Dziejopis Ashan 4
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 23 2012 11:27:22
ROZDZIAŁ V

„Trudne pytania”



Nieopodal Shatagua rosła ciemna dąbrowa. Wśród starych dębów znajdowała się spowita mrokiem polana, na środku której stał głaz. Był magiczny, wyrzeźbiony z brunatnej skały. Poszczególne elementy zdobione szlachetnym kruszcem mieniły się, gdy niewinne promyki słońca przedostawały się nań przez gęste liście drzew. Głaz ubierały nie tylko kamienie, ale i wyryte na nim runy. U podstawy kłębiły się kępy traw i paproci. Polana majaczyła we mgle. W powietrzu unosiły się światełka przywodzące na myśl błękitne świetliki. W istocie były to gęste skupiska many. Jeden płomyczek regenerował utraconą energię i dodawał jeszcze więcej pokładów mocy. Żaden z Elfów nawet nie śmiał pomyśleć o zabraniu tych cennych źródełek. Dla szpiczastouchych były one czymś więcej od zbioru energii. Każdą polanę z kroplami many traktowano jako miejsce święte. Na jego terenie mogli przebywać tylko Wielcy Druidzi i Arcydruidzi. Ów Elfowie opiekowali się polankami, czerpali z nich moc w razie potrzeby, przede wszystkim oddawali cześć bogini Matce Naturze oraz Smokowi Ziemi – Sylannie.
Girlaen w skupieniu oczekiwał na Wielkiego Druida. Czekał długo, od obiadu, a słońce chyliło się już ku zachodowi. Mściciel nie był w żaden sposób obrażony, czy zdenerwowany spóźnieniem Wielkiego Druida. W spokoju medytował, pozwalał, aby jego ciałem i duszą panował spokój. Miał wiele pytań, lecz starał się nie myśleć nad nimi zbyt wiele. Siedział pod jednym z dębów, w zasięgu wzroku miał świętą polanę. Przymknął powieki, gdyż refleksy złocistego światła padały wprost w jego oczy. W oddali, pośród lekkiej mgły, pojawił się cień. Zbliżał się w kierunku Girlaena. Łowca powstał i ruszył na spotkanie.
– Tańczmy w rytm otaczającej nas Natury – powitał Wielkiego Druida.
– W harmonii – odparł z lekkim uśmiechem. Był wysokim Elfem. Liczył sobie z osiemset lat, a wyglądał równie młodo jak Girlaen. Jego dwa sięgające kolan warkocze mieniły się bielą – oznaką doświadczenia, wieku i mocy jaką posiadał. Miał na sobie grubą pelerynę odsłaniającą barki, złocisty pas z potężnym owalnym bursztynem pośrodku. Od niego odchodziły strzępy materiału imitujące spódnicę, okrywały spodnie, te zaś od kolan w dół były otulone warstwą magicznych liści. Jego obuwie było pełne i cięższe w porównaniu do okrytych taśmami stóp Tancerzy i Łuczników. Na rękach nosił rękawice z przytroczonymi bursztynami. Okrycie głowy stanowił łeb jelenia, spod którego wyłaniał się kaptur peleryn. W prawej dłoni dzierżył kij, którego czubek wykrzywiony był w niedomknięte koło, przypominał sierp.
– Dzielny Girlaenie. – Niosący się szeptem głos Wielkiego Druida dotarł do Mściciela.
Bez słowa rozpoczęli przechadzkę wśród zacisza dębów.
– Pytaj. Wiem, widzę, że jesteś strapiony. Mów – szeptał tajemniczo mag. W pierwszej chwili Girlaen sądził, iż słyszy urywki zaklęcia.
– Od powrotu z wojny odnoszę wrażenie, że jestem stale obserwowany. Nie przez wroga. Podobnie było przed dziewięćset pięćdziesiątym pierwszym Rokiem Siódmego Smoka, ale wtedy nie odczuwałem tego tak bardzo. Nie przejmowałem się. A teraz? – zamilkł.
Wielki Druid nie odzywał się i nie ponaglał. Wkrótce Mściciel kontynuował.
– Boję się myśleć o tym. Przyznaję, czuję lęk, nie o siebie, lecz o Wanana. Jest on na dobrej drodze do pozostania Tancerzem. Trenuje go Mistrz Talanar. Pytanie brzmi, czemu się tym przejmuję? Zawsze gdy spotykam tego młodzika coś się wydarza. Chyba źle na niego wpływam. Czuję ból kiedy na niego patrzę i nadal nie pojmuję, co takiego uczyniłem, że doprowadziłem go do rozpaczy – mówił coraz wolniej. – Przy mnie ten chłopak... może ja wywołuje na nim stres? Czy on obawia się mnie? Talanar twierdził, że to normalny Elf, ale ja i tak wiem, że przeze mnie dzieje się coś złego. Nie mogę szerzyć strachu wśród studentów. Co ze mnie za dowódca, skoro boi się mnie choć jedna osoba? Nie potrafię zjednoczyć wszystkich. To mi się nie podoba.
– Rozumiem – oznajmił Wielki Druid. – Twój problem wiąże się z czymś potężnym, to pewne. – Jego głos płynął niczym spokojny strumień. – Pozwól na chwilę.
Zatrzymali się na przeciw siebie. Elf położył rozwartą dłoń na głowie Girlaena. Podniósł laskę, z której zaczęło się sączyć miodowe światło. Szeptane zaklęcie przeniknęło przez środek bursztynu na ręce maga. Następnie w postaci ciepłych iskierek opadło na brązowe włosy.
– Nie martw się o swoich podopiecznych, nie tędy prowadzi ścieżka zwątpienia. Jesteś Łowcą zasługującym na swój tytuł. Nawet gdy poniesiesz sromotną klęskę, nie zostaniesz zupełnie sam.
Mistrz westchnął posępnie. Sądził, że zdobędzie odrobinę więcej wskazówek.
– Jak to, czy słusznie się martwię? To oczywiste. Wanan wyraźnie traci przy mnie rezon. – Rozmyślając o chłopaku przemierzał gęsty las. Nie zauważył zmiany otoczenia, tego że drzewa się przerzedziły i wpuszczały więcej promieni słonecznych.
Usiadł pod pniem starego buku. Zastanawiał się nad przyczyną zachowania Wanana. Nagle rozejrzał się wokół. Nie dostrzegł żadnego Elfa, jedynie przy sąsiednim drzewie lewitowała Rusałka, doglądała gniazda os. Girlaen podniósł się i wspiął na buk. Wdrapał się dostatecznie wysoko, by nikt go nie wypatrzył z dołu, za to on miał doskonały widok na okolicę. Niespiesznie wyjął zza pazuchy mały tubus. Z niego zaś zwinięty w rulon dokument. Był to raport ze strefy przygranicznej Irollanu.
– Wybili sforę demonów. Dzięki Sylannie, że nikt nie ucierpiał. Oh! – z kolejnego fragmentu listu dowiedział się, że Elfy z przygraniczy wspomógł Łowca Findan. – Gdzieś już o nim słyszałem... – dokończył czytanie i schował raport. - Findan... on jest emisariuszem królewskim! Od kiedy para się wojaczką?
Zszedł na ziemię, gdy słońce zamajaczyło nad czubkami drzew. Rusałki już nie było. Ruszył w stronę kapitolu by omówić kilka spraw. Od kilkunastu dni nie musiał zajmować się swoim oddziałem, wszyscy wojownicy wrócili do swoich domów na dłuższy czas. Od tamtej pory pomagał w Arenie, jako jeden z najznakomitszych Tancerzy.
Następnego dnia, udał się na plac ćwiczeń. Stojąc w cieniu budynku Akademii przyglądał się piątce studentów. Wyraz jego twarzy nic nie przedstawiał. Ręce miał skrzyżowane na piersi. Od czasu do czasu unosił jedną z dłoni i podpierał nią podbródek.
Uczniowie zajmowani jeden z mniejszych okręgów. Stali w kole, twarzami do środka. Jeden z nich, średniego wzrostu blondyn wydawał polecenia. Z lotu ptaka poruszali się jak w kalejdoskopie. Równo postąpili krok w prawo, celując przy tym ostrzami do środka. Następnie cofnęli się rozkładając ramiona.
– Dobrze im idzie. Ciekawe kto ich nauczył Tańca Gwiazdy – mruknął do siebie Girlaen.
Postanowił przejść się do kapitolu, by porozmawiać o sprawie demonów z radą. Powstrzymał go jeden z podopiecznych.
– Mistrzu Girlaenie! Mistrzu Girlaenie! – do Mściciela podbiegł rudowłosy Elf.
– Słucham cię, Deinie.
– Moglibyśmy prosić o radę? Jeśli oczywiście, Mistrzu, znajdziesz dla nas chwilkę – dodał z szacunkiem.
– Mam sporo czasu.
Uradowany uczeń pomachał na kolegów. Pospiesznie pojawili się obok niego i powitali Łowcę.
– To co chcecie wiedzieć? – zapytał spokojnie Girlaen.
– Nie potrafimy zrobić tego przejścia w czwartym akcie, w Tańcu Gwiazdy.
– Ustawcie się. Dobrze. A teraz, kiedy mierzycie ostrzem do osoby naprzeciw – zademonstrował – musicie jednocześnie płynnie wsunąć drugie za kark osoby po prawej stronie. O tak.
– Jak to robić, by mieć pewność, że nie pokaleczymy się? – zapytał blondyn z tatuażem nad brwiami.
– Kontakt wzrokowy – odparł krótko. Musicie nauczyć się rozmawiać tylko za pomocą oczu. Ostrzegam, to nie jest łatwe.
Wszyscy czekali w napięciu na dalsze instrukcje Girlaena.
– Od początku. Kiedy robimy wymach do tyłu i znów do przodu – machał prawą ręką – to w tym momencie czekamy na sygnał partnera, aby wiedzieć w którym momencie należy zacząć to przejście. – Tu wygiął ramię i z gracją przesunął miecz za karkiem stojącego obok młodzieńca.
– Czyli o to chodzi! – zdziwił się ów blondyn, a reszta zawtórowała.
– Zgadza się, Eiryku. Proponuję jednak omijać ten fragment.
– Dlaczego? – zdziwili się.
– Ponieważ na waszym poziomie sprawdza się dopiero wtedy, gdy jest parzysta liczba osób. Wówczas pracujecie w parach – wyjaśnił.
– Zaraz tu przyjdzie reszta, będzie nas dziesięciu – oświadczył rezolutnie student o bystrych, zielonkawych oczach.
– Mistrzu, będziesz nas trenował? – zagadnął Dein.
– Pewnie, ale czy wy nie macie teraz wolnego?
– W zasadzie mamy. Spędzamy czas na miłych zajęciach. – Wyszczerzyli się wszyscy.
– Kiedy poznacie smak wojny, oby nigdy to nie nastąpiło, te miłe zajęcia ocalą wam życie – pomyślał Girlaen.
– Dobrze, skoro nie ma pozostałych, będę ćwiczył z wami. Rozsta...
– Hurra! – krzyknęli chórem.
Do zadania przystąpili ochoczo. Komendy wykonywali sprawnie, aż do momentu trudnego przejścia. Zatrzymali się wtedy i kilkakrotnie przećwiczyli ruchy z użyciem kontaktu wzrokowego. Nie wszystkim się powiodło, mimo to nie zniechęcili się. Nawet zraniony Eiryk wrócił do ćwiczeń zaraz po uleczeniu przez Mistrza. Wkrótce przybyli wyczekiwani koledzy. Girlaen nakazał kontynuowanie Tańca Gwiazdy piątce Elfów bez niego, ponieważ chciał wytłumaczyć nowym uczestnikom zasady. Bez większego wysiłku ignorował fakt, że jeden młodzik, Wanan, był co najmniej roztargniony.
– Kasso – zawołał Elfa o bystrym spojrzeniu i oryginalnych krótkich uszach. Chłopak odstąpi od kręgu i podszedł do Mściciela.
– Tak, Mistrzu? – dyszał zmęczony.
– Póki co, bądź w tej grupie. – Wskazał spóźnionych uczniów. – Tamta czwórka dołączą za chwilę.
– Oczywiście.
Szóstka studentów ustawiła się w koło i na rozkaz rozpoczęła czwarty akt. Powtarzali czynność do oporu, aż Girlaen stwierdził, że mogą połączyć się w jedną wielką grupę. Tak też uczynili. Pięć par Elfów mierzyło ostrzami odległość od sąsiadów. Następnie na niemy znak przesuwali je za szyjami kolegów po prawej stronie. Łowca powolnym krokiem obchodził grupę. Niekiedy unosił łokieć studentowi, by ten przez przypadek nie dźgnął kompana i szeptał przydatne wskazówki.
Obok trybun pojawili się kolejni uczniowie wraz z mistrzem Drailem. Girlaen spojrzał na nich w momencie, gdy podeszli na środek areny.
– Piękny dzień na Taniec. – Uśmiechnął się Mistrz.
– Prawda – odparł Girlaen. – Zajęliśmy wam miejsce? – zapytał bez ogródek.
– Taki mamy grafik – żachnął się Łowca.
– Rozumiem – rzekł, po czym zwrócił się do swoich podwładnych. – Wróćmy na zielone pole.
Elfy zaprzestały ćwiczeń i posłusznie przeniosły się na jeden z małych placów.
– Czy oni nie mają dziś wolnego? – zdziwił się Drail.
– Mają, ja również. – Skłonił lekko głowę i ruszył za klasą.
– Niesamowite – szepnął Łowca. – Widzieliście chłopcy? Wy się lenicie, a oni nawet po godzinach tańcują. Brać przykład! – zawołał wesoło, by od razu po tym rozporządzić rozgrzewkę.
Girlaen spostrzegł, że jego grupka rozpoczęła ostatni piąty akt. Z uwagą śledził wyczyny młodych. W dalszym ciągu poprawiał ich, czasem pochwalił. Jego uwagę przykuło stłumione jęknięcie. Zaraz po nim jeden ze Elfików odbiegł i zniknął za drzwiami do budynku Areny. Jego koledzy zachichotali.
– Stało się coś? – zapytał bardziej siebie.
– Nasz Ennive pokłócił się ostatnio z siostrą – oznajmił młodzieniec, który był w parze z owym Elfem. – Tak ją zdenerwował, że niepostrzeżenie nakarmiła go grzybkami, które w jego przypadku są niestrawne. – Kilka parsknięć dobitnie potwierdziło opowieść.
– Biedak, od wczoraj biega trzy razy częściej niż zwykle.
Girlaen pokręcił głową.
– Kontynuujmy bez niego – mruknął.
Przez kilka chwil oglądał uczniów. Oparł się bokiem o jeden z filarów i zamyślił. W tym czasie zarejestrował powrót pechowca. Elfy dawały sobie radę bez niego, ale postanowił zostać jeszcze przez dwa układy, żeby pomóc w czwartym akcie, który nadal nie wychodził za dobrze Raz po raz doradzał niektórym uczniom. Kiedy zatrzymał się za Wananem i szepnął mu, aby nie zaciskał tak mocno dłoni na rękojeściach, miał wrażenie, że chłopak zadrżał. Reakcja młodzieńca wzbudziła w nim pasmo retrospekcji. Wziął się w garść, ściszył głos i mówiąc tak, by tylko Wanan go słyszał, rzekł: – Przyjdź do mnie w wolnej chwili, chcę z tobą porozmawiać.
I ponownie doświadczył tej samej reakcji, z tym że uczeń wzdrygnął się całkiem widocznie.
Spotkanie zakończyło się niewiele czasu później. Cała grupa złożyła podziękowania Łowcy i rozproszyła się. Wanan pozostał. Upewniwszy się, iż jest sam, podszedł do Mściciela.
– Mistrzu Girlaenie – zagadnął.
– Słucham.
– Czy mógłbym prosić o rozmowę? Bo Mistrz chciał bym przyszedł... mogę teraz? – dodał widząc niezrozumienie w oczach starszego Elfa.
– Rozumiem, że teraz masz wolny czas. Wobec tego przejdźmy się poza Arenę.
Opuścili teren Akademii Tańca Wojennego i ruszyli w kierunku lasu bukowego. Przez większość drogi Girlaen milczał, podobnie jak Wanan. Zatrzymali się na łagodnym wzniesieniu. Pagórek był obrośnięty soczyście zieloną trawą i pojedynczymi kępami koniczyny. Południowy stok był ogołocony z drzew i krzewów. Girlaen postanowił okazać jak najwięcej swobody, żeby i Wana poczuł sie spokojniej.
– Usiądziemy pod tamtym drzewem? – wskazał stary buk znajdujący się na szczycie górki.
– Tak – odpowiedział chłopak.
– Wananie – zaczął Łowca. – Nie jestem twoim głównym Mistrzem, ale bywa, że tak jak dziś uczę ciebie i twoją grupę.
Student pokiwał powoli głową.
– Nasze relacje nie są tak ważne, jak choćby pomiędzy tobą i Mistrzem Talanarem. Zaraz zrozumiesz do czego dążę. – Widząc zasmuconą twarz Elfa wziął głęboki oddech i spokojnie wypuścił powietrze. – Mistrz Talanar jest waszym opiekunem, zna was lepiej niżeli ja kiedyś, do tego on was ocenia. Od niego zależy podjęcie decyzji, czy nadajecie się na Tancerzy Wojny czy Tancerzy Wiatru. Nawiasem mówiąc, widzę ciebie w szeregach Wiatru. – Puścił oczko do Wanana. – Z opowieści wiem, że niektórzy uczniowie boją się Mistrza Talanara. Czy jesteś wśród nich?
Wanan z początku wydął wargi w głębokim zdziwieniu. Potem zmarszczył brwi i i odrzucił pasma grzywki z twarzy.
Usiedli w cieniu drzewa.
– Nie boję się Mistrza Talanara. Czasem tylko odczuwam stres przed sprawdzianami, a tak to chyba nigdy. – Przechylił głowę przez co kosmyki na nowo zakryły mu oczy.
– Czyli to tak – mruknął Mściciel, w zadumie odgarniając grzywkę z twarzy Wanana. – Wobec tego, powiedz mi proszę, czy jako uczeń boisz się innych przełożonych?
Kiedy zabrał dłoń z powrotem, ujrzał nieprzewidzianą reakcję Elfa. Wanan maniakalnie wpatrywał się twarz Mistrza, jego lekko rozwarte usta zadrżały i dopiero po chwili chłopak wyjąkał: – Czy to jakieś przesłuchanie? Każdy odpowiada na te pytania?
– Nie i nie. Pytam tylko ciebie. – Zmierzył podejrzliwym spojrzeniem ucznia. – Jeśli masz życzenie nie odpowiadać, to tego nie rób. Nie chcę ciebie zmuszać – dodał. Chłopak go zaskoczył tymi pytaniami.
– Acha... – oblicze Wanana rozpromieniło się. – Mistrzu, ja nikogo się nie boję. – Uśmiechnął się z rozbrajającą szczerością.
– Nikogo? – wyrwało się Łowcy.
– Nikogo. – Wypiął dumnie pierś.
– To się cieszę. – Skinął głową. W środku nie czuł się usatysfakcjonowany. Oparł się plecami o pień drzewa.
– Nikogo się nie boisz? – myślał. – Nie potrafię w to uwierzyć. Z resztą, dlaczego mnie to interesuje? Tak wiele razy się nad tym zastanawiałem. Nie mogę dopuścić do siebie myśli, że Brat Elf się lęka mnie. Strach jest czymś innym od respektu. Jest to pewne, Wanan nie dość, że się boi, to jeszcze kłamie.
Młodszy szpiczastouchy spoglądał na zasmuconą twarz Girlaena. Po chwili odwrócił wzrok i zaczął podziwiać kwiaty. W pewnym momencie zwrócił się przodem do Mściciela i rzekł: – Dlaczego, Mistrzu, jesteś taki strapiony? To z mojej winy? – ostatnie słowa wypowiedział, odrobinę niepewnie.
– Mógłbym zapytać podobnie ciebie – odparł wymijająco.
– Och... – zacisnął szczęki.
– Nie jestem twoim Mistrzem, w Akademii, Wananie, nie często zajmuję się trenowaniem ciebie i twych przyjaciół. Można by rzez, iż widujemy się sporadycznie, choć i ta opcja nie jest właściwa. Wiem, że często mnie szpiegujesz.
Chłopak wyglądał na coraz mniej przytomnego, mimo to Mistrz kontynuował. Coś w niego wstąpiło i musiał wreszcie wyrzucić z siebie trapiące myśli.
– Zaczęło się to przed Wojną Szarego Sojuszu. Tak, Wananie, już wtedy to widziałem. Aż boję się myśleć, co cię popycha do takich czynów. Z początku sądziłem, iż jesteś zafascynowany mną. – Zmierzył ponurym wzrokiem Elfa. – Z pewnością byłem interesujący, bo dowódca, bo Mściciel, bo Łowca... Później pomyślałem sobie, a było to po powrocie z wojny, że nie moja pozycja i umiejętności cię interesowały. Wydaje mi się... to trochę nietaktowne, popraw mnie jeśli się mylę. Ostatnio odnoszę wrażenie, że ty, Wananie, zachowujesz się w mojej obecności, jakby to określić? Nieswój? Jakbyś jednocześnie śledził mnie i unikał. – Wbił spojrzenie w ciemne oczy wyrostka. Chciał dodać coś jeszcze, lecz powstrzymał się. Lica studenta stały się bledsze. Jego mina wyrażała zakłopotanie wymieszane z poczuciem zdradzenia tajemnicy. Krzywy uśmiech powoli zmieniał się w grymas.
– Wananie? – siadł prosto.
– Co się z nim dzieje? Teraz jeszcze wypieki? – przysunął się do chłopaka. – Czemu tak mocno reagujesz? – położył dłoń na czole Elfika, następnie wierzchnią stroną zbadał temperaturę policzków. Młodzieniec nagle zachwiał się i upadł na plecy. Dzięki szybkiej reakcji Łowcy nie uderzył głową o ziemię. Girlaen położył go ostrożnie.
– Wananie! Czy ty na coś chorujesz? – zapytał sprawdzając puls i ciśnienie Elfa.
– Na Sylannę! Nie mdlej! – modlił się w duchu.
Chłopiec roześmiał się krótko.
– Jestem – wszeptał – nieuleczalnie chory. – W te słowa, z błogim uśmiechem na ustach stracił przytomność.
– Wananie!
Stan zdrowia Elfa był stabilny.
– Na co chorujesz? – zabrał go na ręce i wstał. Pospiesznie wymruczał formułę zaklęcia "Natychmiastowej podróży". Otoczyła ich fioletowa kula światła. W miejscu, gdzie rozbłysła chmura jasnego dymu, rozległ się głuchy świst powietrza, a gdy blask zanikł, Elfów już nie było. Podobny efekt nastąpił, kiedy Girlaen teleportował się przy najbliższym namiocie medycznym. Uzdrowicielka przyjęła chłopca bez zbędnych pytań. Poprosiła jedynie o najważniejsze informacje, potem zajęła się Wananem.
Łowca zmarkotniał. Nie wiedział, gdzie szybko znajdzie rodziców młodzika, poza tym nie znał ich. Do Areny Tańca Wojennego miał długą drogę. Nie mógł powtórnie użyć czaru przemieszczenia, gdyż tego typu zaklęcia działały jednorazowo na dzień. W Akademii z pewnością uzyskałby informacje na temat rodziny czy zdrowia Wanana. Przypomniał sobie, że Mistrz Talanar nie wykrył żadnego niepokojącego zachowania u Elfa, natomiast Wielki Druid rozprawiał o potężnym problemie. Girlaen przetarł oczy. Czekał zniecierpliwiony na opinię uzdrowicielki. Ku swej uldze otrzymał ją szybko.
– Bracie, nie wykryłam żadnych powikłań. Chłopak jest zdrów jak ryba.
– Niemożliwe. Nim zemdlał, powiedział, że jest nieuleczalnie chory. Z resztą... – zamilkł raptownie.
Elfka nie domagała się kontynuacji wypowiedzi. Uśmiechnęła się łagodnie.
– Chłopiec zapewne musiał coś bardzo przeżyć. Może za dużo na słońcu przebywał? To było zwykłe omdlenie. Za chwilę powinien wrócić do zmysłów. – Schowała się w swym namiocie. Kilka ziaren piasku później Girlaen usłyszał stłumioną rozmowę pacjenta z uzdrowicielką, zaraz po niej oboje wyszli na zewnątrz. Wanan był zaczerwieniony, a gdy napotkał wzrok Girlaena, zarumienił się jeszcze bardziej i spuścił wzrok.
– Przepraszam, Mistrzu Girlaenie – wybełkotał zawstydzony.
– Nic mu nie będzie. – Zapewniła Elfka.
– Dziękuję za pomoc, Siostro. – Łowca skłoni głowę.
– Też bardzo dziękuję – przyznał ciągle skrępowany Wanan.
– Przyjemność po mojej stronie. Uważaj na siebie.
– Chodźmy. – Mistrz objął ramieniem młodzika i poprowadził w tylko sobie znanym kierunku.
– Gdzie idziemy? – wyjąkał uczeń.
Znaleźli się na niewielkim rynku. Stragany były pełne kolorowych produktów. Wielu handlarzy posiadało magiczne przedmioty, prosto ze Srebrnych Miast. Gwar Elfów zagłuszał ich rozmowę, dlatego musieli podnosić głos.
– Odprowadzę ciebie do akademika.
– Ależ Mistrzu, dam sobie radę. – Starał się postawił, lecz Girlaen mu przerwał stanowczo.
– Co to, to nie. Według mnie jesteś jeszcze osłabiony. – Mimowolnie wzmocnił uścisk na ramionach ucznia.
– Ja naprawdę czuję się świetnie. – Nie ustępował.
Girlaen nie chciał ryzykować kolejnego wypadku. Zatrzymał się i odwrócił młodzieńca przodem do siebie. Nie wypuszczał go z uchwytu i nie pozwalał na zerwanie kontaktu wzrokowego.
– Wananie, tam na górze powiedziałeś, że jesteś nieuleczalnie chory.
– Niby tak – odpowiedział wstydliwie. Zamierzał odwrócić wzrok, ale Łowca potrząsnął go za ramiona.
– Niby? – prawie krzyknął. – Na miłościwą Sylannę! Co to ma znaczyć?
– No bo ja... – uśmiechnął się sztucznie. W jego oczach zaczaiły się łzy.
– Co, Wananie? Chcesz powiedzieć, że żartowałeś sobie? Chciałeś tylko zobaczyć, jak to jest się teleportować z...
– To nie tak! Nigdy bym z Mistrza nie zażartował ani nie okłamał! – krzyknął wystraszony.
– W takim razie... w czym rzecz? Jesteś chory, czy nie? – skrzyżował ręce na piersi i spojrzał srogo w ciemne oczy Wanana. Ten nie odpowiadał przez dłuższą chwilę, próbował wziąć się w garść i odpowiedzieć jak najspokojniej.
– Ja... – wziął głębszy oddech – to jest taka choroba... co trawi... serce. – Ostatnie słowo wypowiedział prawie bezgłośnie, z czającymi się w oczach łzami i lękiem wypisanym na twarzy.
Girlaen rozejrzał się pospiesznie, aby upewnić się, iż nikt nie podsłuchuje ich rozmowy. Następnie podszedł do Elfa i szepnął łagodnie: – Boisz się, że ktoś się dowie?
– Ktoś... tak.
Mściciel postanowił zaryzykować jeszcze jedno pytanie.
– Wobec tego, dlaczego mnie unikasz? To właśnie przez tę chorobę?
– Tak, to jest nie! Tylko... – zwiesił głowę.
– Wananie, zaczekaj. Niemówienie prawdy jest lepsze, niż mówienie nieprawdy. Nie każę ci zwierzać się, spokojnie.
– Ja, przepraszam – jęknął chłopak. – Po prostu... nie potrafię. – Po jego ciele przeszedł dreszcz, który nie umknął uwadze Girlaena.
– Już, już. Nie będę więcej naciskał. Jeśli będziesz chciał porozmawiać, to śmiało przyjdź. Postaram się zawsze pomóc – oznajmił kładąc opiekuńczo dłoń na ramieniu podopiecznego. – Teraz odprowadzę ciebie.
– Mistrzu...
Ruszyli w stronę Akademii Tańca Wojennego. Mściciel co rusz spoglądał na zasępionego Wanana i zastanawiał się nad przyczyną. Gdy uczeń skierował się do akademika, Girlaen popatrywał za nim bacznie jeszcze przez chwilę. Postanowił obserwować Elfa na własną rękę i odkryć, dlaczego ten zachowuje się tak w jego obecności.