Tamten świat 13
Dodane przez Aquarius dnia Maja 05 2012 13:06:37
Kolejne kilka dni Marali zachowywał się jakby nic się nie wydarzyło i pomagał Gahalanowi za każdym razem kiedy ten miał problemy ze zrobieniem czegokolwiek prawą ręką. Niestety ręka ta nie przeszkodziła Akirinowi w „znęcaniu się” nad ślepcem podczas treningów, na co Marali patrzył z niepokojem, a Valris z zainteresowaniem. Po kilki dniach dotarli do kolejnego miasta. Po standardowych działaniach mających na celu zapewnienie im funduszy na jedzenie i dalszą drogę oraz zapewnieniu miejsca do spania, wszyscy rozeszli się oglądać atrakcje oferowane przez miasto. Spotkali się dopiero na wieczornym posiłku. Akirin zauważył, że Marali jest dziwnie niespokojny, ale nic nie wypytywał. Stwierdził, że zainteresuje się dopiero wtedy gdy sytuacja będzie przeciągać się przez kolejnych kilka dni.
Po wieczornym posiłku wszyscy stwierdzili, że są dziwnie śpiący i poszli spać, zostawiając Akirina samego. W sumie książę nie miał nic przeciwko. Siedział wiec sam przy ogromnym stole i sącząc powoli lokalny bezalkoholowy trunek, leniwie rozglądał się w koło. W pewnym momencie podeszła do niego grupa podróżnych. Rzucająca się w oczy kobieta zapytała czy mogę się przysiąść, bo wszystkie inne miejsca są zajęte. Wprawdzie Akirin widział kilka wolnych miejsc przy innych stołach, lecz mimo to zgodził się. Był w tak dobrym humorze, że nie miał ochoty zastanawiać się czy ci podróżni maja jakieś ukryte zamiary czy nie. Siedział więc i dalej gapił się bezmyślnie na biesiadujących podróżnych. Jego „towarzysze” najpierw zamówili jakieś jadło, a potem siedzieli rozmawiając dość głośno nad dzbanami z winem, które opróżniali dość szybko. A przodowała w tym kobieta. Przodowała nie tylko w tym. Jak zauważył Akirin, była najgłośniejsza z nich wszystkich i najbardziej wulgarna. Zniesmaczyło go to bardzo. Był przyzwyczajony do wszystkich tych wytwornych kobiet, które spotykał na zamku i nie mógł zrozumieć jak kobieta może być gorsza od mężczyzny. Nawet wieśniaczki, które spotykali w czasie swojej podróży, mimo iż przytłoczone praca i czasami nawet biedą, to jednak zawsze miały w sobie to coś, co tylko kobiety mają. Ta tutaj niestety nie miała i jedynie ogromny, odsłonięty do granic możliwości, biust wskazywał na jej płeć. Akirin skrzywił się, szybko dopił swój trunek i wstał od stołu. Przed snem postanowił zajrzeć do Semena. Przeszedł do stajni, gdzie stajenny wskazał mu boksy w których zostały umieszczone ich konie. Sprawdził czy konie Gahalana i Valrisa mają wszystko czego im trzeba i na koniec przeszedł do Semena.
- Mam nadzieję, że ci tu dobrze, co? – zapytał głaszcząc konia po chrapach. Ten w odpowiedzi parsknął radośnie. – Widzę, że zadbali o ciebie, i porządnie cię wyczyścili – stwierdził przesuwając ręką po końskim grzbiecie i boku, na co Semen znowu parsknął radośnie i machnął ogonem.
Książę stał i głaskał konia. Słyszał gdzieś w oddali kroki, jednakże zignorował je zupełnie.
Niestety nie mógł ich ignorować, gdy zbliżyły się do jego boksu, a chwilę potem usłyszał głos:
- Pięknego masz konia.
- Słyszysz Semen? Ktoś jeszcze uważa, że jesteś piękny – zwrócił się do konia i pocałował go w chrapy. Rumak, wyraźnie zadowolony z tej pochwały, parsknął i zaczął skubać swojego pana chrapami.
Akirin ze śmiechem pozwalał na tą czułość, jednocześnie klepiąc konia po szyi. W tym momencie intruz podszedł bliżej i stanął po drugiej stronie konia. I chociaż książę nie widział twarzy, to jednak po głosie i ubraniu doskonale wiedział z kim ma do czynienia. Kobieta, która siedziała obok niego. Wprawdzie był ciekawy co ona zamierza, jednak nie zrobił nic w kierunku zaspokojenia swojej ciekawości. W tym momencie miał ochotę jedynie na zabawę z Semenem. Jednak kobieta nie zamierzała czekać.
- Jaki koń, taki i właściciel – powiedziała głosem, który w jej mniemaniu był seksowny, a Akirina jedynie przyprawił o niesmak.
- Być może – odparł spokojnie, wciąż głaszcząc konia po szyi i zupełnie nie zwracając uwagi na rozmówczynię.
Musiało to zdenerwować kobietę, bo nagle złapała Akirina za rękę i rzuciła go na ścianę. Rzut był tak mocny, że aż deski zajęczały, a książę skrzywił się. Zanim zdążył zareagować, kobieta podeszła bliżej i napierając na niego swym wielkim biustem, przygniotła go do ściany.
- Nie lubię gdy ktoś mnie ignoruje – wysyczała, a Akirin poczuł w jej oddechu alkohol. – A ja zawsze dostaję to czego chcę.
- A czego chcesz? – zainteresował się uprzejmie, próbując jednocześnie obiema rękami odepchnąć przygniatający go ciężar.
Kobieta bez słowa przybliżyła twarz próbując go pocałować, lecz Akirin błyskawicznie odchylił głowę, przez co jej usta trafiły w pustkę. Jej twarz wykrzywiła się w grymasie wściekłości. Złapała ręce Akirina i unieruchomiła je w silnym uścisku nad jego głową, po czym drugą ręką złapała go za brodę i nie czekając na jego reakcję wpiła mu się w usta. Widząc, że książę nie opiera się zabrała rękę z jego twarzy i zsunęła niżej. Nie bawiąc się w subtelności wsadziła ją w spodnie Akirina i zaczęła pieścić jego męskość, a on wciąż się nie opierał. Po dobrej chwili kobieta oderwała się w końcu od jego ust i puściwszy jego ręce spojrzała zaskoczona, po czym warknęła:
- Co jest, do cholery?
Akirin uśmiechnął się złośliwie.
- Co, nie chce stanąć? Jaka szkoda – zakpił. – Ale nic na to nie poradzę, takie babochłopy nadające się tylko do straszenia dzieci, zupełnie na mnie nie działają.
- Coś ty powiedział? – wysyczała mrużąc wściekle oczy. Widząc kpiące spojrzenie Akirina zacisnęła dłoń w pięść i zamachnęła się, lecz nie zdążyła nic więcej zrobić. Stojący dotąd spokojnie Semen zaczłą nagle parskać i bić wściekle kopytami o ziemię. W pewnym momencie stanął na tylnych kopytach i zaczął przesuwać się w kierunku kobiety. Ta momentalnie zbladła i odskoczyła najdalej jak tylko mogła, aż na ścianę. A koń wciąż na nią szarżował z podniesionymi kopytami.
- Zabierz to bydlę ode mnie! – krzyknęła przerażona.
- A niby dlaczego? – zdziwił się Akirin uprzejmie i nad wyraz spokojnie. – Widocznie on też ma ochotę się z tobą zabawić.
Kobieta nic nie odpowiedziała, tylko zaczęła powoli się wycofywać w stronę wyjścia z boksu. Kiedy już była w miarę blisko, rzuciła się biegiem. Jeszcze przez chwilę Akirin słyszał jej oddalające się kroki. W momencie, kiedy wyszła z boksu, koń momentalnie uspokoił się i wrócił do przeżuwania siania. Akirin roześmiał się. Poklepał Semena po szyi i powiedział:
- Dzięki stary, uratowałeś mi życie. Chociaż poradziłbym sobie sam, ale cieszę się, że się wtrąciłeś.
Koń w odpowiedzi parsknął radośnie i skubnął pana wargami. Akirin roześmiał się, poklepał konia jeszcze raz po szyi i wyszedł ze stajni. Kiedy wszedł do komnaty, zobaczył, że lampka oliwna pali się, a Valris śpi na plecach z rękami rozrzuconymi na boki i kompletnie odkryty. Uśmiechnął się lekko na ten widok. Ostrożnie przykrył go i delikatnie pocałował w czoło, po czym zgasił lampkę i rozebrawszy się kompletnie położył się na swoim łóżku. Mimo iż zazwyczaj Valris spał z nim, co noc pozwalając na coraz śmielsze pieszczoty, to i tak Akirin za każdym razem płacił za komnatę z dwoma łóżkami. Nigdy nie był do końca pewny czy coś się miedzy nimi nagle nie popsuje i Valris nie dojdzie do wniosku, że jednak woli spać sam. W takim wypadku zawsze zostawało mu drugie łóżko.
Akirin już prawie zasypiał gdy nagle poczuł jak jego przykrycie podnosi się, a potem cos ciepłego przytula się do jego pleców.
- W końcu wróciłeś – wymruczał sennie Valris – a ja czekałem na ciebie i czekałem…
- Jakbym wiedział, że czekasz, to bym szybciej wrócił – odparł miękko Akirin i przekręcił się na drugi bok, obejmując kochanka.
- Ja zawsze czekam – kolejne mruknięcie, jednak tym razem mniej senne i zakończone pocałunkiem w obojczyk.
- No i po co?
Valris nie odpowiedział, tylko podniósł się na łokcie, przez chwilę patrzył uważnie na Akirina, a potem, bez żadnego uprzedzenia, pchnął go na plecy. Odrzucił na bok krępujące ich przykrycie i usiadł na biodrach Akirina. W wpadającym przez okno świetle księżyca książę mógł wyraźnie zobaczyć naprężoną męskość tamtego. ,Uśmiechnął się lubieżnie na ten widok, a gdzieś między nogami poczuł kumulujące się napięcie. Położył ręce na udach Valrisa i zaczął go powoli i delikatnie pieścić, przechodząc stopniowo, coraz wyżej, aż dotarł do sutków. Pieścił je intensywnie, wyduszając coraz bardziej namiętne jęki z ust Valrisa, który zamknął oczy i oddając się pieszczocie zaczął się poruszać zmysłowo, drażniąc budzącą się męskość Akirina. Książę zaprzestał pieszczot i złapawszy kochanka za kark przyciągnął go do pocałunku. Valris uległ, jednak przez cały czas poruszał biodrami, drażniąc coraz bardziej rozbudzone pożądanie Akirina. W pewnym momencie oderwał się od księcia, popatrzył na niego uważnie i wyprostował się. Potem zrobił coś co zdumiało księcia: uniósł się odrobinę i rozchyliwszy pośladki rękami nadział się na naprężone przyrodzenie Akirina. Grymas bólu wykrzywił mu twarz. Zastygł na chwilę, chcąc się przyzwyczaić do tego dziwnego odczucia.
- Valris, nie musisz… - zaczął Akirn niepewnie, bojąc się, że Valris tak bardzo chce go zadowolić, że gotów jest zrobić krzywdę sobie samemu. W tym momencie Valris, zaciskając wargi z bólu zaczął poruszać się w górę i w dół. – Valris… - chciał go powstrzymać, lecz przyjemność jaką zaczął odczuwać sprawiała, że coraz trudniej mu było się na tym skupić.
W pewnym momencie Valris złapał rękę Akrina i objął nią własnego członka. Młodemu księciu nie trzeba było dwa razy powtarzać, zaczął go pieścić. W tym momencie grymas bólu zniknął z twarzy Valrisa. Młodzieniec pochylił się i zaczął całować Akirina. Im większą odczuwał przyjemność, tym mocniej i łapczywiej całował i szybciej poruszał biodrami. W pewnym momencie zastygł w bezruchu krzycząc chrapliwie wprost w usta Akirina, który poczuł na własnej klatce coś ciepłego i mokrego. To go podnieciło jeszcze bardziej. Złapał kochanka za pośladki i pchnął wyjątkowo mocno dwa razy, po czym także doszedł. Valris powoli zszedł z kochanka i położył się obok, wtulając w ciąż dochodzącego do siebie Akirina.
- Dlaczego… to zrobiłeś?
- Kocham cię – wychrypiał Valris prosto w usta Akirina.
- Ty też jesteś niesamowity – wysapał książę.
- Nie o to mi chodzi – wyszeptał Valris delikatnie i zmysłowo całując Akirina. – Ja naprawdę cię kocham. Chcę być z tobą już na zawsze.
- Ty wiesz co ty mówisz?
- Wiem – Valris nie przestawał całować.
- A twoja rodzina? Pomyślałeś, co oni na to powiedzą? Mówiłeś, że nie chcą żebyś zadawał się z byle kim. A o mnie nic nie wiesz.
- I nie chcę wiedzieć. Chcę być z tobą. Poza tym ty też uciekłeś z domu i nie masz zamiaru do niego wracać.
Akirin westchnął ciężko.
- Wiesz, czasami jesteś jak małe dziecko. Ja zostałem wychowany przez żołnierza, człowieka dla którego ciężkie warunki to chleb codzienny. A ty? Wychuchany i wymuskany, nie dasz sobie rady.
Valris spojrzał uważnie na Akirina.
- A więc naucz mnie też, jak być twardym, tak jak ty.
- Ty nie wiesz o co mnie prosisz.
- Doskonale wiem. Przecież widzę jak uczysz Gahalana.
- On to co innego, on od urodzenia żył jak żył i dla niego to nic nowego, a ty… w końcu ci się znudzi i zechcesz wrócić do swoich.
- Nigdy! Chcę zostać z tobą. Proszę, nie odrzucaj mnie – dodał cicho.
- Nie odrzucam cię. Zależy mi na tobie, ale nie chcę żebyś później żałował czegokolwiek.
- Nie będę żałował.
- A jeśli postanowię osiąść gdzieś i jak zwykły chłop uprawiać ziemię?
- Wtedy ja osiądę z tobą i będę ci przygotowywał posiłki i dbał o chatę, uprawiał ogródek i robił to wszystko co zazwyczaj robi przykładna żona ciężko pracującego na roli chłopa.
- A umiesz chociaż robić to wszystko? – Akirin spojrzał z powątpiewaniem na kochanka.
- Nie – pokręcił przecząco głową – ale chyba nauczysz mnie wszystkiego, co?
Akirin westchnął cierpiętniczo.
- Nauczę.
Valris uśmiechnął się tryumfalnie i pocałował księcia w usta, po czym położył się. Chwilę potem spał. Akirin jeszcze przez chwilę leżał wpatrując się w sufit i głaszcząc kochanka. Na koniec zamknął oczy i zasnął. Kiedy rano zeszli na poranny posiłek, zdziwili się, że nie ma z nimi Maraliego ani Gahalana, ale ponieważ mieli zamiar zostać w tym mieście przez kilka najbliższych dni, wiec nie martwiło ich to za specjalnie. Nie zaniepokoili się nawet wtedy, gdy nie zobaczyli ich przy wieczornym posiłku. Spotkali ich dopiero następnego dnia podczas porannego posiłku. Varalis był zbyt rozkojarzony, jak to zwykle z zakochanymi bywa, ale Akirin zauważył, że Marali jest radośniejszy niż zazwyczaj, a Gahalan częściej się uśmiecha i jest jakby łagodniejszy. Uśmiechnął się zadowolony.
Pozostali w mieście jeszcze dwa dni, potem ruszyli w dalszą drogę.

***

Król był w dobrym humorze. W wyjątkowo dobrym humorze. Był właśnie w komnacie Konasa, by zobaczyć jak się sprawuje młody książę. To co zobaczył zaskoczyło go, jednakże jednocześnie wprawiło w dobry nastrój. Nie sądził, że sprawy przybiorą tak pomyślny obrót. Teraz trzeba by pomyśleć jak to wszystko zgrabnie zakończyć. Wszedł do sypialni i przystanął zdumiony. Przy wejściu do ogrodu stał nieznany mu, ubrany na czarno, mężczyzna i wpatrywał się w ogród.
- Piękny ogród – odezwał się nieznajomy.
- Kim jesteś? – zapytał Akirin. – Skrytobójcą, który ma mnie zabić?
Mężczyzna roześmiał się i odwrócił się w stronę rozmówcy.
- Zbytnio sobie pochlebiasz. Nikomu w tym kraju nie opłaca się ciebie zabić.
- Nie wiem czy mam to traktować jako komplement czy zniewagę – mruknął król podchodząc do stolika. Nalał soku do dwóch kubków, potem napił się z jednego. – Więc kim jesteś?
Mężczyzna podszedł do stolika i wziął kubek z sokiem. Upił łyk.
- Dobry sok z dobrych jabłek. – Uśmiechnął się. – Kiedy się ostatnio widzieliśmy byłeś o wiele młodszy.
- To my się już kiedyś spotkaliśmy? – zdziwił się. – Dziwne, ale nie pamiętam cię, a masz dość charakterystyczną twarz, a ja nie zaobserwowałem u siebie zaników pamięci, mimo iż żyję dość długo.
- No właśnie, zbyt długo. – W tym momencie twarz mężczyzny zmieniła się na inną. - A teraz mnie poznajesz?
Akirin zbladł, a kubek, który trzymał w ręce, spadł na podłogę i poturlał się pod łóżko, zostawiając za sobą smugę owocowego soku. Przed nim stał on sam, tylko o wiele młodszy!
- Śmierć – wyszeptał.
Młodszy Akirin uśmiechnął się.
- A jednak pamiętasz.
- Jak mógłbym zapomnieć? Co ty tu robisz? Czyżbyś przyszedł po mnie? – Serce króla zaczęło bić coraz szybciej, a po plecach przeleciały mu ciarki.
- Zgadza się. – Pokiwał twierdząco głową – Twój czas już nadszedł.
- Nareszcie – szepnął Akirin i zamknął oczy, jakby delektował się tą chwilą. Po policzkach pociekły mu łzy. – Dlaczego nie przyszedłeś wcześniej? – spytał z bólem w głosie. – Dlaczego nie zabrałeś mnie wcześniej, razem z Kirimem? Dlaczego skazałeś mnie na tyle lat samotności?
- A czy ja ci kazałem żyć niczym pustelnik? Mogłeś sobie znaleźć kogoś po tym jak go zabrałem.
- Dobrze wiesz, że to nigdy nie wchodziło w grę. Kocham tylko Kirima.
- Niech ci będzie – Śmierć machnął lekceważąco ręką. – W każdym razie nie mogłem cię wcześniej zabrać. Pamiętasz? Twoja świeca była dwa razy dłuższa niż inne, a przez to co zrobiłeś musiałem czekać aż się sama wypali.
- I w końcu się wypaliła – wyszeptał.
- Dokładnie. Zostało ci jeszcze tylko kilka tchnień. Chodź ze mną – wyciągnął rękę w stronę króla.
- Nie! – odparł Akirin twardo, jakby ocknął się z jakiegoś snu.
- Słucham?
- Nie mogę jeszcze z tobą iść.
- No bez jaj! Najpierw mi jęczysz: „dlaczego nie przyszedłeś wcześniej”, a teraz nie chcesz ze mną iść?! Chociaż tak po prawdzie, to nie masz wyboru.
- Proszę, nie zabieraj mnie jeszcze. Jest coś, co muszę skończyć.
- Inni to za ciebie skończą. Chodź, bo inaczej będę musiał użyć siły.
- Proszę, daj mi jeszcze trochę czasu. Tyle na mnie czekałeś, to chyba możesz poczekać jeszcze kilka dni? To bardzo ważne dla mnie. Chce odejść mając pewność, że zostawiam kraj w dobrych rękach.
Śmierć stał przez chwilę milcząc. Na koniec westchnął i powiedział:
- Pewnie będę później tego żałował, ale dobra, niech ci będzie. – Z przepastnego rękawa wyciągnął klepsydrę i postawił ją na stole. Piasek w środku zaczął się leniwie przesypywać. – Daję ci siedem dni na załatwienie wszystkich spraw. Ta klepsydra będzie ci odmierzać czas. A gdybyś próbował oszukiwać, to uprzedzam, że nie możesz jej ruszyć. Acha, i tylko ty ją widzisz. Przyjdę, kiedy ostatnie ziarnko spadnie na dół. – I zniknął nie pożegnawszy się nawet.
Akirin próbował złapać klepsydrę, lecz ręka przeszła przez nią, jakby była powietrzem. Przez chwilę stał patrząc na nią niczym urzeczony, w końcu ocknął się i wybiegł z komnaty. Pobiegł w kierunku komnaty medyka.
- Konas! – wysapał wpadając do środka bez uprzedzenia.
Medyk drgnął i wypuścił trzymany właśnie słoik z jakąś dziwną maścią.
- Wasza wysokość! – medyk wystraszył się widząc władcę sapiącego niczym miech kowalski. – Wasza wysokość nie powinien…
- Cicho bądź – machnął niecierpliwie ręką. – Nie mam czasu. Zostało mi tylko siedem dni życia.
- Ależ co wasza wysokość opowiada. Zdrowie waszej wysokości…
- Wiem co mówię, nie przerywaj mi – mruknął groźnie. – Zostało mi tylko siedem dni życia. W tym czasie musimy koronować nowego króla. Zanim odejdę, chcę mieć pewność, ze zostawię kraj w dobrych rękach. Dlatego też musisz sprowadzić młodego księcia jak najszybciej do domu.
- No cóż wasza, wysokość, normalnie by się wysłało posłańca z pismem, ale jeśli wasza wysokość upiera się, to jedynym wyjściem jest załatwienie tego moimi sposobami.
- Znaczy?
- Przeniosę się i sprowadzę księcia.
- Odpada. – Akirin pokręcił przecząco głową. – Żeby on wrócił jest potrzebny ktoś z autorytetem i silniejszy od niego. Są tylko dwie takie osoby: Ja i Anhor. Anhor odpada od razu, nie może wiedzieć o tobie, wiec zostaję tylko ja.
- Ależ wasza wysokość nie może, to może być niebezpieczne w tym wieku.
- Och, nie martw się o to – machnął lekceważąco ręką. – Śmierć obiecał mi, że nie zabierze mnie w ciągu najbliższych siedmiu dni.
Konas spojrzał dziwnie na króla, lecz nic nie powiedział.
- No dalej, dalej, czas ucieka – mruknął zniecierpliwiony król.
- Jak wasza wysokość sobie życzy – medyk ukłonił się i przeszli do tajemnej komnaty.
Chwilę potem byli już w lesie niedaleko obozowiska Akirina.
- Musimy iść w tamtą stronę, wasza wysokość – medyk wskazał kierunek ręką.
- Zaczekaj. Najpierw musimy znaleźć Frasera. Ja tu poczekam, a ty spotkaj się z nim i powiedz, że może już wracać do domu. I dodaj, że jestem zadowolony z tego jak wykonał powierzone mu zadanie.
- Jak wasza wysokość sobie życzy – odparł medyk, ukłonił się, po czym odszedł.
Akirin westchnął i usiadł na trawie opierając się o drzewo. Zamknął oczy i głęboko wciągnął powietrze. Tak dawno tego nie robił, ze już prawie zapomniał jakie to przyjemne. Trak go to rozleniwiło, ze niewiele brakowało, a by zasnął. Na szczęście Konas wrócił bardzo szybko.
- No dobrze, to teraz ty tu poczekaj, a ja pójdę po dzieciaka – powiedział król otrzepując się.
- Ale, wasza wysokość, uważam, że też powinienem iść.
- A po co? Nie ma żadnego zagrożenia. Poza tym wolę, żeby nikt cię nie widział, tak będzie lepiej.
Medyk westchnął cicho. Mimo, że król miał już tyle lat, to wciąż był tak samo uparty, jak na początku.
- Jak wasza wysokość sobie życzy.
Król uśmiechnął się i poszedł w kierunku obozowiska młodego księcia.