Tysiąc liści w świetle przemijania 1
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 21 2012 16:27:16
“Syn kupca” lub “Jutro czyha śmierć, nie warto żałować tej nocy”


Przyciskał uda do ciała mężczyzny. Gwałtowne ruchy wstrząsały ciałem nagiego chłopaka, który nie opierał się wcześniejszym zalotom samuraja. Starszy czarnowłosy samuraj całował jego szyję, odbierając mu ostatnie resztki nastoletniej niewinności. Nagle wszystko skończyło się i mężczyzna doszedł, przyciskając go mocno do siebie i sapiąc głośno po wykonanym wysiłku, bardzo przyjemnym wysiłku.
- Chcesz czegoś? - w końcu się odezwał.
Chłopak pokręcił głową i zakrył się swoim kimonem, jakby wstydząc się zbliżenia z nieco starszym mężczyzną. Starszy zrozumiał i nalał sobie sake, obracając się do młodzieńca plecami. Przyglądał się zachodzącemu słońcu w ciszy i spokoju, zerkając co chwila na leżącego na łożu. Gdy upił ostatni łyk, wstał i podał mu czyste kimono, uśmiechając się nieznacznie do niego.
- To zabawne, jaki teraz jesteś nieśmiały, chłopcze.
- To nie tak, panie... - chłopak odwrócił głowę i podparł się, patrząc tępo na ścianę dojo. Teraz bił się z myślami, czy dobrze zrobił. Ojciec by go zakatował za oddanie się byle jakiemu samurajowi. A miał iść w ożenek, jak to sobie rodzice zaplanowali. Niestety, jakże bywa nagły przypływ emocji i gorąc w łóżku potem... A zaczęło się od zwykłego, niewinnego pocałunku.
- Rozumiem, nagła chwila, prawda? - Samuraj zdawał się jakby czytać w myślach chłopaka.
- Tak. - Chłopak przyznał mu rację i położył rękę na plecach starszego. - Zbliżenie między nami było... Nader interesujące. - Dobierał delikatnie słowa. Wiedział, że gdyby źle coś powiedział, skończyłby w najlepszym wypadku z poderżniętym gardłem, gdzieś w alejce, leżąc w błocie i wymijany jakby nigdy nie istniał. Okrutne czasy.
- Powiedz mi, chłopcze, jak masz na imię?
Chłopak spojrzał na niego, nieco zdziwiony tym pytaniem.
- Jestem Take, syn kupca Mirabashi'ego. - Odpowiedział szczerze, toteż samuraj tylko się uśmiechnął.
Syn kupca, ta myśl go ubawiła niezmiernie, bo tacy byli raczej ułożeni i posłuszni swoim ojcom. A ten tutaj, wygląda na to, wolał spędzić swój pierwszy raz z nieznajomym panem miecza.
- A ty jesteś... Mistrz Gi, prawda? - zapytał niepewnie Take, przyglądając się bródce młodego samuraja.
- Gdzie tam mistrz - machnął ręką Gi, śmiejąc się głośno. - Nikt tutaj nie studiuje ani nie robi żadnego treningu, tylko odziedziczyłem tytuł po ojcu, oraz tą podupadającą szkołę.
Chłopak westchnął i spojrzał na bokkeny, to znaczy drewniane miecze treningowe, ułożone przy ścianie równiutko. Albo ich nikt tak dawno nie używał od czasu szkoły ojca Gi, albo młody samuraj lubił porządek na swoich włościach. Nie osiadał na nich żaden kurz, toteż chyba to drugie.
Mężczyzna pił już drugą butelkę sake, co też zauważył młody syn kupca.
- Dlaczego tyle pijesz panie?
Mężczyzna zaśmiał się, po czym spoważniał.
- Obawiam się - zaczął - że to moja ostatnia noc na tym świecie.
- Dlaczego? - zdziwił się chłopak i przysiadł na skraju łóżka.
- Pewien ronin z prefektury Kano wyzwał mnie na pojedynek. Niechcący go potrąciłem, to i się zdenerwował niemało. Walczylibyśmy już dzisiaj, lecz przyuważyły nas psy z Magistratu. A im nie odpowiada, gdy dwójka ludzi z mieczami pojedynkuje się na ulicy. Umówiliśmy się na jutrzejszy ranek, kiedy słońce wstanie.
Chłopak milczał, słuchając słów samuraja Gi. Też posmutniał, myśląc o tym, że poznał bardzo miłego mężczyznę, acz nagle jutro może go już nie być wśród żywych i straci go na zawsze. Taka karma, ale to było nie uczciwe. Nie dla młodego Take.
- Boisz się, że umrzesz? - zagaił.
- Tak, boję się każdego dnia. Ale taki los wojownika, który dzierży tytuł i miecz.
- Ale gdy zginiesz...
- Tak. Moja szkoła i styl upadnie. A wraz z nim moje nazwisko rodowe. - Nieciekawa perspektywa dla samuraja. To tylko nazwisko, acz ród...
- To smutne - przerwał mu pomyślunek.
Mężczyzna spojrzał na niego, gdy ten usiadł mu na kolanach i zabrał mu czareczkę sake. Sam się napił i zaczął go całować głęboko.
- Ale jeśli ta noc jest nam pisana, wykorzystajmy to.
Młody syn kupca całował go coraz namiętniej, obejmując go w pasie nogami. Może i będzie to ostatnia noc z nim, ale pewna cząstka jego chciała tego. Chciała pozostawić coś w duszy, która przejdzie do następnego ciała. Przynajmniej mówiły tak podania buddyjskie.
Gi przyparł go w końcu do łóżka i posiadł delikatnym ruchem. Chłopak jęknął przeciągle i objął samuraja czule, całując go. Mężczyzna poruszał się w nim, nie ukazując żadnego cienia wątpliwości. Jeśli to miała być jego ostatnia noc, powinien sobie poużywać. Wszak może i dla Buddy dwa razy to za dużo, ale w takiej okoliczności można pominąć milczeniem taką maksymę.
Seks dawał im niebiańską przyjemność, kochali się bardzo namiętnie. Nogi chłopaka wystrzeliły wysoko w powietrze podczas coraz mocniejszych ruchów mężczyzny, jęki przerodziły się w krzyki a deski poczęły skrzypieć pod nimi. Ta noc zdawała się być najdłuższą w życiu Gi.
W końcu oboje musieli dać upust swojemu napalonym ciałom ostatni raz i doznać spełnienia. Młody chłopak krzyknął ostatni raz i opuścił swoje nogi, delikatnie całując kochanka i trzymając go mocno, jakby nie mogąc pozwolić mu opuścić łoża. Czas jednak był nie ubłagany.
- Muszę już iść... - przerwał upojną ciszę mężczyzna.
- Tak, wiem... Pojedynek.
Chłopak ubrał się powoli, jakby nie mogąc pogodzić się z tym, co zaraz się stanie. Musiał w końcu odejść, to nie był sen, czy opowieść zawodzącej gejszy o zagubionej miłości. To było prawdziwe, brutalne życie: obdarte z tajemnicy i godności, ratujące się resztkami namiętności.
- Dziękuję.
Głos Gi zdawał się przewiercać serce młodego Take. Spojrzał w oczy samuraja, po czym wybiegł z jego dojo. Biegł przed siebie i nie myślał o niczym innym, tylko o swoim kochanku. Biegł boso, trzymając klapki geta w swojej ręce. Trapiła go ta myśl, że już go nigdy nie zobaczy. Że ten ronin go odbierze. Życie zdawało się powracać do dawnego biegu młodego syna kupca. Ale tej nocy nie zapomni nigdy. Nawet jeśli jego ukochany Gi zginie, to zginie z ostatnimi wspomnieniami młodego chłopaka, który uciekł rankiem w nieznaną mu stronę.
W końcu stanął przed domem ojca - i miejscem pracy jednocześnie. Wziął głęboki oddech, położył klapki przy wejściu i wszedł do środka.
Chłopak, który dał mu niezapomnianą noc.

(Oparte na pieśni gejsz, dzięki przyjaźni znajomego japończyka; autor nieznany, Okres Edo)