Odcienie szkarłatu 1
Dodane przez Aquarius dnia Marca 24 2012 09:53:48
Po szerokich, pustych korytarzach biblioteki bogów śmierci niosło się echem stukanie obcasów. Szybkie, nierówne, świadczące o podenerwowaniu idącej osoby. A nawet o silnym gniewie. Kroki przybliżały się do głównej sali, w której mieściło się coś w rodzaju tarasu, skąd było widać niższe poziomy biblioteki. Aż w końcu ta osoba dotarła do barierki, oparła się o nią i spojrzała w dół tak, że jej długie, czerwone włosy zasłoniły jej twarz. Nie trzeba było jednak przyglądać się tej postaci bliżej, by ją rozpoznać. Czerwone włosy, dobrany pod ich kolor czerwony płaszcz, elegancka koszula i spodnie, buty na wysokim obcasie... to nie był nikt inny jak tylko najbardziej szalony i nietypowy z bogów śmierci.
Grell.
I najwyraźniej był na skraju ataku wściekłości. Zaciskał nerwowo drobne dłonie na barierce, a całym jego ciałem wstrząsały dreszcze. Nieprzyjemny dźwięk świadczył o tym, że czerwony bóg śmierci zgrzytał swoimi ostrymi jak brzytwa zębami. Przez chwilkę wykonał taki ruch nogą, jakby chciał się wspiąć na barierkę i skoczyć z niej w dół, ale powstrzymał się. Nic by to nie dało. Jedyne, co było w stanie go zabić, to jego piła, bądź inna „kosa” któregoś z bogów śmierci - ale nie miał pod ręką ani jednego, ani drugiego.
Powodem takiego stanu psychicznego Grella były wydarzenia sprzed kilku dni. Pamiętna misja zlecona przez Williama w sprawie zaginionej księgi z biblioteki... długie poszukiwania, niespodziewane przebudzenie się w trumnie i zatarg z Legendarnym Bogiem Śmierci, który udawał zwykłego grabarza, a potem współpraca z Sebastianem i jego panem. I tu tkwiło sedno gniewu Grella - Sebastian.
Demon ukrywający się pod postacią przystojnego lokaja o kruczoczarnych włosach, niewinnym uśmieszku i niesamowitym spojrzeniu czerwonych oczu. Ta piękna, głęboka czerwień...! Na samo wspomnienie Grell odczuwał przyjemny dreszcz u dołu kręgosłupa, który stopniowo wędrował coraz wyżej, wywołując falę niezrozumiałego ciepła i rozprowadzając ją po całym ciele. Nie było na tym i innym świecie nic piękniejszego niż Sebastian... i nie było też nic bardziej denerwującego.
No bo jak ten drań mógł? Jak śmiał TO zrobić, wiedząc, że krwawy bóg śmierci za nim szaleje? Jakby nie dało się inaczej wyciągnąć informacji z tamtej głupiej dziwki! Musiał z nią iść na siano? Musiał?! Grell inaczej by to załatwił... poobcinałby palce tej idiotki nożyczkami. Wtedy jej krzyki brzmiałyby niebo lepiej... A tak – cały czas w głowie boga śmierci brzmiały te ohydne odgłosy kobiety w ekstazie.
Miał ochotę zawyć, ale wtedy do jego umysłu wkradło się inne wspomnienie. To, co nastąpiło jakiś czas później. Półmrok katedry, anielskie śpiewy, tajemniczy rytuał przy ołtarzu i... on, Grell siedzący w ostatniej ławce tak blisko Sebastiana. Jego nieśmiałe, nieco spłoszone spojrzenie zielonych oczu zza szkieł czerwonych okularków i delikatne przysunięcie się bliżej, zakończone subtelnym tuleniem się. A potem obawa, czy nie nastąpi uderzenie, bądź kopniak. Nie nastąpiło... Bóg śmierci nie czuł się nigdy taki szczęśliwy, jak wtedy przy boku Sebastiana. To wspomnienie sprawiło, że Grell podjął szaloną decyzję, chichocząc cicho.

* * *

- Sebastianie, kiedy skończysz porządki, możesz zająć się swoimi sprawami. Nie będę cię chwilowo potrzebował – delikatny, choć nie znoszący sprzeciwu głos młodego hrabiego trwał chwilę w głowie demona.
Cóż za łaskawość. Sebastian uśmiechnął się do siebie kącikiem ust, już myśląc o rozpieszczaniu ogrodowego kota. Bo tym się właśnie zajmował w wolnej chwili. Nie było dla niego nic wspanialszego niż gładzenie delikatnego futerka, łagodne uciskanie wrażliwych łapek i słuchanie wibrującego mruczenia. Kochał koty. Sam czuł się jak jeden z nich. Dlatego z ulgą zmiótł kurz z ostatniej szafki, otaksował jeszcze spojrzeniem cały pokój, by upewnić się, że wszystko w porządku i udał się do drzwi wyjściowych.
Jednak... coś było nie tak. Demon schodząc po głównych schodach wyczuł czyjąś obecność. Rozejrzał się czujnie, sięgając do kieszeni płaszcza po kilka noży, gotów do ataku.

* * *

Tak, to było szalone. Ale czy szaleństwo nie było w stylu Grella? Czerwony bóg śmierci pojawił się w rezydencji hrabiego - w głównym salonie, oparł się łokciem o parapet okna i czekał na przybycie Sebastiana. Był pewien, że demon tu przyjdzie, ale jednocześnie obawiał się tego spotkania. Bo co zrobić, jeśli wywiąże się walka? Albo jak pojawi się któryś z tych dziwnych sługusów? Grell obawiał się też innej rzeczy... jak zacząć rozmowę? Co mówić? Czy nie lepiej po prostu się przytulić i milczeć, tak jak wtedy w katedrze? Bóg śmierci jeszcze nigdy nie był taki podekscytowany i podenerwowany jednocześnie.
Spojrzał na swoje odbicie w szybie. Był nienagannie piękny. Zadbał o to by założyć najdłuższe sztuczne rzęsy jakie miał, a na dodatek pociągnął je tuszem, by były jeszcze dłuższe. Obrysował sobie też oczy naokoło czarną kredką, a na powiekach rozprowadził zielony cień. Chwilkę się jeszcze wahał, czy pomalować usta szminką. Zrezygnował z tego pomysłu na rzecz przyozdobienia paznokci czerwonym lakierem.
Gdy tak się sobie przyglądał, usłyszał kroki na schodach. Natychmiast odwrócił się w ich stronę i dostrzegł Sebastiana. Na jego widok poczuł ten niezwykły dreszczyk u dołu kręgosłupa. Nie mógł się powstrzymać i jęknął... cicho, nieco zawstydzonym tonem, ale jednak. Demon oczywiście to usłyszał, bo natychmiast zerknął w jego stronę.
- Grell – rzekł wyraźnie zdziwionym tonem – Co ty tu robisz?
- Ja... ja tylko... – bóg śmierci zająknął się, nie będąc pewnym od czego zacząć. Na szczęście go jednak oświeciło – Przyszedłem porozmawiać. Możemy porozmawiać, Sebby?
- Nie nazywaj mnie tak – prychnął demon, nadal nie ruszając się z miejsca, by zachować dystans. Ciągle wydawało mu się, że czerwony coś knuje – A o czym?
Grell podszedł bliżej, wchodząc kilka stopni na górę, by zrównać się z Sebastianem spojrzeniem. Teraz miał ochotę go przytulić... ale czy było mu wolno? Cholera... czemu nie potrafił puścić mu oczka i rzucić kilka zaczepnych, dwuznacznych tekstów? Czemu czuł, że nogi ma jak z waty i ledwo utrzymuje się na swoich obcasach?
- Dobrze się czujesz? – spytał nagle Sebastian, gdyż milczenie się przedłużało. W jego czerwonych oczach błysnęło coś, co wyglądało jak zatroskanie – Jesteś jakiś... inny.
- Och... to nic... ja po prostu... – Grell zapatrzył się w te piękne, demoniczne oczy... takie szkarłatne, nieziemskie... głębokie i nagle palnął – Masz piękne oczy, Sebastianie.
Demon zaśmiał się, ale nie drwiąco. Zabrzmiało to dziwnie serdecznie i niewinnie.
- Zadziwiasz mnie, Grell. Gdzie twoje żebranie o pocałunek i natarczywe skakanie? Teraz zostałeś poetą? A może... – tu uśmiechnął się tajemniczo – Może w końcu dojrzałeś do miłości, tak?
Bóg śmierci spłonął takim rumieńcem, że jego twarz była niemal tak czerwona jak jego włosy. Chciał coś powiedzieć, ale słowa utknęły mu w gardle. Dlatego zrobił coś innego, zanim zdążył pomyśleć o konsekwencjach. Ostrożnie objął Sebastiana drżącymi z przejęcia ramionami za szyję i przylgnął do niego całym swoim delikatnym ciałem. Po chwili zdał sobie sprawę z tego, czym się to może skończyć, więc zacisnął zęby, spodziewając się uderzenia.
Nie nastąpiło. A zamiast tego otuliły go silne ramiona demona.
- Jesteś słodki, Grell – łagodny, zmysłowo niski głos zabrzmiał tuż przy uchu czerwonego boga śmierci – Unikałem cię, bo miałem rozkaz pomszczenia ciotki panicza. Wiedziałem, że nie mogę się do ciebie zbliżać. Próbowałem cię odstraszyć złośliwościami i biciem, ale ty okazałeś się strasznie uparty. Z początku myślałem, że to zwykłe fanaberie wariata, ale teraz widzę, że kochasz mnie naprawdę.
- Sebastianie... więc... ty też coś do mnie czujesz? – szepnął, opierając głowę o jego bark. Serce mu przyspieszyło i Grell był pewien, że zaraz wyskoczy mu z piersi – Od samego początku czułeś? Nawet wtedy, gdy ty... gdy ty... z nią...
- Gdy brałem tamtą dziewczynę, wyobrażałem sobie, że robię to z tobą – powiedział demon, mrużąc oczy.
Taki szaleniec jak Grell mógł się spodziewać wszystkiego. Każdej odpowiedzi... nawet najgorszej i najbardziej obrzydliwej. Ale jednak nie przewidział tej jednej opcji, którą właśnie wypowiedział demoniczny lokaj. Słysząc taką niesamowitą jak ze snu odpowiedź, czerwony bóg śmierci zapomniał nie tylko o oddychaniu. Zapomniał też o biciu serca... zupełnie je zatrzymał na ułamek sekundy. To było jak cisza przed burzą, bo gdy tylko serce ponownie ruszyło, nabrało zawrotnego tempa. Normalny człowiek umarłby od tak szybkiego pulsu. Grell westchnął przeciągle, a ten dźwięk przeszedł w wibrujący jęk... cóż za niesamowity głos!
- Widzę, że się cieszysz – skomentował to Sebastian, gładząc go palcami po plecach i co jakiś czas chwytając jego krwiste kosmyki, by się nimi pobawić. Na jego twarzy widniał nieodgadniony, tajemniczy uśmiech – Możesz mi zdradzić pewien sekret? Czy wtedy... gdy byłem z tamtą suką, wyobrażałeś sobie, że to ty jesteś na jej miejscu?
- Byłem wściekły – odparł bóg śmierci, gdy trochę uspokoił reakcje swego ciała – Czułem się cholernie zdradzony i niechciany. Wyobrażałem sobie sto sposobów na zarżnięcie tej dziwki. A jednocześnie jej zazdrościłem, że to ona może czuć twój dotyk. Tak, przez chwilę sobie wyobrażałem, że to ja leżę pod tobą na sianie!
Demon spojrzał na niego łagodnie... czule wręcz, a potem ujął go za podbródek i przysunął do siebie. Łagodnie musnął wargami jego usta, kosztując ich w subtelnym, ledwo wyczuwalnym pocałunku... który był jak obietnica czegoś więcej. Zszokowany tym Grell nie zdążył w porę zareagować i zanim odpowiedział na ten pocałunek, usta czarnowłosego lokaja były już zbyt daleko.
- Powiedz mi, Grell... czy nadal marzysz o tym, by być na miejscu tamtej dziewczyny? Czy nadal marzysz o tym, by być moją Julią? – spytał Sebastian zmysłowym półszeptem, a czerwień jego oczu pogłębiła się nieziemsko. To nie były oczy śmiertelnika, tylko prawdziwej nadprzyrodzonej istoty.
Oczarowany bóg śmierci rozchylił usta, by coś odpowiedzieć, ale przez chwilę nie potrafił. Kręciło mu się w głowie z wrażenia i zupełnie nie mógł uwierzyć w to, że ta rozmowa dzieje się naprawdę! Na samą myśl o tym, co powiedział demon, Grell ujrzał mgiełkę przed oczami i czuł się tak, jakby miał zaraz zemdleć. Och, tak bardzo chciał przeżyć szalone i romantyczne chwile w jego ramionach! Marzył o tym, odkąd zobaczył Sebastiana po raz pierwszy, będąc zamaskowanym pod postacią nieudolnego lokaja.
- Tak, Romeo – rzekł cicho.
Ta odpowiedź wystarczyła demonowi. Uśmiechnął się promiennie i wziął czerwoną piękność na ręce jak prawdziwą damę. Następnie skierował się z nią w stronę pokojów gościnnych rezydencji. To dość daleko od gabinetu hrabiego. Nikt nie usłyszy...

* * *

Jedna z gościnnych sypialni była urządzona w nastrojowych barwach, w większości zielonej i błękitnej. To działało kojąco na zmysły i ułatwiało zasypianie. Jednak obie postacie, które przybyły do pokoju, wcale nie miały zamiaru spać. Przynajmniej nie teraz.
Sebastian posadził Grella na aksamitnej pościeli, a potem zamknął drzwi na klucz. Nie mógł pozwolić, by ktoś mu przeszkadzał w takiej chwili. Z kolei Grell nie był pewien od czego zacząć. Zawsze wyobrażał sobie tę chwilę na sto różnych sposobów i nigdy nie był pewien, który z nich jest najdoskonalszy. Tym razem jednak... bóg śmierci miał pustkę w głowie.
- Masz jakieś specjalne życzenia, moja księżniczko? – zapytał nagle demon, przyklękając obok niego, by po chwili przesunąć palcami po jego zgrabnej nodze – Mam przynieść róże i rozsypać ich płatki dookoła? A może zapalić świece zapachowe? Albo mam zrobić coś innego?
- Po prostu mnie pocałuj – odparł krótko Grell. Chciał się zrewanżować za tamtego nagłego całusa, na którego nawet nie zdążył odpowiedzieć. Owszem... świece i róże to wspaniały pomysł, ale... zdał sobie sprawę, że tak naprawdę do szczęścia trzeba mu jedynie Sebastiana. Więc wszelkie inne dodatki były zbędne.
- Tak, moja pani... – zamruczał demoniczny lokaj, mrużąc seksownie oczy.
Następnie podniósł się i nachylił nad czerwoną ślicznością, by pocałować ją śmielej, głębiej... z prawdziwą pasją. Mało tego... w trakcie pocałunku wsunął kolano między nogi boga śmierci o otarł nim kilka razy o jego dumę, skrytą na razie pod materiałem. Ale i tak zareagowała ona niezwykle żywo. Grell już próbował odpowiedzieć swoimi wargami na pocałunek demona, lecz ta dodatkowa pieszczota zupełnie wytrąciła go z rytmu. I wywołała kolejny rumieniec... czerwony bóg śmierci zawsze uważał się za kobietę, a teraz ta charakterystyczna wypukłość w jego spodniach jednoznacznie zdradzała jego płeć. Przerażony tym faktem Grell cofnął się od demona... czuł bowiem podświadomie, że nie dorówna tamtej szmacie. Nie z tym „defektem”.
- Co się stało? – spytał Sebastian, wpatrując się jak kochanek zakrywa dłońmi zawstydzający element ciała. To tak słodko wyglądało, że demon nie mógł powstrzymać mruczenia.
- Jestem wadliwy – zaskomlił Grell, cofając wzrok.
- Och... co ty pleciesz? Z tego co widzę, wszystko u ciebie działa prawidłowo – czarnowłosy przysunął się do spłoszonego boga śmierci i musnął wargami jego łabędzią szyję – Dawno nie czułem się tak wielbiony przez kogoś. Nie wstydź się tego – ujął jego nadgarstki w dłoń i odsunął je na bok, zmuszając do odkrycia wypukłości – Jesteś piękny.
- Gdybym był piękny, miałbym mnóstwo wielbicieli. A tak... wszyscy ode mnie uciekają – powiedział cicho Grell.
- Uciekają, bo jesteś Śmiercią... a oni są idiotami – Sebastian bawił się chwilkę czerwoną wstążką przy szyi kochanka, a potem rozwiązał ją jednym szarpnięciem – Ja nie będę uciekał... dam ci przyjemność, o jakiej nie śniłeś – smukłe palce w białych rękawiczkach zajęły się odpinaniem guzików kamizelki i koszuli, a następnie zsunęły te ubrania z ramion kochanka.
Tak, Grell był piękny. Teraz dopiero było widać, jaką był delikatną, kruchą istotką. Miał wąskie ramiona, zupełnie pozbawione jakichkolwiek wyrazistych mięśni... podobnie było z jego torsem. Jedyne, co dało się od razu zauważyć, to linia żeber. Jakim cudem takie chuchro potrafiło wymachiwać ciężką, wibrującą piłą? Być może potrafiło tylko dlatego, że nie było śmiertelnikiem.
Zachwycony Sebastian zdjął rękawiczki i przejechał opuszkami palców po tej alabastrowej, miękkiej jak aksamit skórze. Po drodze trącił zaróżowiony sutek i wywołał przez to cudowny, drżący jęk u kochanka. Jęk zabarwiony zawstydzeniem i niepewnością... to dało demonowi do zrozumienia, że Grell mówił prawdę. A to oznaczało, że to piękne ciało było zupełnie niewinne... nietknięte przez nikogo.
- Piękny – powiedział Sebastian, nachylając się, by ucałować drugi delikatny, różowy guziczek.
Bóg śmierci czuł, że z każdą taką pieszczotą jego spodnie stają się ciaśniejsze. Że też uwziął się na obcisłe rzeczy! Będzie musiał pozbyć się tych spodni jak najszybciej, zanim uciskanie stanie się nie do zniesienia... A tymczasem wyplątał ramiona ze swojej zdjętej górnej części garderoby i odrzucił ją na bok, by nie zawadzała. Czerwony płaszcz zsunął się z krawędzi łóżka jak spływający, krwawy wodospad. Następnie Grell sięgnął do koszuli demona z zamiarem jej rozpięcia, ale został zatrzymany przez stanowczy chwyt dłoni.
- Dlaczego? – spytał zdziwiony bóg śmierci – Też się wstydzisz?
- Nie... po prostu mój pan może mnie wezwać w każdej chwili. Dał mi czas wolny, ale nie wiem ile to będzie trwało – westchnął demoniczny lokaj – Każda minuta jest cenna.
- Ale... chciałbym cię dotykać, tak jak ty mnie dotykasz. Nie chcę tylko bezczynnie leżeć.
- Jeszcze ci pokażę, jak będziesz mógł mnie pieścić – Sebastian uśmiechnął się tajemniczo, a potem pochylił się, by zająć się zdjęciem reszty ubrań kochanka.
I kolejna, miła niespodzianka. Niegrzeczny chłopiec nie nosił bielizny, tak więc od razu było widać to, co najbardziej powinien ukrywać... jego wąskie biodra i kształtną męskość. Demon nie mógł się powstrzymać i objął palcami jej czubek, masując chwilkę. Ta pieszczota natychmiast sprawiła, że Grell wygiął się i wydał urywany jęk... stłumiony z obawy przed tym, że ktoś usłyszy.
- Nie martw się... krzycz bez obaw, mój słodki. W tej części domu nikt nie przebywa – zamruczał Sebastian, tym razem chwytając jego dumę u nasady i przesuwając wnętrzem dłoni na całej jej długości. Chwyt ten był dość mocny, a ruch energiczny... a na dodatek demon powtarzał to kilka razy.
Ten stanowczy dotyk sprawił, że po całym ciele boga śmierci przechodziły gorące fale i silne impulsy rozkoszy. Zmuszały go do głośniejszych, mniej skrępowanych jęków, które stopniowo przeszły w drżące, przepełnione zmysłowością krzyki... Zmuszały go też do wicia się i wyginania pod kochankiem... wprawiały każdy drobny mięsień ciała w ruch... W tej chwili Grell nie myślał o niczym innym, jak tylko o tym, by otrzymać jeszcze więcej.
Ale Sebastian przerwał pieszczotę równie nagle, jak ją zaczął. Mało tego, pochylił się i zaczepnie polizał sutek czerwonej piękności, wsłuchując się w jej spragniony jęk.
Widok rozpalonego do granic możliwości Grella był niczym dzieło sztuki. Demon chłonął wzrokiem jego rozchylone usta, półprzymknięte oczy, rumieńce na twarzy... Mógłby tak dłużej, ale nie było niestety na to czasu. Dlatego ujął kochanka za podbródek i zmusił do podniesienia się do pozycji siedzącej. Sam stanął przy łóżku i rozpiął spodnie, uwalniając swoją męskość.
Półprzytomny Grell nie wiedział za bardzo co się dzieje, więc ulegle pozwolił się podnieść. Dopiero, gdy zobaczył sporą dumę demona tak blisko swojej twarzy, ocknął się i westchnął z zachwytu. Dotknął jej palcami, chcąc naśladować niedawne pieszczoty kochanka. Jednak Sebastian ponownie zatrzymał jego dłoń.
- To ważne, Grell – powiedział poważnym tonem – Jesteś nietknięty, więc będzie cię bolało. Niestety nie mogę iść do łazienki po jakikolwiek olejek, gdyż mógłbym wzbudzić podejrzenia panicza. Dlatego musi nam wystarczyć ślina. Im lepiej go obliżesz, tym mniej będzie bolało... a najlepiej by było, gdybyś go wziął do ust.
Bóg śmierci przez chwilę wyobraził sobie makabryczną scenkę z udziałem dumy kochanka i swoich ostrych jak brzytwa zębów... a do tego jedno trafne słowo – gilotyna. Wzdrygnął się na samą myśl. Może wcześniej chętnie by zrobił coś takiego Sebastianowi, ale nie teraz.
- Spójrz tylko na moje zęby... nie nadaję się do tego – westchnął.
- Wierzę, że coś z tym zrobisz, moja zdolna aktorko – zamruczał demon.
Aktorka... to było słowo klucz, które przypomniało Grellowi o częściowej zmianie postaci na ludzką. Po chwili bóg śmierci mógł się już pochwalić rzędem prostych, zupełnie niegroźnych zębów. Zadowolony z takiego obrotu sprawy, chętnie przysunął się do kochanka bliżej i trącił językiem czubek jego męskości. Demon zamruczał gardłowo, zachęcając go do dalszych pieszczot. Właściwie nie musiał tego robić, gdyż Grell tak bardzo chciał się odwdzięczyć za to, co otrzymał wcześniej, że jego języczek aż wirował.
Moment zawahania się przyszedł dopiero w momencie, gdy bóg śmierci miał wziąć do ust tego twardniejącego olbrzyma... dokładnie... olbrzyma. Ten gorący pal zdawał się rosnąć z każdą chwilą i Grell zaczynał się już zastanawiać, czy w ogóle się on w niego zmieści. Wszelkie wątpliwości rozwiała jednak dłoń Sebastiana, która czule pogładziła go po głowie. Czerwony bóg śmierci przymknął oczy i objął wargami czubek męskości, by po chwili przyjąć go w siebie. Chwilkę go ssał, smakował i oswajał się z nim, a następnie zaczął ostrożnie poruszać głową. Z początku robił to nie tak jak trzeba, ale demon nakierował go swymi dłońmi.
- Och... teraz dobrze – jęknął zmysłowo demoniczny lokaj – Spróbuj się rozluźnić i przyjąć go w gardło.
Sebastian nie liczył na to, że kochankowi uda się to zrobić podczas swojego pierwszego razu. Do tego się dochodzi po długich ćwiczeniach. Ale warto było zachęcić... To ciepłe, wilgotne wnętrze sprawiało, że demon wydawał coraz bardziej namiętne jęki. Jednak wiedział, że najcudniej będzie, gdy zanurzy się w innym wnętrzu... już niedługo.
- Wystarczy – wydyszał demon, łagodnie odsuwając Grella od siebie. Przy okazji zerknął w dół. Świetna robota... pal aż lśnił. Jeszcze tylko ostatni etap przygotowania.
Czarnowłosy ułożył boga śmierci na brzuchu. Tak będzie miał do niego lepszy dostęp, a po za tym mógł się napatrzeć na jego kształtne, jędrne pośladki i tę cudną, wąską dolinkę między nimi. Pogładził go uspokajająco po biodrze i ucałował w kark.
- Muszę tak leżeć? – spytał cicho Grell – Chcę cię obejmować... patrzeć na twoją twarz, całować się z języczkiem...
- Tak będzie lepiej... unieś biodra i rozluźnij się – odparł demon, śliniąc dwa palce.
I zaraz potem wcisnął je w ciasny tunelik, który się ukazał między dwoma ślicznymi półkulami. Och... jaka to była genialna, nietknięta ciasnota, która stawiała łagodny opór.
Grell krzyknął z bólu, zupełnie nie spodziewając się tak nagłego wtargnięcia i to w dodatku dwóch palców od razu. Spróbował się rozluźnić według rady kochanka, ale było to bardzo trudne. Może gdyby otrzymał pocałunek w usta, byłoby łatwiej? W końcu jednak udało mu się uspokoić, dzięki nadludzko silnej woli i zaakceptować ruchy palców w sobie... oraz uczucie bycia rozwieranym. Ból nadal był obecny, lecz bóg śmierci zdawał sobie sprawę, że było to konieczne. Przecież jego demoniczny kochanek mógł go posiąść od razu, a tak... starał się dla niego.
- Jesteś bardzo dzielny – szepnął Sebastian, rozwierając go jeszcze bardziej. Żeby stłumić jakoś ból kochanka, polizał go za uchem – Podziwiam cię, moja krwawa Julio. Teraz jednak musisz być jeszcze dzielniejsza... Będziesz?
- Tak... – odparł Grell w przerwie między jękami. Zaczął się już przyzwyczajać do bólu i nawet odczuwać rozkosz z ruchów palców... ale teraz domyślił się, że czas na coś więcej.
- Mój śliczny – zagruchał demon, wycofując dłoń, by oprzeć ją na biodrze Grella.
Przyciągnął go bliżej na skraj łóżka, gdyż sam nadal nie wpełzł na pościel... teraz dzieliły ich tylko centymetry. Sebastian złapał kochanka mocniej za biodra i przycisnął je do swoich, zanurzając się w pełni w jego ciasnym i gorącym wnętrzu. Wydał przy tym głośny jęk... pełen niepohamowanej przyjemności.
Jednak ten jęk został zupełnie stłumiony przez rozdzierający krzyk boga śmierci. Krzyk pełen bólu... a nawet wibrowała w nim nutka strachu. Grell nie tak wyobrażał sobie swój pierwszy raz ze swoim ideałem. W jego wizji było miejsce na obejmowanie się, wzajemne pocałunki i spoglądanie sobie w oczy. A teraz... był tylko porażający ból i ta poniżająca, zwierzęca pozycja. Tak będzie lepiej? Może i tak... ale na pewno nie dla Grella. Bóg śmierci miał wrażenie, że został rozerwany od środka... wbił kurczowo palce w pościel, powstrzymując łzy.
- Przepraszam... – zatroskany głos Sebastiana zabrzmiał bardzo blisko jego ucha – Gdybyśmy mieli olejek i więcej czasu... nie zrobiłbym tego tak... Bądź dzielny, jeszcze trochę. Wynagrodzę ci to... obiecuję.
Zaraz po tych słowach Grell poczuł, że dłoń demona powędrowała do jego męskości i zaczęła ją subtelnie pieścić. To był taki rozkoszny kontrast do tego, co działo się w jego wnętrzu. Bóg śmierci rozluźnił się pod wpływem tego dotyku, jęcząc słodko. Wiedział już co robić... skupił się na ruchach ręki, a nie na gorącej, wbijającej się w niego twardości. Chcąc lepiej poczuć przyjemność, odruchowo zaczął kołysać biodrami... nie zwracał już uwagi na to, że przy okazji zadawał sobie większy ból... odkrył bowiem, że między rozkoszą a bólem jest bardzo cienka granica, na której można balansować.
Sebastian był mile zaskoczony zachowaniem kochanka. Wystarczył taki drobiazg jak dotyk, by Grell aktywnie odpowiadał na ruchy jego bioder. Zadowolony z tego faktu demon zamruczał gardłowo jak najedzony tygrys i pchnął mocniej... zachłanniej wdzierając się w aksamitny tunelik. Przestał nad sobą panować... seks doprowadzał go do szaleństwa. Liczyło się dla niego tylko to, by brać mocniej i szybciej to, co zostało mu ofiarowane. Przestały go nawet interesować drżące jęki Grella... tak głośne i bezwstydne, że brzmiące niemal jak krzyki zawodowej dziwki.
Aż w pewnym momencie nastąpił wybuch. Grell poddając się kompletnie dzikiej pieszczocie dłoni kochanka, ujrzał mroczki przed oczami. Wygiął się w łuk, czując, że jego ciało całe się spina, by po chwili gwałtownie się rozluźnić... odczuć pierwszą w jego istnieniu ekstazę. Bóg śmierci wydał przenikliwy, głośny krzyk i gwałtownie doszedł, zostawiając na dłoni Sebastiana swoją ciepłą lepkość.
Demoniczny kochanek nie odczuł tego zupełnie, gdyż sam był pogrążony w narastającej rozkoszy, która obejmowała już całe jego ciało. Wbił paznokcie w udo Grella, przycisnął jego biodra mocniej do swoich i szarpnął się mocno, wykonując ostatni, brutalny ruch w jego wnętrzu. Dopiero wtedy jęknął głośno, z nutą perwersyjnej satysfakcji, by po chwili wytrysnąć w nim obfitą, gorącą strugą.
Zaraz potem nastąpiła niesamowita cisza, przerywana tylko ciężkimi oddechami obu kochanków, próbującymi uspokoić oszołomione silnymi doznaniami ciała. Grell był tak zmęczony i dziwnie szczęśliwy, że nie poczuł spływających po swoich policzkach łez. Z kolei Sebastian klepnął go w pośladek, a potem opuścił jego wnętrze.
- Zbieraj się – rzucił krótko, wycierając chusteczką lepiącą się dłoń.
Bóg śmierci osunął się na łóżko i odwrócił głowę w stronę kochanka. Nie dotarło do niego nic. Nie wiedział nawet, że krwawi.
- Powiedziałem, zbieraj się – syknął ostrzej demon, gdy zapinał spodnie. Jego oczy zalśniły straszliwą, piekielną czerwienią.
- Jak to? – szepnął zszokowany Grell.
- Nie rozumiesz? Od dziwki oczekuje się, by dała dupy i odeszła – padła lodowata, okrutna odpowiedź – Więc się wynoś. Nie potrzebuję cię już.
To było nierealne... nie... na pewno te słowa nie padły. To tylko chora podświadomość boga śmierci płatała mu figle.
- Sebastianie... – zaskomlił i podpełzł na skraj łóżka, by dotknąć jego dłoni.
Został uderzony w twarz.
- Ale ty jesteś głupi, Grell – zadrwił Sebastian – Wystarczyło trochę ci naopowiadać o miłostkach i już nadstawiasz tyłek. Nigdy nie myślałem o tobie, jako o obiekcie do rżnięcia... za bardzo się tobą brzydzę.... jednak jestem demonem i kocham zadawać cierpienie innym. Skoro tak mogłem cię skrzywdzić, skorzystałem z tego. A wiesz, czemu mi było z tobą przyjemnie? Pieprząc cię, myślałem o swoim uroczym paniczu.
Te słowa raniły bardziej, niż wcześniejsze uderzenie w twarz. Grell słuchał ich z niedowierzaniem... tak bardzo chciał, by to była nieprawda. Ale ogniste spojrzenie czerwonych oczu demona było tak realne...
- Nie... nie! – zawył bóg śmierci, a potem rzucił się na niego jak wściekłe zwierzę, chcąc go pogryźć swymi straszliwymi kłami. Sprawił bowiem, że znów mu się pojawiły.
Sebastian ponownie go uderzył i złapał za szyję, ściskając mocno gardło.
- Wynoś się. Za dziesięć minut ma cię tu nie być – syknął, a potem rzucił go na łóżko.
Po tych słowach wyszedł z pokoju.
Grell patrzył długo w drzwi, za którymi zniknął demon. Ciężko było jednak coś widzieć przez zamoczone od łez okulary. Bóg śmierci dopiero po dłuższej chwili sięgnął po swój czerwony płaszcz i narzucił go na siebie. Nie miał sił się w pełni ubrać... z resztą nie chciał. Ciągle czuł w sobie lepiącą się pozostałość po kochanku. Czuł się przez to ohydnie brudny. Łkając, pozbierał swoje rzeczy i przycisnął je do piersi. Nie był pewien dokąd teraz ma się udać. Cały jego świat się zawalił... roztrzaskał się na miliony szkarłatnych odłamków szkła...