Chwycić nieuczwytne 2
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 21 2012 16:53:09
Minęło trochę czasu odkąd ostatni raz widziałem Mariusza. Dla świata to tylko kilka dni, dla mnie cała wieczność. Pomimo tego, co mi zrobił, nadal chcę go zobaczyć, pogadać, a nawet wybaczyć i błagać na kolanach, żeby do mnie wrócił. Moja matka mówi, że się od niego uzależniłem, ja myślę, że po prostu jestem głupi.
Jestem głupi i uzależniony od Mariusza.
Jest jeszcze jedno wyjaśnienie tego, że chcę jego powrotu. Strach! Boję się jak cholera, zawsze tak było. Boję się egzystować samotnie, bo nie wiem co ze mną będzie. Jestem egoistą, ale na to też nie mogę nic poradzić. Pewnie dlatego wolał pójść do tej kobiety, której zrobił dzieciaka.
Jestem beznadziejny.
I w całej swojej beznadziejności właśnie piszę do niego smsa.
„Przyjdziesz?” - zapytuję. Najwyżej mnie zignoruje.
Ale nie! Oto nadchodzi wiadomość:
„Po co?”.
„Pogadać”.
„O czym?”
On się jeszcze pyta o czym?! Chociażby o tym, że mnie zdradził i zostawił!
„Czuję się samotny” - odpisuję.
„Przygarnij kota” - odpowiada. Jasne, kota! A że mam uczulenie to już zapomniał. No tak, teraz nie ma już obowiązku pamiętać.
„Znalazłem coś twojego, więc przyjdź i to zabierz”. - To absolutnie nie było kłamstwo! Wczoraj rzeczywiście znalazłem kilka jego płyt i jakieś dokumenty, nie wiem czy są mu jeszcze potrzebne, ale przecież ich nie wyrzucę ot tak sobie.
Długo nie odpisuje i już zaczynam się denerwować. Ignoruje mnie?
„Wpadnę po pracy” - odpowiada. Uśmiech satysfakcji ozdabia moją twarz... i zaraz potem spełza z niej powoli, kiedy mój wzrok wędruje po pokoju. Boże, jaki burdel! Gdyby moje ubrania mogły wytworzyć własną jaźń, już dawno same by się wyprały i złożyły w szafie. Albo uciekły, ale wolę pierwszą, bardziej optymistyczną wersję.
Czas na porządki.

Przerzucam szmaty, które przed chwilą ułożyłem, wywracam na lewą stronę wszystkie kieszenie, ale za nic nie mogę odnaleźć mojego portfela. Gdzież on się podział?! Nie, żeby było w nim coś ważnego, poza dowodem osobistym, bo kasy w nim raczej nie noszę, ale jednak jakoś mi tęskno za nim. Pewnie dlatego, że jest skórzany i był skandalicznie drogi. No i dowód! Cholerka, będę musiał się ruszyć na policję. I co im powiem? Że wcięło? Diabli na drągu wynieśli? Krasnoludki zrobiły sobie z niego dach?
– Czego szukasz? - dobiegł mnie znajomy głos. Podskoczyłem zaskoczony i odwróciłem się w stronę wejścia.
– Pukać nie umiesz? - warknąłem. Mariusz wzruszył tylko ramionami. Rozejrzał się po pomieszczeniu. - Co za burdel. - Pokręcił głową z niesmakiem.
– Uwierzyłbyś, że przed chwilą był tu niemal nienaganny porządek? - uśmiechnąłem się.
– Nie – pokręcił głową. - Gdzie to, co znalazłeś?
– Ach, tak! - przypominam sobie. Przecież po to tu przyszedł. Z szuflady wyjmuję pudełko po butach. - Są w środku. - Podaję mu. Niech zabiera co jego, przynajmniej nic więcej nie będzie mi o nim przypominało.
– Dzięki – mówi nieszczerze nie zaglądając do środka.
– Napijesz się czegoś? - pytam. Otwiera usta by coś odpowiedzieć (prawdopodobnie by powiedzieć „nie”), kiedy odzywa się dzwonek do drzwi. Jak ja nienawidzę niezapowiedzianych gości!
– Poczekaj tu! Zaraz wracam! - Wymijam go w progu i ruszam do drzwi wejściowych. Otwieram je i...
– O mój Boże! - Szczęka opada mi z wrażenia.
– Gorzej mnie nazywali – Cyprian nonszalancko wzrusza ramionami. - Miło cię znowu widzieć, Wit.
– Eee... ciebie też, chyba. - Czy mi się to śni?! Mam nadzieję, bo będę miał problem jeśli Mariusz go zobaczy.
– Nie martw się nie jestem stalkerem. Zostawiłeś u mnie portfel, więc uznałem za stosowne ci go odnieść – wyjaśnił podając mi moje zagubione, skórzane cudeńko.
– Dzięki. Skąd znałeś adres? - Głupie pytanie, ale niestety już je zadałem, więc...
– W środku był dowód – odparł i wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Myślałem, że wkręcasz mnie z tym imieniem.
– Niestety nie.
– Wit?
– Tak?
Zaczyna chichotać. Znaczy, że poszukał i znalazł.
– Tak, wiem, to naprawdę zabawne – przewróciłem oczami. Gdybym za każdym razem, gdy ktoś śmieje się ze znaczenia mojego imienia dostawał dziesięć groszy, myślę, że zdołałbym uzbierać na nowy komputer.
– Chętny? - Teraz już jawnie się śmieje.
– Tak, to rzeczywiście zabawne – zgadzam się jak zwykle.
– Przepraszam. - Krztusi się niemal ze śmiechu, a ja grzecznie czekam aż skończy. Wreszcie się uspokaja. - Przepraszam jeszcze raz.
– Wybaczam.
– Twój dziadek miał fantazję, żeby cię tak nazwać - stwierdza.
– O tak, iście ułańską powiedziałbym – zgadzam się. Ciągle trzymam go w progu, choć w sumie nie miałbym nic przeciwko, żeby wszedł. Gdyby nie Mariusz... Zaraz! Moment! Czy przed chwilą nie jęczałem czasem, że chciałbym, żeby Mariusz do mnie wrócił?! A teraz zamiast posłać Cypriana do stu diabłów i zaciągnąć byłego do łóżka, stoję tu jak ten osioł!
– Witek, naprawdę muszę iść! - Słyszę nagle za plecami. Szlag!
– Już? Dopiero przyszedłeś! - Odwracam się w mgnieniu oka gotów trzasnąć Cyprianowi drzwiami przed nosem. Od zrobienia tego powstrzymuje mnie tylko moje dobre wychowanie i to, że właściwie to chciałbym, żeby został. Mariusz spogląda ponad moim ramieniem. Wiem dobrze co widzi. Dziki kurwik pojawia się w jego oku.
– Przedstawisz mnie? - pyta nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem.
– Jasne, pewnie. Mariusz, to jest Cyprian. - Wskazuję mężczyznę za plecami i zaraz obracam się o sto osiemdziesiąt stopni. - Cyprian to jest Mariusz.
– Miło mi! - Jak przystało na dżentelmena (a nie przeczuwałem, że mój nowy znajomy nim jest) Cyprian wyciąga dłoń na przywitanie. Jego szeroki uśmiech ostro kontrastuje z podejrzliwym wzrokiem Mariusza. Mój ex zachowuje jednak spokój i ściska podaną mu dłoń.
– Mi również. To twój... nowy znajomy, Witek? - pyta wciąż na mnie nie patrząc. Po jego minie widzę, że nie jest zadowolony z takiego obrotu spraw.
– Tak, poznaliśmy się niedawno – odpowiadam coraz bardziej uszczęśliwiony, bo zdaje się, że Mariusz jest zazdrosny! A skoro jest zazdrosny to znaczy, że jeszcze coś do mnie czuje, a jeśli jest tak w rzeczywistości to teraz powinno mi pójść z górki! Jeszcze go odzyskam!
– Ach, więc ty pewnie jesteś Mario! To znaczy TEN Mario! - wyskakuje nagle Cyprian. Posyłam mu mordercze spojrzenie, a przynajmniej mam nadzieję, że takie właśnie jest.
– „Ten Mario”? - Mój eks wreszcie kieruje swój wzrok na mnie.
– No, bo mówiłem Cyprianowi, że jestem zajęty, bo mam ciebie i w ogóle, i jakoś tak wyszło. - Tłumaczenie się nigdy nie było moją domeną. Zawsze gubię się w zeznaniach.
– Ach tak? - Mariusz gromi mnie spojrzeniem, a ja cieszę się jak ten głupi. W końcu na mnie patrzy! - No cóż, niestety muszę już iść. Miło było cię poznać. - Uśmiecha się wyjątkowo oszczędnie do Cypriana, całuje mnie w policzek i wychodzi.
Pocałował mnie! Co z tego, że w policzek? Ten gest miał znaczyć: „jest mój, jest już naznaczony, więc nie waż się go tknąć”! A przynajmniej mam nadzieję, że to właśnie oznaczał.
– Mi również było miło – odpowiada Cyprian przepuszczając go w drzwiach. - Więc, mogę wejść? - pyta, kiedy Mariusz znika nam z oczu.
– Chyba tak – zgadzam się dość niepewnie. Nie znoszę niezapowiedzianych gości, ale w końcu odniósł mi portfel, więc mógłbym go chociaż za próg wpuścić. Poza tym słyszałem skrzypiącą podłogę u sąsiadki, co znaczy, że stara pudernica wyłupia na nas gały przez wizjer.
– Ładne mieszkanko – mówi mój gość, rozglądając się ciekawie po pomieszczeniu, które zwykłem zwać salonem. - Duże – dodaje, kiwając głową z uznaniem.
No, w porównaniu do twojej małej klitki, mój „hangar” jest dość przepastny.
– Więc, to był Mario? - pyta, rozsiadając się na kanapie. Chwyta jedną z ozdobnych poduch, obraca ją w dłoniach marszcząc brwi. - Cholerka, wszystkie obicia do siebie pasują. Masz jakąś fobię, czy co?
Może i mam małego bzika na tym punkcie, co zresztą odziedziczyłem po matce, która zawodowo zajmuje się urządzaniem wnętrz. Teoretycznie ja też się tym zajmuję, w praktyce jednak w tym momencie jestem bezrobotny.
– Tak, to był Mario. Mariusz, właściwie. A poduszki to nie fobia, tylko wyczucie estetyki.
– Aha. - Uniwersalna odpowiedź na sprawy, o których nie ma się pojęcia, nie rozumie o co chodzi, ale chce się stwarzać pozory zrozumienia lub po prostu nie chce się ich zrozumieć. - Więc tym się zajmujesz?
– Tak. Jako że jestem typowym maminsynkiem, poszedłem w ślady rodzicielki. Jest dekoratorem wnętrz – wzruszam ramionami. Od małego szwendałem się jej pod nogami, więc chcąc nie chcąc podłapałem jakieś podstawy.
– Aha. - Kolejna uniwersalna odpowiedź. - Mariusz...
Oho, wracamy do tematu.
– … to ten co zrobił lasce dzieciaka i cię zostawił? - spytał.
Ach, ta szpila przeszyła moje serce!
– Tak, to ten – odparłem.
– Wygląda znajomo, ale nie mam pojęcia gdzie mogłem go spotkać. - Mój gość zmarszczył brwi, intensywnie nad czymś myśląc. Zaraz jednak machnął ręką. Widać nic nie wymyślił. To dobrze, bo nie mam ochoty wyjaśniać kim jest i co robi mój eks.
– Więc, czego chciał? Wpadł po drodze z pracy, zapomniał czegoś, czy wpadł na przyjacielskie bzykanko? - spytał, wbijając kolejną szpilę w moje ciało. Skrzywiłem się nieznacznie. - Bingo! - Cyprian uśmiechnął się z satysfakcją.
– Nie twój interes, ale tak. Taka była umowa.
– Była?
– Była, dopóki dziecko nie weszło nam w drogę.
– Rozumiem.
– A ty?
– Co „ja”?
– Co ty tu robisz? Czego chcesz ode mnie?
– Nie wiem – wzruszył ramionami. - Przechodziłem obok i postanowiłem wpaść?
Pokręciłem przecząco głową. Zła odpowiedź.
– Przyniosłem twój portfel z nadzieją, że się odwdzięczysz?
Jeszcze gorsza odpowiedź. Kręcę głową. Cyprian uśmiecha się.
– Nie martw się, nie wykorzystam sytuacji – zapewnia.
Niby dlaczego?! Przecież moja psia minka mówi, że właśnie zostałem porzucony i zdradzony, to chyba jasne, że potrzebuję pocieszenia! Nawet jeśli mówię NIE, cholera!
– Wyjdę jeśli chcesz – oznajmia.
– Nie, spoko, i tak nie spodziewam się żadnych gości – wzruszyłem ramionami. - Napijesz się czegoś? - pytam, mając nadzieję, że w którejś szafce zostało choć trochę kawy.
– Wody, jeśli można.
Alleluja! Kranopolanki ci u mnie dostatek!
Skoczyłem na jednej nodze do kuchni, skąd po chwili wróciłem (na drugiej nodze) z butelką wody mineralnej (no przecież nie dam mu kranówki!) i dwiema szklankami, które jakimś cudem wygrzebałem ze zlewu. Oczywiście je umyłem, żeby nie było...
– Spore mieszkanie – zagadnął Cyprian. - Pewnie słono za nie płacisz – stwierdził, zwracając na mnie pytające spojrzenie.
I tu mnie zagiął!
Odkąd straciłem pracę, mieszkanko, w którym się gnieżdżę opłaca mój ojciec. Tak, tak, wiem jak to wygląda. Jestem pasożytem społecznym, przyznaję się bez bicia.
– Eee... Nie mam pojęcia – poddałem się zaskakująco szybko. Nie mam siły ani ochoty tłumaczyć obcemu facetowi co i jak.
– Aha.
Nie no, na serio, skończyłby już z tym „aha”.
– Więc, nadal spotykasz się ze swoim byłym – zagadnął, zmieniając temat rozmowy.
– Jak widzisz – odpowiadam.
– Nadal coś do niego czujesz? Po tym jak cię zdradził i porzucił?
– Ty zerwałeś wszystkie kontakty z dziewczyną? - odpowiedziałem pytaniem. Uśmiechnął się smutno. - No właśnie.
– Nie da się pozbyć uczuć tak szybko, co?
– Podobno można je stłumić.
– Serio?
– No, tak słyszałem.
– Jak?
– Tego już nie słyszałem. - Zamilkliśmy na chwilę, ale, jako że nie jestem zbyt cierpliwy, zaraz znów zacząłem nadawać: - Właściwie, to dziwię się, że Mariusz był ze mną tak długo. Nie jestem typem człowieka, z którym da się długo wytrzymać. Potrafię być upierdliwy jak odcisk na stopie. Na serio! To jedyny facet, który znosił to przez kilka ostatnich lat.
– Może jest po prostu cierpliwy? - podsunął Cyprian.
– Może. A twoja dziewczyna? Jaka jest? - zmieniłem temat.
– Ciężko mi o niej coś teraz powiedzieć – uśmiechnął się wyjątkowo smutno. Aż zrobiło mi się go szkoda. Wyglądało na to, że jej zdrada mocno go zraniła. Aż chce się utulić takiego...
- Zawsze wydawało mi się, że jest kimś na kim mogę polegać. Chodzący ideał, nie dość, że ładna, to jeszcze wyrozumiała, kochająca, ciepła i... lojalna. Tak mi się przynajmniej wydawało.
– Musiała mieć powód, żeby cię zdradzić, nie? - zastanowiłem się.
– Miała ich pełno. Od mojej pracy począwszy, na naszych kłótniach o dzieciach i rodzinie skończywszy.
– Nie lubisz dzieci?
– Nie bardzo – przyznał.
Hmm... gdzie ja to już widziałem/słyszałem/skąd to znam? Ach tak...
- Mój były też nie lubi dzieci. Nazywa ich szczeniakami bez kagańców. Niech zgadnę, ona pewnie chciała wielkiej rodziny, ślubu, domku z ogródkiem i stada bachorków?
– Coś w ten deseń.
– Dlatego nie zadaję się z kobietami.
Roześmiał się. Szlag, uśmiecha się równie rozbrajająco co Mariusz. I jak ja mam tutaj zapomnieć i iść dalej, skoro każdy facet przypomina mi JEGO?
– Chcesz ją zobaczyć? - spytał nagle.
– Ale tak... na żywo? - osłupiałem. Tylko mi nie mówcie, że chce mnie wciągnąć w jakiś stalking!
– Nie, nie – odparł szybko, sięgając do kieszeni spodni, skąd wyjął portfel, a z niego małe zdjęcie. - To ona – oznajmił, podając mi kawałek sztywnego papieru. Fotka przedstawiała młodą, ładną dziewczynę o jasnych blond włosach. Typ, który podobał się facetom najbardziej. Wyobraziłem sobie ich razem i nagle dopadła mnie depresja... On idealny, ona idealna! Kurde! Że też tacy ludzie naprawdę istnieją na tym świecie! Nie no, skoro tacy jak oni mają problemy ze swoim związkiem, to czemu ja się dziwię, że mój ideał mnie zostawił. Kto wie, może jego nowa dziewczyna też jest taką pięknością.
– Nie potrafię się z tym pogodzić – westchnąłem ciężko. Mój gość pokręcił głową z politowaniem.
– Więc na co czekasz? Goń za nim, a jeśli wciąż będzie uciekał, podstaw mu nogę. Pokaż mu, że ci zależy, że jesteś tym jedynym, że kochasz i potrzebujesz.
– A co jeśli nie potrafię? - zawahałem się, choć to, co powiedział w jakiś sposób dotarło do mojego otępiałego umysłu.
– Siedząc tu się tego nie dowiesz, prawda?
Tu miał rację! Choć nie miałem jeszcze pojęcia, co właściwie mógłbym zrobić. Ale przecież coś muszę. Zanim stanie się to, co ma się stać i mój luby włoży obrączkę na niewłaściwy palec.
Może to nie uprzejme z mojej strony, ale wyprosiłem gościa (no dobra, wygoniłem, wypchnąłem niemal za drzwi) i zacząłem obmyślać plan.

Mój śmiały plan odzyskania eksia spalił na panewce. Dlaczego? Bo wyszukując wszystkie „za” i „przeciw” wprowadzaniu jakiegokolwiek planu w życie, stwierdziłem, że nie ma sensu. O tak, witaj depresjo! Na wakacjach byłaś? Musiałaś akurat teraz wracać?! Suko jadowita!
Na domiar złego wieczorem zadzwoniła mama.
– Co dobrego u mojego syna słychać? - spytała wesoło.
– Dobij mnie... - poprosiłem.
– Dobry Boże, nie zaczynaj mi tu znowu! Co tym razem?
– Żeni się ten drań!
– Co, zrobił jakiejś dziewczynie dzieciaka?
– Noo...
– Aha – odparła matka, a ja automatycznie przypomniałem sobie o Cyprianie. Cholerne "aha", ale dzięki niemu wpadł mi do głowy całkiem niezły pomysł.
– Mamuś, zadzwonię później, co? Mam coś do zrobienia.
– Dobrze, dobrze – westchnęła rodzicielka. - Tylko nie przepadaj znowu na całą noc!
– Tak, tak – mruknąłem i rozłączyłem się.
A teraz sprawdźmy, czy dobrze pamiętam adres...

***


Dobrze zapamiętałem. Co za ulga!
Co za głupota iść taki kawał drogi w nocy!
Zapukałem do odpowiednich drzwi.
Cisza.
Mam nadzieję, że nie tam jest!
Pukam po raz drugi.
Cisza.
Zaczynam się denerwować.
Nagle słyszę kroki po drugiej stronie. Drzwi się otwierają, a mój nowy znajomy wygląda zza nich... Półnagi! W seksownych bokserkach.
– Hej, Wit! - uśmiecha się wesoło, a mi miękną kolana (za to coś zupełnie innego sztywnieje). - Potrzebujesz czegoś? - pyta. Kiwam głową, nie będąc w stanie wydobyć z siebie słowa. Bądź co bądź, kawał smakowitego mięska z niego. Parska śmiechem i dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że w ogóle nie patrzę na jego twarz, a o wiele, wiele niżej... Chyba zrozumiał moje niecne zamiary (albo wyczytał w moich kosmatych myślach o co mi chodzi), bo chwycił mnie za rękę i wciągnął do mieszkania.
Na to, co działo się potem opuszczę kurtynkę milczenia...

***


Deja vu. Prawie jak w Matrix'ie! Siedzę w mikro kuchni nad talerzem... jajecznicy, tym razem, a mój gospodarz paraduje po tej niewielkiej przestrzeni w samych bokserkach. I jak ja mam się skupiać na jedzeniu?!
– Wiedziałem, że wrócisz – oznajmił mężczyzna, odwracając się do mnie. Mój wzrok automatycznie zjechał w dół na wyraźnie odznaczającą się wypukłość. - Spodobało ci się u mnie? - uśmiechnął się zawadiacko.
– Nie po to przyszedłem! - zaprzeczyłem natychmiast i, z wielkim wysiłkiem, podniosłem wzrok na jego twarz.
– Jasne – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
– Mówię serio! - broniłem się. Szkoda, że wczoraj nie zastosowałem jakiejś samoobrony, kiedy wciągał mnie do łóżka. Ale jak mogłem się oprzeć?! No jak?! Takie ciacho obracało mnie jak chciało, całą noc! MNIE! Mięczaka, jęczyduszę i wariata! Gościa, którego nikt inny nie chciał: porzuconego szaleńca i głupca, który całe życie chował się za mamusiną spódnicą. Powinienem mu dziękować na klęczkach, że łaskawie się nade mną zlitował i mnie przeleciał. I to dwa razy!
Hmm... swoją drogą pomysł z dziękowaniem na klęczkach nie jest taki zły... Paskudny, zboczony chochlik w mojej głowie zawył ze śmiechu.
– Więc, po co przyszedłeś? - zapytał Cyprian.
– Po radę - odpowiedziałem natychmiast, zgodnie z prawdą. I tak wyciągnął by to za mnie prędzej czy później. Stawiam na „prędzej”, bo jestem strasznym mięczakiem – słaby na tortury, katowanie zwierząt i usta Cypriana. Zwłaszcza na to ostatnie!
– Radę? - zainteresował się.
– No.
– Dotyczącą? - dopytywał się. Jakby nie wiedział!
Wziąłem głębszy oddech i wypaliłem:
– Jak mam odzyskać mojego faceta?
Moja bezpośredniość widocznie go zaskoczyła. Mnie zresztą też. Kto by pomyślał, że w całej swojej mięczakowatości, zdołam wykrzesać z siebie tyle zapału, by poszukać pomocy u obcego człowieka.
– Cóż, nie jestem ekspertem w tej dziedzinie. - Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na mnie z miną mędrca. Brakowało mu tylko koziej bródki i krzaczastych brwi. I śmiesznej czapeczki. - Co innego gdybyś chciał z kimś zerwać... O tak, to zawsze wychodzi mi najlepiej.
– Sam nie potrafię tego zrobić. Nie wiem nawet od czego zacząć, nie jestem raczej przebojowym typem, więc... cokolwiek? - poprosiłem, robiąc minę zbitego psa. Chyba pomogło, bo Cyprian westchnął, podrapał się po głowie i powiedział:
– Dobra. Pierwsze co musisz zrobić, to wziąć się w garść!
– To wiem sam.
– Znasz jego rodzinę?
– Nie.
– Przyjaciół?
– Tylko jednego.
– Dziewczynę?
– Dowiedziałem się o niej tydzień temu.
– Wy na serio ze sobą chodziliście? - spytał z niedowierzaniem. - Nie znasz jego rodziny ani znajomych, nie wiesz nawet z kim cię zdradzał!
– Nic na to nie poradzę. Tak się po prostu złożyło – wzruszyłem ramionami.
– W takim razie może warto byłoby ich poznać. Znajomych, rodzinę. Może zacznijmy od znajomych. Staraj się włazić mu pod nogi, tak, żeby cię widział. Musi pamiętać, że istniejesz. Kuś, podstawiaj mu nogę, pokaż, że ci zależy. Rozumiesz?
– Eee... noo, tak jakby – skinąłem głową.
– Powinieneś też poznać jego dziewczynę.
– Po co?! - przestraszyłem się.
– Żeby sprawdzić kim jest i co z niej za zawodnik. Jej słabe strony, najgorsze wady i tajemnice. Zaprzyjaźnij się z nią i pokaż swojemu facetowi, ze jesteś od niej lepszy.
– A jeśli nie zechce się ze mną zaprzyjaźnić?
– Każda laska chciałaby mieć przyjaciela geja, wierz mi! - zapewnił z szelmowskim uśmieszkiem. Słodki drań!
– No dobra, a potem?
– A potem, zbieraj plony.
– Nie wiem czy mi się to podoba – pokręciłem głową. Nie, żeby to było jakoś strasznie trudne do zrozumienia czy wykonania, ale sama myśl, że mam zrobić coś takiego napawa mnie przerażeniem. Nie jestem silny. Ani trochę! Straszny ze mnie słabeusz i wszyscy to wiedzą. Ale może to jest właśnie moja najsilniejsza broń? Może jeśli zobaczy mnie w zupełnie innym świetle...
– A dziecko? - spytałem. Nie możemy przecież udawać, że go nie ma.
– Kochany, istnieje coś takiego jak alimenty, a zdaje się, ze mówiłeś, że on nie lubi dzieci. To jasne, że żeni się z rozsądku. Zresztą, skąd wiesz, że dzieciak jest jego?
Tymi słowami, mój słodki drań, zasiał we mnie ziarnko niepewności. Zacząłem się zastanawiać, a kiedy już zaczynam myśleć, to nie mogę przestać... dlaczego do tej pory o tym nie pomyślałem? Dlaczego nie pytałem, kiedy miałem szansę? Kto powiedział, że to jego dzieciak? Nie wiem nawet czy w ogóle istnieje jakieś dziecko! Może to tylko wymówka, której użył uciekając ode mnie?
To mnie troszkę wkurzyło i zaniepokoiło, ale... zmusiło do myślenia! Tak, muszę zacząć działać póki mam czas.
Zaraz jednak napadły mnie wątpliwości: czy sobie poradzę? Czy jestem na tyle silny fizycznie i psychicznie? I najważniejsze: CO JA, DO CIĘŻKIEJ CHOLERY, W OGÓLE WYPRAWIAM?!