Zaparz mi herbatę 2
Dodane przez Aquarius dnia Kwietnia 28 2012 12:49:26
Rozdział 2: Szkice, nauka, a także międzymiastowe rozmowy o biseksualizmie.

Łukasz podparł dłonią podbródek, bezwiednie przygryzając końcówkę ołówka. Twarz Sebastiana była mocna, kwadratowa? Nie, raczej nie. To musiało jedynie wyglądać tak, kiedy się uśmiechał.
Łukasz mruknął coś pod nosem i energicznie zgniótł kartkę, rzucając ją za siebie – nawet nie próbując wcelować w kosz na śmieci.
Przeważnie rysował ludziom miny nie tyle poważne, co jedynie delikatnie uśmiechnięte. Sebastiana nie mógł tak narysować. Wręcz nie potrafił. Ten chłopak praktycznie przez cały czas prezentował swoje równiutkie uzębienie w szerokim uśmiechu, więc Łukasz, chcąc nie chcąc, doszedł do wniosku, że innej miny nie będzie potrafił nadać szkicowi przedstawiającemu Sebastiana.
W tym, że od razu po przyjściu do domu Łukasz zabrał się za szkicowanie sylwetki nowego kolegi z klasy, nie było nic dziwnego. Zakrawało to wręcz na rutynowe działanie – oczywiście mierząc wszystko standardami Łukasza.
Chłopak już w pierwszy miesiącu szkoły miał w szkicowniku całą swoją klasę, a nawet wychowawców. Nie potrzeba mu było wiele czasu, żeby zapamiętać nowe twarze na tyle, żeby je później przenieść do szkicownika. Przychodziło mu to wyjątkowo łatwo.
Łukasz dokładnie pamiętał wszystkie swoje szkice. Najciekawszą twarzą, z jaką przyszło mu się mierzyć, była twarz Eugeniusza (Jarka). Chłopak ten posiadał rysy o tyle zabawne, że jego ciemne oczy nie dość, że wyglądały na odrobinę skośne – jakby miał wschodnie pochodzenie, choć nie miał – to jeszcze były rozstawione trochę szerzej, niż przeciętnie. Rude, wyblakłe, mocno pofalowane włosy ściągnięte przeważnie w krótką kitkę dodawały temu wszystkiemu nutkę egzotyczności, a to sprawiało, że Eugeniusz wyglądał kosmicznie.
Co wcale nie oznaczało, że był przystojny.
Łukasz był w posiadaniu naprawdę ogromnej ilości szkiców różnych twarzy, sylwetek i ubiorów. Niewiele rzeczy potrafiło go więc zaskoczyć, jeśli chodzi o wygląd.
Sebastian na tle tego wszystkiego wypadał dość przeciętnie. Włosy w kolorze gorzkiej czekolady od Wedla – Łukasz starał się nie myśleć o nich jak o ciemnobrązowych, ponieważ on sam miał takie, a jednak różnica była znacząca. Porównanie kolorów do czekolad okazało się wystarczające – Łukasz miał brąz niczym mleczna, a Sebastian jak gorzka.
Twarz Sebastiana nie była chłopięca, ale męska również jeszcze nie. Łukasz, siedząc nad szkicownikiem, określił to jako pociągłą, z lekko zaznaczonymi kościami policzkowymi oraz zgrabną, niewystającą brodą. Całość dopełniały półdługie włosy – końcówkami dosięgające linii szczęki – niby proste, lecz wywijające się delikatnie na zewnątrz, a grzywka, choć równo obcięta, skręcała w lewo.
Nie to, co włosy Łukasza. On sam miał krótsze – sięgające jedynie w okolice uszu, z przedziałkiem po prawej stronie. Proste, na tyle krótkie, że nie dało się ich założyć za ucho z lewej strony, a na tyle długie, że niestety zachodziły chwilami na lewe oko, przez co Łukasz musiał je raz po raz odgarniać. Powinien udać się z tym do fryzjera – ewentualnie sam się w niego pobawić – ponieważ robiło się to coraz bardziej nieznośne.
Jego twarz zaliczała się za to do tych szczuplejszych – Łukasz dobrze o tym wiedział, nie raz, nie dwa próbował sam siebie naszkicować (wyszło dopiero za trzecim). Chłopak był również w posiadaniu wąskiego nosa, który na szczęście nie był szpiczasto zakończony, jak to miało miejsce u jego ojca. Łukasz miał także fart, bo mógł jeszcze otrzymać nieco szerszy i spłaszczony na końcu, który to posiadała jego matma, ale geny się nad nim zlitowały również i w tej sprawie. Dlatego też posiadał całkiem przyzwoity we własnym mniemaniu nos, a także wąskie usta i niewielkie, piwne oczy.
Podsumowując, Łukasz nie miał większych zastrzeżeń odnośnie własnego wyglądu – przeważnie nawet o nim nie myślał – aczkolwiek płci pięknej najwyraźniej coś jednak nie pasowało, ponieważ Łukasz ani nie miał nigdy dziewczyny, ani nawet żadna nie wykazała większego nim zainteresowania.
A ze strony Łukasza? Cóż, było kilka, na które zwrócił uwagę, a nawet jedna, na którą uwagę zwracał dość często przez dłuższy czas, jednak wszystkie te zauroczenia można było podsumować stwierdzeniem – łatwo przyszło, łatwo poszło.
Jedyny długi i owocny romans Łukasz nawiązał z własnymi przyborami do rysunku, a póki co nic nie wskazywało na to, by ten związek miał się rozpaść.
Oczywiście prócz oceny z najbliższego sprawdzianu a matmy.

To podsumowanie orzeźwiło brązowowłosego chłopaka i wyrwało z rozmyślań prowadzonych nad niezakończonym szkicem Sebastiana.
Było piątkowe popołudnie – zbliżał się wieczór – więc wypadałoby chociaż otworzyć książkę od matmy, żeby jutro mogli z Sebastianem od czegoś zacząć.
- Zrobić ci herbatę?! – usłyszał nagle krzyk matki dochodzący z kuchni.
- Nie! – odkrzyknął, schylając się pod biurko i szukając podręcznika od matematyki.
Wreszcie książka wylądowała na biurku, tuż przed nim.
Było piękne popołudnie. Śnieg zaczynał prószyć, a latarnie ładnie oświetlały ulice – bo choć była dopiero osiemnasta, to Słońce już dawno zdążyło się schować, a na niebie zawisł Księżyc. Idealna pogoda na spacer dla odświeżenia umysłu.
Jednak nie – Łukasz wiedział, że to popołudnie musi poświęcić na matematykę, żeby nazajutrz nie zbłaźnić się jeszcze bardziej przed Sebastianem. Bo, że zbłaźni się na pewno, to Łukasz tego był świadom od samego początku.
- Albo jednak zrób! – krzyknął do matki po chwili rozmyślań.
W końcu czekał go bardzo długi wieczór…
*

Sobota, podobnie jak piątek, była wyjątkowo ładnym, zimowym dniem, aczkolwiek wciąż chłodnym. Widok za oknem prezentował się przepięknie, jednak tracił na uroku, kiedy przychodziło się z nim zmierzyć twarzą w twarz, nie zza ocieplonej ściany domu.
Sebastian jednak, jak obiecał, tak dotarł dokładnie o umówionej godzinie. Całe szczęście, że – jak się okazało – nie mieszkali aż tak daleko od siebie, ledwie dwa przystanki autobusem.
Sebastian absolutnie odmówił spotkania się dopiero popołudniu, dlatego też Łukasz musiał zwlec się z łóżka skoro świt o dziewiątej, żeby już o dziesiątej móc przywitać Sebastiana.
Matka Łukasza była zaskakująco przychylnie nastawiona do całego przedsięwzięcia. Najwyraźniej ucieszyło ją to, że syn wreszcie na poważnie podszedł do nauki matmy.
- Tylko żeby potem nie było, że miałeś dobre chęci, a wyszło jak zwykle – przestrzegła syna. – Już ja znam te całe „uczenie się z kumplami” – westchnęła. – Też byłam młoda i możesz mi wierzyć, Łukasz, że prawie nigdy nic z tego nie wychodziło. Ale mimo wszystko to dobrze, że ktoś ci tą matmę powyjaśnia – dodała optymistycznie.
Nawet nie wiedziała, jak dobrze. Rodzice Łukasza byli świadomi, że nie stoi on najlepiej z matmą, jednak nie mieli pojęcia, co dokładnie to „nie najlepiej” oznacza.
A Łukasz wiedział – był boleśnie świadom faktu, że tańczy na ostrzu noża, a jego zajęcia plastyczne, z każdą chwilą przybliżającą go do sprawdzianu, odlatują w siną dal.

Nagle zadzwoniła komórka.
- Wyjdź przed dom, bo widzę bloki, ale nie wiem, do którego wejść. – Łukasz usłyszał głos Sebastiana zagłuszany raz po raz przez wiatr.
- Już – odparł i narzucił niedbale kurtkę na ramiona, wsuwając stopy w buty. Nie kłopotał się z zawiązywaniem sznurówek.

Łukasz wcale nie był zdziwiony faktem, że Sebastian nie wiedział, gdzie wejść. Mieszkał bowiem w blokowisku składającym się z czterech budynków, z których każdy wyglądał identycznie. Biały tynk, jedno wejście, dwa rzędy okien, cztery piętra, a na samej górze dach w kształcie graniastosłupa trójkątnego, ozdobiony czerwoną dachówką. I takich niemalże identycznych – różniły się tylko rozrysowanym na nich graffiti - budynków obok siebie było trzy, a czwarty został dostawiony prostopadle do ostatniego, łącząc się z nim tylko narożnikiem. Ten zabieg spowodował, że przed blokowiskiem wykształciło się coś na kształt podwórka lub placu.

- Na samej górze – wyjaśnił Sebastianowi, kiedy już weszli do odpowiedniego budynku.

Mieszkanie Łukasza nie zaliczało się do tych bardzo przestrzennych, jednak było na tyle przyzwoite, że mogły w nim żyć trzy osoby i nie było to wcale uciążliwe.
Jeśli chodzi o sam pokój chłopaka – bałagan skutecznie zmniejszał i tak niewielką jego powierzchnię. Nie była to nawet kwestia walających się wszędzie ubrań, gdyż te akurat spoczywały w szafie, jednak na biurku, szafkach, a także na panelach podłogowych porozrzucane leżały różne kartki, szkice, niedokończone prace w ołówkach lub farbach, a także same przybory do rysunku.
Oczywiście, chcąc zachować pozory przyzwoitości, tuż przed dziesiątą Łukasz zgarnął kartki na jedną kupkę, a przybory do rysunku na drugą, jednak nadal nie można tego było nazwać „porządkiem”.

Sebastian usiadł tam, gdzie go pokierował Łukasz – czyli na krześle przy biurku.
- Herbaty? Kawy? – zapytał gospodarz.
- Kawy – odparł Sebastian.
Nie minęło pięć minut, kiedy Łukasz pojawił się z dwoma parującymi kubkami. Sebastian zakasał wtedy od razu rękawy, wyjął blok biurowy w kratkę i oznajmił stanowczo:
- No to zabieramy się do roboty.

Sześć godzin, obiad, trzy kawy i dwie herbaty później, Łukasz doszedł do wniosku, że wybrał sobie za nauczyciela istnego terrorystę.
- Nienawidzę cię – jęknął, przecierając palcami kąciki oczu, żeby pozbyć się latających cyferek przed oczami.
- Znienawidzisz mnie jeszcze bardziej, kiedy powiem ci, że mamy jeszcze tyle materiału do przerobienia – odparł Sebastian pokazując brunetowi pokaźny plik stron z podręcznika.
- Masz rację. Nienawidzę cię jeszcze bardziej – odparł Łukasz, tłumiąc pokaźne ziewnięcie. – Teraz nie dam rady – oznajmił stanowczo, podnosząc się energicznie z krzesła. - Idziemy na spacer - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Więc Sebastian się nie sprzeciwił.

- Jasna cholera, jak tak patrzę, to aż nie wierzę, że jest dopiero szesnasta – powiedział Łukasz patrząc w gwieździste niebo i zaciągając się powietrzem tak, jak niektórzy papierosowym dymem.
- Przy nauce czas cholernie wolno płynie – przytaknął mu Sebastian, samemu także starając się jak najwięcej skorzystać ze świeżego powietrza. Mózg potrzebował tlenu, zwłaszcza po wielogodzinnym ślęczeniu nad matmą.
- Nie, chodziło mi o to, że jest tak wcześnie, a tak ciemno – wyjaśnił Łukasz.
- I tak zimno – dodał Sebastian, rozgrzewając jedną dłoń o drugą.
- Oj tak – zgodził się Łukasz, demonstracyjnie wypuszczając parę z ust. – Zróbmy jeszcze rundkę wokół tamtych bloków i wracajmy na matematyczne tortury – zadecydował.

- Nie jestem pewien, czy dalsza nauka dzisiaj ma sens – stwierdził Sebastian z powątpiewaniem, gdy już zbliżali się do bloku Łukasza.
- O, wreszcie gadasz do rzeczy! – Sebastian wiedział, że Łukasz uśmiechnął się z entuzjazmem, nawet mimo tego, że szalik zakrywał całe usta bruneta.
- Przerobiliśmy dzisiaj pięć działów, a to i tak cholernie dużo, chociaż dopiero jedna trzecia materiału – ciągnął dalej ciemnowłosy. – Możemy się zobaczyć także jutro? – zapytał.
Łukasz nachmurzył się lekko, zdejmując szalik, jako że byli już na klatce schodowej.
- No właśnie nie bardzo – mruknął. – Co niedzielę jeżdżę z rodzicami do babci, dziadka, ciotki i reszty rodziny na obiad – wyjaśnił. – Taka…hm… tradycja, można by rzec. Zapytam, czy będę mógł zostać, tylko mam wątpliwości, czy się zgodzą… - westchnął.
- To nie można zrobić małego odstępstwa dla lepszej oceny z ważnego sprawdzianu? – zdziwił się szczerze Sebastian.
- Jasne, że można – odparł Łukasz. Nagle wydał się Sebastianowi strasznie zakłopotany: - Po prostu o ile rodzice wiedzą, jak ważny jest ten sprawdzian, o tyle nie wiedzą, jak marnie stoi moja matematyka… a ja bym wolał ich nie uświadamiać za bardzo… - wyznał. – Dlatego zapytam, jasne, ale tak… bez naciskania, bo jak się zorientują, że leżę i kwiczę jeszcze bardziej, niż myślą, to mam przesrane na całej linii.
- Spoko – westchnął Sebastian. – Tylko miej świadomość, że jeśli nie zrobimy nic więcej, to ta dzisiejsza nauka na niewiele się zda… chyba, że będziesz miał fart i pytania w większość będą z tych działów – dodał.
- Wiem… - mruknął niemrawo Łukasz.

O dziwo, jego matka wyjątkowo łatwo dała zgodę na odwołanie jego wyjazdu.
- Ale rozumiem, że będziecie się uczyć tej matematyki tak, jak dzisiaj? – upewniła się jeszcze.
- Tak, dokładnie – potwierdził Łukasz. – Chcemy jeszcze porobić zadania uzupełniające. Wiesz, te przy końcu każdego rozdziału… - wyjaśnił pokrętnie wiedząc, że kłamie jak z nut. W rzeczywistości najpierw musieli przebrnąć przez zadania podstawowe…
- To w takim razie w porządku – odparła Urszula i na tym skończyła się rozmowa.

Łukasz nie mógł wyjść ze zdumienia, że poszło to tak łatwo. Wielokrotnie wcześniej matka była zupełnie jak głaz na podobne prośby, nawet, jeśli chodziło o uczenie się.
Niemniej jednak myślenie na ten temat było całkowicie bezcelowe. I tak nigdy nie uda mu się zrozumieć pokrętnego rozumowania rodzicielki.
*

- Co? Dlaczego się na to zgodziłaś? – dziwił się Bartosz, gdy tylko żona wyjaśniła mu, że ich syn zostaje następnego dnia w domu. – Wiesz przecież, jak wygląda ta cała „nauka”. Zwłaszcza, kiedy uczy się więcej niż jedna osoba – mruknął sceptycznie.
- Och, no przecież bym się nie zgodziła, gdybym nie widziała, jak uczyli się dzisiaj – odparła rozdrażniona kobieta. – Ale normalnie bite sześć godzin siedzieli na tyłkach i wkuwali matmę – wyjaśniła. – Znaczy – poprawiła się – ten cały kolega Łukasza wyjaśniał mu wszystko i pomagał robić zadania. Miły chłopak – uznała. – Że mu się tak chce cały weekend poświęcać, żeby pomóc komuś innemu. Widać jeszcze są na świecie tacy ludzie, że po prostu wezmą i pomogą – zamyśliła się na moment. Zaraz jednak wróciła do tematu: - W każdym razie skoro widzę, że Łukasz podszedł do sprawy na poważnie, to przecież nie będę mu zabierać cennego czasu. Za tydzień pojedzie i będzie w porządku. A my teraz wyjaśnimy mamcie i tacie, czemu go z nami nie ma. Oni też są ludźmi, zrozumieją, że szkoła to ważna rzecz – oznajmiła. – A my się powinniśmy cieszyć, że ultimatum podziałało tak, jak powinno. – Mrugnęła do męża.
*

W niedzielny poranek nie było już tak ładnie jak dzień wcześniej. Łukasz umówił się z Sebastianem na tę samą godzinę, jednak tym razem o wiele trudniej było mu wstać. Planował zerwać się już o ósmej, żeby dokończyć rysunek, który powinien oddać na wtorkowych zajęciach plastycznych, jednak zupełnie nic z tego nie wyszło – Łukasz ledwo zwlókł się z łóżka koło dziewiątej, a to i tak tylko dlatego, że nie miał ochoty witać Sebastiana w piżamie.
W takiej chwili zupełnie nie potrafił zrozumieć postępowania Sebastiana. Po co zrywać się w niedzielę tak wcześnie – jedynie po to, żeby wlać komuś trochę oleju do głowy? Łukasz nie wiedział, czy byłby do tego zdolny. Chociaż, z drugiej strony, on także nigdy nie uznawał siebie za kogoś przesadnie pomocnego.
W każdym razie, kiedy myślał o tym wszystkim w taki sposób, zyskiwał jeszcze większą motywację do opanowania tego materiału – bo skoro Sebastian tyle dla niego robi, to on tym bardziej powinien się przyłożyć.

- Łukasz no, jeszcze jedno zadanie!
Oczywiście cały ten entuzjazm zmniejszał się z każdym kolejnym wykonanym przykładem, by w trakcie omawiania trzeciego rozdziału wyparować zupełnie.
- Ja pierdolę! – Brązowowłosy westchnął głęboko, tłumiąc potężne ziewnięcie. – Po co to wszystko? Ja naprawdę nie mam ambicji na więcej niż dwa!
- Nie masz? – zdziwił się Sebastian. – To po cholerę się tego wszystkiego uczymy? Na dwa to ty przecież już umiesz.
- Wiem wiem – mruknął niemrawo Łukasz. – Nie o to chodzi. Mi nie zależy na trójce, ale rodzicom już tak. Nawet bardzo. Tak bardzo, że jeśli obleję ten sprawdzian i dostanę dwa na półrocze, moje zajęcia plastyczne polecą w siną dal.
- Więc w tym wszystkim chodzi jedynie o zajęcia plastyczne? – upewnił się Sebastian.
- No. W gruncie rzeczy to tak – odparł Łukasz. – Mam nadzieję, że nie myślałeś, że mam ambicję zostać matematykiem wszechczasów… - dodał mniej pewnie.
Sebastian uśmiechnął się.
- Nie no, o to cię raczej nie podejrzewam…
- Tę uwagę mogłeś sobie darować… - prychnął Łukasz. – Moje morale i tak już leży i kwiczy w kącie.
- Mam kłamać w żywe oczy? – zdumiał się Sebastian. – Och, daj spokój.
- Wiem, żartowałem – mruknął Łukasz.
- Cóż. Ja też – zachichotał Sebastian. – Ale nie zmieniaj tematu… jeszcze pięć przykładów do końca zadania. Nie upiecze ci się!
- Mógłbyś odpuścić… - jęknął cierpiętniczo, niczym średniowieczna czarownica zmierzająca na własny stos.
- Oczywiście, że mógłbym… Ale wiesz… - odparł Sebastian, robiąc teatralną pauzę – twoje zajęcia plastyczne byłby ci bardzo wdzięczne, gdybyś zrobił tych kilka przykładów. Tak tylko dla nich… - Ton bardziej sugerował, jakby Sebastian mówił o jakiejś kochance Łukasza, jednak brunetowi spodobało się takie sformułowanie.
- Ale tylko i wyłącznie dla nich – uściślił, równie teatralnym gestem pstrykając długopisem.

- Będzie trzy – oznajmił Sebastian.
- Mówisz tak, bo nie mamy już więcej czasu ani energii, więc zostaje nam wierzyć w siłę pozytywnego myślenia?
- Wolałem ci tego nie dawać do zrozumienia, ale… cóż. Tak. – Głośnie ziewnięcie wyraźnie wskazało na to, że Sebastian również ma już wszystkiego po dziurki w nosie.
- Więc będzie trzy – powtórzył Łukasz niczym mantrę. – Będzie trzy. Będzie trzy. Będzie trzy.
- A jeśli jednak nie będzie, to w akcie desperacji możesz się przespać z matematycą… cholera, nawet nie pamiętam jej nazwiska… - rzucił Sebastian, chichocząc pod nosem.
- Oj obawiam się, że, chociaż kocham moje zajęcia ponad życie, to nie byłbym skłonny do aż takiego poświęcenia… - Łukasz skrzywił się demonstracyjnie. – Matko, mogłeś tego nie mówić. Moja wyobraźnia… To aż boli! – jęknął, jednocześnie chichocząc i wykonując gest, jakby chciał sobie wydrapać oczy.
- Nie no, serio słyszałem, że leci na młodszych… - dodał Sebastian ruszając sugestywnie brwiami.
- Serio? – parsknął śmiechem Łukasz. – A młodsi lecą na nią?
- Nie sądzę – rzucił Sebastian, po czym obaj wybuchli śmiechem.
*

- Dobra, wyjaśniaj w końcu, o co chodzi z tym melodramatycznym brakiem gejdaru u ciebie? – Głos Kingi rozbrzmiał w słuchawkach podłączonych do komputera, a jej twarz pokazała się na ekranie. Długie blond włosy byłby zupełnie przeciętne, gdyby lewa połowa głowy nie była zgolona na jeża, a wszystkie pozostałe pasma nie tworzyły długiej, prostej kitki z prawej strony. Całość dopełniał mocny makijaż, a dokładniej grube, czarne kreski na powiekach – widać było, że wykonane z wprawą. Wszystko to składało się na raczej drapieżny wygląd.
- No a o co może chodzić? – westchnął Sebastian zakładając podwijające się włosy za ucho. – Nowa szkoła, nowa klasa, nowi chłopacy.
- Och, ledwie minęły dwa tygodnie i już się zabujałeś w kumplu z klasy? – zapytała, kręcąc z politowaniem głową. – No szybki jesteś, nie powiem.
- Nie zabujałem się – zaprotestował.
- Więc? – ponagliła go Kinga.
- Jeszcze się nie zabujałem – uściślił z kolejnym westchnieniem.
- Och, więc jeszcze na niego nie lecisz, ale już wiesz, że niebawem będziesz? – zaśmiała się blondynka. – No tego jeszcze nie było!
- Ale śmieszne. Ha. Ha. Ha – warknął Sebastian. – Pośmiej się jeszcze, nie krępuj się, po co? – dodał ironicznie.
- No już, słoneczko, nie gorączkuj się tak, tylko opowiadaj ze szczegółami, o co come on. – Kinga przesłała mu wirtualnego całuska przez kamerę.
- Właściwie gadałem z nim pierwszy raz dopiero dwa dni temu, bo wcześniej jakoś nie było okazji – wyjaśnił Sebastian. – No i… no! – dokończył elokwentnie.
- Jasne, wszystko rozumiem – podsumowała Kinga tonem ociekającym sarkazmem. – Sebastian, słońce ty moje, ja wiem, że jestem zajebista w każdym calu, ale czytać ci w myślach nie potrafię. A „no” nie obrazuje całej sytuacji – wyjaśniła.
- Nie? – upewnił się.
- Nie.
Sebastian zamilkł, nie wiedząc, co dalej powiedzieć. Kinga westchnęła teatralnie.
- Dobrze. Przerzućmy się więc na pytania pomocnicze: podoba ci się, tak?
- Tak - odparł ciemnowłosy.
- Zaiskrzyło między wami?
- No właśnie nie! – jęknął Sebastian. – Nie mogło zaiskrzyć. On jest hetero.
- Skąd możesz wiedzieć, że on jest hetero? – dopytywała się Kinga. – Przecież właśnie z tego powodu wczoraj dostałam dramatyczną wiadomość na GG „Kurwa mać, gdzie jest mój gejdar, kiedy go potrzebuję?!”.
- No bo z gejdarem nie chodziło mi o to, że nie poznaję, kto jest gejem, a kto nie, tylko o to, że nawet jeśli wiem, że nie jest gejem, to mi się cholernie podoba… - wyjaśnił.
- Ah, czyli nadal posiadasz tę mistyczną umiejętność rozróżniania geja w tłumie heteryków? – upewniła się dziewczyna.
- Tak – mruknął Sebastian. – Gwoli ścisłości wyczaiłem już ze dwóch, prócz mnie, gejów w naszym roczniku i jeszcze paru w klasach wyżej, a ponadto z pięćdziesięcioprocentową pewnością mogę stwierdzić, że jeden z nauczycieli też jest.
- Serio? A przystojny chociaż? – zainteresowała się Kinga.
Skrzywiona mina Sebastiana powiedziała jej wszystko na ten temat.
- No dobra, to wracając do tematu: tak w ogóle to jak on się nazywa?
- Nauczyciel? – zdziwił się Sebastian.
- No nie, ten chłopak, co ci się podoba! – jęknęła, dodając zaraz pod nosem: - Faceci… właśnie dlatego jestem lesbijką.
- Podwójnie przerażające. Nie dość, że lesbijka, to jeszcze feministka – westchnął, również pod nosem Sebastian.
- Jak się spotkamy, przypomnij mi, żebym cię za to trzasnęła w pysk – powiedziała przymilnym tonem.
- Oczywiście, już notuję sobie w kalendarzu – odparł tak samo Sebastian.
- Dobra. Jak on ma na imię? – powtórzyła pytanie.
- Łukasz.
- Ładnie. Jest w tej samej klasie, co ty, nie?
- Tak.
- Jak wygląda?
- A ty co? Jakiś wywiad robisz? – burknął Sebastian.
- No skoro już zacząłeś temat, to chyba oczywiste, że zamierzam cię wypytać o wszystko. Kolor włosów, kolor oczu, wzrost, rozmiar stopy, rozmiar peni…
- Nie kończ! – przerwał jej gwałtownie.
Kinga w odpowiedzi roześmiała się tylko.
- Zajebista z ciebie przyjaciółka. Ja się tu zwierzam, a ty sobie robisz jaja – prychnął Sebastian, udając oburzenie.
- No daj spokój. Wszystko się ułoży – wzruszyła ramionami.
- Tak, jasne. Albo zmienię płeć albo Łukasz odkryje w sobie wewnętrzne gejowskie „ja”. Oczywiście – skwitował Sebastian sceptycznie.
- Ale jesteś absolutnie, stuprocentowo pewien, że jest hetero? – upewniła się Kinga. – Po czym poznałeś?
- Jejku, no po prostu to wiem. Jest zbyt normalny, żeby być gejem – odparł.
- Więc przyznajesz, że wszyscy geje są popieprzeni? – podchwyciła z dziką satysfakcją. – Wiedziałam!
- No nie o to mi chodziło! – zaprotestował szybko. – Po prostu teraz, kiedy spędziłem z nim weekend, czułem, że patrzy na mnie najnormalniej w świecie, jak na znajomego, ewentualnie kumpla. Na pewno nie tak, jak na chłopaka, w „wiadomym” sensie – wyjaśnił.
- No bo może, dajmy na to, ma już chłopaka. Pomyślałeś o tym?
- Nie, to się czuje. Nawet jeśli się jest w związku, to się jednak inaczej patrzy. Nawet nieświadomie, ale jednak zerka się pod innym kątem, ocenia, czy coś – odparł. – A tu? Nic. Kompletne zero. Jest absolutnie, całkowicie, stuprocentowo hetero.
- Albo jest biseksualny, ale o tym nie wie – rzuciła Kinga.
- Jak można o tym nie wiedzieć? – zdumiał się Sebastian. – Jak się jest młodszym, to owszem, ale teraz? Można się przed sobą nie przyznawać, że się jest, ale gdyby był, to by wiedział – stwierdził.
- No wiesz, niektórzy się po prostu nie zastanawiają na takie tematy jak własna orientacja seksualna – wyjaśniła dziewczyna. – Nigdy nie mieli styczności z nikim homo, więc nawet im przez myśl nie przejdzie, że może nie do końca lecą tylko na płeć przeciwną. Tak może być i z tym twoim Łukaszem. Myśli, że jest hetero, rzuca spojrzenia za dziewczynami, a facetów traktuje tylko jak kumpli, ale nie dlatego, że nie mógłby z żadnym być, ale dlatego, że nawet nie przyjdzie mu do łba, że ma także tą drugą opcję. Łapiesz?
- Nie jestem pewien – przyznał. – Przecież jeśli jest się gejem, to prędzej czy później widać, że podniecają cię faceci czy coś… To z biseksami powinno być podobnie, nie?
- Nie, chyba nie. Jeśli jest biseks, który myśli, że jest całkowicie hetero, to podniecają go babki, więc się w tym utwierdza i nie przychodzi mu nawet do głowy, że może być coś więcej. Nie próbuje nawet patrzeć na innych facetów pod kątem seksualnym, bo mu to po prostu nawet do głowy nie przyjdzie. To tak samo jak z tym, że… e… - dziewczyna zamyśliła się, chcąc znaleźć odpowiednie porównanie – no nie wiem. Dajmy na to, skoro wiesz, że ludzie nie potrafią latać, to nie wpadnie ci do głowy, że może jednak ty potrafisz i nie pójdziesz skakać z dziesiątego piętra wieżowca, żeby się o tym przekonać, tak?
Sebastian spojrzał na nią jak na wariatkę.
- Kompletnie nie zrozumiałem przykładu… Ale nie szukaj następnego – zaznaczył prędko. – Kumam, co chciałaś powiedzieć. Nie sil się na dalsze dygresje.
- No to dobra. Więc wracając do tego Łukasza… może to właśnie takie typ?
- Zdajesz sobie sprawę, że prawdopodobieństwo wynosi jakieś… - zaczął sceptycznie, ale Kinga mu przerwała:
- Równo pięćdziesiąt procent.
- Na pewno mniej.
- Nie. Równiutko. Albo jest bi, albo jest hetero. Pięćdziesiąt procent. Pytanie brzmi, czy chcesz o niego powalczyć?
- Jakie „powalczyć”, dziewczyno?! – prychnął Sebastian. – Znam go od kilku dni, po prostu zwrócił moją uwagę, nic więcej – uściślił. – Już nie przeginaj, to nie żadna wielka love od pierwszego wejrzenia. – Machnął ręką.
- Dobra dobra. – Dziewczyna wzruszyła ramionami. – Ale to ty zacząłeś ten cały temat z gejdarem…
Sebastian tylko chrząknął pod nosem. Na komunikatorze zapadła cisza.
- Okej, proponuję zmianę tematu – zaczęła ugodowo Kinga.
- Tak. Co u Igora? – zapytał brunet. – Ciągle mi głupio, że musiałem jechać właśnie w takiej chwili… - dodał markotniej.
- A, nie przejmuj się. – Kinga roześmiała się, kręcąc głową. – Na początku może marnie to wyglądało, ale teraz? Moim zdaniem jest lepiej, niż było – dodała.
- Serio? – upewnił się. – Miałem wrażenie, że był kompletnie załamany.
- Na początku tak, ale potem wzięliśmy go z Em i Krzyśkiem do baru, najebaliśmy w trzy dupy, a potem ja i Em się zmyłyśmy, żeby oni mogli sobie razem zostać, więc się Igor psychicznie podleczył. Ja to mam wrażenie, że wam, facetom, to naprawdę czasami wystarczy jedynie flaszka wódki i wszystkie problemy wyparowują.
- Chociaż raz mogłabyś się powstrzymać od tych swoich feministycznych tekstów. To poważna sprawa – zgasił ją Sebastian. – Tak w ogóle to gdzie on teraz mieszka?
- No jak to gdzie? – zdziwiła się Kinga. – Z Krzyśkiem!
Sebastian uniósł brwi w zdziwieniu, żeby się za chwilę zacząć śmiać.
- No jasne! To się w sumie nie dziwię, dlaczego już mu się humor poprawił – stwierdził z uśmiechem. Nagle usłyszał głos matki z przedpokoju.
- Kto to tak krzyczy? – zapytała blondynka.
- Moja mama – odparł Sebastian. – Chyba powinienem kończyć. Muszę z nią jeszcze pojechać coś tam wybrać do mieszkania. Przeprowadzki są takie upierdliwe… - jęknął.
- Jasne, spoko – odparła Kinga. – Nie zatrzymuję.
- Czekaj, to weź jeszcze pogadaj z chłopakami, żeby założyli skype’a. I najlepiej niech do mnie przedzwonią w jakieś popołudnie, co?
- Okej, przekażę. See you! – mruknęła blondynka zamykając okno rozmowy.
- No pa – odparł Sebastian już w pustą przestrzeń.
*

Poniedziałek zapowiadał się całkowicie normalnie dla wszystkich, za wyjątkiem Sebastiana. On jeden wiedział, że ten dzień przyniesie wiele emocji – zarówno pozytywnych, jak i negatywnych.
Ciemnowłosy dobre pięć minut przed wyjściem do szkoły spędził zastanawiając się, czy warto zrobić to, co zamierzał. Opinia klasy właściwie była mu obojętna. Ludzie byli spoko, ale nie przywiązał się do nikogo na tyle mocno, żeby wpadać w depresję, jeśli by się od niego odwrócili. Już raz miał coś podobnego za sobą i z perspektywy czasu Sebastian widział, że przyniosło mu to jedynie korzyści. Ludzie, którzy w ciągu jednego dnia pokazali mu palec i postanowili więcej nie otwierać do niego ust, później nawet dla innych okazali się być skurwielami.
Na początku było ciężko, ale tak naprawdę Sebastian nigdy nie żałował decyzji, by to zrobić. Tym razem jedynie martwił się, jak zareaguje Łukasz. Bo na nim, niestety, zaczynało mu zależeć.
„Cóż, lepiej, żeby teraz już się ode mnie odwrócił, niż jeśli miałby zrobić to później, kiedy jeszcze bardziej się na to wszystko nakręcę.”
Z tą myślą w głowie Sebastian wsunął na nadgarstek wąską, plecioną bransoletkę w kolorach tęczy.