My jesteśmy krasnoludki 6
Dodane przez Aquarius dnia Kwietnia 07 2012 10:33:21
Wstał dosyć późno, zmęczony koszmarami. I nawet refleksy słońca padające na ściany i sufit poprzez skarbkowy kryształ nie poprawiły mu nastroju. Przez chwilę leżał z przymkniętymi oczami, po czym westchnął ciężko iw stał. Szybko odprawił cały poranny rytuał i przeszedł do kuchni. Śniadanie zjadł bez pośpiechu i nawet bez specjalnej ochoty. Ot kolejny zwyczaj. Potem wziął się do pracy, jednak kiedy spalił dwa placki, stwierdził, ze to wszystko nie ma sensu i nawet nie sprzątając pobojowiska w kuchni, wyszedł z chatki. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego dokąd idzie, zajęty własnymi myślami, dopóki nie ocknął się pod drzwiami chatki Skarbka. Już wyciągał rękę, żeby zapukać, gdy zrezygnował w ostatniej chwili. Nie, nie będzie mu przeszkadzał w pracy. Ostatnio i tak go wystarczająco od niej odciągnął. Odwrócił się i odszedł szybkim krokiem. Jeszcze mógłby się rozmyślić i jednak zapukać… Wrócił do wioski. Postanowił zajrzeć do kowala. Zawsze sprawiało mu przyjemność patrzenie jak Kowadełko pracowicie macha tym swoim młotem i w jakiś sposób go uspokajało. Jak się spodziewał, kowal pracowicie coś wykuwał i był nawet sam, co go lekko zdziwiło, bo myślał, że Lilijka zostanie jednak dłużej. Ale może to nawet i lepiej, przynajmniej nie będzie go straszyć tak jak wtedy. Jeszcze bardziej zdziwił się gdy widok ten nie przyspieszył bicia jego serca, jak to zazwyczaj bywało, kiedy patrzył na kowala. Nie mógł tego zrozumieć. Dlaczego tak się dzieje, przecież patrzy na obiekt swoich nieodwzajemnionych uczuć, na skrzata do którego potajemnie wzdychał już od dłuższego czasu! Był zdumiony. Musiał to przemyśleć, żeby zrozumieć. Na szczęście zajęty pracą Kowadełko nie zauważył go, więc mógł się wycofać bezpiecznie, bez konieczności tłumaczenia się po co tu przyszedł, skoro nawet nie miał ze sobą ulubionych muf finek kowala. Przez chwilę zastanawiał się dokąd by tu pójść. Nie chciał wracać do domu,, bo wiedział czym to się skończy. Prędzej czy później zaczepi go jakiś skrzat, który będzie chciał żeby zrobić mu jakiś placek, a w obecnym stanie ducha nie byłby w stanie tego zrobić. Postanowił przejść się do lasu, może tam znajdzie cisze i spokój, które przywrócą mu jego własny spokój. Nie zastanawiając się nawet gdzie idzie, wszedł w las. Szedł jakiś czas, czasami przedzierając się przez gęste zarośla, aż w końcu trafił na niewielka polankę. Usiadł pod jednym, z drzew i zamknął oczy. Wsłuchiwał się w dobiegające do jego uszu odgłosy. I chociaż słyszał je już tyle razy, wszakże, dzięki uprzejmości Rdeścika, miał je na samograju, to jednak teraz wydawały mu się o wiele piękniejsze. I bardziej odprężające. Wsłuchiwał się w odgłosy lasu i nawet nie wiedział kiedy zasnął. Obudziło go potrząsanie za ramię. Nieprzytomnie zamrugał oczami i rozejrzał się w koło. Chwilę zajęło mu zrozumienie, że widzi przed sobą Rdeścika.
- Co robisz w moim domu? – wymamrotał wciąż nieprzytomnie.
Leśnik roześmiał się.
- Jesteśmy w lesie, a ty śpisz pod drzewem.
Bezik rozejrzał się w koło już trochę bardziej przytomnie i zaczerwinił się.
- Wybacz – bąknął – przez moment myślałem, że jestem w domu.
- Nie ma sprawy – Rdeścik roześmiał się. – Ale jestem strasznie ciekawy czemu śpisz akurat tutaj.
- Ach – cukiernik westchnął ciężko – kiepsko spałem i chciałem gdzieś odpocząć i nabrać sił. Tak sobie pomyślałem, ze w lesie będzie najlepiej.
- Oczywiście, ze tu jest najlepiej – leśnik roześmiał się od ucha do ucha. – Nikt tutaj się nigdzie nie śpieszy, nikt ci nie trajkocze nad uchem, a i zwierząt możesz sobie posłuchać. Szum wiatru między liśćmi drzew to najwspanialsza muzyka.
- Masz rację, to bardzo wspaniałą muzyka – Bezik odwzajemnił uśmiech. – Dzięki temu mogłem się odprężyć i teraz czuję się jak nowonarodzony. Mogę wracać do pracy. Tylko czy mógłbyś mi pokazać powrotną drogę, bo nie bardzo pamiętam jak się tu dostałem.
- Oczywiście, chodź za mną – leśnik ruszył przed siebie, a cukiernik szybko podążył za nim.
- Dzięki za pomoc – powiedział Bezik, kiedy już byli na skraju wioski. – Wpadnij kiedyś to ci upiekę za to placek.
- Nie ma takiej potrzeby – odparł Rdeścik i zniknął w lesie.
Bezik uśmiechnął się i podśpiewując pod nosem ruszył do domu. Kiedy zobaczył pobojowisko w kuchni, złapał się za głowę.
- Rany, ale bajzel – westchnął cieżko i zabrał się za sprzątanie. Pół godziny potem wszystko lśniło czystością, więc mógł spokojnie wrócić do pracy. Tym razem placki wychodziły mu idealnie.

***

Kropelka był wniebowzięty, a jednocześnie zawiedziony. Rozmowa z Krabikiem była tak fascynująca, że aż serce zaczęło mu szybciej bić. Nie sądził, ze ten cichy i spokojny krasnal może tak interesująco opowiadać o chmurach. I na dodatek z taką pasją w głosie i błyskiem w oku. Kiedy tak na niego patrzył, miał wrażenie, jakby widział siebie samego. Niestety Krabik musiał wcześnie wstać, żeby wypłynąć skoro świt, wiec nie mógł za długo siedzieć u meteorologa. A szkoda. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Krabik pożyczył kilka książek i obiecał jeszcze kiedyś wpaść. Ach, Kropelka już nie mógł się doczekać na tą wizytę!

***

Krabik cicho wślizgnął się do domu. Zdjął buty i nie chcąc budzić domowników zaczął po cichu skradać się do swojego pokoju. Niestety uszedł zaledwie kilka kroków, gdy nagle rozbłysło światło. Przestraszony wypuścił z rąk księgi od Kropelki.
- Można wiedzieć gdzie się włóczyłeś o tej porze? – gniewny głos ojca sprawił, ze po plecach przeszły mu ciarki. Podniósł głowę i zobaczył Raczka w drzwiach od sypialni, podpierającego się na ramieniu Biedroneczki.
- Nigdzie - mruknął Krabik podnosząc księgi.
- Nie denerwuj mnie gówniarzu jeden! – wrzasnął Raczek. Widać było, ze gdyby nie noga, to z pewnością rzuciłby się na syna i sprał niczym nieznośnego bachora. – Myślisz, że ślepy jestem?! To, że nie mogę się ruszać sz sypialni, nie oznacza iż nie wiem co wyprawiasz! Gadaj mi natychmiast gdzie się włóczyłeś!
- Nie twój interes! – wrzasnął czerwony ze złości Krabik i pobiegł do swojego pokoju.
Raczek stał przez chwilę oniemiały. Nie mógł uwierzyć w to co właśnie usłyszał.
- Mój własny syn… - wyszeptał zszokowany. – Mój własny syn mi się przeciwstawił…
- Ależ kochanie – odezwała się Biedroneczka. – Przecież nic takiego się nie stało. Pomyśl, jest już w tym wieku, kiedy powinien zacząc myśleć o własnych dzieciach. Może spotkał się z jakąś miłą skrzatką…
- Tak myślisz? – zapytał Raczek nieufnie.
- Nie wiem – Biedroneczka wzruszyła ramionami – ale widziałeś jak się zaczerwienił. To może oznaczać, że spotkał się z kimś, kogo bardzo lubi.
- I zostanę dziadkiem?
Biedroneczka roześmiała się.
- No wiesz, może nie tak szybko, ale kiedyś pewnie tak. Jakby nie patrzeć nasz syn jest całkiem przystojnym skrzatem. I bardzo pracowitym.
- No to jeśli tak się sprawy mają, to może mu przebaczę – Raczek zaczął niewyraźnie mamrotać, czymś dziwnie zmieszany.
- I o to właśnie chodzi. A przy okazji dzieci, co powiesz, żebyśmy się postarali o kolejne? – zapytała Biedroneczka zalotnie, kładąc wolną rękę męża na swoim pośladku.
- No wiesz, w naszym wieku? – bąknął Raczek niepewnie, ale mimo to jego ręka zaczęła gładzić pośladek żony, a po chwili posunąć się wyżej i zanurkować w dekoldzie, by skończyć na jej piersi.
Biedroneczka tylko uśmiechnęła się zalotnie i cmoknęła męża delikatnie w usta. Chwilę potem zniknęła w sypialni zupełnie zapominając o synu.
Tymczasem Krabik wpadł do swojego pokoju i wściekle trzasnął drzwiami. Co on sobie wyobraża, cholerny staruch?! Nie jest już dzieckiem, nie ma prawa tak na niego wrzeszczeć! I na złość ojcu będzie się spotykał z Kropelką! Popatrzył na przyniesione księgi i uśmiechnął się ciepło. To naprawdę było miłe spotkanie. I Kropelka tak ciekawie opowiadał o chmurach. A jak ładnie się uśmiecha… Ech.
Krabik zasnął marząc o pięknym uśmiechu meteorologa.

***

Przez kilka kolejnych dni Bezik był intensywnie zajęty pracą, ze nawet nie miał czasu myśleć ani o Kowadełku ani o nadchodzącym święcie. Któregoś dnia właśnie był w trakcie kręcenia kremu do tortu zamówionego przez Biedroneczkę, gdy nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Niestety nie mógł teraz przerwać pracy, bo gdyby tak zrobił, to krem by się nie udał, więc z ciężkim sercem musiał zignorować dzwonek. Zresztą i tak nie odezwał się drugi raz. No trudno, nie pierwszy to raz i nie ostatni, kiedy zajęty pracą ignorował zupełnie potencjalnych gości. Właśnie kończył dekorować tort gdy dzwonek odezwał się jeszcze raz. Podskoczył zaskoczony. Na szczęście dekorowanie mogło poczekać, wiec szybko podbiegł do drzwi. Jakież było jego zaskoczenie gdy po ich otworzeniu zobaczył Skarbka. W pierwszej chwili nie poznał go, a to z tego powodu, że górnik miał czystą twarz.
- Witaj – bąknął niepewnie gość.
- Witaj – Bezik wyraźnie ucieszył się. – Co cię do mnie sprowadza?
- Tak sobie pomyślałem… że może się na mnie gniewasz, albo coś…
- Ja? A niby dlaczego miałbym się na ciebie gniewać? – zdumiał się.
- No bo nie przychodzisz ostatnio.
- No wiesz, miałem trochę dużo pracy i nawet nie miałem czasu, żeby odwiedzić siostrę, która mieszka kilka chatek dalej, a co dopiero ciebie.
- Naprawdę? – Skarbek wyraźnie ucieszył się. – Więc będziesz jeszcze przychodził oglądać kamienie?
- Oczywiście, ale jak będę miał trochę więcej wolnego czasu.
- To dobrze – górnik odetchnął z ulgą. – To ja już nie będę przeszkadzał – bąknął zmieszany dziwnie, zaczerwienił się i odwrócił się by odejść.
- Zaczekaj – bezik szybko złapał Skarbka za rękę. – Skoro już tu jesteś, to może wejdziesz na placek?
- Nie chciałbym… nie chciałbym przeszkadzać – bąknął coraz bardziej czerwony i zmieszany.
- Ależ nie przeszkadzasz. I tak miałem sobie zrobić małą przerwę.
- No to dobrze.
- W takim razie wchodź. Tylko musisz chwilkę poczekać, skończę tylko jeden tort, dobrze?
Skarbek skinął twierdząco głową.
Bezik zaprowadził gościa do kuchni i szybko zabrał się za pracę. Zajęty dekorowaniem nie zauważył zachwyconego spojrzenia jakim obdarzył go górnik.
W końcu tort był skończony.
- Piękny – wyszeptał górnik.
- Tak myślisz? - Skarbek tylko zaczerwienił się i skinął twierdząco głową. Bezik uśmiechnął się.- Cieszę się, ze tak uważasz. To na rocznicę ślubu Biedroneczki i Raczka. Mam nadzieję, ze im też się spodoba.
- Na pewno – Skarbek z zapałem pokiwał twierdząco głową.
Bezik uśmiechnął się i schował tort do lodówki.
- No to teraz chwilka przerwy – mruknął i wziął się za krojenie placka, który przygotował wcześniej dla siebie, a potem zaparzył herbatę poziomkową.
- Dziękuję – bąknął Skarbek, kiedy cukiernik postawił przed nim talerzyk i filiżankę.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, w końcu Bezik odezwał się.
- Trochę mnie zaskoczyło kiedy cię zobaczyłem przed drzwiami. Ty nigdy nie wychodzisz ze swojej kopalni, ciągle tylko pracujesz i pracujesz…
- A tak jakoś… - bąknął Skarbek i znowu się zaczerwienił. Bezik z rozbawieniem stwierdził, że górnikowi całkiem do twarzy z tym czerwonym kolorkiem. – Chciałem… chciałem znowu pooglądać kamienie razem z tobą – głos górnika był coraz cichszy, jakby wstydził się tego co mówi.
- Ja też chcę znowu pooglądać z tobą kamienie – odparł spokojnie Beziki – tylko nie wiem kiedy to będzie możliwe. Sam rozumiesz, praca, no i poza tym…
Niestety nie dokończył zdania, gdy nagle rozbrzmiał dzwonek u drzwi. Bezik poszedł otworzyć. Wrócił chwilę potem prowadząc Mędrka i jakąś obcą skrzatkę.
- O, dobrze, że cię widzę – odezwał się Mędrek – mam do ciebie prośbę.
- Do mnie? – Zdziwił się Skarbek.
- Zgadza się, ale to później. Najpierw poznaj Rozetkę. Jest cukiernikiem w wiosce Poziomkowy Sad. Będzie pomagać Bezikowi.
- Pomagać? – Zdziwił się Skarbek.
- Przy Święcie Wiosny – odparł Mędrek siadając przy stole. – Masz może jeszcze coś tego pachnącego placka? – zwrócił się do Bezika.
- Ależ oczywiście – cukiernik szybko nałożył ciasta dla gości.
- Jak zawsze pyszne – Mędrek uśmiechnął się z zadowolenia po zjedzeniu kilku łyżeczek. – Wracając do tematu, W tym roku Święto Wiosny będzie organizowane u nas i Rozetka przyjechała by pomóc Bezikowi z wypiekami.
- I to z prawdziwa przyjemnością – dodała z uśmiechem na twarzy Rozetka. – Bardzo się ucieszyłam gdy dostałam pismo od Mędrka. Dawno cię nie widziałam. Chyba się troszkę za tobą stęskniłam.
- Ja też się cieszę, że cię widzę – Bezik objął skrzatkę i uścisnął mocno, jednocześnie całując ją w oba policzki. Tak był tym zaabsorbowany, że nie zauważył dziwnego grymasu, który przeleciał przez twarz Skarbka. – Mamy sobie dużo do opowiadania. Całe szczęście, że będziesz u mnie nocować, będziemy mogli siedzieć nawet cała noc i rozmawiać.
- To ja już może pójdę – bąknął Skarbek.
- Już? - zdziwił się Bezik. – Wpadnij jeszcze kiedyś na placek.
- Może… innym razem – bąknął górnik i wstał od stołu.
- w takim razie ja pójdę z tobą – odezwał się Mędrek. – Będzie potrzeba trochę więcej kamieni dla Bursztynka i muszę z tobą o tym porozmawiać. Dziękuję za placek. Był jak zawsze wyśmienity – uśmiechnął się do Bezika i wyszedł razem z górnikiem.
- Całkiem sympatyczny ten twój kolega – odezwała się Rozetka. – I jaki przystojny… - dodała dziwnie rozmarzonym głosem, po czym westchnęła.
Bezik popatrzył na nią uważnie. Czyżby miała zamiar podrywać Skarbka?
Kilka kolejnych dni zarówno Bezik, jak i pozostali mieszkańcy zajęci byli przygotowaniem wioski do nadchodzącego święta. Nawet wiecznie rozrabiające dzieci pomagały najpierw w sprzątaniu, a potem w przystrajaniu wszystkiego co tylko można było. Dla niektórych Święto Wiosny było dobrym pretekstem do odmalowania domów.
W końcu nadszedł ten dzień. Niektórzy goście przyjechali poprzedniego dnia. Ledwo słońce wzeszło na niebo, skrzaty wyległy na główny plac iż zaczęły ustawiać stoły i znosić jedzenie. I chociaż dla wszystkich było to podniosłe wydarzenie i wszyscy strasznie się denerwowali, że coś może nie wyjść, to jednak przygotowania szły nad wyraz sprawnie i bezproblemowo.
Wszystko zostało już poustawiane, wszystkie skrzaty już przybyły, został jeszcze najważniejszy gość, Matka Natura. Wszyscy z niecierpliwością na nią wyczekiwali. Od jej błogosławieństwa zależało czy kolejny rok będzie udany, czy nie. W końcu przybyła: młoda kobieta w zielonej sukni w wielokolorowe kwiaty i w wieńcu z kwiatów na głowie. Przyszła na bosaka, a tam gdzie stanęła wyrastały różnokolorowe kwiaty.
- Witaj Matko Naturo – Mędrek wyszedł do przodu, prze wszystkich i ukłonił się głęboko. – Cieszymy się, iż zechciałaś odwiedzić naszą skromną wioskę. Mamy nadzieję, iż zechcesz nam udzielić swojego błogosławieństwa na kolejny rok, byśmy mogli wychowywać nasze dzieci w szczęściu iż drowi oraz byśmy mogli zebrać dużo plonów.
- Witaj Mędrku – odezwała się kobieta melodyjnym głosem. – Ja też się cieszę. Uważnie was wszystkich obserwowałam i widzę, że żyjecie w zgodzie z moimi przykazaniami. Dlatego też z prawdziwa przyjemnością wam pobłogosławię.
Zebrane wokół skrzaty zaczęły uradowane wiwatować. W tym momencie do Matki Natury podeszły dwa skrzaty z ogromnym koszem owoców i warzyw. A za nimi kolejna para z koszem pełnym kwiatów. Na koniec pojawiła się dwójka skrzatów z kolejnym koszem, tym razem pełnym różnych innych roślin. Matka natura powoli przesunęła ręką nad każdym z koszy i powiedziała:
- Niech nadchodzący rok obfituje wam we wszelkie dobra, niech towarzyszy wam przez cały czas szczęście, miłość i spokój. A teraz niech zacznie się zabawa!
W tym momencie rozbrzmiała orkiestra, najpierw pojedyncze instrumenty, a potem cała reszta. I zaczęła się zabawa. Jednak nie wszyscy się cieszyli. Bezik stał i nerwowo przygryzając paznokcie spoglądał na stół ze słodyczami . Niestety stal zbyt daleko żeby usłyszeć co mówią, wiec z uwagą patrzył na ich miny. I widział jak się uśmiechają i wychwalają słodycze. Odetchnął z ulgą. Chyba wszystko jest dobrze. Znaczy, ze można się bawić. Rozejrzał się w koło. Ciekawe gdzie jest Kowadełko i czy jest z nim Lilijka. O, jest tam! Aż się uśmiechnął widząc gdzie stoi kowal. Można było się spodziewać, ze nie przejdzie obojętnie obok tacy pełnej muffinek. Podszedł do niego.
- Witaj. , Widzę, że nie możesz się powstrzymać przed muffinkami. Mam nadzieję, że zostawisz ich trochę dla innych?
- He hem. Ohe sa hahe hysie.
Bezik zaśmiał się.
- Ty się chyba nigdy nie zmienisz…
Kowal tylko wyszczerzył się w uśmiechu i wepchnął kolejną muffinkę w całości do ust. Bezik odszedł. Przydałoby się coś zjeść, wszakże po to się chyba tu zebrali. Żeby jeść i bawić się. Właśnie kończył jakąś wyjątkowo apetyczną sałatkę, gdy wzrok jego padł na tańczących. I zobaczył Skarbka. Trochę go to zaskoczyło. Górnik nigdy praktycznie nie wychodził z tej swojej góry. Jeszcze większym zaskoczeniem dla niego była osoba towarzysząca górnikowi. To była Rozetka. I była wyjątkowo rozochocona. Ubrana w sukienkę z dość sporym dekoltem, umalowana… przez cały czas wdzięczyła się do górnika, śmiała jakby miała pięćdziesiąt lat, a nie dwieście. Bezikowi nasuwała się jedna myśl, kiedy tak na nią patrzył: ona wyraźnie chciała poderwać górnika! A jemu to chyba się podobało, bo nawet uśmiechał się. Bezik poczuł dziwne ukłucie w sercu i nagle cała zabawa straciła swój urok, a jedzenie już nie smakowało. Westchnął ciężko i odłożył talerzyk. Chciał odejść, ale został pochwycony przez nieznaną skrzatkę i wciągnięty w tłum tańczących. Trochę mu zajęło, zanim pod pretekstem zmiany partnerów, udało mu się wymknąć. Szybko pobiegł w stronę najbliższych zarośli. Kucnął chowając się zupełnie. Dopiero, kiedy serce przestało mu bić jak oszalałe, odważył się odetchnąć trochę głośniej. Zaczął powoli przedzierać się na czworakach przez zarośla. W pewnym momencie jego ręka natrafiła na coś miękkiego, co w dodatku się poruszyło! Przestraszony pisnął i odskoczył do tyłu, a serce zaczęło mu walić jak oszalałe. Już chciał uciekać gdy coś pochwyciło jego ramię i trzymało w mocnym uścisku.
- Zaczekaj, proszę! – Chociaż to był tylko szept, to doskonale go rozpoznał. Odwrócił się.
- Skarbek? Co ty tu robisz?
- Chowam się – odparł górnik, a na jego twarzy widać było przerażenie.
- Przed kim?
- Przed Rozetką. Ona… Ona jest straszna – wyszeptał górnik mocniej obejmując ramie cukiernika.
- Ona? – zdumiał się. Przecież ona jest bardzo miła.
W tym momencie do ich uszu doleciał głos:
- Skarbku, gdzie jesteś?! Skarbeczku!
Bezik ostrożnie podniósł się i zobaczył kręcąca się niedaleko ich kryjówki Rozetkę. I widział jej mocno zaczerwienione policzki, z lekka rozwiany włos i wyjątkowo głęboki dekolt.
- Ona jest przerażająca – wyszeptał górnik.
- Masz rację, ona jest straszna – odpowiedział również szeptem Bezik i kucnąwszy odwrócił się w stronę górnika.
W tym momencie ich twarze znalazły się tak blisko siebie, że czuł jak oddech górnika owiewa jego własne usta. I zanim zastanowił się nad tym co robi, zamknął oczy i delikatnie pocałował górnika.