10 things about I hate you 1
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 30 2012 10:48:52
Severus uwielbiał takie poranki jak ten. Rozpoczynane od mocnego szarpnięcia za klamkę które zmuszało go do otworzenia oczu i spojrzenia na bury pokój który zamieszkiwał w trakcie wakacji.
-Wstawaj! - usłyszał rozeźlony głos po drugiej stronie kruchej drewnianej bariery, której to kruchość potwierdziło tylko mocne uderzenie. - Jeszcze chwila i spóźnisz się na ten cholerny pociąg!
Jęknął cicho, nie chcąc wzbudzać niczyich podejrzeń i uchylił lekko powieki. Pokój rzeczywiście nie miał w sobie nic zachęcającego. Niewielki i zagracony, w lecie niemożliwie gorący a zimą przeraźliwie wręcz wyziębiony, o ścianach nieokreślonego koloru, które zapewne kiedyś były białe, ale teraz nawet one same zdawały się o tym zapomnieć. Większość przestrzeni zajmowało sporych rozmiarów jednoosobowe łóżko, złośliwie skrzypiące przy każdym obrocie leżącego i kufer stojący w jego nogach.
Dźwignął się do góry na łokciach, uznając że najwyższy czas przestać udawać sen i odgarnął z twarzy mocno za długie już w tym momencie czarne włosy. Pierwszy września. Dzień powrotu do szkoły. Cudownie.
Snape nigdy nie lubił letnich wakacji, które zmuszony był spędzać w domu rodzinnym, choć – o ole to możliwe – jeszcze bardziej nie lubił powrotów do szkoły. Niezbyt wnikliwy obserwator mógłby dojść do wniosku, że Severus nie lubił niczego... I wcale tak bardzo by się nie pomylił.
Chłopak zwlekł z łóżka swoje zbyt długie i stanowczo za chude członki, pozbywając się przez głowę przykrótkiej spranej koszulki w której zazwyczaj spał. Z odrazą spojrzał na mugolskie ubrania w których miał jechać na peron, ale w chwilę później wzruszył ramionami. Kogo to obchodzi co ma na sobie? Choćby się pojawił w najdroższym stroju który wyszedł spod igły najznamienitszych londyńskich stylistów, uszytym wedle najnowszego kanonu mody, i tak na nikim nie wywarłby pozytywnego wrażenia. Smark to Smark. Wciągnął więc przez głowę cienką bluzkę z długim rękawem, która ściśle przylegała do jego ciała nawet mimo jego chudości i poszarpane na dole czarne spodnie, skrócone jego własną ręką do połowy łydki, bo były już sporo na niego za krótkie. Tak... Wszyscy będą zachwyceni.
Wziął jeszcze jeden głęboki oddech, otworzył drzwi pokoju którego już od lat nie nazywał swoim i zszedł na dół.


-Uważaj na siebie kochanie – upomniała go jeszcze matka, zerkając nerwowo na wielki zegar wiszący przy przejściu na peron numer 9 i ¾.
-Mamo... - Remus uśmiechnął się i odgarnął czule zabłąkany kosmyk włosów z jej zmęczonej i spracowanej twarzy. - Naprawdę jestem już dużym chłopcem i dam sobie radę.
-Wiem, wiem – kobieta westchnęła cicho, jakby ganiąc się w duchu za nadopiekuńczość. - Włożyłam ci do kufra paczkę ciastek. Nie zapomnij o nich proszę i podziel się z Jamesem i Syriuszem. To tacy mili chłopcy...
Młody Lupin zaśmiał się cicho, ciesząc się w duchu że jego matka nie wie jak mili potrafią być w rzeczywistości Black z Potterem.
-Na pewno się ucieszą. A teraz muszę już wsiadać do pociągu, zanim odjedzie beze mnie – w tym momencie wskazał kciukiem na okno przez które właśnie wychylał się Rogacz, rozmawiając o czymś z rodzicami. Najwyraźniej rozmowa nie szła po jego myśli, bo co chwila marszczył gniewnie brwi i gestykulował z zapałem.
Pochylił się żeby pocałować panią Lupin w czoło i pociągnął mocno za rączkę wysłużonego już kufra, odchodząc w stronę zajmowanego przez przyjaciół przedziału i wciąż machając jej na pożegnanie. Czarna szata ucznia w którą już zdążył się przebrać powiewała za nim na wietrze, a w słońcu błyszczała srebrna odznaka prefekta. Kobieta spojrzała na syna z czułością i dumą, mrugając gwałtownie by ukryć wzruszenie które ogarnęło ją tak nagle.


Severus nawet nie próbował wtaszczyć kufra na półkę. Przy jego aparycji byłoby to całkowicie bezsensowne. Poza tym bagaż zajmujący połowę przedziału skutecznie odstraszał połowę potencjalnych towarzyszy podróży. Drugą połowę odstraszał on sam, więc pozostawało jedynie minimalne ryzyko pod postacią desperatów, wystarczająco głupich by pchać się do jednego przedziału ze Smarkerusem, który prędzej czy później wzbudzi zainteresowanie Pottera i jego bandy. A to nigdy nie wróżyło niczego przyjemnego.
Rozsiadł się wygodnie tyłem do kierunku jazdy, opierając stopy o siedzenie naprzeciw i mimowolnie spojrzał w okno. Zmarszczył się z niesmakiem, widząc zapłakanego pierwszoklasistę nad którym trzęsła się para rodziców i powędrował spojrzeniem dalej.
-Niech to szlag – mruknął pod nosem, ale teraz już nie tak łatwo było mu odwrócić wzrok. Remus Lupin, chyba najbardziej znienawidzony przez niego członek bandy Pottera. Święty Lupin, którego kochali wszyscy i który kochał wszystkich. Lupin który nie skrzywdziłby nawet muchy. Mógłby wymienić milion rzeczy za które szczerze go nienawidził. Za ten krawat szkolnej szaty, przewieszony luźno przez szyję, za kilka rozpiętych guzików w koszuli. Za ckliwe pożegnanie z kochającą matką i za to że posiadał kochającą matkę. Za uwielbienie jakim darzyli go nauczyciele i przyjaciele, za ten spokojny uśmiech i miłość do świata. Cholerny prefekt Gryffindoru, otoczony tym wszystkim, czego jemu – Severusowi – tak bardzo zawsze brakowało.

1 września 1971
-Zajęte! - warknął nieprzychylnie dużo starszy od niego chłopiec, zanim jeszcze zdążył się odezwać. Siedzący w przedziale zmierzyli wzrokiem strój Severusa, wymieniając złośliwe uśmiechy. Za krótkie jeansy, bluzka w kwiaty która mogłaby być tylko damską... I za duża peleryna, w której drobny chłopiec niemalże ginął. Zarumienił się pod ich spojrzeniami, spuszczając wzrok i wycofał się mrucząc przeprosiny, akurat w momencie w którym drzwi przedziału zatrzasnęły się z hukiem. Wygląda na to, że będzie musiał spędzić podróż na korytarzu, siedząc na swoim kufrze...
-Tu są jeszcze miejsca – usłyszał za sobą miły głos, promieniujący wręcz uśmiechem. - Chodź, pomogę ci z tym kufrem.
W następnej chwili zniszczona rączka została mu delikatnie wyjęta z dłoni, a gdy podniósł wzrok napotkał spojrzenie koloru mlecznej czekolady.
-Chyba że wolisz zostać tutaj...?
Jego wybawiciel musiał być starszy od niego. Miał już na sobie nową szatę ucznia Hogwartu i uśmiechał się do niego zachęcająco. Dużo wyższy od Severusa, choć niemal tak samo blady. Wesoła twarz nosiła znamiona nieprzespanej nocy... Czy może raczej kilku. Przystojną twarz nabierającą powoli młodzieńczych rysów szpeciła świeża blizna wzdłuż policzka.
-Dziękuję – wymamrotał pod nosem, niepewny czy chłopiec go usłyszał i nieporadnie starał się pomóc mu we wciągnięciu wcale nie tak ciężkiego kufra na półkę z bagażami.
-Też pierwszy rok? - zapytał chłopak z uśmiechem, opadając na siedzenie, gdy oba kufry leżały już bezpieczne nad ich głowami. - Nazywam się Remus.
-Severus – odpowiedział, nie mogąc oderwać wzroku od jego twarzy.
-Nie zwracaj na nią uwagi... - Remus potarł dłonią wciąż zaczerwienioną bliznę, najwyraźniej przekonany że to ona przykuła uwagę nowo poznanego kolegi.
-Ja nie... - zaczerwienił się i urwał, co wzbudziło wesoły śmiech towarzysza.
-W porządku.



Tak... Nienawidził Remusa Lupina, który zostawił go dla nowych kolegów gdy tylko trafił do Gryffindoru. Nienawidził go za to, że doskonale radził sobie bez niego. Nienawidził go za to, że nie było nawet najmniejszej szansy, by ktoś taki jak on zwrócił uwagę na kogoś tak nic nie znaczącego jak Severus. Ale nade wszystko nienawidził go dlatego, że wciąż nie potrafił przestać o nim myśleć.
Lupin skończył żegnać się z matką a Snape szybko odwrócił wzrok od okna.