Portal 1
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 09 2012 10:52:39
Nigdy nie miałem szczęścia w miłości. Mam lat trzydzieści. Dobrą pracę i duże mieszkanie w centrum. Wykupiłem też dużą działkę poza miastem, blisko lasu. Po co mi to wszystko, skoro nie mam się z kim tym dzielić? Łóżko jednoosobowe, do którego poszłaby ze mną nie jedna kobieta i może kilku mężczyzn. Ale nikogo z nich nie chcę. Nie chcę jedno nocnej przygody, czy kogoś dla awansu...

Jestem zwykłym informatykiem, w dużej firmie. Często, prawie zawsze, po godzinach pracy wychodzę do zaprzyjaźnionego biura i tłumaczę mangi. Charytatywnie, bo nie potrzebuję więcej ilości pieniędzy. Usatysfakcjonuje mnie każdy komentarz z pochwałą i podziękowaniem za trud i przetłumaczenie tego czy tamtego. Nie potrzeba przecież płacy, żeby robić coś, co się lubi. Chciałbym tylko, żeby to mi się kiedyś zwróciło w postaci kogoś, kto odciągnie mnie trochę od tego i... po prostu będzie. Pokocha bezwarunkowo i zostanie ze mną. Wracanie do pustego mieszkania, to żadna przyjemność. Jeszcze kiedy nie można mieć zwierzaka...

Zamknąłem za sobą drzwi na klucz. Zjechałem windą na parter i opuściłem mieszkanie, jak codziennie rano. Wiosenne, lekko zimne powietrze wdarło się do mojego nosa. Wziąłem spokojny i głęboki oddech, przymykając oczy. Kiedy je otworzyłem świat nie był wcale piękniejszy. Nie zostało mi jednak nic innego jak pójście do pracy na pokorne czekanie, aż coś się zmieni. Może jak w Clannad'zie czy Kanonie stanie się COŚ. Przypadkiem spotkam Kogoś, kto będzie lepszy?

Dziesięć minut później byłem już w firmie. Jak zawsze przywitałem Ayou, naszą recepcjonistkę, miłym Dzień dobry. Zamieniliśmy kilka słów odnośnie pogody, po czym windą wjechałem na piąte piętro. Udałem się do swojego gabinetu, gdzie czekała na mnie herbata. Całe pomieszczenie było zabudowane ścianami w jasnych, beżowych kolorach. Choć Macy mówiła, że to kolor ecru, cokolwiek to znaczy i jakkolwiek to wygląda... Drzwi tylko były oszklone, choć zazwyczaj zaciągnięte roletą w tym samym kolorze. Na wprost drzwi były dwa duże okna na ogród, gdzie rosły duże, potężne i liściaste drzewa. W pomieszczeniu były cztery biurka w ciemniejszym kolorze. Trzy z nich miały na wyposażeniu komputer i telefon. Jeden miał tylko aparat mówiąco-słuchający. Jednakowy burdel panował na wszystkich miejscach pracy, czyli książki z meblościanki przy drzwiach lądowały na biurku danego pracownika. Potem już tylko księgi były rzucane między jednym a drugim pracownikiem. Początkowo Macy miała tyle zapału, by sprzątać lub zmuszać nas do odnoszenia książki na miejsce. Szybko jednak jej się to znudziło i nawet przyłączyła się do tego. Na dwóch ścianach równoległych do siebie był następująco rzutnik i mata do wyświetlania projektu. Gdzieś w całym tym bałaganie zawsze ginął wieszak i niewielka szafka z herbatami, kubkami i tym podobnymi rzeczami, które nie raz po nocy nas ratowały.. O dziwo na większość z nas liściasty napar działa bardziej orzeźwiająco niż kawa.
Ściągnąłem płaszcz i zawiesiłem go przy swoim biurku na krześle. Wziąłem kubek napoju z biurka i stanąłem, patrząc w bliżej nieokreśloną dal. jak to możliwe, że o ósmej trzydzieści jest tak ciemno?
-Ty już tutaj? Zazwyczaj po skończonym projekcie nie ma was przez kilka dni.
-Jakoś rano poczułem chęć przyjścia tutaj - spojrzałem na nią - nie mogłem sobie w domu miejsca znaleźć.
Usłyszałem tylko, jak podchodzi bliżej mnie. Położyła mi dłonie na ramionach i masowała.
-Nie jestem zestresowany.
-Raczej nie ma kto cię stresować.
Zrobiłem krok od niej.
-Przepraszam. To nie miało Cię urazić...
-Przecież wiem, że masz rację.
-W każdym razie... mamy dzisiaj wolne. Właściwie wy. Ja sobie mogę zrobić wolne, więc może wybierzemy się gdzieś? Na ciastko albo szampana?
-Świętowaliśmy wczoraj.- mruknąłem tylko i usiadłem przy swoim biurku.- Ale masz rację, zrobię sobie wolne.
-A zdradzisz mi tę tajemnice, co będziesz robił?
-Chyba pójdę do biura, potłumaczę mangi, zobaczę, czy wyszedł jakiś ciekawy tytuł.
Odwróciłem się do niej. Przyglądała mi się z zaciekawieniem. Chyba liczyła, że coś jeszcze ze mnie wyciągnie. Spojrzałem na nią tylko z pobolewaniem zastanawiając się, skąd bierze się jej blondynizm. Miała ładne choć farbowane rude włosy. Znaliśmy się też kilka lat, no nikt z nas nie pracuje tu od 'wczoraj'. Ja pracowałem od dziewięciu lat, ona od siedmiu. W sumie byłem zbyt wymagający od poprzedniej, dużo starszej pracownicy. Ale co ja poradzę, że potrzebuję ludzi zdrowych, którzy zrobią w tempie 5kb/s to, co im zleciłem? Pod tym względem Macy była lepsza. Potrafiła też zmobilizować wszystkich do pracy, pilnowała terminów. Była po prostu zorganizowana. Pod tym względem doceniam jej kobiecą rękę.
-Nie mam na dziś żadnych spotkań, mam nadzieję?
-Jak już mówiłam, masz wolne. Macie tydzień właściwie wolny -uśmiechnęła się - swoja drogą to mógłbyś sobie znaleźć kogoś. Widząc wasz bałagan tutaj, boje się, co macie w domu. Chociaż Yoshi jest największym bałaganiarzem, to jednak ma żonę, która się o niego troszczy. Nie chciałbyś, żeby ktoś się Tobą opiekował, troszczył, zajmował?
Spojrzeliśmy sobie w oczy z odległości kilku metrów. Nikt z nas nie chciał odpuścić.
-To chyba nie Twój interes - wyburczałem.
-Mój. Jestem odpowiedzialna za ten dział, jak Ty. Współpracownicy nie są mi obojętni.
-Bo bez nas nie masz pracy?
Zapadła chwila ciszy, ale nie przestaliśmy się sobie przyglądać. Po chwili spojrzała jednak na biurka
-Idź, posprzątam. Nie wypada, żeby prawa ręka szefa miała taki syf.
-Osobiście mi on nie przeszkadza. Zrób co chcesz, zasady znasz. Nie zaglądasz do biurka.
-Tak, tak. Wiem, że na początku nie słuchałam, ale teraz jestem już - spojrzała na mnie i uśmiechnęła się - grzeczna. A przynajmniej spokojniejsza.
-Dzięki za herbatę.- Odstawiłem chłodny już trunek na szafkę, wziąłem kurtkę i zamknąłem za soba drzwi. Usłyszałem ciche westchnienie, a potem nieco głośniejszą muzykę. Jej żywiołowość czasem mnie przeraża...
W biurze panował mały harmider. Kilka osób pracowało na pełnych obrotach - oni właśnie dbali by kontrahenci dostawali od nas wszystko, czego potrzebują do tworzenia swoich produktów. Wiele biurek jednak było pustych, kompletnie. Jak tylko wczoraj wyszedłem z dyrektorem głównym, naczelnym sekretarzem i przedstawicielem naszego głównego partnera, ogłaszając, że solucja się udała - Wszyscy zaczęli klaskać, część piszczała. Tacy to dorośli ludzie. Chociaż, czego nie powiedzieć, większość z nich mentalnie nie skończyła szesnastki...
Wyszedłem niezauważony, tylko Ayou zapytała, czy może jakoś pomóc. Spojrzałem na nią zaskoczony.
-Wszystko w porządku. Wolne jest.- Stanąłem koło jej biurka.
-Ah, tak, zapomniałam. Skończyliście już projekt. Gratuluję. - Uśmiechnęła się do mnie miło.
-Dzięki. Ale to było raczej oczywiste, że podpiszą.
-Nie bądź taki skromny. -Spojrzała na mnie z.. dezaprobatą? śmiechem? politowaniem? Nie wiem.- To teraz do domu? Czy do biura?
-Wszyscy wiedzą, że tłumaczę mangi...? - Spojrzałem na nią. Z zaciekawieniem.
-Nie, tylko ci zainteresowani...
-Żenujące.
-Nie. Warto mieć jakieś hobby i oddawać się mu. Poza tym, język francuski, hiszpański są dość trudne do przełożenia, a Tobie idzie to bezbłędnie.
- Ciekawe, skąd o tym wiesz?...
Rozmawialiśmy chwilkę jeszcze o talentach językowych. Okazało się, że zna portugalski, choć robi kilka błędów. Wyszedłem na zewnątrz i od razu do mojego nosa wdarło się zimne, choć niewiele cieplejsze niż ostatnio, powietrze. Mimo to wziąłem głęboki oddech. Uśmiechnąłem się. Może ma racje? Może warto być tłumaczyć to dalej i nie wstydzić się tego?... Pomyślimy.
Zrobiłem kilka kroków i wsiadłem w metro. Pustki w nim panujące były... dziwne. Nie sądziłem, że tu mogą kursować prawie puste wagony. Ale co mi tam. Usiadłem sobie wygodnie. Przejechałem może dwie stacje i wysiadłem. Wyszedłem schodami do góry a koło mnie przebiegł szatyn. Jego włosy trochę dłuższe niż przeciętnie, falowały na wietrze. Kiedy zbiegł na dół, poczułem jego zapach. Delikatną woń perfum. Obejrzałem się za nim, a on wbiegł do wagonu. Włożyłem ręce do kieszeni. Poszedłem.