Książę 8
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 28 2012 22:58:23
Rozdział 8.
Książę, zaczynasz odkrywać, kim jesteś

Książę zamrugał, zdziwiony spoglądając na kłębek kołdry. Miał wrażenie, że to wszystko jest tylko kolejnym dziwnym snem. Co robiłoby tu dziecko? Dlaczego przez całe dnie siedziałoby samo na poddaszu? Pytania wręcz zalewały mu myśli, ale na żadne nie potrafił znaleźć odpowiedzi, aż wreszcie spod pierzyny wyjrzała twarz dziewczynki. I kiedy spoglądał na tę zmarnowaną buzię, już wiedział. Po plecach przebiegły mu dreszcze obrzydzenia.
Nigdy wcześniej nie widział tak brzydkiego dziecka. Dzieci powinny przecież być urocze, prawda? Dlaczego więc twarz tej dziewczynki pokrywały liczne strupy, a przekrwione oczy spoglądały na niego z bólem?
Serce zabiło mu szybciej, ale tłumaczył sobie, że był to tylko wyraz obrzydzenia do tego dziecka.
- Kim jesteś? – znów padło to samo pytanie.
- To ty mi powiedz, kim jesteś – odpowiedział i mimo obrzydzenia, jakie wywoływało w nim dziecko, nie potrafił oderwać od niego badawczego spojrzenia.
- Ael – szepnęła dziewczynka. – A ty?
- Jestem księciem królestwa, w którym żyjesz, powinnaś to wiedzieć. – Dziewczynka w świetle świecy wyglądała niemal przerażająco. Krótkie, jasne włosy opadały na jej schorowaną twarz, suche usta przy wypowiadaniu słów poruszały się wolno, jakby z bólem, a przekrwione, choć o nieco kocim wyrazie, oczy spoglądały na niego badawczo.
Przerażające, powtarzał sobie Książę w myślach. Jeszcze nigdy nie widział czegoś tak przerażającego jak to dziecko. Nawet Pies jawił mu się teraz jako przyjemne stworzenie.
- Jesteś księciem? – Usta wygięły się w uśmiech, a oczy zmrużyły w wyrazie uwielbienia. – Naprawdę jesteś księciem? Dlatego jesteś taki piękny? Książęta zawsze są piękni i mają piękne księżniczki. A ty masz księżniczkę? Jest tak piękna jak ty? – Z jej gardła wydobył się potok słów, który szybko jednak został przerwany napadem okropnego kaszlu. Dziewczynka skuliła się pod kołdrą, rzężąc przeraźliwie.
Książę w pierwszym odruchu chciał uciec. Po prostu uciec i udawać, że wcale tu nie wchodził, że wcale nie spowodował tego kaszlu.
- Już… już dobrze, Książę – wysapała dziewczynka, kiedy się uspokoiła. – Bardzo przepraszam – dodała, jakby zawstydzona.
- Ile masz lat, Ael? – zapytał młody następca, udając, że poprzedniego napadu kaszlu po prostu nie było. I że wcale nie miał zamiaru uciekać stąd jak jakiś tchórz.
- Dziesięć – odparła, charcząc jeszcze. Nie minęła chwila, a przeraźliwy kaszel znów ją dopadł. Tym razem jednak trwał o wiele dłużej, a dziewczynka wiła się na łóżku, nie mogąc złapać oddechu. Książę stał jedynie, spoglądając w ten obraz i dopiero, gdy dziecko przestało kaszleć, po czym opadło na materac zamierając w bezruchu, zrobił dwa kroki do przodu. Przez grubą kołdrę nie potrafił nawet dostrzec, czy oddycha, bo pierwsza jego myśl dotyczyła właśnie tego, że Ael umarła.
I stał tak, spoglądając na jej pokrytą strupami twarz. Na zamknięte, niemal fioletowe powieki i suche usta. Nie żyje? Powinien chyba ją dotknąć, sprawdzić puls, ale brzydził się. Nie chciał jej dotykać. Dziewczynka, mimo że była miła, wzbudzała w nim odrazę, a z drugiej strony oprócz odrazy było jeszcze jakieś inne uczucie, kłócące się z tym pierwszym. Nie wiedział tylko, jak może je nazwać.
- Ael? – spytał w końcu, jednak dziecko mu nie odpowiedziało. Wyglądało jakby naprawdę umarło.
Zrobił kilka nerwowych kroków w tył. Mimo wszystko nigdy nie widział umierającej osoby. Mimo swoich pragnień zobaczenia śmierci, nigdy jej nie widział. A teraz musiał przyznać, że wcale mu się to nie podobało.
Ael była dzieckiem. Dzieci nie powinny ot tak umierać, przebiegło mu przez myśli. A przecież jeszcze kilka dni temu nigdy by tak nie pomyślał. Dlaczego?
Przełknął ślinę, odwracając się szybko na pięcie, po czym zbiegł ze schodów z niesamowitą prędkością. Chyba powinien powiedzieć Victorowi, prawda? Serce waliło mu w piersi jak oszalałe.
Wbiegł do ich sypialni i spojrzał na śpiącego Victora. Już miał go budzić, już miał powiedzieć, co stało się tam, na górze, gdzie nie wolno było mu wchodzić, gdy nagle zamarł.
Dlaczego obchodził go los tego obrzydliwego dziecka? Dlaczego aż tak bardzo się zmienił? Przecież kiedyś… kiedyś by go to nie zainteresowało.
A wtedy w jego głowie zrodziła się jeszcze straszliwsza myśl: a może tak naprawdę się nie zmienił? Może od samego początku był taki miękki, taki słaby? Zagryzł wargę, czując, jak serce łomocze mu w piersi. Już nic nie rozumiał. Nie wiedział nawet, kim tak naprawdę jest.
Huk. Drgnął, spoglądając na Psa. Nie, to nie był huk, to było bardzo głośne szczeknięcie. Dlaczego Pies na niego szczekał? Ale zwierzę znowu szczeknęło, przebierając przednimi łapami. Zupełnie jakby wiedziało, o czym przed chwilą myślał Książę i jakby chciało potwierdzić, że jest słaby. Że tak naprawdę nic nie znaczy… A może chciał zaprzeczyć książęcym myślom?
- Książę? – usłyszał zaspany głos dobiegający z łóżka. – Co robisz? Chodź spać i nie rób scen w środku nocy.
- Myślisz, że jestem słaby? – zapytał, całkowicie ignorując jego słowa.
- Co? – Victor podniósł się na łokciu, spoglądając na sylwetkę Księcia okrytą ciemnością. – Słaby w jakim sensie? Fizycznie tak. Fizycznie to ty jesteś nawet bardzo słaby…
- Nie w tym sensie słaby! – przerwał mu gwałtownie, odwracając się w jego stronę przodem. – Myślisz tak, prawda? Myślisz, że jestem słaby!? Drwisz ze mnie! Śmiejesz się w środku, kiedy to wszystko obserwujesz!
- Książę… - szepnął Victor, wyraźnie zaniepokojony napadem agresji. – Uspokój się, proszę. – Odrzucił kołdrę na bok, po czym podszedł do młodego władcy i tak po prostu go przytulił. A Książę pozwolił się przytulić. – Myślę, że jesteś bardzo niespójną postacią, ale na pewno nigdy nie pomyślałem, że jesteś słaby – wyszeptał mu do ucha, po czym tak po prostu musnął je wargami. – Myślę również, że dopiero zaczynasz odkrywać, kim tak naprawdę jesteś, stąd ta zmiana z Księcia z zamku w Księcia z tej chaty.
- Jestem słaby – zaprzeczył, obejmując Victora ramionami. – Jestem. Śmiejesz się teraz ze mnie, prawda?
- Nie. – Odsunął go, aby móc mu spojrzeć w twarz, która i tak była ledwo widoczna w ciemności, jaka panowała w pomieszczeniu. – Jesteś człowiekiem, Książę, nie mam się z czego śmiać – mówiąc to, nachylił się i tak po prostu pocałował go. Delikatnie, ledwie musnął jego wargi, ale książęce serce i tak zareagowało na tę drobną pieszczotę. Zabiło szybciej, gwałtowniej, biło tak, jak jeszcze nigdy. – Więc co takiego cię zdenerwowało, Książę?
- Byłem u góry – odchrząknął.
- Przecież…
- Nie przerywaj mi! – warknął Książę. – Wiem, że mi nie pozwoliłeś tam wchodzić, ale wszedłem. – Po tym wszystkim musiał odzyskać swoją książęcą twarz. To, co wydarzyło się chwilę temu, było dla niego zbyt kompromitujące. – Idź do Ael, zaczęła kaszleć i nagle opadła na łóżko. Nie wiem, co się stało… - Książę nie zdążył dokończyć. Victor szybko się od niego odsunął i już po chwili młody następca mógł usłyszeć pośpiesznie stawiane kroki na drewnianych stopniach.
Odetchnął ciężko, czując, że znajduje się w całkiem nowej dla siebie sytuacji. Wydarzenie sprzed chwili, słowa Victora, pocałunek… Powinien być zły. Powinien go zbesztać, ale nie był zły, więc dlaczego miałby go zwyzywać?
Pies jęknął, po czym trącił zimnym, mokrym nosem jego rękę. Książę spojrzał na iskrzące się w ciemności ślepia i bezwiednie pogłaskał łeb zwierzęcia.
- Mam iść? – Pies ponownie mruknął coś pod nosem i ponownie trącił jego rękę. Czy to było czymś w stylu „tak”?
Stanął pod schodami, spoglądając na pomieszczenie u góry, z którego wylewało się światło. Stał tak dłuższą chwilę, nasłuchując. Nic jednak nie usłyszał i już chciał wspiąć się po schodach, żeby zobaczyć, co takiego się stało, gdy w końcu do jego uszu dobiegł głos dziewczynki:
- Przepraszam.
- Nic się nie stało. Niedługo wszystko się skończy, zobaczysz. – Książę jeszcze nigdy nie słyszał, aby głos Victora był aż tak ciepły. Nawet, kiedy chwilę temu mówił do młodego władcy, jego głos był inny. Jakby cięższy. Mniej delikatny od tego, który przeznaczony był dla Ael. – Wypij to.
- Boli – jęknęła dziewczynka, a Książę wspiął się na kilka stopni, żeby móc lepiej słyszeć przebieg rozmowy. I ton Victora. Ten ciepły, przepełniony miłością ton, którego Victor nigdy nie użył w stosunku do niego.
- Przestanie. Śpij, kochanie, śpij.

Victor spojrzał na niego umęczonym wzrokiem, siadając przy stole naprzeciw władcy. Ponad godzinę spędził u dziewczynki, próbując ją uspokoić i ulżyć jej w bólu. Dopiero przed chwilą mała Ael zasnęła, a zaczynało już świtać.
Książę również nie spał. Słuchał uważnie słów Victora skierowanych do dziewczynki i z każdym kolejnym zdaniem zdawał sobie sprawę, że dla mężczyzny to dziecko jest niezwykle ważne. Najważniejsze.
- Nie musiałeś na mnie czekać – stwierdził mężczyzna, opadając na blat. – Mogłeś iść spać.
- Kim jest dla ciebie Ael? – zapytał Książę, wbijając w Victora zaciekawione spojrzenie. Mężczyzna podniósł głowę, którą ułożył na stole, również przyglądając się sylwetce Księcia oświetlonej pierwszymi promieniami słońca, jakie wpadały do pomieszczenia przez okno znajdujące się tuż obok.
O dziwo Książę nie był zmęczony albo może jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, że człowiek bez snu nie potrafi normalnie funkcjonować. Był raczej ciekawy tego, co jest pomiędzy Victorem a małą, schorowaną, a na dodatek bardzo brzydką dziewczynką. Tylko dlaczego Victor kochał kogoś tak brzydkiego?
- To dla niej cię porwałem. – Wyprostował się i dopiero teraz Książę zauważył cienie pod jego kocimi, zmęczonymi teraz, oczami. Po nocnej walce z chorobą dziewczynki, Victor wyglądał okropnie. Blade policzki w porannym świetle zdawały się być szare i zapadnięte, zielone, zazwyczaj przepełnione życiem oczy, zmatowiały. Victor był zmęczony. Bardzo.
Książę spojrzał na mężczyznę czujniej, mając wrażenie, jakby był przedmiotem. Ot, zwykłą rzeczą, którą można ukraść i za którą dostanie się później pieniądze. A on przecież nie był rzeczą. Był Księciem.
- Planowałeś to porwanie? – zapytał, a na jego twarzy gościła przerażająca obojętność. Tylko roziskrzone, stalowe oczy zdawały się coś mówić. Tylko one zdradzały jak Książę się w tym momencie czuł. Wcale nie podoba mu się bycie przedmiotem.
- Planowałem porwanie – powiedział Victor spokojnie, jakby nie widział emocji wyrażanych przez książęce oczy, które teraz tak uporczywie na niego spoglądały. – Miał to być ktoś bogaty, ale spotkałem ciebie, Książę – mówił dalej, nie zrażając na wzrok młodego władcy, w którym teraz odbijała się cała gama uczuć. Od rozczarowania, po złość. Ale biło to tylko z oczu Księcia, twarz wciąż pozostawała obojętna. Wąskie usta jak zwykle były ściśnięte, a ułożenie idealnych, ciemnych brwi zdawało kłócić się z oczami.
- Co jej jest? – Był rzeczą. Dla Victora był jedynie rzeczą.
- Wiem tylko, że jest chora i w każdej chwili może umrzeć. Muszę mieć pieniądze na wizytę u dobrego medyka i na późniejsze leczenie. – Ale przecież on też traktował ludzi jak rzeczy. Swoje pokojówki, opiekunów i wszystkich innych ludzi pracujących w zamku.
- Ale przecież zginiesz. Zostaniesz złapany. Nawet, jeżeli będziesz mieć te pieniądze, to co z nimi zrobisz martwy? – Sam przecież był lalką, a więc był też i przedmiotem.
- Dam je mamie. Mam już wszystko dokładnie przemyślane, nie martw się. – Victor nawet mu kiedyś powiedział, że przypomina lalkę. Sam w sobie widział lalkę.
- Jestem zmęczony. Pójdę położyć się spać. – Tylko dlaczego nie chciał już widzieć tej lalki?
Przykrył się kołdrą i przekręcił na bok, czubkiem nosa prawie dotykał tej spróchniałej, drewnianej ściany, której jeszcze kilka dni wcześniej tak bardzo się brzydził. Teraz jednak go to nie obchodziło. Właściwie, to nawet tego nie zarejestrował.
Teraz przerażało go to, co działo się z nim. Te wszystkie uczucia, których nigdy wcześniej nie doświadczył. Zaczynał zdawać sobie sprawę, że nigdy nie był księciem, którego wykreował w zamku. Że to wszystko było jak zakłamany sen.
Materac ugiął się pod ciężarem Victora, a mężczyzna westchnął z przyjemnością, kiedy tylko ułożył się na łóżku. Książę czuł za sobą powolne ruchy, to jak Victor przykrywa się kołdrą i jak jego bose stopy dotykają stóp Księcia, jak przez chwilę szuka dla siebie dogodnej pozycji, którą w końcu udało mu się znaleźć. Na boku, przodem do pleców młodego następcy.
Serce Księcia kolejny raz tej długiej, nieprzespanej nocy, zabiło szybciej. A kiedy mężczyzna bez słowa objął go w pasie i wtulił twarz pomiędzy książęce łopatki, serce łomotało mu w piersi jak szalone.
- Drżysz – szepnął Victor w jego plecy.
Książę przełknął ślinę, która od kilku sekund nieprzyjemnie zalegała mu w gardle. Nie odpowiedział. Udawał, że zasnął, nawet jeśli jeszcze bardzo długo się z tym męczył.

Victora nie było. Kiedy tylko udało mu się w końcu wyspać, wyruszył do miasta, nie zdradzając jednak Księciu swojego celu. Powiedział jedynie, że jeżeli znowu mu się zbierze na wycieczkę po lesie, tym razem może nie wrócić żywy. Ale Księciu nie zbierało się na żadne wycieczki, z dwojga złego wolał już tę spróchniałą, śmierdzącą zgnilizną chatkę, która wydawała się być całkiem bezpiecznym miejscem.
I Książę siedział już tak, w tej zatęchłej chacie, kilka dobrych godzin, podczas których nauczył Psa siadać na komendę. W ogóle Pies nie był już tak brzydkim stworzeniem, jakim był na początku. Miał bardzo ładne oczy, stwierdził Książę, kiedy Pies już któryś raz z rzędu dobrze wykonał jego polecenie. I ładny, duży, czarny nos, pomyślał, kiedy Pies na komendę się położył. A i nawet tak nie śmierdzi, może się wykąpał?
Pewnie Książę dalej uczyłby Psa różnych, bardzo nieprzydatnych sztuczek, gdyby z góry nie dobiegło go skrzypienie podłogi. Uniósł głowę, zupełnie jakby mógł przez sufit dostrzec, co dzieje się w pomieszczeniu wyżej.
Nie myśląc już wiele, ruszył w stronę schodów i szybko wspiął się na ich szczyt. Kiedy stał tuż przed drzwiami, zawahał się, ale w końcu przekręcił gałkę. Wszedł do środka, zastając małą Ael podpierającą się ściany i próbującą dojść do jedynego okna, jakie znajdowało się w pomieszczeniu.
Małe, chude nóżki wystawały spod białej, zbutwiałej koszuli. Wydawały się Księciu tak cienkie, że za chwilę mogłyby się połamać.
Dziewczynka spojrzała na niego, a jej pokryta ranami twarz nagle się rozpogodziła. Kocie oczy rozpromieniły się, a usta wygięły w szeroki uśmiech, powodując u Księcia zakłopotanie.
- Cieszę cię, że mnie odwiedziłeś, Książę – powiedziała radośnie, dochodząc wreszcie do okna i siadając tuż naprzeciw niego. Okno znajdowało się bardzo nisko, siedząc na podłodze spokojnie można było obserwować widok, jaki rozprzestrzeniał się tuż za szybą i najwidoczniej to dziewczynka robiła całymi dniami. – Opowiesz mi bajkę, Książę?
- Bajkę? – zdziwił się.
- Bajkę – potaknęła dziewczynka, a jej wzrok utkwiony był w oknie. – O pięknej księżniczce i księciu.
- Nie znam bajek – odparł zakłopotany Książę. Tak, był zakłopotany, bo nigdy nie miał do czynienia z tak kruchą osobą. Miał wrażenie, że jednym ruchem mógłby zrobić jej krzywdę.