Między nami
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 23 2012 11:47:58
Wieczór toczył się im w pubie. Piwnica pachniała jak każda inna, między ścianami oklejonymi gazetami pływał leniwie papierosowy dym, świeczniki dawno wygasłe i ostygłe, stoliki zastawione butelkami i kuflami. Muzyki słychać nie było, rozmowy zagłuszały ją, śmiechy i śpiew. Dochodziła druga w nocy, i Maciek czuł się już naprawdę zmęczony. Najchętniej zdrzemnąłby się tu, na starym tapczanie przy wolnym już stoliku, ale to chyba nie wypada, pomyślał sobie. Wiedział, że ma ostro przepalone gardło i żołądek zamulony od alkoholu. Nie chciało mu się już gadać. Odpływał.

Kumpli było razem z nim pięciu, dwóch z dziewczynami, jeden singiel i jeden z wymiany studenckiej. Któryś szturchnął go w bok, żeby nie przysypiał, ale on nie mógł już nic poradzić na powieki ciężkie, posypane piaskiem oczy. Ktoś, znowu, ucapił go mocno pod ramię i wywlókł zza stołu, prowadził długo, między stolikami na schody. Nie chciało mu się nawet otwierać oczu. Na schodach było mu chyba najgorzej, upadł, podparł się na dłoniach, usiadł. Namolne ręce westchnęły cierpiętniczo i ponowiły targanie Maćka ku wyjściu. Powietrze nocne, czerwcowe, było ciepłe i cudownie pachniało, ale on nie czuł tego, skupiony na senności i bólu schodzonych stóp. Gdy ręce
posadziły go na krawężniku uchylił jedno oko. Współlokator, mógł się spodziewać. Taksówka nadjechała.

-Igor, ty luźna kurwo, spać chcę..
-W domu będziesz, zamknij się teraz.
-Panie, jak on rzygnie, to płacisz bańkę.- wtrącił rezolutnie taksówkarz.
-Nikt nie będzie rzygał.- powiedział sucho Igor, gapiąc się z zaciętym wyrazem twarzy w okno samochodu. Miał dosyć wszystkiego, bardzo dosyć, nie mógł doczekać się już końca semestru. Chciał wracać.

Mieszkanie było dwupokojowe, każdy z lokatorów miał swój kąt i święty spokój zarazem. Chłopak wepchnął Maćka do jego sypialni, zdjął mu buty i zabronił wymiotować na łóżko, po czym z nieopisaną radością poszedł się kąpać. Gorąca woda pozwoliła mu poznać pełen asortyment pubowych aromatów, jakie na nim zaległy, pozwoliła mu też wytrzeźwieć.

Umyty, z kubkiem herbaty w celu pozbycia się starego kapcia z żołądka, siadł jeszcze przed komputerem by sprawdzić pocztę. Stan skrzynki rozczarował go, czekał już piąty, a może nawet i szósty dzień na maila od Andrija, swojego kijowskiego współlokatora. Od tego mądrzejszego, bystrzejszego, co wszystko wiedział lepiej, i co zwykle miał w tym rację. Od tego samego, który nie chciał jechać z nim na wymianę, mimo że było to równoznaczne dziesięciu miesiącom przerwy w ich.. relacji. Postanowił pokazać mu, że jest niezależny i przyszło mu tego żałować. Szczęśliwie, zmęczenie spotęgowane wypitym alkoholem pozwoliło mu prędko zasnąć.

Obudził się z pełnym wzwodem i obrazem jasnej głowy Andrija między swoimi nogami. Zaklnął, sam do siebie, ciesząc się, że przynajmniej nie chce mu się sikać. Niemal czuł, tak jak we śnie, gorące palce na swoim tyłku i udach. Zaczął masturbować się szybko, przywołując w wyobraźni widok mężczyzny liżącego jego jądra, odbyt, całującego go po bokach. Zaklnął jeszcze raz, zchodząć ciężko z łóżka i niemal zupełnie wyciągając z szafki nocnej szufladę. Mała tubka żelu i dildo wpadły mu w ręce, jakby na to czekały. Igor nie musiał się nawet specjalnie przygotowywać, jego ciało prosiło o moment, kiedy kauczukowy, dosyć gruby penis zacznie je rozpychać.

-Słodki Jezu..- westchnął, smarując fiuta żelem. Członek był naprawdę dosyć spory, i używał go rzadko, jedynie w chwilach absolutnej słabości, przemożnej ochoty na penetrację, takiej jak teraz. Uklęknął, zanurzając twarz w pościeli i przesuwając dildem po swojej szparce. Napierał i wycofywał się, próbując się przygotować. W końcu nastąpiło, upragnione, mocne rozpieranie, bolesne, ale tak bliskie realnej penetracji, że z wrażenia aż drżały mu uda. Trząsł się, niesamowicie spragniony, gdy dildo raz po raz drażniło jego wnętrze kauczukowym wybrzuszeniem mięsistej żyły.

-Jezu, Andrii..- westchął ponownie, cicho, nie mogąc zdecydować się, gdzie podziać ręce. Gdy rozległo się walenie do drzwi, a za nim szarpanie za klamkę, wprawnie to zignorował, zagryzając zęby na poduszce i pieprząc się z jeszcze większym zapałem. Wyobrażał sobie, że to Andrii wkradł się do jego pokoju i rucha go teraz prawie brutalnie, bardzo stęskniony.

Zza drzwi rozległo się rozpaczliwe pytanie o aspirynę. Udał, że nie słyszy.

-Ja pierdolę, znowu walisz gruchę!- rozległo się pełne oburzenia stwierdzenie, po czym Igor faktycznie doszedł, aż pociemniało mu w oczach. Zabawkę wyciągnął z siebie niemalże od razu, i zawiniętą w papier zostawił do umycia na później. Myśli, niechętnie powędrowały ku szarej rzeczywistości, przypominając chłopakowi, że sytuacja narawdę wcale nie wygląda tak kolorowo. Maciek, błagając o aspirynę, zaczął ponownie walić w drzwi.

-Jak mnie łeb nakurwia!- pożalił się Maciej, łykając od razu dwie tabletki.- Nawaliłem się wczoraj jak autobus.
-Jakbym nie wiedział i nie niósł tego autobusu, stary.- odparł Igor, parząc kawę.
-A coś ty taki przyjebany? Znowu coś nie tak z twoim kochasiem?- Igor nawet nie odpowiedział.- Weź go lepiej kopnij w cholerę jak nie widzi jaki zacny z ciebie towar.- Igor wrócił myślami do masturbacji sprzed pół godziny. Nie wyobrażał sobie nawet tego rzucania w cholerę.- Weź w końcu poznaj kogoś na stałe tutaj, a nie tylko dupczysz po kątach i wzdychasz jak ciotka niewydymka.
-Chyba cnotka, głupku.
-Ciotka- cnotka, cały ty.- Maciek nawet nie wiedział, kiedy oberwał ścierą przez głowę. Nie można było powiedzieć, żeby miał jakikolwiek problem z homoseksualizmem współlokatora. To raczej homoseksualizm miał problem, mając go za swojego orędownika.

Twarz chłopaka miała zielonkawy kolor absolutnego przepicia i przepalenia, i byłby się położył do łóżka, gdyby nie kłopot z nogami.

-Kurwa, moje nogi.. Bolą mnie..- jęczał, zieleńszy bardziej niż chwilę temu.
-Znowu to masz? Spieprzaj do łóżka.
Maciek wśród znajomych słynął z tego, że na kacu zamiast głowy bolały go dolne kończyny. Śmiano się, że w jego głowie nie ma nic, co mogłoby boleć.
Dowlekli się jakoś do sypialni, i znanym już sposobem Igor owinął zmarnowane witki polarowym kocem, potem włączył telewizor, zaciągnął rolety i wyszedł.

To nie było tak, że Igor nie spotykał się z nikim przez ostatnie dziewięć miesięcy pobytu w Polsce. Spotykał się nawet często, ciągle poznawał nowych facetów, ciągle nocował u kogoś innego..i gardził tym. Nie potrafił odmówić sobie seksu, mężczyznom zwykle bardzo podobał się jego miękki akcent, kozacki osełedec na głowie, melancholijne spojrzenie półprzymkniętych oczu, uśmiech czający się w uniesionych kącikach ust, arystokratycznie prosty, wąski nos. Więc sypiał z nimi, jadał śniadania i nigdy później już się nie odzywał. Każdemu mówił, że jest w związku, że jego chłopak czeka w Kijowie. Nikomu, oprócz jego samego, to nie przeszkadzało. Czy Andrii miał kogoś? Pewnie tak, dlaczego miałby czekać na niego? Z drugiej strony istniały dla niego rzeczy ważniejsze, badania, które prowadził na Uniwersytecie, najważniejsze pod słońcem, i nic ani nikt nie mógł z nimi konkurować. Ten zawsze grzeczny i ułożony Andrii, który wolał swoje pieprzone probówki od niego, kiedy Igor nawet po dziewięciu miesiącach od wyjazdu wsadzał sobie myśląc o nim.

Maciek szykował się do kolejnej studenckiej imprezy, wbijając się w babskie ciuchy zakupione w lumpeksie i wypychając stanik skarpetami. Na głowie ledwo trzymała mu się peruka z zielonych, foliowych włosów. Wszystko to wyglądało jak z komedii lat dziewięćdziesiątych, biorąc pod uwagę jego budowę lekkoatlety i owłosione nogi w trampkach.

-Nie rozumiem po jaką cholerę tak sie stroisz.- spytał Igor, przyglądając się poczynaniom kumpla.
-Bal przebierańców, stary, co tu rozumieć. Każdy może zostać kim chce.
-A ty akurat chcesz być babą?
-Może..- Maciek puścił figlarne oko, wydymając przy tym usta. Nawet udawanie przegiętego mu nie wychodziło. Igor parskął śmiechem, poprawiając na sobie t-shirt Supermana, który razem z włosami na żel stanowił jego "kostium".

Tej nocy, nad jeziorem Wilgałką impreza przy ognisku miała w sobie coś magicznego. Igor zapijał piwem kolejny kawałek mięsa, wpatrując się w gwieździste niebo, w które jak świetliki ulatywały chmarami iskry znad ognia. Czuł tęsknotę, nawet nie za Andrijem, ale pragnienie nieznanego, zew. Oczy nie zdąrzyły mu porzadnie zwilgotnieć od alkoholu, kiedy jakaś czuła, obca dłoń przywitała się z jego bokiem i biodrem. Chłopak był szczupły, dosyć wysoki, o przyjemnej twarzy. Nawet nie rozmawiali, zgodnie i cicho próbując wymknąć się do pobliskiego lasku, kiedy nagle drogę zastąpił im Maciek, w swojej kwiecistej spódnicy do połowy łydki, krzycząc głośno i wymachując kiełbasą. Igor pomyślał, że jeśli już teraz jest w takim stanie, to za dwie- trzy godziny holowanie do domu ma jak w banku.

-Chodź sie kąpać stary, zajebista woda!- wydarł się Maciek, szczerząc od ucha do ucha usta pomazane szminką.
-Widzisz, że jestem zajęty.- wskazał sugestywnie na chłopaka sterczącego obok nich jak kołek.
-Kto ty w ogóle jesteś? Nie znam cie koleś.- Maciej próbował zagadać obcego chłopaka, bezskutecznie.
-To jest moje dzisiejsze ruchanie, więc sie łaskawie odpierdol panienko i wracaj do reszty dzieci.
-Jak tam se chcesz.- odparła "panienka", robiąc zblazowaną minę- Oby twoje ruchanie nie miało żadnego syfa, jak tak już na nie stawiasz.
-O co ci kurwa chodzi?- zapienił się Igor, zupełnie ignorując czekającą na niego randkę.
-O nic. Żegnam panią.- Maciek skłonił się kurtuazyjnie "ruchaniu" i odszedł sztywnym, zdenerwowanym krokiem.

Igor cały buzował z nerwów, kiedy szli w las, bez słów, nie mając nawet ochoty na drobną wymianę zdań. Do czasu, aż go olśniło. Przecież ten debil jest już pijany, jak pójdzie się kąpać, może się utopić! Zawrócił szybko nad jezioro, nawet nie próbując przepraszać.

Jak na złość nikt Maćka nie widział. Igor wystraszony coraz bardziej okrążał jezioro w poszukiwaniu swojego głupiego kumpla. Coś jasnego mignęło mu między trzcinami, wbiegł na krótki pomost wędkarski znajdując na nim babskie przebranie Maćka. Po wodzie niosła się fala, głośny plusk trząsł przybrzeżną roślinnością, nic konkretnego jednak nie było widać. Skopał szybko adidasy i wskoczył do wody, zanurzając się w niej cały. Ubranie przylgnęło do niego, utrudniając ruchy. Przez zdenerwowanie słyszał bicie własnego serca, szum w uszach. Woda była srebrzysta, za sprawą ogromnego, czerwcowego księżyca, pod powierzchnią zupełnie czarna i absolutnie nieprzejrzysta. Włosy przykleiły mu się do czoła, spływając na oczy kiedy wynurzył się. W oddali widać było poblask ognia. Zakrzykął imię Maćka kilka razy, nie otrzymując żadnej odpowiedzi, po jeziorze niosły się jedynie odgłosy imprezy, wietrzyk targający roślinami. Podpłynął jeszcze kawałek, krzycząc znowu, kiedy niespodziewanie lodowata dłoń dotknęła jego karku. Odwrócił się gwałtownie, wystraszony, napotykając twarz współlokatora z żałośnie spływającym makijażem, uśmiechającego się przepraszająco. Już chciał coś powiedzieć, kiedy Igor bez zastanowienia przywalił mu pięścią w twarz. Od razu było widać rozkwaszony nos, krew gichnęła mu na brodę jeszcze zanim zanurzył się pod wpływem uderzenia pod wodę, ciągnąc za sobą przyjaciela. Zakotłowali się pod powierzchnią, Igor cały wściekły i nabuzowany, a gdy wynurzyli się obaj, Maciek złapał go mocno za ramię i kark i przycisnął swoje usta do jego, zamykając oczy. Igor odepchnął go od siebie, mierząc zszokowanym spojrzeniem.
-Jesteś pojebany! O chuj ci chodzi?- wydarł się na całe gardło, patrząc na kumpla oczyma wielkimi jak spodki. Maciek spróbował pocałować go jeszcze raz, został jednak brutalnie odepchnięty. Westchnął z nieukrywanym rozczarowaniem.
-W czym jestem gorszy od tamtego dupka, że mnie nie chcesz? Że mam ryj pomalowany? Zmyje się zaraz..
-Wiesz kurwa w czym? W tym, że jesteś pojeb! Co cię kurwa naszło? Nigdy nie mówiłeś, że chcesz się ze mną pieprzyć!- wściekał się Igor.
-Nigdy też nie mówiłem, że nie chcę..- powiedział, po raz trzeci próbując go do siebie przyciągnąć. -Rzuć to wszystko w pizdę, tych chujków z klubów i Andrija. Zostań ze mną.
-Chcesz.. iść do lasu?- spytał chłopak, patrząc się na Maćka z jeszcze większym zdziwieniem.
-Nie kurwa, nie do lasu! Ja się nie pierdolę po krzakach. Jedźmy do domu i zróbmy to jak należy. Postaraj się dla mnie kurwa..
-Kto by przypuszczał, że jesteś pedałem..- powiedział Igor, z uśmiechem błąkającym się na ustach.
-Bo nie jestem.
-To po co sugerujesz takie rzeczy? Chcesz zobaczyć czy na ciebie lecę? To już wiesz, lecę na wszystko co ma fiuta i chodzi o dwóch nogach!- wkurwiony nie na żarty zaczął wycofywać się z jeziora, przemoczony. Zimne ubranie przylgnęło do niego zupełnie, choć nie czuł tego.

Maciek siedział w swoim pokoju, w pustym mieszkaniu. Kumpel wybył gdzieś na weekend, nie mówiąc mu ani słowa. Chłopak schował twarz w dłoniach, potarł zmęczonym gestem oczy i czoło. Spojrzał na swoje ręce, na grube, niedelikatne paluchy przypominające serdelki. Herbata pachniała mu gdzieś z boku, komputer szumiał. Często będąc sam ze sobą, czuł taką właśnie zimną, wyczerpującą irytację. Żałował, że nie potrafi inaczej, że zawsze musi spieprzyć to, na czym mu zależy. Żałował tego wybiegu nad Wilgałką, wiedział już, że popełnił taktyczny błąd. Aretha Franklin powoli wypełniała jego umysł swoim głosem, zostawiając po sobie oszalały spokój.

-Co robisz stary?- spytał Igor, wchodząc późnym niedzielnym wieczorem do mieszkania.
-Jak baba pytasz. Widać przecież.- odparł sucho Maciek.
-Ty jak baba drażliwy. Okres się zbliża czy co?
-Chyba okres żniw debilu. Odwal się ode mnie.
-Nie no, serio pytam co cię ugryzło.- odpowiedziało mu ciężkie westchnienie. Maciek wcale nie miał ochoty z nim rozmawiać, wolałby żeby współlokator dał mu spokój i sobie poszedł, ale znając go prędzej dorobiłby się ciosu w zęby niż porzucenia tematu.
-Wtedy na Wilgałce ja mówiłem serio.- powiedział cicho i oschle, by uspokoić własne rozczarowanie.
-Serio, że co? Że jesteś Marylin Monroe? Wiesz, że nie wyglądałeś.
-Dobra, skończ, dość się już przed tobą wygłupiłem.
-Ja ci nie wierze stary,- Igor popatrzył na niego ostro- ani w sprawie tego, o czym mówiłeś, ani o Marylin.
-Dobra! Koniec tematu! Wychodzę.- Maciek zerwał się gwałtownie z krzesełka, chcąc opuścić kuchnię, ale kumpel zagrodził mu drogę. Popatrzyli po sobie wrogo, z zaciętymi ustami. Oboje wiedzieli już, że zbyt dużo gorzkich słów padło między nimi.

Maciek brał prysznic po ciężkim, upalnym dniu. Woda przyjemnie spłukiwała z niego pot i kurz, relaksowała, lubił kiedy wypełniała jego umysł swoim szumem, lubił zapach żelu pod prysznic. Nie chciało mu się wychodzić. Ręce wyłaniające się zza zasłonki prysznicowej przestraszyły go, niemal się wywrócił. Materiał odsunął się ukazując nagiego Igora, trochę zarośniętego, poczochranego i ogółem niezbyt świeżego. Igora, który chwilę potem wszedł bez pytania do brodzika, zaciągnął zasłonkę i go pocałował. A właściwie całował, całował.. i całował, nie widząc oporu ze strony chłopaka. Penis Maćka zareagował błyskawicznie, Igor chwycił go zdecydowanie i zaczął intensywnie masturbować. Kiedy klęknął przed nim, a gorąca woda zmyła mu włosy na bok, ukazując wygoloną czaszkę, Maciek roześmiał się tylko, jak ktoś kto nie może za bardzo uwierzyć w swoje szczęście.

O szóstej czterdzieści rano, w sobotę, Igor miał lot do Kijowa. Było jakoś zimno i mglisto, na lotnisku pustki i wszystko to wprawiało Maćka w przygnębienie. To tylko dwa tygodnie, tylko dwa, i potem wróci, myślał sobie starając się uspokoić. Pożegnali się czułym uściskiem dłoni i ramion. Patrzył, jak odchodzi w stonę odprawy osobistej, jak torba z laptopem kołysze mu się na ramieniu obijając o tyłek, jak pojaśniała od słońca kozacka kita podskakuje w rytm kroków. Nie leć, myślał, ale nic nie powiedział. Stał zza taśmą odgradzającą od odpraw, wśród ojców, chłopaków i matek żegnających swoich bliskich. Patrzył, nie był w stanie nic powiedzieć. Gdy Igor znikł mu z pola widzenia, sięgnął do kieszeni kurtki po paczkę papierosów. Znalazł, a oprócz nich znalazł także klucz od mieszkania, z niebieską nakładką, należący do Igora. I wszystko stało się już jasne.

Kijów powitał go słonecznym, letnim porankiem, pogodą zupełnie inną niż w Polsce. Błękitne niebo zapowiadało cudownie upalny, letni dzień. Założył na nos okulary- pilotki, ciesząc się, że miał je na wierzchu. Nim autobus zabrał go do centrum, zdążył jeszcze spalić papierosa.

Wszedł do mieszkania, skopał buty, rzucił klucze na szafkę a torby w kąt. Rozejrzał się z westchnieniem po korytarzu. Nic się nie zmieniło. Skierował się do kuchni, by zrobić sobie kawy. Ta podawana w samolocie była poniżej jego standardów.
W kuchni przy stole siedział Andrii, najwyraźniej mając tego dnia do pracy na późniejszą godzinę, ubrany w sam szlafrok i kapcie, dymiąc obficie papierosem i czytając gazetę. Igor odniósł niepokojące wrażenie dejavu.
Spojrzeli na siebie, chłopak zupełnie nie wiedział czego się spodziewać, mając na uwadze złość w jakiej się rozstali. Andrii niespodziewanie roześmiał się serdecznie i wstał, by objąć go mocno stęsknionym uściskiem, by wcałować się w niego ustami o smaku dymu. Szczęście ścisnęło serce Igorowi jeszcze nim oddał pocałunek. Z gromkim śmiechem złapał go mocno i podniósł, okręcając się wokół własnej osi.
-Tęskniłeś za mną? Przyznaj się, że czekałeś?
-Ani chwili.- odparł mężczyzna, a jego oczy wyrażały bezbrzeżną radość. Problemy sprzed wyjazdu zbladły zupełnie.
z-Kocham cię.- powiedział Igor, nagle poważniejąc. Andrii spojrzał mu w twarz, z bardzo bliska, cały czas trzymając go w ramionach.
-Nie mogłem się ciebie doczekać. Siedzę tu od piątej. Papierosy mi się kończą.- powiedział po dłuższej chwili, powoli zdejmując okulary. Zmierzwione, bardzo jasne włosy nadawały mu chłopięcego uroku.
-To chodź się ruchać, nie będę czekać aż wrócisz z roboty.- Igor, wyszczerzony jak szeroko, obmacywał jego pośladki pod połami szlafroka.
-Jak zawsze poeta.- skwitował Andrii, gubiąc po drodze i szlafrok, i kapcie.

I dzień, i miesiąc później, gdy leżeli nad rzeką w trzcinach strasząc kaczki, każdej nocy i każdego dnia, w autobusie, w kąpieli i przy obiedzie Igor miał niezbywalne wrażenie, że nigdy nie stanie się już piękniej, niż jest teraz.

Świat grał i śpiewał dla niego.