Czekolada o smaku deszczu 5
Dodane przez Aquarius dnia Marca 31 2012 08:58:04
Kolejne dni wyglądały dla Adama praktycznie tak samo: rano zabawa ze Zbójem, który powoli stawał się coraz łagodniejszy, chociaż w dalszym ciągu nie pozwalał się dotykać nikomu innemu, pomoc przy karmieniu zwierzaków, a potem praca w klinice, a wszystko to przerywane jedynie posiłkami, na których zawsze była cała rodzina.
Posiłki, to był jedyny czas, kiedy wszyscy mogli pobyć ze sobą chociaż trochę, zajęci obowiązkami i zalatani, dlatego też zawsze, bez względu na to co robili, zbierali się wspólnie przy stole. Adamowi w sumie nie przeszkadzał taki sposób spędzania dni. Dzięki pracy mógł zapomnieć o swoich problemach, a zabawy ze Zbójem dawały mu odrobinę szczęścia. I nawet trudny charakter Karola, jego ciągłe kłótnie z wolontariuszami, czy nawet złowrogie spojrzenia rzucane przez Darka nie były w stanie naruszyć jego spokoju.
Któregoś dnia stał na zapleczu i właśnie doglądał kota, który niedawno wybudził się po narkozie po zabiegu i jeszcze miał problemy z koordynacją ruchową, gdy usłyszał dolatujące z sąsiedniego pomieszczenia podniesione głosy Karola i jakiejś dziewczyny. Skupiony na zwierzaku nie zwracał zbytnio uwagi na to, co krzyczeli. W pewnym momencie trzasnęły drzwi i na zapleczu pojawiła się Karolina, a wściekłość aż z niej buchała.
- Cholerny dupek! – warknęła wściekle ściągając fartuch. – Myśli, że kim on jest? „Zrób to”, „ zrób tamto, „ rusz się wreszcie”, „nie stój jak ta krowa”, „jak nie potrafisz tego porządnie zrobić, to znajdź sobie inną robotę” – przedrzeźniała Karola. – Mam tego dość! Odchodzę! – w końcu wyplątała się z fartucha i rzuciła go na ziemię. – Niech sobie dupek sam radzi!
- Tak też zamierzam – od strony drzwi dobiegł spokojny, wręcz lodowaty głos. – Nie potrzebuję takiej łamagi jak ty.
- No i bardzo, kurwa, pierwsza klasa! – wrzasnęła Karolina i wyszła trzaskając drzwiami.
- A ty czego tak sterczysz? – warknął Karol. – Zakładaj fartuch i chodź mi pomóc.
- Już idę – odparł, zamknął drzwiczki klatki i szybko założył fartuch.
Chociaż do końca dnia słyszał od Karola różne epitety i krytyczne uwagi, to jednak nic nie mówił, tylko posłusznie wykonywał to, co do niego należało.
Innego z kolei dnia Karol doprowadził do płaczu wolontariuszkę o imieniu Monikę. Tym razem Adam akurat bawił się z jakimś psem na wybiegu, gdy Monika wybiegła z płaczem z budynku. Gdyby nie Adam to nie wiadomo na co by wpadła, łzy kompletnie przesłaniały jej widok. A tak wpadła na Adama, który przyjął na siebie cały impet uderzenia.
- Hej, co się stało? – zapytał widząc łzy dziewczyny.
- Ten drań… powiedział… - łzy nie pozwalały dziewczynie wykrztusić ani słowa. Stała wiec i płakała mocząc łzami koszulę obejmującego ją Adama.
Inni wolontariusze przebywający na wybiegu zainteresowali się zamieszaniem i chcieli podejść bliżej, lecz przeczący ruch głowy Adama dał im do zrozumienia, ze lepiej będzie jak zajmą się swoimi sprawami. W końcu Monika uspokoiła się.
- Przepraszam – powiedziała siorbiąc nosem – chyba cię obsmarkałam.
- Nic się nie stało. Lepiej się już czujesz?
- Trochę.
- To powiedz, co się stało.
- Ach, nie ważne – machnęła ręką. – Sama sobie z tym poradzę. Niech drań nie myśli, że tak łatwo się poddam.
- Tak trzymać.
Monika uśmiechnęła się niepewnie.
- Dzięki, ze dałeś się wypłakać.
- Żaden problem. Możesz przyjść w każdej chwili, jak znowu będziesz chciał się wypłakać.
- Będę pamiętać. No dobra, muszę wracać do tego drania.
- Na twoim miejscu poszedłbym najpierw do łazienki – mruknął Adam.
- Dlaczego? – zdziwiła się.
- Makijaż ci się rozmazał.
W tym momencie Monika zbladła, wydała jakiś bliżej nieokreślony dźwięk i pobiegła w stronę domu.
Bywały dni, kiedy akurat nie było wolontariuszy, albo było ich tak mało, że wszyscy domownicy byli zajęci od rana do wieczora. Takie dni Adam lubił najbardziej, bo wtedy zajęty pracą nie miał czasu na rozmyślania, dzięki czemu nie rozpamiętywał przeszłości, ani tego co go najbardziej bolało.
Bywały też dni, kiedy praca szła wyjątkowo szybko i domownicy mogli mieć trochę wolnego czasu dla siebie. Wtedy starali się siadywać razem i rozmawiać o wszystkim i o niczym. Adam najbardziej lubił przesiadywać z Kamilem oraz z Moniką. Okazało się, że on i Monika mają wiele wspólnych zainteresowań, a Kamil… Kamil mógł gadać praktycznie o wszystkim. Adam zauważył, że był niczym gąbka, chłonął każdy temat, który wydawał mu się ciekawy. No i przede wszystkim, wpatrywał się w Adama z niemym zachwytem. Adam miał wrażenie, że chłopak coś do niego czuje, chociaż ten nigdy nic nie powiedział, ani nie wykonał żadnego dwuznacznego ruchu. Jedyne co robił, to wyciągał Adama na wspólne zakupy, prosił o pomoc przy przygotowywaniu posiłków albo sprzątaniu, a kiedy razem siadali przy telewizorze albo nad szklanką dobrej herbaty, siadał zawsze przy jego boku i często się przytulał. I chociaż Adam nie był do końca pewny intencji dzieciaka, to mimo to sprawiało mu to przyjemność. Czuł wtedy, że naprawdę jest członkiem rodziny, że jest na tym świecie ktoś komu na nim zależy.
Jednak mimo tych wszystkich miłych rzeczy jakie go spotykały i tych przyjemnych uczuć, które ogarniały go coraz częściej, Adam nigdy się nie uśmiechał. Ból, który nosił w sercu był zbyt wielki.
Chociaż Adam był spokojny i starał się nikomu nie wchodzić w drogę, to jednak i tak miał wrogów. A ściślej jednego: Darka. Zazwyczaj się do siebie nie odzywali, no chyba, że akurat razem pracowali w lecznicy i sytuacja wymagała ich współpracy. Jednakże wtedy odnosili się do siebie sucho i oficjalnie. Właściwie to Darek odnosił się tak do Adama, który na początku zdziwił się co tamten od niego chce, ze tak się zachowuje, ale po pewnym czasie doszedł do wniosku, ze jest mu to obojętne i postanowił się zachowywać wobec Darka zupełnie tak samo. Szydło wyszło z worka któregoś dnia. Tego dnia Adam przebywał w składziku i przygotowywał suchą karmę dla psów. Już chciał z niego wyjść, gdy ktoś zastąpił mu drogę. Zdziwił się lekko gdy zobaczył Darka, jednak nic nie powiedział. Niestety chłopak stanął tak, że Adam musiałby go rozjechać taczką, na której miał całe żarcie dla psów, jeśli chciałby się wydostać ze składzika. Niestety Darek ani drgnął widząc stojącą przed nim taczkę i wyczekującego niecierpliwie Adama.
- Musimy pogadać – odezwał się w końcu, a jego głos nie brzmiał zbyt miło.
- Nie mam czasu – mruknął Adam – zwierzaki musze nakarmić.
- Nic się nie stanie jak dostaną żarcie chwilę potem.
Adam popatrzył zdziwiony na Darka.
- Więc?
- Zostaw Monikę w spokoju.
- Słucham? –zdumiał się.
- Zostaw Monikę w spokoju – powtórzył Darek. – Ona jest moja.
- Nie rozumiem o co ci chodzi. Ja nic nie mam do Moniki. Poza tym nie mówiła, że jesteście parą.
- Nie wkurwiaj mnie, dobra? – syknął wściekle Darek i złapawszy Adama za koszulę przycisnął go do regału. – Myślisz, że nie widzę jak się do niej kleisz?
- Coś ci chyba na mózg padło. A może ty lepiej idź do okulisty, co?
- Wiecznie tylko słyszę „Adam to, Adam tamto”. Już mi się rzygać chce.
- O czym ty do cholery mówisz? – Adam zmarszczył brwi. – A konkretniej to o kim?
- O Monice, siostrze Kamila! – wykrzyknął Darek. – Zostaw ją w spokoju!
Adam przez chwilę patrzył na Darka, a w końcu wybuchnął śmiechem.
Zdezorientowany Darek aż puścił koszulę Adama.
- Rany, człowieku, ty myślisz, że ja podrywam własną siostrę?
- Przestań pierdolić, dobra? Nie jesteście rodzeństwem.
Adam spoważniał.
- Może i nie płynie w naszych żyłach ta sama krew, ale oni mnie adoptowali. Traktują to jak najbardziej poważnie, dla nich jestem członkiem rodziny i dla mnie to też jest ważne. Monika to moja siostra i nie zamierzam do niej startować. Po prostu dobrze nam się razem rozmawia i tyle.
- Nie wierzę ci – syknął Darek.
- Nie zamierzałem tego nikomu mówić, ale skoro mnie zmuszasz… Nie lubię dziewczyn, wolę facetów i jeśli miałbym do kogoś startować to najprędzej do ciebie.
- Że co? – Darek rozszerzył oczy ze zdumienia.
- Czyżbym niewyraźnie mówił? – zakpił Adam. – Jesteś całkiem przystojny, kto wie, może nagle coś do ciebie poczuję…
- Jesteś popierdolony.
- Ja? Ależ skąd. Jestem tylko zwykłym pedałem – Adam kpił dalej.
- Nie zbliżaj się do mnie – syknął Darek cofając się.
- To ty wystartowałeś do mnie z łapami – syknął Adam przybliżając się do rozmówcy. – Miej pretensje tylko i wyłącznie do siebie.
- Trzymaj się ode mnie z daleka – warknął Darek i odwrócił się by wyjść. – I od Moniki też – dodał jeszcze na odchodnym.
Trzasnęły drzwi. Adam jeszcze przez chwilę stał nieruchomo, aż nagle zaczął się śmiać. Jednak szybko ten śmiech stał się histeryczny i pełen goryczy. Powoli osunął się po regale i usiadłszy na ziemi ukrył twarz w dłoniach. Dlaczego? Dlaczego wszystko znowu zaczyna się psuć? Ta nienawiść w oczach Darka… a może to było obrzydzenie? A przecież było już tak dobrze, powoli zapominał, powoli przestawało boleć… Łzy pociekły z oczu.
- Adam, co się stało? – usłyszał nagle zaniepokojony głos. Wzdrygnął się. Nawet nie usłyszał kiedy Kamil wszedł do składziku. Szybko wytarł łzy i wstał.
- Nic takiego – odparł odwracając się do chłopca tyłem. Nie chciał żeby widział jego zaczerwienioną twarz.
- Nie kłam, przecież widzę. Płakałeś. Proszę, powiedz co ci jest – odezwał się błagalnym i cichym głosem jednocześnie przytulając się do pleców Adama.
- To naprawdę nic takiego – Adam odwrócił się i objął Kamila. – Po prostu czasami człowieka nachodzą smutne myśli.
- Bardzo cię lubię i nie chcę żebyś płakał. Wiesz, że ze mną możesz porozmawiać, jeśli potrzebujesz…
- Wiem i dziękuję za to, ale są rzeczy z którymi człowiek musi sobie sam poradzić. Więc nie myśl już o tym więcej, dobrze?
- Pod warunkiem, ze się uśmiechniesz – odparł Kamil patrząc Adamowi uważnie w oczy.
Chociaż nie było mu zupełnie do śmiechu, to jednak przywołał na twarz uśmiech. Widocznie to wystarczyło Kamilowi, gdyż także uśmiechnął się ciepło i ponownie przytulił do Adama. Ten objął go mocno i wyszeptał:
- Kochane z ciebie dziecko – po czym pocałował go w czubek głowy.
Jeszcze przez chwilę stali obejmując się, jednak w końcu doszli do wniosku, ze czas wracać do pracy. Rozeszli się do swoich obowiązków. Na szczęście do końca dnia Adam nie zobaczył już Darka. Jak się później okazało, chłopak nagle zaczął go unikać, co było Adamowi wyjątkowo na rękę. Niestety tylko Darek go unikał. Wolontariuszki, a przynajmniej większość z nich, w dalszym ciągu podrywały Adama. A to znaczyło tylko jedno: Darek nie powiedział nikomu o ich rozmowie. Adam nie był pewien czy cieszyć się z tego powodu, czy dołować. Po dłuższym namyśle stwierdził, że nie będzie o tym myślał, zobaczy co czas przyniesie. Szybko dostał odpowiedź.
Minął już miesiąc odkąd stał się członkiem rodziny Kamila. Jak na początku wszyscy musieli się do tego faktu przyzwyczaić, tak teraz zachowywali się, jakby Adam był z nimi od zawsze, od urodzenia. To w pewien sposób dawało Adamowi poczucie bezpieczeństwa i spokój. Niestety spokój ten został zburzony. Tego dnia akurat bawił się na wybiegu ze Zbójem, gdy pojawiła się Monika.
- Adam, przyprowadziłam klienta zainteresowanego adoptowaniem jakiegoś psa. Mógłbyś mu pokazać naszych podopiecznych? Ja niestety musze pomóc Karolowi.
- Z miłą chęcią - odparł Adam wstając z kucek. Kiedy odwrócił się do Moniki, uśmiech zamarł mu na ustach.
- Karol? – zdziwił się młody, blondwłosy mężczyzna. – Nie mogę uwierzyć, że cię widzę! - Objął Adama i ścisnął mocno. – Zniknąłeś tak nagle. Wszyscy zastanawiali się co się z tobą stało.
Adam bez słowa uwolnił się z uścisku.
- Wybacz Monika, ale jestem zajęty. Będziesz musiała sama się tym zająć – powiedział cicho, nie patrząc ani na dziewczynę ani na chłopaka. Gwizdnął przez zęby, przywołując do siebie Zbója i ruszył w stronę jego wybiegu.
- Zaczekaj chwilę – Monika złapała go za ramię. – Możesz mi powiedzieć o co tu chodzi? I dlaczego on mówi do ciebie „Karol”?
- Bo tak ma na imię – odezwał się mężczyzna.
- Jak to?
- Zwyczajnie. – wzruszył ramionami. – To jest Karol…
- Zamknij się! – syknął Adam przyskakując do blondyna. – Zamknij się i zniknij stąd, nie chcę cię widzieć! Rozumiesz?!
- Nie rozumiem o co się rzucasz –obruszył się chłopak. – Nic ci nie zrobiłem.
- Nie? A imprezę w „Blue Cafe” pamiętasz?! – Pchnął wściekle chłopaka tak, że ten aż upadł na ziemię.
- Adam, co ty wyprawiasz?! – wykrzyknęła Monika, lecz ten tylko strząsnął jej rękę z ramienia i ruszył w stronę chłopaka.
Blondyn błyskawicznie podniósł się.
- A więc wszystko słyszałeś? – zapytał drwiąco. Wyraz jego twarzy zmienił się tak, że nawet Monika się zdumiała. – No cóż, prędzej czy później i tak by to wszystko wylazło. Jesteś głupi i tyle.
Wykrzywiając się z wściekłości Adam chciał się rzucić na rozmówcę, lecz nie zdążył. Zanim się ruszył, szara, wściekle warcząca błyskawica dopadła blondyna i zanim ten zdążył się zorientować już leżał, z przerażeniem wpatrując się w znajdujące się zaledwie centymetr od jego twarzy, psie kły.
- Adam, zabierz go! – krzyknęła przerażona Monika.
- Cicho bądź – syknął Adam i podszedł do leżącego.
- Zabierz to bydlę! – krzyknął histerycznie przerażony blondyn.
- A niby dlaczego miałbym to zrobić? Po tym co mi zrobiłeś? Wiesz, chyba jednak pozwolę mu cię pogryźć. – Podniósł się i odszedł parę kroków.
- Karol, proszę nie zostawiaj mnie tak! – krzyknął histerycznie chłopak, odwracając twarz przed kapiącą na nią śliną. – Karol! Ja przepraszam! Ja nie chciałem! Naprawdę! Przepraszam!
Adam cicho gwizdnął przez zęby i pies podbiegł do jego nogi. I chociaż wciąż go klepał uspokajająco po głowie, ten szczerzył kły i warczał na blondyna.
Chłopak podniósł się z ziemi.
- Wynoś się stąd – syknął Adam – i nigdy więcej tu nie wracaj.
- Zaskarżę cię – chłopak już się uspokoił i odzyskał wcześniejsza pewność siebie. – Podam cię do sądu, że chciałeś mnie zabić szczując na mnie tego kundla.
Adam bez słowa wyciągnął z kieszeni komórkę i zrobił chłopakowi zdjęcie.
- Rób jak uważasz, ale licz się z tym, Że wszyscy znajomi dostaną twoje zdjęcie jak się zeszczałeś w portki.
W tym momencie chłopak spojrzał na swoje spodnie i zobaczył ogromną mokra plamę na swoim kroczu ciągnącą się przez całą długość nogawek.
- Nawet jeśli pójdę do więzienia, to i tak warte to będzie tego widoku oraz ubawionych min twoich kumpli.
Blondyn nic nie powiedział, tylko wściekle zacisnął pieści. Chwilę potem już go nie było na wybiegu.
- Coś ty najlepszego zrobił? – wyszeptała przerażona Monika. Adam nie odpowiedział. – Wiesz, ze takie zachowanie może narazić na szwank nasze schronisko? Musze powiedzieć o tym rodzicom. Oni zdecydują co z tobą dalej. – Nie czekając na reakcje Adama odeszła.
Adam jeszcze przez chwilę stał patrząc na plecy Moniki, aż w końcu, kiedy zniknęła w domu, westchnął ciężko, kucnął i wtulił się w szyję psa.
- I znowu sie wszystko popieprzyło. Czy już zawsze będę musiał za to płacić?
Jeszcze przez chwilę pobawił się z psem, po czym zaprowadził go do kojca i przeszedł do swojego pokoju. Usiadł na łóżku i czekał, sam nie wiedział na co. W pewnym momencie usłyszał pukanie.
- Proszę – odezwał się cicho nawet nie odwracając głowy w stronę drzwi.
Kątem oka zobaczył, że gościem był Kamil. Trochę mu to ulżyło. Mimo wszystko jednak bał się reakcji innych, a wiedział, że Kamil to spokojny chłopak i jeszcze nigdy się nie uniósł. Kamil usiadł obok. Przez chwilę siedzieli w milczeniu.
- Monika powiedziała wszystkim co się stało – odezwał się cicho Kamil. Adam miał wrażenie jakby w jego głosie usłyszał jakieś żałosne nuty, jakby chłopak chciał za wszystko przeprosić. – Uparła się, że musimy ponownie przedyskutować czy możesz z nami zostać. Przepraszam – dodał cicho i skulił się.
- Nie masz za co przepraszać – Adam objął Kamila i przytulił. – Nic tu nie zawiniłeś. Ja ją doskonale rozumiem. Jestem dla was obcy, a te zwierzaki to wasza miłość, czyż nie? To naturalne, że będzie ich bronić.
- Nie jesteś obcy! – wykrzyknął impulsywnie Kamil. – Adoptowaliśmy cię, jesteś teraz jednym z nas!
Adam cicho zaśmiał się i pocałował Kamila w głowę.
- Jesteś kochany. Dziękuję za to. Ale lepiej już idź, przecież to jest zebranie rodzinne, każdy powinien mieć szansę wypowiedzenia się, czyż nie?
Kamil pociągnął parę razy nosem, otarł zbierające się w oczach łzy i wyszedł.
Dyskusja przebiegała dość burzliwie. Monika cały czas obstawała przy tym, żeby wyrzucić Adama za to ze naraził na szwank dobre imię ich schroniska, a przede wszystkim ich okłamał, natomiast Kamil cały czas się temu sprzeciwiał. Rodzice starali się rozważać wszystkie za i przeciw i tylko Karol siedział milczący z ponurą miną.
W pewnym momencie Kamil nie wytrzymał i wybiegł z salonu trzaskając drzwiami. Jednak wrócił dość szybko, zapłakany.
- Adam… Adam uciekł! – i rozbeczał się na całego.
- Jak to uciekł? – Karol odezwał się po raz pierwszy.
Kamil bez słowa wyciągnął rękę, w której ściskał jakąś kartkę. Wszyscy pochylili się nad nią.

Przepraszam za kłopot i dziękuję za wszystko
Adam


- Zostawił wszystkie rzeczy. Jeśli coś mu się stanie, to wam nigdy w życiu nie wybaczę! – wykrzyknął Kamil i wybiegł z salonu. Chwilę potem wszyscy usłyszeli trzaśnięcie wejściowych drzwi.
- Cholera jasna! - warknął Kamil i wybiegł szybko za bratem. Dopadł go tuż za furtką. – Co ty wyprawiasz, do cholery?! – Złapał go mocno za ramię.
- Muszę go poszukać! – odparł Kamil płacząc przez cały czas. – Jeszcze coś mu się stanie…
- Głupi jesteś. To dorosły facet, na pewno da sobie radę.
- Wcale nie! On jest biedny i skrzywdzony. Nie ma nikogo, tylko nas. Ja muszę go znaleźć!
Widząc nieszczęśliwą minę brata Karol tylko westchnął.
- No dobra, pomogę ci go szukać. Ty idź w tą stronę, a ja pójdę w tamtą.
Kamil uśmiechnął się przez łzy i pobiegł we wskazanym przez brata kierunku. Adam ruszył w swoją stronę. Przeszedł już dobry kawałek, gdy nagle z nieba lunął deszcz. Przez chwilę zastanawiał się czy by nie wrócić do domu po parasol, jednak przypomniał sobie nieszczęśliwą minę Kamila i ruszył dalej. Szedł przed siebie rozglądając się uważnie w koło. W pewnym momencie doszedł do jakiegoś placu zabaw, gdzie na jednej z huśtawek zobaczył jakąś postać. Skapujący z włosów deszcz rozmywał nieco ostrość widzenia, wiec odrzucił włosy do tyłu i przetarł oczy. Przyjrzał się dokładnie postaci i stwierdził, ze to Adam. Odetchnął z ulgą. Podszedł bliżej i bez słowa usiadł na sąsiedniej ławce. Przez chwilę siedzieli w milczeniu., w końcu Adam odezwał się.
- Zupełnie jak deja vu. - Karol popatrzył na niego zdziwiony. – Kamil znalazł mnie właśnie tutaj. I nawet pogoda była taka sama jak wtedy. Sam nie wiem czemu tu znowu przyszedłem. Może liczyłem na to, że znowu zdarzy się coś co pozwoli mi uwierzyć, że jeszcze nie wszystko jest spieprzone. Chociaż, może ja po prostu jestem tylko naiwnym głupcem? – Umilkł na chwilę. – Może ja tylko się łudziłem, że jednak wszystko się ułoży i że jednak mogę być szczęśliwy? Nie powinienem był wtedy iść z Kamilem. Ja już wtedy się poddałem, ale ten zupełnie nieznajomy dzieciak sprawił, że pojawiła się nadzieja, taka maleńka iskierka. Jednak to była tylko ułuda, wszystko, co chciałem od siebie odepchnąć, o czym chciałem zapomnieć, wróciło i się mści za to, że chciałem być szczęśliwy. – Umilkł znowu. – Nawet nie wiesz co to znaczy być jedynym dzieckiem sławnych rodziców. Nie wiesz co to znaczy czuć presję, kiedy rodzice liczą, że pójdziesz w ich ślady. Nie wiesz co to znaczy, kiedy ktoś kogo kochasz całym sercem wbija ci nóż w plecy. Nie wiesz jak to jest, kiedy wszyscy cię opuszczają tylko dlatego, ze jesteś inny niż oni oczekiwali, kiedy wszyscy się od ciebie odwracają z obrzydzeniem. Wszystko przez to, ze ośmieliłem się zakochać w facecie. – Podniósł głowę, a zobaczywszy pytające spojrzenie Karola dodał kpiąco: - tak, jestem pedałem. Wybrykiem natury, niewdzięcznym bękartem, który przynosi tylko wstyd rodzinie i na widok którego kumple tylko spluwają z obrzydzeniem. – Spuścił ponownie głowę, wpatrując się zrezygnowanym wzrokiem w ziemię. – Kiedy Kamil zabrał mnie do domu, miałem wrażenie, że to wszystko to jakiś sen, wydawało się takie nierealne. Byliście dla mnie tacy dobrzy, daliście mit tak wiele, nic w zamian nie oczekując. Już myślałem… Jednak przeszłość przypomniała o sobie. Jedno przypadkowe spotkanie spieprzyło wszystko. Lepiej by było gdybym się w ogóle nie narodził.
- Masz rację – odezwał się Karol po krótkiej chwili milczenia. – Nie wiem co to znaczy być jedynym dzieckiem sławnych rodziców. Nie wiem co to znaczy czuć presję, gdy oczekują, że pójdziesz w ich ślady. Ale znam ból odrzucenia i samotności. – Adam z zaciekawieniem spojrzał na Karola. – Zostałem porzucony tuż po narodzinach. – Widząc zdumioną minę Adama dodał szybko: - nie, to nie rodzice mnie porzucili, oni kochają mnie bardzo. Kobieta, która mnie urodziła podobno była narkomanką. Chciała sprzedać własne dziecko za działkę.
- To przykre – bąknął niepewnie Adam.
- Wiesz, nawet w najgorszej historii możesz znaleźć coś pozytywnego. Gdyby nie chciała mnie sprzedać, to pewnie skończył bym tak jak ona, a tak mam kochającą rodzinę. W każdym razie trafiłem do sierocińca tuż po urodzeniu. Szybko znalazła się rodzina, która mnie adoptowała. Jakby nie patrzeć, niemowlaki zawsze miały wzięcie. Niestety kiedy miałem sześć lat zginęli oboje w pożarze, a ja znowu wróciłem do bidula. Ponieważ to byli kochający rodzice, więc było mi bardzo ciężko. Jednak cały czas wierzyłem, że znowu weźmie mnie ktoś, kto będzie kochał mnie tak jak tamci ludzie. Niestety to były tylko dziecinne marzenia. Od tamtego czasu przewinąłem się przez wiele rodzin. Za każdym razem wyglądało tak samo: nowi rodzice byli zachwyceni ładniutkim chłopczykiem, obiecywali, ze go będą kochać całym sercem i zabierali do domu. Po jakimś czasie zawsze się psuło. A to urodziło się dziecko na które tak długo czekali, a to ja nie spełniałem ich oczekiwań… w efekcie tego w wieku dziewięciu lat byłem zgorzkniały niczym stuletni staruszek, a „domów” miałem zaliczonych więcej niż chyba wszyscy inni razem wzięci. Nie wierzyłem już w kochającą rodzinę, stałem się agresywny, biłem się ze wszystkimi i zniechęcałem potencjalnych przyszłych rodziców. Nie chciałem, żeby znowu rozpalili we mnie nadzieję, tylko po to żeby ją podeptać. Odrzuciłem wszystko co było we mnie dobre. Któregoś dnia w bidulu pojawili się mama i tata. Byli młodzi i pełni entuzjazmu i jak wszyscy tam przychodzący, nie mogli mieć własnego dziecka. Byli pierwszymi ludźmi którzy nie chcieli niemowlaka. Do dzisiejszego dnia nie wiem dlaczego wybrali akurat mnie, faktem jest jednak, że znowu miałem dom. Chociaż ja tego tak nie traktowałem. Dla mnie to była po prostu kolejna rodzina, która odda mnie po tym jak się im znudzę. Dlatego też robiłem wszystko żeby to przyspieszyć: biłem się ze wszystkimi, byłem niemiły, wagarowałem ze szkoły, nawet kradłem. Ale oni nie poddawali się. Owszem, karali mnie za przewinienia, ale też na każdym kroku okazywali swoją miłość. W końcu złamali mnie. Zrozumiałem, ze w końcu znalazłem kogoś, kto akceptuje mnie takim jakim jestem, kogoś kto nie chce mnie zmieniać, kogoś, kto nie porzuci mnie jak zepsutą zabawkę. Znowu uwierzyłem w ludzi i w to, że jednak mogę być szczęśliwy. Stałem się grzecznym chłopcem. Po jakimś czasie urodziła się Monika. Rodzice już się pogodzili, ze nie mogą mieć własnych dzieci, wiec było to dla nich niezłym zaskoczeniem. Dla mnie było to zagrożenie. Wszakże już tyle razy przechodziłem przez coś podobnego, gdy nagle rodziło się ukochane i długo wyczekiwane dziecko, a ja stawałem się zbędny. Myślałem, ze znowu mnie oddadzą do sierocińca. Znowu stałem się agresywny. Jednakże oni nie zamierzali mnie oddawać. To prawda, ze mieli dużo pracy przy Monice, ale mnie poświęcali tyle samo czasu co wcześniej, można nawet powiedzieć, że więcej. Im bardziej ja się buntowałem, tym bardziej oni okazywali mi swoją miłość. Trochę czasu zajęło zanim zrozumiałem, że nie zamierzają mnie oddawać, ale ich cierpliwość się opłaciła. Znowu się wyciszyłem i uwierzyłem w nich i w to, że naprawdę mnie kochają. A kiedy przyszedł na świat Ciuciek, to nawet się ucieszyłem, że będę miał brata. A on, im starszy się stawał, tym bardziej wpatrywał się we mnie jak w obrazek – Karol zachichotał. – Nawet nie wiesz jak byłem z tego dumny. – Umilkł na chwilę i zapatrzył się w bliżej nieokreślony punkt. Po chwili odezwał się: - Teraz rozumiesz, że oni nie są źli. Po prostu zareagowali pod wpływem chwili, tylko dlatego, ze nie powiedziałeś im wszystkiego o sobie.
- Przepraszam – mruknął Adam spuszczając głowę – ja po prostu nie chciałem…
- Nie przepraszaj. Ja cie doskonale rozumiem, bo też przez to przechodziłem. Po prostu potrzebujecie czasu. No i nie masz wyjścia, jeśli lubisz Ciućka to musisz wrócić.
- A co on ma do tego? –z dziwił się Adam.
- Nie zauważyłeś? Ciuciek strasznie się do ciebie przywiązał. Wpatruje się w ciebie jak w jakiś obrazek. Nie wiem czy czasem nie powinienem być o to zazdrosny – mruknął, na co Adam roześmiał się. – Dzieciak tęskni za tobą.
- A ty?
- Co ja? – Karol zamrugał zdziwiony oczami.
- Tęskniłbyś za mną chociaż trochę? Lubisz mnie chociaż trochę?
Karol dziwnie zmieszany odwrócił twarz.
- Jesteś jedynym, który wytrzymał ze mną dłużej niż miesiąc. To chyba coś znaczy, nie uważasz? – mruknął nie odwracając się.
Adam roześmiał się.
- No fakt, wytrzymuję jak na razie najdłużej. Kamil nawet zaczął bawić się w bukmachera i obstawia, kiedy w końcu się na ciebie wkurzę i rzucę w cholerę tą robotę. Jak na razie to on wygrywa.
- A na co postawił? – zainteresował się Karol.
- Że będziemy pracować razem do końca świata i jeden dzień dłużej.
Słysząc to Karol roześmiał się. Adam popatrzył na niego zszokowany.
- Nie wiedziałem, że potrafisz się śmiać. Myślałem, że jesteś mruk i gbur.
- Czasami mi się zdarza, ale rzadko – odparł z uśmiechem. Nagle wstał i poważniejąc wyciągnął rękę w stronę Adama. – To jak, wracasz ze mną?