Saga o poświęceniu 1
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 21 2012 16:48:17
Tom pierwszy: Ratując Connora


Rozdział Pierwszy: Opiekun Brata

- Jakie są twoje przysięgi, Harry?
Harry znał je, mimo że miał dopiero pięć lat. Jego matka trzymała go na rękach, pochylając się nad łóżkiem jego brata, a chłopiec szeptał razem z nią hipnotyzujące słowa, które słyszał przez całe swoje życie.
- Żeby opiekować się Connorem. Zawsze go chronić. Upewnić się, że będzie wiódł spokojne życie, póki to będzie możliwe, aż nie będzie musiał znowu stawić czoła Lordowi Voldemortowi. - Tu jego matka zawsze brała przerwę na oddech, jakby była przerażona.
Harry zaczekał, aż zaczęła znowu mówić, a jego głos dołączył się do jej. - Żeby być jego bratem, jego przyjacielem i jego stróżem. Żeby go kochać. Żeby nigdy z nim nie współzawodniczyć, nie popisywać się przed nim i nigdy nie dać nikomu do zrozumienia, jak bardzo jestem mu bliski. Żeby być zwyczajnym, żeby on mógł być nadzwyczajny.
Harry pamiętał, jak się zaciął na końcowym słowie, kiedy na ich ostatnich urodzinach matka po raz pierwszy poleciła mu samemu wypowiedzieć te słowa, zamiast tylko słuchać, jak ona je mówi. Nigdy jednak nie zapytał, co oznaczają. Jego rodzice czasem uważali, że jest mądrzejszy, niż był w rzeczywistości. Ale teraz chciał się dowiedzieć, więc obrócił się w stronę matki, kiedy ta niosła go do łóżka, i zapytał:
- Mamo, co to znaczy nadzwyczajny?
Lily Evans Potter zawahała się na dłuższą chwilę, patrząc w dół na Harry'ego, jakby nie wiedziała, jak na to odpowiedzieć. Potem uśmiechnęła się słabo, pokręciła głową i usiadła koło niego na łóżku. Harry ułożył się wygodniej pod kołdrą. Nie spuszczał twarzy matki z oczu. Oboje mieli tak samo niezwykłe jasnozielone oczy, podczas gdy tęczówki Connora i ojca chłopców, Jamesa, były jasnobrązowe. Harry uważał - a opinię tę krył w sekretnym pudełku swojego umysłu, pełnym myśli, których nie wolno mu było wypowiedzieć na głos - że dzieli z matką specjalną więź dlatego, że mają takie same oczy. Oczywiście wiedział, że to nieprawda, skoro to Connor był Chłopcem, Który Przeżył, ale Harry lubił czasem poudawać.
Zamyślona Lily odgarnęła do tyłu jego grzywkę, odsłaniając bliznę na czole chłopca. Była w kształcie błyskawicy. Harry wiedział, skąd się wzięła - powstała na skutek uderzenia przez spadający kamień podczas ataku Voldemorta, w tę straszną noc, której nie pamiętał, kiedy to Lily i James zostali wyciągnięci z domu wieścią, że ich bliźniaki już zostały porwane. Voldemort pojawił się tam, rzucił klątwę Avada Kedavra na Connora, a Connor ją odbił i go zniszczył. Nacięcie na jego czole miało kształt serca, było przeklętą blizną. Myśląc o tej nocy, Harry zorientował się, że pojmuje znaczenie słowa "nadzwyczajny", nawet zanim Lily mu je wyszeptała.
- To znaczy... specjalny, Harry. To znaczy, że ktoś nie jest przeciętny. Że wybija się ponad tłum.
Zawahała się, jakby nie wiedziała, jak ująć to, co jeszcze chciała dodać.
- I ja muszę być przeciętny, żeby Connor mógł być specjalny - powiedział Harry, przytakując.
Rozumiał. Jego młodszy brat będzie potrzebował jego pomocy. To niełatwe przeznaczenie, jak każdego dna tłumaczyła mu Lily, być kimś, od kogo wszyscy oczekują, że kiedyś pokona Lorda Voldemorta. Voldemort nie zginął tak naprawdę i pewnego dnia powróci. Connor musiał być gotów na ten dzień, musiał się skoncentrować, co było kolejnym słowem, którego Harry dość wcześnie się nauczył. Więc Harry pomoże mu się koncentrować, będąc przeciętnym.
Nie wiedział jeszcze, jak ma tego dokonać, ale znajdzie sposób. Kiedy tylko zerkał w stronę Connora, czuł wielki napływ miłości do młodszego brata. Connor był specjalny i taki pozostanie. A Harry mu w tym pomoże.
Kiedy znowu spojrzał na swoją matkę, ta uśmiechała się do niego tym małym, sekretnym uśmieszkiem, który tylko oni znali. Przytaknęła i szepnęła:
- Dokładnie tak, Harry. - I pocałowała go jeszcze przed wyjściem z pokoju.
A Harry zrozumiał wtedy w nagłym przypływie radości, że ich specjalna więź jednak nie była fałszywa. Jego mama wierzyła, że Harry zajmie się młodszym bratem. To było ważne. To było specjalne.
Obrócił się i ukłonił w stronę łóżka Connora. Nauczył się tego gestu ze starej historii, którą kiedyś opowiedział mu dziadek.
- Będę cię chronił, Connorze - powiedział. - Będę twoim rycerzem, a ty będziesz królem.
Connor westchnął przez sen.
Harry wyszczerzył zęby, wiedząc, że jego brat się nie obudzi - Connor miał bardzo mocny sen – po czym zamknął oczy.

***

- Niezła próba, Harry! Prawie ci się udało złapać znicz!
Harry uśmiechnął się i wylądował lekko, wbijając nogi w ziemię, żeby przypadkiem znowu nie odlecieć. Kochał latanie do tego stopnia, że mógłby nawet niechcący wystrzelić się w niebo.
- Dzięki, Connor - powiedział, schodząc z miotły i kiwając głową bratu. - Będę dalej
próbował. Jestem pewien, że szybko się poprawię, skoro ty jesteś moim trenerem.
Connor zszedł z własnej miotły, podskoczył i potargał włosy Harry'ego, zupełnie jakby było im to jeszcze potrzebne.
- Będzie lepiej - powiedział. - Następny mecz.
Wyrzucił w powietrze trzepoczący znicz, podbiegł do swojej miotły, wskoczył na nią i zaczął ścigać złotą piłeczkę.
Harry położył się na ciepłej od słońca trawie i obserwował. Connor był już pięćdziesiąt stóp nad ziemią, potem sześćdziesiąt. Wtedy odważnie zanurkował spiralą, o mały włos mijając zarówno znicza, jak i trawę. Wyhamował na czas, a Harry odetchnął z niepokojem. Sam pokazał bratu, jak nurkować, ponieważ Connor musiał świetnie latać, ale i tak czuł gulę przerażenia w gardle na myśl, że to może być ten raz, w którym Connor się rozbije. Dłoń opadła na jego ramię. Harry obrócił głowę i uśmiechnął się, gdy zobaczył, kto za nim
stoi.
- Nie wiedziałem, że tu jesteś, Łapo - powiedział, po czym usiadł, żeby uścisnąć Syriusza.
Jego ojciec chrzestny oddał uścisk jedną ręką i usiadł obok. On również wbijał oczy w
Connora. Święcie przekonany, że tak właśnie powinno być, Harry oparł się o Syriusza i zamknął oczy.
- James chciał pobyć sam na sam z twoją matką - powiedział wreszcie Syriusz i spojrzał na Harry'ego.
- Syriuszu! Fuj.
Harry zmarszczył nos. Nie miał ochoty myśleć o swoich rodzicach uprawiających seks. Jutro wypadały jedenaste urodziny chłopców, wtedy otrzymają listy do Hogwartu. Harry wiedział, że jego rodzice prawdopodobnie czują niepokój w ten ostatni miesiąc przed wypuszczeniem Connora w wielki, szeroki świat czarodziejów, ale wolałby nie dowiadywać się, w jaki sposób starają się koić stres.
W odpowiedzi Syriusz potarmosił mu włosy. Harry już zdążył się przyzwyczaić, że wszyscy to robią.
- W każdym razie - dodał Syriusz - chcieli, żeby ktoś was tu przypilnował. Tak na wszelki wypadek.
Harry spiął się i odsunął.
- Ja pilnuję Connora – powiedział. - To moje zadanie.
Syriusz uśmiechnął się łagodnie.
- Wiem, Harry, ale Connor to tylko dziecko.
Westchnął i spojrzał w górę. Connor minął się ze zniczem i obrócił miotłę do góry nogami, żeby dalej za nim gonić.
- I chociaż wiem, że Peter - wypluł to imię - jest w Azkabanie, to wciąż są inni Śmierciożercy, którzy mogliby szukać okazji, żeby skrzywdzić Connora.
Harry przytaknął. Wiedział wszystko o Śmierciożercach. Jego rodzice podali mu nazwiska osób, których byli pewni, kazali mu się uczyć o ich rodzinach i mocach, a także ćwiczyć kilka podstawowych zaklęć, póki był niemal na tyle dobry, że mógł powstrzymać Śmierciożercę.
Niemal, powtórzył sobie Harry. Chciałby myśleć, że jest już wystarczająco dobry, ale ciężko było to określić przed właściwym zmierzeniem się ze Śmierciożercą. Poza tym musiał ćwiczyć w tajemnicy. Czasem nieco szybciej łapał zaklęcia niż Connor, a nie mógł zawstydzić swojego brata, popisując się przed nim.
"Tylko trochę szybszy, to wszystko" - zaprotestował, kładąc się z powrotem, żeby dalej obserwować, jak Connor po raz kolejny stara się złapać trzepoczący znicz. - "I na miotle też szybciej latam, ale zawsze pilnuję, żeby go nie wyprzedzić. Nigdy się nie dowie. Nikt się nigdy nie dowie. Wszyscy będą myśleć, że on jest najlepszy."
To zadowoliło Harry'ego. Już pomijając kwestię dorastającego w świetle reflektorów Connora - na co całkowicie zasługiwał jako ktoś naznaczony przez Voldemorta - dodatkowa przewaga może się kiedyś przydać. Śmierciożerca zignoruje Harry'ego, myśląc, że ten wolno lata na miotle, a wtedy chłopiec będzie mógł w niego wjechać i załatwić każdego, kto spróbuje skrzywdzić jego brata.
- Harry, na Merlina, zachowujesz się, jakbyś miał cały ciężar świata na swoich barkach - powiedział Syriusz, przerywając jego rozmyślenia. - Wszystko w porządku?
Harry spiął się na moment, po czym rozluźnił. Przypomniał sobie, że Syriusz z Remusem uważają jego poważne słowa o ochranianiu brata za dziecinne. Nie znali prawdy, w przeciwieństwie do mamy. Nikt nie będzie znał prawdy. Harry będzie zwyczajny.
- Nic mi nie jest - odpowiedział. - I nie noszę na barkach całego ciężaru tego świata. To dla Connora.
Twarz Syriusza złagodniała i znowu zaczął przyglądać się Connorowi, póki ten nie złapał znicza.
- Ma przed sobą ciężką drogę - zgodził się.
"Nie tak ciężką, jak mogłaby być" - obiecał sobie Harry, podciągając kolana pod brodę i obejmując j e ramionami. - "Zawsze będę u twojego boku, Connorze. Będę cię chronił i nikt mnie nie zauważy, póki nie spróbują cię skrzywdzić, bo wtedy to ja ich skrzywdzę."
Takie było życie. To była ścieżka bycia przeciętnym i mimo to gotowym do obrony Chłopca, Który Przeżył. To był sposób, dzięki któremu Connor mógł przeżyć.
Harry słuchał, jak jego brat, któremu przeznaczone było życie pełne trudów i bólu, śmieje się, i nie mógł wyobrazić sobie niczego, czego by nie mógł poświęcić, żeby ten śmiech został taki, jakim był teraz.