Czekolada o smaku deszczu 6
Dodane przez Aquarius dnia Kwietnia 14 2012 10:26:06
- Chyba nie ma wyboru, co? – Adam uśmiechnął się krzywo, ale z jakimś takim wesołym błyskiem w oczach.
- Raczej nie.
Adam westchnął ciężko i wstał. Ignorując wyciągniętą rękę ruszył przed siebie. Szli w milczeniu obok siebie. Kiedy w końcu doszli na miejsce Adam zatrzymał się i niepewnie spojrzał na dom. Mimo wszystko jednak bał się . Bał się ich reakcji i tego jak będą się oni wszyscy do niego odnosić. Zdążył ich polubić i nie chciał stracić tego. Karol chyba zrozumiał jego rozterki, bo położył mu dłoń na ramieniu i powiedział cicho:
- Będzie dobrze.
Adam uśmiechnął się smutno i przeszedł przez furtkę.
- Znalazłem go – odezwał się nieco głośniej Karol, kiedy już weszli do środka.
To było jak hasło, na dźwięk którego z salonu wyszli matka, ojciec i Monika. Na ten widok stojący za Adamem Karol położył mu rękę na ramieniu, jakby chciał mu dodać otuchy.
- Przepraszam – odezwał się cicho Adam, spuszczając głowę. – Byliście dla mnie tacy dobrzy, a ja sprawiłem wam tylko kłopot.
- To my powinniśmy przeprosić – odezwał się ojciec. – Trochę nas poniosło. Zapomnieliśmy, że jesteśmy dla ciebie obcy i masz prawo mieć przed nami swoje własne sekrety.
- To jak ty właściwie masz na imię? – zapytała Monika.
Adam nie zdążył odpowiedzieć, gdy nagle drzwi się otworzyły i do środka wszedł kompletnie przemoczony Kamil ze spuszczoną smętnie głową.
- Nie znalazłem go – powiedział nieszczęśliwym, pełnym łez głosem. – Jeszcze coś mu się stanie...
- Nie stanie się – odparł Karol. – Znalazłem go.
Kamil podniósł głowę w niedowierzaniu. Na widok Adama uśmiechnął się i objąwszy go mocno się przytulił.
- Wiedziałem, że wrócisz – powiedział i rozpłakał się. – Nie uciekaj już więcej. A jak będziesz chciał uciec, to zabierz mnie ze sobą!
- Nie ucieknę – odparł spokojnie Adam i objął Kamila.
- Obiecujesz? – wymamrotał chłopiec gdzieś z głębi przemoczonej adamowej koszulki.
- Obiecuję – Adam uśmiechnął się.
- To dobrze.
- Może byś tak synu... - zaczęła mama Kamila.
- Karol – Adam wszedł jej w słowo, a widząc zdziwione spojrzenia szybko dodał: - mam na imię Karol.
- To niedobrze – odezwała się Monika.
- Dlaczego? – zdumiał się Adam.
- No bo jak ty to sobie wyobrażasz? Ja wołam „Karol!” i kto mi niby wtedy ma odpowiedzieć? – odparła. – Trzeba coś z tym zrobić – zasępiła się.
- Nic nie będziemy robić – odparł Kamil wciąż obejmując Adama. – Karol to Karol, a to jest Adam. I już.
- No i problem się rozwiązał – stwierdziła matka uśmiechając się ciepło.
- Tak po prostu? – zdumiał się Adam.
- A co ty byś chciał? Monika ma rację, ze to trochę kłopotliwe, gdy obaj macie tak samo na imię. Łatwiej jest tak jak jest, a co do tego, że nie powiedziałeś nam wszystkiego...
- Przepraszam – wyszeptał Adam spuszczając głowę.
- Nie przepraszaj. Po prostu powiesz, jak poczujesz taką potrzebę, ok?
- Dziękuję – Adam uśmiechnął się i bezwiednie objął jeszcze mocniej ściskającego go wciąż Kamila.
Matka Kamila podeszła do niego i objęła przytulając do siebie. Ten prosty gest sprawił, że gardło Adama nagle ścisnęło się, a z oczu popłynęły łzy. Stał tak obejmując Kamila z głowa opartą na ramieniu jego matki i ręką Karola obejmującą jego własne ramię i płakał. Czuł jak wraz z tymi łzami uchodzi z niego napięcie i niepewność.
- No dobra, dosyć tych czułości – mruknęła w pewnym momencie matka. – Powinniście przebrać się w coś suchego. Nie mam ochoty za parę dni niańczyć trzech zdechlaków, którzy wyszli z domu i nie wzięli nawet parasola. Jazda do łazienki – wyswobodziła się z objęć i pchnęła wszystkich w kierunku łazienki – Monika, przynieś im jakieś ciuchy. A my – zwróciła się do męża – wracamy do pracy. – Dość już dzisiaj zmarnowaliśmy czasu martwiąc się.
- Martwiliście się? – zdumiał się Adam. – O mnie?
- A czy ja coś takiego powiedziałam? – burknęła dziwnie zmieszana matka. – Martwiłam się o te wszystkie zwierzaki. No, idźcie w końcu do tej łazienki. – pchnęła jeszcze raz wszystkich we właściwym kierunku i nie czekając na ich reakcję odeszła, a za nią jej mąż, puszczając do Adama wesołe oczko. Monika tylko westchnęła i mamrocząc coś o głupim bachorze, odeszła, natomiast Adam, Karol i Kamil przeszli do łazienki. Kamil, jakby nie był pewny wcześniejszej obietnicy Adama, wszedł do niej ostatni, odcinając ewentualną drogę ucieczki. Na szczęście Adam ani razu nie spojrzał w stronę drzwi, zajęty ściąganiem przemoczonego ubrania. W pewnym momencie drzwi się otworzyły i weszła Monika.
- Hej, mogłabyś pukać! – wykrzyknął Kamil próbując się zasłonić ręcznikiem.
- No i czego szczekasz gówniarzu? Myślisz, że nigdy nie widziałam twojej gołej dupy? Myślisz, ze kto ci najczęściej pieluszki zmieniał?
- To było wieki temu – mruknął zawstydzony Kamil. – poza tym nie musisz mi tego przypominać.
Adam roześmiał się widząc dziwnie czerwoną twarz chłopca.
- No i czego się śmiejesz? – burknął Kamil starając się jak najszybciej ubrać.
- Ja tam nie mam nic do ukrycia – bąknął Adam i odłożył na bok ręcznik, którym do tej pory się wycierał.
- No, ja nie dziwię się, że tak mówisz – stwierdziła Monika patrząc drapieżnym wzrokiem w pewną część ciała Adama.
Stojący za plecami Adama Karol, wychylił się i spojrzał w to samo miejsce.
- Musze stwierdzić z przykrością, Ciuciek, że zostałeś daleko w tyle – mruknął Karol i wrócił do ubierania się.
- No wiesz... - obruszył się Kamil, na co Monika zaśmiała się, po czym bez słowa wyszła z łazienki.
Kiedy w końcu się już wytarli porządnie i ubrali, przeszli do kuchni. Karol wziął się za robienie kolacji, a Adam z Kamilem usiedli przy stole, przy czym Kamil usiadł tak blisko Adama, ze prawie stykali się ramionami.
Po skończonym posiłku Karol udał się w sobie tylko znanym kierunku, a Adam ruszył do swojego pokoju. Kamil ruszył za nim niczym cień.
- Co będziesz teraz robił? – zapytał niepewnie Kamil.
- Chyba położę się już spać.
- Acha, no to dobranoc – powiedział Kamil i zniknął w swoim pokoju.
Adam już prawie zasypiał gdy nagle usłyszał jak drzwi otwierają się, a sekundę potem zamykają. W następnej chwili poczuł jak ktoś wślizguje mu się pod kołdrę i przytula do pleców.
- Hej, co ty wyprawiasz?
- Upewniam się, że nie uciekniesz – odparł Kamil i przytulił się jeszcze mocniej.
Adam tylko roześmiał się i odwrócił przodem do chłopaka. Zasnęli wtuleni w siebie.
Nadszedł ranek i Kamil w końcu obudził się. Powoli przeciągnął się. Przez chwilę wgapiał się w sufit, zanim dotarło do niego, że nie jest w swoim pokoju, tylko u Adama. Uśmiechnął się i przekręcił głowę. Uśmiech zamarł mu na ustach, łóżko było puste! A jednak Adam uciekł, mimo iż obiecywał! Żal ścisnął gardło i wycisnął łzy z oczu. Siedział przez chwilę płacząc, aż poczuł, ze cały żal z niego uszedł i został już tylko smutek. Westchnął ciężko i poszedł do swojego pokoju. Wziął świeże ubranie i przeszedł do łazienki. Po skończonej toalecie zszedł do kuchni. I stanął jak wryty na jej progu. Po kuchni krzątał się Adam coś pichcąc.
- Adam? – zapytał cicho zaskoczony.
- O, już się obudziłeś? Miałem nadzieję, ze zdążę zanim wstaniesz.
Oczy Kamila zaszły łzami. Podbiegł do Adama i przytulił się mocno do niego.
- Hej, uważaj, bo się jeszcze oparzę!
- Myślałem, że znowu uciekłeś – wychlipał żałośnie.
- No co ty, przecież ci obiecałem. No już – pogłaskał chłopca po głowie – nie płacz. Jestem tu i nie mam zamiaru nigdzie uciekać.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. A teraz siadaj, śniadanie już prawie gotowe.
Kamil pociągnął nosem i posłusznie usiadł przy stole. Chwilę potem stał przed nim talerz z naleśnikami.
- Twoje ulubione – powiedział Adam. – Ze słodkim serem.
- Naprawdę? – Kamil uśmiechnął się szeroko i szybko wziął się za pałaszowanie śniadania.
Kiedy po skończonym posiłku siedzieli delektując się herbatą, do kuchni wszedł Karol i warknął:
- Długo macie zamiar jeszcze tak siedzieć? Robota czeka. – I nie czekając na odpowiedź wyszedł.
Adam bezwiednie uśmiechnął się. Stary, złośliwy Karol. Zupełnie jakby poprzedniego dnia nic się nie wydarzyło.
- Uhm… - zaczął niepewnie Kamil – można wiedzieć z czego tak się cieszysz?
- Życie jest jednak piękne – odparł Adam, po czym nachylił się i pocałował Kamila, głęboko i długo. Zanim zszokowany Kamil doszedł do siebie, jego już nie było w kuchni.
Przeszedł do lecznicy. Już od wejścia słyszał wściekły głos Karola.
- Mówiłem, głupia babo, żebyś uważała! Ile razy mam to powtarzać, do ciężkiej cholery?! Nie potrzebuję tu takiej łamagi jak ty!
Adam uśmiechnął się i zaczął liczyć. Doszedł do trzech gdy usłyszał rumor, jakby coś demolowało lecznicę, a chwilę potem drzwi otworzyły się z impetem i wypadła z nich załzawiona dziewczyna. Taa, wszystko po staremu. Szybko założył fartuch i nie czekając na karolowe marudzenie wszedł do gabinetu i rozejrzał się. Porozrzucane narzędzia i część wyposażenia gabinetu oraz Karol klęczący przed jedną z szafek, powiedziały mu wszystko. Bez słowa podszedł do szafki z drugiej strony i kijem od szczotki wypłoszył prychającego kota wprost w ramiona lekarza.
- No, w końcu żeś przylazł – mruknął Karol kąłdąc kota na stole. – Myślisz, ze ja mam czas szarpać się z tymi idiotkami, które nawet nie potrafią porządnie kota przytrzymać?
Adam uśmiechnął się tylko i podszedł do stołu. I chociaż do końca dnia Karol jeszcze nie raz warczał na Adama, ten jednak nic nie mówił, tylko łagodnie się uśmiechał.
I znowu dni mijały monotonnie i spokojnie. Adam nawet uśmiechał się częściej niż do tej pory. Kamil w końcu uwierzył, że Adam nie zamierza znowu uciekać i przestał go zupełnie pilnować, chociaż gdy zdarzały się takie dni, że musieli razem coś zrobić, trzymał się najbliżej niego jak tylko można było. I patrzył wilkiem na każdą dziewczynę, która próbowała się zbliżyć do Adama. A było ich trochę. Ponieważ zakochany w Monice Darek zupełnie ignorował wysyłane w jego stronę te bardziej i mniej subtelne sygnały, a Karol powiedział wprost co o tym myśli, wszystkim wolontariuszkom został tylko Kamil i Adam. Chociaż właściwie to Kamil odpadł dość szybko z jego niskim wzrostem i dziecięcą twarzą. Nic więc dziwnego, że wszystkie wolontariuszki kombinowały jakby tu uwieść Adama. Ich działania głównie polegały na robieniu słodkich min, udawaniu słabych istotek, które nagle potrzebują pomocy przy najprostszych nawet pracach i wychwalaniu siły Adama. Oprócz wolontariuszek przymilały się także do niego właścicielki zwierzaków. Jakoś dziwnym trafem, od dnia, kiedy Adam już na stałe został pomocnikiem Karola, ilość zwierzaków wymagających uwagi lekarza, dziwnie się zwiększyła, jak również częstotliwość ich wizyt w klinice. Monika nawet któregoś dnia zażartowała, że dzięki Adamowi można sobie pooglądać zarówno w poczekalni, jak i w schronisku istną rewię mody. Niektóre kobiety nawet próbowały wprowadzić w życie powiedzenie, że „droga do serca mężczyzny wiedzie przez jego żołądek” i przynosiły, niby przypadkiem, albo, tez przypadkiem, zrobiły za dużo, różnego rodzaju słodycze. Adam przyjmował je wszystkie i za każdym razem uśmiechał się uprzejmie, jednakże na tym kończyła się jego uprzejmość. Nie zamierzał odpowiadać na żadną z zaczepek, jego myśli zajmowała pewna konkretna osoba. Nie zdawał sobie sprawy z tych uczuć i nawet o tym nie myślał, ale widział, że lubi z nim pracować, nawet mimo tego, że zwykle się nie odzywał, a jak już się odezwał, to albo mruczał coś niezrozumiale, albo warczał wściekle. Tak, Adam lubił pracować z Karolem. Tak po prawdzie lubił pracować ze wszystkimi, ale z Karolem pracowało mu się najlepiej i najchętniej.
Kilka dni po tym feralnym dniu, kiedy Adam uciekł, jego nastrój się z lekka zmienił. Niewtajemniczeni nawet tego nie zauważyli, uśmiechał się tak samo jak zawsze, lecz najbliżsi widzieli, że coś go gryzie, jednak, pamiętając tamten dzień, nie pytali o nic, czekali aż sam się przed nimi otworzy. Nastąpiło to w końcu któregoś dnia, gdy pomagał Karolowi przy kastracji kota.
- Słuchaj… - zaczął niepewnie. – Chciałbym cię o coś prosić…
- Uważaj jak to trzymasz – mruknął Karol. – Co jest?
- Czy mógłbyś… oczywiście jeśli to dla ciebie problem, to po prostu zapomnij, ale pomyślałem, że ty się do tego najlepiej nadajesz…
- Mógłbyś przejść do sedna? Dobra, teraz przytrzymaj tu palcem.
- Bo widzisz… chciałbym się zmierzyć z przeszłością i potrzebuję siły. Twojej siły.
- Możesz już go zanieść do klatki. Za dwie, trzy godziny powinien całkowicie dojść do siebie. – powiedział Karol ściągając rękawiczki chirurgiczne. – Dlaczego uważasz, że ja się do tego najlepiej nadaję?
- Dużo w życiu przeszedłeś, masz siłę której ja tak bardzo potrzebuję teraz. Chciałbym… - zawahał się przez chwilę. Oparł czoło o klatkę do której przed sekundą włożył śpiącego kota. – Chciałbym pojechać… - to jedno słowo nie mogło mu przejść przez gardło - …pojechać i zabrać swoje rzeczy. Chciałbym w końcu wszystko uporządkować, a boję się, że jak ich zobaczę to nie dam rady i ugnę się i… Ja wiem, że dla ciebie ta lecznica to cały świat, ale jesteś jedyną osobą, którą mogę o to prosić, dlatego też proszę, pojedź ze mną – wyszeptał, a po jego twarzy popłynęły łzy.
Karol przez chwilę stał w milczeniu, aż w końcu podszedł do Adama i objął go.
- Oczywiście, że pojadę z tobą. Nie uważam żebym miał aż taką siłę, ale będę przy tobie zawsze, kiedy będziesz mnie potrzebował.
- Dzięki. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy – odparł Adam i odwróciwszy się, wtulił się w Karola.
- Kiedy chciałbyś tam jechać?
- Najszybciej jak to tylko możliwe, chciałbym to już mieć za sobą.
- Niestety nie mogę wcześniej niż za dwa tygodnie. Muszę przygotować pacjentów, że przez jeden dzień lecznica będzie zamknięta.
- Chyba wytrzymam przez te dwa tygodnie –mruknął Adam.
- Dobra, koniec tych czułości. Czas wracać do roboty. Pacjenci czekają.
W tym momencie drzwi od zaplecza się otworzyły i do pomieszczenia wszedł Kamil. I przystanął zdumiony.
- To nie tak jak myślisz – powiedział Adam odpychając Karola. – My tylko…
- Ja nie myślę – odparł spokojnie Kamil. - Ja widzę.
- Czego chcesz? – mruknął Karol, który już zdążył podejść do stołu i założyć nowe rękawiczki. – Nie widzisz, że jestem zajęty? A ty może byś w końcu ruszył dupę i poszedł po kolejnego pacjenta? – warknął do Adama.
- Idę, idę – odparł Adam i szybko ruszył do poczekalni. Wolał w tym momencie nie patrzeć na Kamila.
- Więc? Czego chciałeś? – mruknął Karol.
- Obiad już jest gotowy.
- Jak skończę z tym pacjentem to przyjdziemy. A teraz nie przeszkadzaj.
- Dobra, dobra – odparł Kamil i wyszedł.
Kiedy dzień się skończył Adam postanowił zajść do Kamila i porozmawiać z nim o tym co się wydarzyło dzisiejszego dnia. Niestety nikt nie odpowiedział na pukanie. Westchnął ciężko i poszedł do swojego pokoju. Będzie musiał z nim porozmawiać jutro. Widział ten dziwny wyraz jego twarzy i zrobiło mu się żal tego chłopca. Nie chciał żeby przestał go lubić przez jakieś nieporozumienie.