem prostych rzeczy nie potrafi艂, ognia rozpali膰, rondla zawiesi膰. Od pocz膮tku mie si臋 co艣 widzia艂o, 偶e to szlachcic jaki, ale se my艣la艂em, co by szlachcic na kupieckim wozie chcia艂 robi膰?
- Wiesz jak to bywa z tymi m艂okosami – Radeg machn膮艂 r臋k膮, na znak 偶e przyjaciel nie powinien si臋 przejmowa膰. - Trzyma si臋 ich w z艂otych klatkach, na uwi臋zi, to uciekaj膮. Chc膮 skosztowa膰 weso艂ego 偶ycia najemnik贸w, zabawi膰 si臋, ot co. Pewnie najgorsze co mu grozi to powr贸t na marmurowe salony – doda艂 pocieszaj膮co, chocia偶 sam nie do ko艅ca w to wierzy艂. Bergen jednak wygl膮da艂 na szczerze zaniepokojonego.
- Nie wygl膮da艂 na takiego – pokr臋ci艂 g艂ow膮. - Widywa艂em ju偶 takich buntownik贸w, g艂o艣ni s膮, aroganccy, g艂upi. On jest inny ca艂kiem. Taki spokojny. Smutny jaki艣. I te koszmary, ci膮gle budzi si臋 zlany potem, rozdygotany, przera偶ony. My艣l臋, 偶e przed czym艣 ucieka.
- Wygl膮da na to, 偶e to co艣 go z艂apie – mrukn膮艂 rudy kupiec, nie widz膮c ju偶 sensu w udawaniu 偶e ch艂opakowi nic si臋 nie stanie. - Wiem, 偶e si臋 艂atwo przywi膮zujesz... taka ju偶 z ciebie stara pierdo艂a – doda艂, lecz nie bez sympatii w g艂osie. - Ale musisz pu艣ci膰 tego ch艂opaka. Tak bardziej mu pomo偶esz, zyska kilka dni nim tamten asasyn zorientuje si臋, 偶e nie ma go z tob膮.
- My艣lisz, 偶e da rad臋 umkn膮膰?
Radeg westchn膮艂. Nie m贸g艂 ok艂ama膰 przyjaciela.
- Marne – przyzna艂. - Ten kt贸ry go 艣ciga... jest jak sama 艣mier膰. Blady, czerwonow艂osy, na wielkim karym wierzchowcu, taki zimny i beznami臋tny, 偶e a偶 dreszcze przechodz膮. Dla takich liczy si臋 tylko zadanie do wykonania, jakby rodzili si臋 bez duszy.
- Szkoda dzieciaka – szepn膮艂 Bergen g艂ucho, czuj膮c jak z 偶alu 艣ciska mu si臋 serce. - Taki dobry ch艂opak...
- W paskudnych 偶yjemy czasach – stwierdzi艂 rudzielec sentencjonalnie i wzni贸s艂 oczy ku brudnemu sufitowi.
*
Varrander g艂臋biej nasun膮艂 kaptur na twarz i mocniej owin膮艂 si臋 p艂aszczem. Silny wiatr przejmowa艂 ch艂odem do szpiku ko艣ci, a zimny deszcz przemacza艂 ubranie i osiada艂 na twarzy nieprzyjemn膮 warstw膮 wilgoci.
Nie mia艂 poj臋cia jaka by艂a pora dnia, bo s艂o艅ce przys艂ania艂y ci臋偶kie, szare chmury, a na tutejszych mokrad艂ach nawet ptaki milcza艂y. By艂 jednak bardzo zm臋czony, buty zapada艂y mu si臋 w grz膮skiej ziemi i przemaka艂y. Zdawa艂o si臋, 偶e ka偶dy krok trwa wieczno艣膰. Nie m贸g艂 jednak pozwoli膰 sobie na podr贸偶owanie wygodnym traktem, gdzie m贸g艂by zosta膰 zauwa偶ony.
Nie spodziewa艂 si臋, 偶e kto艣 b臋dzie go 艣ciga艂. W zasadzie zd膮偶y艂 si臋 ju偶 poczu膰 bezpiecznie, bo kto m贸g艂by go szuka膰 na drugim ko艅cu 艣wiata. Kto, a przede wszystkim – po co. Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e podczas zamachu na kr贸la mia艂 zgina膰 tak偶e on, jako prawowity nast臋pca, ale w momencie gdy dzi臋ki pomocy Edwina wyl膮dowa艂 tutaj, w niewielkim, wschodnim pa艅stewku Lork, zdawa艂o si臋, 偶e niebezpiecze艅stwo min臋艂o. Kto艣 wyra藕nie s膮dzi艂, 偶e mia艂 zamiar odzyska膰 tron. By艂 w g艂臋bokim b艂臋dzie, ale ch艂opak w膮tpi艂, aby uwierzono mu na s艂owo.
Zastanawia艂 si臋, czy ucieczka ma jaki艣 sens. Uda艂o mu si臋 dowiedzie膰 co nieco o tym asasynie i wygl膮da艂o na to, 偶e nie nale偶a艂 do takich, co 艂atwo rezygnuj膮. Zastanawia艂 si臋, czy da艂by mu rad臋 w walce. Tamten by艂 podobno nieludzko szybki i silny, ale ludzie mieli w ko艅cu tendencj臋 do wyolbrzymiania, szczeg贸lnie je艣li byli o w艂os od 艣mierci, a inni bezmy艣lnie powtarzali takie plotki. C贸偶, zreszt膮 je艣li tak dalej p贸jdzie, sam b臋dzie mia艂 mo偶liwo艣膰 sprawdzenia ile w nich prawdy. Nie mo偶e wiecznie b艂膮ka膰 si臋 po bagnach, nawet je艣li uda mu si臋 na jaki艣 czas zmyli膰 trop, to asasyn zn贸w go wyw臋szy. Zdecydowa艂, 偶e kiedy to nast膮pi, b臋dzie na niego czeka艂.

*
By艂 mglisty poranek, szary i g艂uchy. W przepe艂nionym wilgoci膮 powietrzu rozlega艂 si臋 tylko mlaszcz膮cy odg艂os ko艅skich kopyt zapadaj膮cych si臋 w rozmok艂ej ziemi i senne nawo艂ywania m艂odej dziewczyny karmi膮cej kury w zaje藕dzie. Vargo wolno wjecha艂 mi臋dzy ptaki, ko艂ysz膮c si臋 miarowo w siodle. Ostatnie dni da艂y mu w ko艣膰. Varrander od艂膮czy艂 si臋 od kupca i przepad艂, jak kamie艅 w wod臋. To oczywiste, 偶e trzyma艂 si臋 ma艂o ucz臋szczanych trakt贸w, ale nie m贸g艂 ukrywa膰 si臋 w niesko艅czono艣膰. Przecie偶 w ko艅cu b臋dzie musia艂 ruszy膰 do kr贸lestwa, a p贸ki co wygl膮da, jakby planowa艂 zapu艣ci膰 korzenie gdzie艣 w g艂臋bokim lesie.
M臋偶czyzna zgrabnie zsun膮艂 si臋 z siod艂a, a jego kary ogier zar偶a艂 na to cicho z aprobat膮, po czym da艂 si臋 poprowadzi膰 w stron臋 stajni. Drzwi pomieszczenia zaskrzypia艂y niech臋tnie, wpuszczaj膮c ich do 艣rodka, wprost w obj臋cia ciep艂ego, pachn膮cego sianem i zwierz臋tami powietrza. Ju偶 po kilku krokach Vargo natkn膮艂 si臋 na le偶膮cego na ziemi w rozche艂stanej koszuli blondw艂osego ch艂opaka. Niewiele my艣l膮c szturchn膮艂 go czubkiem obitego 偶elazem buta. Dzieciak podskoczy艂 jak oparzony i zmierzy艂 przybysza niech臋tnym spojrzeniem spod s艂omianej czupryny.
- Powiniene艣 zaj膮膰 si臋 moim wierzchowcem – oznajmi艂 m臋偶czyzna ch艂odno, rzucaj膮c stajennemu lejce. Ch艂opak powstrzyma艂 zwyk艂膮 ch臋膰 odpyskowania nieznajomemu i pos艂usznie skin膮艂 g艂ow膮. Znany by艂 z buntowniczej postawy ale w sylwetce przybysza by艂a jaka艣 milcz膮ca gro藕ba. Przetar艂 wi臋c tylko zaspane oczy i niezgrabnie podni贸s艂 si臋 na nogi.
Vargo 艣ci膮gn膮艂 z d艂oni czarne r臋kawiczki bez palc贸w i wsun膮艂 je z szeroki pas, po czym odrzuci艂 w ty艂 obszerny, czarny kaptur. K膮tem oka wy艂apa艂 zainteresowane spojrzenie blondyna.
- Na co si臋 gapisz? - warkn膮艂 nieprzyjemnie.
- Czy ty jeste艣... Ty te偶 szukasz tego ch艂opaka? - wyb膮ka艂 niepewny, czy dobrze robi zwracaj膮c na siebie uwag臋. M臋偶czyzna podszed艂 do niego hipnotyzuj膮cym, kocim krokiem.
- O jakim ch艂opaku m贸wisz?
- M艂ody, czarnow艂osy. Szlachetna uroda i postawa. P贸艂nocny akcent – wyrecytowa艂 dr偶膮cym g艂osem. Vargo zakl膮艂 pod nosem, ale po chwili wsun膮艂 stajennemu w d艂o艅 srebrn膮 monet臋.
- M贸w co wiesz. Na twoim miejscu dobrze bym si臋 skupi艂. Sk膮d o nim wiesz? Kto jeszcze go szuka?
- Trzy dni temu przyby艂a tu grupa najemnik贸w. Nie karczemnych zb贸j贸w, prawdziwych. Uzbrojonych, konnych. Dowodzi艂 nimi dziwny m臋偶czyzna, m贸wili na niego Shirkhem. Przyjrza艂em mu si臋 troch臋 kiedy k艂贸ci艂 si臋 z w艂a艣cicielem na zewn膮trz. Jest niezbyt wysoki i chudy, ogolon膮 g艂ow臋 ukrywa pod czerwonym kapturem i szpeci go paskudne poparzenie na twarzy. Nie nosi broni, ale pozostali chyba si臋 go boj膮. Te偶 m贸wi z akcentem, ale innym, chyba z po艂udnia. M贸wi艂 o tym ch艂opaku, 偶e to bardzo wa偶ne. I m贸wi艂, 偶e mo偶e o niego wypytywa膰 pot臋偶ny, czerwonow艂osy... m臋偶czyzna – w ostatnim momencie powstrzyma艂 si臋 przed zacytowaniem s艂owa „kundel”. - Zabroni艂 z tob膮 rozmawia膰, a najlepiej ci臋 zabi膰. Obieca艂 karczmarzowi tu wr贸ci膰 i zap艂aci膰 za twoj膮 g艂ow臋, lub uci膮膰 jego w艂asn膮 gdyby pisn膮艂 ci chocia偶 s艂owo.
- Czy karczmarz mia艂 informacje o ch艂opaku?
- Raczej nie. Nikogo takiego tu nie widzieli艣my, ale plotki kr膮偶膮. Szczeg贸lnie du偶o mo偶na us艂ysze膰 gdy wszyscy uwa偶aj膮, 偶e od siedzenia z ko艅mi postrada艂e艣 rozum. Ci co krzycz膮 najg艂o艣niej, najcz臋艣ciej k艂ami膮, a widziano go podobno w po艂owie okolicznych miasteczek. Gdyby艣 chcia艂 panie jednak zna膰 moje zdanie, to je艣li wie 偶e jest 艣cigany i kto艣 da艂 mu map臋, to zmierza na po艂udniowy-zach贸d. Na bagnach po艣cig traci przewag臋 dzi臋ki koniom, liczebno艣膰 z zalety staje si臋 wad膮, a wytropi膰 na podmok艂ych terenach graniczy z niemo偶liwo艣ci膮. Je艣li jest m膮dry, szukaj go tam.
*
Ksi膮偶臋 cz臋sto uczestniczy艂 w polowaniach. Na p贸艂nocy nie by艂y mo偶e tak popularne jak w innych krajach, ale tak jak wsz臋dzie by艂a to typowa dla szlachcic贸w rozrywka. Nigdy jednak nie wyst臋powa艂 jako ofiara, a teraz dok艂adnie tak si臋 czu艂. Jak 艂owna zwierzyna, 偶a艂o艣nie umykaj膮ca my艣liwemu. Zdawa艂o mu si臋, 偶e niemal czuje jego oddech na karku. W ci膮gu kr贸tkich chwil gdy pozwala艂 sobie na odpoczynek, ze snu wyrywa艂o go poczucie, 偶e ziemia trz臋sie si臋 od zbli偶aj膮cego si臋 t臋tentu kopyt.
Mimo 偶e porusza艂 si臋 najszybciej jak potrafi艂, bez wierzchowca nie mia艂 zbyt du偶ych szans, chocia偶 na bagnach uda艂o mu si臋 zyska膰 troch臋 czasu i zmyli膰 trop, asasyn zn贸w pochwyci艂 jego 艣lad i pod膮偶a艂 za nim 艣lepo jak jeden z ogar贸w nale偶膮cych do ojca. Bez wytchnienia, z dzikim uporem bestii z艂aknionej krwi.
Varrander wiedzia艂, 偶e dalsza ucieczka nie mia艂a sensu, pr臋dzej padnie z wyczerpania ni偶 zdo艂a zgubi膰 swojego prze艣ladowc臋, dlatego jedyn膮 szans膮 by艂y doprowadzenie do konfrontacji i wygranie jej. Zalet膮 by艂o to, 偶e m贸g艂 jeszcze wybra膰 gdzie do niej dojdzie i mia艂 zamiar to wykorzysta膰.
*
Bagna faktycznie okaza艂y si臋 dobrym posuni臋ciem ze strony ksi臋cia. Vargo zgubi艂 trop i straci艂 wiele czasu wyci膮gaj膮c konia z mokrade艂, a do tego nale偶a艂o przyzna膰, 偶e pogoda powa偶nie wda艂a mu si臋 we znaki. Wszechobecna wilgo膰, st臋ch艂e powietrze i przeszywaj膮cy ch艂贸d, kt贸ry mia艂 jednak swoje dobre strony. Mniej komar贸w. Chocia偶 i tak nawet gdy zostawi艂 to paskudne miejsce daleko w tyle nie m贸g艂 pozby膰 si臋 uporczywego brz臋czenia, wci膮偶 rozlegaj膮cego si臋 w g艂owie, a kilka pami膮tkowych uk膮sze艅 jeszcze przez d艂ugi czas sw臋dzia艂o uci膮偶liwie.
Ale to nie mia艂o znaczenia, bo teraz ponownie podchwyci艂 艣lad. A tu, na otwartej przestrzeni ch艂opak nie mia艂 szans podr贸偶uj膮c na piechot臋. Zreszt膮 zdawa艂o si臋, 偶e nawet ju偶 nie pr贸bowa艂, prawdopodobnie stara艂 si臋 tylko doprowadzi膰 wojownika w miejsce dogodne do zmierzenia si臋 z nim.
Bardzo dobrze. Gra zacz臋艂a si臋 na powa偶nie.
*
Po kilku dniach uci膮偶liwego marszu znalaz艂 odpowiedni punkt. Wzniesienie, niezbyt wysokie lecz na tyle strome, 偶e aby si臋 na nie dosta膰 asasyn b臋dzie musia艂 zej艣膰 z siod艂a. Ponadto z jego szczytu ksi膮偶臋 nie藕le widzia艂 okolic臋, wi臋c o tym, 偶e przeciwnik jest blisko dowie si臋 z wyprzedzeniem. Nier贸wno艣膰 terenu tak偶e m贸g艂 obr贸ci膰 na swoj膮 korzy艣膰, je艣li dobrze to rozegra. Teraz pozosta艂o mu tylko czeka膰, a by艂 pewien, 偶e nie b臋dzie musia艂 czeka膰 d艂ugo. Mia艂 przeczucie, 偶e czerwonow艂osy jest nie dalej ni偶 p贸艂 dnia drogi w tyle i niewiele si臋 pomyli艂. Tu偶 przed zmrokiem dostrzeg艂 w oddali pot臋偶n膮 sylwetk臋 je藕d藕ca na galopuj膮cym rumaku. Sprawdzi艂, czy miecz g艂adko wysuwa si臋 z pochwy i wyprostowa艂 si臋 dumnie.
*
Vargo 艣ci膮gn膮艂 wodze na widok smuk艂ego cienia wyodr臋bniaj膮cego si臋 na tle szybko szarzej膮cego nieba.
„Wzg贸rze. M膮drze”, pomy艣la艂 i zszed艂 z siod艂a. Wola艂 pozostawi膰 wierzchowca troch臋 dalej, 偶eby mie膰 czas dobrze go uwi膮za膰. Nierozwa偶nie by艂oby zajmowa膰 si臋 takimi rzeczami, maj膮c nad g艂ow膮 zap臋dzonego w kozi r贸g m艂odzika. Dlatego te偶 bez zb臋dnego po艣piechu wojownik upewni艂 si臋 偶e ko艅 wraz z baga偶ami nie wybior膮 si臋 nigdzie podczas jego nieobecno艣ci i poprawi艂 ekwipunek.
Potem podszed艂 spokojnym krokiem do ksi臋cia, ostro偶nie wspinaj膮c si臋 po do艣膰 stromym zboczu. Stara艂 si臋 trzyma膰 r臋ce na widoku, a gdy znalaz艂 si臋 ju偶 do艣膰 blisko, wolno zsun膮艂 kaptur.
- Znam ci臋 – oznajmi艂 ch艂opak marszcz膮c brwi, a jego d艂o艅 drgn臋艂a lekko na g艂owicy miecza. - Widzia艂em ci臋 na dworze.
- Nazywam si臋 Vargo Dreikhennen i nie mam zamiaru ci臋 skrzywdzi膰 – czerwonow艂osy zajrza艂 g艂臋boko w oczy rozm贸wcy, staraj膮c si臋 wzbudzi膰 zaufanie. - Edwin wys艂a艂 mnie za tob膮, panie, w roli eskorty.
- Jakiej eskorty? - odwarkn膮艂. - Niby gdzie?
- Moim zadaniem jest bezpiecznie odtransportowa膰 ci臋 do stolicy i osadzi膰 na tronie, jako prawowitego w艂adc臋.
Oczy Varrandera zrobi艂y si臋 nagle wielkie ze zdziwienia. Zaskoczony cofn膮艂 si臋 kilka krok贸w, zaraz jednak opanowa艂 emocje. Wolno wydoby艂 miecz z pochwy, co na m臋偶czy藕nie nie zrobi艂o najmniejszego wra偶enie. Nie oderwa艂 nawet pustych, lodowato zimnych oczu od twarzy ch艂opaka, jakby klinga w jego d艂oni by艂a zupe艂nie niewarta uwagi.
- A co je艣li nie zechc臋? - zapyta艂 ksi膮偶臋 hardo.
- To tw贸j obowi膮zek, panie.
- Szczam na m贸j obowi膮zek! - krzykn膮艂. - Zmusisz mnie si艂膮?
- Przyznaj臋, 偶e nie bra艂em tego pod uwag臋, ale je艣li zostan臋 do tego zmuszony... My艣l臋, 偶e jednak mnie to tego nie zmusisz- odpar艂 po prostu.
- No to si臋 mylisz – sykn膮艂 Varrander i wyszarpn膮艂 zza pasa n贸偶. Vargo spodziewa艂 si臋 tego, ale i tak zareagowa艂 z szybko艣ci膮 niemal nieosi膮galn膮 dla cz艂owieka. Zawirowa艂 w uniku i b臋d膮c wci膮偶 w ruchu wydoby艂 z pochwy p贸艂torar臋czny miecz, jakby by艂 wyka艂aczk膮. Ksi膮偶臋, nie trac膮c czasu, zaszar偶owa艂 na niego z furi膮, ale ostrze z brz臋kiem odbi艂o si臋 od uko艣nej parady. Wojownik niezwykle zwinnie wywin膮艂 si臋 unikaj膮c drugiego ciosu, pewnie stawiaj膮c stopy na nier贸wnym gruncie. Gdy ich miecze skrzy偶owa艂y si臋 po raz kolejny, mocno napar艂 na przeciwnika barkiem, wytr膮caj膮c go z r贸wnowagi, nast臋pnie wykorzystuj膮c to, zdo艂a艂 chwyci膰 jego prawy nadgarstek, niemal mia偶d偶膮c go w stalowym u艣cisku i zmuszaj膮c zaskoczonego bruneta do upuszczenia broni.
Tamten jednak ryzykuj膮c przekonanie, 偶e najemnik nie mo偶e zrobi膰 mu krzywdy, w ma艂o honorowy spos贸b kopn膮艂 go kolanem w krocze i run膮艂 na艅 ca艂ym ci臋偶arem. Vargo mimo masywnej postury zaskoczony nieoczekiwanym atakiem run膮艂 na ziemi臋 i razem z ch艂opakiem potoczyli si臋 w d贸艂 zbocza. Varrander wyl膮dowa艂 na szerokiej piersi czerwonow艂osego najemnika i chocia偶 kr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie, a cia艂o mia艂 obola艂e po upadku od razu zamachn膮艂 si臋 na艅 pi臋艣ci膮. Tamten jednak tak偶e szybko doszed艂 do siebie, wi臋c zd膮偶y艂 j膮 chwyci膰, nim go dosi臋gn臋艂a. Varrander zdawa艂 si臋 tym niezra偶ony i uderzy艂 go w twarz czo艂em. Krew natychmiast ciep艂ym strumieniem zala艂a usta i brod臋 Vargo, ale chwyci艂 woln膮 d艂oni膮 przyd艂ugie w艂osy na karku ch艂opaka i odwdzi臋czy艂 si臋 tym samym, tak偶e rozwalaj膮c przeciwnikowi nos. Jego chwilowe zamroczenie wykorzysta艂 do zepchni臋cia go z siebie i ju偶 po chwili przygniata艂 drobniejszego ch艂opaka ca艂ym ci臋偶arem cia艂a. Tamten jednak mimo 偶e znalaz艂 si臋 na wyra藕nie przegranej pozycji nie dawa艂 za wygran膮 i przez d艂u偶szy czas szamotali si臋 jeszcze po ziemi, kln膮c i parskaj膮c krwi膮 na wszystkie strony, dop贸ki zirytowany ju偶 Dreikhennen pot臋偶nym ciosem nie pozbawi艂 Varrandera przytomno艣ci.
*
Ockn膮艂 si臋 w nienaturalnej i wybitnie niewygodnej pozycji, z r臋kami mocno sp臋tanymi na plecach i policzkiem przyci艣ni臋tym do wilgotnej trawy. W powietrzu czu膰 by艂o wieczorne och艂odzenie.
Ch艂opak j臋kn膮艂 cicho i spr贸bowa艂 zmieni膰 u艂o偶enie, 偶eby ul偶y膰 zdr臋twia艂ym mi臋艣niom. Sporo wysi艂ku kosztowa艂o go podniesienie si臋 do siadu, a gdy w ko艅cu mu si臋 to uda艂o spotka艂 przenikliwe spojrzenie swojego oprawcy, kt贸ry kilka krok贸w dalej ostrzy艂 miecz.
- Dobrze, 偶e si臋 obudzi艂e艣. Powinni艣my rusza膰 – oznajmi艂 艂agodnym, lecz nieznosz膮cym sprzeciwu g艂osem.
- Dlaczego uwa偶asz, 偶e po tym jak mnie spra艂e艣 po mordzie zmieni艂em zdanie i zechc臋 z tob膮 i艣膰? - warkn膮艂 Varrander.
- Nie interesuje mnie czy zechcesz. Moim obowi膮zkiem jest bezpiecznie odstawi膰 ci臋 do kraju. Je艣li nie dasz mi powod贸w, 偶ebym rozwi膮za艂 ci r臋ce i odda艂 bro艅 to po prostu przerzuc臋 ci臋 przez siod艂o jak worek kartofli. Tak czy inaczej dotrzemy na miejsce, tw贸j komfort nie jest priorytetem.
Ch艂opak nie potrafi膮c znale藕膰 偶adnych argument贸w rzuci艂 tylko kilka przekle艅stw, po czym na powr贸t zapad艂a cisza, przerywana tylko nu偶膮cym brz臋czeniem owad贸w i zgrzytem ose艂ki o kling臋 miecza. Vargo cierpliwie kontynuowa艂 prac臋, a Varrander mimo wcze艣niejszego postanowienia aby go ca艂kowicie ignorowa膰 zacz膮艂 z nud贸w obserwowa膰 jego ruchy i wci膮偶 nieporuszon膮 twarz. By艂 pewien, 偶e widywa艂 go kiedy艣 na dworze, nie zwraca艂 na niego zbyt du偶ej uwagi ale Dreikhennen mia艂 na tyle charakterystyczn膮 urod臋, 偶e nie spos贸b ca艂kiem wyrzuci膰 go z pami臋ci. Ju偶 same w艂osy, kr贸tko przystrzy偶one po bokach i d艂u偶sze na 艣rodku o intensywnie czerwonym kolorze nie zdarza艂y si臋 cz臋sto, do tego imponuj膮cy wzrost i postawa czyni艂y go trudnym do przeoczenia. Ch艂opak jednak szczeg贸lnie zapami臋ta艂 te oczy, gdy偶 by艂 pewien 偶e przynajmniej kilka razy zosta艂 obrzucony ich ch艂odnym spojrzeniem. Czerwonow艂osy patrzy艂 na niego wtedy dok艂adnie tak jak teraz na kling臋 miecza, oboj臋tnie lecz z pe艂n膮 koncentracj膮, szukaj膮c najmniejszej skazy. Wcze艣niej kojarzy艂 tylko uczucie towarzysz膮ce byciu przyszpilonym tym wzrokiem, teraz wreszcie mia艂 okazj臋 dostrzec szczeg贸艂y – te bezwzgl臋dne oczy mia艂y pod艂u偶ny kszta艂t i zdawa艂y si臋 wiecznie przymru偶one, nadaj膮c mu wygl膮d gro藕nego skupienia. Spod lekko opuszczonych powiek l艣ni艂y w cieniu absurdalnie d艂ugich rz臋s bystre jak u drapie偶nika t臋cz贸wki, o barwie niezwykle ciemnego granatu, niczym najg艂臋bsze otch艂anie Morza P贸艂nocnego. Kiedy to spojrzenie podnios艂o si臋 znowu na ch艂opaka przez chwil臋 poczu艂 si臋 jakby zn贸w walczy艂 noc膮 ze sztormem. Po chwili jednak zda艂 sobie spraw臋, 偶e mimo wcze艣niejszych postanowie艅 od d艂u偶szego czasu gapi si臋 na najemnika i co gorsza zosta艂 na tym przy艂apany. Ze z艂o艣ci膮 odwr贸ci艂 g艂ow臋 przywo艂uj膮c na usta kpi膮c膮 min臋.
- Teraz naprawd臋 musimy ju偶 rusza膰, panie – oznajmi艂 Vargo wstaj膮c z miejsca i mocuj膮c miecz z powrotem na plecach.
- Teraz? Przecie偶 zapada noc – warkn膮艂 jadowicie ksi膮偶臋.
- Musimy znale藕膰 bardziej os艂oni臋te miejsce na nocleg. Powinni艣my zd膮偶y膰 zanim ca艂kiem si臋 艣ciemni.
- Przecie偶 ju偶 sko艅czyli艣my si臋 goni膰, wi臋c po co dalej chcesz si臋 ukrywa膰?
- Wydawa艂e艣 mi si臋 troch臋 bystrzejszy – odpar艂 najemnik podchodz膮c do wi臋藕nia i szybkim ruchem rozcinaj膮c mu wi臋zy. Ch艂opak zosta艂 tym stwierdzeniem na tyle wybity z r贸wnowagi, 偶e na razie nawet nie przysz艂o mu do g艂owy aby wykorzysta膰 niespodziewan膮 wolno艣膰, roztar艂 tylko odruchowo nadgarstki i zmarszczy艂 gniewne brwi.
- Co masz na my艣li? - zapyta艂 obserwuj膮c nieufnie jak Vargo sprawdza co艣 przy uprz臋偶y swego pot臋偶nego karosza.
- To co powiedzia艂em. 呕e wydawa艂e艣 mi si臋 bardziej rozgarni臋ty – powt贸rzy艂 wci膮偶 oboj臋tnie. - A z twoich s艂贸w wnioskuj臋, 偶e nie zorientowa艂e艣 si臋, 偶e kto艣 poza mn膮 ci臋 艣ciga. I oni, w przeciwie艅stwie do mnie, nie maj膮 pokojowych zamiar贸w – to m贸wi膮c odwr贸ci艂 si臋 zn贸w w stron臋 ch艂opaka i rzuci艂 mu jak膮艣 wilgotn膮 szmat臋. Brunet z艂apa艂 j膮 i spojrza艂 na niego t臋po. Nowe informacje sprawi艂y, 偶e nagle zapomnia艂 o g艂臋bokim postanowieniu bycia wynios艂ym i ironicznym akceptuj膮c wyraz zbaranienia na swojej twarzy. Na dodatek w 偶aden spos贸b nie potrafi艂 sobie wyt艂umaczy膰 owej szmaty, dopiero gdy Vargo wskaza艂 na sw贸j nos, ch艂opak zrozumia艂 i ostro偶nie przejecha艂 ni膮 nad g贸rn膮 warg膮. Znalaz艂 艣lady zakrzep艂ej krwi, pami膮tki po ostatniej szarpaninie, wi臋c przez jaki艣 czas w milczeniu czy艣ci艂 sk贸r臋. Nast臋pnie najemnik odebra艂 od niego skrawek materia艂u i pom贸g艂 mu dosi膮艣膰 swojego wierzchowca, co Varrander chwilowo uczyni艂 bez sprzeciwu. Nast臋pnie czerwonow艂osy usadowi艂 si臋 za nim i ruszyli wolnym st臋pem.
- Kto mnie 艣ciga? - zapyta艂 w ko艅cu ksi膮偶臋 zerkaj膮c k膮tem oka na jad膮cego za nim m臋偶czyzn臋.
- Nie wiem dok艂adnie. M贸wi ci co艣 imi臋 Shirkhem?
Brunet pokr臋ci艂 g艂ow膮 i wlepi艂 wzrok w 艂臋k siod艂a na kt贸rym kurczowo zaciska艂 palce. Nagle poczu艂 si臋 strasznie g艂upio, jak dziecko. Uczucie to pot臋gowa艂y silne ramiona, kt贸re aby si臋gn膮膰 uzdy oplata艂y go w talii, kt贸re nagle, w ca艂kowicie idiotyczny spos贸b da艂y mu poczucie bezpiecze艅stwa. Po tak d艂ugiej ucieczce czu艂 si臋 wyczerpany, zar贸wno fizycznie jak i emocjonalnie. Wi臋c p贸ki co postanowi艂 przyj膮膰 za dobr膮 kart臋 to, 偶e teraz kto艣 inny mia艂 zamartwia膰 si臋 tym, czy prze偶yje.
- Na razie wiem tylko, 偶e kogo艣 wynaj膮艂. Je艣li si臋 uda, po prostu ich zgubimy, nie ma sensu ryzykowa膰 konfrontacji gdyby mieli okaza膰 si臋 gro藕nymi przeciwnikami – g艂os Vargo wci膮偶 by艂 g艂臋boki i lekko zachrypni臋ty, lecz ju偶 nie tak ostry jak poprzednio. Varrander nie odpowiedzia艂 i zn贸w pogr膮偶yli si臋 w milczeniu. Ch艂opak d艂ugo rozmy艣la艂 o tym dziwnym uczuciu ulgi – w ko艅cu jeszcze niedawno chcia艂 zamordowa膰 swojego rzekomego „wybawc臋”. Mo偶e po prostu chwilowo by艂 zbyt zm臋czony na mordercze my艣li? Ca艂kiem prawdopodobne. Ciche odg艂osy nocy i 艂agodne ko艂ysanie w siodle coraz bardziej go usypia艂y. Ostatnimi dniami zawsze w po艂owie czuwa艂, nas艂uchuj膮c zbli偶aj膮cego si臋 prze艣ladowcy. Teraz gdy silne ramiona najemnika przytrzymywa艂y go w siodle nie mia艂 si臋 czego ba膰 i po jakim艣 czasie przymkn膮艂 powieki, po czym nie艣wiadomie opar艂 g艂ow臋 o tors m臋偶czyzny za nim, aby zapa艣膰 w g艂臋boki i nad wyraz spokojny sen.
Vargo zanotowa艂 to z lekkim zdziwieniem – ch艂opak kt贸ry za wszelk膮 cen臋 chcia艂 mu roztrzaska膰 czaszk臋- i to po tym, jak dowiedzia艂 si臋, 偶e jest on tu w roli eskorty – teraz ca艂kiem rozlu藕ni艂 si臋 w jego ramionach. Najemnik przelotnie zerkn膮艂 na twarz Varrandera – na regularne, godne szlachcica rysy, w ko艅cu wyg艂adzone. Bez zaci臋to艣ci wyrysowanej na kszta艂tnych wargach i z艂ego b艂ysku w teraz przymkni臋tych oczach wreszcie zacz膮艂 wygl膮da膰 na sw贸j wiek i status. Dopiero gdy zasn膮艂 nabra艂 cech dwudziestoparoletniego, urodziwego panicza a nie dzikiego m臋偶czyzny kt贸rego postawa sprawia艂a, 偶e wygl膮da艂 jakby wieki sp臋dzi艂 b艂膮kaj膮c si臋 po bezdro偶ach. Po ustach najemnika przebieg艂 ironiczny u艣miech, zaraz jednak zn贸w przybra艂 oboj臋tn膮 min臋 i wpatrzy艂 si臋 w g臋stniej膮cy przed nim mrok. Do wieczornych odg艂os贸w do艂膮czy艂 teraz r贸wnomierny oddech ch艂opaka tu偶 przy jego uchu.