Zaparz mi herbatę 9
Dodane przez Aquarius dnia Kwietnia 28 2012 18:09:21
Rozdział 9:


Piątkowy wieczór, trzeci tydzień czerwca. Konkluzja: Łukasz miał jeszcze tylko siedem dni, żeby narysować akt. Konkluzja konkluzji: Powstał nie lada problem i Łukasz nie wiedział, co z tym zrobić.
Póki co unikał trochę Sebastiana. Nie chciał pokazywać tego zbyt ostentacyjne, więc wymieniał z nim raz po raz kilka zdań o pogodzie, ale starał się nie zostawać z przyjacielem nigdzie sam na sam, bo od razu przypominał sobie tę całą sprawę z rysowaniem aktu.
Myślenie o pozującym, nagim Sebastianie było Złe. I przyprawiało Łukasza o takie rumieńce, że zdecydowanie lepiej, żeby przyjaciel go z nimi nie ujrzał.
W ciągu ostatniego tygodnia Łukasz średnio co godzinę zastanawiał się nad swoją orientacją i wyniki przyprawiały go o narastającą frustrację. Mianowicie – do niczego konkretnego nie doszedł. Nie miał nigdy ani dziewczyny, ani chłopaka, za to kilka razy podkochiwał się w dziewczynach… Ale nigdy nie był zauroczony chłopakiem. To prowadzi do wniosku, że tak, wiwat orientacja heteroseksualna. Jednak myśląc o zauroczeniach chłopakami nie można zapomnieć o Sebastianie. On… no cóż. Niezaprzeczalnie był chłopakiem. I do tego gejem. Tylko czy Łukasz się w nim zakochał? Jeśli tak, witaj biseksualizmie!
To wszystko wyglądało na dość proste. W rzeczywistości ta sprawa plątała się niczym słuchawki od mp3 leżącej w kieszeni kurtki.
Tutaj nie chodziło tylko o Łukasza. Mógł sobie nawet stwierdzić, że jest bi i nieszczególnie by mu ten fakt przeszkadzał. Prawdziwe pytanie brzmi: co z tym dalej zrobić? Powiedzieć Sebastianowi? A nuż się okaże, że to odwzajemnia, zostaną parą i… No właśnie? I co dalej?
… Samo rozważanie związku z Sebastianem napawało Łukasza uczuciem surrealizmu, ale nieważne. Chciał ciągnąć tę myśl dalej.
Zakładając, że zostaliby parą: jak długo by to trwało? Czy niepewne uczucie do Sebastiana dawało podstawy do ryzyka, jakim jest… chodzenie z chłopakiem? Jakby rodzina się dowiedziała, miałby niezłą jazdę. Jasne, prędzej czy później zaakceptowaliby jego wybór, ale czy w ogóle warto zaczynać? Jeśli by to była jakaś wielka miłość z walącym sercem, „nie mogę bez ciebie żyć” i „póki śmierć nas nie rozłączy” to można by podjąć ryzyko i powalczyć z przeciwnościami losu. Ale tak? Skoro nawet nie jest pewien, to czy takie coś ma w ogóle rację bytu?
Łukaszowi nagle przyszły do głowy dwie wizje świata za dziesięć-piętnaście lat. W jednej z nich był narzeczonym jakiejś dziewczyny, być może planującym oświadczyny, z wielkimi planami na życie. Raz po raz wspominałby ze śmiechem: „Wiesz, kochana, że kiedyś byłem zakochany po uszy w przyjacielu? Dałabyś wiarę?”.
W drugiej zaś kwitł jego związek z Sebastianem. To mógł sobie wyobrazić o wiele dokładniej. Cichy, głęboki śmiech bruneta, wesołe iskierki w jego szarawych oczach. Siedzieliby przed telewizorem oglądając jakiś głupawy serial, a Sebastian droczyłby się z Łukaszem: „A pamiętasz, jak to było na początku? Kiedy byliśmy tylko przyjaciółmi? A jak się rumieniłeś, gdy rysowałeś mój akt? Pamiętasz to?”.
Gdyby odjąć wszystkie czynniki zewnętrzne, Łukasz po pewnym namyśle wolałby tę drugą opcję. No ale ludzie! Nie można spotkać miłości swojego życia w wieku siedemnastu lat!
Och, no dobra, może i ktoś tam spotkał, ale nie dotyczy to przeciętnych ludzi, a Łukasz – nawet jeśli był bi – był przeciętny.
Poza tym miał wrażenie, że za często zaczyna używać zbyt wielkich słów w odniesieniu do Sebastiana. W końcu między nimi (prócz przyjaźni) nic nie było, nie ma i najprawdopodobniej nie będzie.
Łukasz spojrzał na zegarek. Dwudziesta druga. Powinien przerwać rozmyślania i iść spać. Bo spanie, w gruncie rzeczy, było o wiele łatwiejsze.
*

– Unika mnie – oznajmił Sebastian ukazując Igorowi swój mentalny dołek.
– Od dawna? – Szatyn od razu postanowił zrobić wywiad, starając się uzyskać jak najklarowniejszy obraz sytuacji. Miał wrażenie, że Sebastian nie myśli do końca racjonalnie i logicznie. Igor zresztą wiedział, co sam odwalał, kiedy jeszcze nie był z Krzyśkiem, ale już się w nim podkochiwał.
– No… jakoś tak w tym tygodniu mniej rozmawiamy… A wczoraj to już w ogóle perfidnie mnie zbywał… – wymamrotał brunet.
– Pokłóciliście się, czy coś?
– No właśnie nie – burknął Sebastian z wyraźną irytacją. – Gdybyśmy się pokłócili, to przynajmniej bym wiedział, o co mu chodzi. A tak? Tydzień temu było wszystko spoko i w ogóle pełnia szczęścia, a teraz nagle ma same ważniejsze sprawy na głowie, a mnie jakoś nie mieści w swoim grafiku.
– Ale co, zauważyłeś, że… No wiesz. Ma kogoś innego na oku? – zapytał Igor, starając się być delikatnym.
– Skąd mam wiedzieć, skoro ze mną nie gada! – prychnął Sebastian, czując krew wrzącą w jego żyłach. – Poza tym nie „kogoś innego” a tylko „kogoś” – sprostował. – Bo ja nigdy się nie zaliczałem do ludzi, których Łukasz ma „na oku”.
– Okej, okej. Rozumiem. Ale patrzeć to chyba na niego możesz, prawda? I co? Kręci się więcej koło kogoś, z kim wcześniej aż tak nie gadał?
– Ta… Trochę więcej gada z Anetą… Niech to szlag – westchnął nagle Sebastian. – On niedawno rysował jej akt… A nuż mu się za bardzo… Spodobała?
– Masz rywalkę? – zaśmiał się Igor.
– Nie mam rywalki, idioto! – zganił go Sebastian stanowczo. – A właściwie to ona nie ma rywala, bo Łukasz nigdy na mnie nie patrzył pod tym kątem, więc teraz, skoro już w ogóle spodobała mu się jakaś laska, to mogę się najwyżej pochlastać, żeby na mnie zwrócił uwagę – warknął jednym tchem.
Igor zachichotał, jak na współczującego przyjaciela przystało.
– Masz takie urocze słowotoki, kiedy masz doła, wiesz? – zauważył radośnie. – Cały się wtedy robisz taki uroczy… Jak słup wysokiego napięcia!... Jakbym nie był z Krzysiem to bym cię normalnie… – zaczął, ale nagle przerwał mu donośny głos dochodzący z głębi pokoju, w którym siedział:
– Ale ze mną jesteś, więc sobie uważaj! – Krzyśkowi najwyraźniej nie spodobał się temat, z jakiego żartował sobie Igor.
– Jaki on zaborczy – rzucił wesoło szatyn. – Jest słodki, kiedy się tak złości – mrugnął Igor do przyjaciela.
– Mam wrażenie, że musisz kończyć, słońce. – Krzysiek pojawił się nagle na ekranie i objął Igora w pasie.
– Nie mogę! Ja tutaj Sebastianowi sesję terapeutyczną prowadzę, bo biedak jest na skraju załamania! – oznajmił wzburzony szatyn.
– Już ja cię znam. Pewnie tak to prowadzisz, że go w jeszcze większy dołek wpędzasz – mruknął Krzysiek tonem wszechwiedzącego studenta matematyki. – Sebastian, masz coś przeciwko, że go zgarnę i wytłumaczę mu kilka podstawowych rzeczy, jak choćby to, co się stanie, kiedy nawet pomyśli o kimś innym w ten sposób? – zapytał grzecznie Krzysiek, zatykając usta Igorowi, który miał minę pełną udawanego przerażenia. Sebastian jednak widział, jak bardzo jego przyjaciel ma ochotę na wszystko, co wymyślił dla niego Krzysiek.
– Tylko oddaj mi go potem w stanie zdolnym do użycia, dobrze? Będę go jeszcze potrzebował – oznajmił Sebastian z uśmiechem.
– Ty świnio! Podły, materialistyczny…! – fuknął Igor, ale brunet nigdy nie dowiedział się, jak zamierzał skończyć tę serię obelg, ponieważ jego usta zostały zatkane przez… inne usta.
Krzysiek oderwał się od swojego chłopaka tylko na chwilę, żeby rzucić do Sebastiana:
– Call you later. – Po czym z pewnością wrócił do wykonywania poprzedniej czynności.
Sebastian pokręcił głową z rozbawieniem, już do pustego monitora.
Dobrze było wiedzieć, że komuś jednak się to życie ułożyło.
*

W sobotę rano Łukasz przeklinał wszystkich, którzy kiedykolwiek śmieli twierdzić, że problemy łatwiej rozwiązać, kiedy się z nimi prześpi. Łukasz spał z nimi już prawie tydzień, ale skurczybyki wciąż nie chciały dać się rozgryźć. No jasne! Po co ułatwiać sprawę jakiemuś tam przeciętnemu uczniakowi z licka? Niech się chłopak pomęczy! Niech poczuje, że żyje! Niech nie myśli, że problemy można rozwiązać ot tak sobie!
Z Łukaszem naprawdę musiało być źle, skoro zaczynał je personalizować.

Chłopak zapewne byłby z siebie dumny, że wstał z łóżka już o dziewiątej, gdyby jego myśli nie skupiały się na czymś zgoła innym. Mianowicie wymyślał właśnie tysiąc jeden sposobów na porozmawianie z Sebastianem, wyjaśnienie mu całej sprawy, nie zarumienienie się jednocześnie i nie powiedzenie przy tym czegoś bardzo, bardzo krępującego i nieodpowiedniego.
Nie szło mu to zbyt dobrze, bo po wyjściu z łazienki, zjedzeniu śniadania i ubraniu się był ciągle w punkcie wyjścia. A punkt wyjścia stanowiła panika.

Łukasz był boleśnie świadomy, że jego spotkanie z Sebastianem nie odwlecze się dalej niż impreza urodzinowa Marcina, a jej nie zamierzał opuścić, bo… No to już czyste tchórzostwo. Nie będzie uciekał przed przyjacielem, nawet jeśli gdy go spotka będzie musiał wreszcie przełamać skrępowanie i powiedzieć mu o sprawie z aktem. Bo Łukasz mógł to strategicznie odwlekać, ale nie był tchórzem. I kropka.

Przez cały dzień nie mógł się na niczym skupić. Na zmianę otwierał podręczniki i zeszyty, próbował robić jakieś notatki z lekcji, próbował się uczyć – nic z tego nie wyszło. Koncentracja tego dnia była dla niego pojęciem czysto abstrakcyjnym, bo w jego głowie siedział tylko i wyłącznie Sebastian i zajmował mu tym samym tych kilka procent mózgu, których ludzie (czasami) używają.

Wreszcie jednak Łukaszowi udało się w miarę produktywnie wykorzystać Sebastiana skaczącego po jego myślach i otworzył swój szkicownikowy pamiętnik, żeby po raz wtóry umieścić w nim przyjaciela. Sam nie wiedział, co dokładnie rysuje, póki po godzinie czy dwóch nie zobaczył rezultatu. Na kartce pojawiła się właściwie tylko połowa Sebastiana – górna połowa, gwoli wyjaśnienia – przy czym chłopak skoncentrował się przede wszystkim na detalach twarzy. Aż sam się zdziwił, jak łatwo mu przyszło jej odtworzenie. Każdy szczegół, każda rysa, każda krostka i każde zaczerwienienie. Łukasz nawet o tym nie myślał. Po prostu rysował, bo wiedział, że tam są. Zupełnie, jakby Sebastian siedział tuż przed nim. Ciekawym akcentem w rysunku była dłoń. Dłoń z fragmentem przedramienia, które wychodziło z dolnego rogu kartki. Dłoń, której palce spoczywały na policzku Sebastiana, dotykając go delikatnie lub głaszcząc. Dłoń, której właściciel był nieznany, być może to Łukasz, być może nie. Chłopak sam już potem nie pamiętał, o kim myślał, rysując tę rękę. Najprawdopodobniej o samym sobie. Jeśli miałby wybierać, chciałby, żeby ta dłoń należała do niego.

Łukasz sam nie był pewien, czym jest sfrustrowany bardziej – tym, że podobał mu się jego przyjaciel, czy też tym, że to najbardziej oklepany i schematyczny przypadek, jaki można by wymyślić. Czy jego życie musiało być aż takie… Typowe?
Och, no dobrze. Sam fakt, że zdiagnozował u siebie biseksualizm sprawiał, że zaliczał się do mniejszości populacji, ale… Zakochać się w najlepszym kumplu? Przecież to schemat przerobiony we wszystkich filmach, książkach i nawet w stereotypie o gejach! Nie mógł sobie wymyślić czegoś bardziej oryginalnego? Naprawdę był aż taki płytki?
Z drugiej jednak strony wszystkie te stereotypy muszą się z czegoś brać, prawda? Najwyraźniej jego przypadek ma posłużyć tutaj za przykład.
Dobra, musiał się do tego przyznać – po prostu zbaczał z tematu, bo nie chciał myśleć o tym, że nie ma bladego pojęcia, jak rozmawiać z Sebastianem, o czym rozmawiać z Sebastianem i najlepiej by było, jakby go pochłonęła podłoga tu i teraz i to co najmniej czterokrotnie. Czterokrotnie, bo mieszkał w czteropiętrowcu i jakby podłoga pochłonęła go tylko raz, wylądowałby u sąsiadów, a to nie uratowałoby go od presji spotkania z przyjacielem.

Rysowanie, rozmyślanie, udręczanie się i inne nieprzynoszące skutków czynności myślowe zajęły Łukaszowi tyle czasu, że nim się zorientował, trzeba się było szykować do wyjścia, o ile nie zamierzał się spóźnić na urodziny Marcina. Chociaż… Może…? W końcu spóźnianie się ponoć jest w modzie.
Myśl o odwleczeniu choćby o kilka chwil spotkania z Sebastianem kusiła strasznie, jednak chłopak wiedział, że to już najwyższy czas. Był mężczyzną, a mężczyźni stawiają czoła własnym problemom i patrzą im prosto w oczy – tak jak Łukasz zamierzał spojrzeć w oczy przyjaciela. Nie za pięć, nie za dziesięć minut, ale już, teraz, natychmiast. Włożyć na siebie coś choć odrobinę bardziej przyzwoitego niż ubrudzone farbą i grafitem spodnie, dobrać do tego w miarę pasujący T-shirt, zarzucić na ramiona bluzę, nie zapomnieć o adidasach, kluczach do domu i świeżym umyśle, po czym wyjść. Uśmiech niewymagany, lecz determinacja – bardzo.
– Mamo, wychodzę już! – oznajmił głośno.
Czuł się jak z waty. Może wszystko tylko wyolbrzymiał? Tak, na pewno o to chodziło. Jego własne emocje robiły z niego durnia. Czy naprawdę musiał się tym przejmować cały tydzień, o kulminacji w piątek i sobotę nie wspominając? Czy tak trudno się wziąć w garść? Po co ta cała afera? Po co unikał Sebastiana? Dlaczego robił z igły widły? Nie można było tak po prostu… Podejść. Powiedzieć. Tak, jak zrobił to z Anetą? Dziwacznie i krępująco, ale się udało. Czym się różnił Sebastian od Anety?
Och, no tak. Wszystkim. Płcią, orientacją, statusem, ważnością… No i przy Anecie nie miękły Łukaszowi nogi.
Dobra. Przy Sebastianie też mu póki co nie miękły, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że przedtem nie zdawał sobie sprawy ze swoich uczuć. Rozmawianie z nim tydzień wcześniej to zupełnie coś innego. Wtedy był dla Łukasza kumplem. Teraz… A teraz to nogi mu się uginały na samą myśl o brunecie.
*

– Włazit! – przywitał Łukasza Marcin, od razu odsuwając się od drzwi i wpuszczając chłopaka do środka.
– Już wszyscy są? – zapytał brunet, nie chcąc być bardziej bezpośrednim pytając „Czy jest Sebastian?”.
– Kilku osóbek brakuje, ale nie martw się, wszyscy zapewniali mnie, że będą – odparł wesoło Marcin. – Moje groźby mają moc! – dodał zuchwale. Łukasz uśmiechnął się, niepewnie przechodząc w głąb domu.
Impreza może nie funkcjonowała jeszcze na najwyższych obrotach, ale już się coś zaczynało dziać. Muzyka dudniła z głośników porozstawianych w kątach największego pokoju, a kilka osób podrygiwało na parkiecie, z którego dywan został skopany w najdalszy róg pomieszczenia.
Jedno trzeba przyznać. Marcin miał dużą chatę. Dwupiętrowy domek jednorodzinny, przedmieścia Szczecina, spory ogród. Nic dodać nic ująć. Jedyną regułą był brak wstępu na pierwsze piętro, które to rodzice Marcina chcieli widzieć w nienaruszonym stanie. Nikt się temu nie sprzeciwiał, ponieważ zarówno parter jak i ogród dostarczały wystarczającą ilość miejsca. Jedzenie, picie i… picie zostało rozstawione w wyżej wspomnianym największym pokoju, na tyle przestronnym, że dało się jednocześnie tańczyć i podjadać (podpijać?), a nikt na nikogo nie wpadał.

Łukasz od razu zaczął szukać wzrokiem Sebastiana. Prawy kąt, lewy kąt, środek… środek… ciągle środek… Nie wypatrzył znajomej czupryny. Sam nie był pewien, czy poczuł wtedy rozczarowanie czy radość. Mimo wszystkich jego obaw, najprawdopodobniej jednak to pierwsze.
Spokojnie. Na pewno jeszcze przyjdzie. Marcin mówił, że wszyscy mają być. A jeśli nie? Jeśli Sebastian się rozchorował i sobie odpuści? No tak, po co miałby przychodzić, skoro Łukasz się do niego nie odzywa… Chwila, co? Co za bzdura? Nie. Sebastian nie odpuściłby sobie urodzin kumpla tylko dlatego, że przyjaciel z nim nie rozmawia. Wbrew temu, co pragnął sądzić Łukasz, musiał sobie uświadomić, że nie był dla Sebastiana centrum wszechświata.
– Co tak stoisz? – Przyjacielskie klepnięcie w plecy i znajomy głos tuż przy uchu obudziły Łukasza z pesymistycznych rozmyślań. Chłopak momentalnie odwrócił się w stronę głosu i… stanął twarzą w twarz z Sebastianem.
– Ja… Ee… Szukam ciebie? – odpowiedział po chwili Łukasz, chociaż w pierwszym momencie zabrakło mu słów.
– A co, Aneta jeszcze nie przyszła? – prychnął cicho pod nosem Sebastian, ale zaraz potem uśmiechnął się i powiedział już głośniej: – Idziemy przeorać stół z żarciem? – zapytał wesoło.
Łukasz miał wrażenie, że pod tym szerokim uśmiechem czai się Mały Foch. Udał jednak, że nic nie zauważył, żeby nie zaczynać zabawy od poważnej rozmowy. Ją zostawi sobie na deser.

Do Marcina schodziło się coraz więcej osób. Cała klasa już bawiła się w środku, przyszło także sporo ludzi spoza szkoły. Pozytyw był taki, że towarzystwo zaliczało się do tych kulturalnych, więc obyło się bez tłuczenia okien, wazonów, rozlewania alkoholu na dywan, bójek i tym podobnych rzeczy szkodzących domowi właściciela. Alkohol alkoholem, ale wszystkie kapsle, zatyczki, butelki i puszki lądowały grzecznie w wielkim worku na śmieci, chociaż wyjątkowo nie chodziło o ukrycie faktu, że procenty były, a raczej tego, w jakiej ilości zostały spożyte. Wbrew pozorom, młodzież może mieć mocniejszą głowę niż większość dorosłych myśli. Staż i praktyka robią swoje.
Ku zdumieniu Łukasza, kiedy tylko złapał kontakt wzrokowy z Anetą, ta powędrowała znacząco spojrzeniem od niego do Sebastiana i z powrotem, po czym pokazała uniesiony w górę kciuk. Chłopak nie był do końca pewien, co mu chciała tym gestem przekazać, dziękował za to, że zostawiła jego i Sebastiana samych.

Koło godziny dwudziestej drugiej wszyscy się już znali. Większość osób była niepoprawnie uchachana, a mniejszość tylko odrobinę podchmielona. Łukasz z Sebastianem zaliczali się do tej drugiej grupy, aczkolwiek wciąż sączyli niespiesznie swoje piwa, pilnując, żeby nie wytrzeźwieć za bardzo.
Po odbębnieniu kilku gier towarzyskich, plotkowaniu o dziewczynach, chłopakach, nauczycielach, rodzicach, szkole, życiu, rodzajach alkoholu, planach na wakacje i kredytach studenckich (?!) oraz ogólnie rzecz ujmując po zrobieniu tego wszystkiego, czego oczekuje się od gościa na przyjęciu urodzinowym, Łukasz i Sebastian wreszcie mogli odsunąć się od całego towarzystwa i porozmawiać w spokoju.
Na odpowiednie miejsce do tego wybrali dość duży ogród Marcina. Jak się okazało, nie był to prawdopodobnie najtrafniejszy wybór. Cisza i spokój? Owszem, aczkolwiek raz po raz zakłócane przez różne odgłosy dochodzące z okolicy. Za jednym drzewkiem, za drugim drzewkiem, za składem drewna od kominka, a także nieopodal szopy stały całujące się pary, obmacujące się, ocierające o siebie i ogólnie rzecz ujmując wykorzystujące swój biologicznie uwarunkowany popęd seksualny. Dla chłopaków, którzy chcieli tylko spokojnie ze sobą pogadać, takie otoczenie stanowiło całkiem krępujący problem.
– Tak… Em… Cóż… – mruknął Sebastian rozglądając się od jednej parki do drugiej. – W końcu między innymi od tego są imprezy, prawda?
– Która godzina? – zapytał nagle Łukasz.
– Po dwunastej, a co? Spadamy stąd? – zasugerował Sebastian z pewną dozą nadziei w głosie.
– Pójdziemy przez park w kierunku twojego domu, a potem złapiemy jakiś tramwaj czy coś – zdecydował Łukasz. Rozmawiał z Sebastianem już całkiem swobodnie, chociaż nie mieli jeszcze okazji do poruszenia tego tematu. Poza tym alkohol też robił swoje. Pijani nie byli, ale kilka procentów odsunęło onieśmielenie i skrępowanie w siną dal.
– Okej, tylko znajdę swoją torbę – odparł po chwili Sebastian.
– Weź też moją, dobrze? Tak tam duszno, że przez moment myślałem, że zemdleję.
– Jasne, księżniczko na ziarnku grochu… A może księciu na butelce wódki? – zachichotał brunet, wtapiając się w tłum głów bawiących się u Marcina w domu.

Park o godzinie pierwszej w nocy był miejscem wyludnionym i opustoszałym. Ścieżki jednak wyglądały naprawdę ładnie z powodu oświetlenia. W połączeniu w lekkim, chłodnym, acz przyjemnym wiaterkiem spacerowanie stało się naprawdę miłe. Cisza w centrum wielkiego miasta. To takie… niecodzienne. (Cisza jak cisza – samochody i tak jeździły, ludzie i tak się pojawiali, jednak to nie to samo, co w czasie dnia.)
– Chętnie bym z tobą pomilczał – zaczął Sebastian po chwili spokojnego spaceru w zaciszu parku. – ale muszę zapytać. Co się stało w zeszłym tygodniu, Łukasz? O co chodzi?
Chłopak westchnął. Wiedział, że ten moment nadejdzie. Dziękował wszystkim bóstwom za alkohol w swojej krwi, bo na trzeźwo chyba mimo wszystko nie zdołałby wyjaśnić niczego przyjacielowi.
– Trochę ponad tydzień temu skończyłem rysować akt Anety i pokazałem go Agnieszce…
Serce Sebastiana nie wiedziało, czy stanąć, czy pęknąć, czy się rozbryzgać na maleńkie kawałeczki, czy może jeszcze chwilę zaczekać. Niech to szlag. Sebastian wiedział, po prostu wiedział, że chodziło o Anetę! Gdyby mu wcześniej przyszło do głowy, że będzie musiał wysłuchiwać miłosnych rozterek Łukasza odnośnie jakiejś laski, nie żałowałby sobie tej wódki aż tak bardzo. Cholera, sklonowałby siebie i każdego ze swoich klonów najebałby w trupa, a samego siebie najbardziej, tylko po to, żeby móc zatopić się w alkoholu po kilkakroć.
– A ona powiedziała, że jest ładnie i ogółem spoko, ale żebym wypieprzył ten akt w cholerę i narysował ciebie, bo ciebie rysuję lepiej niż kogokolwiek innego – dokończył na jednym tchu Łukasz. Być może Agnieszka nie wyraziła tego w dokładnie takich słowach, jednak chłopak wiedział, że mówił rzeczy, które wcześniej przemyślał. Najlepiej rysował Sebastiana, bo Sebastian go fascynował. Nie tylko jego wygląd, ale sama osoba, którą Łukasz, podczas rysowania, chciał jak najdokładniej oddać na papierze.
– Powiedziała ci, żebyś narysował mnie? – upewnił się Sebastian z rodzącą się nadzieją, że może jednak w tym wszystkim wcale nie chodziło o Anetę.
– Tak – wyrzucił z siebie Łukasz.
– Powiedziała ci, żebyś narysował mój… akt? – uściślił jeszcze bardziej brunet, żeby być całkowicie pewnym, o co w tym chodzi. Nie ufał swoim domysłom, w końcu trochę procent krążyło w jego organizmie.
– Tak – powtórzył chłopak.
Link ci chodziło przez cały tydzień? Dlatego mnie unikałeś? Dlatego ze mną nie gadałeś? – drążył Sebastian.
Nawet nie zauważyli, że obaj stanęli na środku ścieżki, nie będąc w stanie iść i rozmawiać ze sobą jednocześnie. To było zbyt ważne, by myśleć dodatkowo o stawaniu kroków.
– Tak, do diabła, tak! – wykrzyknął wreszcie Łukasz. – Bo to strasznie krępujące, bo ty byś pytał, jak mi idzie z aktem, bo ciągle byś przy mnie siedział, a ja bym wtedy mógł myśleć tylko o rysowaniu ciebie nago i… – przerwał nagle, ale zaraz się zreflektował stanowczo: – Do cholery, wiedz, że powiedziałem to tylko dlatego, że mam w sobie kilka piw i parę kieliszków czystej, niezagryzanej wódki!
Sebastian kilka sekund spędził patrząc na Łukasza z wyrazem twarzy, którego ten drugi za nic nie mógł zinterpretować.
– Jak dobrze, że ja też – rzucił wreszcie. Może miało to być usprawiedliwienie za jego następny ruch.
Zanim Łukasz w ogóle zaczął się zastanawiać, o czym myślał wtedy jego przyjaciel, Sebastian objął go stanowczo za kark i przyciągnął do siebie.
Smakował alkoholem. Nie, żeby to Łukaszowi przeszkadzało. Usta Sebastiana na jego własnych to ostatnia rzecz, jakiej chłopak się spodziewał. Całowanie ludzi bez ostrzeżenia powinno być prawnie zakazane!
To nie było krótkie cmoknięcie, lecz Pocałunek przez duże „P”, chociaż bez żadnych francuskich dodatków. Jeśli Łukasz kiedykolwiek wyobrażał sobie usta Sebastiana na swoich własnych jako coś fantastycznego, mylił się. To było wprost nie do opisania. Ta bliskość, ciepło ciała bruneta, dotyk jego ramion, jego ust, jego ręka zapleciona wokół pleców Łukasza… Wobec tego wszystkiego chłopak mógł już tylko oddać pocałunek z co najmniej takim samym zapałem, z jakim został on zainicjowany. Sebastian miał ciepłe usta, miękkie i stanowcze. Kiedy całował Łukasza, chłopak nie potrafił się powstrzymać przed objęciem karku przyjaciela i wtuleniu się w niego. To uczucie… jakby nagle wytworzyło się między nimi piekielnie silne pole magnetyczne, każące im przylgnąć do siebie nawzajem, a ich ustom zakazujące się od siebie odrywać nawet na sekundę.
Łukasz jedną dłonią objął policzek przyjaciela. Tak, jak chciał to zrobić już wcześniej. Jego dłoń zsunęła się na szyję bruneta, zupełnie jakby nie mógł jej oderwać, a jedynie zmieniać jej położenie na ciele Sebastiana.
Ten pocałunek był długi i dobry. Naprawdę dobry, jak na coś wykonanego po pijaku i po raz pierwszy. I pieprzyć fakt, że są w środku miasta. Pieprzyć otoczenie, pieprzyć wątpliwości!
Pieprzyć... tak. To dobre słowo.
– Zostań dzisiaj ze mną – wyszeptał Sebastian do ucha Łukasza, kiedy wreszcie oderwał się od jego ust i ułożył głowę na jego ramieniu. Wciąż pozostawali nieprzyzwoicie przyklejeni do siebie, z rękami zarzuconymi na plecy, biodra i szyję. Byle się od siebie nie odsuwać.
– Zostanę – wymruczał Łukasz, specjalnie kierując wydychane powietrze wprost na ucho Sebastiana.
*

Dorota tą noc spędzała za miastem, dlatego chłopcy nie musieli się krępować ze swoją nowoodkrytą potrzebą czułości. Pokonanie dystansu między parkiem a domem Sebastiana trwało dla nich całą wieczność, więc jak tylko zamknęli za sobą drzwi, Łukasz został przygnieciony do ściany, a brunet wpił się łapczywie w jego usta.
– Chodź do twojego pokoju – wysapał Łukasz, gładząc przyjaciela po plecach.
– To chodź – mruknął Sebastian i pociągnął chłopaka za sobą.
Całowali się przez całą drogę. Nawet na schodach przestawali jedynie na chwilę, żeby złapać równowagę, po czym zaczynali znowu.
Łukasz wylądował plecami na łóżku, a Sebastian na nim. Obok rozległo się oburzone „Miau!” i przestraszony Mruczek wybiegł z pokoju tak prędko, na ile pozwalały mu jego łapki, nie zdołał wykręcić i wpadł na ścianę, po czym czmychnął po schodach na dół, zrzucając przy tym coś ciężkiego na podłogę.
Chłopcy, zdumieni, spojrzeli na siebie, na moment przerywając pocałunek.
– Co to, do cholery, było? – zapytał z niedowierzaniem Łukasz, parskając śmiechem.
– Kłaczek? – zasugerował Sebastian. – Przestraszyliśmy Mruczka. Obrazi się na nas – stwierdził. – A nieważne – mruknął wreszcie, wracając do całowania Łukasza.
– Mhm – jęknął chłopak. Co to miało znaczyć? Pewnie on sam nie wiedział, za to objął dłońmi kark przyjaciela, więc Sebastian odczytał to jako wyraźny sygnał do pogłębienia pocałunku.
Język bruneta łagodnie wślizgnął się w usta Łukasza, na co ten zareagował kolejnym mruknięciem, tym razem głębszym i dłuższym. Jedną ręką dotykał szyi Sebastiana, a drugą gładził jego plecy, bo należy wspomnieć, że Sebastian plecy miał cholernie seksowne. Przynajmniej w bardzo subiektywnej ocenie Łukasza.
Nie przerywając podgryzania, lizania, smakowania i badania ust przyjaciela, Sebastian wsunął ramię pod jego biodra. Łukasz wciągnął głęboko powietrze, przytulając się mocniej do klatki piersiowej bruneta, lecz jednocześnie gdzieś na granicy podświadomości pojawiła mu się obawa, że może Sebastian liczył na coś więcej tej nocy. Łukasz musiałby być jednak o wiele bardziej pijany, żeby mu to coś więcej dać.
Całe szczęście obyło się bez wyrzutów, rozczarowań, wyjaśnień i tego skrępowania towarzyszącego mówieniu „nie, nie prześpię się dzisiaj z tobą”, ponieważ Sebastian przesunął rękę z bioder na plecy Łukasza i już ją tam zostawił, pilnując tylko, by przyjaciel nie oddalił się od niego za bardzo. Taka bliskość Łukaszowi jak najbardziej odpowiadała i sam bardzo chętnie owinął ramiona wokół Sebastiana.

Dochodziła druga w nocy, kiedy zmęczeni pocałunkami zasnęli tak, jak leżeli. Wtuleni w siebie, Sebastian z głową na ramieniu Łukasza, a Łukasz z ręką zarzuconą wokół Sebastiana.

Nie myśleli o niczym, prócz siebie nawzajem. Na rozważania przyjdzie czas jutro z samego rana, kiedy się obudzą, procenty wyparują, a rzeczywistość zastuka we frontowe drzwi. Tymczasem liczyły się tylko ich zsynchronizowane oddechy i splecione ręce na pościeli.